Łąka, to tutaj miała się zacząć przygoda kilkorga herosów, z czego własnie to Alejandro został kapitanem zebranego oddziału. Oczywiście na początku uważał, że misja poszukiwania zaginionej kozy nieco uwłacza jego godności ale zdecydowanie wolał już to niż baranie się w czyichś flakach, bo z tego co słyszał to byli też inni, którzy mieli bardziej "brudne" zadania do wykonania. Nie można było jednak przeceniać poszukiwań zwierzęcia! W końcu pochodzili od samych bogów, kto wie czy poszukiwanie kozy nie zmieni się w epicką przygodę o ratowaniu całego świata. Alejandro przygotował się jednak do misji, ubrał swoją skórzaną zbroję, a na plecach miał zawieszony łuk wraz z kołczanem wypełnionym dziesięcioma strzałami. Na jego nadgarstku pobłyskiwała złot bransoletka, która potrafiła przemieniać się w zabójczy bicz. Na ramieniu przewiesił torbę, w której schował dwie fiolki eliksirów, jeden był stężonym eliksirem mającym pomagać w przyśpieszeniu gojenia się ran, drugi eliksir wydzielił bardzo silny... zapach. Chociaż trudno powiedzieć czy to faktycznie był zapach. W każdym razie miał on działać niczym feromony na konkretne zwierzęta. Uznał, że przy szukaniu kozy zdecydowanie bardzo dobrym pomysłem będzie zaprojektowanie tego typu magicznego napoju. Pod karwaszem miał ukrytą niewielką, kulkę ze stężonym roztworem z alkoholu i magicznych składników. Uwolnienie tej małej fiolki umożliwiało pociągnięcie za niewielkie, metalowe kółeczko zawieszone na niewielkiej lince, która znikała gdzieś pod karwaszem, w którym zapewne ukryty był odpowiedni mechanizm. Rozbicie fiolki uwalniało duszący zapach, który odbierał na krótką chwilę zdrowe zmysły. To było tak na zaś, gdyby wpadli w nieco większe kłopoty. W celu ochrony przed skutkami tego eliksiru, wziął chusty dla swojej drużyny, z czego jedną (oczywiście w kolorze czerwonym) miał już założoną na szyi, gotową aby zasłonić sobie usta i nos. Oparł się o podniszczony płotek i skrzyżował ręce na piersi czekając na resztę swojej drużyny. Tak w ogóle - wyglądał świetnie.
Fay Balmer
Re: Łąka Sro 20 Lut 2019, 15:32
Zabawa! Nareszcie się rozerwie! Oby tylko nie dosłownie. Szukając koziołka nie chciała natknąć się na jakiegoś strasznego potwora, który pożarł to biedne zwierze i chciałby pożreć ich. Miała też nadzieję, że pomimo pesymistycznych prognoz, kózka jednak żyje i bezpiecznie wróci do satyra. W końcu obiecali mu to, a honor herosa rzecz święta. Do misji przygotowała się natomiast kilka godzin przed wyruszeniem. Zabrała ze sobą mocny sznur, z którego planowała zrobić obrożę i smycz dla zwierzątka. Do pasa przypiętą miała sporą saszetkę z igłą i nitką, gdyby trzeba było kogoś zszywać, oraz batonik czekoladowy, dmuchawkę z kilkoma usypiającymi strzałkami i srebrny sztylet od rodziców. Nie brała żadnych eliksirów uzdrawiających, bo nie za bardzo znała się na alchemii, a specjaliści zdążyli już pooddawać wszystkie mikstury innym, więc dla niej już nie starczyło. Co do broni, wzięła ze sobą swój łuk i kołczan ze strzałami, w razie gdyby jednak natknęli się na jakiegoś potwora. - Ale-Ale-Ale-Alejandro!- wykrzyczała radośnie, podbiegając do czekającego na miejscu herosa. Znała go dość dobrze, w końcu należeli do jednej drużyny i był dla niej prawie jak wujek. Choć nie wiedziała, czy on też tak uważa. - To kto jeszcze przyjdzie? Kto? Kto? Kto?- wołała jak mała dziewczynka. Była tak podekscytowana, że niemal przypominała małą sprężynkę. Brakowało tylko, by zaczęła radośnie podskakiwać. A nie robiła tego tylko dlatego, bo nie chciała pogubić wszystkich strzał. Potem musiałaby je zbierać, a Alejandro mógłby przez to stwierdzić, że dziewczynka nie nadaje się do jego grupy. Że mogłaby tylko sprawiać mu kłopoty... W sumie, to nawet bez tego mógł tak stwierdzić. W końcu ta mała kruszyna była czasami jak na mocnej kofeinie z dodatkowym cukrem. Czysta, niepohamowana energia, która tylko czeka by w końcu eksplodować i to w najmniej spodziewanym momencie. - Myślisz, że będziemy mieć jakieś komplikacje podczas misji?- dalej zalewała mężczyznę gradem pytań, uśmiechając się przy tym promiennie.
Seth A. Torrance
Re: Łąka Czw 21 Lut 2019, 16:43
Ekwipunek: pierścień zmieniający się w miecz, Desert Eagle z nabojami zabijającymi potwory, paczka fajek, zapalniczka, portfel, telefon
Powiedzieć, że Seth Augustus Torrance był zły byłoby niedomówieniem roku. Był wkurwiony, i to cholernie mocno! Po pierwsze, zamiast dostać jakieś poważne zadanie został oddelegowany do... szukania kozy. Był synem Aresa, do cholery! Był stworzony do walk i zabijania a nie ganiania za jakimiś zwierzakami! Po prostu zajebiście... tak bardzo się stoczyć. ALE, jakby tego było mało, skład grupy także nie powalał na kolana. Córeczka Afrodyty, syn Erosa i dziewczynka, która ledwo co wyrosła z pieluch. A dowodzenie spoczywało w rękach syna Erosa, choć to dzieci Aresa były wojownikami. Czy można było upaść niżej?! Z pewnością nie i po powrocie do obozu Seth miał zamiar stanąć na arenie razem z tym, kto go w to wrobił... a póki co nie pozostawało mu nic innego, jak przełknąć swoją dumę i udać się na miejsce spotkania, żeby pońańczyć tą wesołą gromadkę... bo sądził, że tak to właśnie będzie wyglądało. Może i przywitałby się z Alejandro, bo jakby nie patrzeć, nawet go lubił, choć nie do końca wiedział, czego ten mężczyzna właściwie od niego chce... kleił się do niego, całował go, a Torrance mu na to pozwalał, bo w sumie syn Erosa całował dobrze. Kiedyś może przemknął im przez myśl związek, jednak Gonzalez był zdaniem Setha zbyt puszczalski i nie umiałby dochować mu wierności, Seth z kolei miał naprawdę ogromny problem z okazywaniem uczuć, zwłaszcza od śmierci Allie i nijak nie pasował do czułego i romantycznego syna Erosa - trwali więc w tej swojej dziwnej relacji nie widząc potrzeby by cokolwiek zmieniać. No ale wracając... Mężczyzna miał ochotę strzelić facepalma, słysząc wesołą paplaninę dziewczynki, więc na razie, poza krótkim "ja pierdolę", które doskonale komentowało całą sytuację, postanowił się nie odzywać, zamiast tego wyciągnął fajki z kieszeni czarnej skórzanej kurtki - zdecydowanie musiał zapalić, a chyba i tak czekali jeszcze na jedną osobę.
będę burzową chmurką tej radosnej grupy <3
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Łąka Pią 22 Lut 2019, 02:02
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?
Satyr o imieniu Papshmir – adresat ogłoszenia spokojnym krokiem przemierzał polanę. Zasłyszał w obozie, że kilkoro młodych i zdolnych herosów ma podjąć się misji ratunkowej za co niezwykle był wdzięczny i radowało się jego małe kozio-ludzkie serce, że są jeszcze na tym świecie ludzie gotowi nieść pomoc takim jak on, zwykłym, nieszkodliwym istotom koegzystującym obok półbogów czasem i owszem ich chroniąc kiedy ci są jeszcze dziećmi, jak takie zadanie im przypadnie. Jednakże później taki Satyr jest już herosowi niepotrzebny i bywa zapomniany to też stąd radość Papshmira i wielki entuzjazm co do powodzenia wyprawy. – Witajcie! – powitał zgromadzonych i skłonił się nisko – nazywam się Papshmir i to ja wystawiłem ogłoszenie, chodzi jak dobrze wiecie o moją kozę imieniem Jagódka. Biedulka zaginęła kilka dni temu i obawiam się że zbłądziła w lesie. – Przerwał i otarł rąbkiem chusteczki łzę, która leniwie spływała po policzku. – Jagódka, przepada za jagódkami oraz zwabić może ją ten dzwoneczek – satyr sięgnął do niewielkiej torby i wydobył z niej niewielki dzwonek pasterski wręczył go Alejandro, słusznie uznając go za kapitana gromadki. – Ostatnie ślady jakie zdołałem ujrzeć wiodły ku północy, a tam jak wiadomo lasy, jeziora i rzeki… – westchnął ciężko i oparł się o drewniany płot. Satyr był wyraźnie zmartwiony zaistniałym stanem rzeczy to też po krótkich, acz istotnych informacjach drużyna znała kierunek, przybliżoną lokalizację i miała dwa sposoby na zwabienie rogacza. Współpraca, otwartość oraz zaufanie będą w tej wyprawie kluczowe miejcie zatem oczy szeroko otwarte wszak koza to sprytne zwierze i może nie chcieć wrócić do domu, czyż nie?
