La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Sob 23 Paź 2021, 19:58
27.06.2021 - La Paz, Boliwia
Aron Ortega | Iris Grimsdóttir
Przez pierwsze kilka tygodni planowania tej podróży Aron czuł względny spokój. Wątpliwości zaczęły go dopadać dopiero na kilka godzin przed planowaną wizytą w domu. Strach przesłonił mu wszystkie pozytywy związane z ponownym (choć w tym przypadku chyba raczej pierwszym) spotkaniem rodziny. Ortega bał się, że przez nieco zacofaną kulturę życia w Boliwii, wujostwo, kuzynostwo oraz przede wszystkim ojciec będzie patrzeć na niego z pewną pogardą. Bo jak to tak zapomnieć o rodzinie, o tych którzy cię wychowali i wykarmili? Na szczęście Iris trzymała rękę na pulsie i bardzo szybko przypomniała mu o tym, kim tak naprawdę jest oraz zapewniła go, że nie będzie tak źle. Wystarczyło tylko uniesienie jego ręki i wskazanie mu flagi Boliwii, którą syn Hekate wytatuował sobie lata temu na znak związania z tym pięknym, acz tajemniczym krajem. Jak to Aron, na kilka minut przed planowanym otwarciem dla nich portalu do La Paz, dalej jeszcze się pakował. Robił to od kilku dni ale na tyle nieumiejętnie, że tak naprawdę i tak to Grimsdóttir musiała wszystko za niego ogarnąć. Ortega patrzył tylko z podziwem na ukochaną, która dzięki odpowiednim technikom wciskała do walizki prawie dwa razy więcej rzeczy niż on. Ostatecznie byli gotowi i po sprawdzeniu całego osprzętu, znaleźli się na obrzeżach obozu, skąd zostali przeteleportowani prosto do jednej z dzielnic stolicy. Pierwsze wrażenie nie było najprzyjemniejsze, bo Boliwia nie była gorącym krajem jak inne państwa Ameryki Południowej i czerwiec był tak naprawdę jednym z najzimniejszych miesięcy w roku. Lekko ponad 13 stopni C, dość mocny wiatr i dodatkowo niesprzyjający wędrówkom teren, który był typowo górzysty, jak to w Boliwii. Ponadto wilgotność powietrza była tutaj dość ciężka do przetrawienia. Całe szczęście oni byli herosami i nabyli odpowiednią odporność, toteż aż tak im to nie przeszkadzało, ale zdecydowanie poczuli różnicę w spadku temperatury o ponad 10 stopni. - Boliwia to kraj dla ciebie - rzucił z małym uśmiechem. - Dużo wiatru i wysoko - zaśmiał się cicho, nawiązując do sprawnego radzenia sobie dziewczyny w powietrzu. - No nic, chodźmy na spotkanie z Ortegami - dodał już bardziej neutralnie i wyszedłszy z budynku rozejrzał się wkoło, a następnie odpalił mapę w telefonie, by zasugerowała im, gdzie mogą złapać jakiś transport. Musieli więc przejść prawie kilometr nim zobaczyli pierwszą, dość starą taksówkę, za którą siedział około 50-letni Boliwijczyk. Aronowi było trochę wstyd, że nie pamięta nic z pobytu w La Paz jako dziecko przez swoją amnezję, ale całe szczęście nie zapomniał jak się wymawia wiele fraz po hiszpańsku, toteż prawidłowo podał taksówkarzowi ulicę i dokładny adres. Będąc już w pojeździe, Aron zaczął nerwowo ruszać obijać o siebie kolana. Wzrokiem zaś cały czas spoglądał za okno, próbując sobie przypomnieć cokolwiek z dzieciństwa. Niestety nic nie kojarzył i dlatego też zaraz wplótł obie swoje dłonie we włosy i pochylił się, wzdychając ciężko. - Jakie to jest irytujące! - potargał się sam za włosy, przejeżdżając szybko dłońmi po głowie i wyprostował się, a następnie oparł o siedzenie i w końcu spojrzał na córkę Zeusa. - Przepraszam, ale choć wiem, że to mój dom, czuję się jak obcy... - końcówkę wydukał już bardzo cicho. Wszystko mówił po angielsku, bo prawdę powiedziawszy, nawet swojego ojczystego języka nie pamiętał. I jak on teraz dogada się z ojcem?
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Nie 24 Paź 2021, 19:47
Iris odkąd tylko stanęła pewniej na dwóch nogach, wróciła do treningów, by odzyskać nie tylko siłę, ale i kilogramy, które dawno temu jej uciekły. Dwa miesiące treningu jak widać przyniosły już skutki, bo kobieta nie wstydziła się tego, jak wygląda. Co prawda dalej nie była tak świetna jak była (co ją oczywiście irytowało), ale przynajmniej wyglądała już jak człowiek i nie odwracała wzroku mijając jakieś lustro. Od jakiegoś czasu też planowali wyjazd w rodzinne strony zarówno jej, jak i Arona. Jako, że ona chciała przy okazji upolować i pokazać Ortedze zorzę, musieli do Islandii wybrać się w późniejszym terminie. Aktualnie na tapecie była Boliwia. Blondynka nie rozumiała z czego wynika tak długi proces pakowania się mężczyzny. W końcu zawsze jej się wydawało, że to kobiety więcej pchają do walizki, a to on od kilku dni chodził po mieszkaniu nie wiedząc co pakować, by co jakiś czas dokładać po jednej rzeczy. W końcu jednak musiała wkroczyć do akcji, bo czas do ich wyjazdu dramatycznie się zbliżał. Kiedy upchnęła już wszystko, odetchnęła z ulgą tylko na moment, by zaraz wspólnie skierować się do portalu. Pierwsze odczucie zmiany temperatury zdecydowanie nie było przyjemne, choć ona sama preferowała przecież niższe temperatury. Najbardziej odczuwalna jednak była wilgotność powietrza, która zdecydowanie utrudniała życie. Oni szybko się przyzwyczaili do tego, ale nie chciałaby żyć w takim miejscu. - Gdyby nie ta wilgotność - rzuciła nieco rozbawiona, bo faktycznie wymienione przez niego miejsca mogłyby być jak najbardziej na plus biorąc pod uwagę, że Iris kochała latać. Skinęła tylko głową z uśmiechem na jego kolejne słowa, by ruszyć razem z nim tam, gdzie telefoniczna mapa ich prowadziła. Gdy w końcu dotarli do zakamarków cywilizacji, wepchnęli się do pierwszej napotkanej taksówki. Iris widziała, że mężczyzna coraz bardziej się denerwuje, chociaż nie raz i nie dwa już o tym rozmawiali. To były rzeczy, na które wpływu nie mieli i była pewna, że jego ojciec to zrozumie. Co prawda nie wiedziała o jego rodzinie za wiele, bo gdy już się widywali, to raczej nie po to, by opowiadać o rodzicach. Iris uważała jednak, że negatywne nastawienie w niczym im nie pomoże, a ojciec też przecież został już dawno uprzedzony przez obóz, że syn stracił pamięć. - Nie masz za co przepraszać kochanie. Masz prawo się tak czuć i jeśli będziesz czuł się przytłoczony nawet przez swojego ojca, masz mi dać znać. Zajmę się tym - uśmiechnęła się ciepło, chwytając dłoń ukochanego po to, by ścisnąć ją lekko. Nie puszczała jej do końca podróży pozwalając mężczyźnie milczeć, skoro miał na to ochotę. W końcu jednak taksówka się zatrzymała, a oni po opłaceniu jej musieli wysiąść. Nie minęła chwila, a już z mieszkania wyszedł żwawo starszy mężczyzna, który zdawał się być nieco podekscytowany, ale także niepewny. Przystanął więc przed Aronem, by po sekundzie zawahania objąć go krótko w nieco sztywnym geście.
