Nieco ponad dwa tygodnie po powrocie z Boliwii, czekała ich podróż w zupełnie inne rejony świata. Na szczęście nie musieli lecieć samolotem, no... nie całą podróż. Islandia z jakiegoś względu praktycznie nie miała portali, choć ten kraj był do tego idealny jeśli weźmie się pod uwagę odległości między sąsiadami. Na całe szczęście z Rejkwiakiku czekał ich zaledwie 40 minutowy lot, a później krótka podróż samochodem. Iris ze spokojem przygotowywała się do wyjazdu. Na szczęście dla nich, tuż po pozbyciu się gipsu, pojawiła się w domu sama na dwa dni, by rodzice mogli jej dotknąć i przetrawić to, że żyje. Nigdy chyba nie miała z nimi tak emocjonalnego spotkania. Od tamtej pory już trochę minęło, blondynka co jakiś czas rozmawia z rodzicami na wideorozmowach, dlatego też wiedziała, że to spotkanie będzie spokojniejsze. Zresztą wiedziała, że staruszkowie bardzo chcą poznać Arona, a i sama zainteresowana nie mogła się tego doczekać. Grimsdóttir nauczyła już się ubierać na Islandię, gdzie raczej dziwnie by na ciebie patrzyli, gdybyś biegał w spodenkach. Mimo, że był lipiec, w jej rodzinnej miejscowości mogli liczyć na maksymalnie 15 stopni. Dziś miało ich przywitać 9. Założyła więc z pozoru sweterek i płaszcz, jednak wszystko zrobione było z tak cieniutkiego materiału, że córka Zeusa nie musiała się martwić o to, że się zgrzeje. W końcu z małą torbą udali się do portalu, a stamtąd do Rejkiawiku, gdzie przywitała ich ciut wyższa temperatura. Na szczęście portal był przy samym lotniku, skąd chwilę później mieli lot do jej rodzinnej miejscowości. Tam już Iris wypożyczyła samochód z napędem na cztery koła i ruszyli do jej ukochanego domu. Mały czerwony budynek na pustkowiu rzucił się w oczy od razu, po 10 minutach drogi po niewielkim miasteczku. To miejsce wyglądało jeszcze lepiej, gdy wszędzie wokół leżał śnieg, a nie tylko na górze po drugiej stronie wody. Iris zaparkowała przy domu, a potem po opuszczeniu pojazdu złapała ukochanego za dłoń i poprowadziła do środka. Kobieta zapukała dwa razy, następnie od razu weszła do wnętrza uśmiechając się od razu na widok ojca. Po dźwiękach oceniała, że mama jest w kuchni. - Tato, to jest Aron, o którym tyle słyszeliście - przedstawiła najpierw ukochanego, któremu mężczyzna od razu podał dłoń. - Miło nam ciebie w końcu poznać - dodał posyłając mu lekki uśmiech, a potem podszedł wyściskać córkę, która oczywiście odwzajemniła gest. Ten trwał ciut dłużej niż zazwyczaj, co tylko uzmysłowiło jej, że oni nadal na swój sposób przeżywali to, że ją "stracili". Zaraz wyszła też starsza kobieta, która z ciepłym uśmiechem podeszła do nich i od razu podała rękę Aronowi. - Cieszę się, że w końcu nas odwiedziliście wspólnie - rzuciła, a następnie przytuliła córkę na kilka chwil. Mruknęła coś o tym, że idzie do kuchni i zniknęła ponownie w innym pomieszczeniu. Ojciec ich za to zaprosił na kanapę. Blondynka ściągnęła płaszcz i buty, po czym razem z ukochanym przysiadła na sofie. - Obiad zaraz będzie. Jak minęła wam podróż? Nie przeszkadza ci zimne lato, Aronie? - spytał ciekawy, bo przecież jego mała dziewczynka tu się wychowała i wiedział doskonale, że jest do tego przyzwyczajona. Co innego ktoś, kto pochodził z Ameryki Południowej. Tylko staruszek nie mógł skojarzyć skąd konkretnie.
