Meksyk - Sylvia i Corvus DpyVgeN
Meksyk - Sylvia i Corvus FhMiHSP


 

Meksyk - Sylvia i Corvus

Sylvia García
Sylvia García
Meksyk - Sylvia i Corvus Sro 09 Wrz 2020, 22:04

jezael-melgoza-636712-unsplash-1024x767.jpg
Sylvia Garcia, Corvus Juarez


04 września 2020r. - Morelia, Meksyk


#5

Podejrzewała szczerze mówiąc, że pomysł rzucony pod wpływem emocji spali na panewce ze względu na obowiązkowość Corvusa. Pozytywnie ją zaskoczył tym, że trzymał się tego i poprosił ją o znalezienie fajnego lokum. Sylvia wybrała im ładny apartament, jednak nie zdecydowała się na najbogatszą dzielnicę miasta. Nie czuła w ogóle się z nią związana, stąd też znalazła perełkę w tej biedniejszej części, choć nie były to typowe slumsy.
Jako, że "podróżowali" za pomocą portalu, nie musieli niczego odsypiać, odpoczywać, ani nie dotarli późno, zostało im tylko odebranie kluczy i wniesienie bagażu. Tuż po tym nałożyła jedynie słomkowy kapelusz na głowę, wszak słońce było jeszcze wysoko i była gotowa na wycieczkę.
Wyciągnęła więc ukochanego na miasto sprawnie poruszając się wśród ewidentnie biedniejszych budynków. No ale nigdy nie ukrywała, jak wyglądało jej życie i gdzie żyła. Nie miała tyle szczęścia, by pochodzić z bogatego domu, ale najwyraźniej teraz jej dopisywało, prawda? W końcu próbowała zapomnieć o tym, co poróżniło ich w łaźni.
Po kilkunastu minutach spokojnego spaceru znaleźli się przed wielkim, trochę obdrapanym budynkiem otoczonym betonowym murem, jednak z otwartą bramą. Stanęła przed nią z małym uśmiechem. Może teoretycznie nie był to najszczęśliwszy okres jej dzieciństwa, ale naprawdę nie był? Sama nie była pewna.
- Tu spędziłam ostatnie trzy lata przed obozem, to był mój dom dziecka - wskazała ręką w kierunku głośnego placu po którym ewidentnie biegało mnóstwo dzieci. Nic nowego, tu zawsze miejsca było za mało, a dzieci za dużo.
- A później zostałam adoptowana - spojrzała na niego rozbawiona, ale było to raczej normalne podejście, skoro nie było przy tym jej matki, która mogła zaświadczyć "tak, uprawiałam seks z bogiem".
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Pią 11 Wrz 2020, 22:06

Sam nie wiedział, skąd wzięła się u niego ta chęć wyjazdu, ale skoro już zaproponował to, to nie zamierzał się z tego wycofywać, tym bardziej, że faktycznie przydałby im się wspólny weekend, zwłaszcza przed tymi zmianami, które miały zajść w obozie. Sylvia dość normalnie przyjęła to wszystko, bo Juarez wytłumaczył jej, że funkcjonowanie obozu musi się zmienić, by pracował on lepiej. Z resztą Garcia sama najlepiej wiedziała, że ten archaiczny podział na drużyny jest niekompatybilny ze współczesnymi normami zarządzania społecznością. Oboje spodziewali się, że po tych przemianach Corvus, choć będzie mieć teoretycznie szersze pole manewru, paradoksalnie będzie mieć mniej obowiązków, bo podzieli pracę między pozostałych herosów, a sam będzie tylko doglądać wszystkiego i odpowiadać przed bogami, których wkład w życie kampusu również znacząco się zmieni.
Ubrał się tak, jak odpowiadało to panującej pogodzie, co nie przyszło mu z żadnym trudem, gdyż jako osoba przebywająca całe dzieciństwo w Barcelonie, był przyzwyczajony do akurat takich temperatur. Można było powiedzieć, że klimat był bardzo podobny z tą drobną różnicą, że w Katalonii miał dostęp do morza, a tutaj mieli tylko nieopodal jakieś jezioro, z którego powietrze i tak nie docierało do miasta.
Szedł za rękę z Sylvią, czując się nieco odważniej wśród obcych ludzi, którzy prawdopodobnie nawet nie rozumieli połowy tego, co herosi do siebie mówili. Sam nie wiedział, z czego to wszystko wynikało, ale prawda była taka, że tutaj pośród tych zwyczajnych mieszkańców Meksyku czuł się dużo lepiej, niż jako kapitan pośród herosów. Brakowało mu tej normalności i tego braku zainteresowania nim.
Z uwagą spoglądał na dom dziecka, w którym wychowała się Garcia i sam zaczął myśleć o swojej przeszłości. On miał trochę gorzej od niej, bo trafił do obozu dużo później, w wieku 12 lat, dlatego też trochę jej zazdrościł tego, że satyrowie upomnieli się o nią tak szybko oraz odkąd pamiętał był sierotą. Ale cóż się dziwić, ona była córką Hefajstosa, jednego z bogów olimpijskich. On był synem Melinoe, mało znanej bogini nawet dla fanów mitologii.
- Cieszę się, że zostałaś adoptowana - uśmiechnął się uroczo, chcąc jej pokazać, że załapał żarcik i nawet odniósł się do niego w jakiś kreatywny sposób. - Chcesz wejść? - spytał, bo brunetka póki co nie dawała po sobie tego poznać, ale przecież zawsze istniała jakaś możliwość, że chciałaby odwiedzić swój stary sierociniec, któremu być może coś zawdzięcza. Poniekąd pewnie życie, bo nie umarła dzięki ludziom tam pracującym z głodu na ulicy.
- Masz jakieś swoje ulubione miejsca tutaj? - spytał znowu, będąc ciekaw tego, gdzie Sylvia spędzała swój wolny czas, kiedy jeszcze była uznawana za zwykłego człowieka. Bardzo chciał poznać jej historię. - Ewentualnie może pójdziemy coś zjeść? Zgłodniałem trochę - przyznał, mając nadzieję, że córka Hefajstosa zna jakąś dobrą knajpę, w której mogliby zjeść porządny obiad. Cały czas jednak Corvus czekał na to, co Garcia powie odnośnie odwiedzin sierocińca i tym samym stał naprzeciw niej, trzymając jedną dłoń splecioną z jej, a drugą na jej biodrze, ciesząc się z bliskości i wolności od obozowego zgiełku.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 13 Wrz 2020, 22:36

Cóż, początkowo słysząc "będę kapitanem całego obozu" nie była zachwycona delikatnie mówiąc. Jednak z każdym kolejnym słowem mężczyzny, rozumiała pomysł coraz bardziej. Musiała przyznać, że to dobry krok dla ulepszenia funkcjonowania obozu, bo jak widać było po niektórych - co dotarło i do niej, bo wiadomo plotki się rozchodzą szybko - byli oni lojalni nie obozowi, jaki był zamysł od zarania dziejów. Nie nawet danemu zarządcy, co i tak było niewłaściwe biorąc pod uwagę pomysły i kłótliwość bogów, ale kapitanowi czyli komuś, kto chwilowo sprawuje władzę, i komu bez problemu może odbić i przejść na ciemną stronę mocy i tak manipulować swoimi pieskami, ciągnąc je za sobą. Powinno być dobrze, o ile zastępcy będą wywiązywać się ze swoich zadań sumiennie. Od tego wszystko tak naprawdę zależało.
Prawdę mówiąc Sylvia bardziej przyzwyczaiła się już do niego bardziej kapryśnej pogody w East Lansing, niż tej w Meksyku, ale to nie oznaczało, że nie lubiła ciepła bądź takiej suchszej pogody. Bardzo za taką przepadała, więc marudzić nie zamierzała w ogóle.
Dlatego między innymi ona by się takiej roli jak on nie podjęła. Nie lubiła, gdy ktoś patrzył jej na ręce i oceniał ją nie za efekty, a sposoby wykonywania ze stresorem dodatkowym jakim była ciągła obserwacja. Nie oszukujmy się, Juarez nigdy nie kończył pracy, zawsze musiał uważać co robi, by nie zostać źle ocenionym. Ona by się zamęczyła, więc nic dziwnego, że nawet ktoś tak poukładany jak on, miał dość.
Ona miała mieszane uczucia do całego swojego życia przed obozem. Bywały dobre momenty, bywały też takie, o których chciałaby kiedyś zapomnieć. Najlepiej od teraz albo nawet dziesięć lat wstecz jak się da. Zdecydowanie najlepsze wspomnienia ma z okresu, gdy już przebywała w obozie. Mniej cierpiała, miała jakiś cel, osoby, z którymi mogła się utożsamiać i mieć coś wspólnego.
Uśmiechnęła się lekko na jego słowa, by zaraz na kolejne się zawahać. Chciała? Była co prawda osoba, której wiele zawdzięczała, ale czy ona jeszcze tu pracowała? Czy w ogóle żyła? Nie miała pojęcia. W końcu pokiwała przecząco głową i już ruszyła nawet, gdy dobiegł ją głos, który mógł należeć do jednej osoby. Przystanęła zwracając się w stronę bramy znowu się wahając.
- Dwie minuty - rzuciła ciągnąć ukochanego za rękę w stronę już starszej kobiety. Czy w ogóle będzie ją pamiętać? W końcu tu od zawsze tyle dzieci się przetaczało. - Martina? To ja, Sylvia Garcia - zaczęła zwracając się do kobiety. Była trochę zestresowana, bo co, jak ona faktycznie jej nie pamięta? Widząc jednak malujący się uśmiech, nim cokolwiek kobieta zdążyła powiedzieć, brunetka przytuliła ją mocno i krótko. Zaraz po tym znowu chwyciła dłoń Corvusa, czuła się tak pewniej.
- Martina, poznaj mojego ukochanego, Corvusa - wskazała na mężczyznę z szerokim uśmiechem. Starsza kobieta wyciągnęła swoją pomarszczoną dłoń w jego stronę.
- Miło mi ciebie poznać - zaczęła, by następnie zwracając się do Sylvii przyznać. - Przystojny. Garcia zaśmiała się cicho przytakując kobiecie.
- Spróbujesz skrzywdzić cariño, to mnie popamiętasz - pogroziła mu palcem, by drugą dłonią lekko go chwycić za policzek i jak typowa ciotka wytarmosić.
- Martina... - upomniała ciotkę, bo tak przecież ją nazywała zazwyczaj. - Jak widzisz jestem szczęśliwa, ułożyłam sobie życie. Musiałam ciebie zobaczyć, jak usłyszałam twój głos, ale niestety bardzo się śpieszymy. Może innym razem? - rzuciła z uśmiechem całując kobiecinę w policzek i machając jej na pożegnanie w pośpiechu wychodząc z ogrodu domu dziecka.
- Znam miejsce z dobrym jedzeniem, odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie. Idziemy - zaczęła ruszając przed siebie trzymając go mocno za dłoń. Wiedziała, że skłamała, w końcu mieli mnóstwo czasu i pół godziny by ich nie zbawiło. W końcu ten dość szybki marsz zwolniła i westchnęła cicho.
- Nie chciałam wdepnąć w ten świat znowu i zanurzyć się w tym emocjonalnym szambie. Martinie jednak wiele zawdzięczam. Życie tak naprawdę - wyjaśniła skąd ten pośpiech, choć sama chciała tam wejść. Miała nadzieję, że ją zrozumie.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 20 Wrz 2020, 00:48