Arona przed wpadnięciem w panikę chroniła tylko i wyłącznie Iris, która okazała się być głosem rozsądku w tej sytuacji. W mężczyźnie całą drogę w taksówce narastało napięcie i nawet zaczął okazywać w pewien sposób swoją frustrację, co akurat podobne do niego nie było. Ortega raczej należał do ludzi, którzy do wszystkiego podchodzili z odpowiednim luzem i dystansem, dzięki czemu nie stresowali się aż tak często jak ci, którzy biorą wiele rzeczy do siebie. Teraz jednak czuł się nie tylko niepewnie, ale przede wszystkim zaczęło do niego docierać to, jak bardzo może zawieść wszystkich tych, którzy oczekują teraz spotkania z nim. Głównie chodziło o ojca, którego - gdyby nie zerknięcie w obozowe dokumenty - nawet imienia by nie pamiętał. Nie mówiąc już o tym, że zapomniał ojczystego języka i od przebudzenia się ze śpiączki rozmawiał tylko w języku angielskim. Islandka chwyciła jego dłoń i ścisnęła ją, dzięki czemu Aron wrócił na ziemię i na moment się uspokoił. Traktując to jak zaproszenie, nachylił się nieznacznie i przylgnął ciałem do ramienia ukochanej, by wymusić na niej zaraz objęcie go chociaż na te kilka chwil. Tym samym odetchnął trochę mocniej, dzięki czemu zdawał się być już bardziej opanowany niż jeszcze kilka chwil temu. Bardzo pomagało mu też to, że po odsunięciu się od niej, ani jej się myślało puszczać jego dłoń, a on czując te wsparcie, nabierał nieco więcej pewności. Gdy jednak taksówka się zatrzymała, syn Hekate spojrzał tylko z pewną obawą w oczach na swoją dziewczynę i poddenerwowany, bez słowa wyszedł z pojazdu, wcześniej płacąc za cały kurs. To był jedyny pozytyw tego wszystkiego - jak na realiach, w których żyli w obozie, taki przejazd był bardzo tani, więc niewiele trzeba było "sypnąć" kierowcy. Ortega nie zdążył nawet dobrze ustać, a już z domu wyszedł jego ojciec, którego od razu poznał. Wszystko dzięki fotografii dołączonej do dokumentów, na której pan Emilio Ortega wyglądał co prawda młodziej niż teraz, ale poza kilkoma nadmiarowymi kilogramami i paroma zmarszczkami dużo się nie zmienił. Zanim jednak doszło do jakiegokolwiek kontaktu, Aron nerwowo splótł palce swojej dłoni z tymi Iris, jakby szukając u niej wsparcia. Musiał ją po chwili puścić, bo ojciec domagał się objęcia, co też syn uczynił. Było to dla niego jednak w pewien sposób niekomfortowe, bo co prawda odczuwał przyjemność płynącą z tego gestu, ale dalej gdzieś tam z tyłu głowy miał tą obawę, że zawiedzie wszystkich swoją postawą i brakiem pamięci czegokolwiek. - Ojcze, niestety nie mówię po hiszpańsku... - odezwał się po chwili Aron, gdy Emilio zaczął rzucać jakimiś hiszpańskimi zwrotami, mającymi na celu najpewniej przywitanie ich. - Przepraszam... - już na samym początku jedna z jego obaw się spełniła i poczuł się wręcz żałośnie, kiedy okazało się, że nie potrafi porozumieć się z ojcem w - siłą rzeczy - swoim ojczystym języku. Emilio jednak nie był aż tak krytycznie do tego nastawiony jak się wydawało, bo poklepał syna po ramieniu i uśmiechnął się lekko, ale w miarę przyjaźnie. - Wiem, co ci się przydarzyło, synu - rzucił nagle łamanym angielskim. - Postanowiłem uczyć się języka, który znasz, żeby móc z tobą porozmawiać - ta wypowiedź nie brzmiała już tak pokracznie jak poprzednia i spotkała się z ogromnym zdziwieniem, a jednocześnie zachwytem Arona. W mig bowiem chłopak zmienił swoje nastawienie i nawet w pewien sposób wzruszył się, co było widać po jego zaszklonych oczach. Znów więc przytulił się do swojego ojca, ale zaraz się od niego odsunął, przypominając sobie o tyci, tyci, ale ważnej sprawie. - Tato, to moja ukochana, Iris - odsunął się odrobinę i wskazał na córkę Zeusa. - Zajmowała się mną cały czas, kiedy byłem w śpiączce i to ona pomogła mi wrócić do pełnej sprawności - dodał zaraz potem. Emilio podszedł do Grimsdóttir i objął ją przyjaźnie, jednak nie mocno, by dziewczyna nie odczuła żadnego dyskomfortu. - Witaj w La Paz, Iris - uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał na swojego syna. - Zawsze liczyłem na to, że przyprowadzisz do domu piękną narzeczoną - zaczął. - Ale nigdy bym się nie spodziewał, że aż tak! Widać w kogo się wdałeś - Emilio zaśmiał się głośno, nawiązując do swoich podbojów z młodości, kiedy zapewne wyrywał takie laski jak Iris codziennie. Aron mimowolnie zarumienił się na określenie ukochanej jego "narzeczoną". - Dzieci, jesteście pewnie zmęczeni i głodni, wejdźmy do środka - gestem ręki zaprosił do domu, a po wejściu od razu wskazał, gdzie spędzą najbliższe kilkanaście minut. Aron i Iris przeszli zatem do salonu, gdzie czekał na nich elegancki stół, ale miejsc było zdecydowanie więcej niż na trzy osoby. Emilio w tym czasie był w kuchni i krzyczał raz po raz a to coś po hiszpańsku, a to coś po angielsku, by w końcu wypalić: - Aron, oprowadź moją przyszłą synową po domu i przypomnij sobie, co gdzie jest. Zaraz podam do stołu, bo czekamy tylko na resztę rodziny! - po czym wrócił do prac w kuchni, gdzie większość była już przygotowana, trzeba było tylko skontrolować procesy pieczenia i smażenia, a także przygotować to, co trzeba było zrobić na świeżo. Syn Hekate nie zdążył nawet wyjść z salonu i pokazać Iris czegokolwiek, bo już kilka chwil po tym, rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, co zwiastowało przybycie pierwszych gości. Nie trzeba było nawet otwierać, bo jak to w kulturach latynoamerykańskich, rodzina była czymś więcej niż tylko tą samą krwią. W domu Ortegów zaczęli zatem pojawiać się różni ludzie, którzy witali się a to po hiszpańsku, a to łamanym angielskim z Aronem i jego ukochaną. I nagle w domu z trzech zrobiło się trzynaście osób...
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Nie 12 Gru 2021, 19:58
Iris splotła dłoń z tą Arona, gdy ten się tego domagał, jednak zaraz i tak musieli się puścić, kiedy to pan Ortega postanowił przytulić swojego syna. Uśmiechała się delikatnie, przyjaźnie, zerkając jednocześnie z troską na ukochanego, gdy ten zaczął się tłumaczyć i córka Zeusa doskonale widziała, jak mężczyzna z tym wszystkim się czuje. Tłumaczyła mu wielokrotnie, że mężczyzna wie od bitwy o śpiączce, po obudzeniu szybko też dowiedział się o utracie pamięci. Miał dużo czasu an oswojenie się z tym, a niestety w przypadku herosa nauka języka to ostatnie czego potrzebował wracając do zdrowia. Mogli o tym pomyśleć teraz, gdy kłopoty zdawały się ich mijać. Iris nie miała nic przeciwko nauce języka, lubiła się ich uczyć zresztą. Blondynka zdziwiła się jednak słysząc łamaną angielszczyznę u ojca ukochanego. W końcu miała numer do tłumacza, do którego miała dzwonić, jak tylko znajdą się na miejscu. A tu proszę, okazywało się, że raczej bez tego sobie poradzą. Przyjrzała się młodszemu Ortedze, na którym najwyraźniej działanie ojca zrobiło spore wrażenie. Uśmiechnęła się więc ciepło, gdy tylko znowu się objęli. Ten się powiększył, gdy tylko chwilowo uwaga skupiła się na niej. Pozwoliła się objąć, odwzajemniając gest, co jednak dla niej było dziwne. Co prawda wiedziała o otwartości tej części świata, ale i tak nie była do tego przyzwyczajona. U niej w domu tak nie witało się obcych, nawet bliskich im osób. Przytulenie jest zbyt osobiste i chociaż żyjąc w obozie nieco jej rozluźniło się podejście do tego, to i tak nie spodziewała się takiego gestu. - Bardzo mi miło pana poznać - wtrąciła się zaraz po powitaniu mężczyzny, by chwilę później zaśmiać się cicho z rozbawienia. - Nad tym jeszcze popracujemy - rzuciła zdecydowanie ciszej, wskazując Aronowi swoją dłoń i puszczając mu oczko. Nie była ślepa, widziała, że się zawstydził, więc postanowiła zażartować sobie z tego określenia. Uśmiechnęła się ciepło na troskę starszego mężczyzny przypominając sobie jednocześnie swoich rodziców, którzy reagowali tak samo pomimo wielokrotnego tłumaczenia, że zajęło jej to dwie sekundy. W domu jednak z pewnym przerażeniem spojrzała na stół, jednak zamiast skupiać się na nim, rozejrzała się po wnętrzu, by odciągnąć od tego jakoś swoją uwagę. - Zapowiada się niezły zjazd rodzinny - powiedziała w końcu cicho, kiedy to Emilio zasugerował im wycieczkę po domu. Jak się okazało, nie mieli na to czasu, bo zaraz jak na zawołanie zaczęły się pojawiać inne osoby witając się z nimi na różne sposoby. Iris do wszystkich uśmiechała się miło, choć i ją to wszystko nieco przerastało. Nie była przyzwyczajona do takich zlotów rodzinnych, poza wigilią raz w roku, a to i tak nie zawsze. Była tu jednak wsparciem, a nie ciężarem, dlatego też chwyciła Arona mocniej za dłoń splatając ich palce razem. - Przepraszamy na chwilę - rzuciła głośniej i poprowadziła go w kierunku korytarzu, gdzie mieli sobie zrobić tour po domu. - Mam wrażenie, że jak teraz nie obejrzymy całego mieszkania, to do nocy nie wyrwiemy się od tamtego stołu - mruknęła do niego, kiedy tak szli przed siebie długim korytarzem oglądając przy okazji wiszące fotografie.
Aron Ortega
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Sob 18 Gru 2021, 18:10
Aron nie mógł uwierzyć w to, jakim ciepłem i zrozumieniem obdarzył go ojciec, który mimo niespecjalnie dużych predyspozycji postanowił nauczyć się języka angielskiego, co w La Paz wcale nie było czymś tak powszechnym. Jasne, stolica Boliwii z perspektywy mieszkańców tego kraju była najlepszym miejscem na to, by się edukować i wypłynąć gdzieś dalej. Tutaj jednak żyło się trochę inaczej i gdy Ortega przestudiował ponownie historię i zwyczaje swoich rodaków, miał niższe oczekiwania co do kultury przyjmowania "obcych". Z drugiej strony nie brał też pod uwagę miłości swojego ojca, która niewątpliwie była obecna w każdym geście odkąd tylko ich spojrzenia się spotkały po wyjściu z taksówki. Dzięki przywitaniu, Ortega poczuł się nieco bardziej komfortowo, choć dalej było mu głupio z tym, że wrócił do domu, którego w ogóle nie pamięta. Wszystko to było dla niego nowe, ale przecież miał świadomość, że już wielokrotnie to widział. Nie miał co prawda jakiegoś poczucia zawodu, że zapomniał o rodzinie i swojej przeszłości, ale dyskomfort niewątpliwie występował. Był on jednak skrzętnie przez niego ukrywany. W dodatku bliskość Iris pozwalała mu na to, by nie zatracać się w jakichś ponurych myślach. Szybko jednak został sprowadzony na ziemię, kiedy to Grimsdóttir delikatnie zasugerowała zaręczyny, przez co wpierdzieliła go w pułapkę. Nie było mu z tego powodu źle, bo przecież skoro ją kochał, to myślał o wspólnej przyszłości, ale póki pozostawało to w sferze jego marzeń, nie było to aż tak krępujące. A tu co? Przyszła synowa, która podłapała motyw i jeszcze małą sugestią wprowadziła go w zakłopotanie. Dał się rozegrać jak dzieciak, a zwieńczeniem tego był delikatny rumieniec na jego twarzy. Kiedy jednak wyobraził sobie córkę Zeusa w sukni ślubnej... momentalnie zaczął czerwienieć jeszcze bardziej. Ogarnął się dopiero po kilku chwilach, kiedy Iris słusznie zauważyła, że szykuje się zjazd rodzinny. Co prawda po słowach Emilio można było się tego spodziewać, ale po policzeniu ilości talerzy na stole okazało się, że Aron miał chyba inne pojęcie odnośnie liczebności "reszty rodziny". Syn Hekate pokiwał tylko twierdząco głową i przeszedł do oprowadzania Iris oraz samego siebie po rodzinnym domu. Nie było im jednak dane długo się pozachwycać kolejnymi pomieszczeniami, bo zaraz zaczęli pojawiać się kolejni goście, którzy tym spotkaniem byli zajarani niemal tak samo jak Aron kolejnymi randkami ze swoją ukochaną. Ortega dostrzegł jednak pewien dyskomfort w oczach Iris, dlatego od razu objął ją, by okazać jej swoje wsparcie i bliskość, czego oboje teraz potrzebowali. Zaraz ich palce zostały splecione i Grimsdóttir zasugerowała tymczasowe opuszczenie pokoju. Znaleźli się więc na korytarzu i prawdę powiedziawszy Aron miał złe przeczucia. Obawiał się, że taka atmosfera przerosła Iris i ta spanikowana chciała uciekać stąd jak najszybciej. Ta jednak jak zwykle pozytywnie go zaskoczyła i nawet nie zająknęła się w tej kwestii. Ulżyło mu, a jednocześnie spodobało mu się to, że po tym nalocie ze strony kolejnych kuzynów i ciotek, znaleźli chwilę dla siebie. Szedł więc korytarzem razem z Iris, w ogóle nie myśląc o tym, by puścić jej rękę. Oglądali różne rodzinne fotografie i przystanęli dopiero przy jednej szczególnej, na której był młody Emilio, noworodek Aron i jakaś kobieta. Zdjęcie sugerowałoby, że jest to jego matka, ale czy to naprawdę mogła być Hekate? Bogini na portrecie rodzinnym? Ortega zafascynowany tym widokiem, pozwolił sobie nawet dotknąć delikatnie fragmentu zdjęcia, który przedstawiał tę kobietę. Po chwili spojrzał na Iris i na ich splecione dłonie. - Chcesz mieć dzieci? - spytał cicho, jak gdyby było to coś krępującego. Zaraz spojrzeniem wrócił do fotografii i przyjrzał się jeszcze kobiecie, gdy nagle w korytarzu pojawił się Emilio. - To twoja matka, synu - zwrócił się w jego stronę ponownie łamaną angielszczyzną. - Była z nami bardzo krótko po twoich narodzinach. Musiała wracać tam "na górę" - Boliwijczyk wskazał wzrokiem sufit, sugerując oczywiście niebo. - To jedyne zdjęcie naszej rodziny w komplecie. Zawsze pamiętajcie o tym, by uwieczniać wszystkie najszczęśliwsze chwile w waszym życiu. To wam pomoże. Mi pomaga - ojciec uśmiechnął się lekko i poklepał po ramieniu syna, a następnie spojrzał na córkę Zeusa. - Dbaj o niego, Iris. I nigdy go nie zostawiaj - powiedział już nieco mniej rezolutnie, ale zaraz szybko się rozpromienił. - Za chwilę podam do stołu, pooglądajcie sobie jeszcze trochę i wracajcie do nas. Na pewno jesteście głodni - Emilio obrócił się na pięcie i znów pognał do kuchni. Aron zaś spojrzał krzywo na swoją ukochaną, która musiała wysłuchać jakiejś filozoficznej gadki, w dodatku łamanym angielskim z ust jego ojca. Nie żeby było to coś strasznego, ale Ortega obawiał się, że z każdą kolejną chwilą narastała jakaś presja co do ich związku. - Teraz pytanie, czy tak cię polubił czy jesteś tak ładna, że tylko głupi by ciebie rzucił? - zaśmiał się lekko, chcąc obrócić całą sytuację w żart. Niemniej jednak syn Hekate domyślał się, dlaczego ojciec właśnie to powiedział.
