Re: Pokój #2 - Corvus Juarez Nie 31 Mar 2019, 13:23
Nie można było mieć pretensji do Corvusa, który próbował w jakikolwiek sposób odciąć się od wszystkich tych złych wiadomości, które spotykały go w ostatnim czasie. Noemi nie była dla niego oparciem, a głównym powodem trosk i niepewności, przez co jego praca jako kapitan nie była tak efektywna, jak mogłaby być. Nie mógł jej jednak winić za to, że jest na niego wkurzona. Po głębszym przemyśleniu tego wszystkiego wiedział, jak ta sytuacja wygląda z jej perspektywy i całkowicie ją rozumiał. Co prawda bolało go to, że wierzyła swoim chorym domysłom niż temu, o czym on mówi, ale ona już po prostu taka była - wybuchowa, temperamentna i czasem uparta jak oślica. Jej odpowiedź go nie zaskoczyła, gdyż przecież jeszcze wczoraj mówiła o tym, że będzie chciała odejść. Uznawał Enamorado za osobę słowną, dlatego traktował poważnie wszystko to, co ona mówi. Stąd też jego reakcja: zdziwienie połączone z zawodem i smutkiem. Tak jak wcześniej kierowała nim poniekąd złość, tak teraz serce zaczęło bić szybciej i zdenerwowało go. Coś jednak było tu nie tak, miała pełno swoich rzeczy u niego i nic nie wyciągnęła? Trochę to się nie trzymało kupy. Opuścił głowę, czując ogromny smutek. - To twój wybór, możesz robić co zechcesz - rzekł lekko poddenerwowany. Nie zależało mu na tym, by odchodziła, bo chciał, by dalej stanowiła część tego obozu i jego życia. Nie zamierzał jednak organizować jej w żaden sposób czasu i uzależniać jej od siebie. Jeśli czuła się na tyle gotowa, by opuścić to miejsce, to on mógł jej tylko życzyć powodzenia. Z jej uporem nie przekona jej do tego, że w tej chwili to głupi pomysł. I tak już dość długo ją strofował. Przeszedł kilka kroków i minął ją bez słowa, przechodząc od razu do lodówki, z której wyjął karton mleka i nalał go sobie trochę do szklanki. Wypił zawartość i powtórzył jeszcze czynność, gdyż był bardzo spragniony.
Jak boli cię ząb to go wyrywasz. Takie powinno być mniej więcej postępowanie z toksycznymi osobami w twoim otoczeniu, odcięcie totalne. A skoro Noemi przynosiła Corvusowi samych trosk i była z gatunku tych upierdliwych, nieufnych kobiet, to wniosek nasuwał się sam. Tak to by przynajmniej można odczytywać, bo odczytywać czyjeś intencje można tak naprawdę na wiele, różnorakich sposobów, zależnie od swojego nastroju, pory dnia, poziomu wkurwu wywołanego przez obowiązki, czy nawet przez to czy spadł dziś deszcz i jakie jest ciśnienie. Związki były naprawdę ciężką sztuką, czasem miało się wrażenie, że nic was nie pokona, że to miłość na całe życie, wasze ścieżki przeznaczenia splotły się tworząc jedną. Czasem za to przychodziły chwile zwątpienia, gniewu, beznadziei, kiedy myślisz sobie, na co mi to wszystko, w końcu istnieje między wami tyle różnic, tyle przeciwieństw, których wydaje się, że nie przeskoczycie. Niemniej jednak gdyby człowiek się poddawał w każdej chwili beznadziei to nie byłoby związków w ogóle, a jest przecież ta jedna siła, coś dla czego warto się starać - dla uczucia, które wiąże was, nie pozwala zapomnieć o wszystkich korzyściach, o tym jak kochani i potrzebni czujecie się w swoim otoczeniu. I choć czasem występuje jakiś dysonans, to jest to normalne, to nadal warto jest się starać. Ze wszystkich scenariuszy jakie obstawiała w stosunku co do jego odpowiedzi nie spodziewała się tego, co usłyszała, słów tak obojętnych, tak nijakich, jakich mógł tylko użyć w tej sytuacji. Poczuła smutek, który spłynął na nią zimną falą, której nie chciała teraz czuć. Nawet się nie zirytowała, jedynie poczuła nagle, że to mieszkanie, ten mężczyzna, który tutaj stał, to nie było to, co znała i to, czego chciała. Poczuła się jakby wkroczyła na czyjś teren, co było dość dziwne, bo nigdy nie odnosiła takiego wrażenia, nawet gdy była tu pierwszy raz. - Chyba popełniłam błąd przychodząc tutaj. - Rzuciła z zagubionym wyrazem twarzy. Nie miała zamiaru się oczywiście wynosić z obozu, wiedziała, że to będzie samobójstwo, ale to wcale nie znaczyło, że nie miała zamiaru zaraz wynieść się z tego mieszkania, bo takich słów nie spodziewała się po Corvusie, takiego lekceważenia czegoś, co kiedyś było dla nich obojga tak ważne. Wszystkie napięte wcześniej mięśnie rozluźniły się, zostawiając niemiłe uczucie jak po ciężkim treningu, jakby nagle wypompowały się. - Zabiorę parę rzeczy i już mnie nie ma. - Odparła i ruszyła w stronę sypialni, w celu zabrania wszystkich swoich rzeczy z jego mieszkania, żeby nie musiała już więcej tutaj przychodzić, ani komunikować się z Juarezem.
