Standardowe mieszkanie obozowicza - trzy pokoje: sypialnia, salon połączony z kuchnią i łazienka. Spersonalizowany dla każdego nienowego mieszkańca kampusu. Znajdują się w nim wszystkie potrzebne rzeczy - od łóżka i szafy po stałe podłączenie do prądu i łącza internetowego.
Czternasty luty był jednym z najbardziej popieprzonych dni na świecie. Wszystko stawało na głowie - masa zakochanych, lizaki, serduszka, wszędzie czerwono jak gdyby krwi było mało. I ten nastrój - nawet w obozie to się wszystkim udzielało. Na lewym rogu się miziają, na prawym tulą, na środkowym kurwa... jest środkowy róg w ogóle? No nieważne, ale tam też się mizdrzą do siebie! I tak w kółko. A pośród tego całego bałaganu Corvus, który zestresowany obserwował wszystko to, co działo się na zewnątrz. Noemi była kobietą, więc dla niej walentynki były ważne. Dla niego nie - znacie go przecież dobrze, kochał swoją Marcelinę każdego dnia coraz mocniej i nie musiał to być wcale luty. Niemniej jednak tym razem zamierzał się postarać. Dlatego też można było go zaobserwować nie w obozie herosów, a w samym Nowym Jorku! Szukał tam odpowiedniej błyskotki dla swojej lubej i przelazł niemal pół miasta. Co z tego, że ostatnio Heron starł się w Central Parku z NoGods? Ta gra była warta świeczki. Dla Enamorado był gotów zrobić wszystko - nawet odłożyć niewielkie oszczędności, by coś jej kupic. Stanął przed jubilerem i westchnął lekko, patrząc na te wszystkie drogie rzeczy. Było go stać na coś skromnego, tylko i wyłącznie. W dodatku, nie chciał, by poczuła się zobowiązana w jakikolwiek sposób. To miało być od serca. I nawet taka ameba jak on była świadoma tego, że trzeba się tutaj wykazać. Obserwował pierścionki dosyć uważnie przez szybę w środku sklepu. Ktoś tam mu próbował doradzić, ale ten odpędził ręką pracownika, chcąc wybrać coś samemu. Spojrzał na moment w górę i przełknął ślinę. Pierścionek planował na bardzo specjalną okazję, kiedy już tylko wyrwą się z tego obozu... Zdecydował się na naszyjnik, nie byle jaki jednak. Skonsultował to już trochę wcześniej i gdy wybrał odpowiedni, udał się też w jeszcze jedno miejsce, skąd zabrał drugą część prezentu. No i oczywiście wybrał dla niej coś słodkiego - lizaka w kształcie serca oraz czekoladki, sztampowe ale ona to lubi, więc dlaczego nie? W obozie był kilka godzin później - transport i zostawiony portal gdzieś w lesie umożliwił mu w miarę szybką, jak na warunki Stanów Zjednoczonych podróż do domu. Zasypany śniegiem obóz wyglądał normalnie, bo przecież zarządcy nie respektowali żadnych świąt "pogańskich". Mimo to było widać, że nie tylko Juarez postarał się o upominki dla swojej ukochanej. Wszedł do jej pokoju bez pukania, bo na dworze nie było zbyt ciepło, a on jako Hiszpan nie przepadał za zimnem. Uśmiechnął się lekko i od razu wyciągnął zza pleców lizaka, pudełko czekoladek oraz małe pudełeczko z naszyjnikiem w środku. - Nie umiem składać takich życzeń, więc no... - zaciął się, gdyż było mu ewidentnie głupio. Jak co roku z resztą. - Kocham cię i chcę widzieć ten uśmiech jak najczęściej - wymyślił dosłownie na poczekaniu to wszystko, bo był marny w składaniu życzeń jakichkolwiek. Powinna do tego przywyknąć, no i było to prosto z serca, więc chyba mu wybaczy. Kiedy już ucałował ją dość porządnie, bo przecież kochał jej usta i zawsze było mu mało pocałunku, wręczył jej prezenty, zostawiając naszyjnik na koniec. Poczekał, aż dziewczyna go otworzy i gdy to zrobiła, natychmiast zaczął tłumaczyć: - Wiem, że za nimi tęsknisz. Tyle o nich mówisz, że nawet ja za nimi zatęskniłem, choć ich nie znam - zaśmiał się głupio, ale natychmiast wrócił do w miarę poważnej miny. Prezentem było oczywiście zdjęcie wewnątrz naszyjniku - jej braci. Stare i chyba jedyne, które miała przy sobie. Któregoś razu podkradł je z jej szuflady tylko po to, by w odpowiednim miejscu przerobili mu, by pasowały do takiego właśnie naszyjnika. Zdjęcie sprzed kilku lat, pewnie wyglądają już nieco starzej, ale chodziło o gest - a to się chyba udało. Wplótł dłoń w jej gęste włosy, gdy przyglądała się zawartości i uśmiechnął kącikiem ust. Nie chciał się już dalej odzywać, ani też wspominać, że sam proces był długi i trudno było mu znaleźć wszystko. Ani też, że pierwszym pomysłem było tak naprawdę jego zdjęcie - to nie było istotne. Jego miała na co dzień praktycznie, braci nie widziała już od dawna. Podrapał ją w tył głowy i wrócił do poważnej miny, nie z braku humoru, a dlatego, by teraz dać jej w końcu dojść do słowa po tych kilku chwilach jego odamebowywania się.
