James Lorcan Anderhil DpyVgeN
James Lorcan Anderhil FhMiHSP


 

James Lorcan Anderhil

James Anderhil
James Anderhil
James Lorcan Anderhil Wto 12 Lut 2019, 19:32

POSTAĆ
Imię: James, Lorcan
Nazwisko: Anderhil
Wiek: 28 lat / 18 letni staż w obozie
Pochodzenie: Szkocja, Ullapool
Rodzic: Magni
Drużyna: Tyra
Ranga: Członek drużyny
Zajęty Wygląd: Barnes Ben
Aparycja
James, jest wysokim (187 cm) mężczyzną o atletycznej sylwetce. Od najmłodszych lat miał kontakt z końmi lubił pływać, a przede wszystkim pokochał sporty walki i z zamiłowaniem je uprawia między innymi; kick-boxing, wushu oraz karate w stylu Mishima. Aktywność fizyczna wprowadzona już za dziecięcych lat w przyszłości zaowocowała, a lata spędzone w obozie zahartowały ciało kształtując je na wzór szlachetnych synów Sparty.
Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, cóż może i coś w tym jest, a może to tylko wymysł jakiegoś poety? Jednak niezaprzeczalnie cechą szczególną u Jamesa, są jego oczy. Rzekłbyś zagadkowe zdolne wyrażać skrajne okrucieństwo jak i szlachetną, niewymuszoną dobroć. Zdradzające się często w chwilach ekscytacji ognikami, które kiedyś matka widząc je nazwała żartobliwie „diabełkami”. I ilekroć chłopak, był czymś żywo zainteresowany, czy też w chwilach radości te dwa „diabełki” fikały koziołki. Oczy te są barwy ciemnego orzechu. Na twarzy herosa, znacznie częściej uświadczymy delikatny uśmiech świadczący o pogodzie ducha, niżeli obojętność i smutek. Owszem bywają dni kiedy to melancholia pogrąży umysł młodzieńca wówczas poszukuje samotności i wytchnienia. Jednakże stosunkowo rzadko popada w taki stan. Patrząc z perspektywy obserwatora Anderhil uchodzi za przystojnego mężczyznę o czarującym uśmiechu.
Ciało mężczyzny poznaczone jest kilkoma bliznami są to pamiątki po odbytych misjach, bądź pojedynkach z innymi półbogami.
Zwykł ubierać się tak, aby zachować swobodę ruchów nie wzgardzi koszulą i krawatem ale znacznie lepiej czuje się w dopasowanej zbroi. W dniu opuszczenia domu rodzinnego matka przekazała mu swój „klejnot” naszyjnik, który dostała od Magniego, była to „Evening Star”.  Z kolei na wskazującym  palcu prawej dłoni nosi sygnet z białego złota przedstawiający misternie wykonanego Uroborosa zjadającego własny ogon jest to pamiątka po ojcu. Biżuteria ta zmienia się w miecz, którego klingę zdobi grawerowana sentencja zapisana runami oznaczająca w dosłownym tłumaczeniu „na pohybel skurwysynom”.  
Charakter
Charakter to coś, co kształtuje się przez całe życie wskutek różnych sytuacji, doświadczeń i przeżyć. Mimo to fundamentalne cechy rzadko się zmieniają. Wychowywany przez samotną matkę James, doświadczył miłość, przekonał się o poświęceniu i zrozumiał czym jest szacunek. Mimo braku ojca nigdy nie odczuwał pustki w sercu. Nie było sensu trzymać jej dla kogoś, kto wypiął się na rodzinę. Brak jednego z rodziców czy tego chciał, czy nie odbił jednak swe piętno. Jako dziecko, był wrażliwy i kurczowo trzymał się matczynej ręki co często bywało powodem drwin ze strony rówieśników. Jednak z czasem nabrał dystansu do ludzi. Zrozumiał, że życie nie daje taryfy ulgowej i tylko czeka na sposobność by kopnąć w tyłek.
Jest człowiekiem z wyraźnie określonymi zasadami i nie zwykł ich naginać.  Przez otoczenie często postrzegany jako; staroświecki, bez krzty humoru, poważny, elegancik. Jednakże dla osób, które darzy sympatią, jest życzliwy i pomocny, a przede wszystkim lojalny. Natura obdarzyła go sporą dawką empatii i wrażliwości co w dzieciństwie było brane za słabość. Ceni sobie spokój i ciszę lubi samotność raczej duszą towarzystwa go nie można nazwać woli zdecydowanie bardziej trzymać się na uboczu. Honor, poświęcenie, przyjaźń to wartości, którymi kieruje się w życiu.
Szarmancki i kulturalny w stosunku do innych i zazwyczaj pogodnie spogląda na świat. Dla wrogów jednak niemający litości, pamiętliwy i cięty, nie zwykł dawać drugiej szansy.
Przykładowy post


09. 11. AD 2014 Kanada, Rossland

Płatki śniegu leniwie opadały pokrywając białą perzyną senne miasteczko, które od kilku dni spoczywało w szponach mrozu. Ludzie pochowali się w domach widząc, że w taką pogodę nie ma sensu ruszać tyłka sprzed telewizora. I wcale im się nie można było dziwić, mało komu przychodziło do głowy włóczenie się tym bardziej, że zmierzchało. Wyjątek jak zwykle stanowił pub będący najjaśniejszym punktem w całej mieścinie. Niczym latarnia morska wskazywał drogę zbłąkanym, pragnącym towarzystwa lub jeno spragnionym duszom. Jedyny w mieście przez to tłumnie odwiedzany, lecz dzisiejszego dnia jakby i jemu udzieliła się atmosfera. Jedynie starzy bywalcy przesiadywali po kątach w jednym z nich siedział mężczyzna w podartym i brudnym płaszczu ze śladami zmęczenia odbitymi na twarzy. Ów przybysz nie opowiedział się barmanowi z imienia, a jedyne co ten wiedział to fakt, że wędrowiec ten nadszedł z północy.
Wszystko szło zgodnie z planem oczywiście do czasu. Zawszę kurwa musi być jakiś haczyk, ot taka niespodzianka od losu… – pomyślał nim upił łyk ciemnego piwa. Myśli o tych wydarzeniach prześladowały go na jawie i w marach sennych, lecz to nie z żalu po poległych, owszem była to tragedia jednakże śmierć dla herosa to chleb powszedni i trzeba się z tym pogodzić, a żal w sercu stłumić. Jednak myśli mężczyzny zajmowało to jakim cudem dali się tak podejść, tak perfidnie zwieść, jak naiwne bachory wystawić na odstrzał. I pomyśleć, że pierwotny plan zakładał zupełnie co innego...
Zupełnym przypadkiem znalazł się wśród wybranych przez Tyra i Dionizosa herosów, którzy mieli udać się na tajną i niezwykle ważną wyprawę w celu odszukania legendarnego artefaktu zwanego „łzą Ashy”, który wedle pogłosek zaginął, bez mała sześć wieków temu. Wyruszyli piątego dnia o świcie dziewięciu piechurów i jak. Po dniach spędzonych na przygotowaniach, planowaniu i zbieraniu informacji wszystko było jasne i klarowne. Półmetkiem podróży, był obóz orków na granicy stanu Montana, gdzie pewien przyjaźnie nastawiony ork o imieniu Maku Trelak zgodził się zostać naszym przewodnikiem w dzikich i odludnych regionach centralnej Kanady. Ork ten okazał się nad wyraz przyjaznym i elokwentnym towarzyszem wędrówki, a podczas obozowisk raczył nas swym słowiczym śpiewem i grą na lutni. Odszukanie artefaktu było względnie prostym zadaniem bowiem przybliżone współrzędne zostały nam przedstawione przez Dionizosa, a także bóg ostrzegał, że moc tego przedmiotu przyciąga najmroczniejsze spośród potworów. Wówczas jego słowa odebraliśmy jako „radę dobrego wujka” nie wiedząc co przyniesie przyszłość, a ta jak się okazało zweryfikowała nas okrutnie i bez litości.
Wskazówki podarowane przed boga okazały się pokrywać z prawdą i bez większego trudu odnaleźliśmy wejście do lodowej groty, u podnóża góry. Kroczyliśmy pewnie, bez lęku zachowując jednakże czujność, gdyż wiedzieliśmy, że tego typu miejsca aż roją się od przeróżnych plugastw i tak też było w tym przypadku początkową przeszkodą okazał się być zdziczały troll jaskiniowy, który jednak nie stanowił dla wprawnych herosów większego wyzwania. Później nie było już tak kolorowo, a lód i głazy groty ubarwiła posoka półbogów zaścielona truchłem stworów. Mimo to kroczyliśmy dalej w głąb mrocznej i mroźnej otchłani pogrążając się w tym lodowym piekle. Nie licząc godzin schodziliśmy dalej w głąb zdawać, by się mogło, że dosięgniemy samego Niflheim. Jednak nie, los okazał się łaskawszy niż kraina bogini śmierci, acz nie mniej okrutny.
Zamieszkująca pod sercem góry bestia potomek mroku przed, którym drżą nawet bogowie. Stwór o czerwonych ślepiach w których drzemie ukryta furia. O rękach splamionych krwią dziesiątek niewinnych istot. To on odnalazł „łzę Ashy”, a my odszukaliśmy śmierć z rąk True Ogre…
Cud, jak można określić to, że wraz z Orkiem przeżyliśmy można wytłumaczyć tylko i wyłącznie jego pierwotnym instynktom przetrwania. Czując zagrożenie uciekł chwytając głupiego i naiwnego półboga jak worek kartofli nie bacząc na jego protesty i krzyki mordowanych. Nie obejrzał się za siebie i biegł na złamanie karku przed siebie. Bestia widocznie ledwo co przebudzona z letargu nie dostrzegła uciekających zajęta intruzami, którzy ośmielili się ją zbudzić.
Późniejsze wydarzenia jawiły się jak sen trudno orzec co było prawdą, a co tylko wytworem wyobraźni. Z Maku Trelakiem nie poruszaliśmy tematu o stworze z lodowej groty. Niedługo potem przyszło nam się rozstać na skraju starej puszczy…

Ponowne przetrawienie sytuacji sprzed paru dni obudziło gniew i rządzę zemsty na stworze, który wybił całą drużynę. Niemniej rozsądek ostrzegał, że głupotą byłaby pojedyncza szarża na True Ogre, tu potrzebny jest legion herosów, a nie jeden naiwny kretyn, któremu fartem udało się uniknąć kostuszej kosy. Śmierć na polu walki jest chwalebna i upragniona przez każdego wojownika, lecz tylko idiota stanie w szranki z bestią, której lękają się bogowie. Jedyną opcją pozostało wrócić do obozu i zawiadomienie Tyra o niepowodzeniu wyprawy.
Spojrzał na resztkę piwa mimo, że ochota na jeszcze jednego była to pokonał tą pokusę i wypił bez dalszego namysłu chłodnawy alkohol. Nie zdołał zrobić nic więcej bowiem, gdy się sposobił do wstania pod jego stolik podeszło trzech rosłych mężczyzn zagradzając drogę do wyjścia. Stosunkowo młodych nawet można pokusić się o stwierdzenie, że rówieśników Jamesa. Jeden z nich miał na twarzy wyraźnie odciśnięte ślady po ospie i ten właśnie odezwał się jako pierwszy.  
– Czego taka zapijaczona przybłęda szuka w naszym mieście, he? – podchmielony głos mężczyzny nieprzyjemnie zadźwięczał w uszach. James, przełknął ślinę czując, że dyplomacją nie zmieni intencji tych ludzi. Potrafił czytać z ruchu ciała i gestów to też domyślił się że podpici faceci szukali rozrywki. A obcy i skromnie odziany przybysz prezentował się wręcz wybornie dla wyładowania gniewu.
– Was jest trójka – półbóg powiódł po nich wzrokiem – a ja jestem jeden. Ale wcale nie jest was więcej. Widzicie to taki matematyczny paradoks i wyjątek od reguły. – Uśmiechnął się półgębkiem czując jak napinają się mięśnie w przeczuciu bliskiej aktywności.
–  Znaczy, że jak? Co? Kurwa na rozum z osłem się zamieniłeś? Gadaj po ludzku! – warknął ospowaty i zacisnął pięści. Widać irytowała go ta rozmowa.
– Mówię, żebyście spierdalali stąd w podskokach. Póki jeszcze jesteście zdolni do podskoków.
Na reakcję mężczyzn nie trzeba było długo czekać z miejsca rzucili się na przybysza. Pierwszy doskoczył ospowaty i ciosem pięści chciał trafić w szczękę został jednak zblokowany i odepchnięty. Dwóch jego kompanów nie zdając sobie sprawy z tego kogo atakują przepuściło ciosy wolne i koślawe, proste do uniknięcia. Anderhil, czując w sobie ochotę do mordobicia i chęci pozbycia się negatywnej energii jaka go przytłaczała przez ostatnie kilka dni. Przeszedł z defensywy do ataku pierwszego poczęstował serią trzech ciosów i to wystarczyło, by oponent padł jak rażony piorunem na deski. Widząc, że przybysz potrafi co nieco dwójka trzymająca się na nogach zmieniła taktykę i wyciągnęli noże
– Nie radzę, noże kaleczą – lecz było już za późno na rady. Lider grupki  rzucił się wprost na herosa. Ten nie myśląc za wiele wręcz działając instynktownie uniknął pchnięcia i porwał z blatu stolika ołówek, który niezawodnie zapodział się barmance podczas przyjmowania zamówienia, a teraz tkwił w oku ospowatego zagłębiony do połowy.
Kompan ospowatego widząc to nie uciekł, a ku zaskoczeniu Jamesa, zaatakował. Cięcie od góry na skos miało zapewne trafić w twarz, lecz heros bez trudu uniknął cięcia samemu rewanżując się kopniakiem pod kolano i zakończenia tej żałosnej farsy wbijając zakrwawiony i lekko nadłamany ołówek w ucho przebijając bębenek i co tam jeszcze było. Atakujący zaryczał przeraźliwie z bólu i padł na kolana.  
Anderhil, otarł niespiesznie krew z mankietu płaszcza i ruszył do drzwi nie zatrzymywany przez nikogo. Żegnany szlochem barmanki, która stała skamieniała trzymając kurczowo butelkę whisky i haftami zapijaczonego dziadygi, któremu jak widać alkohol nie służył.
Nie powróci już do tej miejscowości, lecz nie z wyrzutów sumienia. Tych nie ma wcale wszak ostrzegał. A raczej z innego powodu bardziej prozaicznego, a mianowicie kanapki o które prosił były podane z keczupem, a nie tak jak prosił z majonezem i piwo za mocno chrzcili...    