W inny sposób Juarez sobie radzić nie potrafił. Nie mógł brać wszystkiego na swoje barki i próżne nadzieje o wsparciu ze strony Enamorado szybko nakreśliły mu całą sytuację na nowo. Zdecydował się na odcięcie od tego wszystkiego, bo tylko w ten sposób był z niego jakiś pożytek. Gdyby użalał się nad sobą, upijał się, rozpamiętywał cały czas, byłby zwykłym niestabilnym chłopaczkiem, a stety czy niestety Juarez przyjął funkcję kapitana i zamierzał się wywiązać ze wszystkich swoich obowiązków. Noemi sama dokonała wyboru, Hiszpan do niczego jej nie przymuszał, ani na nic nie naciskał. Skoro nie czuła potrzeby wspierania go, skupiła się na negatywach, zamiast dostrzec w tym wszystkim pewną ewolucję Corvusa, który z wyalienowanego i apatycznego osobnika stawał się powoli osobą lubianą, liderem, o co przecież córka Asklepiosa tak zabiegała, wolała marnować czas na gniew i frustrację. Być może wydawał się być chłodny i oschły, ale wynikało to tylko i wyłącznie z jego zmęczenia. Nie był jeszcze przyzwyczajony do takiego trybu życia i nic dziwnego, że będąc w domu, myślał tylko o tym, żeby zasnąć i chociaż trochę odpocząć. Tutaj miał zamiar się resetować i za każdym razem gdy tylko stawał przed wejściem, zawsze to robił. Był słaby w odczytywaniu przekazów podprogowych, dlatego nie dostrzegł tego, że Noemi przyszła tu z zupełnie innego powodu, niż zakładał. Kiedy minął ją i poszedł napić się mleka, chwilę później zerknął w stronę ukochanej, która nie tego się po nim spodziewała. Cóż, skoro ją zawiódł, to nic dziwnego, że chwilę później zerwała się na obie nogi i poszła się pakować. Traktował ją cały czas poważnie, dlatego ufał jej wczorajszym słowom - chciała opuścić obóz i póki co nic nie przemawiało za tym, że to był tylko wybuch jej złości. Spoglądał na nią, gdy zabierała kolejne swoje rzeczy z jego sypialni. Wzrok miał pusty i chłodny, ale w środku się gotowało wręcz. Widok opuszczającej go Noemi był ciężki do przetrawienia. Nie tak sobie wyobrażał swoje dalsze życie i wnet pożałował swojej decyzji o zostaniu kapitanem drużyny Asklepiosa. - Naprawdę chcesz odejść? - rzucił w jej stronę ze smutkiem w głosie i mimowolnie opuścił wzrok. Nie chciał być dla niej balastem i jeśli dziewczyna rzeczywiście chciała wynieść się stąd, to on nie miał zamiaru jej zatrzymywać. Była dorosła i mogła podejmować sama za siebie decyzje, ale musiał to usłyszeć po prostu. Nie chciał, ale bez tego nie puści jej. Dlatego stanął w drzwiach między sypialnią a pokojem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Enamorado była w swoim zachowaniu bardzo infantylna i bardzo złośliwa, z tego prostego powodu, że mimo wysokich zdolności interpersonalnych, długo trzymały się jej emocje. Zwłaszcza te negatywne, robiąc z niej tego właśnie egoistycznego, nie czułego potworka, którym stała się, gdy tylko Juarez przekroczył próg swojego mieszkania i zaszczycił ją w końcu swoją obecnością. Nagle cel jej wizyty kompletnie wyparował jej z głowy, a ona dała się ponieść złości, której wcale przecież nie chciała już czuć. To dowodziło tylko jeszcze bardziej jaka mało dorosła i racjonalna jest, by wyruszyć samotnie na poszukiwanie swojego miejsca w świecie, poza obozem. Cały czas trzymałaby się myśli, że jakoś to będzie, że to, co opowiadają w campie to tylko jakieś bajki, którymi ich straszą, żeby utrzymać ich przy sobie jak najdłużej. Tak bardzo by się pewnie pomyliła, gdyby jej plany wcale nie okazywały się bujdą, bo o ile poszła się właśnie pakować do sypialni Corvusa, to tak naprawdę wcale nie z zamiarem wyprowadzenia się z obozu, a jedynie z jego mieszkania. Tak bardzo zabolała ją jego obojętność, że dotarło do niej, że tak naprawdę to ona cały czas zachowuje się jak kompletna idiotka. Jak upolowana zwierzyna kręcąca się po otwartej klatce, ale nie widząca otwartych wrót. I dotarło do niej, jak bardzo swoim egoizmem i udawanym chłodem ze swojej strony skrzywdziła już mężczyznę, na którym tak bardzo jej zależy, że przez niego totalnie traci zmysły i nie potrafi pozbierać zagmatwanych myśli. Poczuła jak jej wstyd, kiedy łzy zaczęły palić kąciki jej oczu. W tym momencie on postanowił przyjść do sypialni i kolejny raz zawalczyć o to, co Noemi swoją głupotą niszczyła. Przybrała wyniosły wyraz twarzy, gdy rzucił w jej stronę tym pytaniem tak pełnym smutku, że zabrzmiało jak jakiś zarzut, niezbity dowód na to, że ona swoim odejściem chce przekreślić te całe lata ich związku. A ty? - Zapytała oskarżycielsko. - Czy ty naprawdę pozwoliłbyś mi odejść? - Objaśniła swoje pytanie i rzuciła na łóżko trzymaną przez siebie rzecz, którą była śnieżna kula, którą sama tutaj kiedyś przyniosła. Nie czekała jednak na odpowiedź, bo też nie należała do mistrzów cierpliwości - Bo ja totalnie szaleję przez to wszystko, nie potrafię pozbierać się po tej twojej decyzji o zostaniu kapitanem. I wcale nie dlatego, że martwię się o cały nasz plan odejścia stąd, bo możliwe, że nie czeka nas tam nic dobrego - Powiedziała zdecydowanym głosem, wiedząc, że to co mówi teraz jest najwierniejszą prawdą o całej sytuacji. - Ani też nie o to, że nie będziemy mieli dla siebie już tyle czasu, co wcześniej. Tylko o to, że nie okażę się dostatecznie dobra, jako twoje największe wsparcie i jako ktoś, kto zawsze będzie w stanie podnieść cię na duchu, gdy nie wszystko pójdzie tak, jak powinno. Boję się - Powiedziała dosadnie. - Że okażę się dla ciebie jeszcze większym ciężarem, niż dotychczas i że wydoroślejesz na tyle, że przestanę być ci potrzebna - Zakończyła czując jak cała drży z powodu tego, że w końcu postanowiła być szczera nie tylko w stosunku do niego, ale i do samej siebie, bo w końcu przestała mydlić sobie oczy tymi najbardziej błahymi rzeczami w tym nowym położeniu.