Kiedy tylko Iris zobaczyła zaróżowione policzki mężczyzny, stanęła na palcach, by cmoknąć go w policzek a później puścić mu oczko, kiedy na nią spojrzał. Nie chciała go zawstydzać, bardziej zażartować sobie z sytuacji, bo nie wymagała od Arona zaręczyn. Tym bardziej, że nie chciała za bardzo brać ślubu. Było to zwyczajnie niepraktyczne i bezsensowne w takim miejscu jak to, choć zdawała sobie sprawę, że jej rodzice byliby najszczęśliwszymi ludźmi na świecie wtedy. Tylko ślub musiałby się odbyć wtedy poza obozem, a łącząc Boliwię z Islandią było o to jeszcze ciężej. No więc tak, nie warto. Blondynka nie chciała pokazywać po sobie, że ta sytuacja nie jest dla niej super komfortowa. Co prawda od lat żyła w obozie, gdzie i co prawda jadła posiłki czy "dzieliła życie" z ogromną ilością ludzi, ale nie musiała się z nimi bratać czy co gorsza przytulać i cmokać na przywitanie. Samo poznanie tych ludzi jej nie przeszkadzało - choć wolałaby uniknąć spędu rodzinnego - tak kultura otwartości i bliskości była jej obca. Zdecydowanie nie lubiła tulić się do obcych sobie ludzi i było to dla niej ciężkie. Co innego jeszcze ojciec Arona, co innego sąsiadka uznawana za rodzinę czy nawet kuzynka jej ukochanego. Portret rodzinny i ją zaintrygował. Córka Zeusa przyglądała się kobiecie zastanawiając się czy to faktycznie może być Hekate czy może jakaś kobieta, z którą mężczyzna żył w tamtym czasie. Rozważała na ile prawdopodobna jest taka fotka z boginią, kiedy to Ortega zaskoczył ją swoim pytaniem, co na pewno było wymalowane na jej twarzy. Przeniosła na niego spojrzenie milcząc przez kilka sekund, by później znowu spojrzeć na fotografię. - Chciałabym. A ty? - odpowiedziała ciekawa jego odpowiedzi, bo prawda była taka, że (póki co) nie było to tak, że załamałaby się nie posiadając potomstwa. Chciałaby, ale jeżeli Aron wolałby nie mieć, była prawdopodobnie skłonna na to ustać. Zanim jednak usłyszała odpowiedź, pojawiła się głowa rodziny, na którego zerknęła Iris na chwilę. - Oczywiście - odpowiedziała jedynie z uśmiechem, kiedy ojciec ukochanego zwrócił się do niej, by znów zerknąć na fotografię. Hekate. Ciekawe co mężczyzna opowiedział bliskim o niej. Raczej nie ucieczkę, bo nie miałby jej zdjęcia na ścianie. Może zmarła? Chyba nie był na tyle szalony, by powiedzieć prawdę. - Raczej to drugie, w końcu nie miał okazji mnie polubić - zaśmiała się cicho rozbawiona tym i wcale jej to nie przeszkadzało. Na rodziców wpływu nie mieli, chociaż czasem dzieci bardzo by chciały. Iris już dawno przestała się wstydzić tego, że mogą zostać źle odebrani albo zwyczajnie ją zawstydzić swoimi tekstami. Przyjrzała się jeszcze chwilę fotografii, a potem ruszyła dalej. - To jak z tymi dziećmi? - dopytała, bo przez pana Ortegę, nie usłyszała odpowiedzi na pytanie.
Aron sam do końca nie wiedział, jakie ma teraz podejście do spraw związanych z małżeństwem. Wcześniej było to oczywiste, że chciał się ożenić, nawet oświadczył się przecież swojej eks. Teraz jednak po tej całej amnezji, niektóre rzeczy mu się zmieniły, jak choćby nienawiść do papryki, którą teraz namiętnie wcinał. Inne zaś jeszcze nie zostały przez niego przemyślane i podchodził do nich dość neutralnie. Tymi właśnie rzeczami były dzieci i ślub, bo zbyt krótko był szczęśliwy przy Iris, by snuć wielkie plany na przyszłość. Należało bowiem uporządkować wiele innych rzeczy, jak choćby spotkanie z rodziną i uświadomienie im, jak bardzo Ortega się zmienił. Niemniej jednak same rozmowy o małżeństwie czy dzieciach były dla niego dziwnie krępujące, zupełnie jakby nie był sobą, więc może coś było na rzeczy? Pomimo zadania jej pytania, ponownie skupił się na fotografii, niejako lekceważąc jej odpowiedź i przede wszystkim późniejsze odbicie piłeczki. Wszystko jednak ostatecznie do niego dotarło, a on sam po krótkiej chwili zastanowienia chciał się już odezwać, gdy nagle ojciec przerwał im tą dość intymną chwilę. Aron jednak coraz bardziej doceniał te wszystkie gesty i przede wszystkim autentyczność swojego staruszka, który akceptował całą sytuację i starał się ze wszystkich sił nie wyprowadzić swojego syna ze strefy komfortu. Zaśmiał się delikatnie na komentarz Grimsdóttir, po czym pokiwał głową rozbawiony. - Kto go tam wie? Może już cię ubóstwia - choć Aron nie pamiętał w ogóle osobowości swojego taty, to jednak coś takiego jak szybkie polubienie Iris było dla niego cechą pasującą do Emilio. Ciekawe czy podpowiadała mu to podświadomość, czy było to po prostu zwykłe uczucie zbudowane po "przypomnieniu sobie" namiastki charakteru Boliwijczyka. Syn Hekate pomasował się dłonią po karku i spojrzał na Iris z niepewnością w oczach. Temat nie był jakiś bardzo trudny, ale miał mieszane uczucia co do posiadania dzieci. Z jednej strony chciał je mieć i pojawiła się nawet chwilowa wizja potomków z Iris, która była bardzo przyjemna. Zaraz jednak naszły go inne myśli, związane głównie z niebezpieczeństwami w jakie obfituje świat herosów. - Chciałbym - odpowiedział, choć nie tak pewnie jak zazwyczaj. - Ale nie wiem czy w naszej sytuacji to wskazane - podzielił się obawami, bo starał się nie mieć tajemnic przed córką Zeusa, która jako jedyna powinna wiedzieć o nim wszystko. Nie zdążył jednak dokończyć zdania, bo zaraz oboje zostali zawołani do salonu, w którym miał odbyć się rodzinny obiad. Aron tylko spojrzał na swoją ukochaną i pogładził ją kciukiem po policzku. - Gotowa na ten harmider? - znów się zaśmiał, po czym poszedł przodem, chwytając gdzieś po omacku córkę Zeusa za dłoń. Gdy tylko znaleźli się przy stole, od razu zajęli wyznaczone im miejsca, a sam Aron uśmiechnął się szerzej na widok wszystkich pyszności. Dostrzegł jednak, że jedna z sałatek, do której idealnie pasowałaby papryka, nie zawierała tego warzywa. - A gdzie papryka? - spytał, a ojciec spojrzał na niego jak na jakiegoś szaleńca. - Nigdy nie lubiłeś papryki - rzekł łamanym angielskim Emilio, na co syn Hekate zareagował z rozbawieniem. - Teraz ją uwielbiam! - rzucił nieco rezolutniej, śmiejąc się z sytuacji, bo widać jego niechęć do papryki nie wzięła się znikąd i nawet ojciec o niej pamiętał. Z drugiej strony, kto miał to wiedzieć, jak nie Emilio właśnie? W tym samym czasie Iris została zagadana przez jedną ciotkę, która dość płynnie mówiła po angielsku i wydawała się być najbardziej stonowana ze wszystkich uczestników obiadu. - Ty też jesteś tym... no... dzieckiem boga? - spytała, ale bardziej kurtuazyjnie. Wiedziała przecież o tym doskonale. - Od kogo jesteś? - dodała zaraz potem.
- Wiem mniej niż ty - zaśmiała się wzruszając ramionami, bo przecież Aron nic nie pamiętał, ale podświadomość mogła mu jakieś rozwiązanie podsuwać. Niemniej raczej wierzyła bardziej w uprzejmość starszego mężczyzny albo fakt, że faktycznie jej uroda tak wpłynęła na jego ocenę. Wolała zresztą w to nie wnikać, bo mało kto lubi być oceniany w ten sposób - ładna jest, lubię ją. Wolała zdecydowanie być lubiana za to jaka była. - Rozumiem - powiedziała jedynie, bo jak najbardziej to faktycznie rozumiała. Sama czasami jak patrzyła na biegające po obozie brzdące miała swoje wątpliwości. Nie żyli w idealnym świecie, to był wręcz bardzo niebezpieczny świat. Życie w ciągłym zagrożeniu, bo nawet jeżeli położą kres aktualnym problemom, to wciąż istnieją chociażby bestie. A i nowych wrogów na pewno nie zabraknie. - A jakie mam wyjście? - uśmiechnęła się lekko, ale poczuła się znacznie pewniej, gdy spletli swoje palcem razem. Niby to ona miała być tu wsparciem, ale sytuacja zupełnie się odwróciła. Ortega zaczął czuć się swobodnie, za to ona odczuwała tego coraz mniej. Wszystko przez liczbę zaproszonych gości przez ojca Arona oraz ich naturalną bliskość, co dla niej normalne nie było. Gdy tylko znaleźli się przy stole, Iris rozejrzała się po wszystkich potrawach, które wyglądały naprawdę apetycznie. Miała nadzieję, że coś trafi w jej gusta i nie będzie produktów bardzo ostrych, bo tego akurat nie lubiła. Zaraz jej uwaga została przyciągnięta w innym kierunku. Blondynka spojrzała na kobietę, a na jej twarzy zaraz pojawiło się zdziwienie, gdy okazało się, że cholera wie kto (nie była w stanie spamiętać, gdy się witali) wiedział o półbogach. Czy to w ogóle bezpieczne? Nie zamierzała jednak walczyć i skoro mleko już się rozlało, postanowiła być szczera. - Tak - uśmiechnęła się lekko, co bardziej wynikało z kultury niż z chęci rozmów na ten temat. Iris była jednak wychowana i umiała się zachować jak trzeba, jednocześnie nie bijąc sztucznością na kilometr. - Jestem córką Zeusa - wyjawiła, by zaraz jej uwaga została przyciągnięta przez dwójkę prawdopodobnie równolatków siedzących naprzeciwko i sprzeczającej się szeptem o coś. Spojrzenie Grimsdóttir chyba zostało uchwycone, a chłopak odchrząknął. - Veronica zastanawia się czy ty jesteś tą dziewczyną, z którą Aron miał brać ślub - rzucił w miarę składnie, na co oberwał od wspomnianej dziewczyny w tył głowy. - Nie, to nie ja - odparła neutralnie nie widząc w tym nic niestosownego. Ot, zwykła, wścibska rodzinna ciekawość. To chyba częste w różnych rejonach świata. Nie spodziewała się jednak tego, co usłyszała chwilę później od samej Veronici, która co prawda skomentowała to pod nosem, ale ich dwójka doskonale mogła to usłyszeć. - Chyba na rękę jej ta amnezja - w pierwszej chwili Iris nie wiedziała jak się zachować, bo nie chciała jednak robić burdy. Z drugiej strony, była zbyt dumna. - Tak Veronico. Na rękę jest mi to, że Aron ucierpiał, leżał w śpiączce i nie pamięta swojego całego życia oraz to, że zginęły wtedy setki ludzi - podsumowała to delikatnym uśmiechem, by dodać temu wszystkiemu jeszcze większego absurdu. Nie zamierzała się kłócić, ale udawać kogoś innego też nie.
Aron miał wątpliwości co do słuszności posiadania potomstwa w obozie, ale to nie było tak, że postrzegał wszystko wyłącznie przez pryzmat strachu o ich bezpieczeństwo. Tak naprawdę nie miał zbyt wiele czasu na oswojenie się z myślą o założeniu rodziny, bo dopiero co przecież odbudowywał całe swoje życie. Zaczął od najważniejszego: zbliżył się do Iris, co nigdy planem nie było, ale po prostu się wydarzyło z obupólną korzyścią. Teraz należało odzyskać rodzinę i przyjaciół, stąd też ta podróż do Boliwii czy próby rozmów z Cassandrą, która od samego początku jego amnezji dawała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie są rodzeństwem tylko z nazwy. Na dzieci też przyjdzie czas, w tym na odpowiednie przygotowanie się i podjęcie kluczowych decyzji, które nie wykluczały wcale posiadania potomstwa. Z drugiej strony, deklarować się też nie zamierzał, bo takich słów nie rzucało się na wiatr. Przy stole panował prawdziwy harmider i tak na dobrą sprawę, nawet Arona ta atmosfera trochę męczyła. Odzwyczaił się od tych wszystkich rozmów w tłumie, co można było zaobserwować chociażby po tym, że dużo częściej jedli posiłki gdzieś w odosobnieniu, niż miało to miejsce przed jego utratą pamięci. Nie przestał być jednak towarzyski, dlatego mimo tego chaosu starał się odpowiadać na zadawane mu pytania, zagadywał innych i ogólnie uczestniczył w całym tym obiedzie. Czuł się jednak mniej komfortowo niż podczas wspólnych posiłków z córką Zeusa, które były spokojniejsze i przy tym łatwiejsze do przyswojenia. Zerknął w kierunku Grimsdóttir dopiero kiedy ta została spytana o jego byłą narzeczoną. Nie spanikował jednak w żaden sposób, bo doskonale wiedział, że Iris jest rozważna i nie da się wyprowadzić z równowagi po jednym niewygodnym pytaniu. Veronica jednak przegięła w następnej chwili, co Aron dostrzegł od razu. Już miał nawet zamiar interweniować, gdyby nie to, że ukochana spojrzała na niego porozumiewawczo i wyjaśniła kuzynce dość spokojnie, a jednocześnie trafnie cały ten wysryw. Ortega rozluźnił się i uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając z podziwem na Iris, która delikatnie mówiąc zaorała Veronicę jedną odpowiedzią. By jednak nie zaogniać konfliktu, syn Hekate postanowił się wtrącić niemal od razu, gdy tylko przeczuł, że kuzynka chciała już coś odpowiedzieć. - To mi była ona na rękę - przeniósł temat na siebie. - W Iris zakochałem się jeszcze przed amnezją i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Amnezja udowodniła tylko, że ona kocha mnie równie mocno - uśmiechnął się szerzej, a ostatnią część zdania w dodatku wypowiadał prosto w stronę córki Zeusa, w której oczy patrzył niemniej intensywnie niż ona w tym momencie w jego. Co prawda może i nie wyszło aż tak romantycznie, jakby mogło wyjść, bo przecież blondynka wspomniała o jego cierpieniu i śmierci dziesiątek obozowiczów, ale on się tym nie przejmował. Najważniejsze było to, by powiedzieć Iris, że ją kocha i niczego nie żałuje, a przy tym potwierdzić jej słowa Veronice, która chyba miała jakiś problem. - Także daruj sobie dalsze insynuacje, Veronico - spojrzał na kuzynkę. - Jeśli ktoś zrobił coś nie tak, to na pewno nie była to moja Iris, która opiekowała się mną cały ten czas i nie przestała mnie kochać - znów końcówkę zdania wypowiadał prosto w oczy swojej dziewczyny, do której uśmiechał się za każdym razem, kiedy tylko jego spojrzenie przechodziło właśnie na nią. Kuzynostwo zamknęło się po tej wypowiedzi i kontynuowali obiad, poruszając bardziej neutralne tematy, na co Aron zareagował tylko delikatnym prychnięciem. Zaraz jednak został zagadany przez swojego ojca, który zaczął mu opowiadać rodzinne historie, jak gdyby syn Hekate w ogóle miał kojarzyć większość tych postaci, o których wspominał Emilio. W tym czasie Iris znów była tematem rozmowy, tym razem pozytywniejszej. Znów zagaiła do niej ta ciotka, która wcześniej spytała o jej pochodzenie. - Masz charakter, podoba mi się to - uśmiechnęła się lekko, spoglądając na dzieci swojego brata, które przed chwilą próbowały sprowokować Grimsdóttir. - Tylko taka dziewczyna może utemperować naszego Aronito - zaśmiała się głośniej rzecz jasna żartując. Najwidoczniej nie była aż tak sztywna, jak mogło się wydawać. Aron w tym czasie zerknął na Iris i wysłał jej porozumiewawcze spojrzenie, zachęcając ją do tego, by podjęła temat, skoro już ciotka ją zagadała.
Iris zdawała sobie sprawę, że w każdej rodzinie może się trafić ktoś bardziej charakterny. Ona sama zresztą też sporo musiała odziedziczyć po swoim ojcu, bo chociaż po matce miała wiele wspaniałych cech i wychowali ją dobrze, to jednak była zdecydowanie mniej łagodna od swoich rodziców. Bardziej walczyła o swoje i nie dała sobie w kaszę dmuchać, tak jak właśnie próbowała to zrobić kuzynka Arona. Zerknęła na ukochanego, a następnie na Veronicę i zdaje się jej brata. Zaraz jednak wróciła spojrzeniem do Ortegi uśmiechając się promiennie na jego słowa. Zastanawiała się jednak czy jego słowa nie wywołają większego poruszenia, bo jak to przed amnezją? Coś sobie przypomniał, uwierzył jej na słowo? No i jak przed amnezją? Nie miał brać ślubu z inną? Zerknęła nawet na ojca Arona, który nie wydawał się być jakiś zdziwiony. Wiedział, nie zrozumiał czy może po prostu nie robiło to na nim wrażenia? Spojrzenie Iris znowu się rozjaśniło, kiedy wróciła spojrzeniem do Arona i ten znowu podkreślił, że doskonale zdaje sobie sprawę z jej uczuć. Poczuła w sercu ciepło nie mogąc tego inaczej skomentować, jak lekko pochylając się w stronę ukochanego. - Kocham cię mój obrońco - szepnęła, po czym wróciła zadowolona do obiadu. Kuzynostwo Arona nawet nie podniosło jej ciśnienia, bo te insynuacje były naprawdę głupie. Grimsdóttir doskonale zdawała sobie sprawę, że amnezja czy nie; śmierć narzeczonej czy nie, to byliby razem. Kochali się już wtedy i tak czy siak oni by się wydarzyli. Blondynka zerknęła na kobietę, by zaraz zaśmiać się cicho razem z nią, choć u niej wynikało to bardziej z samego nazwania Arona. - Aron? Przecież to chodzący baranek - zaśmiała się znowu, by zaraz uśmiechnąć się zaciekawiona. - Ale bardzo chętnie posłucham tych historii o Aronito - dodała wesoło ciekawa, co za chwilę mogą paść za historię. Z całą pewnością nie takie, które sam Ortega by jej opowiedział nawet pamiętając całe swoje życie. Rodzina zawsze najlepiej wiedziała jak zawstydzić swojego członka, więc może dla Arona lepiej, że tego wszystkiego w tej chwili nie pamiętał?
