Carmen Ramirez DpyVgeN
Carmen Ramirez FhMiHSP


 

Carmen Ramirez

Carmen Ramirez
Carmen Ramirez
Carmen Ramirez Pią 26 Mar 2021, 16:55


Carmen Ramirez
Wiek: dwadzieścia sześć lat (25/06)
Pochodzenie: Nassau, Bahamy
Staż w obozie: szesnaście lat
Rodzic: Bragi
Ranga: mieszkaniec obozu
Specjalizacja: medyk/mechanik
Zajęty wygląd: Zendaya Coleman
8BwN59o.gif
Wygląd
Na co zwrócisz uwagę, kiedy już ją zobaczysz? Na jej brązową burzę loków, raz na jakiś czas potraktowaną prostownicą, którą czasem upnie w wysoką kitkę lub po prostu zepnie z tyłu głowy? Może będzie to jej figura, o którą nieustannie dba, dosłownie katując się nieustającym treningiem i wiecznymi dietami? A może spojrzysz na jej dłonie, często ukryte pod tymi charakterystycznymi rękawicami dla mechaników? Czasami widzisz ją bez nich; wtedy albo są całe pobrudzone smarem, albo ma na nich inne rękawiczki, już lateksowe, najczęściej białe. Jeżeli masz ją przed sobą, może zwrócisz uwagę na jej twarz; ciemne oczy, które zdają się zmieniać kolor na bardziej miodowy w chwili, gdy są pod światło; na ledwo widoczne piegi czy podkrążone oczy, których wiecznie się wypiera, twierdząc, że to nic takiego. Może zwrócisz uwagę na jej postawę i fakt, że wydaje się być wiecznie spięta przez chodzenie niemal cały czas prosto. Przynajmniej nie musi narzekać na bóle kręgosłupa.
Charakter
Powtarzał - “Carmen, jesteś gorsza niż całe świata zło”.
Jeżeli miałaby się opisać przy użyciu jedynie trzech przymiotników, pewnie powiedziałaby: ambitna, pozytywna i uparta, szybko dodając po ledwie kilku sekundach, że trzy przymiotniki to za mało, żeby opisać charakter i osobowość człowieka. Pewnie jakby o to samo zapytał ją kto inny, może w inny dzień, podałaby zupełnie różne słowa, ale to wcale nie znaczy, że wciąż siebie poszukuje; że nie potrafi opisać się w ledwo kilku prostych cechach. Wszyscy jesteśmy po prostu dynamiczni, w naszych głowach jest zbyt wiele myśli na minutę; opis własnej osoby wydaje się być czymś niekoniecznie prostym. Przynajmniej tak czuje to Ramirez, która patrząc na ludzi, próbuje dopasować do nich bardziej melodie, niż proste słowa, nie zawsze potrafiące oddać ich charaktery.
I to zupełnie nie jej wina, że przy niektórych mogłaby opisywać pełne symfonie, a inni brzmieli, jakby melodię wygrywał ślepy skrzypek, który na dodatek był koniem.
Nie da się jednak zaprzeczyć - Bahamka ma w sobie naprawdę dużo ciepła, które rozdawałaby każdemu, kto by tylko go potrzebował. Wydaje się równocześnie, że skrywa coś w swoim środku; tajemnicę, o której nikt nie powinien się dowiedzieć. Sęk w tym, że po niej nic takiego nie widać. Mało kto widywał ją w chwilach słabości, kiedy to najchętniej wymazałaby siebie z historii tego świata; zniknęła i nigdy nie powróciła. Nie przepadała za pokazywaniem swoich słabości; wolała, żeby nikt nie miał takich informacji. Szczególnie w chwili, kiedy jej samoobrona polegała głównie na umiejętności szybkiego opuszczania miejsca, w którym czaiło się niebezpieczeństwo, bo, zupełnie jak ojciec, zdecydowała się nigdy nie podjąć miecza w walce, chociaż nie mogła uniknąć tych podstawowych treningów, które mimo wszystko nijak miały się do prawdziwego starcia. Chyba przyzwyczaiła się do pozostawania z tyłu; wyklinania wszystkich tych, którzy przychodzili do niej z prośbą, żeby naprawiła coś, co znajdowało się w stanie na tyle opłakanym, że potrzeba było cudu, aby to doprowadzić do odpowiedniego stanu rzeczy. I tyczyło to się zarówno broni, jak i samych ludzi.
Niezmienny jest w niej chyba stopień upartości, bo kiedy już się na coś uprze, to na pewno będzie do tego dążyć, choćby miała poświęcić dla tego wszystko. Może i dlatego tak bardzo poświęca się swoim obydwu zajęciom, często żałując, że nie jest w stanie się rozdwoić.
Żal wraz ze złością i strachem to jej najgłębiej skrywane uczucia. Nie dopuszcza ich na światło dzienne, uparcie przekonana, że nie może. Nawet jeżeli czuje, że tak wypada, jedynie mocniej zaciska zęby, ściska pięść; udaje, że wszystko jest okej. Wszystko jest w porządku; nie ma potrzeby uciekać się do agresji, czy przesadnego smutku.

