Standardowe mieszkanie obozowicza - trzy pokoje: sypialnia, salon połączony z kuchnią i łazienka. Spersonalizowany dla każdego nienowego mieszkańca kampusu. Znajdują się w nim wszystkie potrzebne rzeczy - od łóżka i szafy po stałe podłączenie do prądu i łącza internetowego.
Jellal miał pewien problem, który musiał rozwiązać niemal od razu. Dziś miał wysłać dokumenty do sprawdzenia Elisie, która z reguły nie czepiała się niczego, ale zdarzało jej się zwrócić mu na coś uwagę. Dzięki temu trochę uczulił się na pewne raporty, których w ostatnich tygodniach dostał aż nadmiar, ale tego co otrzymał dzisiaj od jednego z nowych lekarzy... no nie spodziewał się. To mało powiedziane. Na swoje nieszczęście miał rozładowany telefon, a nie wiedział czy Jade od razu odpisze na e-maila od niego, dlatego też siłą rzeczy, będąc blisko greckiej dzielnicy mieszkalnej, postanowił odwiedzić blondynkę, która według grafiku powinna być teraz w domu, o ile nie postanowiła skorzystać z wolnego wieczora i gdzieś wyjść. Zanim jednak wstąpił do niej, zaszedł jeszcze do kantyny, biorąc dwie zimne lemoniady arbuzowe oraz jakiś posiłek. Dzisiaj polecali polskie pierogi z mięsem, twarogiem, masą ziemniaczaną, serem lub owocami. Wziął więc porcję mięsnych dla siebie i jakieś mieszane dla Jade. Dlaczego zdecydował się na coś takiego? Ostatnimi czasy nie było między nimi tak źle, więc uznał, że taki gest na pewno nie zaszkodzi. Wszystko więc załatwił bardzo szybko i już po chwili zjawił się przed drzwiami do jej mieszkania, ale nim zapukał, wziął głęboki oddech. Mógł przecież jej w czymś przeszkodzić, mogło jej nie być, albo blondynka mogła być po prostu w złym humorze, na co widok Jellala na pewno jej nie pomoże. Zapukał dość delikatnie, ale na pewno słyszalnie, po czym w ciszy zaczął oczekiwać na to, czy ktoś w ogóle mu otworzy. Odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał przekręcany zamek w drzwiach, a później kiedy zobaczył Grey w casualowym wydaniu. Od razu wysunął torbę z jedzeniem oraz plik papierów, by mówiło to samo za siebie. - Musisz mi pomóc... - rzucił niepokojącym tonem, co powinno dać jej do myślenia, że sprawa jest bardzo poważna. Jeśli został zaproszony do środka, od razu położył rzeczy gdzie tylko Jade mu to wskazała i przeszedł do konkretów, spoglądając na blondynkę z nadzieją, że ta mu pomoże. - Barbara Owens, ta córka Tyra, przeprowadzała ostatnio operację - zaczął. - Wzięła sobie jednak kogoś do pomocy... - tutaj na chwilę się zaczął, chcąc samym spojrzeniem naprowadzić Jade na personalia gagatka, który zawsze sprawiał problemy. - Tak. Hoshiego... Napisał cały raport za nią i jak go tylko przeczytałem to... sama zobacz - skinął głową w kierunku papierów, ale córka Melinoe już pewnie się domyślała, co tam mogło się odjaniepawlić. - Przyniosłem ci lemoniadę i pierogi, podobno dobre. Wkupię się tak w twoje łaski? - zażartował delikatnie, nie spodziewając się po sobie takiej otwartości względem Jade. Ale tak jak zostało wspomniane na początku, w ostatnich tygodniach ich relacje wyglądały całkiem znośnie, więc była szansa, że może nawet blondynka go za to nie zbeszta. Poza tym... przekupienie jedzeniem często działało, a już zwłaszcza na herosów, którzy mieli większe potrzeby kaloryczne niż zwykli ludzie.
Jade była raczej z tych rannych ptaszków i zwykle dostawała właśnie te wcześniejsze zmiany. Ostatnie jednak kilka dni miała albo wieczorny albo nocny dyżur, co średnio ją zadawalało. Delikatnie mówiąc. Dzisiaj jednak ponownie miała normalną zmianę i tym samym wieczór dla siebie. Nic wielkiego nie planowała, jak zwykle zresztą spędzając czas sama ze sobą. Po pracy przebrała się w luźniejsze ubrania i po ugotowaniu sobie obiadu spędzała czas przed telewizorem, książką i laptopem zamiennie. Nie spodziewała się żadnych gości, dlatego nie przejmowała się lekkim nieładem panującym w mieszkaniu. Kiedy usłyszała więc pukanie do drzwi, wstała zaskoczona. No cóż, niemniej jej poziom zdziwienia wzrósł drastycznie, gdy zobaczyła Jellala. Miała ochotę po prostu zamknąć drzwi mu przed nosem, ale gdy zobaczyła papiery i jedzenie, wzniosła oczy ku górze. - Akoz? Monn perdi - rzuciła bardziej do siebie nie spodziewając się, że mężczyzna może znać kreolski seszelski... albo ktokolwiek inny w obozie. Otworzyła jednak szerzej drzwi, bo jego powaga dała jej trochę do myślenia. Nie żeby była bardzo chętna mu teraz pomagać za każdym razem, ale do dokumentów się trochę zobowiązała. Gdy tylko zamknęła za nim drzwi wskazała mu wielki narożnik i stolik tam stojący. W sumie to trochę zabawne, że osoba, która za bardzo nie zawierała nowych relacji w obozie i nie odbudowywała starych, miała niemalże imprezową kanapę. Podobała jej się, co zrobić? Sama również się na nią skierowała patrząc na niego uważnie, gdy zaczął mówić o Baśce. Z tego co kojarzyła dziewczyna ledwo co dostała możliwość przeprowadzania samodzielnie operacji. Młoda, zdolna... i głupia jak się okazało, bo samo zrobienie przerwy w wypowiedzi sprawiło, że wiedziała kogo zaraz wymieni mężczyzna. Westchnęła ciężko i niechętnie sięgnęła po dokumenty zaglądając na pierwszą stronę pobieżnie. Pokręciła tylko lekko głową z niedowierzaniem wypisanym na twarzy i odłożyła papiery na chwilę, bo jednak wolała skupić się na przyjemniejszym - jedzeniu i piciu. Przynajmniej na chwilę. - A mam jakieś wyjście? - spojrzała na niego ni to rozbawiona, ni to cholera wie co. Sięgnęła od razu po lemoniadę, której upiła kilka łyków, a dopiero potem uświadomiła sobie, że powinna chociażby sztućce przynieść. - Talerz też chcesz? - albo talerzem? dodała już w myślach idąc do kuchni po potrzebne rzeczy. Chwilę później ponownie siedziała obok niego. - Nie myślałeś o tym, by zwolnić Hoshiego? Teoretycznie możesz. Elisa protestować nie powinna. A podejrzewam, że w razie oporów Corvusa czy zarządu, cały szpital za tobą się wstawi w tej kwestii. Nawet ja - podkreśliła ostatnie słowa, bo to jednak było coś, by publicznie go w czymś poparła.
Jellal nie był w stanie wyciągnąć niczego z frazy, którą zaszczyciła go na wejście Jade. Co prawda spodziewał się, że mogło to być jakieś wyzwisko czy inny rodzaj obelgi w jego stronę, ale przy obecnych problemach z tym konkretnym raportem, jakoś tak nie za bardzo myślał o tym, jak Grey próbuje mu dosrać. Zaproszony do środka pomimo początkowej niechęci blondynki, wszedł do jej mieszkania i od razu położył wszystko tam, gdzie gospodyni nakazała. Przekazał jej dokumenty i widząc jej minę, spodziewał się najgorszego, że nawet ona nie da rady tego ogarnąć. Fernandes tak naprawdę już się poddał i nawet nie próbował tego zrozumieć, liczył zatem na interwencję Jade, która może ma tam jakiś "dzień częściowego rozumienia dzbanów" i wyciągnie z tekstu trochę więcej niż on. - Spodziewałbym się bardziej "talerzem" - zaśmiał się cicho, bo naprawdę w jej stylu bardziej prawdopodobne było: "talerzem też chcesz?" Nie żeby Grey właśnie o tym nie myślała właśnie w momencie, kiedy on nieświadomie powtórzył to po niej. Mogłaby go pewnie posądzić o jakąś prekognicję, ale w tym wypadku było to tylko i wyłącznie szczęście, o ile tak można było nazwać odgadnięcie tej jednej myśli Grey, która tak na dobrą sprawę raczej trudna by nie była, jak się tak zastanowić. - Poproszę - dodał od razu, bo on również był głodny. Siedząc na sofie, obserwował Jade i to, jak czasem łapie się za głowę, a czasem po prostu drwi z tego raportu, bo o tym papierze nie można było powiedzieć żadnego dobrego słowa. Zaraz jednak kobieta to odłożyła i poszła im po rzeczy, skupiając się na jedzeniu. Może chociaż z tym trafił. Nie spodziewał się akurat takiego pytania, dlatego też oparł się wygodniej, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przeniósł wzrok przed siebie, zastanawiając się chwilę. - Nie chcę się tak rządzić. Już i tak mam z tego powodu problemy - odpowiedział trochę niechętnie. - Tak czy siak jestem tylko tymczasowo - wzruszył ramionami, trochę uciekając od odpowiedzialności. To była jednak na tyle wygodna wersja, że był w stanie poprzeć ją czymś lepszym niż tylko próbą wymigiwania się od podejmowania trudnych decyzji. Zaraz jednak spojrzał z pewnym błyskiem w oku na Grey, unosząc także jedną brew ku górze. - Wstawiłabyś się za mną? No proszę, tego jeszcze nie grali - nie drwił z niej, a jedynie rozbawiło go to, że w przypadku Hoshiego byli tak jednomyślni. To tylko potęgowało negatywne odczucia w kierunku Usamiego, bo jeśli nawet tacy wrogowie jak Jellal i Jade potrafią stanąć po jednej stronie w tej kwestii, to ten Hoshi naprawdę musi być dzbanem. Zabrał się za jedzenie pierogów i popijał wszystko lemoniadą, czując się... dziwnie. To było miłe, ale dość niecodzienne uczucie, w którym wydawał się mieć choć na chwilę jakąś normalną relację z córką Melinoe. Nie żeby kiedykolwiek o to zabiegał, ale ileż byłoby prostszych rozwiązań, gdyby Grey nie pałała do niego taką nienawiścią. Przy najgorszych wiatrach mogłoby to wyglądać właśnie tak, a z jego perspektywy wcale to źle nie wyglądało. - Mam nadzieję, że ci smakuje... - rzucił cicho, niemal ledwo słyszalnie, ale na tyle głośno, by Jade bez problemu to odebrała. Sam nie wiedział, czemu w ogóle padło to z jego ust, dlatego zaraz zatkał je kolejnym pierogiem. Nomen omen smacznym.
Rzuciła mu tylko spojrzenie mówiące, że tej opcji wcale nie wykluczała. Ostatnio dość dobrze się znosili, jeżeli można to tak ująć, chociaż kobiecie przeszkadzała nadal częstotliwość spotkań. Nie sądziła, że aż tak to się zwiększy z powodu dokumentów oraz, że - jak widać - przeniesie się to do ich mieszkań. Ona w jego była co prawda już raz, ale kolejnego razu już nie planowała. Po co powtarzać błędy? Bo choć była sama przed sobą odważnie stwierdzić, że seks był naprawdę dobry, to jednak nie chciała tego powtarzać. Spanie z wrogiem tak średnio jej mimo wszystko pasowało. Położyła talerze i sztućce na stole, by zasłonić jeszcze sypialnię drewnianymi, ciężkimi drzwiami. Co prawda mężczyzna i tak mógł już tam zajrzeć, bo wchodząc mijał pomieszczenie, no ale. Jakoś tak nie bardzo chciała, zważywszy na całą ich historię, by to właśnie on oglądał jej sypialnię. Uniosła lekko brew słysząc jego odpowiedź, bo - nawet nie chcąc być złośliwa - takiego srania pod siebie byłego NoGods się nie spodziewała. Westchnęła ciężko zatem szukając ewentualnej alternatywy dla tej chorej sytuacji, którą wszyscy mieli przez największego zjeba wszechczasów. - To może degradacja na pielęgniarza? Powiedzieć, że był cichy audyt, sprawdzane były ich umiejętności medyczne oraz posiadanie mózgu. To znaczy administracyjne, które też są potrzebne i on nie zdał tego sprawdzianu. Walnąć jakąś gadkę, że może ponownie wspiąć się na szczyt jak się podszkoli i niech spierdala? - zaproponowała łagodniejsze rozwiązanie, już nie tak idealne, ale wciąż akceptowalne. Sama Jade by nie pozwalała mu być na swoich oddziałach pielęgniarzem, niech to będzie kogoś innego problem. - No widzisz - parsknęła śmiechem, by zaraz dodać. - Mogę pogadać z Elisą jeżeli ty nie chcesz - wzruszyła lekko ramionami, bo jej stosunki z przyjaciółką zaczęły wychodzić na prostą. Zresztą Włoszka uwielbiała dyskutować o pracy, zwłaszcza teraz, gdy nie mogła jej wykonywać. Zerknęła tylko na papiery, by sięgnąć w zamian po talerz i widelec. Spróbowała jednego pieroga, ale po kęsie odrzuciła. Nie żeby był niezjadliwy, ale słodkiego smaku i owoców w zupełności się nie spodziewała. Kolejny był z mięsem i okazał się być naprawdę smaczny. Co chwilę popijała to lemoniadą, która również jej pasowała. - Tak, niezłe jest - odparła choć trochę niepewnie zerkając wcześniej na niego zaskoczona, bo takiego komentarza się nie spodziewała. Zajęła się więc jedzeniem, w międzyczasie otwierając ponownie teczkę na pierwszej stronie. Wczytywała się i wczytywała, momentami siedząc z rozdziawioną buzią i kawałkiem pieroga całkiem niedaleko ich jakby zastygła. - O, coś zrozumiałam! - zerknęła na niego i wskazała palcem w połowie strony. - Doktor Owens wykonała... co dalej to nie wiem, bo czy to możliwe, żeby wykonała... kwiatka? - spojrzała na niego rozbawiona i nawet po chwili parsknęła śmiechem, choć to był taki trochę śmiech przez łzy, bo przecież musieli się z tym uporać. To będzie długi wieczór...
Jellalowi też nie było na rękę tak częste widywanie się z Jade, ale jako dorosły człowiek wiedział, że nie zawsze będzie mógł jej unikać, gdy tego chciał. Łączyły ich stosunki zawodowe i wspólna przeszłość, ponadto żyli w miejscu, w którym ciężko było na siebie nie wpadać od czasu do czasu. Z jednej strony mógł to być przepis na katastrofę, z drugiej jednak od kilku tygodni było dość łagodnie między nimi i oboje skupili się na swojej robocie. Czy Fernandes srał pod siebie? Trochę tak, ale tutaj raczej chodziło o to, że chciał zostawić Elisie szpital w takim stanie, w jakim on sam go zastał przejmując tymczasowo władzę. Dla niego zatem decyzje kadrowe były niezmienne, tym bardziej, że gdyby Hoshi faktycznie aż tak w tym szpitalu przeszkadzał, to Nero już dawno by go pogoniła. Poza tym, jeśli miałby zastosować podstęp, to musiałby mieć jakieś solidne podstawy do tego. Elisa przecież nie jest głupia i sprawdziłaby wszystko, łącznie z tym domniemanym audytem: kiedy się odbył, kto go przeprowadził, kto go zlecił itd. Nieroztropnie było się wychylać, tym bardziej, że Jellal nie palił się do utrzymywania tej władzy. To zdecydowanie nie było zajęcie dla niego. - Widzę, że masz doświadczenie z wypierdalania ludzi - spojrzał na nią krzywo, domyślając się, że zdarzyło jej się kogoś uwalić w taki sposób. Albo po prostu Grey była bardzo kreatywna i potrafiła dostosować się do panujących warunków, by znaleźć na Hoshiego jakieś rozwiązanie. Uniósł znów brew nie kryjąc wcale zaskoczenia, bo Jade naprawdę była aż nazbyt pomocna jak na ich stosunki. Zaczął nawet wyczuwać w tym trochę podstępu, bo to akurat byłoby w jej stylu, by wpierdolić go na minę. Z drugiej strony, syn Gullveig miał świadomość, że Usami ciąży również blondynce, więc akurat pozbycie się go mogło być jej na rękę. A co za tym idzie, nie musiała wcale chcieć go w coś wpieprzyć. Ewentualnie była jeszcze trzecia opcja: pozbędzie się Hoshiego i jeszcze Jellalowi się oberwie za coś, wtedy ma dwie pieczenie na jednym ogniu. Sprytne, panno Grey. - Zastanowię się - nie potwierdził, ani też nie zaprzeczył, zostawiając sobie wolną furtkę. Teraz mieli jednak inne problemy, które musieli szybko rozwiązać. Fernandes zerkał co chwilę na Jade, kiedy ta zapoznawała się z papierami, choćby tylko na momencik, by zaraz z facepalmem przerywać lekturę. Cieszyło go też to, że wybrał posiłek, który jej smakował, więc może nawet jakoś zapunktował w jej oczach? Spojrzał we wskazany fragment i zmrużył oczy, próbując coś rozczytać. Faktycznie Jade mogła mieć rację z tym zdaniem, ale kiedy padło ostatnie słowo, Jellal spojrzał na nią początkowo będąc zdziwiony taką interpretacją, a następnie uśmiechając się pod wpływem jej rozbawienia. Jemu też wymsknęło się parsknięcie i to akurat w tym samym momencie co jej. Lekarz raz jeszcze spojrzał na treść zapisaną przez Hoshiego i nagle złapał się za głowę, pochylając przy tym na tyle, by twarz schować między swoimi udami. Mało co nawet o stolik nie rypnął, brakowało może ze dwóch centymetrów. - Tu trzeba cysterny spirytusu, nie pierogów! - krzyknął wręcz zażenowany całą tą sytuacją. Wyprostował się i odchylił głowę do tyłu, wzdychając ciężko. - Chociaż wątpię, że alkohol nam tu pomoże... - przechylił głowę w bok i spojrzał na Jade. - Jak kiedyś zginie, to wpiszę mu w akcie zgonu kwiatki - rzucił już bardziej na rozluźnienie atmosfery, bo naprawdę frustrowała go ta sytuacja.
- Nie mam, po prostu mam dość typa - odparła nie przejmując się tym, że zarzucił jej niejako bycie suką, która potrafi pod innymi kopać dołki. Prawda była taka, że Hoshi wykopał sobie sam ogromny dół i nikt mu w tym pomagać nie musiał. Ba, część półbogów pewnie już wielokrotnie próbowała mu pomóc i gość nadal nie czaił czaczy. Jade obstawiała jakąś chorobę psychiczną, ale w tym specjalistką jednak nie była. Usami jednak był większym wrzodem na dupie niż jakąkolwiek pomocą, więc nic dziwnego, że nikt go w pobliżu nie chciał. Przynajmniej z tych, co go znali, bo młoda lekarka jak widać się wpierdoliła. - Nie patrz tak na mnie. Mam go po dziurki w nosie, kiedy po raz milionowy przychodzi do mnie mówiąc, że poskarży się szefostwu, że go odsuwam od pacjentów i papierów. On w ogóle wie, kto tu rządzi? - nie mówiła tylko o Jellalu, ale też o Elisie, bo przecież jak raz spytała do kogo poleci, to nie potrafił podać nazwiska. Nie lubiła ludzi odklejonych od rzeczywistości. - Zaraz zaraz... - zaczęła i zerknęła na ostatnią stronę dokumentacji. - Barbara się pod tym podpisała nie zapoznając się z czymś, co sama powinna wypełnić? - spojrzała na niego zdziwiona, bo takiego olewczego podejścia po tej młódce się nie spodziewała mimo wszystko. Ona też powinna dostać po garach. - Właściwie to czemu ona tego nie poprawia, skoro zjebała? - obstawiała kilka opcji włącznie z tym, że nie ma jej w obozie. W końcu to powinno być zadanie Owens. Poczuła się nieco dziwnie, gdy i on parsknął, bo przecież łączyła ich dość napięta i negatywna relacja. A jednak zmuszona niejako siedziała z nim przy papierach i jedzeniu we własnym salonie i śmiała się z ich tragedii. Przyglądała się jego wybuchowi frustracji, co wcale ją nie dziwiło. Dziw brał, że Elisa jeszcze nie zabiła Usamiego. Na weselu jednak niewiele brakowało z tego co słyszała, bo przecież sama zjawiła się już po całej akcji z prezentami i kamieniami. Nic nie powiedziała, tylko pochyliła się ponownie nad papierami, gdy Jellal już nieco się uspokoił. - Doktor Owens wydała kwitki! - wykrzyknęła olśniona, jednak zaraz spojrzała na niego z wtf wypisanym na twarzy. - Jakie kurwa kwitki? - znowu spojrzała w papiery, to na niego. - Dobra, trzeba to notować, póki cokolwiek jestem w stanie zrozumieć. Za pięć minut zapomnę - sięgnęła po laptopa, w którym odpaliła pusty formularz, który mieli przed sobą. - I czemu do cholery on to nadal wypełnia ręcznie? - dodała, gdy zrozumiała kolejny problem, który niosły te dokumenty. Pisać nie potrafił ani czytelnie, ani szczegółowo i zrozumiale. Dwie godziny później, gdy po ich daniach i napojach nie było śladu, Grey postawiła przed nimi butelkę rumu z Seszeli o smaku kokosowym. Do tego dwie szklanki wypełnione lodem. Polała im alkoholu i przekręcając pierwszą stronę dokumentacji, upiła nieco alkoholu. Na razie jednak nie patrzyła w kartki chcąc chwilę odsapnąć, obojgu się to należało. Nie wiedziała co prawda czy mężczyzna robi ten rodzaj alkoholu, bo przecież postawiła go na stole bez zapowiedzi. Coś może ma w barku innego, jeżeli mężczyzna będzie kręcić nosem.
Mogli się nienawidzić, ale nic tak nie łączy ludzi jak wspólna niechęć do kogoś innego. W ich przypadku jak widać to się sprawdzało, bo wystarczyło wspólnie ponarzekać na Hoshiego, by nawet w swoim towarzystwie się zaśmiali. Wybryk podczas wesela, kiedy to przespali się ze sobą, był tylko wyjątkiem od reguły. Teraz pojawił się kolejny wyjątek i jeśli istniała jakakolwiek szansa na poprawienie stosunków Jade i Jellala, to Usami odegra w tym niebagatelną rolę. Co prawda Fernandes nie łudził się, że blondynka kiedykolwiek przestanie go nienawidzić, ale może chociaż nie będzie domagała się wyrzucania go z obozu. A o tym co nieco w kuluarach się słyszało, niestety... Ściągnął brwi do siebie, by odpowiedzieć nieco rozbawiony. - Nie. Nie wie - pokiwał jeszcze głową, by dodało to jego wypowiedzi prawdziwości, bo sam syn Gullveig wątpił w inteligencję Hoshiego. Jeśli to co powiedzieli inni jest prawdą i Usami faktycznie odjebał taką akcję na weselu z nieznajomością własnej przełożonej, to wcale by się nie zdziwił, że obecnego szefostwa też nie rozpoznawał. Spojrzał od razu za nią w dokumenty, kiedy zasiała w nim ziarenko ciekawości. - Mnie nie pytaj - wzruszył ramionami. - Ten szpital to cyrk na kółkach. Nie wiem jak Elisa to ogarnia - znów wzruszył ramionami, bo naprawdę zachodził w głowę, jak Nero mogła wytrzymać z grupą tych ancymonów. Większość wypełniała raporty prawidłowo i należało je tylko zweryfikować. Byli jednak tacy herosi jak Barbara, którzy olewczo podchodzili do tego i później generowało to problemy. I nawet jak zwracało im się uwagę, to później robili dokładnie to samo. Po wybuchu frustracji, spojrzał na papiery, które Jade znowu trzymała w rękach. Później przeniósł wzrok na blondynkę, patrząc na nią ze zdziwieniem i niepewnością, bo początkowo wyglądała bardzo wiarygodnie z tym okrzykiem. Dopiero kiedy jej wyraz zmienił się na typowe "wtf" Jellal zrozumiał, że była to tylko próba, nawet całkiem udana, polepszenia atmosfery, która o dziwo była całkiem dobra jak na nich. - Kwitki na Elisę, dlatego ich nie wyrzuciła, mówię ci... - zażartował, by zaraz zaśmiać się ze swojego dowcipu. Po pierwsze dlatego, że takie młoty raczej by na to nie wpadły, po drugie, szantaż Elisy? Naprawdę... wszystkich można by było postawić pod ścianą, ale nie super Elisę Nero. A nawet jeśli jakimś cudem znalazłoby się furtkę do szantażu córki Nyks, to przecież za nią stał jeszcze Giotto, którego nawet Jellal się obawiał, a przecież był całe lata w NoGods. Kiedy zapytała Fernandesa o to, dlaczego Hoshi wypełnia dalej ręcznie papiery, syn Gullveig uniósł lekko brew: - Jestem niespokojną duszą, która potrzebuje przelać siebie na papier - zaczął nagle udawać Hoshiego, czy może raczej parodiować go, bo w żaden sposób nie był w stanie odwzorować tego indywiduum. Ale chyba wyszło zabawnie, przynajmniej w jego uszach tak to brzmiało, stąd też uznał, że może i Grey się zaśmieje. Jakaś szansa na to była. I siedzieli tak już dwie godziny, robiąc wszystko i nic. W końcu na stole pojawił się alkohol, którego chyba Jellal potrzebował, by wszystko to przeprawić. Tyle ślęczenia nad dokumentacją, a oni rozgryźli może pierwszych kilka zdań. - A może po prostu go zabijmy... - rzucił zrezygnowany, bo chyba tylko to pozostało. Od razu spróbował rumu kokosowego, który swoją drogą nawet mu podszedł. By jednak nie wydawać werdyktów po pierwszym łyku, zaraz za tym poszedł kolejny, który był równie dobry. - Całkiem niezłe - rzucił. - Nigdy nie piłem kokosowego rumu - tyle zdołał wywnioskować z etykiety i własnych kubków smakowych. Nie miał pojęcia, że to jej ojczyźniany trunek, bo gdyby miał, to wtedy szanowałby jeszcze bardziej z racji poczęstowania go czymś nietypowym. Dopił szklankę do końca i tym razem to on nalał im kolejkę, widząc, że Grey również szybko swoją wydudniła. - Czytałem to chyba ze sto razy i prawie nic nie rozczytałem. Tobie udało się to za pięćdziesiątym, masz talent - znów zażartował chyba za bardzo rozluźniony tym wspólnym napierdalaniem w Hoshiego i Barbarę oraz alkoholem. Ale z drugiej strony, co im szkodziło się dogadywać chociaż dzisiaj?
- Elisa to superbohaterka jakiej potrzebujemy w tym miejscu - odparła też nie mając pojęcia jak przyjaciółka do wszystko ogarnia i pierdolca przy tym nie dostaje. Miło jednak było dostrzec, że szpital zmienił się na lepsze odkąd Nero nim rządzi. Zinformatyzował się wreszcie, jak zresztą spora część obozu wreszcie trafiając z technologią do XXI wieku. Nie rozumiała tego wtedy i teraz, że poprzedni kapitanowie bali się w tej kwestii przeciwstawić zarządcom. Chodziło przecież o wygodę wszystkich innych, a nie czterech, zasranych bożków. - Ta, biorąc pod uwagę, że ominęły mnie na weselu jej próby morderstwa... kogoś tam, to szczerze wątpię w to, by ktoś był w stanie zastraszyć Elisę - co prawda traktowała słowa mężczyzny żartobliwie, bo przecież tym właśnie były. Nikt normalny by w to nie uwierzył. Niemniej jednak wiele ludzi zdawało się plotkować, że dopiero wtedy zobaczyli "tą gorszą" stronę kobiety, bo przecież profesjonalizmu w pracy i empatii odmówić jej nie można. Nero jednak miała charakterek. Zaśmiała się cicho słysząc próbę mężczyzny udania Hoshiego. Nie była pewna czy bardziej rozbawiła ją ta parodia czy fakt, że właściwie widziała teraz tą scenkę przed oczami i słyszała głos tego zjeba mówiący właśnie te słowa. - Ja bym mu zakazała. Siłą rzeczy dokłada nam niepotrzebnej roboty, bo i tak trzeba to wprowadzić do systemu - no cóż, ona wielu rzeczy by zakazała. Niemniej chodziło o to, by pracowało się łatwiej i efektywniej, nawet jeżeli owe zmiany miałyby kogoś zaboleć czy zmiana nawyków miałaby okazać się co poniektórym za trudna. - Co prawda miał przy sobie dokumenty, ale przesiąkły tak bardzo jego krwią, że nie dało się ich uratować. Owens jako, że jedyna wie co tak naprawdę się działo, będzie musiała na komputerze dokładnie to spisać - aż uśmiechnęła się lekko i westchnęła przy tym rozmarzona nad widokiem leżącego ciała Usamiego w kałuży krwi. Nie żeby życzyła mu śmierci, ale czasem miała ochotę go zabić. Na przykład dzisiaj. Sama sięgnęła po szklankę i w kilku łykach opróżniła ją całą. Potrzebowała alkoholu, chociaż tak teraz zaczęła zastanawiać się nad innym wyjściem. - Mam jeszcze ananasowy jak chcesz - Jade wbrew pozorom była dobrym gospodarzem i jak widać nawet wroga umiała ugościć. Co prawda na posiłek większy od paluszków czy innych chipsów nie mógł liczyć, ale alkoholem mogła bez problemu poczęstować, bo nie było tu za dużo do roboty. Dać szklanki, nalać. Tyle. - Może my się powinniśmy upalić? - spojrzała na niego poważnie, jakby zupełnie szczerze to rozważała. - Może wtedy trafimy do tej samej gęstości co on i zrozumiemy, co on próbuje tu przekazać? - pod koniec już się zaśmiała, ale przecież jakieś rozwiązanie to było, prawda? W połowie drugiej szklanki rumu sięgnęła po kolejną kartkę w dokumentacji, jemu wskazując by wrócił do pisania w laptopie rozczytywanej treści. Grey czytała typowe pismo lekarzy, a jednak było ono bardziej zrozumiałe, niż te bohomazy. Zdanie po zdaniu jakoś im to szło, tym bardziej, że co chwilę polewali sobie kolejnej porcji alkoholu. Po skończonej kartce spojrzała na zegarek nie wierząc, że tyle czasu to pochłonęło, a jeszcze przecież trochę przed nimi. - Może to dobra pora na sfingowanie swojej śmierci? Elisa sama zabije Hoshiego i Barbarę i jakoś to będzie - kolejny genialny pomysł rodem jego z zabójstwem Usamiego.
Jellal pokiwał głową na komentarz Jade, bo sam był pod ogromnym podziwem pracy Elisy i jej ogarniania tych wszechrzeczy. Sam pracował raptem kilka tygodni jako jej zastępca i już nie wiedział w co ręce włożyć, tymczasem ona zawsze miała wszystko uporządkowane, na czas i w dodatku potrafiła radzić sobie z takimi ancymonami jak Hoshi. Nero naprawdę była osobą, która idealnie nadaje się na prowadzenie szpitala i jej wszyscy poprzednicy, w tym sam Asklepios, mogli się tylko od niej uczyć. - Ja też w to nie wierzę - przytaknął Grey. - Ta kobieta potrafi zastraszyć Giotto, więc... - znów kolejny żart, który zakończył małym chichotem. Coś jednak w tym było, że Elisa mimo swojego uroku, niewątpliwej urody i zaufania, którym darzyli ją niemal wszyscy obozowicze, mogła mieć jakieś totalitarne zaciągi, bo skoro potrafiła usidlić nawet takiego herosa jak Giotto, nomen omen najsilniejszego półboga tej ery, musiała mieć nerwy ze stali. A przy okazji trochę nie po kolei w głowie, skoro zdecydowała się wyjść właśnie za syna Fobosa, który dobrym materiałem to był... ale na mordercę, a nie na męża i tatusia. Musiała mieć jednak jakieś argumenty i pewnie nie raz nie dwa potrafiła wystraszyć syna Fobosa, co swoją drogą było śmieszne z racji jego zdolności. Cieszył go fakt, że rozbawił w jakiś sposób Jade, bo mimo tej całej niechęci do siebie, dość miło mu się siedziało w jej towarzystwie dzisiaj. Pewnie to był ten dzień dobroci dla zwierząt i Fernandes po prostu był we właściwym miejscu, ale no, i tak było fajnie przez moment pożyć normalnie, bez tego napięcia, zemsty i wszystkich innych złych rzeczy. - Zaczynam się poważnie nad tym zastanawiać - rzucił luźno, bo faktycznie te wywalenie Hoshiego ze szpitala mogło być dobrym pomysłem. Początkowo nie chciał się w to mieszać i mieć czyste sumienie, ale kiedy tak Jade przez kolejne minuty nie potrafiła nic rozczytać, co wydłużało ich pracę i powodowało, że wszystko się opóźniało, może nie było to takie złe rozwiązanie? Znów zasmakował kilku łyków rumu, spoglądając z mniejszym lub większym zaciekawieniem na próby deszyfrowania tego debila przez Grey. - Jest tak dobry jak ten? - dopytał, bo w tym wypadku ufał jej ocenie. Nie przyszedł tu co prawda pić, ale nikt nie zabroni mu posmakować kilku alkoholi z jego odpornością. A zresztą, nawet jak się upije, to przecież dziś już ma fajrant i może spokojnie wytrzeźwieć u siebie. Był przecież półczłowiekiem, nie? Po takich ekscesach trzeba było się jakoś odstresować, a najlepiej w ogóle walnąć do odciny. Spojrzał na nią nieco zaskoczony, kiedy zaproponowała upalenie się. To też była jakaś opcja, choć on sam starał się nie szarżować nawet z marihuaną. Co prawda tutaj była dostępna niemal dla każdego, ale tak czy siak jakoś się przed nią wzbraniał, choć sam nie wiedział dlaczego, skoro ma ona udowodnione właściwości medyczne. Zaraz jednak zaśmiał się z nią, bo naprawdę myślał, że Jade proponuje mu jaranie. - A jeśli to będzie coś jeszcze głupszego niż teraz? - pociągnął żart dalej i zrobił przestraszoną minę, udając, że wyobraża sobie ich po upaleniu się i próbach rozczytywania Hoshiego. - Na samą myśl przeszły mnie ciarki - wzdrygnął się lekko, bo faktycznie przeszedł go taki nieprzyjemny dreszcz. Po opróżnieniu szklanek nalał im kolejne, choć tym razem tempo było już dużo niższe, głównie dlatego, że on sam również wziął do ręki jakieś dokumenty i próbował po raz piąty coś z nich wywnioskować. I tak czas im mijał, oni popijali sobie rum, aż w końcu Jade znów się odezwała. - Zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest jakaś kara - rzucił luźno, choć nie wierzył w to, że Elisa zaplanowała to wszystko i oddała tymczasowo szpital pod jego opiekę tylko po to, żeby go zgnoić. - I... całkiem fajnie poznać cię z innej strony. Nie pod ścianą ze skalpelem przy gardle - może i był to ryzykowny komplement, ale najwidoczniej alkohol trochę bardziej go odważył. - Wiem, że to nic między nami nie zmieni, ale jestem wdzięczny za pomoc, Jade - spojrzał już na nią z powagą, po czym, by nie krępować ich bardziej, nalał sobie kolejną szklankę rumu, a ruchem butelki zasugerował, że może też jej uzupełnić, bo ta też była pusta. Tylko czy chciała?
Pokiwała tylko głową z zadowoleniem, kiedy Jellal przyznał jej rację w związku z Hoshim aka największy zjeb obozu. Jade dużo, naprawdę dużo mogła powiedzieć złego o Fernandesie, ale musiała przyznać, że na swojej robocie się zna (tej medycznej, nie papierkowej jak widać) i nie trzeba go jak co poniektórych rzekomo "niezłych" lekarzy pouczać jak powinni się w danej sytuacji zachować czy jakie są dalsze kroki postępowania przy danym problemie. - A to już zależy od upodobań smakowych. Moim zdaniem tak - wyjaśniła w międzyczasie już nawet wstając po to, by przynieść wspomnianą butelkę rumu. Postawiła ją na stole, by ponownie zająć swoje miejsce. - Ja mam dzisiaj ochotę na kokosowy, ale jak chcesz spróbować czy nawet bardziej będzie ci leżał to śmiało - wskazała na drugą butelkę upijając nieco ze swojej szklanki. - Faktycznie, może lepiej nie - skomentowała wcześniej krzywiąc się nieco na informację, że mogliby wyczytać jeszcze większe głupoty z tych papierów. Nie była co prawda pewna czy to jest w ogóle fizycznie możliwe, ale wolała mimo wszystko nie ryzykować. Syn Gullveig już napędził jej stracha i ostudził zapał, choć nawet nie myślała na poważnie o tym upaleniu. - Od kogo? - prychnęła rozbawiona nie mając pojęcia co dokładnie ma on na myśli oraz o kim myślał jako zleceniodawcy tej kary. O Elisie czy kimś wyżej? Zarządcach? Innych bogach? Zaraz jednak nastrój się zmienił przez jego komentarz. To nie tak, że wrócił jej morderczy nastrój nagle, po prostu nie miała pojęcia jak na to zareagować. Z reguły nie dyskutowała sobie ze swoimi wrogami. Ostatecznie więc wzruszyła tylko lekko ramionami z nieco skonsternowaną miną, skupiając się ponownie na papierach... na chwilę. - Nie ma sprawy - odparła już normalnie na jego wdzięczność i nie było to ot tak rzucone. Przecież mieli umowę, więc wypełniała jej ustalenia. To, że nie spodziewała się takiej formy to jedno, ale mimo wszystko taka była umowa. Kiedy zasugerował alkohol, kiwnęła tylko głową twierdząco i gdy tylko nalał upiła nieco ze swojej szklanki. - Zmierzamy ku końcowi - westchnęła odkładając jakiś czas później kolejną kartkę na bok. Opadła ciężko na oparcie kanapy i kątem oka spojrzała tylko na pustą butelkę i drugą również ruszoną. Przymknęła oczy chcąc odsapnąć, jednak chwilę później obróciła głowę w kierunku mężczyzny. - Przysięgam, że jak jutro Usami albo Owens mnie wkurwią, to krew się poleje - powiedziała cicho i na luzie zupełnie jakby nie mówiła właśnie o mordowaniu innych herosów. Niemniej tak przez nich była wykończona, iż nic dziwnego, że nie będzie w stanie na nich patrzeć, a co dopiero znosić ich debilizmy.
Jellalowi wybitnie podeszły smakowo oba trunki, dlatego też cieszył się, że Jade go czymś takim poczęstowała. Co prawda tak dużo nie pił, jakby mógł, ale zdecydowanie była to większa dawka alkoholu niż w ostatnich tygodniach. Złapał się nawet na tym, że od kiedy przejął obowiązki Elisy, nie miał w ogóle czasu dla siebie, rzucił w pizdu wszystkie swoje pasje, nie chodził do pubów, w zasadzie tylko pracował w szpitalu, trenował i ewentualnie zachodził do kantyny po jakieś dobre jedzenie. Nie rozumiał, jak Nero może to wszystko ogarniać i jeszcze mieć czas wolny. O Hoshim dyskutować nie było dalej co, ale już o Elisie można było trochę pogadać. Co prawda jego żarcik tyczył się kary dla niego za coś, ale jak tak pomyślał przez chwilę, to w sumie córka Nyks byłaby do tego zdolna, żeby w jakiś sposób utrudnić mu robotę. Może to był test, który miał wykazać, że w tak pojebanych warunkach jest w stanie przejąć część jej obowiązków? To było przecież nieuniknione z racji tego, że Nero będzie chciała się zająć też swoją rodziną, która niebawem miała się powiększyć. - Od Szefowej - zaśmiał się lekko, mówiąc wprost o Elisie, ale kiedy mówił "szefowa", specjalnie podniósł ton głosu, by ten był bardziej dosadny i oficjalny. Zaraz jednak wybuchł śmiechem, bo choć Nero była profesjonalistką w każdym calu i zasługiwała na taki respekt, to jednak nie można było jej odmówić człowieczeństwa i też w przypadku ich relacji po prostu średnio to pasowało. Może i zbyt wcześnie wyskoczył z tymi podziękowaniami, ale tutaj już serduszko podpowiedziało mu co ma robić. Jellal nie był wylewną osobą, ale to nie oznaczało, że nie potrafił komuś podziękować za pomoc. Co prawda uważał, że to tylko jedna jaskółka, która nie czyni wiosny, ale miło było spędzić czas z Grey właśnie w taki sposób. Nalał kolejną kolejkę, po czym sam zajął się przeglądaniem kolejnych dokumentów. - W jakim to języku... - rzucił tylko zrezygnowany kiwając głową na boki. Gdy kobieta zrobiła przerwę, on również postanowił odłożyć dokument i chwilę się zrelaksować. Nie opadł co prawda tak ciężko na oparcie kanapy jak ona, ale zdecydowanie też tego teraz potrzebował. Nie odzywał się do momentu, w którym córka Melinoe nie obróciła się w jego kierunku i nie złożyła obietnicy. Spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem, by zaraz potraktować to nawet w pewien sposób poważnie. - Daj znać kiedy, to pójdę na przerwę - zaśmieszkował, nie chcąc być angażowanym w potencjalne próby ratunku Usamiego czy Owens. Dali im tyle roboty, że nie zasługiwali na to, by przeżyć potencjalne spotkanie z wkurwioną Jade. Innymi słowy, dopadłaby ich karma. Zerknął na alkohol, a później na Grey, by w następnej chwili nalać i jej i sobie kolejną szklankę zagranicznego trunku. Wziął ją do ręki i obrócił się bokiem, opierając głowę o pięść. - Myślisz, że wrócą? Ci z Tartaru - rzucił nagle, kompletnie od czapy. Sam jednak nie bardzo miał z kim rozmawiać o tych obozowych sprawkach, więc dlaczego by nie zrobić tego teraz? I tak przecież chwilowo mieli przerwę od końcówki sprawdzania tych dokumentów.
Uniosła lekko brwi słysząc o szefowej, by zaraz prychnąć, gdy usłyszała jego śmiech. Potrząsnęła lekko głową i wywróciła oczami, nim jakkolwiek werbalnie to skomentowała. - Z całą pewnością biorąc pod uwagę, że nie mogła się ciebie nachwalić - wywróciła ponownie oczami przypominając sobie teksty Elisy, które miały złagodzić spojrzenie Grey na mężczyznę. - Z drugiej strony nie dziwie się jej. Mnie nie miała, tylko jakieś stado mniejszych bądź większych baranów nie nadających się do większej odpowiedzialności, aż w końcu pojawił się ktoś, kto potrafi w medycynę i przy okazji umie używać mózgu - wzruszyła lekko ramionami, bo przecież trzeba pamiętać, że Nero musiała sobie radzić jakoś z tą bandą, która tu była. Rzecz jasna nie wszyscy byli słabymi medykami, ale nie widziała osoby, która nadawałaby się chociażby do zarządzania zasobami ludzkimi, co jest istotne przecież na takim stanowisku. Ułożyć grafiki ludziom tak, by się nie zajebali w robocie, a jednocześnie połączyć to z tym, kto gdzie najlepiej by pracował na danej zmianie i jeszcze z kim, by krew się nie polała, jak to w obozie. Nie tak prosto, gdy ma się ponad setkę ludzi do ogarnięcia. - Nie mam pojęcia, jak ona ogarniała to papierowo, nim doprosili się informatyzacji - dodała po chwili zamyślenia się nad tym wszystkim. Teraz programy znacznie to ułatwiały, bo Jellal mógł pogrupować medyków jak tylko chciał i system wszystko ułatwiał i automatyzował. Robić to ręcznie? Dramat. Parsknęła śmiechem, chwilę później go już powstrzymując, bo nie spodziewała się takiej odpowiedzi od syna Gullveig. Właściwie w ogóle tak w miarę przyjemnej atmosfery się nie spodziewała, już nic nie mówiąc o wspólnym żartowaniu z zabijaniu innych herosów, co w ich relacji było dość specyficzne. - Załatwione - dodała zaraz poważnie, tym samym tonem, gdy on wydawał jej w pracy polecenie, a ona chcąc nie chcąc musiała się do tego zastosować. - Gdybym ciebie nie nienawidziła, to bym z łatwością ciebie polubiła - wyrzuciła z siebie zaskoczona własną szczerością. Na szczęście zrobiła to w tym samym momencie, w którym mężczyzna zadał pytanie, więc dał jej łatwą ucieczkę. Sięgnęła po szklankę z alkoholem, odchrząkując lekko, by po kilku łykach wrócić do poprzedniej pozycji. - Mam taką nadzieję. Wysłaliśmy najlepszych z najlepszych. Jak oni nie dadzą sobie rady, to nikt nie da - odparła cicho, by po westchnięciu uśmiechnąć się lekko, bo ta ciężka atmosfera możliwie nadchodzącego pogromu wcale jej nie pasowała. - Mamy jeszcze tajną broń. Wkurwiona Elisa sama z palcem w dupie zabije najpierw Hadesa, by Giotto mógł wrócić, a potem zajmą się synem Tartara - wiedziała, że nie jest to możliwe, ale akurat na całą tą sytuację patrzyła trochę przez różowe okulary. W końcu muszą wierzyć, bo wiara to pierwszy krok do wygrania wojny. Poza tym tej dwójce akurat ciężko było sobie wyobrazić to, co tu się działo. Opowieści i liczba pochowanych nie oddadzą tego terroru, który dział się przed oczami chociażby małżeństwa Nero.
Jellal nie był zaskoczony tym, że Elisa wypowiadała się pochlebnie o nim, ale że Grey musiała tego wysłuchiwać? Jasne, na początku może szefowa chciała, by Jade spojrzała nieco przychylniejszym okiem na swojego wroga i zaakceptowała go, nie doprowadzając tym samym do rozlewu krwi. Blondynka jednak przedstawiła to w taki sposób, że syn Gullveig zaczął się przez moment zastanawiać, czy aby rozmowy o nim między Jade i Elisą nie były częstsze, niż mu się wydawało. Mimo wszystko, na ten pokraczny komplement zareagował uniesieniem brwi w geście zdziwienia, bo naprawdę nie spodziewał się czegoś takiego z jej ust. Nie skomentował jednak tego w żaden sposób, nie chcąc psuć tej miłej atmosfery, która akurat w ich przypadku codziennością nie była. Pokiwał za to głową od razu, kiedy Grey po chwili zamyślenia podzieliła się z nim trafną uwagą. On trafił na kampus chwilę przed informatyzacją, więc aż tak mocno nie odczuł tego upośledzenia technicznego szpitala. Grey jednak pamiętała czasy sprzed swojego odejścia i na pewno wiedziała dużo więcej na ten temat od niego. On sam zresztą był niechętnie nastawiony do tych wszystkich papierów, które musiał wypełniać jako lekarz. Po pierwsze, nie był do tego przyzwyczajony w NoGods, a po drugie i co istotniejsze nie widział w tym ani krzty sensu, a on nie lubił robić idiotycznych rzeczy. Następnego komentarza się nie spodziewał, bo był z jednej strony dość w jej stylu, z drugiej jednak miał w sobie coś zupełnie nowego. Mogli sobie prawić jakieś tam mniejsze komplemenciki o swoich umiejętnościach czy wiedzy, ale tutaj Grey wyraźnie wskazała, że gdyby nie ich wspólna przeszłość, to by go polubiła. Oznaczało to, że w zasadzie był dobrą osobą, którą da się lubić, ale im po prostu to nie wyszło z pewnych przyczyn. Zastanowił się więc moment nad odpowiedzią, spoglądając na szklankę, w której był alkohol, ale nie dane mu było nic powiedzieć, bo nieco uprzedził ją pytaniem i ona dzięki temu miała wygodną wymówkę do tego, by zmienić temat. Zgodził się z jej wypowiedzią, czego efektem było kiwanie głową z aprobatą. Druga część go jednak nawet rozbawiła, toteż zaśmiał się cicho. - To prawda - przyznał od razu. - Nero są straszni i cholernie silni - był świadom tego, że nawet przy swoim doświadczeniu i umiejętnościach, nie miałby zbyt dużych szans z kimś takim jak Giotto. Rozwścieczona Elisa to jedno, bo najpierw trzeba ją było sprowokować, by pokazała swoje umiejętności. Z synem Fobosa było trochę inaczej, bo on był zawsze gotów do tego, by dać wycisk. Nie żeby kiedykolwiek Fernandes się z nim mierzył, ale po samym sposobie bycia i plotkach o mężu dyrektorki szpitala można było się spodziewać, iż Giotto jest w stanie pokonać każdego, kto tu mieszka. Zamyślił się na moment spoglądając na szklankę, w której znowu zaczynało brakować alkoholu. Kontemplował chwilę o jej wcześniejszych słowach i dopiero teraz zebrał się na odwagę, by wrócić do tego tematu. - Więc pozostaje chyba polubić mnie z pewną trudnością? - rzucił w eter, nie spoglądając nawet na nią, prowokując ją do jakiejś reakcji. Trochę zmanipulował sensem jej wypowiedzi, ale z drugiej strony, Jade nie wykluczyła, że go polubi. Zaznaczyła tylko, że gdyby nie darzyła go nienawiścią, to już dawno by się zakumplowali. Syn Gullveig był ciekaw, czy Grey powiedziała to celowo czy użyła przypadkowych słów, których wydźwięk mógł być nieco inny. - Ja, prawdę mówiąc, lubię cię - przyznał bez ogródek. - To trochę ironiczne, ale jesteś dla mnie w pewien sposób kimś najbliższym w tym obozie. Z nikim nie mam tak zażyłej relacji. W zasadzie, to nigdy nie miałem - dodał już nieco ciszej i cały czas spoglądając w szklankę. - Wiem, że to trochę dziwne, ale tak już jest - wzruszył na koniec ramionami i uzupełnił szkło kolejnymi mililitrami alkoholu.
To, że Jade byłaby w stanie go polubić, nie czyniło z niego dobrej osoby. Ba, właściwie przez to, że nią nie jest, ona go nienawidzi. Przyczynił się do śmierci niewinnego człowieka, w dodatku jej ukochanego i chciał czy nie chciał, tego łatwo się nie zapominało. O ile w ogóle dało się to zrobić, bo przecież nie była co do tego przekonana. Właściwie była przekonana, że się nie da i nie zamierzała nawet próbować tego zmieniać. Teraz jako tako funkcjonowała, bo wiedziała, co Jellala czeka. Nienawiść to nie serial dla nastolatek, że musisz zmienić miasto, bo w tym samym mieszka twój wróg, a skoro nie możesz tego zrobić, to postanawiasz uciec, bo rodzice są okropni tylko dlatego, że nie chcą rzucić całego swojego życia tylko dlatego, że ich córka ma zadrę. Grey chciała się pozbyć mężczyzny, ale skoro aktualnie nie mogła, to zmuszona była z nim jakoś funkcjonować. Różnica była taka, że jeśli on podnosił jej ciśnienie, a nie ktoś inny, to zamiast wrzasnąć, miała ochotę, by nadział się przypadkiem na nóż siedemdziesiąt razy i z trudem się przed tym powstrzymywała. Pokiwała tylko lekko głową zgadzając się z nim odnośnie małżeństwa Nero. Zastanowiła się nad sytuacją życiową swojej przyjaciółki i co tu dużo mówić, mocno jej współczuła w ostatnim czasie. - Nie zazdroszczę Elisie. Jest w zaawansowanej ciąży, a Giotto straszy ją i dzieci tylko po to, by dać znać, że wciąż żyje. Z drugiej strony gdyby tego nie robił, to odchodziłaby od zmysłów jeszcze bardziej. Ta misja się nieźle dłuży - zdradziła co nieco o komunikacji państwa Nero i pewności tego, że ktoś żyje i próbuje ukończyć tą misję. Włoszka wspomniała, że czas w Hadesie zdaje się płynąć inaczej, ale co do jego wymiaru też pewności nie było. - To tak nie działa - rzuciła patrząc wcześniej na niego z uniesionymi brwiami. Przekręcał sens jej wypowiedzi, ale była zbyt zmęczona, by wykłócać się z nim o to, by za dużo sobie nie wyobrażał. Tak po prawdzie miała też to gdzieś, bo przecież to ona koniec końców decydowała o tym, jak ich relacja będzie wyglądać. On mógł sobie dopowiadać co chciał, ona miała to w dupie. - To zdecydowanie dziwne, gdy za najbliższą osobę uważasz kogoś, kto najchętniej by ciebie zabił - nie spodziewała się takich wyznań, ale też nie kryła się z tym, że nadal miała ochotę go zabić. Szczęście dla niego, że póki co tej chęci nie realizowała. - Zdaje się, że tobie terapia jest bardziej potrzebna niż mi. To co mówisz jest... niezdrowe - dodała spokojnie, jednak nie po to, by się z niego ponabijać. - To może poszukaj sobie przyjaciół? Trochę w obozie osób jest, a wszyscy nie mogą ciebie nienawidzić za bycie w NoGods. Bliscy są istotni w życiu - ciocia dobra rada. Była w tym jakaś prawda, bo przecież gdy ostatnie dwie bliskie osoby się od niej odwróciły, próbowała się zabić. Czy mu współczuła? Nie. To nie oznacza, że nie mogła zasugerować, że nawet ktoś taki jak on znajdzie tu przyjaciół, a może nawet jakaś go pokocha. Kto to wie?
Jellal Fernandes
Re: Mieszkanie 15 - Jade Grey Sob 28 Sie 2021, 22:03
Jellal nie był aż tak blisko z Elisą, by wiedzieć o tym dość niecodziennym zabiegu na komunikowanie się z innymi. Nigdy by nie pomyślał, że zdolności dzieci Fobosa można wykorzystać właśnie w taki sposób, dlatego coraz bardziej rozumiał, dlaczego to właśnie Giotto uważany jest za najsilniejszego półboga tej ery. Poza umiejętnościami i doświadczeniem miał jeszcze głowę pełną pomysłów. Wielu na jego miejscu w ogóle by nie wpadło na coś takiego, tymczasem Nero za pomocą strachów wysyłał swojej ukochanej informacje o tym, że żyje i jak się sprawy mają. Heros przeczesał dłonią włosy i westchnął lekko. - Faktycznie, nie ma czego zazdrościć - przyznał dostrzegając, że sytuacja była dość słaba. Czegokolwiek Nero by nie zrobił i tak było źle, więc ostatecznie chyba lepiej było wysyłać te strachy, niż pozostawić Włoszkę bez jakiejkolwiek wiedzy na temat aktualnego stanu męża. Później temat przeszedł już na ich relację i prawdę powiedziawszy, Fernandes był trochę zdziwiony reakcją Jade. Kobieta bowiem źle zrozumiała jego intencje, bo przecież on nie wyznał jej niczego spektakularnego. Ot stwierdził, że ją lubi, co było prawdą, bo szanował ją za umiejętności oraz siłą rzeczy nie czuł się źle spędzając z nią czas oraz że jest mu kimś najbliższym w tym obozie, co też było prawdą, bo z nikim innym nie nawiązał żadnej tak zaawansowanej relacji. Nie nazwał jej przecież pozytywną, dlatego też trochę go zaskoczyła ta nadinterpretacja z jej strony. Wzruszył więc najpierw ramionami, by zaraz przybliżyć jej jeszcze bardziej swoje stanowisko. - Źle mnie zrozumiałaś - zaczął od najbardziej oczywistej rzeczy. - Ja nie twierdzę, że cię ubóstwiam czy szaleję za tobą. Nie powiedziałem też, że ta bliskość jest pozytywna - wziął łyka alkoholu. - Na chwilę obecną, relacja z tobą jest najbardziej zaawansowana ze wszystkich, które tutaj mam. Więc siłą rzeczy, jesteś mi najbliższa. A to, że ta bliskość wynika z nienawiści? To dalej bliskość - znów wzruszył na koniec ramionami. Kiedy poruszyła kwestię przyjaciół, Jellal tylko krzywo się uśmiechnął, bo co on miał powiedzieć? Kto go chciał w tym obozie poznać? Jade i Viviana zrobiły już mu na tyle dobrą reklamę, że poza Corvusem i Elisą raczej nie miał z kim więcej rozmawiać. I nie zanosiło się wcale na to, że się ta sytuacja w jakikolwiek sposób odwróci. Odłożył szklankę na blat, oparł się wygodnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zastanawiając się przy okazji chwilę nad całą tą sytuacją. - Taka samotność dobrze robi - przyznał. - Im mniej się angażujesz w cokolwiek i z kimkolwiek, tym mniej ranisz innych - spuścił głowę i spojrzał na szklankę alkoholu. Znów zaczęły dopadać go wyrzuty sumienia związane z całym złem, które wyrządził przez te lata jako członek NoGods. Nie miał jednak zamiaru użalać się nad sobą, dlatego też od razu spojrzał na Grey i westchnął lekko. - Wiesz, chyba z resztą papierów dam sobie radę sam - rzucił po chwili i wstał z sofy, dopijając ostatnią szklankę na dziś. - Dziękuję za pomoc. Zaraz się stąd zabiorę, tylko skorzystam jeszcze z toalety - poinformował, po czym udał się na stronę, bo co by nie mówić, alkohol zawsze działał moczopędnie, nieważne co się piło. Kiedy wyszedł z łazienki, zebrał wszystkie rzeczy i spojrzał na Grey, jakby oczekując tego, że blondynka będzie chciała coś dodać, ewentualnie ponaglić go ze wszystkim. Sam nie wiedział, czego tak naprawdę oczekiwał.
Jade zrobiła tylko minę świadczącą o jej powątpiewaniu w to, co mężczyzna mówił, gdy wyrzucał z siebie wyjaśnienia. Dla niej to kupy dupy się nie trzymało, bo siłą rzeczy jeśli z kimś kto traktuje ciebie jak wroga masz najbliższą relację, to jest to chore i niezdrowe. Z nią powinien mieć najgorszą relację, nie najbliższą i znaczenia to nie miało dla niej, że dzielił to na pozytywne i negatywne. Bliskość z nienawiści to dla niej oksymoron, ale nie chcąc drążyć tego tematu, wzruszyła tylko ramionami. Nie było sensu wykładać, jak to jej zdaniem on bardzo źle na to wszystko patrzy, bo koniec końców miała to w dupie. - Może i tak - mruknęła cicho po chwili patrząc się w swoją szklankę. Nie było to dla niej komfortowe, bo generalnie nie życzyła ludziom źle. Tu można powiedzieć, że z medycznego punktu widzenia doradziła mu relacje z nimi, ale z drugiej strony Grey prywatnie ciężko było się nie zgodzić z tym, co mówił. Im mniej ludzi angażował w swoje życie, tym mniej ich ranił. To generalnie dotyczyło wszystkich, ale w jego wypadku jakoś tak bardziej wybrzmiewało biorąc pod uwagę, co powyrabiał w NoGods i kim wtedy był. A blondynka nie miała ochoty wchodzić w dywagacje czy nadal był tą samą osobą co wtedy, zmienił się powierzchownie czy faktycznie. - No okej - mruknęła, gdy zarządził swój wymarsz. Nie będzie przecież się bronić przed zakończeniem roboty, dlatego gdy on był w toalecie, ona w spokoju dopijała alkohol ze swojej szklanki. Nie podniosła nawet spojrzenia, gdy Jellal wrócił i ogarniał papiery. Dopiero, gdy poczuła na sobie spojrzenie, uniosła głowę nie wiedząc czego on może od niej oczekiwać. Uśmiechnęła się więc głupkowato. - Nie ma za co - sugerując, jakby chciał jej właśnie podziękować. Po tym od razu się podniosła i odprowadziła go do drzwi, by je zaraz za nim zamknąć, a potem wreszcie zająć się sobą i odpoczynkiem.
Ten wieczór nie zapowiadał się jakoś szczególnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę dotychczasowe plany Jellala, który postanowił spędzić ostatnie piątkowe godziny tygodnia w obozowym barze, chcąc przechylić kilka głębszych. Zatem po uporządkowaniu wszystkich spraw w szpitalu przebrał się w coś wygodniejszego i pognał od razu w kierunku miejsca, w którym alkohol przelewał się hektolitrami. Na wstępie jednak postanowił zamówić do zjedzenia burgera szefa kuchni, żeby nie pić na pusty żołądek. I kiedy już się najadł, przeszedł do zamawiania kolejek najrozmaitszych alkoholi, zaczynając dość zwyczajnie od tequili. Zaraz jednak próbował kolejne specjały głównie z Karaibów, bo tak go jakoś wzięło na ten klimat. Najpewniej była to zasługa jamajskiego rumu, który został mu podany jako jeden z pierwszych i który bardzo mu podszedł. Czując jednak, że mieszanka procentowa zaczyna na niego działać, trochę przystopował. Finalnie skończyło się na kilku szklankach rumu oraz kilkunastu szotach różnej maści destylatów, które niekiedy przypominały wódkę, innym razem coś lżejszego w stylu wina. Dochodziła godzina 23 i Fernandes myślał już jedynie o tym, by znaleźć się w swoim wygodnym łóżku oraz udać się na spoczynek, gdyż dziś mógł w końcu trochę odespać. Elisa czuła się już dobrze po porodzie, zatem pomagała mu ze wszystkimi szpitalnymi sprawami i po raz pierwszy od wielu miesięcy syn Gullveig miał prawie wolną sobotę. Prawie, bo miał wieczorny dyżur tego dnia, ale przynajmniej się wyśpi. Pokonując kolejne metry w drodze do nordyckiej dzielnicy nie przejmował się tym, że część herosów dalej krzywo na niego patrzy. Ktoś nawet odważył się rzucić w jego kierunku obelżywym komentarzem, na co Fernandes zareagował tylko prychnięciem. Za nic w świecie jednak nie spodziewał się, że spotka dziś Jade, z którą ostatnio miał niewielki kontakt. Blondynka bowiem siedziała na ławce przy drodze prowadzącej do greckiej części mieszkalnej i najwidoczniej też dzisiaj popijała, bo miała w ręku butelkę seszelskiego alkoholu. Chyba nawet tego samego, którym kilka tygodni temu go częstowała. Początkowo syn Gullveig nie miał zamiaru jej zaczepiać, gdyż raczej nie darzyli się przyjaźnią, ale dostrzegając jej stan, który ewidentnie wskazywał na podpicie, zainteresował się tematem nieco bardziej. Mając w perspektywie wydarzenia sprzed miesięcy, kiedy to Grey próbowała się zabić pod wpływem emocji, nigdy nie mogli być pewni tego, że i po alkoholu jej nie odwali. Sam nie wiedział, skąd wzięła się u niego ta troska, ale siłą rzeczy postanowił jakoś zareagować, by nie mieć i jej na sumieniu. - Jade? - zagaił, trzymając jedną rękę w kieszeni i patrząc intensywnie na córkę Melinoe, która wydawała się nawet kołysać. Jellal źle oszacował jej stan, bo to nie było zwykłe podpicie, Grey ewidentnie była pijana. W dodatku jej wyraz twarzy zdawał się sugerować, że blondynka nie jest w najlepszym nastroju. - Chodź, odprowadzę cię do domu - zaproponował i pomógł wstać dziewczynie. Po obozie kręcili się różni herosi i kto wie, czy jakiś zbok nie skorzystałby ze sposobności i nie wykorzystałby Jade do swoich niecnych celów. Lepiej było czegoś takiego uniknąć. I choć Grey kontaktowała, odpowiadała na kolejne słowa i zdawała się iść w miarę normalnie, Jellal dostrzegał, że wlała w siebie trochę za dużo. Chwilę to trwało nim Jade wyciągnęła z torebki klucze do mieszkania i otworzyła je, ale w końcu znaleźli się w środku, a syn Gullveig zamknął za nimi drzwi, czując niemałą ulgę na widok siadającej spokojnie lekarki. Mężczyzna spojrzał na swoje granatowe jeansy, które na całe szczęście nie zostały oblane żadnym alkoholem czy też poplamione w knajpie od sosu z burgera, po czym przeszedł kilka kroków do środka pomieszczenia, stając naprzeciw lewego oparcia sofy. - Dasz sobie radę? - spytał z troską w głosie, choć w tym momencie liczył tylko na jedną odpowiedź: "tak", bo musiał przyznać, że dalej marzył o łóżeczku. Tym bardziej, że ta sytuacja jeszcze bardziej go zmęczyła i tylko pogłębiła jego chęci do snu. Pomasował się prawą ręką po lewym ramieniu, wsuwając dłoń pod materiał białej koszulki z nadrukiem w kilku miejscach i czekał na decyzję Jade.
Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych. Jade chciała by ten dzień się wreszcie skończył. Kiedy jednak wieczorem leżała na kanapie samiuteńka wiedziała, że musi wyjść do ludzi i - przede wszystkim - się napić. Ubrała się więc dość ładnie trochę licząc na to, że znieczuli się alkoholem na tyle, by jakiś facet wpadł jej w oko na tyle, by się nim zainteresowała na kilka chwil. Weszła więc do pierwszego baru, gdzie szybko zamówiła sobie kolorowego drinka z polecenia barmana. Jeden, drugi, piąty, dziesiąty. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że nikt w tym przybytku jej nie interesuje. Poprosiła więc ładnie o całą butelkę swojego ulubionego alkoholu i razem z nią poszła usiąść na jednej z ławeczek. Nie przejmowała się ewentualnymi komentarzami. Siedziała i kulturalnie nawet nalewała sobie do szklanki, którą wysępiła dla siebie. Obserwowała głównie niebo zagłębiając się we własne nieszczęście z każdym kolejnym łykiem alkoholu. Dzisiaj zdecydowanie piła na smutno. Spojrzała na niemal pustą butelkę z cichym westchnięciem. Co tu robić? Nie miała ochoty już pić, ale siedzieć w domu też nie. Może powinna zrobić sobie wycieczkę? To był plan. Rozmyślała nad tym czy wybrać się na plażę czy może do parku, kiedy ktoś do niej podszedł. Podniosła głowę i zmrużyła oczy próbując wyostrzyć obraz osoby, którą miała przed sobą. Nie potrzebowała jednak tego tak naprawdę, bo przecież głos rozpoznała od razu. - Cześć Jellal - przywitała się cicho wzdychając przy tym. Nic sobie nie robiła póki co z jego towarzystwa, które mogło być przecież chwilowe. Przywitał się i może pójdzie? A nawet jak nie, to też nie był problem. Nie chciała być sama, a jego towarzystwo już znała, więc zawsze to było jakieś rozwiązanie na jej aktualny problem. - Wolałabym pójść na plażę - burknęła tylko, gdy usłyszała o domu, jednak nie sprzeciwiła się gdy pomógł jej wstać i zaczął prowadzić ja właśnie w kierunku mieszkania, a nie wymarzonej plaży. Była zmęczona, była zła i smutna, ale przede wszystkim osamotniona, więc jak chciał ją odprowadzić, to skorzysta przez tą chwilę z jego towarzystwa. Była pewna, że zgubiła klucze gdy tak grzebała w tej torebce, ale w końcu je wyczuła i udało się otworzyć drzwi. Kiedy weszła, od razu skierowała się na kanapę, na którą chętnie klapnęła opadając ciężko i opierając się o nią plecami. Była pewna, że Jellal nawet nie wszedł do mieszkania, więc gdy się odezwał, aż drgnęła z zaskoczenia. Przyglądała mu się dłuższą chwilę walcząc sama ze sobą, aż w końcu westchnęła wiedząc, co zaraz powie. - Nie - odpowiedziała zupełnie jakby chciała mu zrobić na złość. - Zostaniesz ze mną chwilę? - dopytała od razu poklepując kanapę obok siebie. Tuż po tym zajęła się ściąganiem swoich szpilek, co z racji paska wokół kostki nie było wcale takie proste. W końcu sfrustrowana podniosła obie nogi kładąc je na kolanach mężczyzny. - Pomożesz? - spytała, bo alternatywą było zerwanie pasków a dość mocno lubiła te buty. - Jest mi dzisiaj smutno, wiesz? Nigdy nie czułam się tak samotna jak teraz - zaczęła gdy Jellal zabrał się za odpinanie jej butów. Gdy tylko to uczynił, przekręciła się nieco i oparła głowę o jego ramię. - A ty jak się dzisiaj czujesz? - spytała po chwili, bo o dziwo dzisiaj ją to naprawdę interesowało.
Fernandes nie czuł się nieswojo w towarzystwie Jade, bo przywykł już dawno do jej docinek i krzywego patrzenia, a ta sytuacja też nie była dla niego jakoś szczególnie nowa. Mimo wszystko jednak wyczuwał, że coś dziwnego dzieje się z Grey, która była mało charakterna, nawet jak na wypicie sporej dawki alkoholu. Miał przecież jej obraz z wesela Nero, na które kobieta przybyła i trochę tam popiła, po czym uwiodła go, czy może raczej: zarządziła, że go zerżnie i dotrzymała słowa. Dzisiaj była bardziej... pokorna? Ewidentnie było coś na rzeczy i nawet podpity Jellal to dostrzegał. Po jej stanie widział, że nie ma co prowadzić jej na plażę, bo to nie wchodziło kompletnie w grę. Była nawalona w trzy dupy za przeproszeniem, więc jego podstawowym obowiązkiem było doprowadzenie jej do domu, by nie zrobiła czegoś głupiego tak jak chociażby te kilka tygodni temu, kiedy to targnęła się na swoje życie pod wpływem emocji. Nie zamierzał jej jednak pilnować, bo nie był ani jej ojcem, ani tym bardziej facetem czy przyjacielem, toteż zrobił to tylko z czystej zawodowej uprzejmości i trochę też z własnych pobudek, bo przecież Jade była mu nader pomocna przez ostatnie kilka miesięcy. Już miał się szykować do wyjścia, kiedy to córka Melinoe stwierdziła, że nie da sobie rady. To była dla niego zupełnie nowa sytuacja, a szczena opadła mu jeszcze bardziej, kiedy blondynka poprosiła go o pozostanie. Momentalnie myśli Jellala zeszły z wygodnego łóżeczka na coś bardziej przykrego. Właśnie dostrzegł bowiem, w jakim stanie jest Jade, że prosi go o towarzystwo. Nie wiedział, czy to było podlące bardziej dla niego czy też dla niej, choć w tym momencie dziewczyna raczej o tym nie myślała. Z grzeczności Jellal przysiadł się, mając zamiar zostać na chwilkę, tak jak prosiła. W głowie bowiem znowu pojawiła się wizja wygodnego wyspania się we własnym łóżku, co w ostatnich tygodniach nie było normą. Czując jej nogi na swoich kolanach, spojrzał na nią z pewnym zażenowaniem, czy może nawet irytacją w oczach. Zaraz jednak westchnął lekko zrezygnowany i pomógł jej zdjąć te buty, dopiero teraz zwracając uwagę na cały jej strój. Ubrała się dość ładnie, jak na obraz osoby pijącej w samotności na ławeczce. Czyżby nieudany podryw? Chwilę walczył z jej szpilkami, które okazały się dość trudne do rozpracowania, ale w końcu uwolnił jej stopy od ciężaru. Zaraz jednak znów się zdziwił, kiedy Jade obróciła się i położyła głowę na jego ramieniu. Najwidoczniej zebrało jej się na szlochy. - Takie dni zdarzają się każdemu - sypnął jakąś prostą sentencją z rękawa, bo co miał jej powiedzieć? Że on ma tak niemal codziennie widząc tych wszystkich szczęśliwych herosów, którzy dzielą chwile z ważnymi dla siebie osobami, a na niego patrzą krzywo mimo tego, że od dobrych kilku miesięcy ciężko pracował na rzecz obozu? - Nie jesteś samotna, Jade - pokrzepił ją. - Masz przyjaciółkę, brata, wielu znajomych. Niektórzy nic z tego nie mają - przyznał spokojnie, choć odnosił się tu głównie do samego siebie. Przez moment patrzył na nią i kiedy zadała mu pytanie, przekręcił głowę, dzięki czemu patrzył teraz przed siebie. - Jest ok - skłamał, ale nie miał zamiaru wylewać tutaj swoich żalów i płakać nad swoim losem. - W barze mają całkiem przyzwoite burgery, spróbuj kiedyś - rzucił tak o, chcąc trochę podtrzymać neutralny dla siebie temat, a co było lepszego od jedzenia? - Chcesz się położyć? - spytał za chwilę, widząc w jakim stanie jest Jade. Niby trzymała się dość dobrze, ale ta pozycja wybitnie sprzyjała zamulaniu, a Grey chyba nie miała zamiaru się od niego odkleić w tej chwili. Jemu zaś było coraz mniej komfortowo, bo to nie było normalne, że Jade siedziała w takiej pozycji oparta o niego.
Jade powinna wiedzieć, że sięganie po alkohol z takim nastrojem mogło skończyć się źle. A coś przecież obiecała Corvusowi i Elisie. Co prawda gdyby umarła to nic by jej zrobić nie mogli, ale nie chciała przecież ich cierpienia. A widziała je doskonale wypisane na ich twarzach, gdy odwiedzali ją w szpitalu tuż po tym jak próbowała się zabić. Póki co jednak takie myśli ją nie nachodziły, a jedynie czuła się straszliwie samotna zwłaszcza, gdy nikt jej w barze nie zainteresował, więc skończyła na ławce z ładnym widokiem na korony drzew i niebo z butelką alkoholu w ręce i szklanką. Ta druga jednak po jakimś czasie wypadła jej i się potłukła, więc pozostało jej picie z gwinta. Grey zdecydowanie zacznie myśleć o takich rzeczach dopiero jutro i to pod warunkiem, że będzie to pamiętać. A na to jednak się zapowiadało, bo zdaje się, że butelkę z resztką alkoholu zostawiła na ławce, a i jakoś nie miała ochoty otwierać nic ze swojego zestawu. Chyba podświadomie czuła, że to jest jej granica, jeżeli nie chce się upić do odciny. A przecież nie chciała, bo nikt rozsądny tego nie lubił. Czy upodliła ich oboje swoim zachowaniem? Z całą pewnością, choć większość tego uczucia jutro spadnie na nią tym bardziej gdy będzie pamiętała jak miło Jellal zachował się w stosunku do niej. Aktualnie przynajmniej nie miało to znaczenia. Przytaknęła cichym westchnieniem jedynie, gdy powiedział, że każdy tak ma. Ona tak nie miała przez długi naprawdę czas. Prawda była taka, że ten cały jej nastrój nie wynikał do końca z tego, że nie była w jakimkolwiek związku czy dlatego, że patrzyła na szczęśliwych przyjaciół i trochę im tego zazdrościła. Cały jej dzisiejszy stan wynikał z ostatniej jak się okazało rozmowy ze swoim pogrzebanym ukochanym. Póki co jednak nie była jeszcze gotowa przyznać na głos, że nawet on - mężczyzna który świata poza nią nie widział, był już szczęśliwy z kimś innym i ona w jego życiu po życiu tylko przeszkadzała. - Wiem, wiem - mruknęła bez przekonania słysząc o swoich bliskich. Niezbyt ją to przekonywało, bo aktualnie nie to było powodem jej smutku i samotności. Po kilku sekundach jednak zrozumiała wreszcie, że on jest tym niektórym, który nie ma nikogo. - Ty nikogo nie masz - zaczęła, choć to bardziej brzmiało jakby ją olśniło, a nie próba bycia złośliwą. - Znaczy masz mnie, nie? Zawsze to jakaś silna relacja - dodała z małym uśmiechem przypominając sobie jego słowa, gdy siedzieli nad dokumentami, zupełnie jakby teraz ona próbowała go pocieszyć. Pokiwała lekko głową słysząc jego odpowiedź, mrucząc nawet coś pod nosem w stylu “to dobrze”. Spojrzała zaraz na niego nie rozumiejąc przez chwilę po co mówi o jakiś burgerach w tym momencie. W końcu jedynie skinęła lekko głową, gdy sens jego wypowiedzi dotarł wreszcie do niej. Grey zdawała się albo nie usłyszeć jego pytania albo zwyczajnie je zignorować, bo milczała dłuższą chwilę ponownie myśląc o tym, co się dzisiaj w jej życiu wydarzyło. - Wiesz, że Eryk, ten którego zabili NoGods, ten który nie żyje i podobno tak mnie kochał już mnie nie chce? On nie żyjąc szybciej o mnie zapomniał i zakochał się w jakiejś innej w zaświatach. Nie chce żebym się z nim już więcej kontaktowała, a ja ze względu na niski poziom tej mocy nie jestem w stanie go do tego zmusić - powiedziała smutno i cicho nie wiedząc co z tym wszystkim ma zrobić. Choćby się waliło i paliło sądziła, że zawsze będzie mogła liczyć na Eryka. No cóż, myliła się.
Jellalowi nie trzeba było przypominać o tym, że nikogo nie ma w obozie, bo on doskonale o tym wiedział. To właśnie dlatego był tu teraz z nią, a nie z jakimś dobrym kumplem, przyjacielem czy na randce z jakąś panną. Choć Fernandes pogodził się ze swoim losem, to jednak słyszenie tego nader często w ostatnich tygodniach trochę go irytowało. Ostatecznie jednak nic z tym nie robił, bo i po co miał się produkować czy w ogóle temu zaprzeczać? Taka była prawda i żadne słowa by tego nie zmieniły. Obdarował Jade krzywym spojrzeniem, kiedy i ona wypomniała mu, że faktycznie nikogo nie ma. To było dość nieoczekiwane i przez pewną chwilę miał nawet wrażenie, że Grey specjalnie chciała mu tym dopiec. Zaraz jednak dodała coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Nie żeby nie słyszał dziwniejszych rzeczy od innych w stanie upojenia alkoholowego, ale to wprowadziło na jego twarz prawdziwą konsternację. Przecież jeszcze jakiś czas temu zapierała się, że takie pojmowanie ich relacji jest niezdrowe, tymczasem blondynka teraz sama odważnie rzuciła tym stwierdzeniem, jak gdyby to była oczywistość. Zareagował jednak na jej uśmiech zdziwieniem połączonym z ogromnym zmieszaniem. Czuł się naprawdę nieswojo, tym bardziej, że rozmawiali dość normalnie, bez uszczypliwości i tego dziwnego napięcia, które towarzyszyło ich spotkaniom. Doszło nawet do tego, że pijana córka Melinoe stwierdziła "to dobrze", kiedy powiedział, że u niego wszystko ok. To jest ta sama dziewczyna, która jeszcze tydzień temu życzyła mu śmierci? W dalszym ciągu też nie podobało mu się to, że dziewczyna siłą rzeczy trochę się w niego wtulała. Co prawda nie przełożyła przez niego ręki czy nogi, ale opierała głowę o jego ramię i tym samym dość blisko przylegała do niego, co normalne na pewno nie było. Zaraz jednak wszystko zaczęło się zbierać w całość, kiedy Jade podzieliła się historią dotyczącą jej - jak się okazało - byłego już chłopaka. Prawdę powiedziawszy, syn Gullveig potraktował tę historię początkowo jako żart. No bo jak to? Umarli chadzający na randki? Im dłużej jednak nad tym myślał, tym bardziej przekonywał się do tego pomysłu, bo przecież w zaświatach prowadziło się tak jakby drugie życie, tylko teraz już bez presji śmiertelności. Zatem duchy w jakiś sposób mogły randkować, jeśli były ku temu możliwości. Naprawdę, dziwna zagwozdka. Mimo wszystko nie miał jak pocieszyć Grey, bo ani nie był w tym zbyt dobry, ani też nie przygotował sobie jakiegoś koła ratunkowego wcześniej. Kto by się spodziewał, że dzisiejszy wieczór skończy się u niej i to w dodatku na rozmowach o byłych, którzy wyrywają nieboszczyków? Ten świat był totalnie pokręcony. - Przykro mi - powiedział szczerze, ale też bez jakiejś kreatywności, bo nie potrafił wczuć się w tą sytuację. Niemniej jednak żal było mu dziewczyny, która od lat myślała wyłącznie o narzeczonym, a ten ją po prostu zostawił. Nawet jeśli Jade miała jeszcze trochę pożyć, to przecież na miłość warto było poczekać, czy nie? - Jego strata - dodał ku pokrzepieniu, choć nie sądził, by zrobiło to wrażenie na córce Melinoe. Jellal był jednak zdania, że Grey bez problemu znajdzie sobie innego mężczyznę, o ile zacznie go w ogóle szukać albo po prostu da do siebie podejść. Dotąd przecież odganiała adoratorów przez przywiązanie do Eryka, ale teraz? Co stało na przeszkodzie, by zacząć żyć od nowa? - Chodź, czas spać - zarządził, ale póki co nie podnosił się z sofy, bo Jade cały czas opierała głowę o jego ramię. Musiał jednak trochę przycisnąć, bo nie widziało mu się takie smęcenie, a poza tym był zmęczony całym dniem, a tutaj przecież na noc nie zostanie.
Jade chciała to przyznać czy nie chciała, te wielokrotne spotkania z Jellalem pokazywały jej inną twarz mężczyzny niż zbrodniarza, za którego od lat go miała. Fernandes zyskiwał małymi kroczkami w jej oczach ludzką twarz, a nienawiść, choć kobieta sama przed sobą zaprzeczała, powoli malała. Nie chciała już go zabić, co najwyżej sprawić, by cierpiał podobnie jak ona. Z drugiej strony czy właśnie nie cierpiał? Po raz kolejny przyznał, że nie ma nikogo i ona w zasadzie jest jedyną silniejszą jej relacją. Odkąd Eryk umarł cierpiała i z miłości i samotności. Mężczyzna od długiego czasu na pewno cierpiał z tego drugiego powodu, bo Jellal nie wyglądał na kogoś w typie Giotto, który mógłby być samotny całe życie. A nawet i ten był szczęśliwym mężem jej przyjaciółki. Do Grey dotarła jego konsternacja, choć nie była pewna z czego ona wynika. Przecież tylko powtórzyła jego słowa. Nie miała jednak siły tego drążyć, dlatego tylko poprawiła głowę na jego ramieniu. Prawdę mówiąc Jade do dnia dzisiejszego do głowy nie przyszło, że zmarli mogą randkować. Było to na tyle abstrakcyjne, że nawet nigdy jej do głowy nie przyszło. No bo po co zmarłemu randki? Im jednak dłużej nad tym myślała i nawet wczytała się w bibliotece dzisiaj w obraz "raju", tym bardziej składało jej się to w całość. W końcu to życie po życiu, ale bez cielesności. Zawsze to jakaś bliskość i choć bolało ją jak cholera to, co Eryk zrobił. W głębi duszy nie potrafiła go winić za to, że nie chce być samotny do końca świata. A przynajmniej do jej śmierci, która też nie wiadomo kiedy nastąpi. Westchnęła tylko cicho słysząc, że jest mu przykro. Nie wiedziała czy te słowa są szczere i nawet nie miała ochoty tego rozważać. Straciła Eryka po raz drugi i to było zdecydowanie za dużo dla niej. Co prawda dopuszczała do siebie myśl, że może kiedyś zdarzy się tak, że ktoś inny poruszy jej serce. Nie szukała jednak tego, a regularne rozmowy z narzeczonym były jakimś pocieszeniem, a z drugiej strony dzięki temu nigdy nie musiała go do końca pogrzebać. Nie przeszła wszystkich etapów żałoby i ostatecznie ten kontakt był błędem. Kto jednak wtedy o tym wiedział? - Tak, jego - mruknęła co prawda bez przekonania, ale Jade wiedziała, że trochę prawdy w tym było. Była młodą, atrakcyjną kobietą i gdyby tylko na to sobie pozwoliła, być może znalazłaby kogoś interesującego. Nie była jednak pewna czy wolałaby ryzykować z półbogiem czy znowu mieszać niewinnego człowieka w jej dość niebezpieczne życie. - Naprawdę jego strata - powiedziała po dłuższej chwili już znacznie pewniej, a i nawet pozornie wydawało się, że i jej spojrzenie stało się nieco trzeźwiejsze. Wstała z kanapy, gdy mężczyzna kazał jej iść spać, ale zamiast do sypialni, skierowała się do kuchni. - Pozwól mi się odwdzięczyć za towarzystwo. Na pewno jesteś głodny, a ja mam pierogi z mięsem z kantyny - zaproponowała zaglądając wcześniej do lodówki. Prawdę mówiąc, odkąd mężczyzna przyniósł wtedy to danie, kobiecie bardzo przypadło ono do gustu, zwłaszcza wersja z mięsem albo ze szpinakiem i serem. Wyciągnęła opakowanie z lodówki i postawiła patelnię na płytę, ale tak naprawdę czekała na jego odpowiedź. Nie wiedziała w końcu ile tych pierogów smażyć. - Jadłeś w ogóle smażone? Moim zdaniem jeszcze lepsze, jak te gotowane - dodała jeszcze na zachętę, bo prawdę mówiąc Jade teraz kombinowała. Wolała nie zostawać jeszcze sama.
Z pijanymi ludźmi było tak, że poza ich największymi sekretami, na wierzch wychodziły również jakieś cechy, które wcześniej mogły zostać niedostrzeżone. I to właśnie teraz miało miejsce podczas ich rozmowy, kiedy to Grey była dla Jellala naprawdę uprzejma, co dotąd nie zdarzało się zbyt często. Jej nienawiść jeszcze kilka tygodni temu była dla niego niemal namacalna. Teraz ta granica zdawała się zacierać i tak naprawdę chyba w jakiś sposób przekonał ją do siebie, o czym świadczył chociażby komfort, który odczuwał w jej towarzystwie. Nie czuł już tego dziwnego, nieprzyjemnego napięcia, widma nadchodzącej śmierci, ani też nie słyszał obelżywych słów w swoją stronę, jakby był największym śmieciem na tej planecie. Gdyby nie fakt zmęczenia Fernandesa, mężczyzna z pewnością dostrzegłby dużo więcej pozytywów w tej sytuacji niż tylko pijaną Jade Grey. Cicho westchnął z ulgą, kiedy po jego propozycji dotyczącej snu, blondynka podniosła się z sofy. W pierwszej kolejności syn Gullveig sądził, że Jade uda się prosto do sypialni i po prostu zaśnie. Widać było po niej, że tego potrzebowała po tym emocjonalnym rollercoasterze. Odprowadzał ją jednak wzrokiem przez moment, chcąc dopilnować, żeby trafiła tam gdzie trzeba. Ostatecznie jednak westchnął znowu, tym razem zrezygnowany, kiedy dostrzegł jak Grey idzie do kuchni, a później proponuje mu odwdzięczenie się za towarzystwo. Nord podniósł się z sofy i przywędrował do kuchni, spoglądając z nutką zmęczenia w oczach na gospodynię. - Nie jestem - odparł stanowczo. - I nigdy nie jadłem - dodał zaraz po poprzednich słowach. - Ale jeśli chcesz coś zjeść przed snem, to śmiało - skinął tylko głową i powrócił na kanapę spodziewając się, że będzie mu jeszcze dane spędzić tutaj trochę czasu, wszak lekarce nie zbierało się na spanie. Obiecał jednak samemu sobie, że dopilnuje, by Jade w końcu odpoczęła i dopiero wtedy Fernandes z czystym sumieniem będzie mógł opuścić jej lokum, by samemu również pójść spać. Plan był taki, że Grey się naje, bomba z niej zejdzie i tym samym zacznie być senna. A to już prosta droga do łóżka. Rozłożył się wygodniej na sofie, a konkretnie przerzucił rękę przez oparcie i wygiął głowę do tyłu, opierając zarówno szyję, jak i kark. Przymknął nawet oczy, by trochę odsapnąć i prawdę mówiąc, nieco mu się to przedłużyło, bo nawet nie spostrzegł kiedy Grey znów znalazła się obok niego w dodatku z talerzem pełnym pierogów. Pokręcił głową, by się otrząsnąć i spojrzał na blondynkę. - Smacznego - rzucił neutralnie bez złośliwości czy uprzejmości w głosie i po prostu rozglądał się po pomieszczeniu, od czasu do czasu zerkając na pierogi, które wyglądały coraz apetyczniej. A on jednak był głodny, tylko teraz z jakiegoś powodu nie miał odwagi się do tego przyznać i zamiast tego męczył się wdychaniem tych zapachów, zamiast po prostu powiedzieć, że zmienił zdanie i wziąć kilka.
Jade co do zasady, była naprawdę fajną i sympatyczną osobą. Jedynie ci, którzy nadepnęli jej na odcisk mogli poznać zupełnie inną twarz kobiety, znacznie mniej przyjazną, zdecydowanie bardziej agresywną i wredną. Jellal miał to nieszczęście, że został wyznaczony do tego pechowego zadania, w którym to jego życie po raz pierwszy zmieszało się z jej. Mężczyzna miał szczęście, że wtedy nie zginął, bo Grey była dosłownie o milimetry w psychice, by przesunąć dźwignię zwaną boskim błogosławieństwem. Wtedy ani on, ani tamten drugi nie uszliby z życiem. Coś jednak ją powstrzymało i choć do tej pory sądziła, że to ból serca i brak sił po utracie ukochanego, tak teraz nie była pewna swoich zahamowań. Ta myśl jednak zrodziła kolejną, która może być nieco niekomfortowa w ich sytuacji. - Wiesz czy ten drugi nadal żyje? - spytała oczywiście nawiązując do drugiego członka NoGods, którego nie udało jej się zabić. Od dłuższego czasu zakładała, że obaj byli martwi po bitwie (chyba jej jedyny plus), ale skoro Fernandes żył, to ten drugi też mógł i pomimo tego co usłyszała od Eryka, drugi i tak przypłaci za to życiem, o ile to możliwe. Ciężko zabić trupa, chociaż jak widać w dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe. Jade tylko wzruszyła ramionami i tak wrzucając ogromną porcję na patelnię. Nie chciał to nie, ale ona sobie żałować nie będzie. Zerknęła tylko na niego, gdy wrócił na kanapę zajmując się obsmażaniem pierogów z każdej strony na rumiano. Trzeba było przyznać, że szło jej to całkiem nieźle, ewidentnie alkohol z niej coraz bardziej schodził, a ona chociaż zmęczona mogła coraz lepiej funkcjonować. Po dłuższej chwili wyłączyła palnik i z pełnym talerzem pierogów poszła siąść na kanapę. Grey od razu przeszła do jedzenia, bo jej żołądek bardzo się tego domagał. Skinęła tylko głową w podziękowaniu na jego życzenia, nie mając jak za bardzo odpowiedzieć z pełną buzią farszu i ciasta. Dopiero jednak po chwili dostrzegła to, jak mężczyzna zerka na talerz, dlatego córka Melinoe mocno się skupiła po to, by pojawiła się przy nich jedna zjawa. Na szczęście do szafki było dostatecznie blisko i mimo nieco niepewnego chodu, zjawa wzięła talerz i widelec, który postawiła na stole przed mężczyzną. A potem się rozpłynęła. Jade za to odetchnęła, bo robienie tego pod wpływem alkoholu było znacznie cięższe i bardziej męczące. - Jakbyś jednak chciał zjeść to śmiało - rzuciła jeszcze, jakby sam talerz nie był dostateczną sugestią. Kiedy sobie nałożył trochę, uśmiechnęła się tylko lekko, jednak wróciła do skupienia się właśnie na jedzeniu. Nie mówiła nic w ogóle, tylko jadła dopóki się nie najadła zostawiając kilka pierogów na własnym talerzu. Może Jellal zje, jak będzie miał ochotę. - Może zostań na noc? Obiecuję ciebie nie zabić - zaczęła, ale wiedząc jak to brzmi, zaraz zaczęła dodawać. - Ty jesteś samotny, ja także. Możemy być samotni razem, kto nam zabroni? - Grey mogła się zdawać jeszcze pijana, ale to mówiła świadomie jak nigdy dotąd. Jeżeli się nie zgodzi, wyśmieje go jutro i zrzuci to na upojenie alkoholem. Blondynka jednak nie chciała i bała się też zostawać sama, a towarzystwo syna Gullveig polubiła, chociaż jeszcze głośno tego nie przyzna.