Wiadomym było, że Sylvia nie od razu zapała miłością do tego pomysłu, bo teoretycznie Corvus przyznawał sobie więcej obowiązków. W miarę jednak jak tłumaczył to wszystko, Garcia zaczynała przekonywać się do pomysłu, głównie przez świadomość potrzeby zmiany obecnego funkcjonowania kampusu. Juarez miał ogromne szczęście, że pomimo temperamentu, Meksykanka potrafi opanować się i spojrzeć na sytuację trzeźwym okiem. Ponadto, kapitan doceniał jej wsparcie, które było nieocenione. Bez niej Juarez na pewno nie zdecydowałby się na tak poważny krok. Z nią wiedział, że mu się uda i że obóz będzie funkcjonować lepiej, a przy tym Sylvia będzie mieć go nieco więcej niż dotychczas oraz będzie z niego bardzo dumna, bo na zaimponowaniu ukochanej zależało mu bardzo.
Juarez czekał spokojnie na to co się wydarzy, zgodnie z zaleceniami Garcii, będąc jednocześnie ciągnięty za rękę w stronę starszej pani, która wydawała się być opiekunką z czasów sierocińca jego dziewczyny. Corvus przywitał się z nią krzywym uśmiechem, gdyż nie potrafił wymuszać takich zachowań i mogło to wyglądać trochę dziwnie. Należy jednak docenić starania. Ścisnął dłoń Sylvii mocniej, by ta czuła się pewnie i bezpiecznie - był obok.
Chwilę później został jednak zmuszony do uściśnięcia dłoni Martinie, co oczywiście zrobił, nie chcąc zaliczyć jakiejś wtopy.
- Mnie również - odpowiedział pewnie po hiszpańsku, bo choć Meksykanie i Hiszpanie różnili się od siebie bardzo mocno, to jednak język w 90% mieli wspólny i można było się dogadać.
Nie zakłopotał się kiedy usłyszał, że zdaniem opiekunki jest przystojny a Sylvia to potwierdziła, choć trzeba było przyznać, że takie pochlebstwo ze strony typowej ciotki nijak miało się do rzeczywistości zazwyczaj. Tu jednak miała rację, dlatego też nie odnosił się do tego w żaden sposób, chcąc skupić się tylko na słuchaniu, wszakże to Sylvia powinna być tutaj w centrum uwagi.
Tego było jednak za wiele, gdy najpierw przestrzegła go przed skrzywdzeniem Sylvii, a później wytargała go za policzek. Ostatkiem sił powstrzymał się od jakiegoś nieciekawego komentarza. Po wyrazie twarzy Corvusa było jednak widać, że nie był tym aktem zachwycony.
Długo tam nie zostali i Meksykanka już zarządziła ewakuację, co spotkało się z aprobatą Corvusa. Zdecydowanie wolał bardziej neutralny teren, niż takie napięcie, które odczuł towarzysząc Sylvii pod sierocińcem.
- Spokojnie, kochanie - zwrócił się w jej stronę, zwalniając trochę tempo i przyciągając ją do siebie. Zbiegło się to akurat z jej postanowieniem o zwolnieniu.
Juarez spojrzał na brunetkę i westchnął cicho, nie mając jej za złe tego, że postanowiła stamtąd najzwyczajniej w świecie uciec. Zamiast ją skarcić czy pouczyć, przejechał dłonią najpierw po jej policzku, a później wplótł ją we włosy Garcii, przytulając ją do swojej klatki piersiowej.
- Też jej jestem wdzięczny - odparł, chcąc nieco rozluźnić atmosferę. - Upilnowała cię, żebyś nie uciekła z żadnym kolegą z przedszkola - zaśmiał się cicho, nie wierząc w to, że Sylvia mogłaby podejmować poważne decyzje jako dziecko i że uciekłaby gdzieś ze swoim ukochanym Jasiem z grupy Puchatka przedszkola Słoneczko.
Ucałował Sylvię w czubek głowy i rozluźnił nieco objęcie, by nie czuła się w żaden sposób przymuszona do bliskości.
- To już przeszłość. Teraz możesz skupić się na przyszłości - rzekł pewnie. - Z przystojniakiem - poruszył wymownie brwiami, spoglądając na nią, po czym zaśmiał się cicho i wznowił chód, kierując kroki w stronę wskazaną przez Sylvię.
Gdy doszli do knajpy, Corvus natychmiast spojrzał w stronę ukochanej pytającym wzrokiem.
- Co mam zjeść? - spytał, bo nie znał kompletnie kuchni meksykańskiej i nie wiedział jakie potrawy przypadną mu do gustu. Sylvia tyle dla niego gotowała i tak znała jego smaki, że z pewnością potrafiła mu coś doradzić. Ufał jej bezgranicznie.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 20 Wrz 2020, 23:58

Sylvia jednocześnie żałowała i nie, że znaleźli się na terenie sierocińca. Chciała się pokazać kobiecie i chyba też sprawdzić czy ta ją w ogóle pamięta. W końcu tyle lat minęło i dzieci się przewinęło przez to miejsce.
Uśmiechnęła się zerkając na Corvusa, gdy była cioteczka pochwaliła jego urodę. No jasne, że miała przystojnego faceta i wiele kobiet (w tym i herosek) jej tego zazdrościło. Juarez mógł nie dostrzegać tych spojrzeć córek bogów, ale ona z całą pewnością to wyłapywała. Nie zdziwiłaby się, gdyby delikatny flirt z ich strony brał za zwykłą uprzejmość, ale to historia na inny czas.
Zerknęła ponownie na ukochanego, gdy staruszka poszarpała go trochę za policzek. Między innymi dlatego upomniała kobietę wiedząc, jak niekomfortowo z tym musiał się czuć mężczyzna. Tym razem to ona lekko ścisnęła jego dłoń w geście wsparcia.
Nie potrafiła jednak długo wytrzymać, dlatego też szybko znalazła wymówkę i opuściła to miejsce nie mając siły na ten emocjonalny rollercoaster, który powoli szykował na nią atak.
Z cichym westchnieniem chętnie wtuliła się w jego klatkę piersiową, nie przejmując się tym, że znajdują się na środku ulicy i być może przyciągają zaciekawione spojrzenia. Przymknęła nawet na moment oczy skupiając się na jego zapachu i oddechu, swój wyrównując w ten sposób. Po kilku chwilach było już lepiej, więc uśmiechnęła się lekko na jego słowa, by później się od niego minimalnie odkleić i spojrzeć rozbawionym wzrokiem.
- Żaden mi się nie podobał, głupi byli - dodała już również w żartobliwym tonie, chociaż za bardzo z prawdą się nie mijała. Nie była za bardzo lubiana przez swój silny charakter, dopiero po czasie część osób się do niej przekonało, ale trochę to trwało.
- I to moim przystojniakiem - uśmiechnęła się szerzej zadowolona z tego faktu. Póki co sytuacja z łaźni poszła w zapomnienie i Garcia sobie powtarzała, że wcale niczego się w tej kwestii nie boi. Prawda była inna, ale póki co ponownie spychała to do swoich głębszych warstw świadomości.
- Wiem, jak to wygląda, ale mają najlepsze żarcie w tym mieście - przyznała, a przynajmniej jeśli chodziło o jedzenie w barach i tanich knajpach, w restauracjach tu nie jadała przecież. Miejsce wyglądało cóż, na mało zadbane z typowym ulicznym klimatem. Zastanowiła się nad jego pytaniem, co mógłby zjeść.
Ostatecznie zamówiła im tamales i gorditę, by spróbował zarówno jednego, jak i drugiego dania. W końcu to nie pierwszy raz, jak będą się dzielić jedzeniem. Po chwili dostali papierowy talerz z jedzeniem i widelczykami oraz drugie danie przypominające gigantyczny baton, złapane jedynie w kawałek chusteczki. To danie bierze się w łapkę i spada. Wyszła z tym wszystkim z malutkiego lokalu, w którym i tak nie było miejsca i wskazała wejście do parku kilkanaście metrów od nich. Szybko znaleźli wygodną ławeczkę, na której się rozsiedli.
- To od czego chcesz zacząć? - spojrzała na niego zadowolona i lekko podekscytowana. Czy mu posmakuje?
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Wto 29 Wrz 2020, 23:12

Warto było zobaczyć miejsce, w którym dorastała Sylvia, ale nie był to jakiś najistotniejszy element ich wędrówki, by musieli zatrzymać się tam koniecznie na dłużej niż kilka minut. Z resztą sama Garcia była bardzo zdenerwowana tym faktem, że musi stawić czoła przeszłości i przypomnieć sobie wiele wspaniałych, ale jeszcze więcej złych wspomnień. Nie pozostało im zatem nic innego jak ulotnić się i szybko zmienić temat, co wobec lekkiego głodu Corvusa wydawało się być naturalną koleją rzeczy.
Uśmiechnął się krzywo, gdy ukochana tak krytycznie wypowiedziała się o swoich kolegach z przedszkola. Nie żeby nie wierzył w to, że przedszkolaki są głupie, ale przecież nie powinno być aż tak źle. Sylvia była co prawda impulsywna i miała trudny charakter, ale czy aż tak odbijało się to na jej relacjach z rówieśnikami? Nie jemu oceniać, choć trzeba przyznać, że sam Juarez początkowo stronił od kontaktów z Sylvią, głównie właśnie przez jej temperament, który jakiś czas temu tłamsił go.
- Nie oceniam lokali po wyglądzie - rzucił przed wejściem. - Tylko po smaku - dodał, mając nadzieję, że Meksykanka zaprezentuje mu jakieś dobre potrawy ze swojej rodzimej kuchni.
Chwilę później znaleźli się już na ławeczce w parku, a Juarez od razu zajął miejsce po prawej stronie, spoglądając z zainteresowaniem najpierw na jedną, a później na drugą rękę Sylvii.
- Powiedz mi, co lepiej zjeść pierwsze? - spytał poważnie, nie mogąc znaleźć dominujących różnic między tamales a gorditą. Choć z drugiej strony, skoro pytała go o to, co chce zjeść najpierw, to zapewne ani jedna ani druga potrawa nie miały tak dominującego smaku, by zniszczyć walory następnej.
Po chwili namysłu wybrał gorditę, którą odważnie ugryzł i zaczął intensywnie myśleć nad tym pierwszym kęsem. Starał się wyczuć co nieco składników, choć zlewały się one biorąc pod uwagę formę podania.
- Niezłe - przyznał z małym uśmiechem, po czym to samo zrobił również z tamales. Te jednak posmakowały mu trochę mniej, dlatego oddał je Garcii i znów zajął się gorditą.
- Smacznego - rzucił po hiszpańsku, po czym przeszedł do zajadania się smakołykiem. W pewnej chwili jednak oddał pozostałą część Sylvii, bo przecież mieli zjeść na pół, a on już troszkę przegiął. Wrócił zatem do tamales, które dokończył po niej i z każdym kolejnym kęsem przekonywał się do nich coraz bardziej, choć i tak wolał gorditę.
- Jak będziemy w Barcelonie, pokażę ci najlepszy lokal z paellą - dodał pewnie, mając już plan na kolejną podróż, gdy tylko będą mieć trochę luzu.
Corvus objął ukochaną i zachęcił, by przytuliła się do niego. Teraz przyszedł czas na chwilowy odpoczynek w ładnej, parkowej scenerii na ławeczce.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sro 30 Wrz 2020, 22:30

Sylvia choć się zawahała początkowo, to nie spodziewała się jednak, że emocje w niej urosną tak szybko, gdy już się wewnątrz znajdą. Że uderzy w nią ze zdwojoną siłą to, co czuła w tym miejscu jako dzieciak. Miłość i wdzięczność do pseudo ciotki, która najbardziej ze wszystkich opiekunek ją rozumiała i miała największe serce dla wszystkich dzieciaków. Także jednak ból, strach, odrzucenie, które towarzyszyło jej niemal codziennie do dnia, gdy ktoś nie postanowił jej adoptować. Obecnie w obozie czasem sobie żartowała, nazywając swojego satyra-opiekuna tatuśkiem. Teraz potrafiła z tego żartować, wtedy poczuła się urażona, że ta adopcja to taki kit i tak naprawdę on jej nie chce.
Garcia była trudna, a jako dziecko jeszcze gorsza. Przede wszystkim nie panowała nad emocjami tak jak teraz, ale wtedy jeszcze czuła się samotna i gorsza od innych, więc to też nie pomagało w relacjach. Teraz była dowartościowana i kochana, nie miała problemu z odnalezieniem się w obozie czy samoakceptacją, ale też dorosła, więc siłą rzeczy była nieco inna niż wtedy.
- To dobrze - uśmiechnęła się, bo wiedziała doskonale, że nie wszyscy tak potrafili. Widząc dość obskurną budę albo kobietę jedynie z miską na palniku nie zaryzykowaliby spróbowaniem, choćby ktoś mówił, że to najlepsze danie w tym kraju, regionie czy nawet na świecie. Może to kwestia pierwszych lat życia, bo ona wychowana w biedzie była przyzwyczajona do jakiegoś brudu, a nie lśniących białych talerzy. Lubiła z nich jeść, ale w łapę wziąć jedzenie z teoretycznie "brudnego" lokalu też lubiła.
- Obojętnie - gdyby coś znacząco dominowało, wtedy by to danie zaproponowała jako pierwsze. W obecnej sytuacji było to obojętne, więc pozostawiła to w jego rękach. Pozwoliła mu spróbować każdego dania i gdy zdecydował się na gorditę, ona zaczęła pochłaniać tamales.
- Smacznego - odpowiedziała również po hiszpańsku, by zająć się jedzeniem. Po krótkiej chwili wymienili się jedzeniem, Sylvia uśmiechnęła się lekko czując w ustach gorditę, najczęściej jedzone przez nią danie w Meksyku za dzieciaka.
- Już się nie mogę doczekać - mruknęła zadowolona zarówno z kolejnych planów podróży, jak i kolejnych dań, bo kto nie lubił jeść dobrych rzeczy? Poza tym, kolejny weekend sam na sam z Juarezem to coś, czego nigdy nie będzie miała dość.
Zachęcona przytuliła się do ukochanego powoli kończąc posiłek. Mając jednak ostatni kęs, podarowała go ukochanemu chcąc, by w jego ustach pozostał ten smak, który bardziej mu odpowiadał. Ona zawsze tak robiła. Po kilkunastu minutach spokoju, w końcu skinęła w stronę głębi parku.
- Po drugiej stronie parku jest sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe. Jest to miejsce, do którego czasem uciekałam, gdy miałam dość tego miejsca - skinęła w stronę ich przyjścia, gdzie niedaleko był sierociniec. - Nie żebym się modliła czy coś, ale doszukiwanie się szczegółów we wnętrzach tego budynku mnie uspokajało. Musisz je zobaczyć, robią wrażenie - pociągnęła go w stronę parkowej ścieżki, którą zaczęli zmierzać do wymienionego przez nią budynku.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Pią 02 Paź 2020, 22:50

Corvus wiedział, że Sylvia taki temperament miała już od dziecka, bo wielokrotnie rozmawiali o swojej przeszłości i ukochana za każdym razem mówiła mu, że należała do tych trudnych dzieci. Z resztą wystarczyło zobaczyć jak Meksykanka zachowuje się teraz i ilu osobom gra ona na nerwach. Juarez miał większą tolerancję od innych, a poza tym, Sylvia go kochała całym swoim serduszkiem, więc nawet jeśli chciała mu coś dopierdolić, to przy nim na pewno zastanawiała się bardziej niż przy innych. Albo w ogóle się zastanawiała, bo często była w gorącej wodzie kąpana i waliła prosto z mostu.
Było mu bardzo miło, gdy Sylvia oddała mu ostatniego gryza gordity i z wielką ochotą zjadł go, bo nie trudno było dostrzec, że te danie trafiło do niego bardziej niż tamales. Głównie jednak chodziło tutaj o gest ukochanej, która raz jeszcze pokazała, że ma wielkie serce i że Hiszpan ma w nim specjalne miejsce tylko dla siebie. Takie dzielenie się posiłkiem było czymś uroczym, a jednocześnie bardzo miłym. Świetny dowód miłości.
Gdy tak zaproponował jej paellę, zatęsknił trochę za domem, w którym nie był już od wielu lat. Barcelona zawsze będzie w jego sercu i trudno było mu to zaprzeczać, ale przez swoje zapracowanie, obowiązki oraz przez tryb życia nie był w stanie nawet wrócić do domu chociaż na krótki urlop. Z Sylvią wydawało się to bardziej prawdopodobne, skoro starali się znaleźć trochę wspólnego czasu dla siebie.
- Jasne, czemu nie? - rzucił, choć i tak wiedział, że Garcia zadecydowała za nich oboje. Szybko chwycił ją za rękę i zwolnił trochę, w końcu mieli dużo czasu na zwiedzanie. On chciał podelektować się tą normalnością, której tak mu brakowało w życiu. Chodzenie ulicami miasta z ukochaną za rękę było czymś, czego Corvus bardzo w tym momencie potrzebował, zwłaszcza wobec zmian, które nieuchronnie się zbliżały.
Gdy już dotarli do sanktuarium, Juarez wszedł do środka tuż za Garcią i nawet przeżegnał się, wszakże w Hiszpanii katolicyzm również był religią dominującą. Odkąd jednak trafił do obozu raczej nie wierzył już w Jezusa, a w bogów olimpijskich i nordyckich, którzy wielokrotnie udowodnili mu w jakiś sposób swoje istnienie. I bynajmniej nie były to tylko opowieści w księdze spisanej przez różnych ludzi.
Natychmiast zaczął spoglądać na różne obrazy, ozdobny sufit czy filary, które robiły wrażenie. Dziś już takiej architektury się nie spotykało, bo była rzecz jasna mocno niepraktyczna. Pomasował się wolną dłonią po karku, drugą trzymał cały czas rękę Sylvii.
- Faktycznie, robią wrażenie - przyznał, choć daleko mu było do jakiegoś zachwytu, tak na pewno doceniał kunszt oraz ogromną pracę jaką wykonali rzemieślnicy stawiający te sanktuarium.
Po kilku minutach wyszli stamtąd, a Corvus kolejny raz dzisiejszego dnia, stanął naprzeciw ukochanej i przytulił ją, czując dużą potrzebę fizycznego kontaktu. Paradoksalnie było mu łatwiej o takie miłosne gesty pośród obcych, aniżeli w obozie wśród swoich.
- Dokąd teraz? - spytał. - Chyba, że wracamy do domu i zajmujemy się sobą? - zaproponował, bo tak na dobrą sprawę poznał już dość dużo kultury, w której wychowała się Sylvia i dzisiaj mogli już przystopować. Mają jeszcze przecież kilka dni na zwiedzanie, a jeśli Garcia nie odczuwa ogromnej potrzeby pokazania mu czegoś, to warto spędzić wspólnie wieczór w apartamencie.
Odsunął się nieznacznie i pogładził ukochaną po policzku, czekając na jej odpowiedź.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 04 Paź 2020, 22:28