Do tych wszystkich wniosków Noemi musiała dojść sama, a on mógł mieć tylko nadzieję, że brunetka zmądrzeje i przestanie traktować go jak wroga. Wystarczyło postawić sobie jedno zasadnicze pytanie - czy Corvus kiedykolwiek powiedział, że zmiana planów i nie opuszczają obozu? Nie. Zawsze mówił to, co myślał w tej sprawie i zapewniał ją, że gdy będą już gotowi, rozpoczną nowe życie. Dotąd myślał, że tylko on potrzebuje zwiększonego czasu na dojrzenie do takiej decyzji. Wszystko jednak robił z myślą o tym, by Enamorado była z niego dumna i by dawał temu związkowi tyle, ile sam od niej brał. Czuł się zobowiązany do tego, by myśleć przyszłościowo, w końcu miał przecież stworzyć dom z Marceliną. Wobec braku jakichkolwiek wzorców ojcowskich czy rodzinnych, musiał w inny sposób to wyrobić - wzięcie odpowiedzialności za drużynę Asklepiosa jest idealnym przetarciem do tego, by później odpowiadać za rodzinę Juarezów. Dotąd myślał, że to tylko on potrzebuje więcej czasu. Teraz jednak zmienił swoje zdanie i jak widać, Enamorado również nie jest gotowa na odejście. Stojąc w drzwiach i przyglądając się jej, nie mógł nie odnieść wrażenia, że Noemi traktuje go jak wroga. Być może kontratak był jej metodą obrony, ale na im więcej sobie pozwalała, tym bardziej Juarez chłodniał i coraz ciężej było z nim o jakąkolwiek normalną rozmowę. Taka agresywna postawa w niczym nie pomagała poza tym, że brunetka na moment da upust swoim emocjom. Pytanie tylko czy było to warte tego, by zrazić do siebie Hiszpana? Na pierwsze dwa pytania uniknął odpowiedzi. Noemi bowiem doskonale wiedziała w głębi serca, że Corvus chce odejść razem z nią i że jeśli tylko i wyłącznie od niego zależałaby decyzja o jej pozostaniu w nim, to również by ją zatrzymał tutaj. Skierował głowę w bok, na ścianę. - Boisz się? - zapytał, ale można było dostrzec, że jest lekko zirytowany. - I dlatego właśnie teraz to zrobiłaś? - spytał znowu, a gniew w nim się wzmagał. - Nigdy nie działałem przeciw tobie, wytłumaczyłem ci wszystko wczoraj, nigdy nie byłem dla ciebie ciężarem i gdy mnie potrzebowałaś, zawsze byłem obok. A ty traktujesz mnie jak swojego wroga. Nie tego się spodziewałaś, wiem. Ale ta decyzja to jedyny sposób na to, żebym nauczył się odpowiadać za kogoś... - spuścił trochę z tonu, gdy złapał oddech i ponownie spojrzał na córkę Asklepiosa. - Nigdy nie byłaś dla mnie ciężarem. Zawsze byłaś oparciem. Tak przynajmniej mi się wydawało, bo ostatnio dałaś świadectwo tego, że nie tylko ja nie dojrzałem do decyzji o opuszczeniu obozu. Opuściłaś mnie w momencie, gdy najbardziej ciebie potrzebowałem - jego serce zabiło mocniej, a gniew można było słyszeć w co najmniej co drugim słowie. - Dlatego albo zostaniesz tutaj i spróbujemy to naprawić, albo ruszysz swoją drogą. Dotąd radziliśmy sobie najlepiej wspólnie. Dopełnialiśmy się, wspieraliśmy i pomagaliśmy sobie. Dalej cię kocham, a teraz jeszcze potrzebuje jak nigdy dotąd. Boisz się, że przestaniesz być mi potrzebna, a tymczasem ja bez ciebie po prostu nie dam rady... - ostatnie trzy zdania był już spokojniejszy, choć bardziej wynikało to ze zmęczenia niż z rozchmurzenia się. - Od ciebie zależy, co dalej z tym zrobisz - rzucił. - Ode mnie wiesz już wszystko - dokończył i obrócił się na pięcie, by skierować swoje kroki w stronę pokoju gościnnego połączonego z aneksem kuchennym. Usiadł na średnio wygodnej sofie i odchylił głowę do tyłu, opierając się plecami. Przymknął oczy i wziął kilka głębszych oddechów. Miał już dość, wszystkiego.
Nie miała już ochoty kolejny raz rozpracowywać tego wszystkiego, nie chciała myśleć o tym, co powinna mu odpowiedzieć, bo podobnie jak on, była sama też już zmęczona całą tą sytuacją, miała dosyć problemów, a gdy czuła ten stres związany z tym wszystkim, to rzeczywiście zaczynała widzieć w nim wroga, zaczynała się czuć, jakby była w potrzasku, dlatego czekała, aż to on się wypowie, a emocje na przemian w niej wzrastały i opadały, na przód jednak wychodziło to zmęczenie i chęć rozwiązania tego, jakkolwiek. Wysłuchała jego słów i przez moment stała w jego sypialni, czując jak jego logiczne argumenty gaszą jej gniew. Ruszyła za nim do salonu i spojrzała jego sylwetkę, na skrzywdzonego człowieka, który także był zmęczony tym wszystkim. - Czasem kompletnie nie potrafię odgadnąć co się dzieje w twojej głowie. - Przyznała, patrząc nie na niego, lecz w ścianę opierając się o framugę drzwi. - Nie rozumiem, jak możesz mówić mi, że traktuję cię jak wroga, po tym, jak bez żadnego uprzedzenia zgodziłeś się przyjąć stanowisko, którego wcześniej odmawiałeś tyle razy. Dla mnie nigdy nie musiałeś się uczyć jak to jest odpowiadać za kogoś, bo potrafię sama o siebie zadbać i nie musiałeś przejmować kapitanowstwa naszej drużyny - Powiedziała, próbując zebrać to wszystko jakoś do kupy. - Nie odwracaj kota ogonem, bo to nie była decyzja o tym, czy kupić mleko, czy jednak lepiej nie, bo bycie kapitanem ponownie wiąże cię z tym miejscem, a wydawało mi się, że mieliśmy inne plany - Odparła znów nabierając złości - Czasem jesteś tak chłodny, tak zimny, jakby kompletnie ci na tym wszystkim nie zależało, Corvus. Możesz mi pięć razy mówić o tym, że planujesz ze mną wspólną przyszłość, ale kiedy twoje czyny tego nie potwierdzają, to ja tego już nie jestem w stanie widzieć tak, jak wcześniej - Powiedziała już spokojniej, nadal wpatrując się w ścianę. Tak rozpaczliwie szukała miłości, tak mocno potrzebowała jej dowodów, że łatwo było się jej zatracić we własnych czarnych scenariuszach, zapominając o zapewnieniach jego słów. Cóż, ludzie bardzo często łamali obietnice. - To bardzo wygodnie podejście, Corvus, ta obojętność, powiedziałeś swoje, ale to ja mam wybrać i gdzie tutaj jest wspólne rozwiązywanie problemów, co? - Zapytała, kierując swoje lodowate spojrzenie na niego. Z emocji było jej już fizycznie zimno, więc objęła się ramionami, wzbraniając się przed tym, żeby nie zalać się teraz łzami, które pogorszyłyby teraz całą sytuację.