Normalnie Noemi była jak ta gwiazdka ze spotu Lego Przygody 2, jakikolwiek bardziej przesłodzony akt romantyczności wywoływały u niej odruch wymiotny. Nie należy tego jednak źle rozumieć, w środku Noemi była wielką fanką romantycznych historii, wielkich miłosnych gestów i szczęśliwych, słodkich zakończeń. Na co dzień jednak wiedziała, że rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana, toksyczna i brutalna, dlatego nie chciała zatracić się w bajce szczęśliwej miłości, nie chciała zamykać się na zło, które nich, półbogów, czyhało praktycznie za każdym rogiem. Wbrew pozorom zatem Enamorado nie była wcale taka beztroska, na jaką się stylizowała. W każdym razie, Walentynki były takim dniem w roku, kiedy Noemi pozwalała sobie na cieszenie się tymi wszystkimi serduszkami, lizakami, czekoladkami i kwiatkami. Wiadomo, że kochała swojego Corvusa przez cały rok bez przerwy, ale 14 luty był Dniem Zakochanych, a ona bez wątpienia była zakochana, codziennie chyba coraz bardziej niezależnie od tego, co dzieliło ją i jej ukochanego, liczyło się to, co ich w tamtym dniu łączyło, a łączyła wyjątkowa miłość i troska o siebie nawzajem. Dzień zaczęła całkiem normalnie, poszła na dyżur do szpitala, który skończyła około godziny dwunastej, wróciła do pokoju, zrobiła parę ćwiczeń rozciągających, a potem wyskoczyła na niewielkie zakupy. Planowała zrobić dziś wyjątkową kolację ze świecami i w ogóle. W końcu przez żołądek do serca, a Corvus bardzo lubił jej kuchnię, dlatego postanowiła zaserwować mu na tę wyjątkową okazję coś, co jaki rodowity Hiszpan pewnie dobrze znał i musiał uwielbiać głównie przez dużą ilość mięsa w przepisie - prawdziwą, domową fabadę. Zaraz po powrocie do domu wzięła się więc za gotowanie, a w połowie poszła jeszcze ubrać obcisłą, czerwoną sukienkę i wysokie, czarne botki, strój iście walentynkowy i idealnie pasujący do Noemi. Kiedy potrawa dochodziła do siebie w garnku, ona uszykowała talerze i udekorowała niewielki, okrągły, dębowy stół świecami i płatkami czerwonych róż. Kiedy wszedł ona akurat kończyła, nie spodziewała się takiego wjazdu na chatę, bo chciała mu zrobić niespodziankę. Jak jednak wyciągnął te czekoladki i lizaka i pudełko to się zupełnie rozpłynęła na jego widok i przerwała mu w połowie zdania słodkim pocałunkiem i objęciem jego i tych jego prezentów, które trzymał w rękach. - Dziękuję skarbie, jesteś cudowny - Powiedziała i dała mu jeszcze parę, małych buziaków w policzek i kącik ust. Odłożyła resztę prezentów na bok, a otworzyła pudełko z naszyjnikiem. Zanim zdążyła mu się przyjrzeć, jej ukochany już zaczął tłumaczyć się z tego prezentu, więc przy pomocy paznokci uchyliła wieczko naszyjnika, by zobaczyć w środku dobrze znane jej zdjęcie jej braci, które wykonane zostało dobry tuzin lat temu. Pierwszy raz w życiu Noemi zaniemówiła, kompletnie oczarowana prezentem. Nie przyszła jej do głowy żadna błyskotliwa wypowiedź, żadna śmieszna riposta. Pogłaskała każdą ze znajomych, miniaturowych twarzy z osobna końcówką swojego paznokcia. Miała ich teraz cały czas nosić zaraz przy sercu, miejscu, które drżało i reagowało na każdą emocję w ciele człowieka. Nagle poczuła, jak po jej policzku spływa pojedyncza łza szczęścia. - Ja… - Wyszeptała, ale nie wiedziała co ma powiedzieć. W zamian za to przytuliła się mocno do swojej ukochanej ameby, która wcale nią tam głęboko nie była. Trwała tak przez dobre kilka minut, dopóki do jej nosa nie dotarł zapach jedzenia. - Też coś mam dla ciebie, choć nie jest nawet w polowie tak… wspaniałe jak to, co ty dla mnie zrobiłeś. - Powiedziała i pokazała na zastawiony stół, na kuchence parowało hiszpańskie danie, a Noemi od dawna nie czuła takiego ciepła i miłości, jak dzisiaj.
Ten dzień był specjalny, dlatego też oczekiwało się od wszystkich specjalności. On od niej nie oczekiwał nic, bo dawała mu to, czego nikt inny przez całe życie mu nie ofiarował - miłość. Czuł ją w każdej swojej komórce ciała i choć mogło się wydawać, że zdarza im się kłócić oraz nie dogadywać, to jednak Corvus zawsze wiedział, iż jest to ten jej płomień. Między innymi właśnie za ten ogień ją tak pokochał, bo potrafiła rozpalić wszystko wokół, a zwłaszcza jego - osobę, która jedną nogą była już na tamtym świecie. Nie zamierzał się opierać, gdy każde kolejne słowo przerywała mu pocałunkami. Znała dobrze jego najwrażliwsze miejsca [czyt. całe ciało w przypadku pocałunków] i skrzętnie to wykorzystywała. On oddawał jej z nawiązką, w końcu dziś mogli sobie świętować - nie dość, że załatwili wszystkie sprawy, to jeszcze okazja była sztampowa, ale jakże ważna dla każdego związku. Gdy trochę ochłonęli, poczuł w końcu zapach fabady, dania z jego rodzinnego kraju. Nie spodziewał się, że Enamorado wzniesie się na aż takie wyżyny i zaserwuje mu coś domowego. Przez chwile poczuł się trochę dziwnie, tak jakby nie trafił w ogóle w jej gust - ona urzekła go kuchnią i zmiękczyła, a on postawił na czekoladki i podarunek, takie typowe. Jej reakcja jednak i cała ta otoczka - przyciemnione pomieszczenie, nakryty stół, świece, ona w tej czerwonej sukni... Oboje się postarali, choć w jego mniemaniu ona bardziej. Kiedy już otworzyła prezent i zajęła na te kilka minut miejsce na jego kolanach, on cały czas gładził dłonią jej włosy, bawiąc się nimi. Widział jej reakcję doskonale i nawet wytarł jej łzę kciukiem za pomocą wolnej ręki. Przytulił ją mocno do siebie, spoglądając na zastawiony stół. Chwycił jej dłoń, w której ściskała naszyjnik i pokierował ją na jej klatkę piersiową, tuż nad serce. - Dałaś mi siebie - szepnął jej, gdy już pokazała mu to, co zdążył zauważyć. Juarez wywarł na niej obowiązek podniesienia się z jego kolan, po czym sam wstał z sofy i zaprowadził ją do aneksu kuchennego, w którym stanął tuż obok garnków, by jednak miała też miejsce, aby wszystko dokończyć. On był ubrany w jakąś zwykłą koszulkę i jeansy, a ona w taką suknię... Znowu spaprał robotę, mógł się przecież domyślić. Powąchał potrawę i uśmiechnął się, przymykając lekko oczy. Wyprostował się, po czym nachylił, by ucałować ją w skroń, tak jak często miał to w zwyczaju. - Wszystko wygląda wspaniale. Smakuje pewnie jeszcze lepiej - stanął za nią i objął ją od tyłu, splatając palce dłoni na jej podbrzuszu. - Dałaś mi prawdziwy dom - szepnął, po czym zanurzył twarz w burzy jej włosów i chwilę ją w niej wytarzał, chłonąc ich cudowny zapach. Takie słowa od sieroty miały wielką wagę i niech brunetka nie myśli, że prezentem jest ten obiad. Prezentem jest ona, przez cały ten czas - jego największy powód, by nie przekroczyć Styksu.
Podobno walentynki powinno się mieć w związku codziennie i w ich związku też się czuła jakby miała dzień zakochanych zawsze wtedy, gdy byli razem. Nigdy nie rozpalał w niej takiego ognia miłości, jak w chwilach, gdy jej towarzyszył i mogła go dotykać, czy choćby tylko widzieć go na swoje własne oczy. Nawet wtedy, gdy dochodziło między nimi do nieporozumień to też go kochała, bo jej troska, czy nawet nerwy, to wszystko było przecież w powodu tego ogromu uczuć, które do niego żywiła. Ale tylko on miał zdolność, która pozwalała mu na to by trochę ją i jej ognisty temperament ostudzić. Samym sobą zmuszał ją do odpowiedzialności, koncentracji i porzucenia na bok swojej beztroski, które ją osłabiały, poniekąd więc on także chronił ją przed przekroczeniem Styksu. Mimo, że mieszkała w Sacramento i miała obywatelstwo amerykańskie, to dom miała całkiem hiszpański, głównie za sprawą krewnych i rodziców, którzy pokazywali jej te hiszpańskie zwyczaje i rodzinność, które mimo, że tylko w połowie, miała we krwi. Może dlatego też Corvus doświadczył w tegoroczne Walentynki hiszpańskiego sposobu obdarowania swojego ukochanego, a ona otrzymała od niego typowy amerykański prezent, który podbił jej serce? Nie ważne było co i w jaki sposób, mogli nie dawać sobie nawet niczego, najważniejsze było, że byli tutaj, razem i nadal kochali się tak samo, a może i mocniej, niż rok temu. Czasem niektóre rzeczy przychodziły mu tak łatwo, tak instynktownie, tak jak teraz to obtarcie zbłąkanej łzy i po prostu trzymanie jej w ramionach tak długo, aż udało się jej dojść do siebie. A czuła jak mocno biło jej serce, gdy chwycił jej dłoń i pokierował nią tuż na serce. Uniosła głowę w górę, gdy wypowiedział te słowa, w jej ładnych oczach ponownie zabłyszczały łzy, gdy przyłożyła na długą chwilę usta do jego policzka i przymknęła powieki. To było takie proste, ale też piękne. Nie spodziewała się, że te walentynki będą takie emocjonujące. Jeszcze jakiś czas po prostu przytulała go i siedziała na jego kolanach, by zaraz dać mu się poprowadzić do tych garów. Dokończyła robotę poprzez pomieszanie potrawy i wyłączenie palnika. Dawała się przytulać i mówić do siebie te słowa, po których usłyszeniu odwróciła się do niego, ujęła w swoje małe dłonie jego dużą twarz. - Bez ciebie nie mogłabym nazwać tego domem. - Powiedziała, patrząc w jego oczy. - Bez twojej miłości nie mogłabym nazywać siebie szczęśliwą. - Wyszeptała i pocałowała jego wargi, które wręcz się o to prosiły.
Pewnie gdyby Corvus obchodził te święto nieco więcej, niż piąty raz w swoim życiu, to też miałby dość tej otoczki, uważałby, że jest to sztucznie nadmuchany czas, gdzie zarabiają na tym wszystkie branże - od słodyczy, przez kina, aż nawet po środki antykoncepcyjne. Dodatkowo, ten dzień nie był dla niego niczym niezwykłym, bo Noemi nigdy nie pozwoli mu zapomnieć o tym, jak bardzo ona go kocha. Nie potrzebował walentynek, by dostać od niej coś, czego oczekiwał niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę - jej uwagę, uczucia i wszystko to, co chłopak może chcieć od swojej wybranki. To właśnie z tej przyczyny udawało im się unikać większych konfliktów, wystarczy tylko spojrzeć na ich kłótnie. Lecą bluzgi, czasem nawet meble, jest płacz, są wrzaski i tak póki się kłócą. Nastaje chwila ciszy, trwająca zaledwie sekundę i ona już po tej sekundzie chce być w jego ramionach. U niego trwa to trochę dłużej, bo dwie sekundy - taka ameba uczuciowa musi mieć więcej czasu na odpowiednie reakcje i dlatego dopiero po tych dwóch sekundach ma ochotę mieć ją w swoich ramionach. Co z tego, że inne pary godzinami miały siebie dosyć po takich zajściach, im wystarczyła chwila, by "ty zołzo", "ty durniu", "ty amebo" zmieniło się na "te amo". Dziś jednak nie było dnia kłótni i tęsknoty, tylko w końcu te upragnione chwile dla siebie. Dlatego też Juarez korzystał z tego ile tylko mógł - najpierw objęcia, potem usadził ją na swoich kolanach, chwilę później stali już przy garnkach i mieszali z dobre kilka chwil potrawę, która już dawno była wymieszana. Chodziło o tą bliskość, o ten zapach, o poczucie bezpieczeństwa i tą atmosferę walentynkową, która niewątpliwie się im udzieliła. Kiedy obróciła się w jego stronę, jego dłonie powędrowały na jej biodra, a wzrok skupił się na jej tęczówkach, w których tonął, jakby to właśnie on nie umiał pływać, a nie ona. Nie sposób opisać uczucia ciepła, jakie rozeszło się po całym jego ciele oraz tych przyjemnych dreszczy, które wywoływała każdym dotykiem czy słowem. Dla niego każde jej słowo miało jednakową wagę, a jeśli ukochana mówi ci, że bez ciebie nie ma jej domu i bez twojej miłości nie jest szczęśliwa, to znak, że nasza mała ameba w ciągu tych pięciu lat poczyniła niesamowite postępy. I to wszystko zasługa Noemi. Odwzajemnił pocałunek, przymykając oczy i oddając się mu całkowicie. Do tego stopnia, że nie pozwolił wręcz na przerwanie go przez najbliższe kilka minut. Nie obchodziło go to, że może jej się rozmazać makijaż, że jedzenie stygnie i że może być jej niewygodnie w tej obcisłej sukience, będąc jednocześnie trzymaną przez niego w powietrzu za pośladki. Skończył dopiero po dłuższym czasie, stawiając ją na ziemię, ale nie odsuwając się prawie w ogóle. Otarł się nosem o jej nosek i uśmiechnął lekko, tak jak zawsze, gdy był przy niej. Tylko ona widywała ten uśmiech - specjalny, dla niej. - Dzięki, że mnie wtedy sobie wzięłaś - zachichotał lekko, nawiązując do słynnej już sytuacji z jej urodzin, gdzie to przyszedł zaproszony, ale bez prezentu i nie mając pojęcia o tym, że Enamorado sama sobie zamierzała go od niego wziąć. Nie mówił o tym zbyt często, ale doskonale to pamiętał. Dopiero po wielu tygodniach zrozumiał, że te dziwne napięcie i stres, gdy tylko była w pobliżu oraz przyspieszone bicie serca, gdy tylko dołączała do niego na plaży, był związany nie z tym, że nie umiał z ludźmi rozmawiać, tylko z tym, że już wtedy nie była mu obojętna, ale nie umiał tego określić. Odsunął się od Noemi, dając jej trochę swobody do przygotowania wszystkiego. Spojrzał na nią nieco z boku, podziwiając ją w sukience. Wyglądała jak bogini. - Jesteś... piękna - tylko to zdołał z siebie wykrzesać, bo w prawieniu komplementów też był kiepski. Liczył się jednak gest, prawda? No i czuł się dalej głupio z tym, że sam ubrany jest tak zwyczajnie. Ona zaś tak wyjątkowo - zawsze seksownie, ale dziś to po prostu sama Afrodyta zazdrościła jej prezencji. Zasiadł przy stole na swoim miejscu i wpatrywał się w nią jak w obrazek - po części dlatego, że uwielbiał na nią patrzeć bez powodu, po części dlatego, że wyglądała szalenie pociągająco, no i po części dlatego, że chciał zobaczyć efekt jej starań. Zapalił jedną świeczkę, która zgasła przedwcześnie i po prostu czekał, uśmiechając się lekko.
Mimo całej tej komercyjnej, zepsutej, nastawionej na hajs, otoczki, to Walentynki były dniem, w którym większość osób chciała być ze swoimi bliskimi, wymieniać się pocałunkami i prezentami, jakoś szczególnie spędzić ten dzień, czuć bliskość tej drugiej osoby, zakochać się w niej na nowo, zamiast siedzenia osobno w swoich mieszkaniach i spędzanie tego dnia samotnie, czując niedosyt uczucia. Każdy chciała się poczuć szczególnie w walentynki, ten jeden dzień w roku istniał z jakiegoś powodu, żeby ludzie zatrzymali się trochę w codziennej gonitwie i docenili bliskość, uczucie i obecność drugiej osoby. I Noemi nie należała w tym przypadku do wyjątków. To przecież nie było nic złego, nie znaczyło to przecież, że nie czuła się kochana, chciana i pożądana przez swojego ukochanego na co dzień. Nie znaczyło to też, że sama nie kochała Corvusa poza dniem zakochanych. Czuła to wszystko, dlatego tym bardziej chciała uczcić ten dzień razem z Juarezem. Wszystkie te czynności, które wykonywali, mogli je też przecież robić na co dzień bez całej tej otoczki dnia zakochanych i często robili, gdy tylko mieli na to czas i to chyba było w tym wszystkim najlepsze, że potrafili znaleźć to uczucie i je podbić w rzeczach, które w normalny dzień nie miały większego wyrazu. Co prawda nie codziennie namiętnie całowali się oparci o blat przy gotowaniu kolacji, ale to było miłe urozmaicenie tego wieczoru. Zatraciła się całkowicie w jego oczach, a potem w dotyku jego ust na swoich, tak bardzo uwielbiała ich miękkość i ciepło, a także zrównoważony dotyk jego dłoni, które sunęły od jej talii, przez biodra do pośladków, które ścisnął i uniósł ją w powietrze. Poczuła znajome ciepło w podbrzuszu, zawsze gdy to robił. Potrwało to dłuższą, zdecydowanie zbyt przyjemną chwilę, aż w końcu odstawił ją na ziemię, a ona mogła poczuć ciepło na sercu w reakcji na ten uśmiech, który był zarezerwowany wyłącznie dla niej. Również się uśmiechnęła i przejechała nosem po jego szyi i wtuliła się w jego ciało, chcąc stopić swoje własne z jego, tak by nie musieli się już w ogóle rozstawać. - Dzięki, że nie przyniosłeś wtedy prezentu, bo musiałabym dalej kombinować. - Odparła i również cicho zachichotała, kiedy wspomniała tamten czas. Już długo czekała na jakiś krok z jego strony, bo specjalnie przyłaziła do niego nad to jezioro, choć nienawidziła być tak blisko dużej, głębokiej wody, a on traktował ją zdecydowanie inaczej, niż inne dziewczyny, czy obozowiczów w ogóle, tyle, że jemu zajęło zdecydowanie dłużej, zorientowanie się w tym, co do niej czuje, podczas gdy ona wiedziała to już dawno. No i gdyby wtedy nie odwalił gafy z tym brakiem prezentu, to musiałaby szukać innej sposobności to wyznania mu zainteresowania nim, więc doskonale się złożyło. Odkleiła się w końcu od niego i zabrała się za nakładanie jedzenia do talerzy i lekką dekorację, bowiem zawsze czuła się w kuchni, jak zawodowy kucharz i jakoś tak sprawiało jej przyjemność serwowanie swojemu ukochanemu, czy przyjaciołom, dań w jakiejś ładnej prezencji, zamiast po prostu "dorzucenie jadła do koryta". Na jego słowa uśmiechnęła się tylko z... lekkim zawstydzeniem, co było dość nietypowe. Owszem, starała się wyglądać dzisiaj piekielnie seksownie z powodu tej okazji, nie spodziewała się jednak takich słów w chwili nakładania jedzenia, bo nie była to jakoś bardzo szczególnie piękna chwila. Podała mu talerz i sama usiadła po drugiej stronie stolika. Zamiast rzucenia jakiegoś "que aproveche" czy innego "bon appetit", powiedziała tylko: - Kocham Cię. - A w jej ciemnych tęczówkach odbijał się płomień świeczki, którą zapalił, gdy patrzyła na niego z miłością w oczach.
Bliskość była bardzo istotną rzeczą, a skoro od pewnego czasu im jej brakowało, to nie zaszkodziło trochę przedłużyć tego powitania, co z wielką ochotą przecież przyjęła sama Noemi. Otoczka była zbędna, ale poniekąd też zachęcała do tego, toteż korzystając z okazji mogli się trochę bardziej nacieszyć sobą niż zwykle. Prawdziwym ewenementem w tym związku było to, że mimo jego dosyć długiego stażu jak na obozowe realia, dalej czuli do siebie to samo, co w pierwszych tygodniach zauroczenia. Zaangażowanie, pasja i namiętność - tymi słowami można było opisać ich zażyłą relację, która rozwijała się cały czas, a jednak jej podstawy leżały dalej w tej fascynacji drugą osobą. Uśmiechnął się lekko, gdy wspomnieli o tych jej urodzinach, tak słynnym już wydarzeniu w jego życiu. Ilekroć sobie przypominał tę historię, zachodził w głowę, co ta piękność w nim takiego zobaczyła, że zapragnęła wręcz mieć go na własność? Nie traktował siebie jako kogoś wyjątkowego, bo w obozie byli lepsi wojownicy, lepsi ludzie, przystojniejsi faceci. A ona tak naprawdę mogła mieć każdego. I wybrała właśnie jego - to było niezwykłe, ale cały czas też zastanawiające, bo tak jak raczyła go już odpowiedziami nie raz, tak dalej pozostawały jakieś wątpliwości. Zaczynał jednak wierzyć w swoje szczęście, że tak naprawdę nie zawsze wszystko musi się mu zawalić i jeszcze coś z tego życia mieć będzie. Czując znakomity zapach potrawy, przypomniał sobie czasy w Barcelonie, które choć były dla niego trudne, wspominał z mniejszym czy większym sentymentem. Obóz był jego domem, ale nic nie równało się pięknej Barcelonie, nawet jeśli nigdy nie zasmakował tam zwyczajnego życia. Gdzieś tam w swoich najgłębszych pragnieniach chciał, by Enamorado zamieszkała razem z nim w Katalonii, bo oboje pasowali tam jak ulał. Spojrzał jej w oczy, odnajdując w nich tą samą pasję, która tak bardzo pchała go do niej. - Ja ciebie też - odrzekł spokojnie i nim przeszli do jedzenia, wyciągnął rękę ku jej, by na kilka chwil potrzymać jej dłoń leżącą na stole. Delikatnie przejechał palcami po jej skórze i ujął ją jeszcze na chwilę, by nacieszyć się jej ciepłem. Odsunął rękę niedługo później i zaczął jeść swoją porcję. Smakowało mu bardzo, co można było stwierdzić po tym, że się nie odzywał, tylko jadł i co jakiś czas tylko rzucał jej uśmiech, komplementując niewerbalnie całą jej pracę. Postarała się i on to dostrzegał, bo wiedział, ile pracy trzeba w coś takiego włożyć. Kiedy już opróżnił cały talerz, odetchnął lekko i spojrzał na nią - zapewne jadła trochę wolniej, no bo przecież była kobietą, no i czasem zdarzało jej się skupiać na czym innym, niż na tym, co miała robić w przeciwieństwie do niego. - Uwielbiam twoją kuchnię - stwierdził bez chwili zawahania, gdyż taka była prawda. Wystarczyło spojrzeć na jego talerz - pusty, niemal wylizany, tak mu smakowało. Ona do jego serca to się dostała już każdą możliwą drogą, nie tylko przez żołądek. - Postarałaś się o atmosferę - rzucił zadowolony, spoglądając na świece, ciemniejszy wygląd pomieszczenia i posprzątany pokój! Wszystko miało być idealnie i oboje się o to postarali.
Łączyło ich tyle wspólnych lat, a ona nadal była nienasycona jego osobą, jego obecnością, bliskością. Mogliby i nawet spędzić razem kilka dni pod rząd nie rozstając się, a jej pewnie i tak byłoby mało. Za to każde rozstanie z nim niesamowicie się jej dłużyło, jakby trwało tygodniami. Nie pomagała też świadomość istnienia innych kobiet w obozie, którym Corvus choćby z samej aparycji mógłby się spodobać i próbować czegokolwiek. Tak, Noemi była niesamowitą zazdrośnicą. Gdyby zobaczyła jakąkolwiek dziewczynę, która byłaby zdecydowanie zbyt uprzejma dla Corvusa mogłoby się to źle skończyć. Na szczęście jedynym z czym aktualnie musiała konkurować to szereg kolejnych misji, na które wysyłany był jej ukochany. Poza tą w najbliższej przyszłości, na którą to mieli wyruszyć razem. Mógł uznawać to za łut dużego szczęścia, za przeznaczenie, los, albo sprzyjające mu gwiazdy, czy cokolwiek. Prawda była jednak taka, że Corvus też w tej swojej ciszy, spokoju i antyspołeczności, był wyjątkowy i to na tyle wyjątkowy, że zawrócił Enamorado w głowie już w chwili, gdy posłał jej krótki uśmiech, po tym jak sprała go na jego pierwszym treningu. I choć potem było między nimi przez trzy lata bardzo różnie, czasem widywali się nad jeziorem i razem milczeli, albo to ona gadała, a on słuchał, a czasem po prostu przez tygodnie wymieniali spojrzenia na treningach, lub korytarzach. A ona zawsze pragnęła najbardziej jego uwagi, mimo że miała jej wiele od masy innych osób obecnych w okolicy, to dla niej najbardziej liczyło się to jedno, czujne spojrzenie czarnych tęczówek, których szukała zawsze w grupie osób. Nie mówiło ono wcale jakoś wiele, Corvus zawsze prezentował swoją postawą raczej zimny, niewzruszony posąg, niż posyłał jej maślane spojrzenia. On zupełnie nie rozumiał tej gry, w którą grała z nim przecież przez te lata, dopiero musiała go jej nauczyć, wyedukować go w świecie związku, flirtu, odczytywania zagadkowych spojrzeń od innych dziewcząt (w tym przypadku miała nadzieję, że była jedyną, która tak na niego patrzyła), ale najpierw go sobie po prostu wzięła, bo nie mogła czekać w nieskończoność, nie mogła też czekać, aż inna go uświadomi i zacznie tego wszystkiego edukować. Była cierpliwa zbyt długo, a on niemożliwie przyciągał ją do siebie, choć wiele razy wmawiała sobie, że to nie wypali, głównie dlatego, że rozpaczliwie potrzebowała uczuć, których on nie potrafił dawać. Teraz jednak po latach to wszystko przychodziło mu tak naturalnie, nie czuła się, jakby to były wyuczone odruchy, wykonywane zgodnie z algorytmem. On chyba też w końcu zaczął czuć potrzebę okazywania swoich emocji, bo przecież też je posiadał. Tak jak teraz wyciągnął do niej tę rękę, to było coś, co zrobił sam, zupełnie instynktownie, nikt na nim tego nie wymusił. Posłała mu miękkie spojrzenie i uśmiechnęła się zupełnie szczęśliwa, nic więcej jej na obecną chwilę nie było potrzebne poza nim przed sobą, mogłaby równie dobrze paradować przed nim teraz w swoich dziurawych dresach zamiast tej piekielnie seksownej sukienki, a nadal czułaby się po prostu jak u siebie. On był jej domem i bezpieczeństwem, niczego więcej nie potrzebowała poza nim. Ona również wyczyściła talerz, mimo, że zajęło jej to odrobinę dłużej, niż jemu, głównie dlatego, że co jakiś czas zawieszała na nim wzrok tylko po to, by zobaczyć jaki jest szczęśliwy. Móc widzieć go takim i porównać go do skamieniałego posągu, jakim był te pięć lat temu, to było jak widzieć dwie zupełnie różne osoby. Kiedy skończyli, wstała by zabrać talerze, włożyć je do zlewu i wziąć jego rękę i zaprowadzić go do sypialni, w której gotowe już były różne niezdrowe przekąski, na półce przy telewizorze leżały filmy, które mogli dzisiaj obejrzeć, a na PS4, którą pożyczyła od jednego z obozowiczów na ten wieczór, stał szereg różnych gier. - To od czego zaczynamy? - Zapytała i uśmiechnęła się słodko.