Zasady: • Czas na odpis - 48h od ostatniego posta mistrza gry • Kolejka obowiązuje, podaje ją MG na końcu każdego posta podsumowującego turę • W przypadku braku odpisu w ciągu 48h, postać jest pomijana i kieruje nią MG • Misja należy do tych średnich, zatem uważajcie na każdy ruch • W pierwszej turze kolejność odpisów dowolna
Alejandro Gonzales
Re: Łąka Pią 22 Lut 2019, 13:59
To zdecydowanie musiała być drużyna, która powstała z kaprysu któreś boga oraz dla jego ubaw. Kto w końcu upychałby w jedną drużynę Alejandra, Fay oraz wiecznie pochmurnego syna Aresa, który jednak w odpowiednich sytuacjach miękł, szczególnie kiedy był sam na sam z Alejandrem. Nic dziwnego jednak, czasami wpływ Alejandra był naprawdę dość silny i trudno było powiedzieć czy to wynik jego osobistego uroku czy może faktycznego używania magicznych zdolności na Secie. Na początku zobaczył Fay, która podbiegła do syna Erosa, a Alejandro uśmiechnął się szeroko widząc dziewczynkę. Uwielbiał ją uczyć od czasu do czasu o eliksirach i alchemii, musiał przyznać, że nawet ona miała do tego niemały talent. Chociaż nauczył się chować co niebezpieczniejsze ingerencje z dala od niej, szczególnie po tym jak kiedyś doszło do wybuchu w jego pokoju. Na czas remontu zamieszkał wtedy u Setha. - Jesteśmy herosami Fay, na pewno natkniemy się na coś niebezpiecznego - odpowiedział od razu, po czym potargał jej trochę włosy. Pomimo, że lubił Fay to jednak czasami nie potrafił się dobrze obchodzić z dziećmi. W zasadzie mimo wszystko wolałby nie musieć wychowywać dziecka, a przynajmniej do pewnego wieku, później ewentualnie mógłby się nad tym zastanowić. Z drugiej strony najczęściej dzieci dwójki herosów były pod opieką rodziców do dziesiątego roku życia, później w kwestii wychowania i umiejętności decydował kapitan drużyny. Już chciał coś dodać, kiedy przyszedł Seth, który się z nim nawet nie przywitał. Zamiast tego skwitował sytuację krótkim, aczkolwiek słyszalnym przekleństwem. Gonzales nie pochwalał przeklinania przy dzieciach, więc nic dziwnego, że za chwilę pacnął i to wcale nie lekko Setha w głowę. - Wyrażaj się przy dzieciach i przy okazji, słuchaj swojego dowódcy - skarcił go chociaż ostatnie słowa skwitował nieco złośliwym uśmieszkiem zdając sobie sprawę, że wybór syna Erosa na kapitana był raczej dość bolesny dla kogoś kto był synem boga wojny. Jednakże z całą pewnością umiejętności Alejandra w kierunku subtelnego rozwiązywania spraw, bardziej były przydatne podczas tej misji niż ciągła chęć do bójki Setha. Przywitał się oczywiście z Satyrem, który pojawił się wkrótce. Wysłuchał co ma do powiedzenia. - Nie martw się, przyprowadzimy ją zdrową i całą - odpowiedział satyrowi kładąc mu dłoń na ramieniu i mrugając do niego wesoło, chcąc nieco uspokoić nerwy tej magicznej istoty. Zawsze szanował resztę mieszkańców obozu, w zasadzie głównie szanował nimfy i satyrów, gorzej było z reszta jego pobratymców, gdzie zdarzały się różne charaktery. Przy okazji musiał przyznać, że ten stary był całkiem przystojny... przynajmniej od pasa w górę. - Dobrze moi drodzy, pamiętajcie, że kozy mogą być bardzo płochliwe, dlatego musimy poruszać się naprawdę ostrożnie. Skoro lubi ona jagody, więc pewnie tam gdzie poszła muszą one być, po drodze Fay rozglądaj się za krzakami jagód i nazbieraj ich jak najwięcej tylko możesz. A ty przystojniaku - zwrócił się do Setha - staraj się robić to co zawsze, dobrze wyglądać i rozglądać za ewentualnymi śladami Jagódki. - Kiedy był w pobliżu satyr, wolał nie wspominać o ewentualnych innych, bardziej niebezpiecznych mieszkańcach lasu, którzy mogliby zagrozić bezbronnej kózce.
Fay Balmer
Re: Łąka Pią 22 Lut 2019, 20:39
Zachowuj się bachorze, albo w łeb! Eee... No nie, nie tak powiedział Seth. Nie dosłownie, ale słysząc jego przekleństwo Fay zrozumiała, że musi przestać zachowywać się jak dziecko. W końcu byli na misji. Niby łatwej, ale jednak misji i trzeba było wziąć się w garść, by nikogo nie zawieść, zwłaszcza satyra, który bardzo tęsknił za swoim zwierzątkiem. Dziewczynka nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby straciła swojego chomiczka. Pewnie strasznie by płakała za nim. Trzeba więc było się postarać i znaleźć Jagódkę. Oby tylko nie było za późno... - Ai ai, kapitanie!- zawołała, salutując Alejandro i razem z pozostałymi ruszyła w kierunku lasu. - Spokojnie, już nie będę szaleć. Po prostu bardzo się cieszę na tą misję. Dionizos nie za bardzo chce mnie wysyłać na misje, bo jestem dzieckiem. W dodatku wnuczką Apolla. Wolałby pewnie, bym strzelała do tarczy i cały czas pracowała tylko w szpitalu. To głupie... Chcę poczuć adrenalinkę i chce się przydać też gdzie indziej, niż przy terenach zabudowanych. Misja szukania Jagódki spadła dla mnie jak z nieba. - powiedziała, uśmiechając się do mężczyzn. Chciała, aby ta misja była czymś fajnym. A przy okazji pewnie coś zarobią.
Seth A. Torrance
Re: Łąka Nie 24 Lut 2019, 01:05
Seth zgromił wzrokiem syna Erosa, jednak na jego twarzy w końcu pojawił się delikatny uśmiech - jakby Torrance nie mógł się zdecydować, czy chce uderzyć Alejandro czy go pocałować. Zapewne obie odpowiedzi były prawidłowe. - Uważaj, bo następnym razem ci oddam - Setha łatwo było sprowokować, poza tym on nie dawał nikomu wejść sobie na głowę i każdemu musiał pokazywać swoją wyższość. Nie ulegało także wątpliwości, że mógł się poszczycić dużą siłą i syn Erosa raczej nie chciałby bliskiego spotkania z jego pięścią. Prychnął z pogardą, kiedy Gonzalez wspomniał o byciu przywódcą, by pokazać, jak bardzo ma to gdzieś, po czym odpalił swojego papierosa i spokojnie zaciągał się dymem, podczas, gdy przybyły na miejsce spotkania satyr wygłaszał swoje cenne wskazówki odnośnie zaginionej kozy. Miał przy tym totalnie wyjebane na to, czy osoby w jego najbliższym otoczeniu tolerują palenie. Tak więc misja oficjalnie się rozpoczęła. Fuck yeah! Seth wyrzucił gdzieś na ziemię niedopałek swojego papierosa, po czym ruszył w stronę lasu, razem ze swoimi towarzyszami niedoli. Miał ogromną ochotę w mało przyjemny sposób dać Fay do zrozumienia, by w końcu się zamknęła, ale powstrzymał się przed tym ostatkiem swojej silnej woli - proszę to docenić! Nie lubił dzieci, zwłaszcza tych nadpobudliwych, więc przemilczenie tego wszystkiego naprawdę sporo go kosztowało. - Tak jest, Kapitanie Amorku - rzucił sarkastycznie w stronę Alejandro a jego usta wykrzywiły się w czymś na kształt uśmiechu, choć ciężko było stwierdzić to z całą pewnością. Takie osoby jak Seth rzadko szczerze się uśmiechały. Mimo wszystko rzeczywiście zaczął rozglądać się po okolicy, bo im szybciej znajdą tą kozę i zawloką do obozu, tym szybciej będzie mógł się zająć czymś naprawdę produktywnym. Tymczasem wyjął zza pasa swój pistolet z nabojami na potwory, po części zrobił to na pokaz a po części dlatego, by chronić tyłki pozostałej dwójki, w razie, gdyby się okazało, że w pobliżu czają się jakieś głodne bestie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Łąka Nie 24 Lut 2019, 13:46
Zostawieni przez Satyra zdani byliście tylko i wyłącznie na wasze zdolności tropienia, zmysł obserwacji, ogólne obycie w lesie. Pamiętając o dwóch wskazówkach jakim były przysmak kozy: jagody i ofiarowany kapitanowi niewielki dzwonek. Mogliście śmiało ruszać w las. Pierwszy problem pojawiał się bardzo szybko, a była nim pogoda ubrani lekko nie zwróciliście uwagi na to jaka panuje aura na zewnątrz (patrz strona główna, pogoda), a ta ostatni mi czasy nie dopisywała. Krótko mówiąc siarczyste mrozy i silny porywisty wiatr sprawiały, że temperatura odczuwalna wahała się między minus 15, a 20 stopni, co więcej długotrwałe opady śniegu przykryły ściółkę leśną, wprawdzie między drzewami śniegu było ledwie do kolan, lecz na otwartej przestrzeni momentami sięgał on pasa. Wraz z oddalaniem się od obozu w nieprzebytych gąszczach lasu prócz zawodzenia wichury dało się słyszeć wycie wilków. Były co prawda daleko ale głód i pragnienie ciepłego mięsa w taką pogodę sprawiał, że drapieżniki zapominały o rozsądku kierowane pierwotnym instynktem przetrwania. Śnieg znacząco utrudniał wędrówkę i poszukiwania szarej kozy, która dosłownie tonęła w szarości dnia maskując się idealnie. Oczywiście dorośli nie mieli takich problemów co córa Apolla, ta już po kilkunastu metrach mogła odczuć uroki tej wyprawy. Wiedząc, że kapitan nie życzy sobie ofiar, ani rannych podczas tej wyprawy Alejandro powinien zadbać o swoich podopiecznych. Las był stosunkowo otwarty i przejrzysty – w słoneczne dni mimo to ukształtowanie terenu było znaczące i mogliście podążyć w dół, ku rzece, lub w wyższe partie gór. Wybór w tej sytuacji należał tylko i wyłącznie do was.
Zasady: • Proszę o uzupełnienie Character sheet • Osoby, które nie podały w ekwipunku/character sheet ubioru poniosą konsekwencje - panuje zima. • Czas na odpis - 48h od ostatniego posta mistrza gry • Kolejka dowolna • W przypadku braku odpisu w ciągu 48h, postać jest pomijana i kieruje nią MG • Misja należy do tych średnich, zatem uważajcie na każdy ruch • Seth: Desert Eagle z nabojami zabijającymi potwory, - broń spoko, ale naboje są jak już to zwykłe. Nie ma czegoś takiego jak "naboje na potwory" zbyt wiele gatunków, zbyt wiele różnorodności. Wspominam na przyszłość.
W razie jakichkolwiek pytań, skarg, etc. proszę pisać pw James Anderhil lub discord.
Fay Balmer
Re: Łąka Pon 25 Lut 2019, 18:15
Miała co prawda dobre buty, ale chodzenie przez te wszystkie zaspy śniegu było dla Fay bardzo trudne. Mimo to dzielnie szła na przód razem z innymi, doglądając czy gdzieś nie ma krzewów z jagodami, lub kozy. Na wszelki wypadek, by nie złapać przeziębienia, mocniej opatuliła się szalikiem. Mróz był naprawdę siarczysty. Aż czuła jak prawie zamarzają jej gile w nosie. Bardzo nieprzyjemne uczucie. - Gdy się trochę oddalimy, warto zacząć dzwonić- zaproponowała, choć niosło to ze sobą pewne ryzyko. Dzwonek mogła w końcu usłyszeć nie tylko koza, ale też potwory lub wilki. Będą zwracać na siebie uwagę. Czy więc warto zaryzykować? Pewnie tak. Inaczej mogą szukać tej kozy jak igły w stogu siana. - Tylko gdzie iść? Gdybym była zwierzakiem, zaczęłabym szukać wody do picia. Choć temperatura wody nie zachęca do picia...- wyszeptała cichutko do siebie. Często tak robiła, gdy musiała się nad czymś głęboko zastanowić. Pozwalało zebrać myśli, a trzeba było przyznać, że myślenie jak koza nie było wcale takie łatwe. Zwierzątko na pewno było na tyle mądre, by znaleźć sobie jakieś dobre warunki do przetrwania. Lecz w każdej chwili mogło zostać wystraszone przez wilki i uciec gdzie indziej. Z innej strony, jeśli pójdą w wyższe partie gór, będą mieli utrudnioną przeprawę. A wilki? Mogły być i tam i tam. Cóż... Ene, due, like, fake... - Chodźmy nad rzekę!- odparła, chcąc jednak też poznać zdanie reszty drużyny. W końcu to Alejandro był kapitanem. Do niego należy ostatnie słowo. Oby tylko nie zawiodło ich to na manowce.
Alejandro Gonzales
Re: Łąka Wto 26 Lut 2019, 11:47
"Kapitan sobie nie życzy ofiar", kiedy Alejandro jako dowódca wyprawy to usłyszał, to miał ochotę wręcz parsknąć śmiechem. W końcu nie był wróżką spełniająca życzenia, jednakże faktycznie utrata kogoś mogłaby być nieco... problematyczna. Alejandro w końcu był dzieckiem Erosa a dzieci Erosa traktowano nieco inaczej niż wszystkich tych, którzy byli związani z walką. Gonzales zdecydowanie lepiej odnajdywał się w misjach, gdzie musiał bardziej subtelnie podejść do rozwiązania sprawy. - Ale nie znajdziemy cieplejszego zbiornika, trzeba się zastanowić czy gdzieś jest miejsce, gdzie w pobliżu wody rosną jagody. Z drugiej strony jeśli w taką zimę cokolwiek urosło to musiałoby to być jedynie z błogosławieństwa Demeter - odpowiedział Fay, po czym rozejrzał się wokół słysząc z oddali wycie wilków. Super, jeszcze tego im do pełni szczęścia brakowało. Na szczęście poza łukiem i biczem, Alejandro zabezpieczył się niewielką ilością eliksirów. - Hej Fay, chcesz może, żeby wujek Seth wziął cię na barana? - spytał w końcu dziewczynki sądząc, że będzie to doskonały pomysł, żeby Seth się rozgrzał a dziewczynka, żeby mogła się lepiej rozglądać w okolicy i szukać ewentualnych śladów kozy, które mogły zostać już w głównej mierze zakryte przez śnieg. - Na pewno z jego ramion będziesz miała lepszy widok na okolicę... prawda... Seth? - spojrzał na syna Aresa unosząc brew. - I tak, dobrze będzie jeśli pójdziemy nad rzekę - odpowiedział zaczynając kierować tam swoje kroki.
Seth A. Torrance
Re: Łąka Sro 27 Lut 2019, 00:24
Warunki pogodowe oczywiście nie sprzyjały - w sumie czego innego można się było spodziewać? Biednemu to zawsze wiatr w oczy (w tym przypadku nawet dosłownie) i chuj w dupę... w myśl tego uroczego powiedzonka, Seth spodziewał się, że cały świat sprzysiągł się dzisiaj przeciw niemu, byle tylko jak najbardziej wystawić jego cierpliwość na próbę. Choć z drugiej strony pogoda nie była taka znów najgorsza w porównaniu z innym problemem, który nazywał się Fay Balmer. To nic osobistego, naprawdę! Syn Aresa po prostu nie przepadał za żadnymi dziećmi, irytowały go nawet bardziej niż Dionozos, cudowny opiekun jego drużyny, a o to naprawdę ciężko. Starał się więc ignorować dziewczynkę, która dalej zarzucała w nich potokiem słów i po prostu spokojnie rozgladał się za tym przeklętym zwierzęciem, które mieli znaleźć. - Przy takiej pogodzie nie będzie żadnej "wody", bo z pewnością wszystko zamarzło - rzucił oschle, jak to miał w zwyczaju, chcąc ostudzić nieco zapał Fay. No ale robił tu w tej chwili także za głos rozsądku, bo przy tylu stopniach na minusie prawdopodobnie nawet rzeka nie miała szans i aktualnie była pokryta lodem. Torrance omal nie udławił się powietrzem, kiedy usłyszał zwrot "wujek Seth" w połączeniu ze zdaniem wypowiedzianym przez syna Amora. Teraz to miał ochotę zabić go tak na serio, nawet pomimo tego, że dobrze całował - wzrok, którym w tej chwili obdarzył Alejandro mówił wszystko sam za siebie. - Nie chcesz, prawda, Fay? - zapytał, patrząc dobitnie na dziewczynkę i wyraźnie dając jej do zrozumienia, że ma potwierdzić jego wersję. Bitch please, nie będzie tutaj robił za niczyją niańkę! W każdym razie nie do tego stopnia. Nikt nie kazał małej pchać się na misję - chciała, to teraz niech się trochę pomęczy. Takie było zdanie Torrance'a w tej kwestii, ale pozostała dwójka niestety zdawała się go nie podzielać. Ostatecznie, TYLKO OSTATECZNIE był gotowy ponieść małą, przy czym kilkakrotnie podkreślił, że Fay pożałuje, jeśli przypadkiem zabrudzi mu kurtkę. W takim wypadku jedną ręką przytrzymywał Fay a w drugiej cały czas ściskał swoją broń. Do syna Erosa z kolei wyszeptał coś w stylu "później się policzymy", co miało oczywiście zabrzmieć jak groźba, ale znając Gonzaleza, pewnie będzie się tam doszukiwał jakichś podtekstów. Nie przejmował się zbytnio dochodzącym z oddali wyciem wilków, bo w porównaniu z potworami nie były jakoś szczególnie groźne. Cały czas jednak pozostawał czujny i jak przystało na dziecko boga wojny - gotowy do ewentualnej walki.
/przepraszam za broń - założyłam po prostu, że tak jak w książkach, na wszystkie potwory działa niebiański spiż
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Łąka Sro 27 Lut 2019, 22:33
Wspólną czy też nie decyzją wybraliście drogę w dół, ku rzece była to rozsądna myśl, aczkolwiek argumentacja z wodopojem niekoniecznie słuszna. Ot, instynkt przetrwania można powiedzieć wszak w taką pogodę zwierze będzie uciekało przed zawieruchą więc nie pójdzie w góry. Wzgórze po którym schodziliście było łagodne, a śniegu było ledwie do kolan był on jednak sypki i niezbity to też wędrówka nie była, aż tak uciążliwa jak wcześniej. Kierunek wiatru również uległ zmianie, a otaczające was drzewa stanowiły osłonę. Wprawdzie las nie rósł tu zbyt gęsto, lecz mimo wszystko wystarczająco by dać ochronę, a wam wytchnienie. Wnet czujny wzrok małej bohaterki, która dzięki uprzejmości swojego towarzysza miała lepszą pozycję widoku mogła dostrzec świeże odchody jakiegoś zwierzęcia. Były wprawdzie niewielkie, lecz zbliżywszy dłoń można oszacować poprzez ciepło kiedy zostały wydalone, a to już wskazówka. Ślady rogacizny – bo to już można było zaobserwować kawałek dalej na śniegu wiodły ku rzece i ginęły na jej skalistym, a teraz przykrytym białym puchem brzegu. Prąd był na tyle silny, że rzeka nie zamarzła, a przynajmniej nie całkowicie. Jedynie przy brzegach, natomiast pośrodku koryta jedynie pływały większe kry. Szacując czas tropu oraz ślady wiodące wzdłuż brzegu mogliście zaryzykować idąc nim. Lub obrać całkowicie inną drogę pamiętając, że w lesie jest wiele zwierząt, które mogły zostawić podobne ślady.
Prosiłbym o to, żebyście pisali posty tak do: 300 słów. Doskonale wiem, że potraficie pisać dużo i przyjemnie się te posty czyta. Jednakże, by misja przebiegała sprawnie i szybko i bez dłuższego czekania to zalecam się zastosować do prośby.Nie martwcie się nie ma konsekwencji za przekroczenie limitu. ^^
Nie przejmuj się Seth, nasze forum odbiega nieco od tego co jest w książkach. A ewentualne potwory i sposoby na zabicie ich są w bestiariuszu.
Fay Balmer
Re: Łąka Czw 28 Lut 2019, 18:43
- Chcę!- zawołała radośnie, podchodząc do Setha, który na swoje nieszczęście musiał ją wziąć na ręce. I to bez wybrzydzania, bo Alejandro się wkurzy i nie da mu więcej buzi! Brakowało by tylko, gdyby Fay zaczęła nazywać Setha swoim barankiem, albo konikiem. No bo co? Fajnie wskoczyć na konika i pogalopować przez zaspy. - Kupa! Widzę kupę!- poinformowała wszystkich, gdy przeszli kawałek drogi. O ile nie była zamarznięta, kózka powinna być gdzieś niedaleko. I gdy doszli do rzeki, dziewczynka zeszła z herosa i spojrzała na ślady podobne do kopytek zwierzątka. - To którędy idziemy?- spytała kapitana. Nie wiedziała, czy znaki faktycznie należały do Jagódki. Równie dobrze idąc za nimi mogli trafić na jakieś dzikie stworzenie, które ich zaatakuje. Nie za bardzo miała ochotę na walkę. Dużo bardziej wolała miłą przygodę ze znajomymi z drużyny. Ale to ona, Seth na pewno czekał na walkę. A Alejandro? Co do niego nie była do końca pewna.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Łąka Pon 04 Mar 2019, 22:43
Alejandro, mógł odczuwać wahanie, którą stronę wybrać, gdzie nie pójdzie tam musiał mieć się na baczności przed ewentualnym zagrożeniem. Nie mógł również zbyt długo zwlekać bowiem śnieżyca skrupulatnie zasypywała ślady nad brzegiem rzeki. Chwile milczenia po słowach Fay, się przedłużały w minuty, aż wreszcie mężczyźni podjęli prawdziwie dojrzałą decyzję chroniąc tym samym młodą wojowniczkę przed zmienieniem się w sopel lodu. Wszak ileż można zastanawiać się nad wyborem ścieżki, prawda? Jak widać długo ale cóż tacy wojownicy się zdarzają również. Droga, która wiodła wzdłuż rzeki była prosta i bez problemu dotarliście do momentu kiedy zaczynały się schody, a mianowicie skalisty brzeg rzeki w tym miejscu szedł wysoko w górę, to też trzeba było ponownie zagłębić się w las, lecz niewątpliwie plusem tego było ujrzenie śladów racic na białym puszku. Niestety te wiodły wprost do mrocznej i złowrogo wyglądającej jaskini. Podchodząc bliżej wasze nozdrza zarejestrowały smród spleśniałego sera, alkoholu i krwi. Ta ostatnia faktycznie była na tyle wyczuwalna, że mogło to zaskoczyć was tym bardziej, że wokół jaskini nie widać było, żadnych śladów drapieżników jedynie wspomniane raciczki. Wnet z wnętrza groty rozbrzmiało przeciągłe beczenie, a w wasze nozdrza uderzył zapach dymu, który nie był nachalny i silny, lecz wyczuwalny i nie utrudniał widoczności, o ile potrafiliście widzieć w ciemnościach oczywiście.
Osoby, które NIE ODPISAŁY WASZE POSTACIE PRZEJMUJE MG, robicie za tło, które nie wpływa na fabułę.
Czas na odpis 48h
Link do następnej lokacji w której piszecie podany wyżej.
Aiden DuVine
Re: Łąka Pon 18 Mar 2019, 01:15
Nadszedł upragniony czas treningu, upragniony dla wszystkich tylko nie Aidena. Ostatnim czasem nadrabiał braki teoretyczne i doskonale zdawał sobie sprawę, że powrót do praktyki może być odrobinę problematyczny. Nie ćwiczył już koło tygodnia i nie żeby z tego powodu odczuł jakieś braki czy regres, chodziło bardziej o to, że może być problem ze skupieniem się na swojej mocy. W końcu jedyne na czym jej ostatnio użył była szklanka z wodą. Niestety, jak zwykła zmawiać Maryline - "W życiu nie ma lekko". Chłodno i wietrznie, powinno być w sam raz - podsumował dzisiejszy poranek w myślach. Postanowił nie być dla siebie zbyt miłosierny i również poćwiczyć nad swoją tolerancją. Założył dziś krótkie, szare dresowe spodnie i wyblakłą, błękitną koszulkę z wizerunkiem ulubionego zwierzęcia - pingwina. Na nogach, jeszcze, znajdowały się trampki, które w ciągu kilku sekund znalazły się obok lnianej torby chłopaka na trawniku. Względem chodzenia na boso, chłopak nie zdawał się odczuwać większego dyskomfortu a pozwalało to szybciej wyziębić organizm. Najlepiej byłoby odsłonić nerki, ale potem ciężko mi będzie nadrobić różnicę temperatur. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego gdzie ucieka z ludzkiego organizmu ciepło, kiedy dopiero zaczynał przysposabiać się ze swoimi zdolnościami stwierdził, ze poznanie fizjonomii będzie kluczowe do zapanowania nad zimnem tkwiącym w sobie. Ponieważ dzieci Chione roztaczały wokół siebie aurę zimna, chłopak zaczął za sobą zostawiać ścieżkę oszronionej trawy. Rosa, która spokojnie do tej pory spoczywała na liściach gwałtownie pod naporem zimna zaczęła przemieniać się w drobinki lodu. Chłopak starał rozluźnić się mięśnie lekko potrząsając rękoma i kiwając głową na boki. No to jedziesz. Podniósł kończyny ku górze i skupił swoje myśli. Śnieg, śnieg, śnieg. Zamknął swoje oczy, żeby nie rozpraszać się błękitem nieba i koncentrował się tylko na leciutkich, ulotnych płatkach śniegu. Kilka sekund później na swoim lekko zaróżowionym policzku poczuł prószący puch. Oczywiście Aiden nie wywołał zmiany klimatycznej w całym obozie, a zaledwie kilka metrów wokół siebie. Tak dalece posunięta zmiana pogody była dla niego, przynajmniej na tym momencie nieosiągalna. - Okej, tego nie zapomniałeś. - Uśmiechnął się do siebie pod nosem i lekko przykucnął. - Teraz coś bardziej skomplikowanego. Dar, który posiadał mógł być marzeniem dla wszystkich dzieci, które spędzają gwiazdkę w ciepłych krajach, w końcu któż co roku nie rozmyśla o białych świętach. Sam wychowywany był w śródziemnomorskim klimacie, gdzie zima zazwyczaj nie przynosiła ze sobą białej pierzynki. Niemniej jednak nie wywoływał wokół siebie opadów śniegu bo najzwyczajniej w świecie jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ze tak potrafi. Jedynymi co go zdradzało na pierwszy rzut oka, była chłodna aura i brak odczuwania jakichkolwiek zmian temperatur. Czterdzieści stopni na plusie w słonecznej Italii było dla niego zaledwie cieplejszym powiewem wiatru. Wszyscy jego znajomi dziwili się, kiedy ten przy takim upale zakładał lekki sweter do szkoły. Sytuacja ta uległa zmianie kiedy w ramach treningu postanawiał jak najbardziej wyziębiać swój organizm. Uważał, ze tylko to pozwoli poznać granice swojego czucia. Do tej pory pamiętał jak wpadł do swojego pokoju z sinymi wargami po kąpieli lodowej, którą przyrządził sobie tuż przed snem. Nie napawało go w tym momencie to zbytnim optymizmem. Tylko się nie zagalopuj, bo do najbliższego koca to masz kawałek. - Zażartował w myślach. Śnieg spotęgował odczucie zimna, ale nie na tyle, ażeby blondyn cokolwiek poczuł. Jednak zimno przychodzi znienacka. Dlatego w lnianej torbie, która znajdowała się tuż obok trampek chłopaka znajdował się niewielki termos z gorącą herbatą - jedyna apteczka doraźna na jaką sobie pozwolił. Położył ręce na ziemi i powoli postanowił skoncentrować swoją energię na lodzie. Kluczem do osiągnięcia celu jest wizualizacja i swobodny przepływ energii, a przynajmniej takie było zdanie Aidena. Wyobrażał sobie on teraz jak cząsteczki wody w trawie zamieniają się w drobne kryształki lody wokół niego. Oszronione źdźbła trawy szybko zaczęły przyjmować stałą postać i niektóre kruszyć się pod swoim ciężarem. Trening miał za zadanie w większości skupić się na zwiększaniu swojego immunitetu odpornościowego. Chłopak nie do końca chciał strzelać lodowymi włóczniami do drzew. Jeszcze zapomni po sobie posprzątać, a potem w obozie będą plotki, że dzieciak od Chione jest niewyżytym aktywnie nastolatkiem. Po zamrożeniu okręgu, na którym się znajdował usiadł po turecku w samym centrum niego i skupiał się teraz tylko i wyłącznie na nieprzerwanym opadzie puchu. Odczucie zimna powinien błyskawicznie zwiększyć porywisty wiatr, który od kilku dni męczył okoliczne pola i lasy.
Arzu Anvari
Re: Łąka Pon 18 Mar 2019, 15:07
Czy to ptak? Czy to morowa dziewica? Czy to morze z fal wzięło i orkę wyrzuciło? Nie, to Arzu wyrwała się wreszcie z krytycznego trójkąta bermudzkiego, jakim było jej mieszkanie, mieszkanie pewnego osobnika po greckiej, a więc w założeniu heretyckiej części obozu, i wreszcie szpitala. Pasja, która regularnie pożerała jej czas, chęci do życia i energię od czasu do czasu wypluwała spomiędzy swoich sterylnych szczęk kobietę, pozwalając jej przypomnieć sobie, jak wygląda świat zewnętrzy. Pisemka medyczne pisemkami, ale trzeba było być przygotowanym nie tylko na nagły powrót dyzenterii do świata trosk codziennych, ale też bardziej przyziemne sprawy. Na przykład atak trolla. Albo ragnarök. Nie znasz, półczłowieku, dnia ani godziny kiedy Jormugand wreszcie zatopi kły w ciele Thora, to był tylko kolejny punkt zwrotny w tej serii niefortunnych zdarzeń. Z jakiegoś powodu czuła, że gdyby przepowiednia miała faktycznie dojść do skutki, a nie była tylko straszydłem opowiadanym przy ogniosku i halucynogenach, greckie bękarty też wpadłyby w ogień krzyżowy. Ta świadomość poprawiła jej humor. Jak mieć przewalone, to wszyscy! Zaczęła swój wolny dzień od spaceru. Potem przeszła w trucht. Tak łagodnie, żeby sie rozruszać. Odziana w wygodne obuwie, spodnie i kolejny z serii rozciągniętych swetrów, choć wyjątkiem była utknięta pod spodem koszulka z logiem którejś z kolei firm sportowych. Może i zbroje powinni nosić wcześniej, bo oswajał się człowiek z jej ciężarem i ograniczoną ruchowością, ale nie miała na to dzisiaj nastroju. Potem doszła do wniosku, że a i owszem, pobiegnie, robiąc standardową, godzinną trasę, ale na ostatniej prostej zamiast z powrotem do mieszkania, udała się do najbliższego punktu z kawą. I tak oto dzierżąc w jednej dłoni papierowy kubek, a w drugiej już odpalonego papierosa (zdrowie przede wszystkim), snuła się już drugą godzinę, spacerując po okolicy. Łąka wydawała się miejscem na tyle oddalonym, żeby nie zrobić komuś krzywdy, ale też na tyle otwartym, żeby każdy tego miejsca trochę dla siebie miał. Co nie zmieniało faktu, że skrzywiła się, widząc, jak ktoś okupuje jej ulubione miejsce. Tak, można mieć ulubione miejsce na łące. Dokładnie między tym jednym wielkim głazem, a tym przypadkowym klombem iglaków karłowatych z gatunku abies balsamea nana, które niewprawnej osobie mogły wydawać się jakimś krzakiem, ale ona spędziła ciężkie godziny swojego życia hodując je w tym miejscu od ziarenka. Teraz były pokryte szronem, a jego źródło siedziało kawałek dalej. Zmrużyła oczy. Aż się prosił, żeby wyskoczyć na niego z pełnym wyrzutu wrzaskiem pokroju "panie, do jasnej anielki, moje krzaki! MOJE PETUNIE!". I pewnie gdyby wykorzystać element zaskoczenia, to nawet za te petunie zacząłby przepraszać, nie zauważając, że nic takiego tu nigdy nie rosło. Rozważyła w głowie za i przeciw. W gruncie rzeczy były to tylko głupiutkie rośliny, a i żart niskich lotów. Poza tym nie wyglądały na uszkodzone. Westchnęła. Najwyraźniej bycie dzieckiem Frerja upośledzało którąś część mózgu i człowiek nie potrafił obyć się bez szczegółowej analizy flory w najbliższym otoczeniu. Nawet udawane oburzenie byłby dużo śmieszniejsze i dosadne, gdyby całość działa się w szklarni, w której hodowali rzadkie rośliny na chwałę każdego paskudnego okładu, destylatu i maści. To był ten moment, kiedy zorientowała się, że wdepnęła w szron, który przy okazji dość głośno zabrzmiał pod podeszwą buta i już na pewno zaalarmował sprawcę tego mini-zlodowacenia. Nie planowała specjalnie przeszkadzać chłopakowi, ale skoro już weszło się w to (dosłownie) jedną nogą, no to mogła wejść w drugą. Interakcje socjalne też trzeba codziennie ćwiczyć. - Mam tę moc, maaam tę moc.~ – Zaintonowała, wyrzucając też gdzieś pomiędzy z siebie parsknięcie śmiechem.- Przygotowania do najnowszej ekranizacji Krainy Lodu wyglądają niesamowicie, totalnie powinni ci płacić za te realistyczne efekty specjalne. – Tym razem zamiast śmiechu wyrzuciła z siebie kłęby dymu papierosowego, mając na tyle faktu, by nie chuchać nimi w rozmówce, a obok. Końcówkę papierosa utopiła w resztce kawy w kubku trzymanym w prawej ręce. Pamiętajcie dzieci, nie śmiecimy.
Aiden DuVine
Re: Łąka Pon 18 Mar 2019, 15:53
Pogrążony w stanie skupienia, chłopak nawet nie usłyszał kroków Arzu. Dopiero nastąpienie na szronową pokrywę zdradziło obecność dziewczyny. Szczerze mówiąc Aiden nie spodziewał się tutaj nikogo, zazwyczaj oddając się treningowi immunitetu nie spotkał tutaj nawet dzikich zwierząt, a co dopiero żywą duszę. Chcąc sprawdzić któż się do niego zbliża otworzył lekko lewe oko. Jego oczom ukazała się bliżej mu nieznana persona. Nie przypominał sobie, żeby kiedyś z nią rozmawiał. Oczywiście pamiętał, że gdzieś już ją widział, gdzieś mijał ale nie do końca wiedział gdzie. Oczywiście musiała być półkrwi, to na pewno. Fakt, że nie zamienił z nią nigdy nawet zdania, a ledwie jej postać migała mu gdzieś na horyzoncie oznaczać mogła tylko jedno - Nordka. Słysząc piosenkę, która obrzydłą chłopakowi do bólu, głownie na różnego rodzaju nawiązania do jego persony, wygiął usta w lekki uśmiech. No cóż, łatka została przypięta. - Prychnął sam do siebie. Znacie to uczucie, kiedy na tyle osób, które władają kriokinezą to właśnie ty zostajesz Elsą? To trochę tak jakbyś chodził do stereotypowej irlandzkiej szkoły i to własnie ty byłbyś tym, na którego wołaliby rudy. Aiden w żadnym wypadku nie miał z tym problemu, wiedział że czasem sprawy toczą się tak, a nie inaczej i bynajmniej nie było to powodem do smutku. W sumie żart nie najgorszy, test na znajomość popkultury zaliczony, kreatywność jako taka jest. Można by rzec wszystkie wymagania spełnione. Nie chcąc być nieuprzejmym, blondyn podniósł się z ziemi i otrzepał drobinki śniegu. W myślach starając się rozproszyć resztę opadającej naleciałości. Nie chciał przecież nikogo wyziębić - no może poza samym sobą. Poprawiając się, żeby wyglądać jak człowiek, a nie ktoś kto ostatnie kilka minut spędził na lodowcu skinął lekko głową w kierunku Arzu i delikatnie się uśmiechając odpowiedział. - Może w sumie zgłoszę się na producenta efektów specjalnych. - Mrugnął do niej okiem.- Problem może pojawić się, kiedy będą oczekiwać wybuchów i ognia. W tym nie mam jak pomóc. Powolnym krokiem ruszył w kierunku swojej torby. Skoro już ma nieplanowaną przerwę, to może jednak podbije temperaturę swojego ciała gorącą herbatą. W sumie mógłby wtedy sprawiać bardziej wrażenie człowieka, a mniej lodówki. Grzebiąc kilka sekund w lnianym worku w końcu wyciągnął termos. - Spacerek? Trening? - Zagaił delikatnie rozmowę, po czym zorientował się, że nawet nie znają swoich imion. - A wybacz. Jestem Aiden. - Skinął lekko głową w jej kierunku. - Śmiało możesz używać zamiennie z Elsą. Ostatnią sentencję skwitował promiennym uśmiechem pomieszanym z cichym i krótkim śmiechem. Nie chciał wyjść na takiego, co nie ma poczucia humoru. Poza tym produkcja Disneya sama w sobie była całkiem niezła. - Herbaty? - Zapytał machając delikatnie termosem w kierunku dziewczyny. Będąc z natury osobą stosunkowo towarzyską i wyznająca zasadę nie znasz dnia ani godziny, na takie sytuacje miał se sobą dodatkowy kubek. Pogoda ostatnimi czasy nie rozpieszczała, a ciepły napój jednak rozgrzewa niewprawionych herosów.
Arzu Anvari
Re: Łąka Pon 18 Mar 2019, 18:34
Jakby tak na nich spojrzeć z profilu, to mogliby się spokojnie zamienić rodzicami. On jasnowłosy i zielonooki, ona raczej śniada i błyskająca złotymi ślepiami. Złote, nie piwne, tłumaczyła przez wiele lat namolnym petentom. Piwny to miała, ale twoja matka brzuch, dopiero potem biedaczka musiała się zorientować, że to nie golonka a imbecyl na dwóch nogach. Jakby się tak nad tym zastanowić, to mogła wspomnieć dużo innych sopli pop kulturalnych, chociażby zimnego typka z tego serialu, co to wiecznie się mordują i zdradzają. Albo któregoś w spandeksie. Dla Elsy miała szczególną nienawiść w sercu z tego tylko prostego powodu, że nic tak nie uprzyjemnia dnia, jak słuchać na izbie przyjęć po raz 40 tych samych scen i dialogów, bo się podlotek boi nowego otoczenia i dostaje jedyną obecnie znaną formę kupienia sobie kilku minut świętego spokoju – danie tabletu z bajką. Obiecała sobie, że jeżeli jeszcze raz będzie musiała słuchać jak Anna podejmuje decyzję życia o poślubieniu księcia, co to najwyraźniej pomylił bajki, to je zwyczajnie zaleje. Mniej nienawiści kierowała w stronę innych bajek, na przykład tej o króliku i lisie na kwasie czy walczących z kapitalistycznym wyzyskiem pszczołach i pszczole konfidencie, co najpierw rozpala ogień rewolucji a potem zmienia zdanie. A przynajmniej ona sobie ten film tak tłumaczyła. Jak tak ostatnio analizowała filmowe podobieństwa, to się powinna tytułować aquamanem. Staruszek swego czasu opowiadał, ze jedno z jego dzieci przez bardzo długi czas nie musiało wynurzać się po tlen. Nie doprecyzował, czy 'bardzo długo' bije obecny rekord świata we wstrzymywaniu oddechu i jakoś mgliście kojarzyła, że oni tam raczej po prostu oddychali pod wodą, no ale zawsze mogła zrobić ten dziwny efekt przyspieszenia i wkręcać ludziom z okolicznych wsi, że 'oto ja, rusałka, przyszłam bo haracz bo inaczej wywołam takie tsunami, że zaleje wam wszystko i jeszcze więcej'. Albo mogła zostać Poison Ivy i samej wcisnąć się w obcisły spandeks. Tylko farbowanie na rudo jej się średnio widziało. Podobno miała już wystarczająco wredny pysk. - Jak kiedyś finansowanie obozu szlag trafi to zaproponuje to swojemu kapitanowi. Drużyny herosów zamienią się w cztery konkurujące ze sobą fabryki śniegu, wybuchów i innych takich. Gorzej jak japoński przemysł filmów się o nas upomni. Znowu będzie trzeba hydre łapać na smycz. – Sarknęła. Tego ostatniego tematu nie trzeba było wybitnie zgłębiać żeby wiedzieć, żeby wiedzieć był po prostu dziwny. I nie miała na myśli kolejnej wersji godzilli. Zimno nie robiło na niej aż takiego wrażenia, chociaż z drugiej strony widziała, jak jej oddech zmienia się w parę, tym razem czystą, białą, bez nikotynowego wyziewu. Czuła je na policzkach i odsłoniętych fragmentach skóry, co w połączeniu z mokrymi od potu plecami dawało dość oślizgłe uczucie. - Jasne jasne, Sub-zero.- Burknęła nań.- Teraz mówisz, że wszystko cacy, a potem zrobisz ze mnie lodowego jednorożca szpikulcem do lobotomii. – Oglądali z Varrenem wszystkie te popieprzone kompilacje filmów aż oznajmiła, że gore to on może oglądać na karcie incognito, a nie na kozetce lekarskiej. Poza tym, kiedyś już oberwała lodowymi szpilkami i uczucie to było tak przejmująco niesamowite, że aż postanowiła go nigdy więcej nie doświadczać. Pieprzone śnieżynki. Uniosła w górę wskazujący palec lewej ręki, po czym skierowała go w dół. W śniegu przecież z definicji było całe mnóstwo wody, tylko trzeba je było zmusić do współpracy. Wdech i wydech. Trwało to kilka sekund, ale wreszcie krople wody poddały się jej woli i krytycznemu spojrzeniu, którym je poddawała. To był wyraz twarzy, który przyjmowała mniej więcej od zawsze, na każdym możliwym zdjęciu i w każdej sytuacji, tylko teraz trochę bardziej. Określało go piękne, angielskie wyrażenie scowl, które niestety w jej rodzimym języku już tak majestatycznie nie brzmiało. Krople ciągnęło powoli do jednego, zbiorczego punktu, tuż pod czubkiem jej palca. Miała wtedy wrażenie, jakby to prąd płynął jej pod skórą. Skupiła kulkę wielkości piłki do ping ponga, po czym ponownie uniosła ręke, tak aby wyrośnięty bąbel H2O mieć na wysokości twarzy. - Moana albo Vaiana, co moim zdaniem totalnie brzmi w każdej wersji jak pseudonim gwiazdy porno, no ale w sekrecie powiem ci, że poza scenicznym wizerunkiem mówią do mnie Arzu. Taki reboot, w sequelu odnajdziemy zaginionych mieszkańców Atlantydy i pobijemy ich wodą.- Kula płynnym ruchem krążyła między jej rozwartymi obecnie palcami, jakby była wykonana z szkła, nie zostawiając żadnych śladów. - Teraz to już chyba trening -Mruknęła, ni to do siebie, ni to do swojego rozmówcy. A już głośniej, wyraźnie do niego. - Dzięki, ale to wbrew mojej religii, wyznaje tylko kofeinowe bóstwo. – Kulka przepłynęła do drugiej ręki, obecnie wolnej, skoro tylko papierowy kubek upchnęła w niewielkiej torbie noszonej na biodrze. Po czym zacisnęła palce, zaraz je prostując, a kulka dosłownie wybuchnęła, robiąc rozprysk niewielkich gabarytów i kończąć swój kulisty żywot.
Aiden DuVine
Re: Łąka Wto 19 Mar 2019, 13:58
Postaci skupiających wokół siebie jakiekolwiek powiązania ze światem lodu i zimna w popkulturze było mnóstwo. Aiden wszystkich w jakimś stopniu nie trawił. Nie specjalnie podobało mu się również, że postacie te zazwyczaj są przedstawiani jako bohaterowie negatywni. No może z wyjątkiem Elsy, do której żywił bardzo niesprecyzowane uczucie. Ani jej nienawidził, ani ją uwielbiał, aczkolwiek to ciągnące się w nieskończoność pasmo popularności było bardzo męczące. Cała ta fala powoli powracała do mainstreamu właśnie ze względu na kontynuację serii, która niedługo miała wyjść do kin. No świetnie... To się dopiero zaraz zacznie. Swoją drogą do czego jak do czego, ale półbogowie mieli dryg czy to do niekontrolowanych wybuchów czy "efektów specjalnych", które w tym wypadku powinny akurat się nazywać efektami ubocznymi. Przypadkowo wysadzony budynek? Tak to my! Zniszczona wystawa muzealna? Nie musisz dziękować... Jednak jeśli stwierdzimy, że destrukcja jest matką chrzestną każdego z nich, to ojcem chrzestnym był zdecydowanie łut szczęścia. Częściej niż strategia czy przemyślane rozwiązania, ratował niespodziewany zbieg okoliczności. Z resztą Aiden od zawsze uważał, że on sam ma więcej szczęścia niż rozumu. - To trzeba się ostro wziąć za trening, jeśli drużyna Asklepiosa ma odnosić dobre wyniki! - Puścił jej delikatne oczko. - I tutaj, względem hydry mogę się zgodzić, że byłoby to problematyczne. Upił duży łyk herbaty z kubka i poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. Nie doznał nigdy żadnego rodzaju odmrożeń czy hipotermii, ale wystawianie się na ciągłą ekspozycję zimna, mogło szybko ten stan zmienić. Nawet jeśli mówimy o dzieciaku Chione. Spodziewając się, że Arzu musi również odczuwać dyskomfort już z powodu samej aury, którą roztaczał wokół siebie chłopak, szybko postanowił trochę ocieplić atmosferę. Podniósł prawą rękę ku górze i po wykonaniu jednego obrotu dłonią, zaczął ja powoli opuszczać wykonując zygzak. Opady śniegu z sekundy na sekundę zanikały. - Wybacz, trochę się zapomniałem. - Przyjrzał się dziewczynie dokładniej i po chwili dodał. - Meh... Z tej dwójki chyba wolę jednak Else. Swoją drogą z gry Mortal Kombat zapamiętał tylko jeden finisher, ale nie wiedział do kogo on należał. Wyrwanie serca gołymi rękoma. I nie odbierajmy tutaj Aidena jako psychopaty, ale mimo wszystko uważał, że bordowy kolor krwi ślicznie łączy się z krystaliczną taflą lodu. Obrazek wyglądał tak niepokojąco jak i pięknie w myślach chłopaka. Jeśli jednak owa sytuacja zdarzyłaby się w świecie realnym najprawdopodobniej skończyłoby się na wymiotach. Nie znosił, nienawidził widoku krwi. Przyprawiało go to o zawroty głowy. Oczywiście nigdy nikomu się do tego nie przyznał bo sama sytuacja wydawać mogłaby się co najmniej ironiczna. Maszyna do zabijania, która niespecjalnie znosi widok krwi? Fatum lubiło kpić sobie z ludzi, ale nie aż tak... - O widzisz, a tę akurat lubię. - Skwitował jej wypowiedź o Vaianie. - Miło cię poznać. Upił powoli kolejny łyk herbaty i zmierzwił prawą ręką swoją czuprynę przy okazji strzepując pozostałe nań płatki śniegu. Aiden nie specjalnie lubił kawę. Oczywiście pijał ją od czasu do czasu, ale w starciu z herbatą przegrywała i to z kretesem. - To nasze religie niespecjalnie się lubią, bo ja spod tej herbacianej gwiazdy bardziej. - Uśmiechnął się do niej podnosząc lekko prawy kącik ust ostentacyjnie podkreślając tym samym swoją dumę z przynależności.
Arzu Anvari
Re: Łąka Wto 19 Mar 2019, 16:56
Popkultura jako taka była wdzięcznym tematów żartów jak i ciężkich dysput alkoholowych, zwłaszcza w kwestii filmów, animowanych kreskówek, a ostatnio także gier. Nikt nie mógł odmówić sobie tej przedłużonej chwili samozadowolenia, kiedy stwierdzał, że łamana noga wcale się tak nie wygina albo że dana moc jest bez sensu. Najpierw wzrastali w poczuciu, że są identyczni jak inne dzieci, więc zrobienie własnego zamku z lodu pozostawało w sferze fantazji. Potem okazywało się, że jednak trochę odstają, później – że odstają aż za bardzo, bo raczej Jimmy z ławki obok nie wysadza w powietrze najbliższego śmietnika, jak się przerazi. Początkową fascynację połączoną z trafieniem do obozu zaburzał krytyczny etap zwątpienia – zwłaszcza gdy porównywał swoje wątłe umiejętności z szalejącymi po arenie starymi wyjadaczami, którzy ruchem brwi potrafili coś spopielić. A przynajmniej ona tak zapamiętała jojczenie koleżanki z wspólnego dormitorium, jakkolwiek za cholerę nie umiała sobie przypomnieć, co dziewoja potrafiła poza nagłą, mentalną przemianą w dżdżownicę i tarzanie się po ziemi, kiedy zaliczyła zupełnie nieprzypadkowy prawy sierpowy w nos. Co ciekawe, po drugiej stronie nosa nie było Arzu. Tak to już bywa, jak się nowicjuszy uczy, za którą część łapie się sztylet i jak wyprowadzić cios. Czasem ktoś zbiera fatality prosto na twarz. Tam, gdzie element destrukcji był w zdecydowanej przewadze względem szczęścia, przydawał się jeszcze jeden bonus, wyrażaj Każda kolejna produkcja filmów dla najmłodszych groziła tą samą falą zachwytu i zbiorowym zapaleniem mózgu, jak i napędzaniem koniunktury przez tonę inspirowanych nimi akcesoriów. Zerknęła na chłopaka z ukosa, kiedy wspomniał o przynależności grupowej. Bez konkretnego powodu, bo nie było takiej siły, żeby była w stanie zapamiętać wszystkich z obozu. Zwyczajnie się zastanawiała, czy uczestniczył w jedynym wykładzie do którego Stary Dziad ją zmusił. Miało to miejsce jakieś dwa, może trzy lata temu. Bóstwo każe, niewolnik musi. Jako, że ta ich niedorzeczna fundacja pod wezwaniem "ratowania młodzieży problematycznej, bo przedmioty siłą woli niszczącej" jest w zasadzie państwem w państwie, bóstwa opiekuńcze uznały, że trzeba zapewnić, zwłaszcza dzieciakom, kompleksową opiekę, w tym również edukację wykraczającą poza klepanie słupków i próbę zinterpretowania Odysei Homera. W związku z tym bardziej doświadczony stażem zasób ludzki, w postaci chociażby personelu medycznego, miał co jakiś czas robić prelekcje czy inne wykłady. Tak żeby kształcić, uświadamiać, uwrażliwiać na pewne kwestie. Anvari miała pecha.Wiła się, negocjowała, tłumaczyła, że ona to do dzieci niekoniecznie (zapewnienia, że na audytorium będzie młodzież jej nie przekonywały, wszystko poniżej pewnego wieku było dzieckiem) ale ostatecznie Stary pozostał niewzruszony. Motywem przewodnim miał być bodaj zbliżający się światowy dzień walk z aids, jakkolwiek miała generalnie mówić o tym, że warto się zabezpieczać, dzieci nie płodzić, chorób nie łapać i takie tam inne bzdety. Przy czym podobno ktoś inny wziął na siebie rozmowę o uświadamianiu, więc miała mieć przetarty szlak. Szlag to trafił, ale ją. Ale przecież była profesjonalistką, prawda? Postanowiła zanieść światło oświecenia tym młodym duszom, nieznającym tak naprawdę zagrożeń świat zewnętrznego. Nikt nigdy nie powiedziałby jej, że jest niesumienna albo miga się od obowiązku, co to, to nie. Sumienność została nagrodzona solennym opierniczem od instancji wyższej, kiedy okazało się, że z godzinnego monologu, jaki im zgotowała, zaopatrzona nawet w multimedia (z jednym obrazkiem - wykresem przyrostu naturalnego z ostatnich dwustu lat i prognozami na najbliższych sto) zapamiętali tylko część o tym, że waginosceptycy to tak na teraz-zaraz nie mogą, jak ich potrzeba zawezwie a i partner konsensusu udzieli, bo może się to skończyć źle i jezusmaria dzieci, wazelina naprawdę się do tego nadaje, nie musicie przepłacać za jakieś dziwne żele, młodzi jesteście, jeszcze nic sobie wcierać ani łykać nie musicie. "Przynajmniej coś im w głowach zostało!" zauważyła, prawie dumna, jakkolwiek depresyjnym był fakt, że najbardziej zapadło im w pamięć tłumaczenie, że wewnętrzny krwotok, pęknięty hemoroid lub ropień albo ciężka atrofia mięśnia zwieracza (który w związku z tym nie wykonuje swojej podstawowej funkcji) jest jedynym naturalnym powodem, dla którego zakończenie ich pleców miałoby zyskać większe nawilżenie pod wpływem ruchu mechanicznego. Po tamtym numerze nikt więcej nie prosił jej o żaden wykład. Może i nawet by się oburzyła za tak niesłuszne traktowanie, gdyby nie to, że przynajmniej miała święty spokój. Nikt nie docenił jej polotu i geniuszu, pffff. - Już widzę tę akcje promocyjną. "Proszę państwa, proszę się nie pchać, hydry starczy dla każdego, pan asystent zaraz tu kawałek łba odetnie." Peta miałaby używanie. – Wybrała drogę rozgrzania się w postaci drugiego papierosa, wyciągając paczkę z torby.- Ciężko przejść obojętnie obok tego fikuśnego trykotu jaki na sobie miała, prawda? – Takie tam, nieinwazyjne kpiny. Określenie "maszyny do zabijania" niezmiernie ją bawiło. Jak spotykała element określający się tym mianem to już wiedziała, że ktoś miał ciężkie dzieciństwo i najprawdopodobniej ołowiane kraty w kojcu. Nie była jakąś opętaną pacyfistką, bo nic tak nie pobudzało krążenia krwi jak wyprawa na potwora, ale czynienie z tego sensu życia brzmiało głupio. Jak równia pochyła i zapędy destrukcyjne, które każą szukać co raz trudniejszych wyzwań bez realnego spojrzenia i powzięcia odpowiedniej miary siły na zapędy. - Nic do niej nie mam, ten film to taki wstęp do oglądania Władcy Pierścieni ze swoim motywem odnoszenia kamyka na miejsce. – Dobra, te odniesienia musiały się skończyć, zanim zaczną wymieniać się nazwami podcastów, które słuchają, i dlaczego właśnie te o filmach są najpopularniejsze. - Tak to zwykle bywa, zaraz padną zarzuty o herezję, palenie na stosie innowierców, a koniec końców i tak ktoś nawiedzony postanowi pogodzić zwaśnione strony łącząc je. -Zrobiła kółko z dymu. - Ten twór już istnieje i nazywa się czaj, jest mieszanką herbaty z kawą i smakuje absolutnie obrzydliwie.
Aiden DuVine
Re: Łąka Sro 20 Mar 2019, 23:17
Aiden zdecydowanie mógł stwierdzić, że typ ironicznego humoru jakim sobą Arzu reprezentowała odpowiadał mu. Nie był to typowo nachalny, wymuszony i zwyczajnie chamski typ jaki w większości co poniektórzy sobą reprezentowali. Był, jak to mówią chociażby mieszkańcy Wysp Brytyjskich "classy", oczywiście na swój sposób. Swoją drogą, przez swoje ówczesne doświadczenia z ludźmi podobnego pokroju zazwyczaj nie odbierał ich specjalnie pozytywnie. W tym przypadku jednak było kompletnie inaczej, co zaskoczyło chłopaka. Miła dla oka aparycja dziewczyny, a także lekko zawadiacki charakter sprawiały wrażenie osoby bardzo pozytywnej. Nie wiedział do końca czy dziewczyna chciała być tak odbierana, czasem niektórzy nie specjalnie chcą uchodzić za tych miłych i dobrych. Ani za ciepłe kluchy, prawda Aiden? Tutaj ciężko było mu się nie zgodzić, bo jego charakter był podobny trochę do marzyciela i osoby odrealnionej. Oderwanie od świata przejawiało się pozytywnym nastawieniem do wszystkiego. Taki typ, szklanki w połowie pełnej i jeszcze ciut, ciut ponad tę połowę. Wszystko, w jego imaginacjach, musiało nieść jakieś pozytywne skutki, jakieś wyniki, które koniec końców będą in plus. Starał się sam siebie trochę stopować i dlatego na początku był zazwyczaj wycofany, na tyle na ile pozwalał jego charakter. Aiden parsknął śmiechem na żart o hydrze i mając ochotę się zasymilować wyciągnął również swoją paczkę papierosów. Nie palił często, nie traktował siebie jako osoby specjalnie uzależnionej (czym oczywiście często sam sobie zaprzeczał), ale tych kilka papierosów dziennie wypalał. Zawsze tłumaczył to czynem w dobrej sprawie, bo oczywiście nic tak nie spaja ludzi na imprezach jak na ten przykład wspólny dymek. W ruch poszła również zapalniczka, którą sam sobie sprawił na osiemnaste urodziny. Cała ze stali nierdzewnej, z grawerunkiem w stylu pisma kaligraficznego liter DV, jak oczywiście DuVine. - Względem trykotu to powiem ci. - Urwał i zaciągnął się papierosem. - To czasem myślę, że mógłbym sobie taki sprawić. - Uśmiechając się wypuścił dym i puścił jej oczkiem. Oczywiście był to żart, ale mimo wszystko skoro byli już przy jednym z ulubionych tematów Aidena to dlaczego by nie pociągnąć go jeszcze trochę. Blondyn cały czas potrafił spędzić dzień oglądając te stare i te nowe produkcje Disneya czy Pixara, niczym wspomniane wcześniej duże dziecko. Oczywiście nie wszystkie sceny wzruszały tak bardzo jak za berbecia, ale wciąż sprawiało to swego rodzaju frajdę i przyjemność. Słowa o Vaianie, czy też Moanie jak kto woli były trafnym spostrzeżeniem. Nigdy tak tej sytuacji nie analizował, ale jeśli by się jej tak dokładniej przyjrzeć to faktycznie ta teoria miała swoją rację bytu. - Tutaj muszę się zgodzić. - Powiedział wciąż paląc papierosa. - Czaj jest obrzydliwy. Swego czasu starając się bardziej wciągnąć w swoje hobby jakim była herbata, Aiden postanowił spróbować czaju. Eufemizując jego zdanie, stwierdził że to połączenie jest co najmniej nie na miejscu i nie bardzo przypadł mu do gustu. Podobnie sytuacja miała się z Kombuchą. Nie były to doznania pozytywne, ani nawet jako tako neutralne. Było to najzwyczajniej w świecie profanacją tego, co sam nazywał napojem bogów. Zielonooki przyjrzał się dokładniej dziewczynie starając się powiązać jej twarz z jakimś większym bądź mniejszym wydarzeniem ze swojego życia, ale w głowie miał tylko pustkę. - To już wiem, że słucha się ciebie woda. - Mówiąc te słowa zgasił papierosa o podeszwę swojego trampka, a niedopałek wrzucił do pustej paczki po papierosach. Jakby to powiedzieć, chłopak zazwyczaj starał się być pro eko i niespecjalnie pasowało mu do jego wizerunku śmiecenie, zwłaszcza w miejscu tak cudownym jak to. - Zapewne jesteś też od nordów. Zdradzisz coś jeszcze? Aiden z natury był dość dociekliwym młodzieńcem i lubił wiedzieć. Problem polegał z zapamiętaniem tego wszystkiego. Dodatkowo tutaj dochodziło również zagadnienie, że ludzie z natury uwielbiają mówić o sobie, ale niektórzy mogą takie pytanie odebrać jako nachalne lub też bardzo personę chłopaka za wścibską i ciekawską. Włoch zazwyczaj bardzo przejmował się zdaniem innych, dlatego po krótkiej chwili z racji myśli, krążących po jego głowie jak chmara kruków dodał: - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. Wypowiadając ostatnie zdanie na jego twarzy wymalował się ciepły uśmiech zachęty. Miał nadzieję, że próba dowiedzenia się czegoś o Arzu nie będzie z jego strony nietaktem, a bardziej zostanie odebrana jako chęć do nawiązania dalszej konwersacji.
Arzu Anvari
Re: Łąka Czw 21 Mar 2019, 19:40
Część ludzi zwyczajnie uciekała, przytłoczona całym tym jej urokiem osobistym, równie przyjemnym co papier ścierny. Uznawała to za konieczną preselekcję, tym bardziej, że odpowiednio wyrobione pierwsze wrażenie oszczędzało jej użerania się z ludźmi, którzy na śniadanie musieli brać jakieś kolorowe pastylki, bo odmawiała uwierzenia, że można być tak bezmyślnym i radosnym przez całe swoje życie. Chłopak sprawiał dość... Pluszowe wrażenie. Jeszcze nie uciekł, nie obraził się, nie przybrał postawy skrzywdzonego misia. To chyba była cecha każdego palacza, który znajdował się jeszcze w fazie głębokiego wyparcia. Pół paczki dziennie? To tylko nerwowy dzień. Dwie paczki? Bardzo, ale to bardzo nerwowy dzień. Podobnie twierdziła, że pali, bo po prostu lubi i jakoś trzeba przyspieszyć proces rozkładu, bo jak zaufa siłom natury, to pewnie koło 120 urodzin dopiero wyciągnie nogi. W sumie ciężko stwierdzić, ile maksymalnie jest w stanie przeżyć półbóstwo. Nie istniały żadne sprecyzowane dane na ten temat, bo większość dokonywała żywota na przykład ze szponami w okolicach tchawicy. Na legendach też nie mogli polegać, bo to, że ktoś dożył dwusetnego roku życia mogło być wynikiem otrzymanego błogosławieństwa, a nie naturalną tendencją. Inni znowu co jakiś wpadali w wojny prowadzone między rodzicami, stając się tak argumentem siłowym jak i mięsem armatnim. Ostatnio było nawet spokojnie. Może kiedyś uda zebrać się konkretne dane medyczne, bo cholerne bóstwa nabierały wody w usta, kiedy ktoś pytał je o te sprawy. Wracając do samego nałogu, zaczynała dzień od porannego dymka i kawy, jakoś lepiej jej się myślało, kiedy te dwie substancje krążyły jej w żyłach. -To ja już chyba wolę rajtki ze spandeksu. – Zauważyła i naprawdę była przekonana, że mając do wyboru jakąś dziwną sukienkę, która grozi rozpuszczeniem się po wejściu do pokoju, a obcisłym wdziankiem, to chyba wolałaby to drugie. Nic nie powiewa, nic nie odstaje, w krzak się nie zaplącze. Oni po dziś dzień biegali w zbrojach, kiedy zachodziła taka konieczność, ale były już daleko bardziej praktyczne i dostosowane do potrzeb. Na przykład – nie topiły się jak guma po kontakcie z kwasem z jakiegoś paskudztwa. A przynajmniej, nie tak szybko. No i człowiek mógł zdecydować, czy woli taką w której da się turlać i robić uniki, czy przyjmować ciosy na klatę ale mieć mobilność żółwika.- Na pewno robią modele z oddychającego materiału. Według ekstremistów z fandomu Tolkiena wszystko dało się sprowadzić do stwierdzenia, że on wymyślił to pierwszy i nic oryginalnego już nie powstanie. Jak się miał do tej teorii taki Łowca Androidów, nie wiedziała ale też zapobiegawczo – nie pytała. Bajek nie oglądała jakoś namiętnie, raczej jako ciekawostkę, żeby wiedzieć dlaczego cały internet wypluwa nagle obrazki z kobietami o niemożliwie wielkich oczach. Chociaż nie, Ralph Demolka był śmieszny. Do pewnego etapu, Vanelopa mogła zostać wymazana z gry. Grunt, ze zgodzili się co do tego, że czaj był abominacją, o której należało zapomnieć. Popełniła ten błąd tylko raz, w czasie studiów, kiedy znajomi przekonywali ją, że to jest dobre. To tyle w kwestii zaufania ludziom. Ćmiła fajka jeszcze przez chwilę, po czym również zgasiła go i dołączył do poprzedniego, w pustym już kubku. - Miałeś jakieś 50% szans żeby trafić. – Zauważyła.- Co mnie wydało? Włosy blond w kolorze pola pszenicy? Oczy niby zimowe niebo nad norweskim Trondheim porą wiosenną? Czy krzaczasta, rudozłota broda, a w niej korale z runami? "Biała płeć, zęby jak śnieg, taż farba warkoczy"? – Ostatnie nawet zaakcentowała wymownym ruchem palców. Próbowała przypomnieć sobie więcej absurdalnych opisów ze starych tekstów, odnośnie nordów generalnie, chociaż ostatnia wstawka było czysto ironiczna, bo odnosiła się do wiersza rzekomo wymieniającego cechy idealnej kobiety. Terefere Na tym etapie mógł równie dobrze założyć, że nocą wyrastają jej kopytka i zamienia się w satyra, jednego z tych starych pierdów, które biegają po obozie i pilnują... Cholera w sumie wie czego. Żeby w powietrzu przypadkiem kwiatkami zbyt ładnie nie zapachniało. - Na zasadzie ślepego trafu to ja mogłabym założyć, że byłeś w grupie docelowej kilka lat temu, którą Asklepios zmuszał do słuchania szeregu wykładów ku pokrzepieniu młodzieńczych serc. - Ślepego, bo nie miała pojęcia, ile chłopak mógł mieć lat. Nawet nie próbowała zgadywać. Wyglądał młodo, ale na tej samej zasadzie to i ona nie wyglądała jak kobieta, która zaraz zamieni przednią cyferkę wieku na 3.
Aiden DuVine
Re: Łąka Sob 23 Mar 2019, 00:35
W papierosach dla Aidena było coś uwodzącego i romantycznego. Dym nikotynowy przyjemnie rozlewał się po płucach powodując jedno z nielicznych doznać zmiany temperatur. Było to tak samo kuszące jak i uzależniające, dlatego chłopak starał się sam siebie stopować. Czynnikiem zapalnym było to, że ktoś inny palił. W tedy twierdził, że skoro oboje wybrali szybszą śmierć mogą się ze sobą zbratać. W jego najbliższym otoczeniu na całe szczęście panowała swoista równowaga i śmiało można było stwierdzić, że podział na palaczy był w proporcjach pół na pół. - Spandeks do mnie nie bardzo przemawia. Może jakiś kompromis? W sumie ciekawiło go czy coś pomiędzy przylegającym materiałem, a zwiewną kiecką mogłoby znaleźć praktyczne zastosowanie w walce. Peleryny niestety nie bardzo wchodziły w grę, bo to najzwyczajniej w świecie zawadzało i przeszkadzało jak już wspomniana wcześniej sukienka. Z drugiej jednak strony taki przylegający materiał mógłby być miłą odmianą od tych topornych pancerzy wykonanych z brązu. Też mi w ogóle tradycja wyniesiona z antycznej Grecji. Telefony i internet w obozie mamy, ale przyjemnych i niekrępujących ubrań chroniących ciało już nie bardzo. - Po prostu nie specjalnie pamiętam tę ładną twarz z ćwiczeń, które mieliśmy pomiędzy grekami. - Uniósł lekko kącik ust niby się uśmiechając, ale mimo wszystko starając się zachować chociaż odrobinę powagi. Jak będzie się tak cały czas szerzyć nikt go nie weźmie w końcu na poważnie. - Ale jakby się tak tobie przyjrzeć to idealnie pasujesz do tego opisu. Oczywistym było to, że dziewczyna z uwagi na swoje pochodzenie, nie miała prawa wyglądać jako stereotypowa mieszkanka Skandynawii. To co zawsze najbardziej przykuwało uwagę chłopaka były oczy. W końcu to one są zwierciadłem naszej duszy - nigdy nie kłamały i zdradzały każdą tkwiącą głęboko w nas emocje. Początkowo kolor oczu Arzu był ciężki dla chłopaka do zdefiniowania. Nie chciał też niespecjalnie znieważyć dziewczyny jak ona odbiera swój kolor oczu. Dla niektórych piwne dla drugiego mogły być jak miód, a jeszcze innego, jak w przypadku dziewczyny złote. Chłopakowi zdecydowanie najbardziej podobało się ich określenie w tym przypadku jako tej lepkiej substancji produkowanej przez pszczoły. Mimo wszystko tę refleksją nie zamierzał się podzielić, ale był pewny, że te zwierciadła zdecydowanie zapamięta. - Hah. Stary poczciwy Asklepios. Ale tak, przyznaję. - Ostentacyjnie staną w pozie zdobywcy pokazując swoją dumę. - Grek może i nie w stu procentach, ale jakby na to nie patrzeć, jedno z tych, którzy dali mi życie jest właśnie stamtąd. Skierował swoją dłoń nad dziewczynę skupiając swoją wolę. P kilku sekundach na jej ramiona i głowę poprószyło kilka płatków śniegu. Nie zamierzał sprawiać jej dyskomfortu spowodowanego zimnem, więc po tej krótkiej prezentacji szybko rozproszył skupienie, a biały puch przestał opadać. - Mama lubiła bawić się lodem i śniegiem. Generalnie dość chłodna z charakteru. - Kiwnął w jej kierunku. - Ale w sumie tak chyba wszyscy mają. W końcu nie tulą nas na dobranoc i nie czynią świata łatwiejszym dając nam niesamowicie kuszący zapach krwi dla potworów. Żart o matce był tak smutny jak i prawdziwy. Niestety panował powszechny zakaz nawiązywania bliższych relacji z półboskim potomstwem. O ile respektowanie tej zasady przez Chione chłopak jak najbardziej rozumiał o tyle samą zasadę uważał za idiotycznie irracjonalną. Jeśli kiedykolwiek uda mu się dostać na Olimp, a ma gdzieś to w planach między popołudniową drzemką a wiecznym snem w trumnie. Każdy w końcu musi mieć jakieś cele.
Arzu Anvari
Re: Łąka Nie 24 Mar 2019, 01:54
Wszyscy zaczynali od socjalnego fajka, najczęściej w atmosferze poczucia, że robią coś nielegalnego, bo wiek przyzwolenia na takie używki wynosił w Stanach 21 lat, ku zdziwieniu reszty świata a i absolutnego braku poszanowania ze strony młodzieży. Od znajomych znad granicy z Kanadą słyszała, że każdego roku tabuny młodzieży w wieku lat 18 regularnie przechodziły do kraju płynącego syropem klonowym, coby się urżnąć w sztok a potem z powrotem do siebie do domku, salutować panu orzełowi. Pisownia celowa. Na dobrą sprawę niezależnie od tego, jaki był wiek dozwolony, młodzież i tak zaczynała dużo wcześniej, bo w sumie, czemu nie? Arzu wyszła już poza etap szukania towarzystwa do wspólnego karmienia raka, paliła kiedy tylko naszła ją na to ochota, ograniczając się tylko w godzinach pracy, bo biegać ciągle na zewnątrz ani jej się nie chciało ani nie zawsze była okazja. - Najbliższej to chyba stroje sił specjalnych. Którychś. Nie śledzę najnowszych trendów w modzie dla wojskowych. Ale chyba pasuje, nie? Trochę przewiewne, troch przy skórze no i mnóstwo kieszeni. Jakąś kolczugę na pewno da się pod to wsadzić. – Ale byłby dym, gdyby FBI czy jakakolwiek inna agencja się zorientowała, że na określonej jednostce terenu gromadzone są duże ilości już nie tylko niezarejestrowanej broni, ale też wyposażenia zarezerwowanego dla wojska. Powtórka z Waco z 93' murowana., z tym że to policjanci i swat mieliby konsekwentnie przesrane. Humanitarnie byłoby wypuścić osoby z najbardziej defensywnymi zdolnościami i kogoś od mieszania w głowach, żeby panowie wrócili kulturalnie do swoich zajęć i zapomnieli o całej sprawie. Zabawnie byłoby wypuścić wszystkie te nabuzowane hormonami dzieciaki i patrzeć, jak świat płonie. Dosłownie. - Jestem głęboko urażona faktem, że bardziej byłeś skłonny zapamiętać ładną buzię niż mądrości płynące z tych wykładów. – Sarknęła, wznosząc oczy ku niebu, jakby oczekiwała kary boskiej wykonanej tu i teraz. Komplement nie przeszedł bez zwrócenia na niego uwagi, ale postanowiła poznęcać się nad tematem, skoro już się chłopak sam podłożył. Wytykać mu, że startuje do dużo starszej od siebie osoby może później.- To my tu sobie, wasi seniorzy, żyły wypruwamy, materiał opracowujemy, żeby był przystępny, wyłożony zrozumiałym językiem ancymonki wy nasze pieprzone i co? I po wszystkim słyszę, że fajny ten wykład o tyłku, mogłaby pani więcej takich robić. – Wydała z siebie pełen boleści odgłos, taki przechodzący od stęknięcia po pełne egzaltacji westchnięcie. A mówiła staremu, że te wykłady to był głupi pomysł, ale nie wpadłaby na pomysł, że największą ścianą zaporową przekazywania młodzieży wiedzy będzie ich niezdolność do skupienia się na 10 minut na słowie mówionym. Czyli w sumie oboje byli żartem na linii genetyka-mitologia. Ona była śniada, choć po ojcu powinna być raczej jasnej urody. On mógł śmiało wmawiać wszystkim czysto północo-europejskie pochodzenie, choć z tego co mówił wynikało, że geny skręcały mocno na południe starego kontynentu. - Cóż, my jak mamy ochotę na coś zagranicznego to zamawiamy tajskie, nasi rodzice uprawiają trochę inny rodzaj turystyki. – Nie miała siły już nawet używać bardziej dosadnych słów. Była głęboko przeciwna tej praktyce, tego pozostawianiu sierot na pastwę losu i zębisk potworów. Nie chodziło nawet o całe pokolenia dzieciaków, które miały pecha wychowywać się w niepełnej rodzinie czy, tak jak w jej przypadku, odkryciu że człowiek który cię wychowuje nie jest twoim biologicznym ojcem. Nie naruszyło to więzi, które zdążyła z tym człowiekiem wykształcić, tylko o świadomość, że jest wybrykiem natury. Efektem kaprysu i niezdolności utrzymania pewnych części ciała w spodniach. Bite pół roku się do matki nie odzywała po tej rewelacji, bo choćby chciała strzelić na Frerja fochem, to jego nawet nie było, żeby doświadczyć pełni nastoletniego gniewu swojej latorośli. Jakby był pewnie by się zastanawiał jakim cudem wyszło mu tak marudne dziecko. Wszyscy kurka wodna odpuszczali sobie ten etap wychowywania, tylko oczekiwali, że 10latki chętnie przyjmą rolę małych wojowników. Potrząsnęła głową, patrząc jak jeszcze kilka płatków śniegu spada. Śnieg był... Miły. Dla oka. Czysty. W odpowiedzi kucnęła, gestem ręki wskazując, żeby chłopak zrobił to samo. Roztarła lekko zmarznięte dłonie i wyciągnęła je nad trawą. Wdech, wydech, Uspokoić oddech, nadać mu miarowy rytm. Przymknęła oczy. Na łąkach w każdy miejscu można było znaleźć całe mnóstwo ukrytych w ziemi nasion, które tylko czekały, żeby wyrosnąć. Nie umiała tak z marszu stwierdzić, co wyrośnie, ale umiała skłonić będące nawet w stanie hibernacji nasionka do szybszego rozwoju. Palce lekko jej drgały w naturalnych skurczach, okazjonalnie też poruszała nimi sama z siebie, próbując nagiąć wolę już nie tylko wody, tak jak wcześniej, ale samej ziemi do swojego widzimisię. Coś ruszyło, czuła to niemal namacalnie, nawet jeżeli był to tylko przyspieszony ruch korzeni. Najpierw pojawiły się młode, zielone, soczyste listki, potem łodyżka a na końcu, kiedy kwiat już zaczął się formować okazało się, że to... Mlecz. Piękny, złocisty, mlecz. Zacisnęła usta. - Urwę ci nogę jeżeli zaintonujesz głos Sida. – Oznajmiła z kamienną miną, nie dając poznać po sobie, czy mówi poważnie czy tylko się nabija.