W ramiona weź i ukołysz jej strach, tańcz do melodii, którą ci gra...
Przykładowy post

To nie miał być dzień szczególnie różniący się od każdego innego - ot, po prostu, miała wykonać swoją pracę w warsztacie, po której miała około piętnastu minut przerwy i przechodziła do szpitala, w którym siedziała zdecydowanie dłużej, niż powinna, bo w momencie gdy kładła się do łóżka, jej budzik informował ją tylko, że pozostało niespełna pięć godzin snu, chociaż w przypadku Carmen, te pięć godzin było pewnego rodzaju rzadkością; aż można było pokusić o stwierdzenie, że to aż luksus. I to nie tak, że unikała snu, czy nie mogła zasnąć; czasami miała wrażenie, że brakuje jej doby na wszystkie zajęcia, które nazywała nawet swoimi zadaniami; towarzyszyło im dość dziwne uczucie powinności. Zwyczajnie czuła to w swoim środku, że coś złego stanie się w chwili, kiedy nie zrobi wszystkiego i doskonale wiedziała, że nie chce, ba, nawet nie może do tego dopuścić.
To miał być dzień jak każdy inny, przepełniony codzienną pracą i niespecjalnie dużą ilością czasu, który poświęcała na cokolwiek innego. A jednak było w nim coś specyficznego. Może to sama aura poranka; bardziej syte niż zwykle śniadanie, albo nawet fakt, że jej niewielka torba była wypełniona niczym apteczka. Ach, tak. Misja. Już nawet nie wiedziała, czy zgłosiła się na nią sama, czy to może pani szefowa, Elisa, zadecydowała o jej pójściu, a może nawet jedno z bóstw, pod których opieką znajdował się obóz. Może i miała być to dla niej pewna forma urlopu, czy też oderwania się od nieustannej monotonii, której ostatnio wciąż doświadczała. Łapała się tylko na myśleniu, czy oby na pewno była dobrą osobą na tym miejscu. Znaczy, oczywiście - medyk na polu bitwy zawsze był potrzebny, ale czy nie byłaby tylko kulą u nogi w chwili, kiedy znaleźliby się w sytuacji, gdzie walka byłaby nieunikniona. Miała stać z tyłu i leczyć ich śpiewem? Albo spróbować ogłuszyć przeciwników? Może po prostu dobyć swoich dwóch sztyletów i walczyć, jakby w formie ostatniej samoobrony?
Nawet nie wiedziała, czy je ostrzyła. Przynajmniej pamiętała, jak je utrzymać.
Stawiła się na miejscu zbiórki nawet chwilę przed czasem; mogła przynajmniej przypomnieć sobie twarze tych, z którymi szła; spróbować skojarzyć je z jakimkolwiek urazem, albo i zleceniem, bardziej czy mniej poważnym. Ale jednak obóz był duży, a w jej głowie nie pojawiły się żadne skojarzenia co do tych, których widziała. Nawet zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle ich zna, ale nie w tym była rzecz. Nie musieli być sobie bardzo bliscy, by móc ze sobą współpracować i, przede wszystkim, osiągnąć cel misji.
Nim się obejrzała, byli już w połowie drogi. Już chyba ze zwyczajnego przyzwyczajenia i świadomości, jak działała na nią muzyka, podśpiewywała ten jeden utwór, chodzący jej od pewnego czasu w głowie. Nie robiła tego szczególnie głośno - jeszcze usłyszałyby ją potwory i byłyby już świadome, zapewne nawet przygotowane, na ich nadejście. Pewnie nawet idący z przodu drużyny jej nie słyszał; kątem oka widziała, jak idący obok niej chłopak przez moment z zaskoczeniem patrzył na swoje ramiona, zanim po prostu zrozumiał, mówiąc sobie pod nosem pewnie coś w stylu Bragówna; nie wiedziała, nie zwróciła na to większej uwagi. I chociaż ta ich piesza wędrówka zdawała się nie mieć końca, w pewnym momencie zupełnie zamilkła, stając po prostu w miejscu. Nie wiedziała, co myśli sobie kapitan, jednak miała nadzieję, że też to usłyszał. Specyficzny szelest, którego nie pozostawiłoby po sobie zwykłe, leśne stworzenie. Czyżby weszli w paszczę bestii? Miała ogromną nadzieję, że się myli.
- Co to za przerwa? Naprzód, za mną! - normalnie nie zignorowałaby krzyku kapitana, ale miała świadomość, że zaraz wydarzy się coś niezbyt ciekawego. Ani drgnęła, nadal rozglądając się w poszukiwaniu źródła hałasu.