Ciekawostki


- Ma doskonały kontakt z Matką, która mieszka w rodzinnym miasteczku.
- Uwielbia aktywność fizyczną.
- Zrobił prawo jazdy na motocykl i samochód.
- Poznał tajniki hodowli jaków.
- Przez cztery miesiące na terenie Mongolii tropił Ulfherdina, aż wreszcie dopadł drania.
- Kumpluje się z kilkoma Orkami w tym jednemu z nich zawdzięcza życie.
- Swój "pierwszy raz" miał z Sukkubem. Do dziś kumple się z niego śmieją, że lubi rogaciznę.
- Niespełniony poeta.
- Według opinii najbliższych przyjaciół jest upośledzony umysłowo (mongolizm).
- Jego jedyni przyjaciele to Ragnar, Folklore, Giotto i Fuhrer.
- Ma słabość do pięknych kobiet.
- Potrafi gotować.
- Uwielbia kuchnię włoską, japońską i chińską.
- Zabił dwójkę ludzi, lecz osoba podająca jego rysopis źle go opisała.


Ostatnio zmieniony przez James Anderhil dnia Sro 13 Lut 2019, 01:44, w całości zmieniany 2 razy
James Anderhil
James Anderhil
Re: James Lorcan Anderhil Wto 12 Lut 2019, 19:47

Gotowa.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: James Lorcan Anderhil Sro 13 Lut 2019, 01:46

Kartę akceptuję.

Otrzymujesz na start 460 punktów zwykłych.
Otrzymujesz na start 170 punktów boskich.

Zamykam i przenoszę.

Witaj w Drużynie Tyra!
Sponsored content
Re: James Lorcan Anderhil

James Lorcan Anderhil
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Similar topics
-
» James Lorcan Anderhil
» James Lorcan Anderhil
» James Lorcan Anderhil
» James Lorcan Anderhil
» Pokój #4 - James Anderhil



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Nieaktywne Karty Postaci-
Skocz do: