Matthew Ainsworth Sob 16 Lut 2019, 19:05 | |
| POSTAĆ Imię: Matthew Nazwisko: Ainsworth Wiek: 25 lat Pochodzenie: Londyn, UK Staż w obozie: 15 lat Rodzic: Ares Drużyna: Dionizosa Ranga: członek drużyny Zajęty wygląd: Ash Stymest | |
Aparycja #178 cm wzrostu #szczupły #wysportowany #ciemnobrązowe, prawie czarne włosy #czarny kolor oczu #blizna z lewej strony żeber #tatuaże
"Bo kiedy zbyt długo patrzysz w otchłań, ona również zaczyna patrzeć w ciebie." Trudno powiedzieć obiektywnie, czy jest atrakcyjnym chłopakiem, choć niewątpliwie jego aparycja już przy pierwszym spojrzeniu przykuwa uwagę. Wydaje się jednak, że znacznie bardziej odpowiada ona wyobrażeniom czarnego charakteru, niźli wielkodusznego bohatera. Chłodne, posępne oblicze, które można określić jako codzienną, pokerową maskę Matta, mimo wszystko, nie jest wcale cechą stałą, a samego młodego Ainswortha można by opisać jako człowieka o wielu twarzach. W końcu to nie tak, że stroni od uśmiechu, żartów, czy urokliwych spojrzeń. Podobno z uniesionymi kącikami ust wygląda nawet dobrze… Jednak na takie ocieplenie wizerunku pozwala sobie jedynie w zaufanym i bliskim mu gronie. Jeżeli mowa o posturze potomka Aresa, nie powinno nikogo dziwić, że dba on o swoje ciało, na którym widoczne są wyraźnie zarysowane mięśnie. I chociaż na pierwszy rzut oka Matthew nie wydaje się zbyt postawnym i masywnym mężczyzną, a jego wzrost należałoby określić mianem przeciętnego, nie oznacza to wcale, że brakuje mu siły i wytrzymałości. Wiele czasu poświęca ćwiczeniom siłowym, trenuje walkę wręcz, a także i cięższym orężem. Próbował także łuku, ale po kilku nieudanych próbach stwierdził, że to broń palna znacznie lepiej wpasowuje się w kształt jego dłoni, i tak już pozostało. Ponadto Ainsworth codziennie wieczorem biega, co niegdyś było dla niego jedynie nieprzyjemnym obowiązkiem, środkiem do celu, jakim było utrzymanie nienagannej formy we wszelkiego rodzaju pojedynkach. Z czasem jednak, gdy chłopak zdecydował się na upiększenie tej formy sportu elementami free runningu, parkoura czy free climbingu stała się ona jednym z jego największych hobby. Uniesiona do góry głowa, klatka piersiowa wysunięta lekko do przodu, niezmącone niczym spojrzenie, postawa pełna pewności siebie, męski szyk i elegancja - to wszystko skutkuje tym, że Matthew sprawia wrażenie niezwykle silnego, opanowanego i inteligentnego osobnika, budzącego grozę i postrach wśród innych. Dzieciak Aresa nie zawsze jednak wygląda tak, jakby był uosobieniem samej śmierci. Może poszczycić się również niezwykle urokliwym, szelmowskim uśmiechem, który nieraz zagości na jego twarzy, a znacznie ociepla jego mroczny wizerunek, ukazując jego bardziej przystępną, towarzyską, salonową wręcz naturę. W końcu, nie będąc nazbyt krytycznym, należy przyznać, że ten chłopak jest wyjątkowo błyskotliwym i oczytanym rozmówcą, dżentelmenem o bezbłędnych manierach (przynajmniej wtedy, kiedy ma w tym jakiś interes), kimś wyróżniającym się wśród szarego tłumu i przykuwającym uwagę innych na dłużej. Co nad wyraz istotne, Mattowi nie można odmówić znajomości męskiego szyku i elegancji. Należy do tego grona panów, dla których istnieje wyraźna różnica pomiędzy frakiem, a surdutem angielskim czy między butonierką, poszetką, a brustaszą. Doskonale potrafi także odróżnić eleganckie koszule czy marynarki od szmacianych podróbek. Nie oznacza to jednak, że młody heros za każdym razem pokazuje się wszystkim w idealnie skrojonych garniturach, czy wytwornych płaszczach. To prawda, lubi je, ale nie oszukujmy się, nie jest to najwygodniejszy strój do treningu. Inna sprawa, że ktoś, kogo spłodził sam bóg wojny, mógłby dobyć miecza i w pełnym garniturze, a nawet ciasno przylegający do ciała materiał nie zdołałby go powstrzymać przed wyprowadzeniem śmiertelnego ciosu. Mówiąc o charakterystycznych cechach aparycji, warto wspomnieć również o licznych bliznach i tatuażach zdobiących ciało tegoż młodzieńca. Genezy tych pierwszych raczej u herosa tłumaczyć nie trzeba, szczególnie gdy ma się do czynienia z potomkiem Aresa. Sporawa szrama przechodząca przez lewą stronę żeber czy inne pomniejsze rany, które prawdopodobnie pozostaną z Mattem na dłużej, a może nawet i do końca jego żywotu, to dla niego chleb powszedni. Znacznie ciekawszy jest natomiast ten czarny tusz układający się w przeróżne obrazy. Ainsworth jest ogromnym fanem tatuaży i stosunkowo często decyduje się na nową "dziarę". Ktoś mógłby rzec, że to tylko głupi kaprys, ale prawda jest taka, że każdy ze wzorów ma dla chłopaka znaczenie. Niektóre z nich przypominają mu o ważnych wydarzeniach z jego życia, jeszcze inne symbolizują istotne dla niego cechy czy wyznawane przez niego wartości. | Charakter #ambitny #arogancki #ciekawy świata #egocentryk #honorowy #inteligentny #lojalny #nieufny #odważny #otwarty umysł #perfekcjonista #pewny siebie #próżny #sprytny #towarzyski #uparty
"Jestem katolicką dziwką, co raduje się ze ślubu z czarną Żydówką, która pracuje w wojskowej klinice aborcyjnej. Chwała Szatanowi i życzę miłego popołudnia." Charakter Matta jest z pewnością dosyć złożony i trudno go jednoznacznie ocenić, a żeby w ogóle móc go zrozumieć, należałoby wspomnieć cokolwiek o życiu tego chłopaka. A to go nie rozpieszczało. Samotna matka wychowująca synka to żadne spełnienie marzeń, nawet jeśli później okaże się, że jesteś potomkiem Aresa. Elisabeth Ainsworth wypruwała sobie żyły, by móc zapewnić swojej latorośli lepszą przyszłość, a jako że pracować mogła jedynie późnymi wieczorami i nocami, przez długi czas pełniła rolę tancerki go-go i „ekskluzywnej” damy do towarzystwa. Ta, ekskluzywnej. Była po prostu piękną kobietą, której nie opierali się nawet bogacze… ale jak wiadomo wieści szybko się rozchodzą, a dzieci rozumieją w tych czasach znacznie więcej niż dawniej. Nic więc dziwnego, że Matthew jako dzieciak nie miał w szkołach (bo te dość często musiał zmieniać) lekko. Kilkuletnie smyki bywają nawet podlejsze niż dorośli, więc chłopak od najmłodszych lat wdawał się w liczne bójki. Po jakimś czasie wracał do domu z „wilczym biletem” i historia zaczynała się od początku. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, bo przecież „jego matka to dziwka” (jak w ogóle dzieci w tym wieku zdołały poznać takie oszczerstwa?), a po tym jak kilka razy oberwał w twarz albo został wyśmiany na oczach kolegów, nauczył się podchodzić do ludzi z dystansem. Dzieciństwo jak ta lala, nic dziwnego, że nie lubi o nim wspominać. Mimo wszystko właśnie te momenty jego życia odbijają się echem do dzisiaj, a co za tym idzie, wiele wody w rzece musi upłynąć, żeby ten heros zdołał komukolwiek naprawdę zaufać. Na cechy osobowości wpływ ma wiele czynników: rodzina, otoczenie, traumatyczne przeżycia. Matt wychowywał się właściwie sam. I to nie tak, że miał o to do matki pretensje. Nieraz może ją przeklął przez to, że to z jej powodu musiał przeżyć tyle nieszczęść i niepowodzeń, ale kochał ją nad życie. Była jedyną osobą, która rozumiała go w pełni i z którą mógł rozmawiać godzinami jak z najlepszą przyjaciółką. Tyle że ona nie miała zbyt wiele czasu, a kilku bezmózgów z klasy sportowej, z którymi Ainsworthowi jakoś udało się „zakolegować” po którejś z wygranych na szkolnych korytarzach batalii, to raczej nie było towarzystwo dla niego. Może i te parę siniaków się przydało, bo o dziwo, chłopak dość szybko nauczył się walczyć o swoje, ale nawet jeśli lubił się poprzepychać łokciami z innymi dzieciakami, to sianie postrachu w edukacyjnej placówce nie było jego jedynym celem w życiu. Matthew lubił bowiem także czytać, uczyć się nowych rzeczy, choćby takich jak gra na gitarze. Nie wszystko przychodziło mu łatwo, jak każdy heros cierpiał na dysleksję, ale wiedział przecież, że po ziemi trzeba stąpać twardo. Dlatego stawiał sobie poprzeczkę coraz wyżej i wyżej, koncentrując się w pełni na samorozwoju. Nabawił się przez to kilku sporych wad, które nieraz stanowią niemały problem. Jego ambicje urosły z czasem do chorych rozmiarów, chłopak stał się nadto uparty jak osioł, a niekiedy za bardzo skupiał się na samym sobie. Z drugiej strony nie można mu było odmówić pracowitości i dążenia we wszystkim do perfekcji. W wieku 10 lat dowiedział się od satyra o swoim prawdziwym pochodzeniu i nie musiał długo zastanawiać się nad tym czy chce odwiedzić obóz herosów. Właściwie jedynym, co mogłoby go odwieść od tej decyzji była rozłąka z matką, ale przecież mógł ją nadal odwiedzać, i tak zamierzał zrobić. Nigdy tak szybko się nigdzie nie pakował. Pewnie też dlatego, że nigdy tak naprawdę nigdzie nie wyjeżdżał. Ale pierwsze dni w obozie wcale nie były dla niego taką sielanką… szybko okazało się, że nowy rekrut może i jest inteligentny, ale przy tym arogancki i nazbyt pewny siebie. Cóż, czego oczekiwać po kimś, kogo życie nauczyło rozpychać się łokciami? Początki były trudne, szczególnie te dni, w których wszyscy chodzili wokoło niego i zastanawiali się, który to bóg jest jego rodzicem. Tak, Ares uznał go dopiero po tym jak Matthew zdołał wygrać jeden pojedynek na miecze. Najwyraźniej bóg wojny potrzebował namacalnego dowodu, że z tego chłopaka cokolwiek będzie. Tak czy inaczej, później było już tylko lepiej. Ainsworth uwielbiał obóz, miał smykałkę do walki, a co najważniejsze, poznał tutaj ludzi o wiele bardziej wartościowych niż ta banda podwórkowych półgłówków w londyńskich slumsach. I chociaż nadal miał problem z zaufaniem komukolwiek, to jednak człowiek był zwierzęciem stadnym, a potomek Aresa wreszcie otworzył się na innych. Ba, spędzał cholernie dużo czasu z ludźmi, a w końcu zyskał nawet miano duszy towarzystwo. Kolegów może i miał wielu, ale prawdziwych przyjaciół tylko kilku - nadal stawiał na jakość, a nie na ilość. A jaki Matt jest teraz? Cóż, tych wszystkich opisanych wyżej wad, nabytych jeszcze za czasów niezbyt udanego dzieciństwa, chłopakowi nigdy nie udało się wyplenić, ale nie jest chyba też aż taki zły jak go niektórzy malowali. Niby sprawia wrażenie kogoś, kto kompletnie nie interesuje się losem innych, w dodatku bywa sarkastyczny i szorstki w obyciu... no dobra, właściwie jest to po części prawda. Ale są też dobre strony. Po prostu Ainsworth jest jak wilk. Losy świata są mu obojętne, ale w obronie najbliższych gotów jest do wszelkich poświęceń. Ostro skomplikowany charakter i nieufność sprawiają, że trudno się przebić przez solidny, skrzętnie budowany przez niego mur, ale jeśli już komuś się ta sztuka uda, może liczyć na oddanego i lojalnego do cna przyjaciela. W dodatku obytego w boju i odważnego (może nawet nieraz za bardzo). Jest trochę próżny, sam to przyznaje. Chełpi się zwycięstwem i uwielbia pozostawać w centrum uwagi, co nieraz może być denerwujące. Trzeba jednak przyznać, że jest przy tym przeklęcie honorowy. Nie satysfakcjonuje go nierówna walka i gdyby miał zwyciężyć w pojedynku wyłącznie z tego powodu, że ktoś został postawiony w gorszej pozycji, zdecydowanie nie zgodziłby się na takie warunki. No bo co to za zwycięstwo, jeśli gra się nie fair? Oczywiście nie dotyczy to jednak sytuacji, w których chodzi o coś więcej niż zwykłą zabawę. Trening czy rywalizacja z innymi obozowiczami to jedno, ale z prawdziwymi wrogami się nie cacka i nie zna dla nich litości. Jeśli od tego zależy życie jego lub jego towarzyszy, zdolny jest do różnych forteli, a bydlak nie dość, że jest silny jak lew, to jeszcze sprytny jak lis. Jak to mówią? Spokojnie jak na wojnie – z dzieciakiem od Aresa. A propos potomków Aresa… no właśnie, jest coś, co wyróżnia Matta na tle pobratymców. Nie jest z pewnością tak wylewny czy krzykliwy. Ba, sprawia wrażenie niezwykle spokojnego, kalkulującego wszystko na chłodno chłopaka. Być może to dlatego bóg wojny potrzebował czasu, żeby go uznać. Niektórzy nawet zgrywali się, że może Ares się pomylił, ale chyba zapomnieli o tym, że jego rodzic patronuje nie tylko katom i bezwzględnym dowódcom, ale również szpiegom. Do tej roli zaś ze swą nieufnością i przebiegłością Ainsworth nadawałby się idealnie. Chłopak musiał się bowiem nauczyć trzymać swoje emocje na wodzy i kontrolować ewentualne napadu gniewy. Dlaczego? Otóż jego mamie nie w smak było życie w biedzie i od czasu jego szesnastych urodzin co chwila zmienia partnerów. Na coraz to bogatszych i coraz bardziej beznadziejnych. Matthew przez ostatnie lata nawet nie miał ochoty odwiedzać domu przez wzgląd na tych przeklętych ojczymów, ale nie mógł przecież zrobić tego swojej matce. Każdy dłuższy pobyt w tych pieprzonych willach z basenem wspomina jednak tragicznie, bo przy tych snobistycznych fagasach nieraz odezwała się jego żądza mordu. Szczególnie wtedy, gdy któryś z nich źle traktował Elisabeth. Chłopak pewnie by ich posłał przedwcześnie w objęcia Morfeusza, gdyby nie to, że nie chciał sobie narobić problemów. Tyle że samym problemem było już to, że był synem Aresa, a to nie ułatwiało sprawy. Jego mania kontroli nie zawsze mogła wygrać z niepohamowanymi napadami agresji, dlatego w domu rodzinnym nieraz już dochodziło do rękoczynów pomiędzy nim a konkubentami matki. To dlatego Ainsworth odwiedza ją coraz rzadziej, zwykle wtedy, kiedy jest sama. Podobnie jest i w obozie. Stoicki spokój to tylko pokerowa mina do złej gry. Chociaż Matt się stara nie zawsze udaje się tę zasłonę dymną utrzymać. Może i nie jest tak impulsywny jak większość znanych herosów od Aresa, bo rzeczywiście potrafi się nieraz zahamować, zastanowić, a nawet obmyślić jakiś dobry plan, ale pozory lubią mylić. Wystarczy, że ktoś nadepnie mu zbyt mocno na odcisk, znajdzie akurat ten słaby punkt, chociażby obrażając jego najbliższych, a wtedy… lepiej po prostu zejść mu z drogi. Gdzieś w jego wnętrzu drzemie bowiem ogień bardziej żarliwy niźli w najgłębiej położonej kuźni cyklopów i jedna iskierka może rozpętać piekło, jakiego nawet sam Hades nie widział. Co jeszcze warto powiedzieć o Matthew? Chłopak cierpi na pewną przypadłość zwaną „nienasyconą ciekawością świata i chorobliwą pogonią za adrenaliną”. Jak tylko ma okazję, stara się próbować nowych rzeczy, nawet jeśli graniczą one ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Ma to oczywiście swoje dobre i złe strony. Zła jest taka, że nieraz zbyt wiele ryzykuje tylko po to, by poczuć, że żyje. Zaś dobra – nabywa wielu wartościowych doświadczeń, a ponadto ma otwarty umysł, co sprawia, że raczej mimo swoich licznych wad, jest dość tolerancyjnym i przystępnym typem. |
Przykładowy post Nie była to pierwsza noc, podczas której obudził się ze zduszonym krzykiem. Nie miał nawet pewności, czy dźwięk rzeczywiście uwolnił się z jego ust, czy utonął gdzieś w głębi jego umysłu wraz z innymi nawiedzającymi go we śnie marami. Minęły niecałe trzy lata od śmierci Connie, a jednak Matthew nadal nie potrafił na dobre przepędzić tego obrazu. Koszmar powracał z najmniejszymi i najbardziej dokładnymi detalami, przypominając mu o najczarniejszym okresie jego życia. Dlaczego nie zdołał stanąć na wysokości zadania? Dlaczego nie przewidział, że po drodze pojawią się takie komplikacje? A przede wszystkim dlaczego to ona musiała zginąć zamiast niego? W trzaskającym ogniu… pochłaniającym wszystko na swojej drodze. I chociaż Ainsworth miał świadomość tego, że był to tylko zły sen, za każdym razem czuł się tak, jakby przeżywał go na nowo. Jak gdyby rozpaczliwy głos Connie nadal dźwięczał w jego pękającej od bólu czaszce, a paskudny ryj Chrada śmiał mu się prosto w twarz – o ile w ogóle wielkie, ogniste ptaszysko może się komukolwiek śmiać prosto w twarz. Tak, pamiętał ten dzień, jakby to było wczoraj. Tego ranka, kiedy opuszczali obóz herosów, któraś z córek Afrodyty poprawiała mu kołnierzyk przy jego ulubionej polówce, a ten nowy od Heliosa stłukł talerz podczas wspólnego śniadania. Wówczas nikt nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że jeden z herosów powróci do obozu w dębowej trumnie czy jak kto woli… na tarczy. Ale teraz nie miało to już większego znaczenia. Co jakiś czas schemat po prostu się powtarzał. Poczucie winy, żal do samego siebie, ale i do niesprawiedliwego świata czy tego pieprzonego Aresa, który niespecjalnie chciał mu pomóc. Do tego gorzki smak whiskey i gryzący dym tytoniowy. Tej nocy też wstał zlany zimnym potem i od razu sięgnął po szklanicę irlandzkiego trunku. Jakby chciał w sobie zatruć wszystko to, czego tak bardzo nienawidził. Gdyby nie jego pycha i arogancja, Connie nadal by żyła. Ale nie, dla niego ważniejsze było wykonanie zadania. Wiedział, że to się nie skończy, dopóki nie zdoła pogodzić się z losem i dopóki nie przebaczy samemu sobie, ale… nie potrafił tego zrobić, a przede wszystkim zrobić tego nie chciał. Można by rzec, że od śmierci potomkini Eola potraktował ten nocny rytuał jak swój własny krzyż. Krzyż, który przyjdzie mu dźwigać do końca życia, wraz z odpowiedzialnością za tę biedną dziewczynę, której w gruncie rzeczy nigdy nie chciał na siebie przyjąć. Nie chciał, ale miał taki obowiązek, bo przecież kochał ją nad życie, a ona mu ufała. Ale teraz nie miało to przecież większego znaczenia. Musiał zwlec się z łóżka, żeby kompletnie nie zwariować. Alkohol nie był najlepszym lekarstwem, dlatego stwierdził, że dobrze zrobi mu spacer pod osłoną nocy. Albo trening. Albo spacer i trening. Nieważne. Po prostu musiał opuścić te cholerne cztery ściany i złapać trochę świeżego powietrza. Nałożył na siebie pozdzierane gdzieś w okolicach kolan szare jeansy i koszulę w kratę, a następnie przebiegł nad obok pawilonu jadalnego, kierując się nad rzekę. Nie spodziewał się tylko tego, że nie będzie jedyną osobą w obozie, która nie mogła zaznać spokojnego snu. Jakaś postać wyrosła mu znikąd przed oczami i nawet z tym swoim wspaniałym refleksem nie udało mu się w porę zmienić kursu. A może to przez tę whiskey? Wparował z impetem w rosłego półboga, z którym do tej pory zamienił może z dwa słowa. Nawet nie pamiętał czyim synem był, chyba Hefajstosa? Tak czy inaczej obaj wpadli na boczną ścianę pawilonu i chwilę zajęło im dojście do siebie, a także otrzepanie ubrań z drobinek szarawego tynku. - Uważaj jak leziesz, idioto. – Gość wysyczał niczym wąż, kiedy w końcu zdał sobie sprawę z tego co się właśnie wydarzyło. Obdarzył przy tym Matta spojrzeniem spod byka, po czym pokręcił głową ze zrezygnowaniem. To był błąd. Nikt nie powinien w ten sposób patrzeć na syna Aresa. A już szczególnie nie wtedy, kiedy ten znajdował się w tak parszywym nastroju. Niewiele czasu musiało upłynąć, aż Ainsworth rzucił się na niego z pięściami, a że z chuchrem do czynienia nie miał, walka rozgorzała na dobre i nagle dwa samce alfa okładały się kolejnymi ciosami, rzucając sobą o pobliskie stoły jadalne. Narobili takiego rumoru, że w końcu w najbliższych domkach pozapalały się światła, a na zewnątrz wybiegło kilkoro młodych herosów, którzy na szczęście zareagowali tak jak należy. Podzielili się na dwie grupki, które odciągnęły od siebie uczestników mordobicia. Matt wykrzykiwał jeszcze przez chwilę, żeby go puścili, podobnie zresztą jak jego rywal, ale ostatecznie ochłonął. W końcu wyrwał się także z uścisku chłopaków i bez żadnego słowa przeprosin oddalił się w swoją stronę. To nie była najlepsza noc, wiedział o tym. Tak samo jak i zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien dać się tak łatwo sprowokować, choć tym razem było to silniejsze od niego. Tego brakowało, żeby ktokolwiek wpadł na pomysł wyrzucenia go z obozu… Ciekawostki Jako częsty bywalec wszelakich imprez, może poszczycić się całkiem niezłymi umiejętnościami w zakresie tańca towarzyskiego. Bez wątpliwości jednak należy go uznać za amatora w tej dziedzinie, choć całkiem niezłego amatora-samouka. Za dzieciaka uczył się gry na pianinie, ale kompletnie mu to nie wychodziło. Poza tym jego mamie brakowało pieniędzy na lekcje. Po latach wrócił do gry na instrumencie, ale nie do pianina, a do gitary basowej. Wirtuozem nie jest, ale coś potrafi pobrzdąkać. Do tego nawet nieźle śpiewa, choć bliżej jego umiejętnościom do poziomu dobrego karaoke niż do festiwalu w Opolu. Jest zagorzałym graczem pokera (w odmianie texas hold'em). Spędził niezliczone godziny na grze z kumplami, dzięki którym wygrał całkiem pokaźne sumki. Za to od kiedy jego mama brata się z bogaczami, czego nie pochwala, przynajmniej pieniędzy do roztrwonienia ma jak lodu. Matthew niewątpliwie lubi otaczać się pięknymi kobietami, choć wbrew pozorom wcale nie traktuje wszystkich przedmiotowo. Nie oznacza to oczywiście, że szuka jedynie trwałych i poważnych związków, stroniąc od jednorazowych przygód; wręcz przeciwnie. Gustuje jednak w kobietach silnych, niezależnych i inteligentnych. Przedstawicielki płci pięknej zdają się zresztą być jedną z jego większych słabości. Uwielbia muzykę rockową. I swinga. Jest zagorzałym fanem Marilyna Mansona. Stara się unikać tematów takich jak dzieciństwo oraz rodzina. Jeśli komuś zdradzi szczegóły dotyczące któregokolwiek z tych aspektów swego życia, oznacza to, że darzy go niebywałym zaufaniem. Lubi wdawać się w bójki, nawet takie, z których nie wychodzi wygrany. Bowiem, cóż jest piękniejszego w tym, by dać komuś po mordzie i dostać po mordzie? To kwintesencja męskości. I istnieje w tym jakaś sadomasochistyczna przyjemność. Utracjusz imprezowy. Niestety. Może i jest wysportowany i walczy wspaniale, ale lubi sobie także wypić. Nie oznacza to, że zawsze kończy imprezę pod stołem albo w jakimś mordobiciu, ale… zdarza się. Na co dzień nie pali papierosów, bo szkoda mu formy, ale przy procentowym trunku nieraz po nie sięga. Poza treningami uprawia free running, parkour i free climbing. Grywa także w piłkę nożną i tenisa ziemnego. Kibicuje Manchesterowi United. Uwielbia ostrą kuchnię. Nie przepada za to za słodyczami. W ogóle to raczej typ mięsożercy. Sam także potrafi coś zjadliwego upichcić. |
|