- Ogłuchliście, czy co?! Powiedziałem, za- - nie udało mu się dokończyć zdania. Przeraźliwe wycie rozległo się w niedalekiej odległości, a Carmen miała świadomość, że to nie wilki. Mocno złapała za wisiorek przy swoim naszyjniku i pociągnęła go, czując z prawej dłoni dwa sztylety. Jej ostatnią linię samoobrony. Nie miała pojęcia, jakimi broniami posługują się jej towarzysze; wiedziała jedynie, że najlepsze będzie w tym wypadku srebro lub ogień. Mogła jedynie dziękować swemu prawdziwemu ojcu za to, że nie były stalowe; zupełnie, jakby chciał ją ubezpieczyć przed taką sytuacją. Była tylko zaskoczona, że na jej wzorzec wszyscy dobyli broni; gdyby się przyjrzała twarzy kapitana wyprawy, pewnie dojrzałaby na niej pewną złość i zmieszanie, ale nie miała na to czasu. Nawet nie wiedziała, ile wilkołaków na nich czeka, a nie były to ot takie bestyjki, których pokonanie zajmie im może dziesięć minut. Miały przecież niesamowitą siłę, która szła w parze z wielkością.
Nie była gotowa do walki, widząc, jak trzy osobniki wyłaniają się z zarośli, biegnąc wprost na członków jej drużyny. Nawet nie wiedziała, jak ma zareagować. Dopiero coś w środku podpowiedziało jej, że ma odskoczyć; pozbyć się zbędnego balastu, bo torba jedynie przeszkodzi jej w walce. Ta znalazła się dość szybko gdzieś poza polem jej widzenia; mogła mocno złapać za rękojeści obydwu sztyletów i spróbować ocenić sytuację, tak szybko jak tylko mogła. Miała być tylko medykiem, nie miała brać udziału bezpośrednio w walce. Nie lubiła takiego nagłego obrotu spraw, przez który musiała całkiem improwizować.
Herosów była szóstka, co było o wiele za małą ilością na trójkę przeciwników. Nie wiedziała nawet, czy te nie zdecydują się przyzwać wilki, ale w tym momencie nie mogła się przejmować czymś tak nieistotnym. Musiała zareagować. I jak komicznie musiało to wyglądać, kiedy z okrzykiem I’m hooked on a feeling ruszyła na pomoc pierwszej z osób, wbijając sztylety w zdecydowanie zbyt przypadkowe miejsca na cielsku bestii. Przejęła jednak jej uwagę i w tej niezbyt ciekawej sytuacji czymś zdecydowanie groteskowym musiało być, jak ze śpiewem na ustach zadawała kolejne ciosy w klatkę piersiową, starając się znaleźć serce bestii, przy okazji unikając kolejnych jej zamachnięć. Całe szczęście, nie biła samotnie, chociaż ciosy tej drugiej osoby zdawały się być zadawane równie na oślep, co jej; obydwoje zadawali tylko płytsze lub głębsze rany cięte.
Była chyba najbliżej barda właśnie w tym momencie swojego życia. Brakowało tylko jeszcze, żeby przed walką spróbowała tego wilkołaka uwieźć.
Girl, you got me thirsty for another cup of wine, nawet nie przestawała, kiedy w końcu udało jej się trafić serce; patrzyła jeszcze przez chwilę, jak wilkołak upada bezwładnie na ziemię, a dopiero potem odwróciła się do reszty drużyny; ruszając im jak najszybciej z pomocą, chociaż ci radzili sobie dość dobrze. Była bardziej jak dezorientacja dla przeciwnika, niż ogromne zagrożenie, ale działało, więc nie mogli na to w ogóle narzekać.
Chociaż przeciwników pokonali, oczywiście nie mogło odbyć się bez obrażeń. Sama miała zadrapania na ramionach i plecach, a jeden z członków drużyny leżał nieprzytomny na ziemi. A przynajmniej miała nadzieję, że jedynie stracił przytomność. Nie zdążyła sprawdzić mu pulsu.
- Wracamy do obozu - stwierdziła, podnosząc swoją torbę z ziemi. Otrzepała ją jeszcze zanim przerzuciła ją sobie przez ramię. - Musicie ją podnieść, za barki i pod doły kolanowe - bo widziała, że na pewno nie waży zbyt dużo, a ten chwyt będzie zdecydowanie bezpieczniejszy od przerzucenia dziewczyny przez ramię. - Szybko. Zanim zrobi się tutaj ich większa zgraja… - już nawet nie spojrzała na kapitana. Chyba zarobiła większy autorytet; ludzie po prostu za nią poszli.
A w obozie czekał ją powrót do codzienności - wizyta w szpitalu, zajęcie się poszkodowaną po misji, ale też i innymi członkami drużyny, również sobą…
Zanim wróci do łóżka, gwiazdy już długo będą widoczne na niebie, sam księżyc będzie chyba nawet chylił się ku zachodowi.
Jutro i tak czekał na nią kolejny, pracowity dzień.

Ciekawostki

▷ Jej matka jest ciemnoskóra, natomiast ojczym jest biały. Zanim dowiedziała się o swoim boskim pochodzeniu, była święcie przekonana, że jej kolor skóry jest po prostu wynikiem zmieszania się tych dwóch genów.
▷ Od małego wykazywała zainteresowanie majsterkowaniem, ale też i motoryzacją, czy budową człowieka. Pchała się do tego pierwsza.
▷ Nie je słodyczy, z małymi wyjątkami co do pewnych sytuacji.  
▷ Początkowo ciężko było przestawić się jej na obozowe życie, brak rodziców oraz bahamskiej pogody, ale z każdym kolejnym treningiem radziła sobie coraz lepiej z asymilacją, choć udzieliło jej się podejście jej boskiego rodzica.
▷ Nie potrafiłaby wybrać, czy wolałaby pracę w szpitalu, czy warsztacie. Obydwie ceni sobie równie mocno; obydwa fachy w rękach są dla niej równie ważne.
▷ Miała dostać warsztat po ojcu, ale jednak trafiła do obozu.
▷ Od kiedy skończyła początkowy trening, zaczęła wyrabiać u siebie nawyk biegania codziennie rano, na jak najdłuższe dystanse. Na dodatek wstaje, kiedy znaczna część obozu jeszcze smacznie drzemie.
▷ Mogłaby oglądać Shreka przez cały czas, to zdecydowanie jej ulubiona komedia, którą zna niemal na pamięć.
▷ Ma tendencję do śpiewania bez ostrzeżenia, na przykład w trakcie pracy, co w sumie nie jest wcale takie złe.


Ostatnio zmieniony przez Carmen Ramirez dnia Pon 29 Mar 2021, 08:09, w całości zmieniany 1 raz
Carmen Ramirez
Carmen Ramirez
Re: Carmen Ramirez Pią 26 Mar 2021, 16:55

podbijam! <3
Admin
Admin
Admin
Re: Carmen Ramirez Pią 26 Mar 2021, 23:27

Karta niezaakceptowana.

Uwagi:

• Staż w obozie
- Herosi przed 10 rokiem życia nie trafiają do obozu, o ile nie są potomkami półbogów mieszkających tam. Nie ma od tego wyjątków.

• Ciekawostki
- Z racji wspomnianego już stażu, prosiłbym o usunięcie ciekawostki z wcześniejszym trafieniem do obozu.
- "Fatalnie radzi sobie w kuchni. Gdyby nie uprzejmość innych (oraz dania instant), pewnie nadal jadłaby same suchary, popijając je wodą." W obozie jeśli ktoś nie gotuje, może chodzić do barów, pubów, kantyn, restauracji i pawilonu jadalnego na terenie obozu. Posiłki są tam darmowe z racji tego, że obóz ma nieograniczony budżet i pieniądze wręcz wylewają się ze skarbca. To tak tylko informacyjnie, żebyś nie musiała się martwić o dietę Carmen ;)

Nanieś poprawki i będzie akcept ;)
Carmen Ramirez
Carmen Ramirez
Re: Carmen Ramirez Pon 29 Mar 2021, 08:10

Poprawione~
Admin
Admin
Admin
Re: Carmen Ramirez Pon 29 Mar 2021, 10:32

Karta zaakceptowana !
Otrzymujesz na start:
- 420 punktów zwykłych
- 90 punktów boskich

Kartę zamykam i przenoszę.

Witaj w grupie Achillesa, Carmen!


Sponsored content
Re: Carmen Ramirez

Carmen Ramirez
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Similar topics
-
» Carmen Ramirez
» Carmen Ramirez
» Carmen
» Carmen



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Nieaktywne Karty Postaci-
Skocz do: