Niestety stroje sił specjalnych to nadal w głowie chłopaka była dość masywna konstrukcja, a tej chciałby uniknąć. Najlepsza byłaby lekka zbroja skórzana. Nie posiadał niestety walorów takich jak synowie Aresa, którzy śmiało mogliby rzucać mniejszymi samochodami, a więc w starciu miecz na miecz wychodzili co najmniej in plus. Powołaniem Aidena, a przynajmniej tak mu się wydawało, była walka defensywna, z tyłu. Tu strzeli z łuku, tutaj kogoś zamrozi, tu odepchnie wiatrem. Generalnie taki support tylko bez leczenia. I tutaj przychodził Asklepios. Niestety, jedyne w czym jako tako mógł sobie poradzić blondyn była funkcjonalność jego mocy jako środka do szybkiego uśmierzania oparzeń, a i tak oczywiście było to tylko doraźne. - Kieszenie nadal nie przemawiają. Definitywnie muszę poszukać hybrydy pomiędzy tą sławetną kiecką Elsy i skórzaną zbroją. Może Amazon albo Ebay. Śmiertelni w obozie nie przetrwaliby dziesięciu minut. Zaalarmowani półbogowie w dodatku z wyżej wspomnianymi objawami huśtawki hormonalnej, która była przejawem dojrzewania i odruchy impulsywności i nie do końca sprawnego myślenia w stresie, a raczej instynktownego rzucania się w wir walki to mieszanka nie tyle wybuchowa, co absolutnie śmiertelna. Aiden śmiało mógłby podejrzewać, że w ostatecznym rozrachunku to śmiertelnych należałoby bronić przed herosami, niźli na odwrót. Trafną uwagą i myślą, która wpadła do głowy Włochowi mogłaby być faktycznie osoba do mieszania w głowach, albo najzwyczajniejszego w świecie uśpienia śmiertelników. Takie rozwiązanie zachowałoby tajność obozu, a i nikt by na tym nie ucierpiał. - Absolutnie. Ja jestem po prostu totalnym wzrokowcem. Jak widzę - pamiętam, a że nie pamiętam, to już inna sprawa. - Tutaj akurat chłopak nie skłamał. Pamięć fotograficzna była tak ogromnym udogodnieniem jak i brzemieniem. Coś słyszysz, ale za tak zwane chiny ludowe nie możesz sobie przypomnieć o czymś ktoś mówił, do momentu, w którym nie uświadomisz sobie, że to co właśnie czytasz było powiedziane na wykładzie jakieś pięć czy sześć godzin temu. Z zapamiętywaniem większych plików informacji również miał problem, bo tutaj w grę wchodziła już objętość mózgu, a tę uwielbiał sobie wypełniać tekstami piosenek, które nie oszukując siebie, ani nikogo nie wnosiły nic innego jak odrobinę urozmaicenia dnia do jego życia. - Gdybyś tylko przypomniała z czego... - Na jego twarzy zawitał uśmiech, który jednak szybko zgasł. - A czekaj, już pamiętam, a przynajmniej tak mi się wydaje. Oświeć mnie, żeby mieć pewność. Tym razem emocją, którą zastąpiła uśmiech na tej pięknej, aczkolwiek trupio bladej twarzy było zmieszanie. Wydawało mu się, że nie ma problemów z mówieniem o powszechnych tematach tabu, aczkolwiek mimo wszystko nie jest to coś, co chciałbyś poruszyć przy spotkaniu kogoś nowego. - Jak to mówią: genetyka i karma są takie same. Obie to dziwki. - Wzruszył ramionami, w ostentacyjnym geście mówiącym: "co ja mogę pani kochana zrobić". Względem swojej urody prawdą było, że śmiało mogli sobie podać ręce. - Albo tylko ty tak mówisz Aiden. - Potrząsnął lekko głową z uczuciem zrezygnowania połączonym z zażenowaniem. Wymyślanie powiedzeń typu: "jak to ludzie mówią" było swego rodzaju dziwnym natrętem językowym i hobby w jednym. To był ten moment, że kompletnie zdajesz sobie z tego sprawę, ale w sumie, jak to ludzie mówią: "Co zrobisz? Nic nie zrobisz." - Względem turystyki to swego rodzaju zaskakujące, że oni w sumie przetrwali do tej pory wciąż ewoluując z tym światem, a słowa o antykoncepcji nie słyszeli. Swoja drogą, powinnaś ich śmiało zgarnąć na swój wykład. - Puścił jej ostentacyjne oczko. Uśmiechnąwszy się do dziewczyny kucnął razem z nią. Skoro jego demonstrację siły, która ograniczyła się do mega użytecznej czynności jaką były opady śniegu, mają już za sobą, czas prawdopodobnie na nią. Swoją drogą to ciekawe. Wiedział już, że woda ma jej posłuch, ale to tylko zawężało kręg naszego quizu o rodzicach. Jakie jeszcze ma dziewczyna asy w rękawie? Po wykiełkowaniu i pozostawieniu rośliny w stanie całkiem pokaźnym, chłopak lekko parsknął pod nosem. W żadnym wypadku nie było to ofensywne, a jedynie jakoś poprawiło mu humor, że w ostatecznym rozrachunku, oboje pokazali tylko małą część tego co potrafią. Gdyby dziewczyna postanowiła poruszyć las lub, co gorsza, ziemię, wtedy najprawdopodobniej spaliłby się ze wstydu. - Wybacz mi to parsknięcie, ale mimo wszystko wydaje mi się, że ten oto osobnik. - Wskazał palcem mlecz. - Jest pierwszy w tym sezonie. I do tego całkiem dorodny. Na tarczy pór roku znajdowali się na przeciwnych biegunach. Ona była raczej uosobieniem lata, jeżeli mówimy o swoich mocach, on natomiast, jako to śnieg ma w zwyczaju, pojawiał się raczej na zimę. Swoją drogą jej moc była piękna. Potrafiła dać czemuś życie, a nie tylko je odbierać. On nawet jakby się uparł, to nie da rady i Olafa nie ma jak stworzyć. Iskra życia nigdy nie zatli się w czymś stworzonym tylko przez dziecko. Chyba, żeby pogadać z Prometeuszem. Może ziomek da namiary na to co dorzucił do tej gliny jak nas lepił.
Arzu Anvari
Re: Łąka Wto 26 Mar 2019, 15:39
W strojach navy seals to może faktycznie mogłoby być niewygodnie, ale taki swat? Jest część ochronna na tors, coby kul uniknąć i ochraniacze wszelkiej maści, od kolan po naramienniki. Trochę kombinatoryki stosowanej i może mieliby firmowe wdzianka, przed którymi trzęsłyby się maszkary maści wszelkiej, kojarząc kolory i wygląd stroju ze sromotnymi cięgami. Cóż, grecy mieli dzieci Aresa, nordycy – dzieci Tyra. Obie grupy potomków zdawały się mieć w głębokim poważaniu prawa dotyczące dźwigania przedmiotów, toteż niczym nowym nie było w ich wykonaniu rzucanie ludźmi, jakby ci byli zrobieni z papieru (przekonała się o tym na własnej skórze), autami, czy nawet przebijanie się przez kondygnacje budynków. Wszyscy pozostali musieli kombinować, wykorzystując pozostałe dary matki natury. Arzu już na starcie swojej przygody poszukiwacza przygód zrozumiała, że po pierwsze, strzał wymierzonych w kolana trzeba unikać jak ognia, a po drugie, że nikomu raczej krzepą nie zaimponuje. Nauczyła się wykorzystywać element zaskoczenia i szybkość, by mieczem zadać pierwszy, druzgocący cios a potem już sprytnie unikać ciosów przeciwnika w każdy dostępny sposób, czekając na okazję, żeby go dobić. Zdolności leczących nie posiadała, ale głęboko wierzyła w starą, dobrą, lekarską robotę, nastawianie kości, zszywanie i pojenie odpowiednimi odwarami.W tych ostatnich przodowała.
-Ona i w tak w najnowszej zapowiedzi ma spodnie na sobie. – Zauważyła.- Tylko dołożyć do tego zewnętrzną część zbroi, naramienniki i nagolenniki i możemy iść mordować ghule w dobrym stylu. – Im dłużej zagłębiali się w te zagadnienia tym bardziej wychodziło, że starożytni to jednak mieli całkiem niezły zamysł, gdy projektowali pancerze odporne na potwory. Chociaż z czystej przekory broniłaby wersji pancerza w wykonaniu wikingów, bardziej dostosowanej do zimnego klimatu. Nagle ją olśniło. - O, już wiem. Lateks i gorsety jakie miała na sobie Serena w Underworld. – To, co z siebie wydała nie można było nazwać śmiechem. To był najzwyklejszy w świecie rechot osoby, która nie mogła uwierzyć, jak ktokolwiek mógł wpaść na pomysł, że gorset będzie dobrą ochroną przed... czymkolwiek. Jeden lepiej zadany cios i człowiek kończył z pogruchotanymi żebrami. I fakt, może były utrzymywane w miejscu, ale osobie której przykładowo przebiłby płuca na niewiele by się ten fakt zdał. A wręcz zaszkodził.
Nie winiła dzieciaków za bycie podekscytowanymi, kiedy odkrywały nowe umiejętności. Mogła co najwyżej współczuć ich nauczycielom. Jeszcze się taki mądry nie znalazł, co by opracował zgodne z BHP sposoby nauki miotania kulą ognia. Przez pierwszy rok w obozie świeżynek zwykle był najtrudniejszy pod tym względem, bo ich moce uaktywniały się w sposób niekontrolowany w czasie snu albo w obliczu silnych emocji. Pal licho jeżeli oberwał budynek albo prowadzący. Dramat zaczynał się tam, gdzie dzieciak samemu sobie krzywdę zrobił. Regularnie łatali dzieciaki, które coś sobie odmroziły, wypaliły, poraziły prądem...
- Przekonywałam do życia wolnego od chorób wenerycznych i obowiązku alimentacyjnego przed 18 rokiem życia. Obalałam też mity, które co poniektórzy mają wypalone na spodach mózgu od oglądania zbyt dużej ilości pornografii. Teraz widzę, że i tak moje wysiłki były psu na budę. - Pokręciła głową. Trzeba było przygotować pełną prezentację multimedialną, z co pikantniejszymi fragmentami i z pomocą lasera tłumaczyć krok po kroku, dlaczego to, co oglądają, to bujdy i jedynie mokra fantazja. Wzruszyła ramionami. To nie miało już i tak znaczenia, bo nie miała powołania, żeby to stado owieczek prowadzić i chronić. Wystarczał jej szpital. Tam było dość roboty.
- Wymyśliłeś to na poczekaniu. – Parsknęła. - Ale w porządku, genetyka nie wybacza, a karma może czasem działa z opóźnieniem, ale każdego dopada. – Poza bóstwami, cisnęło się na usta. Tabu miało to do siebie, że raczej człowiek wolał dzielić się swoimi przemyśleniami w najbliższym gronie, by uniknąć ostracyzmu, dziwnych spojrzeń albo donosu, że ktoś tu propaguje sposób myślenia niezgody z głównym nurtem. Jakkolwiek Arzu miała to w głębokim poważaniu. Dyskomfort kilku pożal się bożątek (to słowo idealnie pasowało jej w zastępstwie półbóstw) jej nie interesował.
- Bardziej mnie fascynuje naiwność naszych ludzkich rodziców. Mogę zrozumieć, że jak w dawnych czasach spotkało się we wsi kogoś obcego, o atrakcyjnym physis, kto uchronił mieszkańców od jakiejś katastrofy naturalnej albo potwora, to aż żal byłoby nie skorzystać z możliwości wzbogacenia puli genetycznej. Nordowie uznawali wręcz za przywilej, kiedy mogli podjąć bóstwo również w łożu, a to przy okazji postanowiło zostawić swojego potomka. Ale dzisiaj? Chociaż wiesz co, po namyśle, mogło być gorzej. Jestem wdzięczna, że połowa moich genów jest ludzka. Jakby ojciec wziął rozpęd, to mogłabym mieć szpiczaste uszy. – To się naprawdę wymykało ludzkiemu pojęciu. Tym bardziej, że tam skąd pochodziła nieślubne dziecko nie narażało tylko na ostracyzm, ale przy okazji karę śmierci. Nawet wtedy. W sumie, jak się tak nad tym zastanowiła, chłopak powinien mieć na nią ciężką alergię. Niechęć greków do persów jest przecież dobrze udokumentowana w historii. Nie żartowała z tymi szpiczastymi uszami. Frejr był władcą alfów, a więc w zasadzie jego domeną był Alfheim. Powinna być chyba wdzięczna, że wybrał Midgard do zwiedzania. Byłaby wtedy szpiczastoustym, najbardziej rasistowskim pośród wszystkich półelfów, bo białym. W sumie zastanawiała się, jakby alfowie zareagowali na bękarta swojego władcy. Postanowiła tego nie sprawdzać w najbliższym czasie.
Skubała palcem koronę kwiatku. To ziarno mogło być absolutnie wszystkim, było mleczem. W zasadzie ta konkretna umiejętność przydawała się bardziej w alchemii, aniżeli w biciu wrogów. Bójcie się, złodupcy, bo inaczej postraszę was dorodną pokrzywą. To nie brzmiało zbyt groźnie, no ale ludzką cechą było zawsze zakładać, że to druga strona wygrała w loterii genetycznej umiejętności. Klucz leżał w kreatywności wykorzystania swoich darów, tak przynajmniej powtarzała. W dowolnym momencie mogła wyhodować potrzebne sobie rośliny z nasion, oprócz tych, które mogli powołać do życia tylko bogowie. I niektóre z tych roślin były naprawdę paskudne. Trzeba było zacząć ten biznes z produkcją marihuany albo maków na opium.
- Przy okazji nie ma z niego żadnego pożytku. Nie ma pszczół, którym mógłby dać pyłek. Za zimno dla nich. – Potarła koronę kwiatu palcami, znowu skupiając się na tym, by przyspieszyć jego rozwój. Mgliście kojarzyła, że ten konkretny gatunek był dość oporny, jeżeli chodziło samozapylenie, ale odrobina magii mogła zdziałać tu cuda. Ułożyła dłonie w koszyczek, jakby chciała w dłoniach schować kwiat. Czasami miała wrażenie, ze niemal widzi, jak pomiędzy palcami dzieje się... coś. Ale może po prostu widziała to, co chciała widzieć. Kwiat na powrót zamknął się, jednak zamiast uschnąć, po kilkunastu sekundach przywitał ich znowu białym puchem. I tak oto z mlecza zrobił się dmuchawiec.
Byli raczej jak zima i dawno zaginiona kuzynka Elsy, wiosna. No, tam sama z siebie życia też nie tworzyła. Mogła tylko przekonać rośliny do szybszej wegetacji.
Aiden DuVine
Re: Łąka Sro 27 Mar 2019, 16:33
Jak do tej pory przygody chłopaka sprowadzały się do niezbyt wyrafinowanych w swej finezji manekinów ćwiczebnych. Swoje doświadczenie na polu bitwy, takim rzeczywistym, a nie podczas przepychanek herosów, określiłby co najmniej jako poniżej oczekiwań. Wiedza zdobyta za wczas przez Arzu mogła okazać się kluczową w wielu sytuacjach, niezależnie od położenia na osi czasu. Chłopak zaś, wyłączając jedynie przygodę z harpią, pozostawiony był samym suchym treningom. Z jednej strony odpowiadało mu to, ze nie ma w życiu niezaplanowanych wrażeń, z drugiej wiedza pozyskana jedynie na treningach mogłaby być niewystarczająca. Mimo wszystko chłopak miał na siebie plan na polu bitwy. Jego boskie umiejętności były, dziękować bogom, zdolne do czegoś więcej niż powodowania przejściowych zjawisk atmosferycznych opierających się na chłodzie. Mógł wolą kształtować mniejsze, bądź większe konstrukcje i przedmioty. Dodatkowo nadajmy mu pozycję inną niż pierwszy rząd zazwyczaj obstawiany przez tych napompowanych facetów na sterydach i ta da. Kształtuje nam się obraz chłopaka w silnej defensywie, ale z całkiem przydatnymi umiejętnościami do wspierania. - Muszę się przyznać, że nawet nie zwróciłem uwagi. - Przyznał się lekko unosząc prawy kącik ust, a po chwili dodał jeszcze. - W sumie, jak tak sobie przypomnę, to chyba masz racje. Kompletnie zapomniał o tym fakcie, ale racja. Odtwarzając scena po scenie zwiastun w swojej głowie korzystając z zasobów swojej pamięci zdecydowanie mógł stwierdzić, że Elsa porzuciła efektywność na rzecz wygody i praktyczności. Swoją drogą faktycznie obóz powinien wejść we współczesność i zakupić coś porządniejszego niż zbroje z brązu. Na samą wzmiankę o lateksie i gorsetach prychnął. Jakoś ciężko było mu wyobrazić siebie w czymś podobnym. Pomijając już fakt samej strony wizualnej, trzeba sobie też wyobrazić praktyczność takiego użycia. Co gdyby taki obóz na ten przykład nawiedził... Ogr? Wszyscy jak jeden mąż przyoblekli się w swoje gorsety i lateks w jakieś... Od trzydziestu do czterdziestu minut? Do tej pory prawdopodobnie połowa siedziałaby razem z Charonem na łodzi przemierzając Styks. Generalnie sam wykład oczywiście był interesujący i zapewne potrzebny w miejscu tak nabuzowanym nastoletnimi hormonami. Tylko podejście młodych ludzi oczywiście było nie takie jak powinno. Wśród młodzieży, do której swego czasu, chociaż może i nadal, zaliczał się Aiden panuje powszechne lekceważenie wszystkiego co sprowadza się do tematów seksu czy jakiejkolwiek metody prewencji chorób wenerycznych, o zapobieganiu niechcianej ciąży już nie wspominając. Niektórzy niespecjalnie w ogóle lubili poruszać ten temat inni zaś z życia prywatnego starali się robić co najmniej reality show. Ile ludzi, tyle opinii, jednak wykład nie uzyskał wysokiej lokaty we wspomnieniach Włocha, nie z powodu nudnego prowadzącego, a raczej tego, że chłopak ani nie notował, ani nie przeczytał nawet pierwszej strony skryptu. Pamięć blondyna nie przepadała za dźwiękiem, zdecydowanie bardziej preferowała obrazy. - Nie prawda, to tylko moja zdolność kojarzenia niespecjalnie zadziałała. - Westchnął cicho pod nosem. - Ale jeśli chociaż jedna osoba dzięki tobie nie stała się siedliskiem choroby wenerycznej, albo trywialnie mówiąc, nie zaciążyła to uważam, że twoja misja została spełniona. - Mrugnął do niej jednym okiem ukazując na swojej twarzy ciepły uśmiech. Nie chciał dawać jej wrażenia, że tak ciężkie zadanie jakiego w przeszłości się podjęła poszło na marne tylko z tego powodu, że jego pamięć jest zawodna i z chęcią zamieniłby się ze słuchowcem na talenty. Mimo wszystko bycie nauczycielem zawsze pasjonowało Aidena. Czymś skutecznie odciągającym go na tę chwilę były zarobki. Jakby się temu bliżej przyjrzeć bliżej, to nawet z cierpliwością do dzieci nie miał problemu. - W sumie to ciekawe, jak wygląda tekst na podryw. Wyobraźmy sobie takie Hadesa. - Odkaszlnął lekko, żeby obniżyć swój głos do takiego jakim wyobrażał sobie głos boga podziemi. - Siemka maleńka, strącić cię do Tartaru? - Całą sytuacja mogłaby wyglądać co najmniej komicznie biorąc pod uwagę fakt, że na dobrą sprawę kiedy dane bóstwo się ujawniało? - W waszej kulturze to zaszczyt i obowiązek, ale o ile ja kojarzę, to nasze bóstwa zazwyczaj już od tysiącleci są zajęte. Poza tym, zastanawiałaś się kiedyś kiedy im mówią? W sumie patrząc na taką czystą ludzką ciekawość to tekst o tym, że jest się bogiem mógł działać cuda, ale do tego należałoby to poprzeć jakimś dowodem. Chłopak westchnął głośno. W sumie owiane to było jakimś gęsto tkanym woalem tajemnicy, bo ojciec nigdy nie wspominał okoliczności poznania matki. Jej samej niespecjalnie po drodze jest też na półwysep apeniński, więc jak doszło do ich poznania? Aiden już dawno stwierdził, ze życie półboga nie przynosi odpowiedzi na pytania, a wręcz przeciwne. Znaki zapytania pojawiają się jak głowy już wspomnianej hydry. Myślisz, ze udało ci się już usunąć jeden, a tu niespodzianka, bo na jego miejscu powstały już dwa inne. Chłopak skrycie w duchu dziękował, że generalnie na dworze jest zimno - przynajmniej w ten sposób nie musiał brać na siebie aż takiej odpowiedzialności za odczucie dyskomfortu przez dziewczynę. Na wspomnienie o pogodzie tylko lekko westchnął. Kochał zimę, ale w zimie ludzie byli tacy... Niespecjalnie optymistycznie nastawieni do życia - oczywiście w przeciwieństwie do blondyna. Do tego cała ta przyroda była niespecjalnie chyba zadowolona z obecnego stanu rzeczy. - Przydatne umiejętności. - Skwitował po pełnej prezentacji tego co Arzu potrafi zrobić i przytakując głową w geście aprobaty dodał. - Czyli woda i natura. Ciekawe połączenie. Generalnie jeśli dziewczynie znudzi się latanie za potworami ma szanse na otwarcie dobrze, a nawet bardzo dobrze prosperującej jednoosobowej farmy. Przy okazji zbije krocie. Prawdopodobnie na uprawie wyszłaby lepiej niż Włoch na efektach specjalnych.
Arzu Anvari
Re: Łąka Sob 30 Mar 2019, 01:09
Jej doświadczenie bojowe brało się po części z dłuższego stażu w obozie, a po części również dlatego, że jak się jest małym awanturnikiem to trzeba iść gdzieś tą parę spuścić, bo obijanie mord na arenie kończy się w którymś momencie. Może nie miała szansy zostać strategiem roku, ale chłodna kalkulacja, obserwacja otoczenia i wiedza zdobyta w innych dziedzinach życia skutecznie podwyższała jej szanse wygranej w starciu z przeciwnikiem większych gabarytów. Albo takim ukierunkowanym na jedną tylko sferę rozwoju. Takie utopce miały paskudne pazury i były dość toporne w siekaniu, ale przy okazji głupie. Wystarczyło trochę kombinatoryki by wciągnąć je w pułapkę z pracujących pod ziemią korzeni. A potem to już tylko bye bye hollywoods forever i solidna doza stali w gardło. Defensywa też była potrzebna i przekonał się o tym każdy, kto kiedykolwiek stanął oko w oko z hydrą. Póki miała małą ilość łbów, najlepiej działało obstawianie każdej głowy parami. W ten sposób jedna osoba była odpowiedzialna za wykonanie cięcia, podczas gdy druga zajmowała uwagę łba. Albo łbów. Najgorszym co można było sobie zrobić to pozwolić na ich odrastanie. Chociaż musiała oddać swojej kuzynce punkt odnośnie tego, że przypalanie tkanki po świeżo ściętym łbie, co fachowo nazywało się kauteryzacją, musi spowolnić proces regenreacji o kilkanaście cennych sekund. Do wypróbowania w rzeczywistym starciu. - No, proszę wysokości Arendell, takie niedopatrzenie. Dzisiaj zapowiedź, jutro zeznania podatkowe podwładnych. – Kliknęła językiem. W sumie to nie obchodził jej ten trailer, ale zawsze można się było jeszcze trochę pośmiać z faktu, że oboje są troszkę niedorobionymi księżniczkami disneya. Cóż, obóz miał swoje zasady. Musieli kultywować wszystkie te eposy bohatera skromnego, który stoi na straży sprawiedliwości, cnoty i innych takich rzeczy, które w 2019 wkładało się między wszystkie te fantastyczne podania o herosach. A ich samych wkładali w mało efektowne zbroje, żeby mieć pewność, że selekcja naturalna zrobi swoje i za bardzo nie urosną w szeregi. Miała na ten temat swoją bardzo prywatną opinie, ale z drugiej strony nie każdy dorastał na bliskim wschodzie żeby móc na własne oczy widzieć, co robi liczne potomstwo panteonu nastawionego tylko na sianie zniszczenia. Lekko się wzdrygnęła, gdy jej myśli przypadkiem zawędrowały w niezbyt ciekawe rejony pamięci. - Poddaję się. – Oznajmiła wreszcie, angażując się całą sobą w rolę cierpiętnicy. - Świat nie był gotowy na mój talent dydaktyczny. Zgaduje, że zachowam swoje sekrety, ograniczając się do zszywania kolejnych ran i odtruwaniu w szpitalu. O. – Nie żeby postanowiła dawno temu, że więcej na mównice nie wyjdzie. I wcale nie dlatego, że bała się przemówień publicznych czy dlatego, że audytorium, łagodnie mówiąc, trochę niekumate. Po prostu szkoda było jej czasu. Niech się Stary sam buja z tymi prelekcjami. - Chyba wolałabym gówniany tekst o Tartarze niż dzisiejsze perełki z internetu. Typu, "hej, fajna koszulka. Z czego jest zrobiona? - Zrobiła trzysekundową pauzę, tak żeby puenta wybrzmiała solidnie. -Is it a boyfriend material?* - Skrzywiła się wyraźnie, a to nie było najgorsze, co można usłyszeć. To znaczy z takiego tekstu, z odpowiednim uwzględnieniem, że jednak girlfriend, to może by się ucieszyła, wykorzystywał jakoś kreatywnie możliwości językowe. Pytania o bycie aniołkiem i inne takie kwitowała już głównie środkowym palcem. - Kiedyś może to był zaszczyt, ale dzisiejsze społeczeństwo mocno się zmieniło. Raczej po, nie? Wcześniej to by uznali, że świr. - W sumie jaki moment jest dobry na zrzucenie takiej bomby na śmiertelnika? Przynajmniej w jej przypadku wydarzyło się to po fakcie. Takie tam, leżenie na łyżeczkę, dochodzenie po siebie stosunku, a tu hyc, facet się przyznaje że jest bóstwem płodów rolnych i urodzaju. Jak pokazał przykład, nie tylko rolnych. Ludzkie też mu się udawały. - Mam niepotwierdzoną tezę, że może oni emanują jakąś dziwną aurą, której my nie dziedziczymy. Jakieś nieświadomie wpływanie na śmiertelników, że oni chętniej łykają te bajeczki, tanie teksty na podryw i chętnie wskakują do wyra. Odmawiam uwierzeniu w to, że ludzie tak sami z siebie są głupi i się na to łapią. Na zapewnienia o miłości i takie tam. – Musiała bronić swoich ludzkich genów za wszelką cenę. - Może naszym błędem jest przypisywanie im ludzkich odruchów, zgodnie z najlepszą grecką tradycją postrzegania bóstw jako zbliżonych ludziom. Ludzką to mają powłokę. - Wreszcie wzruszyła ramionami. - Ale jak przychodzi do praktyki, to traktują ludzi mniej więcej tak, jak my klacze prowadzimy do ogiera. Zero biologicznego odruchu dbania o potomstwo. - Jej matka też za wiele mówić nie chciała, jakby głęboko przekonana, że od rozmawiania o 'tych sprawach' córka zaraz poleci odtwarzać jej błędy młodości. Dopiero kiedy ojczyma nie było w domu, wspomniała mimochodem, że uważała go za człowieka z zachodu i że tak wspaniale im się rozmawiało, a potem... Zerwała dmuchawca i przez chwile jakby zastanawiała się, co z tym fantem zrobić. A potem najzwyklej w świecie dmuchnęła, posyłając nasiona dalej w świat. A co tam. Niech się mnoży i będzie więcej mleczy. Dobry miód z nich był. Chyba? - Wedle najlepszych zwyczajów mojego ludu powinnam się z tobą upić w sztok. Ewentualnie cię zabić, bo jeszcze wykoncypujesz jak wykorzystać wiedzę o moich zdolnościach. -Mrugnęła zawadiacko okiem.
Aiden DuVine
Re: Łąka Sob 30 Mar 2019, 11:32
Może to właśnie chłodnej kalkulacji chłopakowi brakowało? Zazwyczaj za bardzo ulegał emocjom, tak tym negatywnym jak i pozytywnym. Kiedyś w porywie złości na ojca, chwilę po tym jak się dowiedział kim jest, pokrył solidną warstwą szrony cały dom od zewnątrz i wewnątrz. Ciężko było to wytłumaczyć sąsiadom, biorąc pod uwagę, że był to lipiec na południu Francji. Tylko tutaj nam dochodził jeszcze czynnik, że był młodym niedorostkiem i jeszcze, nie potrafił zapanować nad tym co w nim tkwiło. Przytakując głową na znak aprobaty odnoszenia się do niego razem z całym jego królewskim majestatem ukłonił się nisko zgodnie ze standardami panującymi na europejskich dworach. Tę umiejętność zawdzięczał głównie francuskiej szkole, bo nie wiedzieć do końca czemu, kaganek oświaty w tym kraju wprowadzał zajęcia z protokołu dyplomatycznego w szkołach. To było mocno ironiczne, biorąc pod uwagę, że wiedzieli jak odnosić się i zachowywać z szacunkiem w obecności osób koronowanych, ale sami swój ród wyrżnęli w pień. - Moja droga, od zeznań podatkowych i innej tej niepotrzebnej papierologi to ja mam ludzi. - Odpowiedział jej wzniosłym pogardliwym tonem, imitując, na tyle na ile było to możliwe, brytyjski akcent. Panował swego rodzaju stereotyp jakoby brytyjski akcent był bardziej... Wyrafinowany. Gdy jednak sięgniemy po książki historyczne i do informacji z nauki o języku to dowiemy się, że to właśnie akcent Amerykański jest tym akcentem, który jest najstarszy i najbardziej oddaje klimat epoki Królestwa Anglii przed koloniami. Wyspiarze nie mogli przeżyć tego, że utracili kolonie na rzecz nowego, niezależnego państwa dlatego, postanowili zmienić swój akcent, robiąc w swojej kulturze coś na wzór zezwierzęcenia mieszkańców nowego świata. Łatwiej się z kimś walczy, odbierając mu cechy ludzkie i zarzucając mu zabijanie kultury, która przecież znajdowała się w ich "pakiecie startowym". Chłopak ostentacyjnie poklepał dziewczynę po ramieniu dodając jej tym samym trochę otuchy. - Nie powinnaś, może to po prostu nie ta dziedzina, w której powinnaś się spełniać. - Westchnął głośno, wprowadzając niejako atmosferę refleksji i melancholii. Szybko jednak rozwiał wcześniej wspomniane uczucia na rzecz nadmiernej ekscytacji. - Praca w szpitalu musi być super. Coś tam, jako dzieciak z ekipy Asklepiosa liznąłem tematu, ale nie na tyle, żeby móc sobie pozwolić na pracę tam. Zerknął lekko ze zrezygnowaniem w ziemie. To dopiero musiała być przygoda - krew, flaki i ratowanie życia. Brzmiało jak tytuł dobrego filmu z gatunku kina akcji, czyli tak jak powinna brzmieć kariera. Oczywiście rzeczywistość była dużo smutniejsza i szara. Tona biurokracji, przypadki przedmiotów w odbycie czy też pochwie i gówniarze z poprzecieranymi kolanami tudzież zatruciem alkoholowym, a przynajmniej tak sobie wyobrażał realia pracy w miejscu, które nazywano zakładem leczniczym. Chłopak parsknął i zaatakował niepohamowanym śmiechem na wzmiankę o dosłownym materiale na chłopaka tudzież dziewczynę. Fakt, Tartar w takiej konfiguracji wydawał się całkiem kuszącym materiałem na rozpoczęcie flirtu. Chłopak na całe szczęście od dłuższego czasu ograniczył relacje romantyczne do najmniejszego minimum- zera. Dlatego też, on nie musiał narzekać, że czymś się posłużył w sposób, w który nie powinien bądź też sam coś usłyszał, co wywołało nieprzyjemny dreszcz i postawiło osobę, która przymierzała się do rozpoczęcia zalotów w negatywnym świetle, żeby nie powiedzieć mroku. - Słuchaj dla niektórych oznaka bycia świrem jest nad wyraz pociągająca, wydaje mi się, że w niektórych przypadkach mogłoby przejść. - Zaśmiał się pod nosem, po czym dodał. - Ale wiem o co ci chodzi. Generalnie wydaje mi się, że może mówią dopiero jeśli nadciąga potomek? Ech, ciężko to sprecyzować. Jak kiedyś spotkam matkę to się podpytam. - Puścił Arzu oko i zaczął pstrykać stawami w palcach. O ile sam dźwięk, kiedy robił to ktoś inny był co najmniej obrzydliwy, o tyle kiedy robił to Aiden był nad wyraz satysfakcjonujący. Coś w stylu tych wszystkich durnych filmików, które są tak satysfakcjonujące, że w ułamku sekundy, możesz stwierdzić, że twoje życie jest pełne i możemy to skończyć. - Chyba zgodzę się z twoją teorią. To tylko powłoka, a boskość musi od nich jakoś emanować. Może to jest właśnie t coś, gdzie ludzie bez zastanowienia ignorują wszystkie poszlaki i nawoływania świadomości typu: - Odkaszlnął intonując inny od swojego, aczkolwiek stosunkowo losowy głos. - "To może być psychopata..." - Uśmiechnął się po czym wrócił do standardowego tonu. - Generalnie nie tylko oni tak traktują ludzi. Ludzie sami siebie też tak traktują. Spędzając stosunkowo długi czas w internecie, musiał w końcu trafić na jakiś portal social media. Stamtąd też, bardzo łatwo, można było się dowiedzieć, że reprodukcja, po czym pozostawienie jednego z partnerów z dzieckiem nie było czymś nad wyraz rzadkim, a wręcz przeciwnie - w niektórych kręgach bardzo popularnym. Może był to kolejny dar, lub też wzorzec personalny, który ludzie przejęli od swoich bóstw? Jeśli tak, to chapeau bas! Nasiona dmuchawca niesione przez wiatr były czymś, co mogło przypominać płatki śniegu powoli spadające na ziemską powłokę. Było to w swej krasie tak piękne i delikatne, a z drugiej strony bardzo efektywne. - Jak już pewnie zdążyłaś zauważyć, z chłodzeniem alkoholu nie mam problemu. - Zaśmiał się, choć w sumie do tego chyba najczęściej używał swojego daru. - Pozwolisz więc, że wybiorę opcję z nawaleniem się.
Arzu Anvari
Re: Łąka Wto 02 Kwi 2019, 00:59
Przypadek i ilość potworów na świecie szybko robiły porządek z niesfornymi herosami, a z drugiej strony stworzyli sobie o tyle bezpieczny azyl, że niektórzy nie musieli walczyć o przetrwanie. Mogli oddawać się na przykład hodowli kwiatów doniczkowych. Jak ona. Była dumna ze swojej kolekcji storczyków i żaden z nich nigdy nie oberwał magią wspomagającą wzrost. Miał jeszcze czas żeby nauczyć się nie wchodzić innym pod ostrze albo kalkulacji, którą ścianą ucieknie najszybciej od wroga. Kiedy jej zdolności pierwszy raz dały się światu we znaki, z dnia na dzień ich ogród zakwitł. I okej, Isfahan to nie jest tylko kamień na kamieniu i pustynia jak okiem sięgnąć, ale ale sąsiadów mocno zdziwił ten wysyp zieleni. Potem przeprowadzili się do Stanów i tym, co oberwało najmocniej w przypływie dziecięcego gniewu były okoliczne hydranty. Wypadki chodzą po ludziach i półludziach-półbóstwach. - Kristoff się nie liczy, on prawdopodobnie nie umie napisać swojego imienia. – Liczyła, że nie pomyliła imienia półgłówka z łosiem z tym księciem, co to patrząc po ostatnich sekwencjach bajki najwyraźniej urwał się z Gry o Tron. Wyraźnie wyznawał zasadę, że wszyscy muszą umrzeć. Rody królewskie da się zrobić od nowa, co nie? Akcent brytyjski nie robił na niej żadnego wrażenia. Jedyne co jej się kojarzyło to fakt, że z dwojga złego bardzo ciężko było się pozbyć naleciałości akcentu amerykańskiego a jeszcze trudniej go wyrobić, jeżeli się na tych terenach nie dorastało. W ten sposób wszyscy się orientowali, że ona nietutejsza, zwłaszcza kiedy w przypływie ciężkiej kurwicy zaciągała solidnie r oraz h. - Spełniam się w nastawianiu przetrąconych losem gnatów i wycieraniu łez herosów, który nie potrafią zrozumieć, że tydzień w łóżku to nie hańba. W końcu normalny człowiek leżałby pół roku - Przewróciła oczami. Regenerowali się szybciej a i dysponowali talentem zasklepiania każdej rany, ale zawsze uważała, że tydzień urlopu od świata i mordobicia czyni cuda. Też kiedyś musieli się solidnie wyspać i pozwolić nieszczęsnym mięśniom wrócić do stanu używalności. - Macie jakieś przymusowe te zajęcia w szpitalu? Zawsze mi się kojarzy, że sporo się tam kręci członków drużyny Asklepiosa. – Jakby się tak zastanowić, to robili wszystkie takie małe pracę, które jej ułatwiały nieco funkcjonowanie. Ich szpital znowu takim ogromnym molochem nie był. Prawie, że rodzinny biznes. - Cóż, masz szansę, w ten czy inny sposób. Mamy trzy rodzaje medyków szpitalu. Stara szkoła, czyli ludzie którzy tak jak ja władowali 6 lat życia w studia i kilka kolejnych inwestujemy w specjalizację. Typ drugi to paramedycy, czyli po prostu entuzjaści którzy uczą się w szpitalu, na bieżąco że tak powiem. Typ trzeci to po prostu potomstwo Asklepiosa albo jakieś obdarzone magicznie przypadki. Duża część z nich nie założy szwu ani nie nastawi kości, ale są pierwsi żeby wpychać te swoje leczące łapki wszędzie tam, gdzie widzą dziurę w człowieku. – Realia bywały różne. Dużo z tego było doraźnej pracy nad bolączkami dnia codziennego, czasami mieli przypadki ekstremalne, kiedy człowieka wypluwał portal Frejr jeden wie skąd i z podłogi jechał wprost na salę operacyjną. Stary sam z siebie pojawiał się od czasu do czasu, ale częściej już tylko żeby pilnować, czy personel który kształcił wykonuje swoją pracę w odpowiedni sposób. Jej relacje romantyczne ograniczały się do szukania znajomych z korzyściami, w chwili obecnej sztuk jeden. Tak było lepiej i wygodniej. W każdym innym wypadku, a nawet kilku pozornie nastawionych tylko na obopólne korzyści, pytały bardzo niewygodne pytania pokroju " a dokąd zmierza nasz związek?". To zależy, odpowiadała wówczas. "Od tego czy wolisz wypierdalać oknem czy drzwiami". Ten żart nigdy się nie nudził, ale robił swoje. Kasowała kolejny numer z telefonu, paliła przez kilka dni trochę więcej, bynajmniej nie z żalu czy tęsknoty, a życie dalej toczyło się swoim torem. - Pewnie jest taka parafilia i to prawdopodobnie jedyny powód, dla którego niektórzy z nas nie skończyli z głową w wanience, czy jak się tam teraz pozoruje wypadki z udziałem niemowlaków. – Cóż, jej ojciec zjawił się kilka miesięcy po tym, jak się urodziła, tłumacząc jej matce, że no fajny ten dzieciak, krągły taki, 10/10 w skali, trochę się ślini ale tak w okolicach 10 roku życia to już zacznie być bardziej zabójczy, a i dla niej otoczenie też przestanie być miłe, zwłaszcza to rogate albo plujące jadem. Chrupanie stawów nie robiło na niej najmniejszego wrażenia, zwłaszcza odkąd usłyszała, za młodu, jaki dźwięk wydała noga złamana w trzech miejscach jednocześnie. Nie wierzyła też w teorie, jakby od tego wykrzywiało palce czy inne takie. - U ludzi nazywamy to jakimś odchyleniem, oni w pierwszej kolejności musieliby mieć jakiś wzorzec zachowań uznawanych jako właściwe. Skoro nie podlegają ludzkiej ocenie ani prawom, to mierzenie ich ludzkimi wzorcami też mija się z celem. – Wzruszyła ramionami. Mogłaby pisać rozprawki filozoficzne na ten temat, i to z kilku różnych punktów widzenia. Ludzie byli dla siebie nad wyraz paskudni, ale ciągle nie byli w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy po prostu była taka ich natura czy jednak bóstwa wspomagały pewne cechy. Zawsze powtarzała, że powinno się kontrolować populację boskich bękartów, bo potem dochodzi do sytuacji takich, jak w jej rodzinnym Iranie. Zaratustriańskie bękarty najpaskudniejszych bóstw pod wezwaniem zniszczenia i innych, mało ciekawych aspektów życia, panoszyły się, skutecznie czyniąc życie wszystkich na około piekłem. A jakiś czas po tym jak skończyła 10 lat i zaczęła pokazywać swoje umiejętności, cholerstwa zorientowały się, że mają do czynienia z czymś podobnym do siebie, aczkolwiek trochę innym. Decyzja została podjęta szybko i pół roku później mieszkała już w Stanach, wdrażając się w trybiki obozowego życia. - Brzmi jak plan. Niekoniecznie teraz, bo jest przed południem, ale zdecydowanie jak plan. – Znowu taka wojownicza nie była, żeby wyzywać go na pojedynek na śmierć i życie, tak tu i teraz. Tak bardzo tego honoru bronić nie musiała.
Aiden DuVine
Re: Łąka Sro 03 Kwi 2019, 17:02
Uśmiechnął się delikatnie pod nosem na samo wyobrażenie sobie Kristoffa, który siedząc wśród papierków nie do końca zdaje sobie sprawę co dokładnie robi. Fakt, nie był on może najbardziej rozgarniętą postacią serii, ale był oddany całej sprawie no i Annie. Zdaniem Aidena stanowili całkiem dobrany duet, żeby nie powiedzieć parę. Z kolei Hans, nie był postacią, która budziła powszechne zaufanie czy szacunek. Od samego początku można było spodziewać się, że miłość, która stanęła w drzwiach, jak oboje śpiewali podszyta jest dość mocną kalkulacją i chłodem. - Nie martw się. Kristoff biega na pocztę, Olaf robi papierki. O tyle o ile magia Elsy była w stanie tchnąć w życie w dość niezgrabną masę śniegu, o tyle zdolności blondyna ograniczał brak iskry bożej. Sama sympatia, która zawiązała się pomiędzy chłopakiem a filmem dla dzieci, najprawdopodobniej tkwił w szkopule, że w młodej bojącej się swojej mocy dziewczynie, widział samego siebie tuż po przebudzeniu mocy. Nie do końca wiedział co się dzieje. Próbował to ukryć, tak by rykoszetem nie oberwało się jego bliskim. Z czasem przyszłą dojrzałość i stwierdzenie, że pewnych rzeczy po prostu trzeba się nauczyć. Przyszedł również ciężki czas opuszczenia domu i wyruszenia w siermiężną i trudną głównie psychicznie drogę do obozu. Długie przystosowanie swojego języka do panujących tutaj realiów, bo choć z angielskim nigdy specjalnie nie miał problemu, to przestawienie się na dłuższe posługiwanie się tym językiem sprawiło niemały ból głowy. Na samo wspomnienie praktyk w szpitalu w Aidenie wystąpiło dziwne uczucie. Euforia połączona z dziwnym smakiem lęku i zaniepokojenia. Fakt, jako dzieciak z drużyny Asklepiosa miewał praktyki w szpitalu, nawet stosunkowo intensywne. Do tego stopnia, że miał już swego rodzaju wyrobioną specjalizację, w którym kierunku miałby iść dalej. Generalnie z wszystkich trzech typów medyków, których przywołała Arzu, blondyn identyfikował siebie jako ten drugi. Gdzieś pośredni pomiędzy wkładaniem swoich zimnych rączek w każdą otwartą ranę, a spędzeniem długiego czasu na sromotnej nauce. Uczył się swego czasu odpowiednio dużo do tego stopnia, żeby pozdawać podstawowe egzaminy. Lekarzem sam siebie oczywiście by nie nazwał, przytoczone tutaj wcześniej określenie jako para medyk sprawdzało się bardziej. - Tak, siedziałem dość długo robiąc swego rodzaju... Praktyki. - Westchnął głośno. - Po pewnym czasie trafiłem na oddział ginekologii i położnictwa. Ale z racji powrotu do ciężkich treningów musiałem na tę chwilę zrezygnować z posady. Nie mniej jednak, znam wszystkie trzy ścieżki i określiłbym siebie jako para medyk jeśli bym musiał. - Przyjrzał się dokładniej dziewczynie i skupił swoje oczy w lekko podejrzliwym wyrazie. - A Ty? Na jakim oddziale pracujesz? Sądząc po referacie, który wygłaszałaś stwierdziłbym, że ten sam oddział, na jakim i ja się uczyłem, ale nie specjalnie cię pamiętam. Na wzmiankę o pozoracji wypadku z udziałem dziecka przebiegł go zimny dreszcz. Znał i doskonale zdawał sobie sprawę z realiów rządzących tym światem, niemniej jednak złość i nienawiść tląca się w ludziach potrafiła nie raz i nie dwa go zaskoczyć. Wiedział, że będąc kimś takim jak półbóg jeszcze przyjdzie mu się zmierzyć z występkiem przeciwko naturze ludzkiej jakim jest zabójstwo drugiego człowieka. Potworami się nie przejmował. Te prędzej czy później odzyskiwały siły witalne gdzieś w okolicach tartaru i powracały na polowania. Każdy pojedynczy grek w obozie wiedział: mimo tego, że Meduzę usiekli lata temu, to spokojnie można ją spotkać na swojej drodze. Zabicie człowieka prowadziło za sobą nieodwracalne w swej naturze skutki. Nie przywrócisz do życia, nawet za zgodą Hadesa. Popkultura w wielu serialach i filmach jednego nauczyła na pewno tak śmiertelnych jak i potomków bóstw - nie baw się w nekromancję, to nigdy nie kończy się dobrze. Właśnie dlatego gdzieś, głęboko w środku niego tliła się iskierka, która motywowała jego decyzję do starania się o jakąkolwiek posadę w szpitalu. - Spokojnie, biorąc pod uwagę częstotliwość biesiad obu obozów na pewno znajdziemy moment, żeby się napić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tendencja do spożywania nadmiernej ilości alkoholu tkwiła bardziej w sposobie życia i odreagowaniu na nie, niźli cokolwiek innego. Ciężko było mieć świadomość o tym wszystkim co się dzieje wokół i nie szukać możliwości zresetowania swojego mózgu raz na jakiś czas.
Arzu Anvari
Re: Łąka Nie 07 Kwi 2019, 16:16
Elsa złamała jakiś tajemny kod, prawdopodobnie również ten odnoszący się do tradycji panujący w jej około-średniowiecznych czasów, wychodząc z założenia, że zanim się gościem ohajtasz wypadałoby wiedzieć o nim coś więcej. Na przykład czy jego jedynym rozwiązaniem na wszystkie problemy nie jest mordowanie przyczyn problemów. W sumie to robiła siostrze przysługę, bo przecież mogła jej zaaranżować małżeństwo głównie dla politycznych celów, wsadzić na sanie i nara, idź się dziewczyno bujać ze swoim przyszłym, 40letnim mężem który ogłady uczył się od pobliskich misiów grizzly. Kristoff dla odmiany był postacią, z którą mieli utożsamiać się wszyscy ci chłopcy, który może nie byli najbystrzejsi a ich starzy nie zmieniali mercedesa co sezon, ale jak to mówią, serce we właściwym miejscu. Poza tym, kto nie chciałby mieć przyjaznego łosia? - No to teraz mnie uspokoiłeś. Analfabeta poświęcony na rzecz tworu, który ma kostkę lodu zamiast mózgu. – Sarknęła. Zrobić sobie takiego Olafa z tej czy innej materii (no może poza ogniem, bo żywiołaki ognia wybuchały w naprawdę paskudny sposób kiedy kończył im się termin przydatności) to byłby nie tylko nie lada wyczyn, ale udogodnienie. Prywatny niewolnik do załatwiania wszystkich spraw, na które człowiek normalnie nie ma czasu albo nie chce mu się ich robić. Z drugiej strony, Arzu wolała wszystkie swoje sprawunki załatwiać sama. Po pierwsze, wychodziła z założenia, że jak coś ma być zrobione dobrze, to trzeba to zrobić właśnie samemu. Po drugie, na ludziach generalnie nie można było polegać. Po trzecie, odczuwała głęboki dyskomfort myśląc, że ktoś grzebałby w jej prywatnych rzeczach. Tym sposobem została krabem samotnikiem, który wszystko robi sam i tylko na asystentów nie fuczy, bo jednak była wdzięczna, kiedy narzędzia czekały zdezynfekowane i gotowe do użytku. Największy potencjał tych tworów mógł się mimo wszystko sprawdzić w walce. Gdyby taki Olaf czasem wybuchł w wielce efektowny sposób, na pewno mógłby zamrozić wroga. Chociaż na kilka sekund. Praktycznie każdy dzieciak czuł niepokój, kiedy odkrywała, że backflipa na deskorolce to nie zrobi, ale za to może, przykładowo, spopielić przypadkiem cały dom rodzinny wraz z żywym inwentarzem w postaci rzeczonej rodziny w środku. Tutaj uczyli się, jak to opanować, jak korzystać, a nawet jak połączyć to z pewnym potencjałem bojowym. I chyba dzieciaki czuły się trochę lepiej, widząc krzątających się po obozie dorosłych. W każdym razie ona czuła się trochę swobodniej widząc, że człowiek który chwile temu spopielił manekina jakimś cudem dożył trzydziestu lat. Teraz stwierdzała, ze wyzwaniem będzie dotrwać do 40stki. Zarówno żywym jak i bez wyroku na koncie. Odpowiedziała mu takim samym, o ile nie ostrzejszym, przenikliwym spojrzeniem oczu, spojrzeniem człowieka, który spędził długie godziny, dni i tygodnie swojego życia wpatrując się w pisane małym drukiem literki, całe ściany tekstu wręcz, próbując znaleźć w nich przydatne informacje i może jeszcze zachować cokolwiek w pamięci. A potem zamrugała dwa razy, bo nie, no ni cholerę nie mogła sobie przypomnieć, żeby kogoś takiego widziała w szpitalu. Po części wynikało to z tego, że generalnie miała gdzieś co się dzieje na spotkaniach, korytarzach i odmawiała zaśmiecania swojej pamięci równie nieprzydatnymi informacjami. Pamiętała imiona pielęgniarek, bo te już podjęły decyzję i zostawały z personelem na dłużej. - Bujam się głównie po chirurgii ogólnej, dając rękę wsparcia wszędzie tam, gdzie jest obłożenie po kolejnym rollecasterze zwanym życiem. – Postanowiła przyjrzeć mu się jeszcze raz, ale ilekroć sądziła, że może coś jej zaświtało w głowie, musiała przyznać, że było to li tylko życzeniowe myślenie. - Rzutem na taśmę trzymam oficjalny tytuł toksykologa, bo trochę sprawniej umiem wyciągać z ludzi różne trucizny. To też działa w drugą stronę, ale hshhh. Poza tym, hej, zawsze możesz wrócić. Entuzjastów samouków ze świecą w ręku szukać. Wole definitywnie bardziej personel medyczny niż wszystkie te świecące magią dzieciątka, które nie odróżniają zwichnięcia od skręcenia, ale już by to leczyły. – Nie była zazdrosna, bo nie miała o co. Zapracowała na swoje umiejętności i była z nich dumna. Te dzieciaki chciały dobrze, pewnie, ale miały zaskakujący opór przed czytaniem uznanych dzieł medycznych, z tymi od Asklepiosa, które w szpitalu były obowiązkową lekturą, włącznie. Ludzie byli źli. Po prostu. Potwory też określano jakie złe, ale większość z nich nie pojmowała zasad rządzących ludzkich społeczeństwem, tak jak ludzie niekoniecznie mieli ochotę sprawdzić, jaka hierarchia panuje wśród jakichkolwiek stadnych potworów. Człowiek zwykle miał wybór. Nie znajdowali się już w stanie permanentnego zagrożenia populacji – na tym etapie nawet zabijanie zwierząt na mięso wydawało się czystą fanaberią, bo znaleźli sposoby pozyskiwania o wiele większych ilości kalorii niezbędnych do przeżycia. Ale ich zadaniem nie było naprawianie ludzkości. Mieli ją chronić, w pewnym sensie także przed zapędami tych bogów, którzy ciągle liczyli na masowe igrzyska śmierci i zakucie pozostałych ludzi w kajdany niewolnictwa. - Mhm, ostatnio mieliśmy zajebanie oddziału po Wielkich Dionizjach. Nie podejrzewałabym,że w wielce oświeconych potomkach greków siedzą takie zwierzęta. – I nie miało tutaj znaczenia, że kiedy przychodziła noc Walpurgii albo inne równie wesołe nordyckie święto jej grupy robiły taką samą rozwałkę na terenie obozu.
Aiden DuVine
Re: Łąka Nie 14 Kwi 2019, 18:53
Perspektywa posiadania kostki lodu zamiast mózgu mogłaby dość kusząca dla co poniektórych osób, które znał Aiden. To i tak zawsze coś więcej niż to co czaiło się w zakamarkach pustostanu person do których chłopak niespecjalnie był nastawiony pozytywnie. Dodatkowo mimo faktu posiadania stosunkowo niskiej sprawności mózgowej Olfa był tak niebiańsko przyjaznym i pozytywnym stworzeniem, że może to właśnie kostka lodu zamiast mózgu jest rozwiązaniem na ciągłą opryskliwość i negatywne nastawienie? - Słuchaj lepsze to niż mięśniak z hakiem. - Odparł na lekko zadziorną uwagę dziewczyny. Przytyk do Vaiany był czymś, by zgrabnie wyminąć już tak siermiężnie eksploatowany przez nich film. Chciał zobaczyć jakie teorie względem tej produkcji posiada Arzu. On sam lubił ścieżkę dźwiękową z tego filmu, była niezwykle dobra. Widać było, że Disney zmierza w dobrym i ciekawym kierunku. Anegdota o tym, że jest to swego rodzaju nawiązanie do władcy pierścieni była bardzo ciekawa. Jakby na to spojrzeć z szerszej perspektywy, nie jako kreskówka dla dzieci, a film fabularny, przeanalizować to porównawczo to jest duść dużo punktów stycznych. W końcu, jakby nie patrzeć oba główne charaktery niosą drobny przedmiot do wulkanu napotykając po drodze liczne przygody i nieprzyjemności. Mamy też kryzys charakterologiczny, który zdecydowanie większy wpływ miał w Vaianie niźli na małego Hobbita. Na wspomnienie o powrocie do pracy w szpitalu uśmiechnął się delikatnie pod nosem. W końcu jest to jakiś cel w życiu no i tak upragnione przez blondyna niesienie pomocy innym. Jego moce nie były jakieś wybitnie pomocne w tym zakresie, szczególnie na oddziale położniczym jednak, jeśli mówimy o oparzeniach, to sprawa wyglądałaby inaczej. Kojący lód mógłby sprawić cuda. Musiał poważnie zastanowić się nad spróbowaniem swoich sił w takim wyzwaniu. - Dzięki za... - Zawahał się lekko nie wiedząc do końca czy dobrego słowa chce użyć. - Propozycję? - Westchnął głośno obdarowując dziewczynę ciepłym uśmiechem. - Generalnie rozważałem to ostatnio jednak wiesz... Większość kobiet ma lekki problem z faktem, że jestem mężczyzną i nie chcą rodzić przy jednym z nich. A przynajmniej z tym spotykałem się na praktykach. Dodatkowo mam pewien defekt. - Przyłożył wierzch dłoni do ramienia dziewczyny. Były lodowato zimne. Płatki śniegu, które wcześniej wyraźnie na polecenie chłopaka opadały z nieba wciąż utrzymywały się na kawałkach odsłoniętej skóry chłopaka. - Ale może uda mi się znaleźć jakieś rękawiczki z termoforem. - Zaśmiał się. - Ale myślę o tym coraz poważniej. A no i... Awersja do szybkich i wszędobylskich rączek dzieciaków Asklepiosa nadal jest we mnie stosunkowo silna. Perspektywa powrotu do szpitala budziła duże nadzieje. Był stosunkowo młody, ale ambicji mu nie brakowało. Temperament też miał odpowiedni. No i przecież, nie mogło być, aż tak źle. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że harówka w szpitalu jest ciężka, ale dawała też szersze perspektywy. Jednakowoż gdzieś tam, głęboko w środku obawiał się, że któregoś dnia może nie dać rady. Wtedy ludzie zepchną wszystko na fakt tego, jakimż to on nie wyrostkiem nie jest i ile jeszcze przednim i kto w ogóle zatrudnił gówniarza w szpitalu. Mimo wszystko plusów było zdecydowanie więcej niż minusów. - No dobra... Powiedz lepiej. - Zawahał się na chwilkę. - Kiedy mogę przyjść i coś pomóc. Decyzja była szybka i zapewne niezbyt przemyślana, czyli kwintesencja Aidena. Niemniej jednak wywołała gdzieś tam w środku niego pogodę ducha. Na wspomnienie o wielkich dionizjach w chłopaku obudził się lekki niepokój. Była to długa i niezbyt przewidywalna w swoich skutkach impreza. - Wiesz... Po alkoholu ciężko zapanować nad swoimi półboskimi zdolnościami. Sam przesadziłem chcąc schłodzić trochę wina i zamroziłem całą beczkę. Podrapał się po tyle swojej głowy. Niespecjalnie było czym się chwalić, bo niezgrabność w tym wykonaniu była upokarzająca. Lekko się zaczerwienił na twarzy. Po kilku chwilach zawstydzenie minęło. Myśl, że mogło się to przytrafić każdemu skutecznie rozgromiła złe skojarzenia.
Arzu Anvari
Re: Łąka Sro 17 Kwi 2019, 14:42
Niektórzy prawdopodobnie byliby o wiele bardziej wydajni mając kostkę lodu zamiast mózgu. Ich żywot byłby mniej skomplikowany, po prostu by sobie funkcjonowali, nie wpadając na różne dziwne pomysły, na które pozwalały obie pólkule mózgu. Na przykład na sprawdzenie różnorakich zakazów panujących na terenie USA i dojście do wniosku, że pora złamać ten o odbywaniu stosunków seksualnych z jeżozwierzem. Kibicowała zwierzęciu w którym nierównym starciu i nie przeliczyła się, bo kolce uchroniły biedactwo przed odkrywającym meandry ludzkich dewiacji ludzkich. - Te słowa są jak deklaracja wojny. – Uniosła brwi. - Poza tym hej, Maui jest półbóstwem, tylko zestaw umiejętności mu dali od Lokiego i hak, żeby nie być posądzonymi o plagiat. - W gruncie rzeczy największa różnica między Vaianą a innymi protagonistami filmów Disneya była taka, że zgodnie z zeitgeistem jakże radosnego wieku XX i XXI, każda postać czuła głęboką potrzebę jak najszybszego wyprucia z rodzinnej lokacji i zmiana świata. Zrobienia czegoś inaczej. Vaiana godziła się z faktem, że życie jest na wyspie i trzeba tam na swoim opalonym dupsku siedzieć i robić tak, żeby gospodarka na wyspie się kręciła. Opuściła ją dopiero, gdy sytuacja się diametralnie spieprzyło i groziło im wyginięcie. Zobaczyła co miała zobaczyć, świat uratowała, do domu wróciła i nauczyła swoich ludzi jak żeglować. Potem pewnie przyszedł biały człowiek i wszystko zniszczył. - Myśle, że to głęboko genetycznie zakorzeniony uraz z ostatnich stu, może dwustu lat, kiedy już wybito wszystkie sensowne akuszerki i znachorki i kobieta zamiast rodzić w komfortowych warunkach musiała się słuchać jakiegoś starego zgreda, któremu zależy tylko na tym, żeby na 15 zdążyć na obiad albo cygaro z jakimś rajcą miejskim. Jakby się tak zastanowić, obecna poza rodzenia jest wygodna dla lekarza. Kobiecie bardziej pomogłoby stanie i grawitacja. -Wzruszyła ramionami. W tamte rejony się zapobiegawczo nie zapuszczała, dochodząc do wniosku, że prędzej przeprowadzi na sobie autorską aborcję blenderem aniżeli wyhoduje w swoim wnętrzu aliena. Równie zapobiegawczo unikała znajdowania się w pobliżu takich osób jak i osobników poniżej 15 roku życia, o ile nie był to absolutny przymus którego nie mogła zrzucić na jakiegoś innego frajera. - Musimy stworzyć jakiś sensowny front przeciwko potomstwu Starego, bo rozjadą nas w tym szpitalu i otwarte złamania będą leczyć z pogwałceniem wszelkich procedur. – Roześmiała się, chociaż taka wizja była jak najbardziej prawdopodobna przy tych nieszczęsnych owieczkach. Jeszcze jeden, klasyczny dowód na to, że chcieć nie znaczy móc. Intencję zapewne mieli jak najlepsze, ale nawet jeżeli dałaby im 10 punktów za chęci, to ciągle wielkie, czerwone zero za wykonanie. Zdolnością Arzu dla przykładu było generowanie i wkopywanie się w upierdliwe sytuacje, których normalnie by unikała, ale widząc, że chłopakowi naprawdę zależy na pracy w szpitalu, aż przestąpiła z nogi na nogę, drapiąc się po karku. W sumie jak u nich w szpitalu działały praktyki? Kiedyś coś podpisywała, ale nie miała nawet pojęcia co. - Przyjść możesz zawsze. – Stwierdziła ostrożnie, zastanawiając się, jakby tu zrzucić na innego lekarza obowiązek uczenia młodego. - Coś mi się kojarzy, że na zebraniu personelu zawsze buczą, że jest mało asystentów i wystarczy się zgłosić, żeby panie w administracji wkręciły cię w mielarkę trybików szpitalnych. Powiesz, że ze wskazaniem na położnictwo a w drugiej kolejności chirurgię to ci od czasu do czasu pokaże, jak się zakłada szwy albo jak wyciąga się zęby różnych śmiesznych stworzeń z kości przy użyciu jednej ręki. – Zarzuciła wesoło, chociaż każda inna osobna prawdopodobnie by się skrzywiła rozważając samą tylko możliwość, że coś mogłoby aż tak głęboko wbić w nich swoją paszczę. - Chyba bardziej współczuję tym od porządku w obozie, słyszałam że ktoś obwiesił całe jedno drzewo kradzionymi majtkami. Macie polot i fantazję. Nasi się tego oduczyli po tym, jak jednego z kapitanów chuj strzelił po niezbyt śmiesznym pranku. – Rozpiska treningowa na kolejny miesiąc była tak bolesna, że Arzu jeszcze przez kolejnych trzy budziła się o 4 nad ranem święcie przekonana, że zaraz ktoś będzie jej wrzeszczał nad głową że pora wstać i biec ileś kilometrów.
Aiden DuVine
Re: Łąka Czw 25 Kwi 2019, 01:12
Względem Vaiany, czy jak kto wolał, Moany chłopak definitywnie odszukiwał drugie dno utworu, to będące niejako lekarstwem na problemy, z którymi mogą zmagać się ludzie. Na pewno mamy wielce zakrojony problem identyfikacji personalnej. W końcu główna bohaterka z początku nie wie czy chce stanąć bardziej po stronie swojego ojca, czy może powinna sięgnąć do jeszcze starszej tradycji ludowej. Do tego wszystkie dochodzi znany szczególnie herosom fakt mieszania się bogów do spraw ludzkich. Na cholerę oni w ogóle mają czelność zaprzątać głowę śmiertelnikom, którzy nie są za bardzo w stanie im się przeciwstawić. Nawet półbóg nie może patrząc na gościa z hakiem... Uśmiechnął się tylko delikatnie do dziewczyny postanawiając nie brnąć dalej w temat. Wystarczająco już wykorzystali uniwersum Disney’a. Z uwagą słuchał wywodu odnośnie tego jak wygląda sprawa z położnikami. Ciężko było się nie zgodzić z Arzu. Miała po prostu rację. Kobiety niespecjalnie chciały rodzić przy mężczyźnie, który na dobrą sprawę wcale tam nie był potrzebny, bo i tak na sali znajduje się lekarz. Dużo łatwiej znaleźć oparcie w kobiecie, która być może kiedyś też znajdzie się w takiej sytuacji. Jak bardzo Aiden by się nie starał i nie próbował przekonać podopiecznej, że wie wszystko o tym nie zmieni to faktu, że zawsze będzie na straconej pozycji. Mimo wszystko myśl o tym budziła w nim dziką ekscytacją do tego stopnia, że w jego oczach aż iskrzyło. Była to swego rodzaju bariera, ale on chciał postawić sobie za zadanie przebrnięcie przez nią i wytyczenie nowego szlaku, już tak nie dyskryminującego. Co śmieszniejsze, sam chłopak też nie planował dzieci specjalnie w przyszłości i nie zabierał głosu, jeśli ktoś pytał się go o rodzicielstwo. Był to ogromny wysiłek dla organizmu kobiety i jemu nawet nie wypadało sugerować komukolwiek podobnego przedsięwzięcia. Fakt, dziecko jest fajną sprawą i dużo ci daje w życiu, ale powinno być dobrze przemyślane, bo ludzie, którzy mówią, że dziecko to inwestycja – najzwyczajniej w świecie mają rację. - Myślę, że postaram się powalczyć trochę z, o ironio losu, mitem – faceta położnika. - Puścił w niej kierunku oczko uśmiechając się. Potomstwo starego nie było mu specjalnie straszne. Super zdolności nie dają upoważnienia do samowolki i oni o tym wiedzieli. Idąc tym tropem jak dla przykładu kiedyś przymrozi komuś rękę do genitaliów pacjenta tudzież innej zawstydzającej i krępującej części ciała nikt nie powinien mieć do niego o to pretensji. W myślach Aiden już wiedział, że z potomkami Asklepiosa ze szpitala to się chyba nie polubią. - Wezmę papiery z mieszkania w sumie i zaraz lecę złożyć podanie. - Czuł narastającą w nim ekscytację i euforię. Nie mógł się doczekać. I brzmiało to tym śmieszniej, że doskonale wiedział, że pisze się na s i e d e m d z i e s i ę c i o d w u godzinne dyżury, nieprzespane noce i nieustające awantury. Mimo wszystko wciąż nic nie było w stanie zepsuć mu humoru. Uśmiechnął się na odchodne do dziewczyny, która ewidentnie podłapała wątek zawstydzających sytuacji w obozie. Koniec końców każda z ekip miała coś za uszami – nawet dzieciaki od Asklepiosa. - Mam nadzieję, że przydzielą mnie na praktyki do ciebie. Jak zobaczysz gdzieś mój papier na biurku to wiesz. - Ukłonił się nieznacznie w jej kierunku. - Szepnij dobre słówko czy dwa. Liczył na pozytywną rekomendację Arzu, w końcu była z niej całkiem niezła towarzyszka niewykonanych wcale, a wcale treningów. Miał nadzieję, że na sali operacyjnej mimo wszystko, cała dwójka będzie bardziej produktywna.
[z/t x2]
Ian Core
Re: Łąka Czw 23 Maj 2019, 22:40
Dzień zaczął się bardzo leniwie. No ale co robić jeśli nie wiadomo czego Ian wstawał już od dłuższego czasu o czwartej nad ranem i nie mógł już zasnąć. Owszem znajdował sobie jakieś zajęcia, by dotrwać do siódmej rano ale nie było to zbytnio kreatywnym zadaniem. Zwykle jednak brał jedną ze swoich gitar i wychodził na obrzeża obozu aby coś ciekawego skomponować. Lubił ciszę jaka panowała w tym czasie i często mógł wówczas posłuchać śpiewu ptaków, a nawet próbować wpleść melodię ich piosenki do swoich kompozycji. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał okazję, by na spokojnie móc pomyśleć i pobyć sam ze sobą. Tak, ten aspekt wczesnych pobudek bardzo mu się podobał. Oczywiście poza ulubionym instrumentem miał przy sobie zawsze swój medalion z gwiazdą gdyby przypadkiem musiał się bronić. Tego właśnie leniwego poranka Core również przebudził się przed piątą i najciszej jak mógł wyszedł z pokoju w domu drużyny Asklepiosa, by udać się w jedyne miejsce gdzie mógł w spokoju grać na instrumencie i nikomu nie przeszkadzać. Ubrany był w czarną koszulkę z krótkim rękawkiem z logo jakiegoś zespołu, czarne skórzane spodnie i długie, przypominające glany buty, a na ramiona miał narzuconą skórzaną kurtkę. Mężczyzna choć nie zawsze stronił od ludzi to jednak czasem ich towarzystwo było dla niego koszmarem. Teraz właśnie chciał się oddać temu co bardzo lubił. Grze i komponowaniu. Po wyjściu z dzielnicy mieszkalnej wciągnął chłodne powietrze nosem. Owszem widział ciemne chmury unoszące się nad obozem ale miał nadzieję, że nie będzie z nich zaraz deszczu. W lesie aż roiło się od wszelkiego życia. Słyszał nie tylko śpiew ptaków ale i ciche kroki leśnych zwierząt, a nawet czasem przed oczami mignął mu ruda kita wiewiórki. Powolny spacer Iana jednak wreszcie musiał się zakończyć w miejscu, w którym mężczyźnie najlepiej się myślało. Ściągnął więc z siebie skórzaną kurtkę i położył pod jednym z drzew, a potem usiadł na niej kładąc przy sobie gitarę. Na niewielką chwilę przymknął oczy, by wczuć się w atmosferę panującą w lesie i oczyścić swój umysł, po czym wziął swój instrument i zaczął coś grać. Większość z tego co wydobywało się spod palców muskających struny, było kompozycjami samego Core’a, jednak co jakiś czas wplatał w swoją grę utwory, które kochał, i które były w jakiś sposób ważne w jego życiu. Mężczyzna był tak zatracony w swoim zajęciu, że niewiele do niego dochodziło ze świata zewnętrznego, nawet to, że niedługo mogło zacząć rzęsiście padać nie było w stanie przerwać zajęcia, któremu syn Apolla oddawał się z taką pasją i zaangażowaniem.
Rochelle Lacroix
Re: Łąka Czw 23 Maj 2019, 23:00
/Jedyneczka XD/
Rochelle od zawsze wstawała rano. Gdyby koguty były w obozie pewnie by wstawała razem z nimi. Ruda ruszyła najpierw podlać kwiaty w szklarni. Niby nie była córką Demeter, ani dzieciem innego z bogów związanych z naturą jednak zajmowanie się roślanami sprawiała jej radość. Tak samo jak przebywanie na łonie przyrody. Od zawsze zajmowała się tresurą zwierząt. Może bardziej można to ująć poskramianiem ich. Stwierdziła, że może tutaj zacznie od małych stworzonek. Na początku udało się dziewczynie przekupić wiewiórkę, a potem jakby ją poprosić by zrzuciła orzeszka na osobę co gra na gitarze. Oj taki mały dowcip. Wiewórka zrobiła co trzeba. Rochelle ukrywając się za drzewem lekko się uśmiechnęła do siebie. Udało jej się zrobić takiego psiusa. Nie można być przecież całe życie poważnym prawda? Ruda czekała co uczyni mężczyzna. Niby go skądś kojarzyła. Jednak na pewno nie był w jej drużynie.
Ian Core
Re: Łąka Czw 23 Maj 2019, 23:29
Trzeba było przyznać, że podchodzenie do Iana, gdy ten komponuje czy też gra nie było dobrym posunięciem. Nie dlatego, że mężczyzna był porywczy. Po prostu te krótkie chwile spokoju i czasu dla siebie traktował jako swoistą świętość i nie lubił gdy mu się ją przerywało. Nie było to spowodowane tym, że nie lubił występować. Wręcz przeciwnie. Na scenie wychodziło z niego zwierzę i dawał wówczas z siebie wszystko. Jednak będąc w obozie, a nie na koncercie wolał, by nikt go nie podsłuchiwał. Owszem akurat tym razem absolutnie dał się zaskoczyć. Nie dość, że zapomniał o bożym świecie, to jeszcze stał się ofiarą żartu, tudzież przypadku. Sam nie wiedział jak to zdarzenie powinien zinterpretować. Jednak pierwsze co zrobił to przestał grać i wystawił rękę przed siebie aby sprawdzić czy to deszcz nie przerwał mu ukochanej czynności, lecz gdy jego ręka pozostała sucha, zaczął rozważać inne możliwości od przypadku po celowe działanie. Jednak kto byłby na tyle nierozważny, by rzucać w niego… podrapał się po głowie i znalazł orzeszka…. To właśnie przywiodło mu na myśl, że to jakiś mieszkaniec lasu musiał przypadkiem upuścić swój cenny ładunek, który spadł prosto na jego głowę. W tym momencie cała frustracja tą sytuacją minęła, a Core zaczął się rozglądać za sprawcą tudzież sprawczynią tego całego zamieszania. - Nie bój się mnie. Możesz podejść i zabrać to co twoje. Podejrzewam, że musisz być głodny lub głodna. – powiedział spokojnym i łagodnym głosem kładąc orzecha kilka metrów od siebie, by zwierzątko nie czuło się skrępowane. W końcu kto jak kto ale Ian uwielbiał kochał przyrodę i małych, futrzastych przyjaciół, jak sam lubił nazywać stworzenia, które nie tylko skakały po drzewach ale i zamieszkiwały niemal każde środowisko. Poczym w spokoju wrócił do przerwanej czynności. W rytm wygrywanej melodii zaczął nucić piosenkę, którą grał. Nie robił tego głośno, by nie spłoszyć ptaków czy innych zwierząt. Robił to, by sam wrócił do spokoju ducha. Jednakże niestety nawet jego ukochany utwór nie mógł uspokoić jego myśli. Wreszcie przerwał grę, odłożył instrument obok siebie i wstał spod drzewa. Zaczął się czujnie rozglądać dookoła starając się znaleźć źródło jego niepokoju. Wreszcie, gdy nie mógł niczego zlokalizować stanął twarzą w stronę lasu i powiedział na tyle głośno, by był słyszalny. - Pokaż się. Możesz być pewny, że nie zrobię ci krzywdy? – jego głos brzmiał spokojnie jakby chciał zmusić intruza do tego by się pokazać. Owszem nie miał złych zamiarów. Chciał tylko zobaczyć tego, kto był na tyle pomysłowy, by zmącić spokój jego duszy i zaszczepić w nim nutkę niepokoju. Naprawdę poznanie takiej osoby było by dość ciekawym doświadczeniem gdyż wówczas mógł, by coś z tego wynieść dla siebie i tym samym podnieść swoje umiejętności.
Rochelle Lacroix
Re: Łąka Czw 23 Maj 2019, 23:54
Lacroix nie miała zamiaru tak szybko wyjść ze swojego schronienia. Zanim brunet się spostrzegł weszła na drzewo i po cichu przemieściła się na to pod którym siedział mężczyzna. Poza tym wiewórka nie miała od tak sobie zamiaru przyjść do Ian'a. Gdy brunet się ogarnął Rochelle zaczępiła się nogami o gałąź i teraz zwisała głową w dół. Nie miała nic co do wcześniejszej muzyki jednakże dzisiaj wolała posłuchać śpiewu ptaków, a nie żepolenia na gitarze. Sama też potrafi grać na gitarze. - Boo! - zawołała. Dość śmiesznie to wyglądało, bo mężczyzna tyłem do niej stał. Mógł zauważyć, że w dłoniach miała wiewiórkę. Zaraz puściła zwierzątko, a ono zabrało orzeszka. Następnie zjadło go i wskoczyło na ramię Rudzinki mocno się trzymając. - Chyba lubisz takie miejsca do grania prawda? - zapytała z ciekawością w głosie. Nie miała zamiaru się przyznać, że to ona napuściła na bruneta tą wiewióre. Zawsze wściekać może się na zwięrzątko, a Ariel po prostu przypadkiem tutaj się wzięła.
Ian Core
Re: Łąka Sob 25 Maj 2019, 22:11
Cóż trzeba było przyznać, że dziecko Apolla dało się podejść jak pierwszy, lepszy śmiertelny. Jednak okoliczności przyrody i muzyka zarówno ta natury, jak i wygrywana przez samego Iana sprawiła, że mężczyzna po prostu stracił czujność. W prawdziwym boju pewnie przypłaciłby to życiem lub bardzo poważnymi zranieniami. Lecz będąc w obozie i wiedząc, że chroni go bariera, przez którą nie mogą się przebić ci, którzy chcą śmierci herosów, to Core mógł być bardziej spokojny o swoją głowę niż w świecie ludzi, w którym ostatnio bardzo rzadko przebywał. W sumie to nawet nie rozumiał tego dlaczego, jego komórka milczała, a żaden z kumpli z zespołu nie dzwonił do niego, no ale jak widać nie mieli potrzeby, aby się z nim jakkolwiek skontaktować. Oczywiście już samo to, że niewielkie zwierzątko w postaci wiewiórki spowodowało zasianie w umyśle Core’a niepewności i uczucia zagrożenia. Ale czy sama natura mogłaby chcieć jego śmierci… Cóż zaczął się nad tym zastanawiać przeczesując jego najbliższe otoczenie wzrokiem. Tylko wprawne oko mogło zauważyć, że mięśnie pod skórą dziecięcia Apolla grały, a ruchy mężczyzny stawały się coraz ostrzejsze i można powiedzieć bardziej żołnierskie. Poza tym intruz czy też intruzka miała szczęście, że Cora nie potrafił czytać w myślach. Gdyby słyszał to, że on rzępoli na gitarze raczej wpadłby w szał, a to nie skończyło by się dla nikogo dobrze. No może poza niczemu winną wiewiórką. W końcu ona mogła się wystraszyć słysząc dziwne dźwięki. Na to małe zwierzątko nigdy nie spadłby gniew Iana. On kochał zwierzęta i gdy tylko mógł starał się im jakoś pomagać. Dopiero gdy usłyszał jakieś odgłosy za swoimi plecami lekko zmienił pozycję i czekał na dalsze wydarzenia. Przecież nie chciał przestraszyć rudego mieszkańca lasu. Zareagował dopiero na Boo, które zostało wypowiedziane kobiecym głosem, choć tak naprawdę gotowy był do reakcji już chwilę wcześniej. - A więc to Pani mnie odnalazła? – zapytał chociaż doskonale wiedział, że raczej nie byłby szukany przez kobietę tylko przez swojego kapitana. Poza tym jak sądził po świetle wpadającym na polanę stwierdził, że jest jeszcze zbyt wcześnie na trening czy jakiekolwiek inne zajęcia. Owszem nie był głupi i nie zamierzał ponownie stracić czujności tylko dlatego, że zobaczył przed sobą piękną dziewczynę, wiszącą do góry nogami na gałęzi i trzymającą w dłoniach wiewiórkę. - Więc to twój pupil zgubił orzeszka? – zapytał chąc jakoś zagaić rozmowę lecz nie wiedział czy dziewczyna nie uzna tego za zwykłą próbę podrywu. Co prawda Ian nie miał zamiaru, by to tak zabrzmiało ale pamiętając jak zachowują się fanki podczas rozmowy z zespołem wolał nie ryzykować i tym razem. Ostrożność, tego właśnie nauczyły go spotkania z fanami i przebywanie na scenie oraz to, że śmiertelnicy uważali jego i zespół, w którym gra za gwiazdy. Pytanie dziewczyny lekko go zdziwiło. Cóż nie spodziewał się czegoś takiego, ale jak widać płeć piękna zawsze potrafi zaskoczyć mężczyznę nawet w tak banalnych sprawach jak proste i do niczego nie zobowiązujące pytanie. - One pomagają mi się wyciszyć i stworzyć coś, czego jeszcze nie było w świecie muzycznym. A odpowiadając na twoje pytanie to, tak lubię takie miejsca ale nie tylko dlatego, że w nich mogę grać, ale też dlatego, że one mnie uspokajają i pomagają mi się wyciszyć. – powiedział zgodnie z prawdą. W końcu po co miał kłamać. Nie widział takiej potrzeby. Nawet jeśli to miał być jakiś podstęp czy też próba odwrócenia uwagi lub tego, by Ian ponownie stracił czujność.[/b]
Ostatnio zmieniony przez Ian Core dnia Sob 25 Maj 2019, 23:03, w całości zmieniany 1 raz
Rochelle Lacroix
Re: Łąka Sob 25 Maj 2019, 22:57
Lacroix nie miała zielonego pojęcia, że owy mężczyzna był w jakimś zespole. Jakoś nie bardzo interesowała się takimi rzeczami. Oczywiście miała ulubioną muzykę i tyle. Jednak nie tak by być zapaloną fanką, która by ześwirowała i najlepiej by się ożenił z nią oraz miał co najmniej trójkę dzieci. Akurat tutaj brunet miał szczęście. Jednakże nie znaczy jak tak przypatrywała się mu, a teraz patrzyła na niego do góry nogami nie znaczy, że nie stwierdziła, że jest naprawdę przystojnym mężczyzną. Musiała także przyznać, że ma nie codzienną urodę. Poza tym mało facetów miało tak długie włosy jak on. Bardziej takie coś to domena kobiet. Jednakże to nie znaczy, że bruneta to w jakikolwiek szpeciło, wręcz przeciwnie. Nawet dodawało mu to uroku. Rochelle cieszyła się w duchu, że zaskoczyła mężczyznę. - Na to wygląda. Nasi kapitanowie raczej jeszcze słodko śpią. Nie każdy jest rannym ptaszkiem jak my - przyznała. Jak widać Rudzinka nie miała zamiaru bawić się w uprzejmości. - Jestem po prostu Rochelle, a Ty? - zapytała. Kobieta nie miała zamiaru powrócić na ziemię. A wracając jeszcze do rzępolenia zdaniem Lacroix ona by to ładniejsze melodie zagrała. Poza tym co to za beznadziejny pomysł by miksować je w tak okropny sposób. Gdyby to Ci wykonawcy usłyszali to dopiero by była wojna. Zaraz mężczyzna zadał jej pytanie. Rochelle tylko uśmiechnęła się niewinnie. - Tak, powinam go nazwać Gapcio, a Ty jak myślisz? - zapytała. Wiewiórka wyskoczyła z rąk Rudej i skoczyła na bruneta. Po chwili ugryzła go w palec, a potem usiłowała przekryść strunę od gitary. Rochelle nie bardzo wiedziała co miała zrobić. Czemu wiewiórka tak zareagowała? Rudzinka teraz nie maczała w tym palcy.
Ian Core
Re: Łąka Sob 25 Maj 2019, 23:40
Core doskonale wiedział, a raczej podejrzewał, że połowa osób, a może nawet i większość z nich nie miała pojęcia, że w świecie śmiertelnych jest uznawany za gwiazdę rocka, co w sumie Ianowi pasowało. Poza tym niewiele osób, choć znało jego wygląd, to nie wiedziało kim tak naprawdę jest. Nawet jego kumple z zespołu nie mieli pojęcia o tym, że jednym z rodziców, dokładnie ojciec, ich basisty jest greckim bogiem. Poza tym Ian sądził, że i tak by mu nie uwierzyli, a najpewniej uznaliby go za czubka lub też stwierdziliby, że jest pijany. Dlatego nigdy nikomu nie powiedział o swoim prawdziwym ja. Teraz, gdy był taksowany wzrokiem, czy też obserwowanym przez dziewczynę, jeszcze z tak nietypowej pozycji czuł się trochę nie swojo. - Rozumiem przez to, że musisz być z drużyny Dionizosa, twierdząc po twojej wypowiedzi. Poza tym ja też niekiedy tylko jestem rannym ptaszkiem. Ale nie powiem, lubię ranne pobudki. – stwierdził spokojnie i lekko się uśmiechnął. Owszem dziewczyna miała rację i Core doskonale o tym wiedział lecz teraz zaczął się zastanawiać czy aby na pewno dobrze robi rozmawiając z osobą z innej ekipy. Ok, niby nigdzie nie było takiego zakazu i raczej nikt go za to nie ukarze ale czy aby na pewno mógł coś takiego robić… Tego nie był do końca pewny. - Ian. – powiedział i wyciągnął ku dziewczynie rękę. – Ładne imię. – dodał po chwili i zaczął się zastanawiać skąd dziewczyna może pochodzić. Stawiał na kraje europejskie ale nie był tego pewny. Owszem on też potrafił grać o wiele lepiej i raczej nikt, by nie powiedział słysząc jego zespół na scenie, że basista może się inspirować naturą w kompozycji swojej linii melodycznej. Oczywiście wiele osób mówiło, że gra niecodziennie ale nie zdarzyło mu się coś takiego, aby słyszał, że rzępoli. Ok może w trakcie tworzenia mogło się komuś wydawać, że słyszy kakofonię dźwięków ale Ian zawsze potrafił wyjść z tego obronną ręką i nie zawsze anektował całą linię melodyczną jaką słyszał podczas swoich pobytów na łonie natury. Dopiero gdy dziewczyna zapytała go o imię dla wiewiórki Core spojrzał na zwierzątko. Cóż wydało mu się spokojne ale czy takie właśnie było nie wiedział. - Ciężko mi powiedzieć jak można, by było nazwać twojego pupila. Gapcio wydaje się dobrym imieniem ale nie sądzę, by oddawało w pełni charakter tego zwierzątka. Sądzę, że Rouge, byłoby odpowiednim imieniem…. Aczkolwiek nie mam zielonego pojęcia, czy jej by się spodobało. – dokończył swoją wypowiedź i w tym właśnie momencie stworzonko przeskoczyło z ramienia Rochelle na niego. Core uważnie obserwował zachowanie wiewiórki i gdy ta niespodziewanie ugryzła go w palec, mężczyzna syknął cicho z bólu. Jednak ostre ząbki stworzonka przecięły mu skórę do krwi. Po czym gdy mały, rudy psotnik chciał spróbować przegryźć strunę w jego ukochanym instrumencie Ian zareagował. Próbował jak najdelikatniej odwieźć małą wiewiórkę od zniszczenia jego instrumentu. Chciał wziąć ją na ręce i przekazać ją dziewczynie. Owszem mężczyzna był zdziwiony zachowaniem stworzonka gdyż nigdy żadne z mieszkańców lasu nie zaatakował ani jego, ani gitary, na której grał. - Maleństwo, rozumiem, że mogło ci się nie podobać, ale takim zachowaniem możesz sobie zrobić krzywdę. – powiedział spokojnie do wiewiórki i zawiesił swoją rękę nad ciałkiem i łebkiem stworzonka, by przypadkiem pękająca struna nie zrobiła krzywdy małemu gryzoniowi. Poza tym Ian nawet nie podejrzewał, że to dziewczyna mogła by stać, za zdarzeniem z orzechem więc nie przypuszczał również, aby teraz zachowanie zwierzątka miało coś wspólnego z poleceniem wydanym stworzeniu przez Rochelle.
Rochelle Lacroix
Re: Łąka Nie 26 Maj 2019, 14:14
Tak naprawdę nie było nic złego w tym by osoby z innych drużyn się zakolegowały. Tym bardziej będzie fajniej jak będą mogli ze sobą rywalizować. Tylko szkoda, że na misje nie będą mogli chodzić razem. Uśmiechnęła się szerzej gdy dowiedziała się jak nazywa się brunet. - Miło mi poznać - przyznała. Widać, że wiewiórka nic sobie nie robiła z tego, że Ian chciał jej pomóc. W końcu Rochelle zdecydowała zeskoczyć z drzewa. - Mam wrażenie, że nie bardzo Cię lubi - przyznała. Rudzinka patrzyła na niego. Zaraz okazało się, że wiewiórka zjeżyła się i zaczęła jakby piszczeć. Chyba mówiła coś w swoim zwierzęcym języku. Po chwili zjawiło się przynajmniej dwadzieścia wiewiórek. - Proponuję byś się przesunął, bo jak pamiętam tutaj jest jakby dziuplą w drzewie. Tam chowają swoje jedzenie - rzekła. Wiewiórka nazwana przez Lacroix kiwnęła główką jakby w potwierdzeniu. Futrzaści zaczęli iść na Iana. Parę rzuciło się na jego instrument. Miały zamiar zepsuć dalej gitarę. - Może też im się nie podobało jak grasz. Wiesz niektórzy wolą po prostu melodie wydawaną z natury - przyznała. Rochelle oparła się o drzewo i odrzuciła swoje długie włosy za siebie. Ciekawiło ją jak poradzi sobie z rozwścieczonymi gryzoniami. Widać, że one to samo myślały co Rudzinka. Jednak ona nie miała zamiaru tego mówić. Poza tym też wtrącać. Niestety to Ian narozrabiał, więc musiał przyjąć gniew i karę wiewiór.
Ian Core
Re: Łąka Pon 27 Maj 2019, 08:05
Prawdą było, że Ian nie miał zbyt wielu przyjaciół czy też kolegów w obozie. Niestety przez życie jakie prowadził czasem czuł, że zaniedbuje albo kumpli z zespołu albo przyjaciół z obozu herosów. Owszem prowadzenie podwójnego życia nigdy nie było proste i wiązało się z o wiele większym ryzykiem ale Core nie mógł zrezygnować z gry. Tyle razy chciał powiedzieć chłopakom gdzie znika gdy go nie ma ale nie mógł ich narażać, gdyż przypuszczał, że nie zrozumieliby tego. Więc w końcu jakoś im to wytłumaczył, że jak mają wolne od koncertów to pomaga swoim dziadkom na farmie. Oczywiście zawsze gdy tak właśnie się tłumaczył prosił swoich śmiertelnych opiekunów by go kryli. Tylko oni jako jedyni wiedzieli, gdzie tak naprawdę przebywa ich wróg, chociaż nie znali dokładnej lokalizacji obozu. Z zamyślenia znowu wyrwał go głos dziewczyny. - Mnie również. – powiedział i wyciągnął do niej prawą rękę lewa cały czas osłaniając wiewiórkę by ta nie zrobiła sobie krzywdy. Wiedział jak to boli gdy pęknie napięta struna od gitary i chciał oszczędzić tego bólu gryzoniowi. - Wydaje mi się, że nie rozumie, że chce jej pomóc, a gitara nie zrobi jej krzywdy. – stwierdził i wreszcie delikatnie wziął stworzonko na ręce nie bacząc na jego protesty i położył ją na swojej kurtce i tuż przed atakiem rozwścieczonego stada rudych gryzoni podniósł swój ukochany instrument z ziemi. Oczywiście słowa jakie wypowiadała dziewczyna znamionowały, że musi rozumieć to co wypowiadało rude stworzonko w swoim własnym języku. Ian niestety nie miał takich zdolności i nie umiał przetłumaczyć małej mieszkance lasu, że jej nie skrzywdzi, a nawet się przesunie jeśli tego tak bardzo ona i reszta wiewiórczego towarzystwa chce. W końcu mężczyzna cechował się miłością do zwierząt i nie robił im krzywdy, a nawet ich bronił jeśli zaszła taka potrzeba. Przelotnie spojrzał na stado małych, rudych, leśnych wojowników, które wspinały się po jego nogach by dosięgnąć gołej skóry po czym spojrzał na członkinię Drużyny Dionizosa. - Proszę wytłumacz im, że się przesunę oraz, że nie stanowię dla nich zagrożenia. Wolałbym umrzeć niż rozbić im krzywdę, a mój instrument nie jest żadnym narzędziem tortur. Jeśli chcą nie będę grał. Nie muszę tego robić w tym miejscu, znajdę sobie inną kryjówkę. – powiedział czując jak pazurki małych napastników wbijają mu się w skórę przez spodnie. Owszem może nie było to bardzo bolesne, bo jednak miał podwyższoną tolerancję na ból ale każdy miał przecież swoje granice. Ian znosił karę małych gryzoni, a nawet przyjmował na siebie ich gniew. Skoro je zdenerwował musiał to znieść. W końcu podniósł z ziemi swoją kurtkę i przeniósł ją pod inne drzewo. - Teraz będzie dobrze maluchy. Obiecuję wam, że nie dotknę gitary jeśli tego nie chcecie. – powiedział spokojnie do wiewiórek i choć podejrzewał, że musi to dziwnie wyglądać to mężczyzna wolał słowem i spokojem uspokoić zwierzątka niż jakimkolwiek czynem.
Rochelle Lacroix
Re: Łąka Pon 27 Maj 2019, 18:35
Rochelle zastanowiła się nad słowami co mówił Ian. - Może i wiewiórki są małe, ale chyba wiedzą jakie są ich możliwość. Niestety wygląda na to, że Ciebie jak i Twój instrument biorą za zagrożenie - przyznała. Tak naprawdę Rudzinka nic nie mogła zrobić. To jest ich teren, a jak widać brunet przekroczył ich, jakby to rzec czerwoną linnię. Zanim Ian złapał gryzonia, wstępnie nazwanym Rouge przegryzła jedną strunę gitary. Widać, że była zadolona i jak wygrany podniosła przednie łapki do góry. Na chwilę tłum wiewiór się zatrzymał patrząc z podziwiem na jakby swojego szefa. Rochelle śmiała się w duchu z tego zjawiska. Musiała przyznać, że jak Rouge będzie chciał z nią iść i towarzyszyć to uszyję mu skórzaną kurtkę i bandamkę na głowę czy chuste. Gdy Rouge został złapany, a wcześniej jeszcze zdążył od skoczyć przed pękniętą struną został złapany przez Ian'a. - Wiesz to nie jest zbyt dobre posunięcie - przyznała tylko dziewczyna. Wiewióra zaczęła się rzucać w uścisku i gryść jak oszalała. Coś zapiszczała, a gryzoniowi wojownicy ruszyli do ataku. Gdy Ian położył przywódcę bandy na kurtcę obok siebie on od razu uciekł i wdrałał się na Rochelle i usiadł na jej ramieniu. Mali zbójnicy przegryźli pozostałe pięć strun i niektóre zagryzały Iana drewnianą gitarę. - Ja? Nie potrafię z nimi gadać, tylko po prostu od wielu lat ich obserwuję - mówiąc to uśmiechnęła się. Jednak stwierdziła, że coś zrobi. Schyliła się i wzięła do ręki orzeszek. Po chwili zagwizdała. Wszystkie wiewiórcze oczy zwróciły się w stronę Rudzinki. Gdy leśni wojownicy zobaczyli orzeszka zrobiły maślane oczy i ruszyły biegusiem do Rochelle. Wyglądało to tak jakby zapomnieli o tym co robiły wcześniej. Niestety gitara bruneta była w tak opłakanym stanie, że nie dało się na nim grać. Lacroix podała jednej z wiewiórek orzeszka i polecia od razu do drzewa gdzie dopiero siedział Ian. Za nią poleciała reszta. Naprawdę była tam dziura i stos orzerzków. Następnie gang wiewiór znów zjeżył się na bruneta. Pokazały tym, że to ich skarb i ma tu nie siadać. Rochelle bez problemu koło nich przeszła, a Rouge dalej siedział na jej ramieniu. - Widzisz niby wiewiórki są takie słodkie i niepozorne, ale jak widać jeśli się jest na ich terenie poza tym gdy jeszcze myślą, że zabrałeś im jedzenie to wychodzą z nich krwiożercze bestie - przyznała. Rouge miał taką minę, że nie ufał Ian'owi choć on podchodził do niego z sercem. - Ty jeszcze mało oberwałeś ostatnio jakiś gość przyszedł pośpiewać to tak go pogryzły, że przez tydzień nie wychodził ze szpitalu. Powiem Ci i tak miałeś szczęście - powiedziała. Chciała go trochę pocieszyć. Poza tym miała nadzieję, że domyślił, że tamten gość fałszował.
Ian Core
Re: Łąka Wto 28 Maj 2019, 23:10
Ian spojrzał na rudowłosą dziewczynę. Cóż nie zamierzał przerywać jej wywodu na temat wiewiórek. Owszem miała rację co do tego, iż stworzonka najprawdopodobniej znały swoje możliwości jednakże brunet od dawna wiedział, że siła nie leży w mięśniach i rozmiarach, a w grupie. - Podejrzewam, że każde stworzenie żyjące na ziemi nie zależnie od jego rozmiaru gdy ma za sobą grupę czuje swoją siłę. Poza tym nigdy nie uważałem wiewiórek za maluchy. Przebywanie w obozie nauczyło mnie tego, że każdy posiada w sobie siłę jeśli tylko walczy o słuszną sprawę. Nawet dżdżownica chociaż sama jest niewielka w grupie potrafiłaby przeciwstawić się zagrożeniu. Chociaż prawdę powiedziawszy nigdy tego nie sprawdziłem. – stwierdził. Nie skomentował słów Lacroix o tym, że stworzenia uznały jego obecność jak i to, że miał przy sobie gitarę za zagrożenie. Być może tak było ale brunet nie był tego taki pewny. Poza tym po ataku na gitarę przez Rouge, Core przez cały czas starał się chronić stworzonko, chociaż ono mogło przeciwko jego pomocy protestować. Ian wiedział, że jeśli wiewiórce się uda struna może zranić zwierzątko. Owszem podziwiał determinację wiewiórki lecz gdy struna pękła Core momentalnie podniósł gryzonia i choć został podrapany oraz pogryziony wiedział, że rudemu mieszkańcowi lasu nic się nie stało. O swoją rękę za bardzo nie dbał. W końcu ranki się zagoją, a ból, który teraz mu dokuczał minie. - Ok przyznaję nie był to dobry pomysł, ale nie mogłem pozwolić, by struna zraniła to zwierzątko. – rzekł stanowczym tonem. Po czym stał się ofiarą całej bandy gryzoni. Żałował, że mali wojownicy nie rozumieli, że chciał pomóc ich przywódcy oraz ochronić go przed odniesieniem jakichś obrażeń. Owszem pozwalał wiewiórkom gryźć jego instrument, a nawet przegryzać struny co o dziwo nie wywołało u muzyka wściekłości. Lecz gdyby jakiś człowiek pozwolił sobie na taki czyn Ian na pewno nie stałby bezczynnie i zapewne opierdoliłby tego wandala z góry na dół. - Wydawało mi się jednak, że rozumiesz ich piski, a przynajmniej tak to wyglądało. – powiedział gdy już atak rozwścieczonych gryzoni się skończył. Owszem nie uwierzył za bardzo dziewczynie, że to wszystko zaobserwowała ale nie chciał jej do niczego zmuszać. W końcu Core też nie miał dowodów na poparcie swojej teorii nawet jeśli była ona błędna. Cały czas jednak obserwował poczynania dziewczyny i małych, wiewiórczych wojowników. Momentami musiał przyznać, że naprawdę odnosił wrażenie jakby dziewczyna porozumiewała się z rudymi gryzoniami ale jak na razie basista nic nie mówił. Ok sam mógł na to wpaść ale dla niego ważniejsze było to, by nie zrobić krzywdy dzielnym zwierzakom. Więc przyjął ich gniew i karę bez mrugnięcia okiem. - Każde stworzenie żyjące na ziemi, nie ważne czy małe czy duże wydaje się słodkie i niepozorne dopóki nie pokaże tego na co go stać. Nawet lew jako kocię wygląda słodko, ale gdy wejdzie w wiek młodzieńczy i wyrośnie na króla sawanny swoją słodkość gdzieś zatracił. A co do zabierania czegokolwiek zwierzakom to musiałbym być ostatnim dupkiem by to zrobić. W końcu te zwierzaki mają tutaj swoje zapasy nie dlatego, że mają takie widzimisię tylko dlatego, by podczas zimy nie umarły z głodu. – powiedział i lekko się uśmiechnął. Nie powiedział jak na razie złego słowa na małych wojowników. W końcu to nie była ich wina tylko jego. Także jeśli rzeczywiście nabroił musiał ponieść konsekwencje swojego czynu. Kolejnej wypowiedzi Rochelle nie skomentował. Kiwnął głową, że zrozumiał konkluzję jej wypowiedzi i choć nie do końca sądził, że ta sytuacja była podobną do jego gry to jednak poczuł się dotknięty tym, że zwierzątka nie polubiły jego twórczości.
Rochelle Lacroix
Re: Łąka Sob 01 Cze 2019, 15:22
Rochelle powiedzmy z grzeczności słuchała Ian'a. - Dopiero zwracałeś się do jednego z nich maleństwo. Niekiedy zwierzaki nie lubią by do nich zwracać się przesłodko. Poza tym akurat wiewiórki to wojownicy i lepiej nie podkreślać, że są małe. Dżdżownice raczej w grupie nic nie zrobią. Są bezbronne - przyznała. Trzeba było brunetowi pare spraw wyprostować i ukazać jaki jest świat zwierząt. Poza tym i tak starała mu to wszystko wyjaśnić grzecznie. Rochelle pogłaskała Rouge po główce, a wiewiórka przytuliła się bardziej do policzka dziewczyny. - Takie zwierzątki jak on umieją sobie radzić. To spryciarze, więc krzywdy nie dadzą sobą zrobić - odrzekła. Jak mu to wyjaśnić. Nie mogła mu zdradzić, że zna się jakby na tresurze zwierząt. To jej tajemnica, a nie chciała by w koło wszyscy o tym wiedzieli. - Po prostu od dawna spędzam z nimi czas i zapracowałam sobie na ich zaufanie. Bardzo kocham zwierzęta, więc nie stronie od ich towarzystwa - wyjaśniła. Wysłuchała jego wywodu na temat słodkości zwierząt. - Może i tak, ale nie można zastracić się w tym jak to nazwałeś słodkim wyglądzie, bo to przecież dzikie zwierzęta i trzeba o tum pamiętać - odrzekła. Wiewiórki ruszyły do drzewa i weszły do dziupli co była bardzo nizitko. Może chciały zobaczyć czy Ian nie zabrał ich skarbów. - Nie wiem jak Ty, ale ja zbieram się do obozu. - odparła. Rouge postanowił zostać i ruszył do swoich "poddanych". Później owe wiewiórki zaczęły wdrapywać się na swoje drzewo. Zaraz znikły w kotarze korony drzewa. Rochelle ruszyła do obozu, nie wiedziała czy Ian pójdzie z nią czy nie.
z/t.
Selina van Doren
Re: Łąka Wto 27 Sie 2019, 16:01
Było wcześnie. Godzina piąta lub szósta. Słońce nie pojawiło się jeszcze na nieboskłonie, a dookoła panował utrudniający widzenie półmrok. Od dłuższego czasu wierciła się w swoim łóżku, zbijając wzrok albo w roślinność za oknem albo w sufit. Wkrótce poirytowana zerwała się z łóżka, pamiętając, że nigdy nie udało jej się wygrać z bezsennością. Zapewne przymilny morfeuszowy potomek, dla którego problemy ze snem były chlebem powszednim znalazłby rozwiązanie w zamian za minimum ogłady towarzyskiej i przysługę. Jednakże Selina była zbyt dumna by prosić o pomoc. A zwłaszcza w tak błahej kwestii. Droga od strefy mieszkalnej do stajni minęła prędko - zaledwie kilka minut powolnym tempem, zmożonym przez fizyczne wyczerpanie. Oczy piekły ją niemiłosiernie. Zamknęła je, po czym przetarła, kiedy pomieszczenie rozjaśniło intensywne światło. Konie, zwracające uwagę na przybycie kogoś nowego wciąż pogrążone były w delikatnym, acz ustępującym pomału letargu. Z kolei klacz, której była właścicielką chodziła nerwowo po boksie, najprawdopodobniej w wyniku mieszanki bólu i zniecierpliwienia. Nie mogła nadziwić się wytrzymałości zwierzęcia, któremu doskwierała rozległa rana na szyi. W dodatku ta paprała się pomimo zastosowania medykamentów czy utrzymywania skrupulatnej higieny. Bezsilność niemalże zawładnęła umysłem kobiety. W przeciwieństwie do innych czterokopytnych w stadninie klaczy dokuczały już schorzenia chrzęstno-stawowe. Priorytetem dalej powinna być rehabilitacja, a nie leczenie obrażeń nieznanego pochodzenia. Zniknęła dosłownie na chwilę w kolejnym pokoju, gdzie poprzedniego wieczoru zostawiła apteczkę. Musiała zmienić przemoczony opatrunek. Spędziła następne kilka minut, traktując skaleczenie tą samą mieszanką antyseptyków i maści, co zwykle. Później przełożyła kantar przez głowę konia oraz zaczepiła lonżę, by wyprowadzić go ze stajni. Chciała by rana ' zaczerpnęła ' trochę świeżego powietrza. Było już jasno, kiedy zatrzymała się u podnóży łąki. Stała w niedużym oddaleniu od konia, wpatrując się w przestrzeń przed nimi. Raz, może dwa razy pogładziła zwierzę po chrapach, bo te więcej energii wkładało w skubanie trawy niż odwzajemnieniu czułości właścicielki. Selinie było wszystko jedno. Przez chwilę nie przejmowała się nawet dietą zwierzęcia.