Iris na pewno miała więcej charakteru od niego, co nie oznaczało też, że była suką, z którą nie dało się wytrzymać. Wręcz przeciwnie! Grimsdóttir była bardzo inteligentną, a zarazem kulturalną osobą, która mimo posiadania dość mocnej osobowości, potrafiła przyjmować konstruktywną krytykę oraz wiedziała, że nie jest wszechmocna (co akurat w przypadku dzieci Zeusa normą nie było). Można było więc powiedzieć, że oboje byli bardzo dojrzali i potrafili obcować ze sobą, co takie trudne nie było, bo poza miłością łączyła ich też przyjaźń. Okazało się bowiem, że mają więcej wspólnych tematów niż mogło im się na początku wydawać. To go tylko utwierdzało w tym, że choć narzeczoną miał jedną i teraz będzie miał drugą, tak żonę będzie mieć tylko jedną - Iris Ortegę, Iris Grimsdóttir czy Iris Grimsdóttir-Ortegę, w zależności od tego czy blondynka planuje zmieniać nazwisko przy okazji ślubu. Aron musiał więc podkreślić jak bardzo ufa swojej dziewczynie i jak bardzo ją kocha. Nikt nie powinien mieć wątpliwości co do prawdziwości ich uczuć, ale jeśli relacje obojga nie wystarczą do przekonania niedowiarków, to on już z tym nic nie zrobi. Każdy mógł sobie myśleć co chce, ale najważniejsze było to, co myślał syn Hekate. I prawda była taka, że coraz bardziej postrzegał śmierć swojej narzeczonej jako "błogosławieństwo", aniżeli tragedię. Przed amnezją pewnie by na to tak nie patrzył, ale teraz, gdy nie pamiętał niczego z życia z ów ex, nie czuł z nią żadnej więzi emocjonalnej. Oczywiście wolałby, żeby kobieta żyła, ale to już nie zależało od niego i nie zamierzał też zamartwiać się tym, że czegoś nie pamięta. Dla niego liczyła się bardziej przyszłość, a wizyta w Boliwii jest tylko przystankiem do tego, by odzyskać równowagę. Uśmiechnął się na jej wyznanie i puścił jej oczko, jednocześnie gładząc jej dłoń swoją gdzieś tam pod stołem. Wiedział, że zapunktował u córki Zeusa i że spisał się jako dobry chłopak i że oczywiście zostanie nagrodzony w odpowiednim momencie. Na samą myśl o potencjalnych korzyściach szczerzył się jak pojebany, ale cóż mu się dziwić? Był zakochany i czekała na niego nagroda od miłości jego życia, a to mogły być same przyjemności. Przynajmniej tak to sobie teraz wkręcał na banie, bo przecież Iris nic mu nie obiecała. Zaraz jednak jego mina zrzedła, gdy Grimsdóttir była blisko odkrywania kompromitujących faktów z jego życia. Jasne, nic z tego nie pamiętał i tak na dobrą sprawę nie przypomni sobie tego zażenowania, ale nawet w tej sytuacji nie chciał, by na wierzch wypływały rodzinne brudy. Wiedząc jednak, że Iris już podjęła decyzję za nich, on mógł tylko skinąć głową z miną "to nasza wspólna decyzja" i słuchać, jakim to dzbanem był jako dziecko. Ciotka od razu zaczęła opowiadać historię, w której to Ortega postanowił zrobić sobie żarty z lokalnego handlarza owocami i warzywami, oczywiście wspólnie z kolegami i częścią kuzynostwa. - Tydzień nie mógł usiąść na tyłek, jak mu Emilito wpierdzielił! - po czym zaśmiała się głośno, najpewniej mając w głowie minę przerażonego Arona, który właśnie dostawał klapsy. - Innym razem za to Aronito wpadł na świetny pomysł, by przymierzać ubranka swoich kuzynek. Wyglądał bardzo ładnie w sukienkach. Emilio! Pokaż Iris zdjęcia! - wskazała na album, który znajdował się gdzieś w szafkach w salonie. Sam Aron już po tych dwóch opowieściach był zawstydzony, a tu jeszcze szykowała się balanga z albumem. - Nic dziwnego, że straciłem pamięć... - rzucił żartobliwie, jak gdyby "amnezja" była efektem krępujących chwil z dzieciństwa, a nie wynikiem rany, której doznał w trakcie bitwy. Zaśmiał się nawet cicho, ale był to raczej wymuszony śmiech, bo właśnie w rękach jego ukochanej znalazł się album z fotografiami Arona z dzieciństwa.
Wiadomo, że nikt nie życzył ex narzeczonej Arona śmierci, o czym sama blondynka wypowiedziała się chwilę wcześniej w dość sarkastyczny sposób. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że niedoszła żona naprawdę mocno kochała Boliwijczyka, więc może teraz nie cierpiała tak bardzo? Z kolejnej strony przecież osoby z zaświatów potrafią się dowiedzieć co dzieje się na ziemi, więc czy po prostu nie byli świadkami cierpienia kobiety, które i tak miało miejsce? Wszystko było możliwe, a Iris wolała po prostu o tym nie myśleć. Nie byli przecież złymi ludźmi i świadomość cierpienia drugiej osoby przez nich wcale by im nie pomogła, a wręcz zaszkodziła. Wyobraźnia Ortegi płatała mu niezłe figle, ale o tym kobieta nie zdawała sobie sprawy. Oboje byli zakochani i widzieli czasami odrobinę za dużo, ale czy tak nie zachowują się właśnie ludzie zakochani? Zresztą, czy kiedykolwiek odkąd się zeszli odmawiali sobie przyjemności? Nie było powodu by przypuszczać, że zaczną to robić, więc prawdopodobnie oboje się sobie odwdzięczą za te wszystkie ładne słowa i gesty, które padły i padną podczas tego obiadu. Iris słuchała zaciekawiona opowieści ciotki Ortegi, by uśmiechnąć się jedynie na pierwszą opowieść. Aron nie wydawał się straumatyzowany, ale Iris i tak nie pochwalała jakiejkolwiek przemocy wobec dzieci. Za dużo w obozie było osób, które były lane czy wręcz katowane przez bliskich, by patrzeć na to łaskawszym okiem. Byli jednak w "zacofanej" Boliwii i można rzec, że "taki mamy klimat". Druga historia wydawała się być zdecydowanie zabawniejsza, więc parsknęła cicho, a słysząc o albumach, zerknęła w kierunku wskazanym przez ciotkę ukochanego. - Podejrzewam, że prędzej czy później moja rodzina się odwdzięczy - rzuciła cicho do Arona jakby na pocieszenie. Każdy w swoim życiu miał sytuacje, które w obecnej chwili krępowały tylko uczestnika. Dzieci były dziećmi i nie myślały o tym, że za naście lat coś przysporzy im sporo wstydu. - Bardzo twarzowo wyglądasz - przyznała rozbawiona zerkając na pierwsze zdjęcie Arona w letniej sukience. Szybko jednak zapomniała o rozbawieniu, gdy zaczęła oglądać urocze zdjęcia małego chłopca. - Czy możemy zrobić sobie kopię? - spytała ojca Arona wskazując na album. Chciałaby aby w ich domu też pojawiła się taka pamiątka, a nie jedynie na drugim końcu świata. - Byłeś naprawdę uroczym chłopcem - rzuciła gdzieś w połowie albumu do Ortegi cmokając go jednocześnie w policzek.
Aron całe szczęście nie pamiętał tych kompromitujących zdjęć i sytuacji ze swojego dzieciństwa, dlatego też nieco łatwiej przychodziło mu słuchanie kolejnych wymyślnych historii, które dla osób sceptycznie nastawionych mogłyby wydawać się nieco odrealnione. On jednak wiedział, że ciotka nie zwykła kłamać i choć nie miał ku temu żadnych przesłanek poza swoim przeczuciem, tak wziął to jakimś dziwnym trafem za pewnik. Jak gdyby to podświadomość podpowiedziała mu, że ta członkini rodziny jest tą, która należy do tych najszczerszych. Uśmiechnął się krzywo na widok albumu, po czym przyglądał się z drugiego szeregu temu wszystkiemu, bo tak naprawdę jego to aż tak bardzo nie interesowało. I tak nie skojarzy niczego z tych fotografii. Poza tym, przed oczami miał cały czas obraz z korytarza, na którym widniał on z ojcem i matką. Nie chciał być jednak niegrzeczny, dlatego też kiedy tylko Iris się do niego odezwała, on objął ją mocniej i pochylił się nad albumem, by wspólnie z nią oglądać zdjęcia. - Ty pewnie byłaś słodka i niewinna - odparł podobnym szeptem do niej, muskając nosem jej policzek. Ściągnął brwi do siebie i zrobił dziwną minę, kiedy zobaczył siebie samego w młodości w jakiejś sukience. - Może ja nie byłem mężczyzną? - rzucił nagle udając przejęcie tym faktem. Nawiązywał rzecz jasna do współczesnych "problemów" z tożsamością płciową nastolatków, które dla niego były czymś wydumanym. Żart jednak nie przyjął się zbyt dobrze, bo rodzina zareagowała na to dość krzywo. Nie dziwił się jednak temu, bo przecież Boliwia urodziła za kraj stricte chrześcijański, dość tradycjonalistyczny, który borykał się z innymi problemami niż te społeczeństw postindustrialnych. Ojciec skinął głową twierdząco na pytanie o zrobienie kopii. Zaraz jednak Emilio podniósł się z siedzenia i poszedł znowu do kuchni, bo to nie było koniec pyszności, które gospodarz dziś przygotował na ich przyjazd. Aron w tym czasie spoglądał z coraz większym zainteresowaniem na kolejne zdjęcia w albumie i na jednym nawet się zatrzymał. O dziwo coś zaczęło mu świtać, a z wrażenia otworzył lekko usta i nawet przejechał opuszkiem palców po fotografii. - Iris... - wyszeptał cicho do swojej ukochanej. - Chodź ze mną - dodał już głośniej i bez słowa wstał, by opuścić najpierw salon, a następnie znalazł się w toalecie, w której zamknął się z Grimsdóttir. Od razu usiadł na górnej części sedesu i złapał się za głowę, wplatając palce między włosy. - Ja pamiętam tamtą sytuację... - wydukał w końcu nie kryjąc swojego szoku, ale też zaniepokojenia. - Czy to może oznaczać, że amnezja zaczyna się cofać? - jedna jaskółka wiosny nie czyniła, ale biorąc pod uwagę, że przez ponad rok nie poczynił żadnego progresu w tej kwestii, ta sytuacja była dla niego czymś wyjątkowym.