Corvus nie zastanawiał się nad tym, on mówił zawsze to, co mu w duszy grało i przed nią nie miał żadnych tajemnic. Znała doskonale jego powody, motywacje i logikę, którą zawsze się kierował. Ona reagowała uczuciami, on chłodną kalkulacją i dzięki temu mogli się dopełniać w najlepszy możliwy sposób. Tak przynajmniej się wydawało do kilku dni wstecz, gdyż ostatnio dobitnie zostało ukazane, jak bardzo ich odmienne charaktery mogą napsuć im krwi oraz skłócić ich do tego stopnia, że Noemi sięgnie po alkohol, a Corvus wróci do przeszłości i będzie potrafił działać tylko tak jak kiedyś - bez jakiejkolwiek empatii. Siedział na sofie, mając już dość wszystkiego. Był wyprany z emocji przez zmęczenie i zamartwianie się wszystkim, a każdy człowiek - nawet ten, który ma w sobie krew boga - ma swoje limity. Juareza rzadko można było widzieć w takim stanie, ale przy tak ważnej zmianie w życiu, niczego innego nie można było się spodziewać. Słuchał jej uważnie i coraz bardziej irytowało go podejście Noemi. To była hipokryzja w czystej postaci - mówi, że rozumie, a później obraca kota ogonem i zwala winę na niego. Znał jej dumę i wiedział, że dziewczyna nie podda się oraz będzie bronić swoich racji jak lwica, ale w tym przypadku - jakie ona miała racje? Żadnych rzeczowych argumentów, tylko uczucia, które w merytorycznych dyskusjach nie mają racji bytu. Spuścił wzrok, spoglądając na podłogę. - Ty nie wiesz, jak to jest - zaczął. - Masz rodzinę, masz dom i po prostu tego nie widzisz. ZAWSZE ktoś za ciebie odpowiadał. Chcesz czy nie, taka jest prawda. Ja zawsze byłem sam i wiem jak to jest, gdy trzeba radzić sobie samemu. Możesz to uważać za słabość, ale tak wcale nie jest. Nigdy nie byłaś sama, bo jeśli nie rodzina, to ja byłem przy tobie. Ja byłem sam i oddałbym wszystko, żeby ktoś za mnie odpowiadał. Nie pozwolę na to, żebyś kiedykolwiek poczuła to, co ja czułem zanim poznałem ciebie. Moje dzieci też nie będą tego czuć, bo zawsze będę za nie odpowiadał. Za was... - przełknął ślinę i dopiero uniósł swój wzrok, by spojrzeć znów tymi zmęczonymi oczami na Noemi. - Ja zawsze kieruję się planem, doskonale o tym wiesz. Nie podejmuję pochopnych decyzji i jako moja dziewczyna powinnaś to wiedzieć. Znasz mnie najlepiej ze wszystkich. Powiedz, czy kiedykolwiek cię zawiodłem? Złamałem obietnicę? - rzucił pretensjonalnym tonem, czując jak zbiera się w nim coraz więcej gniewu. - Tak, ty masz wybrać - rzekł po hiszpańsku i widać było agresję w jego głosie. - To nie ja ciebie zostawiłem, to nie ja mam wątpliwości i to nie ja cię odrzuciłem. To ty cały czas mnie odpychasz, ty zostawiłaś mnie samego i ty masz wiecznie wątpliwości, choć dobrze wiesz, że nigdy nie łamię danego słowa. Mówisz o wspólnym życiu, Marcelina, a jesteś gorzej przygotowana na odejście niż ja - ulżyło mu, gdy wyrzucił to z siebie. Chciała konfrontacji? To dostała wszystko prosto w twarz. Ta sytuacja to była jej wina, bo on działał tak, jak działał zawsze - przemyślanie, z planem i z konkretnymi intencjami. Ona wolała pogrążać się w tych czarnych scenariuszach. Dość brania wszystkiego na siebie, byleby tylko duma Noemi nie ucierpiała. Najwyższy czas dojrzeć, jeśli te rozmowy o rodzinie, dzieciach i wspólnym życiu poza obozem córka Asklepiosa traktuje poważnie.
Kupa.Nie byli do siebie podobni, więcej ich cech się wykluczało, niż pokrywało, ale ich związek dotychczas działał, bo potrafili się uzupełniać. I żadne z nich nie podejrzewało, że kiedykolwiek dojdzie do takiej kłótni, jak ta teraz, kiedy będzie się sączył tylko jad i ciężkie słowa. Naprawdę chciała już przestać, miała dość tej słownej szarpaniny, która się teraz między nimi odbywała, ale jego kolejne słowa naprawdę zabolały ją do żywego. Temat jej rodziny, a konkretnie braci był zawsze tym, którego nie dotykali, zawsze był pewnym tabu, który wywoływał w Noemi najgorsze uczucia. - Masz rację, nie wiem, ale ja nie wybierałam sobie nigdy świadomie samotności, bo potrafiłam poprosić kogoś o pomoc i wsparcie, jeżeli tego potrzebowałam, w przeciwieństwie do ciebie, bo ty zawsze bałeś się, że kontakt z kimś zrobi ci krzywdę. Nawet mnie zajęło mnóstwo czasu, żeby dotrzeć do ciebie. A i tak czasem czuję, że wolisz być sam. - Odpowiedziała uniesionym głosem, choć natychmiast poczuła wyrzuty sumienia, kiedy tak wspominał o tym, że robi to wszystko dla ich przyszłości. Nie wyobrażała sobie, co trzeba czuć, kiedy jest się skazanym wyłącznie na siebie samego i… nie chciała tego wiedzieć, bo to był fakt: miała w życiu więcej szczęścia od niego, zawsze trafiając na ludzi, którzy chcieli jej pomóc. Zachowywała się jak hipokrytka. Dlatego chyba też tak rozpaczliwie chciała być dla niego oparciem i w ten sposób dotarła do tego, czemu wywołała taką gównoburzę o jego kapitanostwo. Przemaszerowała parę kroków w jego stronę i usiadła niedaleko, ale tak, żeby nie naruszać jego przestrzeni osobistej. Wzięła głęboki wdech, ale czuła tylko smutek. - Masz rację, zawsze mogłam wierzyć twoim słowom - Odparła zgodnie. - Ale kiedy przejąłeś funkcję kapitana, to… To poczułam, że nie tylko jesteś w stanie zadbać o innych, ale też i o siebie, dlatego… - Westchnęła głęboko i wzięła jego dłoń w swoją. - Pomyślałam, że jak sam zobaczysz, jak świetnie sobie radzisz samemu w otoczeniu innych herosów, to ja przestanę być ci potrzebna, jako ktoś kto czasem układa te wszystkie twoje uczucia. Po prostu… Oparłam całe swoje życie o twoją osobę, przestraszyłam się, że jak zrozumiesz, że jest dużo innych osób, które cię wspierają, to odrzucisz mnie. - Niezwykle ciężko było się jej przyznać do takich słów. Przecież Noemi Enamorado nigdy nie była niepewna siebie, nigdy nie przejmowała się takimi sprawami, dla tej gry pozorów. Chciała to wszystko uspokoić i choć starała się jak mogła to jego kolejne słowa zabolały ją bardzo, mimo że słyszała w nich gniew. Wstała z kanapy, na której siedział i odwróciła się od niego, postępując parę kroków w stronę drzwi wyjściowych, żeby nie zobaczył trzęsącej się brody, zwiastującej łez napływających jej do kącików oczu. Dotychczas żyła w tej iluzji, że nie są tak samo gotowi na odejście stąd, albo że przynajmniej on to potwierdza. Tak bardzo się myliła. Tak bardzo on miał znów tę cholerną prawdę. Obudziło to znów jej bunt, który podpuszczał ją do tego, żeby udowodnić mu, że się myli i jest gotowa, choć przecież wcale tak nie było. Niewiele mogła poradzić jednak na tę swoją dumę, która była chyba jej najgorszą cechą charakteru. Ugryzła się jednak w język, żeby nie wypalić z jakimś rzuceniem wyzwania pod tytułem “Mogę ci udowodnić, że doskonale sobie poradzę”, zamiast tego stała tak tylko nie patrząc na niego i nie wiedząc co zrobić. Nienawidziła swoich słabości, nienawidziła, gdy ktoś jej je wyrzucał.
Corvus Juarez
Re: Pokój #2 - Corvus Juarez Sob 04 Maj 2019, 15:01
Działał, bo dotąd nie mieli przed sobą tak trudnych decyzji jak wspólne opuszczenie obozu. Mogli udawać, że się idealnie uzupełniają, ale prawda była taka, że przy poważniejszych sprawach taki konflikt osobowościowy był gwoździem do trumny. Wystarczyło dostrzec, jak jedna jego decyzja zmieniła ich podejście. Byli w tym konflikcie już dobre kilka dni. On na dobrą sprawę nie zrobił nic złego, ona zaś zaczęła pałać do niego taką niechęcią, jak gdyby była w amoku. Zapomniała o wszystkim tym co mówił, jaki jest i co sobą prezentuje. Znała go najdłużej i najlepiej. Wiedziała o nim wszystko, a mimo to dalej uważała, że w jakikolwiek sposób zmienił plan? Corvus Juarez może i był uczuciową amebą, ale nie był debilem ani w gorącej wodzie kąpanym osłem. Jeśli już coś robił, to jego czyny zawsze miały sensowne podłoże. Spoglądał na nią w ciszy, gdy przechodziła się po pokoju, a później zajęła miejsce w nieznacznej odległości od niego. Krzywił się coraz bardziej wraz z kolejnymi jej słowami, bo to było kompletnie irracjonalne. To co mówiła nie trzymało się kupy, bo po raz kolejny pokazała, jak bardzo zapomniała o tym, kim jest jej chłopak. Zostawiłby ją? Odrzucił? To sobie pomyślała, a koniec końców, to nie on to zrobił, tylko ona. Hipokryzja w najczystszej postaci. Przekręcił głowę z powrotem do pozycji wyjściowej i patrzył przed siebie. - Wiem, że byłaś zaskoczona tą decyzją - odparł. - I wiesz dobrze, że tylko ja sobie teraz poradzę z tym - dokończył, informując ją o tym, że nie ma zamiaru rezygnować z tej funkcji. Miał jednak pewien plan, który uzależniony był od dwóch czynników: jego podejścia i dyspozycji Aryi - jego nowo mianowanej zastępczyni. - Jakiś czas temu widziałem się z Padą - rzekł już nieco bardziej spokojnie, zdrabniając jak zwykle trudne i kłopotliwe nazwisko Padagavakar. - Będzie moim zastępcą. A gdy nadejdzie czas, zastąpi mnie - i co, zdziwienie? To brzmiało jak plan. Okazało się, że Corvus chce kogoś przygotować do roli kapitana, by ten mógł z dumą i odpowiednimi umiejętnościami zająć jego miejsce. A dlaczego? To już niech panna Enamorado sama sobie dopowie, bo powód jest oczywisty. Śledził ją wzrokiem, gdy przechodziła po mieszkaniu i znalazła się kilka metrów dalej przed drzwiami. Splótł palce swoich dłoni i opuścił głowę, wzdychając lekko. - Zrobisz, co będziesz uważała za słuszne - zaczął po chwili i wstał z sofy, po czym pokierował się w stronę sypialni. - Przemyśl to. Ja muszę się położyć, nie mam siły na walkę z całym moim światem - rzucił bez żadnej agresji, mówiąc oczywiście o niej. Ta kłótnia go wyniszczyła kompletnie i teraz musi po prostu odpocząć. Dziś nawet koszmary nie będą w stanie go dorwać, gdyż jest w takiej formie, że wystarczy kilka minut na łóżku, by odpłynął w ramiona Morfeusza. Juarez zrzucił z siebie koszulkę i położył na brzuchu, nie przykrywając się nawet kołdrą. Przymknął oczy i oddychał głośno, niczym po przebiegnięciu maratonu. Liczył na to, że Noemi przemyśli sobie pewne rzeczy i dojdzie do odpowiednich wniosków.
Ostatnio zmieniony przez Corvus Juarez dnia Sro 08 Maj 2019, 21:38, w całości zmieniany 2 razy
Owszem, była irracjonalną hipokrytką i mogłaby to przed nim przyznać, ale chyba kązdy w tym obozie był lekko skrzywiony i nie zrobiłaby też tego tej sytuacji, gdy czuła się naprawdę skrzywdzona do żywego, a to przecież były tylko słowa. Zaczęła się też zastanawiać nad tym, czy ich związek nie był jedynie krzywdą dla nich obojga. On chciał dobrze, robił to, co uważał za słuszne i dobre, czego ona nie akceptowała i nie potrafiła tego przyswoić na spokojnie, czym go krzywdziła, wychodząc przy tym na kompletną ignorantkę, egoistkę i idiotkę w jednym. Na chwilę obecną pomijając już wszelkie animozje dzisiejszego wieczoru, czuła się naprawdę wyjątkowo zmęczona i chciała najpierw się wyspać, a potem porządnie to wszystko przemyśleć. Już nawet nie skupiała się jakoś mocno na jego słowach, bo to było jak słuchanie zdartej płyty. Nie pokazała też nawet żadnego zaskoczenia tym, że wybrał sobie zastępcę, choć poczuła lekkie ukłucie zazdrości, jak zawsze, gdy mówił cokolwiek o innej dziewczynie, niż ona sama. Przynajmniej dowiedziała się, że ma jakiś plan, co było chyba jego życiową dewizją: Mieć plan i się go trzymać. Odwróciła się w jego stronę tylko wtedy, gdy mówił ostatnie zdanie i kierował się do sypialni. Poczuła, że wszystko dzisiaj poszło nie tak, wszystko szło nie tak od kilku dni, a ona nie miała nad tym kontroli. Potrzebowała ciszy i spokoju. - Odezwę się. - Powiedziała tylko głosem bez żadnej barwy, tonu czy emocji i jemu samemu też dała przestrzeń i czas do odpoczynku. Wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dwa dni później Corvus mógł znaleźć pod swoimi drzwiami kartkę z odręcznym, pochyłym pismem Noemi z jednym krótkim zdaniem: Spotkajmy się wieczorem w miejscu, gdzie pierwszy raz odezwałeś się do mnie.
Kiedy po tej całej burzy i chaosie, wywołanym tą całą bezsensowną kłótnią i pretensjami o błahe sprawy, Noemi już w końcu wróciła tutaj, do ich wspólnego pokoju, który był dla Enamorado najbliżej tego, by nazwać go "domem". Czuła się trochę dziwnie wchodząc tutaj ze świadomością, że ostatnim razem, gdy tutaj była prawie się z Corvusem rozstali, a ona prawie straciła cały sens swojego istnienia. Enamorado nie należała jednak do osób, które długo szczypałyby się przeszłością i błędami, które popełniła, dlatego jej niepewność związana z tym miejscem trwała naprawdę krótko, bo zaraz zabrała się za porządkowanie pokojów, które przez jej nieobecność zostały przez właściciela pokoju zaniedbane. Jeżeli zaś chodziło o samego Corvusa, to nie był w pokoju obecny, właśnie wypełniał zapewne swoje super ważne kapitańskie obowiązki, w czym Noemi nie mogła, ani nawet nie chciała mu towarzyszyć. Zwłaszcza, że sama dopiero niedawno skończyła swój dyżur w szpitalu, połatała przy tym paru herosów wracających z misji i jakiegoś młodego syna Afrodyty, który nie potrafił używać zszywacza do papieru i wbił sobie jedną z zszywek w palec wskazujący. Potem wzięła torbę z rzeczami, którą uszykowała sobie już rano. Planowała teraz naprawdę na długo zamieszkać z Corvusem i nie bujać się ciągle między pokojami w poszukiwaniu czystej pary majtek. Wzięła też swojego burczącego z niezadowolenia kota, któremu natychmiast po przyjściu do pokoju dała porządny posiłek w postaci resztek z obiadu z dnia poprzedniego. Wyjątkowo spotkało się to z zadowolonym mruknięciem, bo kocur był fanem rybnych kotlecików, które Noemi ugotowała wczoraj. Potem ogarnęła cały bajzel, żeby Corvus przyszedł sobie do takiej czystej oazy spokoju odpoczywać, a ona sama postanowiła w końcu ogarnąć siebie. Wskoczyła więc sobie do wanny wziąć porządną, relaksującą kąpiel. To jest zatem to, co Corvus może spotkać po przyjściu: Noemi w wannie, jej nagie ciało skąpane w pianie pachnącej wanilią, jej długie nogi oparte o krawędź wanny, a jej głowa zatopiona w lekturze książki! Tak! Niecodzienny widok! Noemi z książką. Konkretniej z przewodnikiem po Włoszech. Rodział o Wenecji. - Buon... Buongiorno! - Woła do niego znad przewodnika, dodając do tego iście włoski ruch nadgarstka. I uśmiecha się tak beztrosko, marzycielsko. Jest w domu. Jej dom właśnie wrócił i uczynił to miejsce domem.
Barcelończyk miał jak zwykle pełne ręce roboty, bo przecież jest jedynym herosem w obozie i musi robić wszystko, o co go poproszą. Latał jak popierdolony, wypełniał wszystkie zadania, a przy tym nie zapominał o swoim rozwoju - wykonał dwa treningi, poranny kondycyjny i wieczorny rekreacyjny, dzięki czemu utrzymywał swoje ciało w świetnej formie. Przez ostatnie kilka dni jego życie się uporządkowało, bo w końcu miał kto mu pomóc we wszystkim. Dopiero docenił jak bardzo Noemi przydaje się nawet z perspektywy zwykłej pomocy domowej. Przez te kilka tygodni jak zajmował się obozem i swoim domem, dostawał pierdolca. A tak to chociaż miał ugotowany obiad, wyprane rzeczy i wejście do domu wiązało się z odpoczynkiem. Noemi na nowo stworzyła to miejsce i dzięki temu, że tu była, mógł w końcu odpocząć: nie nękały go koszmary, odpowiednio sypiał, miał się w co ubrać, co zjeść i kogo ciepło chłonąć, gdy potrzebne było mu się wyciszyć. Jednym słowem - wszystko wróciło na swoje miejsce. Wszedł wieczorem do mieszkania i pierwsze co zrobił, to zamknął drzwi za sobą na klucz. Od teraz nie ma go nigdzie i dla nikogo, będzie udawać, że jest gdzieś w delegacji, najlepiej kurwa w Australii. Było ciepło, więc jedyne co musiał zrobić, to zdjąć z siebie buty. Przywitał się z kotem, do którego machnął ręką i zawędrował natychmiast do łazienki, w której znajdowała się Noemi. - Buongiorno, bella - rzucił spokojnie, opierając się o framugę drzwi. Zaskoczyło go, że ukochana uczyła się włoskiego, ale nie jemu było to oceniać, najwidoczniej miała taki kaprys! Zapach wanilii trochę go odurzył, dlatego nim oparł się o umywalkę, kaszlnął prowizorycznie, bo to było dość dziwne zderzenie po całym dniu w obozie. Wcześniej jednak przywitał się tak jak należy, nachylając się i łącząc swoje wargi z ustami Noemi, inicjując tym samym pocałunek. - Wychodzisz czy czekasz na mnie? - spytał po hiszpańsku, bo przecież często się porozumiewał z nią w tym języku. Jeszcze bardziej wtedy przypominało mu to idealne wyobrażenie domu. W zależności od tego co Enamorado odpowiedziała, albo postanowił na nią zaczekać na zewnątrz, albo rozebrał się i wskoczył do wanny zajmując swoje stałe miejsce.
Ten powrót do starej rutyny, którą wypracowali sobie latami był zbawienny nie tylko dla Corvusa, któremu przybyło obowiązków i zmartwień przez co potrzebował miejsca pełnego spokoju i ciepła, w którym mógł wypocząć, ale także i Noemi poczuła ulgę, gdy mogła tutaj wrócić: porządkować ich wspólne rzeczy, gotować posiłki i witać zmordowanego całym dniem zadań Corvusa, który taki zmęczony, rozczochrany i z oczami lepiącymi się od chęci snu, był dla niej zdecydowanie najprzystojniejszą wersją siebie samego. A ona czuła się przy nim najszczęśliwszą kobietą na świecie, bo mimo swojej amebowości był jej Corvusem, którego znała na wylot, którego kochała za wszystkie zalety i wady i przy którym było jej najlepiej. Tak jak właśnie w tej chwili, gdy usłyszała klucz przekręcany w zamku, a po chwili jej ukochany wszedł do łazienki, w którym już na niego czekała. Mokre, czarne, długie włosy przykleiły się jej do ciała, spod obfitej piany wystawała nieśmiało brodawka jej lewej piersi, a na jej twarzy pojawił się uśmiech pełen szczęścia po długim oczekiwaniu na jego powrót. Zachichotała cicho po tym krótkim pocałunku, którym Corvus ją obdarował, zamknęła z trzaskiem przewodnik po Włoskim Bucie i rzuciła nim niczym frisbee przez całą długość łazienki, aż upadł i potoczył się jeszcze kilkadziesiąt centymetrów po podłodze w pokoju, który przylegał do łazienki. - Zapraszam! - Zawołała, również po hiszpańsku, i płynnym ruchem swojej prawej dłoni wykonała ruch zapraszający do środka niedużej wanny, w której ledwie się oboje mieścili. Ale uwielbiała te ich wspólne kąpiele, nawet w tych mało komfortowych warunkach. Obserwowała, jak zdejmuje kolejne elementy swojej odzieży, a gdy wszedł do wanny, natychmiast pokonała dzielącą ich przestrzeń i podpłynęła do niego, udami otaczając jego biodra i siadając na jego udach. Swoje mokre palce wplotła we włosy na jego potylicy w myślach stwierdzając, że przydałoby mu się już strzyżenie. Jej usta - ciepłe i niecierpliwe - odnalazły jego wargi i wpiły się w nie gorączkowo, pełne namiętności, a za nimi posunął się język, który narzucił szybkie tempo wspólnego, znajomego tańca. Po chwili zwolniła tempo i odsunęła się lekko od jego twarzy, by spojrzeć na znajome jej, coraz bardziej zmęczone, oczy, by powiedzieć. - Tęskniłam.
Nie przywiązywał dużej wagi do wyglądu, bo w pierwszej kolejności liczył się komfort. Mając jednak nowe obowiązki oraz będąc niejako twarzą drużyny Asklepiosa, siłą rzeczy musiał zwracać uwagę na garderobę, w czym pomagała mu Noemi, która doradzała mu jako jego prywatna stylistka. Nie był co prawda jakimś modelem, ale brunetka nigdy nie pozwoliła mu wyjść bez jakiegokolwiek porządku odzieżowego, co wcześniej przecież mu się zdarzało. To był również jeden z aspektów tego ich zgrania, na które tak długo pracowali. Po tym rozstaniu totalnie zgubił rytm życiowy i tylko jej powrót umożliwił mu ogarnięcie się. Wiadomo, jeszcze nie wszystko udało mu się poukładać i do wszystkiego przyzwyczaić, ale obecność Enamorado i jej pomoc pomagały mu nie zwariować. Będąc w wannie od razu zanurzył się w niej do szyi, uwielbiając uczucie wody uderzającej w każdy element skóry. Był Barcelończykiem i sierotą, więc jego jedyną możliwością na spędzanie jakichkolwiek wakacji było morze. Plaże Barcelony były piękne i już teraz miał plan, by zabrać tam kiedyś swoją ukochaną. Nim to się jednak stanie, czeka ich jeszcze kilka obowiązków tutaj. Nie był zaskoczony, że podpłynęła do niego i zniwelowała pustą przestrzeń między nimi. To był wręcz rytuał. Ilekroć razem się kąpali, wykorzystywali możliwie jak najlepiej miejsce w tej małej wannie. Gdy siedziała na nim, było i wygodnie i przyjemnie, a oni przecież nigdy sobie przyjemności nie odmawiali. Zdziwił się jednak, gdy brunetka tak ochoczo zabrała się do całowania go, na co on odpowiedział z nie mniejszym zaangażowaniem. Poczuł znajome ciepło jej ust ponownie, bo przecież chwilę później sam ją całował, ale tym razem mógł się również nacieszyć smakiem jej języka i ciepłem. Lepsza od przylegającej wody była tylko Noemi przylegająca nagim ciałem do jego torsu. Spojrzał na nią przez swoje podmęczone oczy, ale starał nie dać po sobie tego pokazać. Nie chciał kolejny raz umyć się, zjeść i zasnąć po kilku minutach, nie rozmawiając praktycznie z nią. Dziś miał plan spędzić z nią wieczór nieco dłużej, niż przez ostatnie kilka dni. Należało jej się to, za ciężką pracę i cierpliwość. - Ja także - potwierdził, by nie miała wątpliwości, że myślał o niej dużo. Nosem przejechał po jej policzku i odgarnął kosmyk mokrych włosów za jej ramię, by ustami złożyć mały pocałunek najpierw na jej szczęce, a później na szyi. Pachniała wanilią, a z jej ciała biło przyjemne ciepło. Mało tego, jego zmęczenie powoli przechodziło, bo przecież znajdował się obok córki Asklepiosa. Jej magiczne właściwości regenerowały go i tym samym wory pod jego oczami zaczęły znikać, a lekko przekrwione oczy złagodniały, zostawiając białko oraz znajomą barwę. - Dzięki, że trochę tu posprzątałaś - zaczesał kosmyk jej mokrych włosów za ucho i pocałował w usta, przeciągając możliwie jak najdłużej tę czynność. Drugą rękę oparł wzdłuż krawędzi wanny i po skończonym całusie przechylił nieznacznie głowę i obserwował ją ze swojego ulubionego profilu. Kochał, gdy była tak blisko niego.
Większość mieszkańców obozu nie dbało zanadto o kwestie wizualne, wszyscy i tak się tutaj znali niemal na wylot, widzieli się w najgorszych momentach, gdy szalała wewnątrz jakaś szalona epidemia różyczki czy innej ospy, czy też w chwilach mniejszego i większego pokiereszowania ciała po powrocie z misji, na których na szali stawiano swoje życia. Noemi jednak lubiła dobrze wyglądać, lubiła też sprawiać pozory, a osłonić swoje słabości pozwalała sobie jedynie przed swoim ukochanym Corvusem i tylko on miał ten zaszczyt oglądania jej niewyspanej, zakrwawionej czy zmęczonej po walce o czyjeś zdrowie, gdy kolejny raz nadwyrężała swoje boskie zdolności. Jemu oczywiście takie rzeczy były całkiem obojętne, dlatego to ona dbała nie tylko o to, w co się ubierze, ale też o to, co zje, czy ile godzin będzie spał, oraz o to, czy nie będzie to nieprzespana noc. Jeżeli jego obowiązkiem było trzymanie w ryzach pracy całego obozu, to jej zadaniem było zadbanie o niego, by był przytomny, by wypoczywał odpowiednio i by miał miejsce, w którym może w końcu przestać być kapitanem, a może być już po prostu Corvusem. Jej ukochanym Corvusem. Jeżeli jemu marzyło się zabranie jej do Hiszpanii to jej marzeniem było pojechanie do Paryża i do Wenecji, o której jeszcze przed chwilą czytała przewodnik. Ostatecznie jednak twierdziła, że mogłaby ze swoim Corvusem osiąść na stałe w Barcelonie - miejscu, które on tak bardzo kochał i które ona pewnie pokochałaby tak samo, jeżeli mogła wierzyć opowieściom, jakimi Juarez czasem karmił jej ciekawość. W takich chwilach, gdy rozmawiali o przyszłości, myślała sobie, że są nieśmiertelni i wcale nie czyha na nich wielkie niebezpieczeństwo poza obozem. Pozwalała sobie na ten wybujały optymizm tylko po to, by nie załapać doła i pozwalać sobie na takie marzenia. Ta cierpliwość była dla Noemi dość sporym zaskoczeniem, bo zawsze była impulsywna i w gorącej wodzie kąpana. Ostatnio jednak zyskiwała więcej pokory, choć przed rzuceniem się na usta ukochanego nie mogła się już dłużej powstrzymać. Właściwie to wątpiła, czy dzisiejszego wieczoru będzie w stanie się w ogóle opanować i odkleić od jego ciała choć na minutę. Na pewno nie miała zamiaru tak po prostu dać mu dzisiaj się wykąpać zjeść i zasnąć, bo chciała spędzić z nim choć trochę czasu, gdy jest przytomny, dlatego postanowiła trochę go dobudzić używając swoich mocy i zabierając od niego choć trochę jego zmęczenia. Przeczesywała jego włosy między swoimi palcami, robiąc mu delikatny masaż głowy i przymykając oczy, gdy całował jej szczękę i szyję. Zamruczała cicho pod nosem, czując jak przyjemne dreszcze przebiegają przez jej kręgosłup od samego jego czubka w czaszce do samej kości ogonowej. Przymknęła oczy i skupiła się jeszcze bardziej na zabraniu od niego tego zmęczenia, które wywołało u niego przekrwienie oczu, nie przerywając masowania skóry jego głowy, który chyba też miał jakieś relaksujące właściwości. - To była dla mnie przyjemność. - Odparła i otworzyła oczy, patrząc na efekty swojej kuracji odprężającej. Czuła w palcach znajome ciepło, które pojawiało się zawsze podczas używania zdolności, jej mięśnie też odrobinę zwiotczały, bo było to dla niej dość wyczerpujące doświadczenie. Cieszyła się jednak, że Corvus czuł się choć trochę lepiej i ucałował jej usta. - Teraz możesz się odwdzięczyć. - Wyszeptała w jego usta nawiązując do swoich poprzednich słów, a gdy się odsunął, przeniosła swoje dłonie na jego kark, przyciągnęła jego twarz do swojej i wpiła się ponownie w jego wargi z jeszcze większą namiętnością, niż wcześniej. Nie przerwała jednak tego kontaktu tak, jak wcześniej, tylko zintensyfikowała ruchy ust i języka, zachęcając go do zabawy. Jedną dłoń zabrała z jego karku i zaczęła błądzić nią gdzieś po jego torsie.
Z pewnością tak było, gdyby nie jeden ważny szczegół: herosów nie imały się choroby zakaźne takie jak ospa, dlatego o epidemie było tu ciężko. Wiadomo, część herosek roznosiło syfilisa czy innego hiva, ale oni całe szczęście nie przebywali w tym towarzystwie. No może poza kapitanem Dionizosa Folklorem, który nie wiadomo co tam w sobie skrywał, ale tego nie mieli zamiaru sprawdzać. Corvusowi ubiór nie przeszkadzał, ale miał świadomość, że pewne triki stosowane przez stylistów i osoby znające się na doborze odzieży, pomogą mu wyglądać na dużo pewniejszego osobnika. Noemi zawsze go wspierała i nawet w takim błahym aspekcie potrafiła udzielić mu rady, będąc współautorką tego wizerunku Juareza, który zaczął tworzyć od kilku tygodni. Jeśli kiedyś uda im się opuścić ten obóz, co jest przecież ich planem, to Corvus pewnie zaproponuje jej przeprowadzę do Barcelony. Miasto piękne, klimat świetny, bez problemu się tam zaadaptują, bo przecież oboje świetnie mówią po hiszpańsku, a przy tym Noemi łyknie trochę kultury, w której chłopak się wychował. To było ważne, bo Barcelończycy mieli to do siebie, że byli bardzo rodzinni i dbali o aspekty związane ze swoim pochodzeniem. Sam wszakże mówił, że jest Katalończykiem, a nie Hiszpanem, bo tam jest bardzo mocno zakorzeniona kultura regionu. Swoim dzieciom na pewno będzie chciał przekazać podobne wartości, ponieważ sam uważa się za osobę, która mimo braku rodziny, wyszła z dołka i wyrosła na dojrzałego człowieka. Mruczał zadowolony, gdy Noemi zajmowała się nim w ten sposób. Znała go na wylot i doskonale wiedziała, gdzie ma go dotknąć, by sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Ponadto używała swoich pobocznych zdolności, by wprawić go w jeszcze lepszy nastrój. Była idealna, bo w te kilka minut tak zadbała o niego, że zapomniał o całym zmęczeniu i obowiązkach, skupiając się wyłącznie na przyjemności. Uśmiechnął się nieznacznie, szczerze jej dziękując za to, jak dba o ich dom, gdy go nie ma. Od kiedy znowu się zeszli, miał więcej sił i czasu, by wszystko ogarnąć. Noemi odciążała go od obowiązków domowych, dzięki czemu nie był przepracowany. Idealnie się uzupełniali i Juarez szybko zapomniał o tych kłótniach sprzed kilkunastu dni, bo wrócili do jego ulubionego trybu życia - razem. Odwdzięczyć? Nie zdążył spytać, co dokładnie jego kobieta ma na myśli i szybko został przyciągnięty, a ona obdarzyła go pełnym czułości pocałunkiem, który był inny od tych dwóch wcześniejszych. Było w nim więcej erotyzmu, a namiętność udzieliła się i jemu, dzięki czemu z ochotą odwzajemnił taniec języków, nie odstając jej ani na chwilę. Chwilę mu to zajęło, by zrozumieć, że Enamorado jest rozochocona i że przez odwdzięczenie się, ma na myśli przyjemne chwile sam na sam.
Dobra, to na taką herosową ospę, czy na cokolwiek herosi potrafią zachorować, a co roznosi się jak wsza łonowa w akademiku pełnym napalonych studentów. Na coś musieli chorować, skoro dzieci Asklepiosa miały przywilej nie chorowania na nic, a przy tym musieli się wtedy całym tym smarkającym, rzygającym czy cokolwiek obozem się opiekować. Generalnie to Noemi też nie chciała wnikać w to, co kto tam ma. Mimo tego, że po części był to nieodłączny element jej obowiązków i powinna takie rzeczy ogarniać. Twierdziła jednak nadal, że nie zostało im już tutaj dostatecznie dużo czasu na wnikanie w takie sprawy, Noemi ciągle trzymała się tej myśli, że za niedługi czas, gdy znajdzie się już zastępca na stanowisko kapitana, opuszczą w końcu obóz i pójdą swoją własną drogą, daleką od syfilisów i innych hivów Folklore'a, czy innego herosa z obozu. Z kolei Noemi liczyła na to, że zanim rzeczywiście sobie osiądą na stałe w tej Barcelonie, czy nawet w jakimś innym miejscu, to uda się im pozwiedzać jak najwięcej destynacji, o których Noemi naczytała się w różnych książkach i przewodnikach. Chciała się skupić na Europie, choć odwiedzenie Azji też wchodziło w zakres jej skrywanych marzeń. Chciała poznać świat, którego nie było jej dane zobaczyć, bo musiała siedzieć w tym obozie. A potem mogli śmiało planować to, gdzie zamieszkają na stałe i zacząć sobie planować dalsze życie i rodzinę. Nawet mimo niebezpieczeństw, które na nich czyhały. Jeżeli Corvus był typowym Hiszpanem, czy jak to ciągle podkreślał - Katalończykiem, to Noemi była dość typową "American Girl", której marzyło się zwiedzenie Europy i opierała dużo swoich marzeń na podróżowaniu. Była mistrzynią w obsłudze Corvusa Juareza i wcale nie zamierzała się z tym kryć, skoro dotarcie do niego i jego pragnień zajmowało lata, a i tak czasem jeszcze potrafił ją nieźle zaskoczyć i spowodować u niej uniesienie brwi wysoko, wysoko w górę. Znała jednak parę sposobów na niego, które powodowały, że czuł się lepiej i relaksował się. Tak jak właśnie wplatanie palców w jego włosy i delikatny masaż. Drugim z nich było chyba ugotowanie jakiejś potrawy z jego rodzimej kuchni, co zawsze wywoływało u niego ten uroczy uśmiech. Odciążała go o tych obowiązków głównie z tego powodu, że sama radziła sobie z nimi naprawdę świetnie i wykonywała je dwa razy szybciej i dokładniej od niego. Poza tym czuła się całkiem nieźle w roli pani domu, za to Corvus był zdecydowanie lepszy w innych sprawach, jak na przykład planowanie dyżurów drużyny tak, by uczynić obóz bezpiecznym miejscem.
Po kilku minutach pieszczot i przytulasków, postanowili wymyć się dokładnie i wyjść z kąpieli. Posprzątali łazienkę, ubrali się, zjedli i spędzili miły wieczór, który nie skończył się wraz z finiszem serialu, który nadrobili oglądając pozostałe dwa odcinki. Ich noc trwała jeszcze długo, bo przecież byli za sobą stęsknieni i stracili kilka tygodni na kłótni. Trzeba było to nadrobić, a jak widać ich hiszpańskie temperamenty nie pozwalały na to, by odkładać przyjemność i seks na później. Tak więc kochali się aż do rana i przez cały następny poranek, dopóki po Corvusa nie przyszła w końcu jedna z córek Demeter, chcąc poinformować go o nagłym spotkaniu, które wymyślił Asklepios przed swoją podróżą na Olimp.