Sylvia nie miała problemu z tym, by oddać mu ostatni kęs dania. Czasem w żartach potrafiła specjalnie coś zjeść, ale prawda była taka, że ukochanemu oddałaby wszystko, gdyby tylko tego potrzebował bądź chciał. Tak jak było to teraz przecież, bo Meksykanka doskonale wiedziała, jak mu danie smakowało, a sama od braku kęsa nie umrze. Tym bardziej, że nie była szczególnie głodna szczerze mówiąc.
Ona sama jeszcze w Hiszpanii, a tym bardziej w Barcelonie nie była, więc była ciekawa tego miasta przez wszystkich opisywanych jako uniwersalnie piękne i zachwycające osoby, o totalnie przeróżnych preferencjach, jeśli chodzi o to jak miasto idealne powinno wyglądać. Coś więc w tym rodzinnym mieście Corvusa musiało być i od dawna ją ciekawiło, choć do tej pory nie nadarzyła się ku temu okazja. Może teraz to się zmieni?
Uśmiechnęła się zadowolona, że jej ukochany nie protestował, chociaż prawdopodobnie wiedział też, że za wielkiego sensu to by nie miało. W końcu skoro sobie upatrzyła, by pokazać miejsce Hiszpanowi, to chciał czy nie chciał je zobaczy.
Chodzenie z mężczyzną za rękę po zwyczajnym mieście było doprawdy przyjemne i tym, czego przecież już od dawna by chciała. Może dlatego też tak gnała nie chcąc dać sobie czasu na napawanie się tym, by niepotrzebnie się irytować i tęsknić za tym, gdy raptem pojutrze wrócą do swojej paskudnej rzeczywistości.
- Potrafiłam godzinami tu siedzieć i analizować te zdobienia nierzadko sunąc dłonią po tych dostępnych dla dziecięcego wzrostu. Uspokajało mnie to, pozwalało wyobrazić sobie, że jestem gdzieś indziej. No i to było jedyne miejsce, w którym miałam pewność, że mnie nie przegonią - uśmiechnęła się lekko do swojego chłopaka, jeszcze raz obrzucając wszystko spojrzeniem nim opuścili sanktuarium.
Z uśmiechem wtuliła się w mężczyznę przed kaplicą nie mając problemu z bliskością, w porównaniu do niego. Zaczynała dostrzegać, że takie rzeczy tutaj przychodziły mu z większą łatwością i to był kolejny aspekt od teraz, z którego powodu chciała opuścić obóz jak najprędzej. Chciała okazywać mu miłość, bez jednoczesnego krępowania go.
Zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem analizując czy w najbliższej okolicy nie ma czegoś, o co po drodze mogliby zahaczyć.
- Wracajmy do domu - rzuciła z uśmiechem, bo słowo "dom" w połączeniu z tym, że byli poza obozem, bardzo jej się podobało. Powoli ruszyli w kierunku apartamentu, a po drodze jedynie Garcia przystanęła przy jednym stanowisku kupując im lemoniadę z granatu. Pycha.
- To na co mój ukochany ma ochotę? - spytała z uśmiechem tuż po tym, jak zamknął drzwi ich tymczasowego mieszkania, gdy ona zsuwała z siebie buty oraz ściągała kapelusz. Miała perfekcyjny humor, naprawdę.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Wto 06 Paź 2020, 22:57

Corvus nie sprzeczał się z Sylvią kiedy nie musiał, bo prawdę powiedziawszy gdyby to robił, w bardzo wielu sytuacjach byliby zezłoszczeni na siebie. Garcia miała trudny charakter, głównie przez swój temperament i tylko miłość trochę ją tonowała. Normalnie była przecież dla wielu nie do zniesienia, głównie przez pewność siebie i nie cackanie się z niczym. Juarez miał u niej chody i czasem wywierał na nią wpływ, by ograniczyć jakieś złe słowa do minimum. Biorąc pod uwagę ich charakterologiczne uzupełnianie się, mogli tworzyć dobrą parę, wspierając się we wszystkim, co robią. A przy tym nie kłócili się o pierdoły takie jak pójście do sanktuarium, na które Corvus miał średnią ochotę. Ważne było, by w odpowiednim momencie powiedzieć "stop" czy "nie", a nie za każdym razem działać na złość, by później narażać się na gniew Sylvii.
Jemu bardzo podobało się to, że chodzą za rękę i że wydają się być najzwyklejszymi mieszkańcami miasta. Co prawda byli trochę lepiej ubrani od reszty, ale to wynikało głównie z amerykanizacji ich życia, które nabrało zupełnie nowych standardów. Najważniejsze jednak było to, że znajdowali się w Morelii razem i mogli chodzić ulicami za rękę, nie martwiąc się ani o nagłe wezwanie Corvusa, ani o zaczepiających ich herosów, ani też o jakieś ważne kwestie, które nagle mogły zostać poruszone. Zajmowali się teraz tylko sobą i pielęgnowaniem swojej nieco nadszarpniętej głupimi myślami relacji.
Skinął porozumiewawczo głową, ciesząc się z faktu, że Sylvia również chciała wrócić do apartamentu. Droga nie była daleka, bo córka Hefajstosa tak zaplanowała ich zakwaterowanie, by nie mieli daleko do najważniejszych punktów miasta, które chcieli zobaczyć. Mogli więc przejść się spacerkiem, zachodząc po drodze do sklepu, by zaopatrzyć się w lemoniadę z granatu i po kilkudziesięciu minutach byli z powrotem w swoim tymczasowym domu.
Zamknął za nimi drzwi na klucz, by nikt im nie przeszkadzał i spojrzał na Sylvię z równie dużym uśmiechem co ten jej, gdy dziewczyna pytała go na co ma ochotę. Podobała mu się ta dziewczęca wersja twardej Sylvii, którą miał na co dzień w domu.
- Od czego by tu zacząć... - pomyślał, chwytając się dwoma palcami za podbródek. - Ach tak! - wykrzyczał nagle radośnie i choć zapowiadało się na coś szokującego... Corvus po prostu zdjął buty.
- Tak się lepiej myśli - stwierdził żartobliwie, chcąc nie tylko wykazać się towarzysko, ale również utrzymać ten dobry nastrój, który towarzyszy mu od samego początku tego dnia.
Generał zbliżył się do ukochanej i objął ją delikatnie, a także pochylił się i od razu złożył na jej ustach krótki, ale również czuły pocałunek.
- A teraz to już w ogóle - zaśmiał się cicho, nawiązując do swojego poprzedniego żartu. - Może najpierw zaniosę cię na kanapę? - spytał i poruszył wymownie brwiami, by chwilę później z jej zgodą czy bez, unieść ciało Garcii i przerzucić je przez swoje ramie niczym turecki dywan.
Przeszli kilka metrów i gdy już dotarli do wcześniej wspomnianej kanapy, Juarez z odpowiednią delikatnością ściągnął z siebie brunetkę i ułożył ją na miękkim meblu. Zaraz potem pochylił się i prawie się na nią położył, w ostatniej chwili jednak rozłożył ciężar ciała inaczej, by jej nie zgnieść.
- Teraz twoja kolej coś wymyślić - zaproponował, po czym zamiast dać jej chwilę na zaproponowanie czegoś, wpił się w jej usta i zaczął ją namiętnie całować. Na razie jednak nie dobierał się do niej, choć z każdym kolejnym całusem podniecenie w nim narastało i z pewnością jeszcze tego wieczoru będą uprawiać namiętny seks. Kwestia czasu. Na razie można było się powygłupiać i ponakręcać.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sro 07 Paź 2020, 00:19

Jej też i trochę się bała, że w tym tkwił pewien problem. Bardzo przyjemnie spacerowało się i zwiedzało miejsce, trzymając go za dłoń jak typowa para na wakacjach. Co prawda ich wakacje to raczej nietrafione określenie, bo to wycieczka z kategorii katalogowej "wypad za miasto na weekend". W końcu nigdy, by się na to nie zdecydowali, gdyby nie portal. Nikomu nie uśmiechał się ośmiogodzinny lot z przesiadką na dwa dni, z czego biorąc pod uwagę powrót i zmęczenie, robiło się faktycznie kilka godzin na miejscu. Lubiła tą normalność, która teraz ich otoczyła, a jednocześnie bała się, że za dwa dni, dopadnie ją irytacja w obozie, że to już nie wróci. Przynajmniej przez naprawdę długi czas, na tyle, że nie wierzyła coraz bardziej w szansę opuszczenia obozu herosów.
To, że Garcia miała trudny charakter, to wiedziała od dziecka. Nie zmieniało to jednak tego, że potrafiła być bardzo słodka, dziewczęca i do razy przyłóż i to nie tylko wobec Corvusa, chociaż on to najczęściej otrzymywał. A właściwie, mało sytuacji, gdy ktoś inny tą delikatniejszą wersję widział. Był to też pewien wypracowany mechanizm - za dzieciaka była bardzo raniona, więc teraz nie dawała innym takiej możliwości swoim temperamentem i jednoczesnym dystansowaniem się.
Zerknęła na niego z uniesioną brwią i rozbawionym wyrazem, gdy tak krzyknął tylko po to, by ściągnąć buty. Na jego słowa jednak parsknęła śmiechem, by zaraz jednak uśmiechnąć się słodko. A wszystko za sprawą tego, że Juarez do niej podszedł. Odwzajemniła jego czuły pocałunek, który doprawdy był rozkoszny.
Uśmiechnęła się lekko na jego powtórzone słowa, tylko tym razem zamiast rozbawienia, była rozczulona tym, bo przecież nikt nie zaprzeczy temu, że było to słodkie i urocze. Wzruszyła tylko lekko ramionami, gdy spytał o przeniesienie, jednak gdy przerzucił ją przez plecy, klepnęła go lekko właśnie w plecy.
- Ej... A ja co, worek z ziemniakami? - zażartowała, bo przecież to nie tak, że była tym oburzona. Zwyczajnie sobie żartowała tym bardziej, że chwilę później Corvus ułożył ją delikatnie na kanapie, a nie zrzucił jak wspomniane ziemniaki.
Całowała go czule czując, że z każdą sekundą pocałunek staje się coraz bardziej namiętny, pogłębiony i pełen pasji oraz coraz większego napięcia. Meksykanka po dłuższej chwili oderwała się od jego ust i udała zamyśloną, by wpaść w podobny schemat co on wcześniej.
- No nie wiem... Może, całuj mnie? - uśmiechnęła się szerzej i nie czekając na odpowiedź ponownie zaczęła go całować w międzyczasie ściągając z niego koszulkę. Lubiła dotykać jego nagiej skóry.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 11 Paź 2020, 20:36