- Ja bym tak tego nie ujmowała - zaśmiała się cicho słysząc o swojej anielskiej młodszej wersji. Jej rodzice z pewnością będą mieli w tej kwestii odmienne zdanie od Arona w kwestii jej grzeczności. A przy tym z całą pewnością nie brakuje kompromitujących zdjęć. Zdaje się, że takie musi posiadać każdy człowiek na świecie, jakby bez tego świat miałby się zawalić. Może innych nie rozbawił ten żart, ale Iris zaśmiała się cicho. Pewnie gdyby była bardziej bezczelna i nietaktowna, rzuciłaby coś o tym jak ona bardzo dobrze wie jaki męski i prawdziwy jest. A tak tylko przemknęło to jej przez głowę, dlatego uśmiechnęła się jedynie w stronę ukochanego jakby ten mógł odgadnąć jej myśli. Uśmiechnęła się szerzej, gdy dostała zgodę na zrobienie kopii, by zaraz zerknąć na fotografie a następnie młodszego Ortegę, którego zdjęcie zdawało się zainteresować bardziej. Widząc jednak jego reakcję nieco się zaniepokoiła, dlatego też w milczeniu skinęła głową i od razu wstała odkładając jedynie otwarty album na swoje krzesło. Ruszyła za mężczyzną zastanawiając się gdzie ją prowadzi i o co chodzi. gdy znaleźli się w toalecie, stanęła nad nim i zaczęła go głaskać. - Kochanie, co się dzieje - szepnęła coraz bardziej się martwiąc o jego zachowanie. Zaraz jednak otworzyła zdziwiona usta, by zaraz je zamknąć jakby nie do końca wiedziała, co powiedzieć. Potrzebowała kilku sekund by pozbierać myśli. - Możliwe, że coś będzie do ciebie wracać. Czy to coś złego? - spytała chcąc wybadać sytuację. I teraz musiała przyznać rację jego kuzynce, bo taki obrót spraw nie do końca był jej na rękę. Bała się, że wróci do niego uczucie do zmarłej narzeczonej. W końcu mógł sobie przypomnieć ich udany początek związku, gdzie miłość kwitła, a nie końcówkę, gdy zrozumiał, że już jej nie kocha. Nie dźwignęłaby utraty go po raz kolejny. - I kochanie, skąd wiedziałeś gdzie jest toaleta? - dodała, bo przecież nie zaglądali w te miejsca. Właściwie to niewiele domu widzieli biorąc pod uwagę szybki zjazd gości. Przypadek i pierwsze pomieszczenie czy podświadomość?
Ortega w mig zapomniał o tej przemiłej atmosferze wspólnego rodzinnego obiadku, bo jak widać pamięć postanowiła się odezwać po raz pierwszy od czasu przebudzenia się ze śpiączki (o ile rzecz jasna nie liczymy wybudzenia się uczuć do Iris). Był zaniepokojony tym wszystkim, bo dotąd odnosił wrażenie, że nie pamięta nic z poprzedniego życia i tak naprawdę zostaje mu tylko wypić eliksir, który może przywrócić mu pamięc, ale może mieć też jakieś efekty uboczne. Zwłaszcza, jeśli pojawiały się przebłyski takie jak ten sprzed chwili. Siedział więc roztrzęsiony na toalecie, jak gdyby powrót tych wspomnień był czymś złym. Złapał nerwowo Grimsdóttir za rękę i przyciągnął ją do siebie, by ta objęła go na stojąco, a gdy to się stało, wtulił głowę w jej brzuch i zacisnął mocniej palce na jej dłoni. - Nie wiem - odpowiedział niepewnie, mając podobne obawy do Iris. Co jeśli przypomni mu się okres sprzed pierwszego zejścia się z córką Zeusa? Co jeśli zatęskni za narzeczoną i nie dość, że będzie rozpaczać z powodu jej śmierci, to jeszcze zrani swoją ukochaną, która kolejny raz będzie musiała przechodzić przez wydawałoby się najgorsze? Był cicho przez dłuższą chwilę, próbując zebrać kołatające myśli. Nie przypomniało mu się dużo obrazów, raptem tylko ten jeden ze zdjęcia, które teraz jak bumerang wracało za każdym razem, gdy tylko się kończyło. Dopiero kolejne pytanie Iris wyrwało go z tego zamyślenia, a on sam odsunął się nieznacznie od blondynki i spojrzał na nią zdziwiony, bo dopiero teraz do niego dotarło, co się tak naprawdę wydarzyło. - Nie wiem... - tym razem powiedział to jeszcze mniej pewnie niż chwilę temu. - Po prostu wiedziałem gdzie iść... ale nie kojarzę tego pomieszczenia - rozejrzał się po toalecie, nie przypominając sobie niczego z wyjątkiem podobnych przedmiotów, które mieli w obozie: na przykład jakiejś firmowej pasty do zębów colgate, która dystrybuowała swoje produkty niemal na cały świat, w tym do Boliwii. - Iris... co jeśli zacznie mi się wszystko przypominać? Co jeśli przypomnę sobie uczucie do niej... - był bardzo zdenerwowany i nie potrafił tego ukryć. Nie martwiły go żadne wspomnienia z wyjątkiem tego, że mógłby zatęsknić za swoją narzeczoną. I nie dlatego, że bolałoby to jego, tylko właśnie dlatego, że mógłby tym zranić córkę Zeusa. A tego nie chciał za nic.
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Nie 13 Lut 2022, 15:54
Ciężko powiedzieć, że Iris była obiektywna w tym wszystkim, bo na pewno tak nie było. Patrzyła na sprawę subiektywnie i to wszystko jej się nie podobało, a właściwie to bała się tego. Tak po prostu. Wiedziała, że mężczyzna chciałby odzyskać wspomnienia, a przynajmniej część z nich, ale ona samolubnie wolałaby tego uniknąć. Może gdyby mogli wyselekcjonować co ma pamiętać, byłoby inaczej, ale w tej sytuacji znowu się bała, że po raz kolejny go straci. Przytuliła mężczyznę od razu, gdy tylko jej to zasugerował. Patrzyła przed siebie na ścianę ciesząc się, że przez pozycję on teraz nie widzi jej przerażenia i tego, że musi walczyć z łzami. Nie odzywała się, bo właściwie nie wiedziała co mogłaby powiedzieć. Nie chciała przecież mówić na głos tego, co tak naprawdę myślała. Na całe szczęście jednak zdołała się opanować na tyle, by po cisnących się do oczu łzach nie było śladu. Rozejrzała się po pomieszczeniu bez celu, jakby chciała się czymś zająć, gdy on będzie się zastanawiał skąd wiedział, że tu jest toaleta. Zaraz jednak padło pytanie na które nie chciała i nie umiała odpowiedzieć. Zacisnęła usta w wąską linię i patrzyła w jakiś punkt na ścianie, jakby tam mogła znaleźć rozwiązanie. - Nie wiem - mruknęła w końcu oschle i chociaż czuła się podle, odsunęła się od niego. - Przepraszam, ale muszę... - zaczęła w podobnym tonie, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, więc po prostu wyszła zarówno z toalety, jak i z mieszkania jak poparzona. Dość szybko się oddaliła od budynku oraz ludności, by potem unieść się i lecieć przed siebie w kierunku samotnych wzniesień. Usadowiła się na jednym z nich i nie trzeba było czekać długo, aż niebo rozbłysło się od czerwonych wyładowań. Była wściekła na świat, ale i na siebie, że zostawiła ukochanego samego z tą sytuacją. Wiedziała, że się martwił i denerwował tym wszystkim, ale Iris czuła, że traci panowanie nad sobą. A nie chciałaby w takim miejscu wybuchnąć. To ona powinna go uspokajać i podtrzymywać na duchu, ale w tym momencie nie potrafiła zrobić nic innego, jak ciskać piorunami.
Ortega nie był przerażony tą sytuacją, ale na pewno było widać po nim zdenerwowanie. Zwiększyło się ono niemal od razu, gdy tylko Iris uświadomiła go, że znaleźli się w łazience jak gdyby nigdy nic, a przecież jeszcze tutaj nie był, więc skąd pamiętał dokładną drogę tutaj? Wiele pytań pozostawało bez odpowiedzi i w tym momencie na pewno niczego nie rozwiążą. Aron bał się jednak, że wszystkie wspomnienia mogą do niego wrócić niedługo i tak jak wiele z nich było wartościowych, tak wraz z tym bagażem doświadczeń mógł powrócić bagaż emocjonalny i tego właśnie najbardziej się obawiał. Co jeśli będzie załamany śmiercią swojej byłej narzeczonej? Teraz spłynęło to po nim dzięki tej amnezji, ale co jeśli będzie to przeżywać? Za nic w świecie jednak nie spodziewał się takiej reakcji Islandki. Zaskoczony spoglądał na swoją ukochaną, która niemal bez słowa wyszła z łazienki i udała się w tylko sobie znanym kierunku. On zaś skonsternowany siedział na sedesie, nie wiedząc co tak naprawdę ma ze sobą zrobić. Iris zostawiła go w takiej chwili? Jasne, że miała prawo być zdenerwowana, ale przecież póki co wyrażał tylko swoje obawy. Nic do niego nie wróciło poza tym jednym wspomnieniem sprzed chwili dotyczącym jego dzieciństwa. Tymczasem córka Zeusa zachowała się tak, jak gdyby Ortega właśnie stwierdził, że wróciły do niego poprzednie uczucia i tak naprawdę on dalej kocha swoją ex, nie ją. Było mu więc bardzo przykro, że ukochana zostawiła go samego w tej sytuacji i praktycznie nie ruszał się z łazienki do momentu, w którym nie usłyszał burzy. Natychmiast wyszedł na zewnątrz i gdy dostrzegł czerwone pioruny na niebie, od razu połączył to z Iris, bo tylko ona miała na tyle charakterystyczną barwę błyskawic. Wzrokiem szukał jej w swoim otoczeniu ale bez rezultatu. Pomyślał więc o tym, że blondynka - jak to miała w zwyczaju - odleciała gdzieś na kilka chwil by ochłonąć. Zdarzało jej się to dość często, jeśli bierzemy pod uwagę perspektywę innych herosów, którzy także potrafią wznosić się w powietrze. To była jej metoda na odreagowanie i w żaden sposób Aron tego nie krytykował. Co innego ucieczkę od niego w momencie, kiedy paradoksalnie najbardziej jej potrzebował... Stał więc jak ten słup na środku drogi i obserwował niebo, z którego w dalszym ciągu nie padał deszcz. W żaden sposób nie uspokajało to jego skołatanych myśli, dlatego też dalej martwił się o to, co będzie za kilka chwil, godzin, dni czy tygodni. Wątpił bowiem, by powrót pamięci był jednorazowy, nie mówiąc już o tym, że jak cholera bał się nałożenia na siebie jego wyobrażeń i rzeczywistych wspomnień. Bardzo bał się tego, że wszystko będzie inaczej wyglądać niż w jego wizjach. Nie mając ochoty wracać bez Iris do domu, przeszedł jakiś kawałek drogi, aż w końcu znalazł się na czymś w stylu skarpy, gdzie można było usiąść i poobserwować sobie miasto z dość ciekawym widokiem. Aron usiadł więc na skraju tego wzniesienia i po prostu spoglądał na swoją ukochaną Boliwię, której teraz aż tak nie ubóstwiał jak wcześniej. Spojrzał nawet na swój nadgarstek, na którym miał wytatuowaną flagę swojej ojczyzny. Nie wzbudziło to w nim żadncyh emocji. Głównie dlatego, że teraz myślał o wszystkich potencjalnych wspomnieniach, jakie mogą do niego wrócić. I ta perspektywa go przerażała, co było chyba największą ironią ostatnich czasów.
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Pią 18 Mar 2022, 14:30
Wiedziała, że przesadza. Powinna być teraz wsparciem, a zostawiła go sama sobie nie potrafiąc się zachować. Prawda była jednak taka, że już od dawna nie była tak przerażona jak teraz. Przecież między innymi z tego powodu zrezygnowali z eksperymentalnego zabiegu przywrócenia pamięci. Niby niewiele się zmieniło, ale te drobne sygnały mogły wskazywać, że pamięć będzie wracać. A ona, jakkolwiek to nie brzmiało, nie chciała by niektóre wspomnienia do niego wróciły. Była silna, ale nawet silni mają swoje granice i utrata go po raz trzeci mogłaby ją złamać. On by kochał i rozpaczał nad zmarłą narzeczoną, ona by rozpaczała i cholera wie co by zrobiła. Z dużym jednak prawdopodobieństwem nie podniosłaby po raz kolejny tej rękawicy. Ile razy można kogoś stracić? Wyładowywała się więc na niewinnym niebie, którego wyładowania lokalni wezmą za jakąś anomalię pogodową. A jednocześnie z każdą chwilą się czuła coraz gorzej wiedząc, że zachowała się teraz bardzo samolubnie. Nie chciała jednak zrobić mu krzywdy jakimś swoim wybuchem, bo o ile panowała na co dzień nad swoją mocą perfekcyjnie, to jednak przy dużych nerwach wiele herosów ma potknięcia. W końcu wyładowań było mniej i mniej, a Grimsdóttir targana wyrzutami sumienia postanowiła wracać. Właściwie to w ostatnim momencie dostrzegła Arona na skarpie, więc tam też się udała. Wylądowała kilka metrów na lewo od niego i stała tak kilka chwil w milczeniu nie wiedząc, co dokładnie powiedzieć i zrobić. W końcu jednak usiadła obok niego. - Przepraszam. Zachowałam się słabo. Powinnam być twoim oparciem w takich chwilach, a uciekłam jak nastolatka, która nie umie zapanować nad swoimi emocjami. Powinnam być lepsza, bardziej się postarać dla ciebie - powiedziała w końcu cicho patrząc przed siebie na ogromną, pustą przestrzeń.
Aron Ortega
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Pon 21 Mar 2022, 12:15
Reakcja Iris z pewnością nie pomogła Aronowi w opanowaniu tych wszystkich emocji, które pojawiły się wraz z przypomnieniem sobie jednego, pozornie niewiele znaczącego wydarzenia z życia. Dotąd byli przecież przekonani, że Ortega permanentnie stracił pamięć i jeśli chcieli ryzykować z jej odzyskaniem, to w grę musiały wejść eliksiry, które przecież nie gwarantowały stuprocentowej pewności, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Aron bał się do tego stopnia skutków ubocznych, że prawdę powiedziawszy wolał żyć z amnezją, niż ryzykować to, że mógłby zapomnieć o uczuciu do Grimsdóttir bądź przypomnieć sobie o miłości do swojej byłej narzeczonej, która przecież w pewnych etapach jego życia na pewno występowała. Siedział więc w ciszy, walcząc ze swoimi myślami, ale przede wszystkim starając się ułożyć to wszystko w jedną całość i obmyślić jakiś plan działania. Jeśli wizyta w rodzinnych stronach uaktywniła jakieś obszary pamięci, która dotąd mocno się gdzieś skrywały, to co będzie następne? Gdzie dalej szukać swoich wspomnień? Kolejne minuty mijały, a Aron jak siedział na skarpie, tak dalej cały czas to robił, spoglądając na panoramę La Paz, która była dość ładnym widokiem. Słyszał charakterystyczny świst powietrza, który towarzyszył obozowym "lotnikom", dlatego też nie zareagował nerwowo na to wszystko, bo doskonale wiedział, że to Iris. Nie odzywała się póki co, a on również nie miał zamiaru odwrócić się w jej kierunku. Zraniła go tym zachowaniem i nie zamierzał tego ukrywać, bo naprawdę zabolało go to, że musiał zostać sam z takim - jakby nie patrzeć - przełomem w rekonwalescencji. Nie zareagował na jej przeprosiny. Zrobił to dopiero w momencie, kiedy córka Zeusa wytłumaczyła mu swoje postępowanie, czy może raczej skarciła siebie samą za tę niezbyt dojrzałą decyzję o ucieczce w przestworza. Syn Hekate nic się nie odezwał, jedynie poklepał miejsce obok siebie na skarpie i przesunął się jeszcze odrobinę, by zrobić więcej miejsca Iris. Chciał, żeby dołączyła do niego i jeśli dziewczyna usiadła, Ortega od razu objął ją czule, przyciągając tym samym do siebie poprzez zachęcenie do oparcia głowy Islandki o jego ramię. - Starasz się wystarczająco - odpowiedział. - Każdy ma moment słabości i mam nadzieję, że to właśnie był twój - kątem oka spojrzał na nią i uśmiechnął się przyjaźnie, dając jej do zrozumienia, że nie jest na nią zły. - Następnym razem po prostu zabierz mnie ze sobą - powiedział już w bardziej żartobliwym tonie i pocałował skroń ukochanej, chcąc jeszcze bardziej upewnić ją w tym, że nie ma do niej żalu o te zachowanie i poniekąd je rozumie. Co prawda poczuł się zraniony, ale dość szybko to przetrawił, w końcu to był Aron. No i nieważne jak zaczynasz, a jak kończysz. Zaczęła odlatując, skończyła wracając do niego. Najpierw byli wrogami, teraz kochają się tak, jakby jutro świata miało nie być. A to wszystko na tle panoramy La Paz, co było dość romantyczne. - Takich widoków nie mamy nawet jak lecimy nad obozem - zaśmiał się cicho, przypominając sobie dziesiątki wspólnych podróży z Iris nad kampusem. Wtem odsunął się od niej i spojrzał jej, zapewne zaskoczoną, minę. - Ale to nic w porównaniu do tego - uśmiechnął się szeroko, patrząc na jej śliczną twarz i bez pytania nachylił się, by skraść jej jeden, ale bardzo czuły pocałunek. Może i nie było to zbyt rozważne, ale przecież jak któreś z nich się spierniczy, to przecież Iris potrafi latać. Gorzej z Ortegą, ale spodziewał się, że raczej Islandka nie zostawiłaby go samemu sobie, gdyby spadł ze skarpy.
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Czw 31 Mar 2022, 12:13
To nie był jej dzień i doskonale poczuła to już w momencie zobaczenia ilości talerzy na stole. Tu już czuła, że może być źle i choć teoretycznie nic złego się nie działo, Iris nie czuła się dobrze na takich spędach. Tym bardziej w takiej ciasnocie wśród ludzi, których ty nie znasz, a oni chcą ciebie tulić. Nic przyjemnego z jej perspektywy. Czy pamięć Arona przelała czarę? Być może, a może kierował nią zwyczajny strach o "jutro", które może nastąpić i zrujnować po raz kolejny jej życie. To jednak nadal jej nie usprawiedliwiało. Mogła być irytująco słodko-ironiczna wobec jego kuzynki okazując być może tym samym swoją wyższość. Ba, mogła to zaprezentować każdemu niedowiarkowi, skoro i tak pół La Paz wiedziało o półbogach. Powinna jednak niego być wsparciem i w tym zadaniu właśnie poległa. Usiadła obok niego zachęcona i oparła głowę na jego ramieniu, gdy ją do tego zachęcił. Wiedziała, że go zraniła, nie musiał mówić o tym wprost czy w ogóle. Znała go dostatecznie dobrze.Uśmiechnęła się nikle na jego słowa, bo chociaż wiedziała, że są szczere, to jednak wciąż źle się czuła z własnym zachowaniem. - To prawda - uśmiechnęła już się nieco szerzej, skupiając się na sekundę na widoku. Spojrzała jednak zaraz na niego zaskoczona, gdy się odsunął, by po chwili utonąć w pocałunku. Odwzajemniła go z podobną czułością ciągnąc to tak długo, jak tylko mogła. Gdy Aron się odsunął, uśmiechnęła się lekko, w reakcji na to wszystko. Było to dostateczne potwierdzenie wybaczenia jej, choć ona sama jeszcze tego nie zrobiła. Wróciła jednak do opierania głowy na jego ramieniu i podziwianiu widoków. - Myślisz, że zaczniesz sobie przypominać... inne rzeczy? - spytała cicho pytając o wiadomo co konkretnego. Nie bała się przecież, że przypomni sobie miłość do ojczyzny i rodziny, historie, które przeżył, tylko uczucie, którym darzył jedną, konkretną osobę, która była przed nią.
Aron nie dostrzegł wcześniej tego, że atmosfera typowego boliwijskiego domu może aż tak negatywnie działać na Iris. Ta swoją postawą przecież nie zdradzała niczego z wyjątkiem bardziej kurczowego trzymania się go, gdy już weszli na teren tej drobnej posiadłości. Myślał więc, że Islandka przyswoiła dość szybko to wszystko i czuła się tutaj dobrze, wszakże ten obiad dużo nie różnił się od tego, co czasami zdarzało się przecież w obozie. Gdyby jednak się tak bardziej zastanowił, to pewnie dostrzegłby te niuanse, które zmieniłyby całkowicie jego światopogląd przynajmniej w kwestii tolerancji tej boliwijskiej atmosfery przez jego ukochaną. Jej pytanie nie zaskoczyło go, bo sam od kilku chwil się nad tym zastanawiał. Nie był jednak tak spanikowany jak ona, a przynajmniej nie dawał po sobie tego poznać, bo tam w środku czuł pewien niepokój. - Nie wiem - dla niego to były tylko losowe przebłyski, które wcale nie musiały zwiastować powrotu pamięci. - Ale jeśli tak, to mam nadzieję, że przypomnę sobie wszystko, co było między nami - dodał zaraz po tym. - Fajnie będzie kolejny raz się w tobie zakochać - uśmiechnął się przyjaźnie, chcąc wskazać również dobre strony powrotu jego pamięci, bo skupili się na negatywach, co nie było do końca poprawne, przynajmniej z jego perspektywy jako optymisty. - Poza tym, to że wróci mi pamięć, nie oznacza, że zapomnę o tym, co jest teraz - zaznaczył. - Nie odkocham się. Nie ma na to szans - znów uśmiechnął się przyjaźnie w jej kierunku, pogładził ją po policzku, a następnie pocałował czule na potwierdzenie swoich słów. Chciał uspokoić Grimsdóttir, a co było lepsze od wyznań i czułości? - Tylko ciekawe co z tą papryką... - spojrzał zastanawiającym wzrokiem na Iris, by zaraz się zaśmiać. Chodziło o rozładowanie atmosfery żartem o papryce, która stała się przecież jego ulubionym warzywem po wybudzeniu się, a wcześniej nie tknąłby jej nawet kijem od szczotki.
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Nie 17 Kwi 2022, 09:37
Iris rzadko jadała wspólne posiłki. Unikała jak ognia wspólnych śniadań niegdyś organizowanych, niemal zawsze znajdując wymówkę. Przychodziła jedynie wtedy, gdy Garcia ją przycisnęła, ale znowu po dwóch razach zaczynały się uniki. Niby większość życia w obozie, a jednak domowe nawyki w krwi pozostały i chociaż była otwartą osobą, tak takie sytuacje nie były dla niej komfortowe. Jedynym wyjątkiem były chyba wesela, ale na nich zwykle każdy zajmował się swoją parą i nie była narażona na kontakt fizyczny czy zagadywanie przez wiele herosów. Poza tym jak do tego odrobinę przywykła, tak nie chciała być tulona przez kompletnie obce jej osoby, jakby witała się z ciotką. Ba, z nią nawet tak się nie witała, a jedynie z rodzicami. Oczywista była odpowiedź Arona, bo przecież skąd on mógłby takie rzeczy wiedzieć? Uśmiechnęła się, jednak dość licho, na jego próbę pocieszenia jej przywróconymi wspomnieniami o nich. Jasne, fajnie, ale jeśli to miało być ceną pokochania zmarłej ex narzeczonej, to jednak wolała, aby tego nie pamiętał. Nie powiedziała jednak tego głośno próbując docenić to, że w jakiś sposób mężczyzna chce pocieszyć ich dwójkę. - Nie, tylko będziesz kochał jeszcze inną - mruknęła cicho nieco rozgoryczona żałując, że powiedziała to na głos. Taka jednak w sumie była smutna prawda. Uległa jednak od razu pocałunkowi, który odwzajemniła od razu. - No ciekawe - uśmiechnęła się lekko, niby to rozbawiona. Uwielbiała to w nim, był naprawdę czułym i wspaniałym facetem, że próbował ją pocieszyć w czymś, co jeszcze jakiś czas temu chciał desperacko odzyskać. Nic jednak to nie zmieniło. Doceniając jego starania, zaczęła zwyczajnie robić dobrą minę do złej gry i udawać, że chwilowo puściła temat w niepamięć. - Chyba musimy wracać, co? Twój tata pewnie jest zły - jej na pewno by był, gdyby bez słowa na tyle czasu opuściła rodzinny posiłek. Podniosła się nawet gotowa ruszyć do kolejnej sytuacji wychodzącej z jej strefy komfortu. Miała tylko nadzieję, że ta sytuacja niczego nie zmieniła i Ortega nie będzie teraz przed nią krył się z tym, że coś sobie przypomniał.
Aron był przyzwyczajony do tego typu spotkań i nawet po amnezji podświadomie był na to gotów, dlatego też czuł się w towarzystwie własnej rodziny całkiem dobrze. Widząc jednak pewien dyskomfort w zachowaniu Iris (zwłaszcza podczas prowokacji jego wrednej kuzynki), zaczynał mieć wrażenie, że ten rodzinny obiad może się źle skończyć. I poniekąd tak się stało, bo zaraz przypomniały mu się pewne sceny z dzieciństwa, a to było równoznaczne z chociaż małym powrotem wspomnień. Później już wszystko poszło lawinowo: Grimsdóttir się zdenerwowała i uciekła z domu, on wyszedł za nią, ale kiedy jej nie dostrzegł, też poszedł w jakąś samotnię chwilę podumać. Ostatecznie spotkali się na tej skarpie, a blondynka od razu przeprosiła za swoje zachowanie. Ortega mógłby być na nią zły, bo przecież miał ku temu powody, ale nie myślał o tym zbyt długo. Dlaczego? Iris musiała poświęcić o wiele więcej podczas jego rehabilitacji. Miała prawo do tej chwili słabości i on to całkowicie rozumiał, bo przecież zaraz mu to wyjaśniła. - Myślisz, że to tak działa? - spytał poważnie, bo sam nie miał żadnej pewności, że tak właśnie będzie. - Gdy traciłem pamięć, kochałem tylko ciebie. Kiedy ją odzyskałem, też. Więc o jakiej innej mówisz? Chyba, że chodzi ci o Iris i o Grimsdóttir. Te dwie mogę kochać na raz - starał się być sobą, a że z natury był optymistą, to wolał widzieć taką zawiłość właśnie w pozytywny sposób. Logika podpowiadała mu, że jeśli pamięć wróci mu całkowicie, to niewiele między nimi to zmieni: dalej będzie ją kochać. Różnica będzie taka, że przypomni sobie historię swojego życia, zamiast teraz mieć wyłącznie wspomnienia z ostatniego roku. Spojrzał na nią z udawanym rozgoryczeniem. - Nic nie musimy - skarcił ją i nawet pogroził teatralnie palcem. - Jeśli nie chcesz tam wracać, zostajemy tutaj. Albo idziemy na wycieczkę po La Paz... albo lecimy - pomachał sugestywnie brwiami z niemałym uśmiechem. Ci ludzie mogli być jego rodziną, ale w tym momencie byli dla niego obcy w przeciwieństwie do Iris. Jej dobre samopoczucie było dla niego najważniejsze i jeśli dziewczyna chce spędzić wyłącznie z nim te popołudnie, to on żadnych przeciwwskazań ku temu nie ma. Skoro już nie pamięta uczuć do swojej rodziny, to chociaż niech z tego skorzysta: smutne, ale prawdziwe. Wstał więc za nią i schował rękę do kieszeni. - Więc? Jaka decyzja, kochanie? - celowo zwrócił się do niej pieszczotliwie, by tylko upewnić ją w tym, że nie jest na nią ani trochę zły i że jemu wersja późnego popołudnia czy nawet wieczora we dwoje odpowiada nawet bardziej niż powrót do domu Ortegów.
Iris Grimsdóttir
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Pią 13 Maj 2022, 21:18
- Nie wiem, ale skoro przy boskim przywróceniu pamięci istniało ryzyko wybiórczości, to podejrzewam, że "naturalnie" tym bardziej jest to możliwe - starała się odpowiedzieć spokojnie i merytorycznie na tyle, na ile potrafiła. Niemniej gryzła się w język, bo o mało nie wypaliła na koniec "przypomnisz sobie najlepszy moment z nią i znowu ciebie stracę". Aron też tego nie chciał i nie zamierzała go tym stresować. A przynajmniej wprost, bo pewnie przez swoje zachowanie sprawiła, że i tak zaczął dumać nad tym. Stres niech zostawi jej, bo ma go w tym momencie tyle, że dla każdego w La Paz by starczyło. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, bo co prawda wierzyła w jego szczerość, tak to co powiedział, nie miało sensu. Przyjechali tu, by poznać jego rodzinę (no, ojca), więc jednak nawet tylko z tego względu wypadałoby tam wrócić. A człowiek przecież się postarał, nawet spróbował języka angielskiego się nauczyć, by ułatwić synowi komunikację. Należało to docenić. - Wracamy do twojego ojca. Może ferajna się obraziła i poszła? - zażartowała postępując po raz kolejny tak, jak należało , a nie jak miała ochotę. Zresztą to nie jest tak, że nie chciała poznać Ortegi seniora bardziej, tylko reszta towarzystwa i ich fizyczność jej przeszkadzała. Czymś się od jego ex narzeczonej różniła i jakby tak się zastanowić, to były nawet mocno inne. Złapała ukochanego za dłoń i ruszyła z nim spokojnym krokiem ku domkowi, z którego wybiegła jak poparzona. Ale pewnie dupę jej za to obrobili...
Aron Ortega
Re: La Paz - Aron Ortega | Iris Grimsdóttir Pon 16 Maj 2022, 14:31
Jeśli nie wystarczyły jej deklaracje Arona odnośnie lojalności i tego, że nawet jeśli sobie coś przypomni, to dalej będzie kochać tak samo mocno Iris, wystarczyło wziąć pod uwagę jego pragmatyzm, który na pewno objawiłby się w takiej sytuacji. Skoro i tak życia nie cofnie byłej, to nawet jeśli uczucia by wróciły, to jakie miałoby to znaczenie? Zakochać się w kimś, kto nie żyje? To było głupie i nawet jeśli uczucia by się pojawiły, to rozsądek szybko podpowiedziałby, co robić dalej. - Więc jest też szansa na to, że przypomnę sobie wiele rzeczy związanych z tobą - uśmiechnął się, bo dalej starał się ją pocieszać w znany sobie sposób. Był pozytywnie podchodzącą do życia osobą i przy takiej chwili słabości ukochanej podejmował wszelkie próby tego, by podnosić ją na duchu. Poprawienie nastroju Iris było kluczowe, żeby mogli resztę dnia spędzić w miłej atmosferze z rodziną Arona czy też bez niej. - Jesteś pewna? - spytał, kiedy córka Zeusa zdecydowała się wrócić do jego rodzinnego domu, by spędzić więcej czasu z całą familią Ortegów. Jemu było to tak naprawdę obojętne czy tam wrócą czy nie, ale skoro Islandka uważała to za dobry pomysł, to nie pozostało mu nic innego jak przytaknąć i spleść palce ich dłoni, kiedy ta podniosła się już ze skarpy i podeszła do niego. Kiedy znaleźli się w środku, syn Hekate natychmiast objął ręką ukochaną w pasie, a po chwili rękę przeniósł wyżej, opierając ją o jej ramiona. Zaaferowany Emilio niemalże podbiegł do pary i zaczął krzyczeć na Arona, gdzie to oni się szlajają. Chłopak tylko uśmiechnął się i spojrzał na Iris, która wyglądała na trochę zakłopotaną, a następnie z powrotem na swojego ojca. - Chciałem obejrzeć okolicę i uznałem, że to dobry moment - uśmiechnął się pewnie i przeprosił gestem ręki ojca, biorąc całą winę na siebie. Nie chciał, by Emilio wtykał nos w te sprawy, bo to były zagwozdki związane z jego pamięcią i tak jak doceniał starania ojca, tak nie czuł się zobowiązany do tego, by dzielić się z nim tak intymnymi przeżyciami. Co innego z Iris, która powinna wiedzieć, co mu chodzi po głowie i co się z nim dzieje, zasługiwała na bezgraniczne zaufanie. - Jest jeszcze obiad? - zmienił od razu temat, a gdy ojciec potwierdził, że jeszcze mnóstwo rzeczy jest na stole, od razu wrócił z ukochaną do salonu, przy którym dalej siedziała cała rodzina Ortega. Aron totalnie zlał wszystkie głupie spojrzenia swojego kuzynostwa, bo nie obchodziło go ich zdanie co do tego, jaki nietakt pokazali wychodząc z domu bez słowa. Od razu wrócił na swoje miejsce i zaczął sobie nakładać różne przysmaki, również te z papryką, na co Emilio mało nie złapał się za głowę. - Aron i papryka? Koniec świata - rzucił łamanym angielskim. Syn Hekate zachichotał delikatnie i ze smakiem zajadał się potrawami, co jakiś czas zerkając w kierunku swojej miłości. Nie chciał, by czuła się niekomfortowo, dlatego też badał sytuację i słuchał wszystkiego wokół, by ewentualnie móc w miarę szybko zareagować i pójść na górę do swojego pokoju. - Spróbuj tego - dał jej ze swojego widelca kawałka pieczeni w sosie i spojrzał na nią z zainteresowaniem, po czym nachylił się, by wyszeptać jej do ucha: - Dobra, ale nie dorasta do pięt twojej pieczeni - powiedział cicho, a następnie cmoknął ukochaną w policzek i uśmiechnął się szeroko, poruszając sugestywnie brwiami. Zaraz wrócił do jedzenia i słuchania opowieści o swojej - jak się okazało - zakręconej rodzinie.