Ortega nie denerwował się mocno na myśl o spotkaniu z rodziną Iris, bo był bardzo pozytywnie nastawionym do życia facetem i widział wiele rzeczy przez różowe okulary. Wyszedł z założenia, że skoro Grimsdóttir jest tak inna od swojego biologicznego ojca, który był zwyczajowym chujem, to ktoś inny musiał ją wychować na dobrą osobę i pierwsze podejrzenia od razu padały na jej rodziców. Tym bardziej, że córka Zeusa wielokrotnie chwaliła się swoją rodziną i relacjami z nimi, co Aron czasem odbierał jako delikatne naginanie rzeczywistości, wszakże o lubianych i kochanych zawsze mówi się lepiej niż jest to w rzeczywistości. Siłą rzeczy jednak jej entuzjazm przeszedł również na niego i tym samym z pewną ekscytacją czekał na tę podróż. Spakował wszystko to, co poleciła zabrać mu ze sobą ukochana i niedługo potem wylądowali po teleportacji w stolicy Islandii, by następnie polecieć do nieco mniejszej miejscowości bliżej rodzinnego domu blondynki. Całe szczęście, że nie wybuchł na wyspie żaden wulkan (co akurat tutaj było częste w przeciwieństwie do innych krajów zagrożonych erupcjami), więc komunikacja lotnicza zadziałała bardzo szybko i doprowadziła ich do małej mieściny, skąd dalej pojechali już samochodem prosto na jakieś - za przeproszeniem - wypizdowie. Na to był jednak przygotowany, bo Iris już wcześniej wiele razy wspominała, że bez samochodu ani rusz. Stanął przed drzwiami domu jej rodziców pewnie, nie puszczając ręki ukochanej, którą trzymał od wyjścia z samochodu. Uśmiechnął się przyjaźnie, ale też nie nazbyt mocno, by nie wyjść na jakiegoś odklejeńca przed przyszłym teściem. Po przekroczeniu progu od razu rozejrzał się po domu, którego wystrój pasował do jego wyobrażenia o mieszkańcach Islandii. Gdy tylko Grimsdóttir go przedstawióa, od razu wyciągnął dłoń po jasnej sugestii ojca Iris, by zaraz ją uścisnąć. - Aron Ortega, bardzo mi miło - przedstawił się pełnym imieniem i nazwiskiem, by rodzice ukochanej mieli szerszy pogląd na jego personalia. W Ameryce Południowej było to stosunkowo normalne, w Europie raczej też nie powinno być niczym dziwnym, wszak nie były to aż tak dalekie kultury jak choćby blisko czy dalekowschodnia. Później też przywitał się z matką Iris i uśmiechnął się nieco szerzej, by wydać się jeszcze bardziej przyjazny. - Bardzo ładnie tutaj u was na Islandii - pochwalił dość ogólnikowo, by rodzice mogli tę "bajerkę" dostosować do własnych potrzeb. Liczył się sam gest i wcale nie był on taki wymuszony, bo naprawdę podobało mu się na wyspie: było ciekawie, inaczej niż wszędzie indziej. Mieszkanie też było schludne. Wziął przykład z Iris i ściągnął z siebie całe nadmiarowe ubranie oraz buty, po czym zajął miejsce na sofie, jednak nie wykonywał żadnych dodatkowych ruchów, póki nie dostał pozwolenia od blondynki, by ją na ten przykład objąć w obecności ojca. - Prawdę mówiąc, nie pamiętam jak wygląda lato w Boliwii - przyznał z lekkim zakłopotaniem, bo choć rodzice Iris doskonale wiedzieli o jego amnezji, tak w tym momencie poczuł się trochę głupio. - Ale biorąc pod uwagę, że jest u nas dość wysoko, nie tak ciepło jak w pozostałych krajach Ameryki Południowej, to prawdę mówiąc, nie przeszkadza mi. Bywałem w zimniejszych miejscach - zachichotał lekko, nie chcąc na start krytykować w żaden sposób Islandii, wszak rodzice mogli być patriotami. On sam też miał wiele przeżyć w dużo gorszych krainach, choćby w takim Jotunheimie, gdzie pizgało jak w kieleckiem. Jasne, że wolał cieplejsze rejony, zwłaszcza latem, ale sytuacja pogodowa na Islandii nie była dla niego czymś, co miałoby go odstraszać od tego kraju. - Poza tym, jak już mówiłem, bardzo ładnie tu u was. Macie niesamowite widoki - i tu mówił całkiem szczerze, bo przez te kilkanaście minut jazdy samochodem przejeżdżali przez różne kotliny, doliny i wzniesienia, a wszystko było równie urokliwe co mieszkańcy tego europejskiego kraju. - Już wiem skąd u Iris ta miłość do natury - nie żeby Grimsdóttir była jakoś przesadnie zachwycona naturą wokół siebie, ale dało się dostrzec, że lubiła spędzać czas w parku Frei czy w różnych innych miejscach wokół obozu, do których czasem trzeba było się dostać drogą lotniczą.
Oboje Grimsdóttirów (choć każde miało zupełnie inne nazwisko) uśmiechnęło się lekko na komplement Arona ich ojczyzny, którą przecież bardzo kochali. Może nie byli fanatykami, ale patriotami na pewno tak i uważali, że urodzili się w najlepszym kraju w jakim mogli w tej części świata. Może i pogoda nie była tak różnorodna, ale miało to swój urok. No i władza dbała o swoich ludzi, zamiast ich gnoić, jak to też bywa bardzo często. Zdziwiła się, że Ortega jej nie objął, ale nic z tym nie zrobiła rozumiejąc, że być może krępuje go takie zachowanie przed jej ledwo poznanymi rodzicami. W międzyczasie jej ojczym zagadał do jej ukochanego, na co blondynka uśmiechnęła się jedynie lekko. Może i jej rodzina się tak nie spoufalała jak jego, ale to nie oznaczało, że nie potrafią rozmawiać czy przyjmować gości. - No tak, nie wątpię - skomentował nieco rozbawiony słysząc o zimniejszych miejscach. Zerknął też na jego dłonie, które Iris ścisnęła lekko chyba w geście dodającym otuchy. Mogli sobie mówić co chcieli, ale staruszek widział jak jego córka patrzy na swojego partnera i był pewien, że jest to porządny człowiek. Iris miała za dużo rozumu, by wiązać się z kimkolwiek nie spełniających pewnych norm. - Poczekaj aż zabiorę ciebie na szczyt - uśmiechnęła się blondynka, na co jej ojciec aż zadrżał przypominając sobie swoją podróż, kiedy to namówił córkę na lot tam. Nigdy więcej w życiu tego błędu nie popełnił. - Zimą musicie przyjechać, jest tu jeszcze piękniej - dodał, a córka Zeusa przytaknęła na to wszystko. Zaraz dołączyła do nich mama, która zaczęła wykładać jedzenie na stół. Jej mąż od razu ruszył jej z pomocą, a Iris nie chcąc robić tłoku w dość małej kuchni, odpuściła sobie. Skradła za to szybkiego buziaka wykorzystując fakt, że oboje rodziców byli w kuchni. Zaraz jednak poproszono ich do stołu, który stał w centralnym punkcie salonu. Gestem dłoni matka Iris zachęciła ich do posiłku i dłuższą chwilę panowała cisza, gdy każdy sobie nakładał na talerz czy zaczął jeść. - To kiedy planujecie ślub? - wypaliła nagle jej matka, ale nie potrafiąc zgrywać pozorów, od razu się zaśmiała. Iris pierw była zszokowana, a później nie rozumiała o co chodzi. Rodzice przecież znali jej podejście w tej kwestii i zresztą nie byli tacy, by pytać o takie rzeczy. - Przepraszam. Zastanawialiśmy się z tatą Iris jak ją zawstydzić, bo przecież każdy porządny rodzić to robi przy chłopaku. Chyba. Nie jesteśmy w sumie doświadczeni, bo jesteś pierwszym przyprowadzonym partnerem do nas - wyjaśniła kobieta przyjaźnie. Iris za to w pierwszej chwili się zaśmiała, a potem faktycznie zawstydziła. Może nie wstydziła się tego, że nie była do tej pory w na tyle poważnym związku, ale mama ubrała tak to w słowa, że poczuła małe zakłopotanie.
Każdy naród w inny sposób pojmował pojęcie patriotyzmu, ale jak widać z Islandii nie było wcale tak daleko do Boliwii, której mieszkańcy bardzo podobnie podchodzili do kwestii związanych ze swoim krajem. Widać było w ich słowach i czynach zadowolenie oraz dumę z bycia częścią historii tych państw, ale też dało się dostrzec pewne wyolbrzymianie pozytywnych cech i bagatelizowanie negatywów związanych z owymi krajami. Spójrzmy na ten przykład na rodziców Iris, zwłaszcza na ojca, który uważał, że zimą było na Islandii jeszcze piękniej. Być może tak było, tylko czy urok widoków dostatecznie rekompensował trudności życia codziennego związanych z klimatem? Z Boliwią było tak samo: góry były piękne, kotliny także, ale jak tak żyjesz na takich wysokościach, to jednak zupełnie inaczej pracują płuca. Ortega jednak nie miał zamiaru wdawać się w jakieś filozoficzne debaty na ten temat, bo przecież każdy miał prawo do wychwalania swojego kraju. Aron uśmiechnął się pogodnie do Iris, kiedy ta zapowiedziała mu podróż na szczyt. - Tylko bez prób zrzucania mnie stamtąd, ja nie latam - zażartował, po czym spojrzał na ojca Grimsdóttir i trochę się zawstydził, bo jego poczucie humoru nie do końca mogło być odpowiednie. Córka Zeusa na pewno odebrała jego żart prawidłowo, ale rodzic, nawet nie ten biologiczny mógł zinterpretować to jako jakąś złośliwość czy po prostu głupi, nieprzemyślany komentarz, stąd właśnie lekkie zakłopotanie Ortegi. Nie pomogło też pójście ojca do kuchni tuż po tym, bo przez to Aron na pewno nie zyskał na pewności. Iris jednak wiedziała, w jaki sposób zareagować i od razu cmoknęła go w policzek, co podziałało na niego uspokajająco. Uśmiechnął się w odpowiedzi na ten miły gest i spoglądał z zaciekawieniem na potrawy, które zaczynały być wykładane na stół. Wiele wyglądało smacznie, jeszcze inne wyglądały dziwnie, by nie powiedzieć - odrzucająco. On jednak przez swoje problemy z pamięcią nie zamierzał skreślać niczego, w końcu wiele smaków poznawał od początku. Ortega spojrzał tylko z uniesioną brwią na matkę Iris, a następnie na samą córkę Zeusa, domyślając się, że mogą być dwa powody takiego pytania: albo byli ciekawi ich planów, albo chcieli zabawić się kosztem swojej córki, wprowadzając ją w zakłopotanie, co koniec końców im się udało i co sama rodzicielka jego ukochanej zaraz im wyłuszczyła. Aron zachichotał więc cicho, nie czując się w żaden sposób urażonym takim pytaniem, w końcu traktował Grimsdóttir poważnie, więc dlaczego miałby się wstydzić rozmawiać o ślubie z nią, nawet dla żartów? By jednak podnieść ukochaną na duchu, postanowił pociągnąć żart dalej, by rodzice nie myśleli, że mogą sobie robić z jego ukochanej żarty! - Za kilka miesięcy, przyjechaliśmy dać wam zaproszenia - rzucił prowokacyjnie, udając pewność siebie i powagę, by wybadać reakcję ojca i matki Iris. Podstęp chyba się udał, bo obojgu mina zrzedła, ale żadne z nich nie miało odwagi poprosić o szczegóły, jak gdyby jakaś część ich spodziewała się, że może to być odpowiedź na zabawę kosztem Iris sprzed kilku chwil. Spojrzał wnet na rozbawioną ukochaną i objął ją, by zaraz wrócić wzrokiem do gospodyni, która właśnie otrzymywała wyjaśnienia od swojej córki, że Aron tylko żartował, co on skinieniem głowy rzecz jasna potwierdził. Zaraz znów spojrzał na Iris. - I ostatnim, zapomniała pani dodać - uśmiechnął się przyjaźnie w kierunku ukochanej, patrząc w jej śliczne oczy, a jego spojrzenie wyrażało tylko jedno: miłość i pewność, co do słuszności i prawdziwości tego związku. Poruszył też wargami w odpowiedni sposób, by nie wydając z siebie dźwięku przekazać jej "kocham cię" po hiszpańsku, co Iris doskonale znała i potrafiła odczytać. Nie chciał jej jednak bardziej zawstydzać przy rodzicach.
Iris zaśmiała się za to na żart ukochanego, by zaraz pociągnąć to dalej. CO prawda nie robiła tego z myślą o uspokojeniu rodziców, że to takie żarty, bo nawet na to nie wpadła, by mogło to się staruszkowi nie spodobać. - Najwyżej się nauczysz - znowu się zaśmiała skupiając się właśnie na ukochanym, a nie na swoim ojcu, który zresztą zaraz się podniósł, by pomóc swojej żonie z wykładaniem potraw na stół. Na nim pojawiło się między innymi puree z ryby z dodatkiem ziemniaków, głowa owcy z ziemniakami i gotowaną rzepą - narodowe danie można by rzec - gulasz rybny, zupa z homara, no i najważniejsze, stek jagnięcy, który był specjalnością ojca i który został już przyniesiony gorący na talerzu dla każdego z nich. Do tego wiadomo, różne warzywne dodatki. Królowały jednak ryby, a Iris patrząc po stole szybko zrozumiała, że chcą zrobić przekrój rodzimej kuchni. Ciekawe kiedy wyłożą na stół jeszcze dziwniejsze przekąski. Matka z całą pewnością wprowadziła ją w małe zakłopotanie, nie spodziewała się jednak, że Aron tak sobie zażartuje. Spojrzała to na niego, to na rodziców, których szok był widoczny dla każdego. W końcu jednak zaśmiała się i spojrzała na matkę. - Aron tylko żartował, nie mamy takich planów - wyjaśniła jednocześnie upewniając ich, że jej podejście do ślubu się nie zmieniło. Pewnie ku ich zawiedzeniu, ale to nie było istotne. Już dawno temu im o tym mówiła i rozumieli jej argumenty. A przynajmniej tak cały czas utrzymywali. - Na to wygląda- odpowiedziała tylko starsza kobieta uśmiechając się miło. Aron chyba już ją kupił. Iris za to patrzyła szczęśliwa na niego odpowiadając mu bezgłośnie to samo. Zaraz jednak odezwała się głowa rodziny. - Jedzmy steki, bo zimne są niedobre - pośpieszył ich, a Iris spojrzała nieco rozbawiona na rodziców, a potem na ukochanego. - Kuchnia islandzka jest... specyficzna, nikt się nie pogniewa, jak nie będzie ci smakować - wyjaśniła od razu, na co jej rodzice przytaknęli z głupimi uśmiechami. Ona sama jadła wiele rzeczy, bo była na nich wychowana. Nie wiadomo jakby było bez tego. Blondynka do steka dołożyła sobie puree z ryby bez warzywnych dodatków. Ta jagnięcina ojca to było jednak czyste złoto, dlatego Iris jak zwykle rozpłynęła się nad pierwszym kęsem. - Jak zwykle najlepsze - skomentowała do ojca po islandzku robiąc to raczej z automatu aniżeli złośliwości. Rodzice nie mieli problemu z angielskim, taka specyfika kraju, ale jednak w domu mówiło się po rodzimemu. Wiadomo. Zaraz po tym zerknęła na Ortegę, by wybadać jego reakcję. Wiedziała, że z wyglądu ta głowa mogła odrzucać, ale była naprawdę pyszna. P7rzynajmniej dla niej.
Aron na pewno nie był negatywnie nastawiony do kuchni islandzkiej, bo Iris potrafiła gotować i wiele razy przygotowywała mu coś niestandardowego. Poza tym, żyli w obozie herosów, w którym mieszanka kultur była aż nazbyt widoczna i dzięki temu mieli szansę zapoznać się z kuchnią niemal każdego miejsca na świecie. Tylko jakiś debil by z tego nie skorzystał, a Aron do debili nie należał. Co prawda jego odpowiednik z pewnego serialu o superbohaterach postępował zupełnie inaczej, no ale to, że dzieli się wygląd, nie oznacza, że charakter tak samo. Skinął głową zgadzając się na rozpoczęcie uczty, bo tak jak głowa trochę go przestraszyła, tak stek był czymś przez niego pożądanym, a reszta dodatków w stylu zupy rybnej czy puree nie było dla niego czymś, czego nie przełknie. Co prawda ryb nie jadał aż tak dużo, ile powinien, ale nie był anty, więc ze smakiem kosztował islandzkiego sposobu przyrządzania tego rodzaju składników. Stek od razu mu podszedł, ale zamiast opowiadać ckliwe komplementy, skupił się na jedzeniu, co chyba było najlepszym dowodem na to, jak bardzo danie mu smakowało. Uśmiechnął się nawet w kierunku ojczyma Iris, który zerkał na niego co jakiś czas, jakby spodziewając się słowa komentarza. Jak się okazało, Ortega zjadł jako pierwszy swojego steka i w przerwie między kosztowaniem tego, a następnego dania, postanowił się odezwać. - Bardzo dobre - był trochę oszczędny w słowach, ale nie chciał też nie wiadomo jak opowiadać o tym daniu. Było smaczne, podeszło mu i z nadzieją zapatrywał się na kolejne części posiłku, ale też nie było co marnować czasu na pierdoły, skoro tyle smakołyków czekało jeszcze na spróbowanie. Aron, jak to on, zaczął sobie nakładać kolejne potrawy na talerz i tak jak dla zwykłego człowieka mogło się wydawać zdecydowanie zbyt dużo, tak on jako heros miał przyspieszony metabolizm, więc mógł pochnłonąć większe ilości jedzenia. Musiał nawet, by nie tracić na wadze, tym bardziej, że w końcu jadał normalnie po tych całych miesiącach powrotu do formu po amnezji. Nie przeszkadzał mu też fakt rozmów w ich rodzimym języku, bo wiedział, że Iris jest dumna ze swojego pochodzenia i nie zamierza udawać, że jest inaczej. Z nim nie mogła rozmawiać po islandzku, więc naturalną koleją rzeczy było wykorzystanie do tego rodziców. On zatem mógł się skupić na jedzeniu, co może było trochę niegrzeczne, ale co on ma mówić, skoro nie wie o czym mogą rozmawiać?
Iris wiedziała, że ukochany nie boi się próbować różnych rzeczy, ale lojalnie też go przestrzegła, bo mimo wszystko znacznej większości ludzi spoza Islandii, większość dań tej kuchni zwyczajnie nie smakuje. Ona była na tym wychowana i o ile były rzeczy mniej lub bardziej lubiane, tak zjadłaby niemal wszystko co wyszło spod ręki rodziców. Podejrzewała, że kilka rzeczy z całą pewnością mu nie podejdą mniej lub bardziej. Widzieli turystów wypluwających jedzenie na talerz w restauracjach i chyba Islandczycy byli do tego przyzwyczajeni. Blondynka uśmiechnęła się pod nosem, gdy Aron tak szybko wciągał steka, ale tego akurat była pewna. Kto nie lubił soczystego kawałka mięsa? Zwłaszcza tak delikatnego jak jagnięcina. Uśmiech jej się tylko powiększył, gdy tylko potwierdził on to w słowach. Rodzice Iris byli bardzo kulturalni, więc ojciec tylko podziękował córce w rodzimym języku. Mieli gościa, który nie znał języka, nie wypadało więc go używać. Zresztą podczas posiłków u nich za wiele się nie mówiło, celebrowało się jedzenie. Porozmawiać można było po nim, gdy trzeba było odsapnąć. Ona jako druga skończyła swój kawałek mięsa i od razu zabrała się najpierw za zupę, a potem za odkrojenie sobie kawałka owczej głowy, którą zaczęła się zajadać, co mogło też zachęcić Ortegę. Córka Zeusa też na całe szczęście wróciła do formy i była już w stanie patrzeć w lustro, czasami jednak oczyma wyobraźni widziała tamte chodzące kości i skórę. Ilości jedzenia były więc dostosowane pod nich, bo rodzice już się nauczyli, że ona potrzebowała jeść za trzech. Grimsdóttir zerkała na ukochanego co jakiś czas badając jego reakcje na różne dania. Gdy wyraził taką ochotę, dała mu spróbować z własnego talerza, by nie nakładał sobie niepotrzebnie. Rodzice jej oczywiście szybko wymiękli, jak to ludzie i w ciszy toczyli rozmowę między sobą na jakiś luźny temat, oczywiście po angielsku, by nie urazić Ortegę i nie wprowadzić jego w zakłopotanie, że nie wie czy mówią o nim czy o czymś zupełnie innym. Poza tym dzięki temu młodzi mieli możliwość przyłączenia się do dyskusji i o ile kobieta przecież dużo rozmawiała z Aronem podczas posiłków, tak tutaj zawsze wracał do niej tradycjonalizm i milczenie podczas jedzenia. - Pora na wycieczkę? - rzuciła do Ortegi, gdy od kilku minut siedzieli i już nie tykali jedzenia. Ona lubiła się poruszać po posiłku, o czym zgromadzeni doskonale wiedzieli, więc może ukochany namówi się na zapowiedziany lot. - Nigdy nie umiesz wysiedzieć na tyłku - zaśmiała się matka, a ona rozbawiona wzruszyła ramionami. Prawda była taka, że w ostatnim czasie wysiedziała i wyleżała się za całe życie. Nie miała ochoty na powtórkę.
Stek był wyborny, ale tutaj akurat trudno było spieprzyć sprawę, jeśli miało się dobre mięso, przyprawy i odpowiednio długo się go smażyło. Mięsożerca zawsze zje to ze smakiem, dlatego też nic dziwnego, że Aron tak szybko to wciągnął, bo on był akurat mięsożercą z krwi i kości. Co prawda od amnezji ukochał sobie dużo więcej warzyw i owoców, ale do tego momentu jego dieta to było głównie mięso i masa ćwiczeń, by spalić nadmiarowe kalorie, co w przypadku zwiększonego metabolizmu nie było aż tak trudne. Chociaż jakby się postarał, to pewnie mógłby się roztyć, ale która córka Zeusa chciałaby mieć mężczyznę grubola? Jeszcze by go zaczęła Snorlaxem nazywać czy coś. - Już teraz? - spytał zaskoczony, bo spodziewał się raczej siedzenia w domu przez jeszcze kilka godzin. Nie dlatego, że nie miał ochoty pozwiedzać okolicy, a raczej dlatego, że przecież dopiero co przyjechali i Iris powinna nacieszyć się swoją rodziną. Tym bardziej, że już wielokrotnie dała mu odczuć, jak ważni są rodzice dla niej i jak bardzo za nimi tęskni. - No jak chcesz - dodał dalej nie ukrywając swojego zaskoczenia, gdy tylko blondynka potwierdziła mu, że taki jest plan i mają gdzieś wyjść teraz rozchodzić to wszystko, co znalazło się w ich żołądkach. Uśmiechnął się kątem ust, gdy matka napomkęła o przypadłości swojej córki. Z tym nie miał co debatować, bo to była czysta prawda. - Ona nawet podczas snu non stop się kręci - zaśmiał się cicho, ale zaraz od razu przestał nie wiedząc, czy może sobie żartować w taki sposób. W końcu to był dość frywolny żart, sugerujący rodzicom Iris, że sypiają ze sobą, a wiadomo co dorośli ludzie robili razem w sypialni. Co prawda nie przypominał sobie, by Iris mówiła o swoich rodzicach, że są bardzo konserwatywni, ale może tego rodzaju humor nie był dla nich odpowiedni? Czas pokaże, bo na razie z ich twarzy nie dało się odczytać nic, ciekawe tylko czy faktycznie nie zrobiło to na nich wrażenia, czy ukrywali swoje zażenowanie lub niechęć. - Gdzie idziemy? - spytał z ciekawości, bo przecież nie znał okolicy, a wcześniej nawet jeśli rozmawiali o miejscach na wycieczkę, to z racji ich mnogości nie wszystko zostało przez Ortegę spamiętane.
Były przypadki grubszych herosów, zwłaszcza przed zmianami w obozie. Leserów nie brakowało, a żarcie pod dostatkiem pod nosem robiło swoje. Nie podejrzewała jednak, by Aron kiedykolwiek się roztył, bo przecież znała go tyle lat i zawsze dbał o siebie. Ich dwójka to źle wyglądała przez jakiś czas, ale to poszło w drugą stronę. Ona była wychudzona do granic możliwości, a Ortega praktycznie nie miał mięśni po tak długim czasie leżenia w śpiączce. Rehabilitacja zrobiła jednak swoje i oboje wrócili do formy. - No jasne, trzeba spalić te kalorie - przytaknęła widząc jego zaskoczoną minę. Uśmiechnęła się nawet, bo domyślała się o co tu chodzi. Ledwo przecież tu przyjechali, a ona już chciała wyjść zamiast siedzieć z rodzicami. Oni funkcjonowali trochę inaczej i pomimo przeogromnej miłości, nie musiała z nimi spędzać całego dnia. Poza tym doskonale wiedziała, że rodzice lubią po obiedzie na chwilę się położyć, więc chciała też ułatwić im tą możliwość. Żart nie zrobił na nich negatywnego wrażenia, bo doskonale wiedzieli, że córka jest dorosła i skoro kogoś ma, to z kimś też sypia. Dosłownie i w przenośni. Ojcowi kącik drgnął w rozbawieniu, czego najwyraźniej Aron nie dostrzegł, a sama Iris zaśmiała się cicho na jego żart. - Przede wszystkim na szczyt - uśmiechnęła się szeroko, bo lubiła tam przebywać. Coś dziwnego. - Powodzenia Aron - rzucił tylko Grims przypominając sobie, jak namówił córkę, by go tam wzięła. Największy błąd w jego życiu. - Chodź się przebrać - rzuciła rozbawiona blondynka i razem z walizkami zaprowadziła Arona do jej sypialni. - Musimy zmienić kurtki, tam na górze jest cały czas śnieg - nie chciała przemoczyć płaszcza, dlatego zdecydowała się na krótką, pikowaną kurtkę. Do tego wzięła rękawiczki w kieszeń gdyby zamierzali się powydurniać. Tam raczej nikt ich obserwować nie będzie. - Idziemy? - spytała, gdy ukochany wydawał się gotowy. Przed wyjściem ubrali jeszcze buty i wyruszyli z domu. A ten stał niemal nad samym fiordem, więc widok sam w sobie był niesamowity. - Tam się wybieramy - wskazała na szczyt góry znajdujący się po drugiej stronie rzeki. Gdy tylko Ortega do niej podszedł, tak jak zawsze się złapali,a potem uniosła ich w powietrze.
Nie zamierzał kłócić się z Iris, bo jemu tak na dobrą sprawę było obojętne to, czy zostaną w domu z rodzicami czy udadzą się na spacer. To ona miała kierować ich wycieczką, więc i od niej zależało w jakiej formie będą spędzać ten wolny czas. Być może Islandczycy nieco inaczej podchodzili do odwiedzin i tak na dobrą sprawę może to była po prostu część ich kultury? Wspólny obiad i dziękujemy bardzo, wracamy do normalności. Wcale by go to nie zdziwiło biorąc pod uwagę fakt, z jakim dystansem Grimsdóttir traktowała innych herosów w obozie. Widać było ten "islandzki chłód", jak zwykł na to mawiać Ortega. - Dam radę - uśmiechnął się na słowa ojca swojej ukochanej, po czym zgodnie z jej zaleceniem poszedł się przebrać. Skinął głową zgadzając się z nią, że kurtki w przypadku śniegu będą dobrym pomysłem, choć z ich odpornością pewnie poradziliby sobie całkiem nieźle w casualowych ciuchach. Niemniej jednak po co mieli się męczyć, skoro wzięli ze sobą odpowiednią odzież? - Ja jestem gotów - potwierdził tylko, poprawiając kurtkę, z którą nie miał żadnych problemów, wszakże po ostatnich ekscesach życiowych musiał wymienić swoją garderobę i tutaj córka Zeusa przydała się jeszcze bardziej, bo w zasadzie to ona zamówiła mu większość ciuchów, w których teraz Ortega chodził. W tym właśnie tę kurtkę, którą zapiął wraz ze słowami o gotowości. Po wyjściu na zewnątrz od razu rozejrzał się i kiedy blondynka wskazała na szczyt góry, Aron uśmiechnął się lekko, po czym poruszył wymownie brwiami. - Zapowiada się fajny lot - pewien siebie objął ukochaną i ruszył z nią ku przygodzie, mając jednak w zanadrzu pewnego asa, którego zamierzał zaprezentować dopiero na szczycie. Podróż minęła im bardzo szybko, bo niemal pionowa od pewnego momentu podróż znacznie przyspieszyła ich potencjalną wycieczkę na szczyt i kiedy trafili już na w miarę stabilne podłoże, czyli płaską część góry obsypaną jedynie śniegiem, syn Hekate stanął na śniegu, jednak od razu zapadł się nieznacznie, co go rozbawiło. - O nie... jak ja się stąd wydostanę? - rzucił teatralnym tonem udając swoje zaniepokojenie i zerknąl na Grimsdóttir, która takich problemów nie miała, wszakże dalej mogła unosić się w powietrzu. Postanowił więc ją zaskoczyć i w pewnej chwili sam uniósł się w górę z pomocą mocy lotu, którą odblokował stosunkowo niedawno i która jeszcze raczkowała w jego wykonaniu. To miała być niespodzianka dla Iris, bo kto jak kto, ale ona uwielbiała podróże po nieboskłonie i teraz nareszcie będą mogli robić to wspólnie. Po jej minie wydedukował, że była w niemałym szoku, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. - Teraz jak będę chciał cię przelecieć, to niekoniecznie będzie oznaczać seks - zaśmiał się głośniej, jednak w porę powstrzymał się od jakiegoś napadu głupawki. - Zdziwiona? - zapytał z promiennym uśmiechem na twarzy.
Grims uśmiechnął się tylko niepewnie, kiedy Aron powiedział, że da radę. Podejrzewał, że chłopak wie co mówi, bo przy jego córce i jej umiłowaniu do latania to chyba nie było wyjścia i musiał tego zasmakować. Zresztą mężczyźnie wydawało się, że ta miłość wynika właśnie z Islandii. Tu jak ich odwiedzała miała ogromną przestrzeń, gdzie nikt postronny jej nie mógł zobaczyć. No i te widoki. Może się mylił, ale tak zawsze mu się wydawało, że to zasługa ojczyzny. Iris uśmiechnęła się, gdy ukochany potwierdził, że będzie fajnie. Chwilę później unieśli się ponad ziemię, a następnie wodę, by dotrzeć na wskazany przez nią szczyt. Lot nie był długi, ale dość przyjemny, jeśli pominie się zimne podmuchy wiatru, do których ona akurat była przyzwyczajona. W końcu znaleźli się u góry i po wylądowaniu Arona i ona delikatnie opadła również zapadając się nieco w śniegu. Uśmiechnęła się rozbawiona na słowa mężczyzny przekonana, że się z nią przekomarza i zaraz spróbuje ją zaatakować śniegiem albo domaga się jej "pomocy" tylko po to, by się do niego zbliżyła i mogli się pocałować. Powiedzieć więc, że była zaskoczona tym, co zobaczyła zaraz potem, to nic nie powiedzieć. On latał! Co prawda ledwo, ale nadal! Iris czuła się teraz tak, jak typowa dziewczyna, której facet się oświadcza. Nie chciała pierścionka, ale marzyła o tym, by Aron mógł latać z nią i teraz dzięki jego determinacji mogło to być możliwe. Zaśmiała się na jego żart cicho, ale bardziej z automatu nie bardzo rejestrując jego dokładną treść. Przynajmniej świadomie. Teraz to już musiała do niego podejść bardzo, bardzo blisko. Zwłaszcza jak zobaczyła ten cudowny uśmiech. - Mało powiedziane. To najlepszy prezent, jaki mogłeś mi zrobić - przyznała niemal wzruszona tym, że dla niej postanowił się tego nauczyć. To oznaczało dużo pracy i dużo upadków i to wszystko dla niej? A może jemu tak bardzo spodobało się latanie, że chciał go samodzielnie doświadczyć? Nieważne, była i tak zachwycona. Zaraz więc wpiła się w jego usta inicjując krótki pocałunek jednocześnie popychając go w którymś momencie tak, by wylądował na plecach, a ona na nim. - Kocham cię - mruknęła, gdy oderwali się od siebie.
Spodziewał się, że tym gestem zaskoczy Iris, ale nie do tego stopnia, by ta zareagowała aż takim wzruszeniem. To nie było przecież nic wielkiego, ot tylko zdobycie odpowiednich składników, zlecenie przygotowania i wypicie eliksiru, który da mu takowe zdolności. Niemniej jednak cieszył się, że tego typu zagranie z jego strony zostanie bardzo mocno docenione i zapunktuje u swojej miłości. Na jej szczęściu przecież najbardziej mu zależało, a skoro nauka lotu miała tylko pogłębić te uczucia, to jest to sytuacja win-win, gdyż nie dość, że jeszcze bardziej rozkochał w sobie Islandkę, to jeszcze zyskał przydatną umiejętność. Nie dane mu było jednaj prezentować zbyt długo swoich umiejętności, bo blondynka rozanielona jego postawą, cała w skowronkach rzuciła się na Arona i zaczęła go namiętnie całować przy okazji przewracając go na plecy. Ortega instynktownie złapał ukochaną za dół kurtki i przyciągnął do siebie, by ich upadek nie był bolesny dla niej (ani dla niego z racji grubości odzieży i miękkości śniegu). Odwzajemnił pocałunek z całą stanowczością i prawdę powiedziawszy, gdy Iris się odsunęła, był trochę niepocieszony, bo nastawiał się na znacznie dłuższą pieszczotę. Zaraz jednak wszystkie negatywne odczucia odeszły w niebyt, bo usłyszał dwa magiczne słowa, które za każdym razem rozgrzewały jego serce. - Ja ciebie też, Iris - odparł z szerokim uśmiechem. - Zrobiłem to dla ciebie, żebyśmy mogli razem latać gdzie i kiedy chcemy - wyjaśnił, bo poczuł się w obowiązku, by wyjawić swoją największą motywację. Gdyby miał wybierać zdolności pod względem przydatności bojowej czy pasywnej, lot byłby zdecydowanie na końcu tego. Niemniej jednak chodziło tutaj tylko o Grimsdóttir i sprawienie jej przyjemnej niespodzianki, co udało się lepiej niż Aron w ogóle zakładał. - Wtedy w Boliwii kiedy odleciałaś... poczułem, że więcej na to nie pozwolę. I teraz jak odlecisz, to polecę za tobą, nie uwolnisz się ode mnie - zachichotał i choć nie chciał jej wypominać tamtej sytuacji, tak musiała mieć świadomość, że to ona przelała tę czarę goryczy i pchnęła go do działania. Jego zdaniem jednak stało się dobrze, dlatego nie miał do siebie pretensji o to, że wspomniał tamte wydarzenia. Pogładził ukochaną po plecach przez materiał kurtki i cmoknął ją jeszcze w usta po uprzednim, chwilowym uniesieniu głowy. - Ale jeszcze jestem świeżakiem... nie potrafię tak szybko jak ty. No i już wiem skąd twój umięśniony tyłek, wyrabia się od tych upadków z wysokości - zaśmiał się głośno i jakby na potwierdzenie swoich słów ścisnął prawy pośladek ukochanej, upewniając się w swojej teorii. Oczywiście był to żart, ale kto im tego zabroni, skoro byli szczęśliwi i zakochani? Mogli przeinaczać w nieznaczny sposób swoją rzeczywistość, nikt przecież od tego nie ucierpi, a im będzie zdecydowanie lepiej!