Noemi nie mogła mieć pewności, że Corvusem się nikt nie interesuje, bo przecież skąd mogła to wiedzieć? Nie widywali się aż tak często, jak powinni i w dodatku sam Juarez raczej nie był osobą spostrzegawczą, przynajmniej w kwestii robienia do niego maślanych oczu. Pięć lat związku to niezły staż, ale on dalej się uczył i nie potrafił odnaleźć różnicy między flirtem a zwykłą rozmową, łatwiej było bowiem wszystko sprowadzić do tego drugiego. Hiszpan nie szukał też sobie wrogów nigdzie, dlatego większość jego rozmów była albo neutralna albo pozytywna, bo przecież znalazło się kilka osób - ot choćby Cameron czy Rose, z którymi udaje mu się rozmawiać względnie normalnie. Trochę uzewnętrznił się dzięki Noemi, bo dużo łatwiej przychodziło mu prezentowanie uczuć, zwłaszcza względem niej. Dalej miał swoje odchyły, był indywidualistą i samotnikiem, ale kogoś przynajmniej do siebie dopuścił. Co prawda w towarzystwie trochę się stresował i trudno było mu zachowywać się tak jak teraz przy niej, acz starał się. Prywatnie już umiał się z nią dogadać i nie miał kłopotu z wyjawieniem uczuć, w tłumie już gorzej, ale nad tym też pracował z jej pomocą. Nie spodziewał się, że ukochana przygotuje aż takie rarytasy, bo przecież ostatnio starali się trzymać dietę i nie jedli ani słodyczy, ani słonych przekąsek. Gdy jednak zobaczył swoje ukochane chipsy, kilka lizaków, filmy przy stosunkowo nowym - jak na obozowe warunki - telewizorze i konsolę Playstation 4 z kilkunastoma grami, aż otworzył usta ze zdziwienia. Trzymał ją za rękę i przekręcił głowę w bok, spoglądając na nią, kiedy tak uśmiechała się do niego słodko. - Sam nie wiem... - odparł, nie kryjąc swojego zaskoczenia. To był ciężki wybór, bo tak naprawdę miał ochotę na wszystko: od seansu filmowego, przez partyjkę w Tekkena, po odłożenie tego wszystkiego na bok i zajęcie się sobą. Wyszedł na przód i pociągnął ją za sobą na łóżko, zdejmując ówcześnie buty. Rozłożył się wygodnie na pościeli i gestem ręki zaprosił ukochaną do siebie, by zajęła należne jej miejsce przy nim w dowolny sposób - mogła usiąść na niego i mu wszystko zasłonić, położyć się obok, czy nawet cała się na nim rozłożyć. Lepiej myślał, gdy była tak blisko, gdy ich ciała się stykały i gdy miał dostęp chociażby do jej włosów, którymi tak ochoczo zawsze się bawił. Nie wiedział nawet po kim to ma.
Uwierzcie mi na słowo, że niewiedza Noemi na temat tego, czy Corvus wpadł jakiejś biedaczce w oko, była lepsza, niż jakieś podejrzenia na ten temat. I nie bez powodu użyłam tutaj słowa "biedaczka", bo takaż dziewoja miałaby co najmniej mini tortury pokroju tych, które spotykały nieszczęśników w Hadesie, gdyby Enamorado nie żyła na co dzień w takiej oto pewności, że nikt nie czai się z łapkami, czy językiem na jej ukochanego. Owszem, była beztroska, towarzyska i miła, sama potrafiła flirtować z połową męskiej części swoich pacjentów w szpitalu, ale gdyby ktoś zalazłby jej odpowiednio za skórę, nie bałaby się pokazać pazurków, a raczej szponów, którymi nie powstydziłaby się co większa harpia. Z resztą Noemi dogadywała się dobrze z większą częścią żeńskiego obozu, gdyby którakolwiek z nich zauważyłaby cokolwiek, co mogłoby tę Enamoradową pewność zaburzyć, to sam Corvus, mimo tego, że pewnie nie ogarniałby totalnie tematu, nie uszedłby z tego cało. Wiedziała, że Corvus nigdy nie był szczególnie wylewny, dlatego trzeba było mu pokazać ładnie drogę ku lekkiemu uzewnętrznieniu się, choć i tak Noemi czuła się niesamowicie wyjątkowo, że to właśnie ona znała i dzieliła z nim wszystkie jego emocje i uczucia, że miała dostęp do tego, o co inni by Juareza nawet nie podejrzewali. Ten jeden raz w roku mogli sobie odpuścić to podszyte lekką nutą hipokryzmu, dążenie do zdrowego jedzenia i regularnego wysiłku fizycznego sportowego, chyba, że zaliczałby się do niego ten łóżkowy. Skoro była okazja to mogli spędzić dziś czas w dowolny sposób bez ograniczeń, zwłaszcza, że zazwyczaj nie mieli czasu kompletnie na nic, nawet na obejrzenie wspólnie odcinka serialu, bo ciągle gonił ich czas. Zastanawiała się sama przez moment na co ma ochotę, ale jedyne czego chciała, to być po prostu blisko niego, móc wdychać zapach jego skóry i czuć się bezpieczna w jego ramionach, dlatego zdjęła swoje wysokie buty i położyła się obok niego, natychmiastowo otulając go ramionami i nogami, wtulając się w jego ciało i biorąc głęboki wdech, czując jego znajomy zapach.
Jeśli wziąć pod uwagę sytuację Corvusa, to trzeba było przyznać, że miał momentami przekichane. Sam bywał wyłącznie "ofiarą" flirtów, których nigdy pewnie nie zrozumie, a dodatkowo nigdy nie jest ich prowodyrem, to nieuzasadniona jest wściekłość Enamorado na niego, a mimo to, chłopak i tak obrywał. Często obwiniał się za to, że może zrobił coś nie tak jak trzeba, ale z reguły Noemi wyprowadzała go z błędu - była zazdrośnicą, kłóciła się jak rasowa Hiszpanka (tak, latały naczynia w jego stronę) i często wmawiała mu, że to jego wina, ale koniec końców przyznawała się do winy. Czasem dlatego, że popełniła błąd, a czasem dlatego, że było coś dużo ważniejszego niż racja. Juarez dbał o siebie, ale uwielbiał też słone przekąski i niezdrowe jedzenie, dlatego z trudem znosił te wszystkie diety, którymi się faszerowali. Ciało miał w znakomitej formie, ale lubił sobie pozwolić czasem na odejście od reguły i zaniedbanie treningu. Wszystko przez swoją miłość do słodkiego lenistwa - przyzwyczajenie z Barcelony - które objawiało się najczęściej w formie przesiadywania bezcelowego godzinami nad wodą. Czując, jak Marcelina układa się na nim, mimowolnie zawędrował dłońmi na dół jej pleców, rozpoznając znaną sobie fakturę jej pośladków - krągłych i wyrzeźbionych katorżniczym treningiem. Wiedział, że ukochana nie ma nic przeciwko, by ją dotykał, dlatego pozwalał sobie na to zawsze, gdy mógł. W domu robił to dość często, na zewnątrz przy ludziach trochę się wzbraniał, nawet przed ujęciem jej ręki w swoją czy przytuleniem. Gdy jednak ona robiła pierwszy krok i sama brała to co chce - np. objęła go, nigdy nie protestował i robił to co oboje chcieli, ale tylko ona miała odwagę to zainicjować. Cóż, taki był jego urok - Noemi i tak go dużo nauczyła. Chwilę później zawędrował dłonią wyżej i zaczął gładzić jej włosy. Przeszedł szybko do zabawy nimi, kręcąc wokół palców, czy mierzwiąc pojedyncze kosmyki. To zawsze go odprężało - tak jak teraz, gdy tak leżał i spoglądał na jej główkę. Dodatkowo te jej perfumy... prawdziwy afrodyzjak - Marcelina doskonale wiedziała, jak ma pachnieć, by wzbudzać w nim takie pożądanie. Przymknął oczy zadowolony. - Wygodnie? - spytał, bo chciał by się odezwała, tym pełnym energii i gorąca hiszpańskim głosem. Choć atmosfera była raczej senna i rekreacyjna, tak jej mógł słuchać cały czas. Chcielibyście usłyszeć jej szepty, o tak...
Kochała go tak mocno i tak bardzo pragnęła go w każdej chwili swojego życia, że nawet niewinna rozmowa z inną dziewczyną, za którą nie przepadała, dość mocno ją irytowała i nie potrafiła tego po prostu ignorować, zwłaszcza kiedy nie była to żadna z dziewcząt z ich obozu, bo znała dobrze większość z nich i żadna z nich nie odważyłaby się rozpocząć flirtu z jej chłopakiem za jej plecami, Noemi należała do osób, którym nikt nie chciał zaleźć za skórę. Jednocześnie starała się to w sobie dusić, ale i tak czasem zdarzały się awantury z tego powodu, dobrze, że chociaż Corvus nie był jej podobny, bo Enamorado dawała mu wielu powodów do zazdrości. Jednocześnie chodziło tu też o to, że spędzali ze sobą tak mało czasu, że była zazdrosna o to, że mógł znaleźć czas dla innej dziewczyny poza nią. Noemi za to była wielką fanką spania do późna, leniuchowania przy serialach albo grach na konsolę w towarzystwie jakiś kalorycznych zdrowych przekąsek, dlatego większość takich wieczorków, czy dni kończyły się u niej katorżniczym treningiem na sali albo w siłowni zaraz kolejnego dnia. Uwielbiała swój atrakcyjny wygląd, ale wymagał on niestety poświęceń, jak zazwyczaj trzymanie tej diety. Uwielbiała jego dotyk, zwłaszcza w momencie, gdy przez sam początek związku musiała uczyć go chociażby tego, żeby trzymali się za dłonie w swojej obecności, był wtedy tak uroczo nieśmiały i trochę przestraszony. Nie przywykła do tego, faceci zazwyczaj brali od dziewczyn to, na co mieli ochotę, Corvus był do tego zupełnie nie przyzwyczajony i nie wiedział na co, kiedy i w jakiej ilości może sobie pozwolić. Ale wypracowali to, teraz wszystko było w granicach normy, mimo jego nieśmiałości w towarzystwie innych ludzi. Włożyła dłoń pod jego koszulkę i zaczęła delikatnie głaskać palcem jego klatkę piersiową, rozkoszując się ciepłem jego skóry, czując pod palcami bicie jego serca, wdychając zapach jego perfum. Głowę trzymała na jego barku, przymykając oczy. Mogłaby tak spędzać nieskończoną ilość wieczorów i nie znudziłoby się jej. - Bardzo. Mogłabym tak cały czas. - Powiedziała to, co jej chodziło po głowie. Po dłuższej chwili uniosła głowę, by pocałować jego usta i zatrzymać się tam na dłuższą chwilę angażując język, a rękę, która nadal spoczywała pod jego koszulką przyciągnęła go do siebie za kark. Po zdecydowanie dłuższym momencie nasycania się dotykiem i smakiem jego ust, podniosła się z łóżka by włączyć jakąś grę na PS, w którą mogli wspólnie zagrać, pewnie w jakiegoś Tekkena i pewnie to Noemi przegrywała, ale nie mogła narzekać, bo cieszyła się wspólnie spędzonym czasem. Potem przeszli do oglądania jakiegoś filmu, podczas którego ponownie wtuliła się w niego mocno nie dbając już o to, że jej włosy są rozczochrane, a sukienka podwinęła się jej do bioder. Szczerze mówiąc, miała wielką ochotę ją ściągnąć, co zrobiła zaraz po tym, jak zobaczyli napis "The End". Dla nich koniec tego wieczoru skończył się jednak w łóżku, jakieś dwie godziny później, kiedy po gorącym i namiętnym uczczeniu tegorocznych walentynek, zasnęli nadzy w swoich objęciach.