Rozmawiał już na ten temat z Sylvią i doskonale wiedział, że jej czasem ostry charakter był wynikiem trudnego dzieciństwa, które Garcia przeżywała w zupełnie inny sposób niż Juarez. Generałowi trochę imponował ten ogień, który tak emanował z Sylvii (dosłownie i w przenośni), bo sam jako młodzik nie miał tyle odwagi, by stawiać na swoim. Gdyby nauczył się tego za młodu, być może inaczej wyglądałoby jego życie. Niemniej czasem było to uciążliwie w ich relacji, bo jakby nie patrzeć, Juarez przeszedł ogromną przemianę przez te kilka miesięcy i stał się dużo bardziej pewny siebie. Była w tym duża zasługa córki Hefajstosa, która wywierała na niego pozytywny wpływ i pozwoliła mu ogarnąć się po załamaniu nerwowym. Niestety jednak fakt nauczenia się zadziorności poskutkował tym, że zaczęli się kłócić, bo oboje chcieli stawiać na swoim. Z drugiej strony, gdy już dochodziło do godzenia się, to te temperamenty były bardzo wskazane, w łóżku. Jak widać Corvus miał w sobie więcej Hiszpana niż sądził.
Nie zareagował na jej komentarz niczym innym jak delikatnym śmiechem, bo wyobraził sobie taki ładny worek z ziemniakami, którym na pewno Sylvia by była, gdyby była warzywkiem, a nie półbogiem. Nijak mu to jednak pasowało do sytuacji, dlatego też nie zagłębiał się w to dłużej, skupiając się wyłącznie na przyjemności.
Podobała mu się atmosfera, z każdą kolejną chwilą się nakręcał, a w dodatku podświadomie wiedział, że nikt im nie przeszkodzi, bo przecież niewiele osób wiedziało, że wybrali się do Meksyku. Telefony były wyłączone, więc tylko ich własna niedyspozycja mogła popsuć im plany. Na to się jednak nie zanosiło.
Ściągnął brwi do siebie, spoglądając na jej uśmiechniętą twarz, gdy zasugerowała mu w podobny sposób to samo. Bardzo podobało mu się to, że Sylvia powiedziała to właśnie tak, gdyż był to znak, że w jakiś sposób ją to nakręca pozytywnie i Corvus się nie kompromituje używając takiego sposobu dialogu.
Nim jednak zdążył się odezwać, brunetka ściągnęła z niego koszulkę, a następnie wpiła się w jego usta, na co on mógł zareagować tylko w jeden sposób: odwzajemnieniem pocałunku.

Nazajutrz Corvus spał jak zwykle całkowicie nagi, tuląc się do ciepłego ciała ukochanej w pozycji "na łyżeczkę". I tak słodziaki sobie leżeli, a Juarez nie miał zamiaru nawet się budzić, co dopiero wstać. Śpiąc jednak poluzował w pewnej chwili objęcia, by Garcia mogła swobodnie się podnieść, jeśli nie chrapała sobie tak jak on.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 11 Paź 2020, 22:09

Sylvia zauważyła, że z każdym wzrostem jego pewności siebie i przede wszystkim umiejętności stawiania na swoim, oni częściej się kłócili. Było to jednak coś, co akceptowała, bo przecież to należało robić. Chciała go wznosić do gwiazd, pozwalać mu się realizować i rozwijać, a nie dołować i wpędzać w coraz większe kompleksy. Nawet nic nie robienie, kiedy dostrzegła jego potencjał w tym kierunku, byłby czymś złym. Skoro mogła mu pomóc tym samym działając po części na swoją szkodę, to trudno. Zawsze go będzie wspierać, a już na pewno publicznie. Ewentualnie scysje i brak zgody może mieć miejsce u nich w domu. Reszta obozu powinna widzieć, że Garcia jako poukładana partnerka zawsze go wspiera, nawet gdy on sam wie, że nie do końca momentami tak jest.
Lepiej, że nie rozpoczęli dyskusji o ziemniakach, bo byłaby to strata czasu. Niemniej wolałaby nie być postrzegana jako potencjalne właśnie to warzywo, gdyby miała się nim stać. Ani to ładne, ani wartościowe, tyle że dobre. Już lepsza byłaby nawet marchewka.
Corvus nigdy się przed nią nie kompromitował. Nie w tym sensie na pewno. Zdarzało się tak, że powiedział coś w jakiś sposób, że ją sam ten fakt rozbawił. Tak zdarzało się w obie strony. Nigdy jednak z niego nie kpiła, za bardzo go szanowała i kochała, by takie coś w ogóle jej przez myśl przeszło.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy zaczął odwzajemniać pocałunek. Nie żeby było to dla niej zaskoczenie, ale po samym sposobie czuła, jak bardzo nakręcony Juarez już jest na brunetkę.
Co tu dużo mówić, seks był bardzo przyjemny i pełen satysfakcji, tak samo jak kolejne. Byli młodzi, byli herosami, nic dziwnego, że w tak krótkim czasie kilka razy potrafili się kochać. W końcu ich ciała, a w tej sytuacji głównie mężczyzn, regenerowały się szybciej. Nie było więc jakichkolwiek problemów i mogli uprawiać seks tyle razy, na ile mieli ochotę.
Meksykanka również spała nago, jak to miała w zwyczaju. A tutaj przy cieple tym bardziej było to dobrym pomysłem. No, miała na sobie jedynie majtki dla pewnego komfortu i tyle. Sylvia przebudziła się po raz pierwszy, jednak było jej tak dobrze w jego ramionach, że nawet nie spojrzała na zegarek, a wróciła do spania.
Po raz drugi obudziła się po jakimś czasie, delikatnie wyswabadzając się z mniejszego już objęcia ukochanego. Dzień rozpoczęła długim prysznicem, po którym spięła mokre włosy spinką, ubrała się w lekkie ubrania i wyszła. Nie miała zamiaru gotować, dlatego wybrała się do najbliższej kawiarni po śniadanie. Wzięła kilka sporych porcji - typowo meksykańskie i bardziej amerykańskie tudzież europejskie. Widząc, jak dobrze jest zaopatrzone to miejsce, zdecydowała się jeszcze zamówić dwie kawy - z dodatkiem pomarańczy i mango. Wiadomo co czyje.
Wszystko to rozłożyła na talerzykach na tacy (poza kawą, ją zostawiła w ładnych, tekturowych kubeczkach) i przyszła z tym do sypialni. Chwilowo dla bezpieczeństwa odstawiła to na stolik i sama przysiadła na łóżku.
- Wstawaj śpiochu, śniadanie czeka - szepnęła całując Corvusa w czoło, policzek, usta i na końcu odsłonięte ramię. Gdy tylko otworzył oczy, uśmiechnęła się ciepło.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Wto 13 Paź 2020, 16:32

Corvus jak to Corvus, kiedy mógł korzystał ze spania ile tylko chciał, a skoro byli na krótkim urlopie, to Sylvia musiała mu niestety wybaczyć, jeśli liczyła na jakieś poranne ekscesy. Juarez słodko sobie spał, bo przecież mieli bardzo pracowitą noc i zasnęli stosunkowo późno, toteż liczył na to, że te osiem czy dziewięć godzin Meksykanka da mu przespać. Nie budził się ani kiedy Sylvia wstała z łóżka i krzątała się po pokoju, ani gdy poszła pod prysznic, ani też kiedy wróciła ze sklepu, mając przygotowane dwie kawy i śniadanko. Nie przeszkadzał mu też delikatny hałas w kuchni, który na szczęście nie był dla niego słyszalny przez zamknięte drzwi do sypialni.
Ocknął się dopiero wtedy, gdy Garcia przysiadła się na łóżko i szepnęła mu do ucha. Potem połaskotała go wargami po twarzy, co spotkało się z jego aprobatą w formie małego uśmiechu. Oczu jeszcze nie otwierał, bo to był Corvus, który wiedział, że może się jeszcze polenić kilka chwil. Zamiast tego przysunął się do uda Sylvii i zaczął się o nie ocierać twarzą, co sprawiało mu ogromną przyjemność, uwielbiał wszakże dotykać jej skóry.
Otworzył oczy po kilku chwilach i spojrzał na ukochaną, która uśmiechała się w jego stronę. Był to cudowny widok, bo rzadko kiedy miał okazje, by być budzonym w taki przyjemny sposób. Z reguły to on wcześniej zrywał się z łóżka i całował ją jeszcze śpiącą na pożegnanie, gdyż pochłaniały go od samego rana obozowe obowiązki.
Oparł poduszkę o dolną część wezgłowia łóżka i zmienił pozycję na siedzącą, opierając plecy o wcześniej wspomnianą poduchę.
- Cześć kochanie - rzucił, przecierając oczy i ziewając lekko, gdyż jeszcze trochę był zaspany. Spojrzał z zachwytem na śniadanie, które przygotowała mu Sylvia. - A to nie ja powinienem tobie przygotować? - spytał, raz jeszcze udowadniając, jak wielką amebą uczuciową jest i jak bardzo nie orientuje się w tych miłosnych gestach.
- Chodź pod kołderkę - zaproponował, chcąc zjeść śniadanie w łóżku z Sylvią. Przygotował jej bardzo podobne siedzisko jak sobie, tylko dał jej poduszkę więcej, znając jej uwielbienie do wszelakiej wygody. Klepnął kilka razy w pościel, pokazując jej tym samym, gdzie powinna zająć miejsce. Nie przyjmował też żadnej odmowy, dlatego kiedy tylko wymusił już na córce Hefajstosa zjedzenie z nim śniadania, sięgnął po tackę, którą wcześniej odłożyła i położył ją na specialnie wyrzeźbionym miejscu między nimi na łóżku. Nie wiedział przecież, czy ona już jadła i czy ta porcja była przygotowana tylko dla niego, czy dla obojga.
- Smacznego - rzucił zadowolony i zaczął się zajadać, popijając od czasu do czasu kawę, którą Sylvia wskazała jako "jego". Ufał jej bezgranicznie w kwestii jedzenia, bo brunetka znała jego kubki smakowe na wylot.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sob 17 Paź 2020, 00:22

Garcia doskonale wiedziała, że Corvus lubi spać i ona wcale nie była diametralnie inna. Zazwyczaj potrzebowała odrobinę mniej godzin, ale lubiła spać. Szczególnie wtulona w swojego mężczyznę albo on w nią. Ona sama pospała te nieco ponad 7 godzin, więc Hiszpan pospał też sobie tyle, ile planował to jej pobudki. Ona sama postarała się, bo chciała mu jednocześnie pokazać typowe śniadania w Meksyku, a jednocześnie wziąć coś, co było pewniakiem, jeśli inne rzeczy mu nie podejdą. Kawa była trochę strzałem, bo choć cytrusy lubił, to przecież to połączenie mogło mu nie leżeć.
Uśmiechnęła się rozbawiona, gdy przytulił się do jej nóg. Było to naprawdę urocze i przez chwilę nawet głaskała go po głowie, ale po chwili odpuściła. Miał się wszakże powoli rozbudzać, a nie chillować coraz dłużej. Kawa i jedzenie im ostygnie.
Tak, sytuacja rzadko kiedy się odwracała, bo mężczyzna nie lubił sobie robić wolnego, a ona starała się układać swoje zajęcia tak, by chwilę dłużej pospać. Przecież najwcześniej to oni spać się nie kładli. Dużo jego obowiązków, później jakiś chill, trochę czułości oraz seksu i tak to się wydłużało. Uwielbiała zarówno być budzoną przez niego, jak i jego budzić. Było to zwyczajnie mile uczucie.
- Hej skarbie - uśmiechnęła się jeszcze szerzej na widok jeszcze zaspanego chłopaka. Doprawdy, uroczy widok. Zaśmiała się na słowa Juareza. - Powinieneś tak samo mocno, jak ja tobie. Spałeś jeszcze to wykorzystałam okazję, by kupić nam coś dobrego - pogładziła go po udzie, bo właśnie tą część jego ciała miała najbliżej siebie.
Przekrzywiła głowę sugerując, że wejście pod kołderkę nie bardzo jej się widzi. Niemniej to, jak przygotował miejsce i ten jego wzrok sprawił, że odmówić mu w tak banalnej rzeczy nie potrafiła. Usiadła więc na przygotowanym miejscu, jednak tylko kawałek jednego uda przykrywając kołdrą. Nie miała ochoty pod nią siedzieć, byłoby jej zdecydowanie za ciepło.
- Wzajemnie skarbie - odparła z uśmiechem najpierw próbując swojej kawy, a następnie zajadając się jednym z czterech propozycji śniadań. Mogli wszystkiego zjeść po trochu, a mogli też się podzielić, jeśli jemu coś nie pasowało. Wątpiła jednak w ogóle w to, by wszystko zniknęło, skoro to cztery porcje śniadaniowe były.
- I jak? - spytała zarówno w kontekście kawy, jak i dwóch propozycji meksykańskich śniadań. W końcu to, że dwie pozostałe mu smakują doskonale wiedziała.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Pią 23 Paź 2020, 00:54

Juarez był jeszcze przez chwilę nieogarnięty, bo jednak spanie to było coś, czego brakowało mu przez ostatnie tygodnie. Co prawda docierały do niego te wszystkie komunikaty, ale jego reakcje były szczątkowe, spowolnione i podyktowane w większym stopniu chęcią ciszy i spokoju, aniżeli sposobnością do podjęcia dialogu. To Sylvia musiała mu wybaczyć, gdyż jej mężczyzna po prostu korzystał z dnia wolnego, który zapowiadał się jeszcze lepszy, gdy tylko brunetka zajęła miejsce obok niego, choć nie weszła pod kołdrę.
Zaczął od wypicia kawy, która była jakaś dziwna. Nie wiedział czy się myli, ale wydawało mu się, że jest w niej jakiś cytrus, który troszkę psuł całą tą goryczkę. Zdecydowanie Juarez wolał słodszą niż kwaśniejszą wersję tego napoju.
- Z czym jest ta kawa? - spytał, robiąc nieco skrzywioną minę. Pierwszy łyk ewidentnie go nie zadowolił, ale każdy kolejny już był trochę lepszy, aż w końcu zaczął pić to normalnie. Co prawda dalej uważał, że klasyczna kawa jest lepsza, ale też nieco przesadził ze swoim grymasem, bo ta wersja nie okazała się jakaś wybitnie zła. Do wypicia.
Następnie zaczął kosztować najpierw jednego frykasa, potem kolejnego, by przejść przez trzeci i skończyć na czwartym. Ze wszystkich tych najbardziej odpowiadała mu opcja pierwsza, za którą zabrał się dużo bardziej łapczywie, gdy już popróbował wszystkiego i ocenił, co jest dla niego najlepsze.
- Zdecydowanie to - przyznał, wskazując na miejsce, w którym o dziwo znajdowała się potrawa śniadaniowa kuchni meksykańskiej. Z drugiej strony, aż tak dziwne to nie było, biorąc pod uwagę jego hiszpańskie pochodzenie. Tam również dieta obfitowała w pomidory, paprykę czy fasolę. Ogólnie Meksyk nie różnił się aż tak bardzo od Hiszpanii.
- Co robiłaś zanim wstałem? - spytał, chcąc ją jakoś zagaić. Spodziewał się, że nie było to nic ambitnego i Garcia pewnie też spała do późna, wszakże mieli za sobą całonocny seks. Była jednak taka godzina, że córka Hefajstosa mogła się już czymś zająć, albo chociażby potrenować. To było jeszcze przed Corvusem, który raczej przestrzegał reżimu treningowego.
- Mam zamiar potrenować po śniadaniu, przyłączysz się? - zaproponował, choć przywykł do ćwiczeń samemu, więc jeśli dziewczyna odmówi, to nic się nie stanie. Miał już pewien plan, by udać się na dach hotelu i tam spokojnie rozgrzać się, a później zmierzyć ze zjawami, które przyzwie na potrzeby treningu, często tak robił, a glewię ze sobą przecież miał zawsze.
Popił śniadanko końcówką kawy i uśmiechnął się lekko w stronę Sylvii, wycierając kciukiem jej kącik ust z odrobiny sosu, którego najpewniej nawet nie czuła. Polizał palec i uśmiechnął się jeszcze szerzej, czekając aż córka Hefajstosa zje swoją porcję i przywita się z nim w najlepszy możliwy sposób. Już ona dobrze wiedziała jaki.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sob 31 Paź 2020, 01:00

Ona nie miała pretensji do jego małomówności z rana. Było to coś, do czego zdążyła już przez tyle czasu przywyknąć i nie czuła się przez to ignorowana czy coś takiego. Każdy miał swoje etapy w budzeniu się i rozumiała to, że mężczyzna potrzebował nieco więcej czasu, by wrócić do żywych. Choć to jest dość niefortunny zwrot biorąc pod uwagę jego historię.
- Z syropem z pomarańczy. Nie smakuje ci? - chociaż brała pod uwagę taką możliwość, to jednak była trochę zła na siebie samą, że nie postawiła na klasyk. - Jak chcesz to weź moją, mam z mango - może te połączenie było dla niego lesze? Jej to było obojętne, ona wypije niemal każdy rodzaj kawy z przeróżnymi dodatkami. Widząc jednak, że ją piję trochę się uspokoiła, chociaż nie wiedziała na ile koniec końców mu to pasowało, a na ile nie chciał sprawić jej przykrości.
Przyglądała mu się z uśmiechem, gdy próbował różnych wersji tutejszych śniadań i nie tylko. W końcu mogło się okazać, że lubiana jajecznica nie wyszła im za bardzo udana. Gdy jednak zdecydował się na danie jej kuchni, uśmiechnęła się szerzej.
- Cieszę się, że ci smakuje - odparła, by w końcu samej poskubać każdej potrawy i koniec końców zdecydować się na drugą wersję meksykańskiego śniadania.
- Wzięłam prysznic i poszłam do kawiarni po kawę i śniadanie. Nic ambitnego - uśmiechnęła się rozbawiona między kolejnymi kęsami śniadania, które popijała kawą. Nie miała wielkich planów do zrealizowania - chciała tylko spędzić dobrze czas z ukochanym, nieco pokazać mu miasta i wreszcie odpocząć. Mogli się skupić tylko na sobie, udając że obozowe życie ich nie dotyczy. Przynajmniej przez chwilę.
Dlatego też nieco się zawiodła, gdy wyskoczył z tym treningiem. Sama również przestrzegała ustalonego systemu ćwiczeń, ale nie uważała, że odpuszczenie na dwa dni przy tak zahartowanych ciałach zrobi różnicę. A jednak Juarez wciąż bardziej żył obozem, aniżeli wspólnym pobytem tutaj. Między innymi tak bardzo wątpiła w to, by kiedykolwiek ten las mieliby opuścić.
- Nie - odpowiedziała krótko między kęsami chowając przed nim swoje niezadowolenie. Nie były im potrzebne sprzeczki i kłótnie na wakacjach. Wolała już przełknąć sama to uczucie rozgoryczenia i wrócić po jego treningu do mile spędzonego czasu.
Uśmiechnęła się lekko, gdy otarł jej kącik ust powoli kończąc swoją porcję śniadania i kawy. W międzyczasie podskubywała z dwóch pozostałych talerzy, bo wszystko okazało się naprawdę smaczne. W końcu jednak zjadła i wypiła, więc wszystko odstawiła na niewielki stolik i wróciła do Corvusa. Wiedziała czego oczekuje i nie zamierzała odmawiać tego ani sobie, ani jemu, dlatego chwilę później pochyliła się, by czule go pocałować.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Pon 02 Lis 2020, 15:03

Corvus był taktownym młodzieńcem i gdyby mu nie smakowała ta kawa, to istniałaby szansa, że nie powiedziałby o tym swojej ukochanej, nie chcąc robić jej przykrości. Byli jednak na takim etapie związku, że gdyby miał się wstrzymywać z każdym niedobrym czy krytycznym słowem, to by zwariował. Nie były to jego smaki, co Sylvia od razu wyczuła, niemniej jednak było to do wypicia, więc nie musiała się martwić, że mu nie smakuje. Skoro był w stanie to normalnie przełknąć bez zająknięcia, to oznaczało, że w większym stopniu mu odpowiada niż nie.
- Dziwne połączenie - stwierdził, nie chcąc jej w żaden sposób krytykować. Być może tutaj tak się pijało kawę, aczkolwiek on wolał kawy słodsze, aniżeli gorzkawe czy kwaśne, dlatego syrop z pomarańczy troszkę mu tu nie pasował. Z drugiej strony, gdy pomyślał o tej samej wersji kawy tylko z mango, od razu jakoś lepiej mu się piło tą jego. Za mango akurat nie przepadał.
Skinął głową, dając znak zarejestrowania tym samym treści przekazanej mu przez Garcię. Jak widać jej poranek nie był w żaden sposób ekscytujący, dlatego też Juarez zrezygnował z dalszego wypytywania co się działo, bo bardzo wątpił w to, że Sylvia chciała produkować się na temat jakości swojego prysznica i ilości klientów w kawiarni.
Nie wyłapał jej niezadowolenia, dlatego też nie spodziewał się, że swoim pytaniem trochę zepsuł nastrój. Corvus nigdy nie rezygnował z treningu, bo po pierwsze lubił to, a po drugie chciał utrzymywać swoje ciało w jak najlepszej formie i potencjalnie każdy dzień lenistwa mógł być dniem straconym. Nauczył się przez lata przestrzegać reżimu treningowego i każde odstępstwo od normy mogłoby wpływać negatywnie na jego rytm dnia. Nie można mu się więc dziwić, że o poranku chciał potrenować, skoro zazwyczaj na nogach był już dużo wcześniej i miał za sobą niejedne ćwiczenia.
Po zakończonym posiłku przeszli do przyjemniejszych rzeczy, czyli do właściwego przywitania się. Kiedy przylgnęła swoimi wargami do jego, Juarez początkowo leniwie odwzajemniał pocałunek, chcąc uśpić jej czujność. W pewnej chwili jednak naparł na nią i przekręcił się tak, by teraz to ona była na dole. Z małym uśmiechem zaczął pieścić ją po całej twarzy, muskając ją nie tylko ustami, ale również całą twarzą w różnych okolicach, zwłaszcza przy szyi, gdzie Sylvia miała wrażliwsze receptory. Chciał ją trochę połaskotać i jednocześnie usłyszeć ten jej uroczy śmiech, gdy wzbrania się przed takimi pieszczotami, a jednocześnie organizm wysyła jej mylne sygnały, jakoby było to w pewien sposób przyjemne.
Chwilę tak pobawił się ze swoją ukochaną, po czym z zadowoleniem i lekkim chichotem podniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy.
- Wiem, że cię to wkurza - zaczął. - Ale ten twój śmiech... no nie mogę się powstrzymać po prostu - zaśmiał się cicho, nachylając się znów i całując ją czule w usta, jak gdyby miało to posłużyć jako przeprosiny. Choć z drugiej strony Garcia już przywykła na pewno i nie traktuje tego jako coś kłopotliwego. Może nawet to lubi? Kto ją tam wiedział.
Podniósł się z łóżka i przeciągnął, ziewając przy okazji.
- Idę potrenować na dach, wrócę za jakąś godzinkę - zapowiedział. - Mam nadzieję, że weźmiesz potem ze mną prysznic wspólnie i pokażesz mi kolejną część twojego miasta? - spytał, choć w rzeczywistości nie spodziewał się żadnej innej odpowiedzi, dlatego nawet na nią nie czekał, tylko zaczął zbierać wszystkie rzeczy potrzebne mu do ćwiczeń. Nałożył pierścień, wziął wodę, ubrał się w typowe sportowe ciuchy i pożegnał się z córką Hefajstosa czułym pocałunkiem. Kilka chwil później był już na dachu, który odpowiednio zabezpieczył, by nikt nieproszony tam nie wszedł. Najpierw się rozgrzał, a później wezwał kilka zjaw, z którymi sparował najpierw walcząc wręcz a później za pomocą glewii.
Wrócił tak jak zapowiedział - po godzinie. Był cały mokry, nieco zasapany, ale na całe szczęście żadna ze zjaw go nie uszkodziła. Rozejrzał się po mieszkaniu, starając się znaleźć swoją dziewczynę.
- Sylvia? - spytał głośniej, spodziewając się, że dziewczyna może być na balkonie, w sypialni, w łazience czy nawet gdzieś poza apartamentem. Tylko w przypadku tej ostatniej opcji, to ona raczej go nie usłyszy.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 08 Lis 2020, 21:38

No a jednak Sylvia miała mu to trochę za złe. Sama też lubiła trenować i bardzo pilnowała się z własnymi ćwiczeniami, ale to nie tak, że nie potrafiła na dwa dni odpuścić. Co innego, gdyby postanowili żyć poza obozem, treningi wciąż by były ich rutyną, ale naprawdę odpuszczenie na dwa dni, by wreszcie spędzić razem więcej czasu niż zazwyczaj, to takie przestępstwo? Ona tak tego nie widziała i no cóż, trochę ją zawiódł takim podejściem. Co z tego, że był tu z nią, skoro jego głowa pozostała w obozie?
Corvus z pewnością uśpił jej czujność, gdy tak leniwie odwzajemniał pocałunek. Nie spodziewała się więc ani tego, że chwilę później ona znalazła się na dole i nieco życia mężczyzna temu wszystkiemu dodał, ani tym bardziej nie spodziewała się łaskotania. A na to mogła zareagować jedynie instynktownie wykręcając głowę w celu schowania szyi i śmianie się, co było zdecydowanie mylnym sygnałem. Nie lubiła być łaskotana i nigdy nie polubi, ale od czasu do czasu jest to w stanie znieść przez krótką chwilę, skoro miało go to uszczęśliwić.
- Tak, już gdzieś to słyszałam - mruknęła z przekąsem, bo przecież powtarza jej to niemal za każdym razem, gdy dopuści się celowego łaskotania. Zaraz jednak uśmiechnęła się zadowolona, gdy ją pocałował, a ona z radością to odwzajemniła. Tak, wzięła to za przeprosiny.
Westchnęła jedynie, gdy postanowił z sekundy na sekundę zakończyć ten miły poranek i sobie wybyć, by głową być znowu w obozie. Tak prawdę mówiąc, nie miała pewności, że on na pewno będzie na dachu, skoro niedaleko znajdował się portal i mógł na godzinę skoczyć do obozu i wrócić. Prawdę mówiąc nie zdziwiłoby ją to, dlatego postanowiła się nie zawodzić i nie zaglądać na ten cholerny dach. Przytaknęła więc tylko na pytanie o prysznicu i wyjściu na miasto, po czym ponownie się położyła.
Nie wiedziała co ze sobą zrobić, była na niego zła, że ją tak zostawił. Miała ochotę jednocześnie wybyć gdzieś w miasto i nic mu nie mówić, tak jak i on nie konsultował z nią swoich planów, a z drugiej strony nie miała ochoty się w ogóle ruszać. No i wygrało to drugie. Rozłożyła się wygodnie na łóżku i odpaliła lokalne programy i wiadomości. No i tak jej zleciał ten czas.
- W sypialni - krzyknęła w odpowiedzi, gdy tylko go zobaczyła. - Oglądam program, możesz sam iść pod prysznic? - spytała właściwie retorycznie, bo trochę się wciągnęła i zamierzała obejrzeć do końca. Także Juarez nie miał wyjścia i musiał zająć się sobą sam.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sro 11 Lis 2020, 00:08

Trening odbył się bezproblemowo, nie trafił na żadnego z gapiów na dachu, dlatego też nie musiał martwić się o wytłumaczenie obecności dziwnych duchów, które tłukły się z nim tłukły. Mógł zatem od razu wrócić po ćwiczeniach do swojej ukochanej, której niechęci do niego wcześniej nie wyczuł. Zrzucił to wszystko na fakt treningu, na który Sylvia mogła po prostu nie mieć ochoty. Zdarzało jej się przecież unikać zajęć z różnych powodów, co nie oznaczało z kolei, że nie była w dobrej formie. Nie miała takiego zacięcia jak on, ale nie osiadała na laurach i dalej doskonaliła swoje umiejętności. Dziś jednak nie miała na to ochoty.
Kiedy wrócił, od razu zaproponował prysznic, którego Sylvia mu odmówiła. Juarez jednak był na tyle zmęczony i chętny do wejścia pod strumień wody, że nie zdołał wyłapać żadnego istotnego szczegółu, który powiedziałby mu, że Garcia jest na niego wściekła z jakiegoś powodu. Uznał, że dziewczyna faktycznie się wciągnęła w jakiś program, a skoro nadawał on w jej rodzimym języku, opowiadał zapewne o lokalnych sprawach, a nie ciągle te Stany, Stany i Stany, toteż nie zamierzał się obnosić dumą i być na nią zły.
- Jakbyś jednak zmieniła zdanie, to zapraszam - poinformował, nie licząc wcale na to.
Zabrał ze sobą ręcznik do łazienki i wyszedł z sypialni, udając się od razu pod prysznic. Drzwi jak zawsze zostawił otwarte, choć nie spodziewał się wcale przybycia córki Hefajstosa. Wszedł do kabiny i odkręcił kurek, a strumień początkowo letniej, a później bardzo ciepłej wody zaczął tryskać na jego ciało. Corvus obmył się bardzo dokładnie, bo przecież był brudny i spocony po ćwiczeniach, nie zapomniał także o włosach, które potraktował odpowiednim szamponem.
Wyszedł po kilkunastu minutach, wytarł się dokładnie, użył antyperspirantu i opuścił łazienkę, owijając się ręcznikiem wokół pasa. Wrócił do sypialni, w której Garcia leżała i oglądała jakiś program. W ciszy otworzył torbę podróżną i zaczął szukać czystych bokserek, które po chwili znalazł. Bez żadnej krępacji zrzucił z siebie ręcznik i zanim ubrał bieliznę, moment jeszcze pooglądał telewizję z siusiakiem na wierzchu, próbując dotrzeć do tego, co tak wciągnęło jego ukochaną i czy to był aby na pewno ten program, który oglądała jeszcze kilka minut temu?
- O czym to? - spytał, nie chcąc wysnuwać żadnych wniosków po wypowiedziach wyjętych z kontekstu. W tym samym czasie założył bokserki i poprawił je w kroku na koniec, czując się w nich doskonale. Rzecz jasna to Sylvia mu je kupiła, bo przecież Juarez był taki, że chodziłby w porwanych i znoszonych póki zasłaniałyby jeszcze to co powinny. Dobrze jednak, że miał dziewczynę, która dbała o jego garderobę. W przypadku generała to było ważne, by prezentować się jakoś schludnie.
- To co, spacer czy wolisz się poprzytulać? - nie chciał bowiem kłaść się na łóżku, by nie rozleniwić swoich mięśni przez te kilka chwil. - Chyba, że idziemy gdzieś wieczorem - zaproponował, nie mając pojęcia, jakie plany na dzisiejszy dzień ma Sylvia i czy chce mu pokazać kolejną część Morelii, czy woli polenić się z nim w apartamencie, czy może chce go wyciągnąć tylko gdzieś wieczorem na jakąś romantyczną kolację, dyskotekę albo inne wydarzenie kulturalne, które może mieć tutaj miejsce dzisiaj.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 15 Lis 2020, 20:04

Garcia nie była na niego wściekła jak osa za to zachowanie. Początkowo była zła na pewno i podirytowana. Obecnie jedynie czuła zawód spowodowany jego zachowaniem. Nie zamierzała jednak się dąsać i nie odzywać do niego. Zwyczajnie Corvus przedstawił jej właśnie swój obraz siebie, a który wygląda nieco inaczej, niż kobieta sobie wyobrażała. Była wręcz pewna, że obozu nigdy nie opuszczą. A przynajmniej nie wspólnie, bo choć od dłuższego czasu ignorowała bycie kopią, to jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż to o sobie przypominało. A to z kolei sprawiało, że spodziewała się prędzej czy później rozpadu tego związku.
Zerknęła na niego, gdy zaprosił ją do siebie, po chwili wracając wzrokiem do ekranu. Oczywiście nie zamierzała z propozycji skorzystać i to wcale nie dlatego, że była zła na niego. No... Przynajmniej nie tylko z tego powodu, bo program naprawdę ją wciągnął. Dlatego też zaraz skupiła się ponownie na nim, na chwilę zapominając o własnym chłopaku być może czekającym na nią mimo wszystko.
Zignorowała powrót Juareza, jednak podyktowane to było aktualnie toczącą się akcją w programie, aniżeli jakąś złością. W końcu tej nie zamierzała mu w ogóle okazywać. Dopiero, gdy się odezwał, zerknęła na niego zbierając myśli przez sekundę czy dwie.
- Remontują domy potrzebującym, którzy bardzo pomagają społeczności. Coś jak amerykańskie Extreme Makeover - wyjaśniła skupiając się ponownie na ekranie. Lubiła tego typu programy z kilku powodów, a zobaczenie, że w jej kraju ktoś też pomaga w innym w ten sposób było naprawdę fantastycznym uczuciem.
Na szczęście mężczyzny program zmierzał ku końcowi, więc zaraz odzyska całą jej uwagę. Oczywiście o ile nie puszczą kolejnego odcinka tuż po obecnym. Wtedy to może znowu przepaść wciągnięta przemianami zarówno domów, jak i czyjegoś życia.
- Mam lenia, więc proponuję wyjść wieczorem - uśmiechnęła się do niego i poklepała jego dawne miejsce na łóżku zapraszając go do siebie. - Chyba, że chcesz koniecznie gdzieś wyjść, to się nie krępuj - dorzuciła po chwili, bo może on nie miał ochoty się lenić? Właściwym jednak słowem było odpoczywać biorąc pod uwagę natłok obozowych obowiązków. Corvus naprawdę czasami nie potrafił się wyluzować, stąd też taka jej propozycja. Ona na pewno nigdzie do wieczora się nie rusza.
- Trening udany? - spytała po chwili uśmiechając się lekko. Może chociaż opłacało mu się ją zawieść.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sro 18 Lis 2020, 17:35

Corvus nie widział żadnego problemu w tym, że trochę potrenuje, dlatego też nie sądził, że Sylvia może być o coś takiego zła. Jej reakcje po jego powrocie co prawda dały mu trochę do myślenia, ale koniec końców posłuchał grzecznie swojej ukochanej i nie drążył tematu, zostając przy wersji Sylvii Garcii pochłoniętej jakimś meksykańskim programem telewizyjnym. Wykorzystał więc ten czas na prysznic i rozluźnienie się, co po wyczerpującym treningu nie było aż tak łatwe, jak mogło się wydawać. Wszakże nie wymęczył ciała nie wiadomo jak i mógłby ćwiczyć drugie tyle, a tak to trzymała się go adrenalina i dlatego też jego ruchy były śmielsze, pewniejsze i często mniej dokładne. Tak to już bywa przy rozjuszeniu.
Wróciwszy do pokoju od razu spytał, jakie są ich plany i gdy usłyszał o lenistwie brunetki, uśmiechnął się lekko i od razu opadł na łóżeczko, zajmując mniej więcej te miejsce, które wskazała mu dłonią Meksykanka. Od razu przytulił się do niej, kładąc głowę na jej piersiach, które były jego ulubioną poduszką.
- Też mogę się polenić - odparł spokojnie, bo tak na dobrą sprawę interesowało go popołudnie z Sylvią, a nie wycieczki krajoznawcze. Morelię zwiedzał z nią bardziej z grzeczności niż rzeczywistej chęci poznania miasta, bo od samego początku założeniem tej podróży było poznanie bliżej Sylvii, a nie historii, kultury i architektury miasta.
Ponadto, trochę luzu mogło mu się przydać, bo Juarez ostatnio był bardzo zapracowany i jak widać po dzisiejszym treningu, trudno było mu odpuścić nawet podczas urlopu. Co prawda w swoim mniemaniu odpoczywał i regenerował siły, ale nie było to tak leniwe i beztroskie jak w przypadku innych herosów, którzy decydują się na krótki urlop.
Uniósł lekko wzrok, spoglądając na jej twarz, kiedy zapytała go o trening.
- Zwyczajny - odrzekł cicho. - Z tobą byłby dużo lepszy - uśmiechnął się przyjaźnie, mając na myśli wiele rzeczy. Począwszy od jej umiejętności bojowych na wysokim poziomie, poprzez dwuznaczności jakie mogłyby się pojawić podczas ćwiczeń, skończywszy na spędzaniu razem czasu, zamiast osobno.
Znów ułożył głowę na jej piersi i spoglądał w telewizor, chcąc wyłapać więcej szczegółów z programu. Trochę bawiło go też to, jak brzmi hiszpański w Meksyku, bo widział niewielkie różnice w intonacji czy sposobie wypowiadania niektórych słów. Ale to akurat mu nie przeszkadzało, bo tak czy siak sens wypowiedzi rozumiał w całości. No i przywykł do tego w wykonaniu Sylvii, która, zwłaszcza podczas kłótni, rzucała typowo meksykańskimi wiązankami.
- Powiedz mi - zaczął, patrząc dalej w telewizor. - Gdy już opuścimy obóz, gdzie chciałabyś mieszkać? - co jakiś czas poruszali temat odejścia z obozu, ale jakoś nigdy nie udało im się ustalić jakichś konkretów. Jedyną rzeczą, jaka tak naprawdę była pewna to sam fakt odejścia. Przynajmniej on to tak postrzegał, bo przecież nie wiedział o dywagacjach ukochanej.
- Chciałbym, żeby nasze dzieci też poznały naszą kulturę - nadmienił, chcąc delikatnie zasugerować, że Hiszpania czy Meksyk pomimo braku egzotyczności z ich perspektywy, miały swoisty urok.
Przeniósł dłoń na jej brzuch i delikatnie zaczął go masować, pozwalając sobie nawet podwinąć jej koszulkę, by dotykać skóry Meksykanki.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Nie 22 Lis 2020, 22:41

Gdy zajął miejsce obok niego i nie postanowił nie wiem, przejść kolejnych dziesięciu kilometrów by mniej więcej obciążyć organizm tak, jak robił to na co dzień, odetchnęła z ulgą. W końcu to miały być ich "wakacje", ich krótki urlop, odpoczynek od całego świata obozowego i skupienie się tylko i wyłącznie na sobie. Już trochę się to jej zdaniem rozjechało przez trening, ale chociaż teraz postanowił po prostu nic nie robić i leżeć z nią.
- To dobrze - odparła zadowolona, po chwili z automatu zaczynając głaskać go powoli po głowie. Wiedziała, że to lubił, a póki jej ręka nie cierpła od trzymania jej w powietrzu, mogła to przecież robić. Zresztą póki co nawet nie zdawała sobie sprawy, że to robi, tak jej to w krew weszło.
Wzruszyła lekko ramionami, gdy usłyszała jego odpowiedź o treningu.
- Nie miałam ochoty, w końcu to nasz pierwszy urlop - odpowiedziała na jego nieme pytanie, w końcu na ogół bardzo chętnie trenowała wspólnie, o ile podnosili się o tych samych porach. Teraz jednak mieli na moment zapomnieć o tym, że są herosami i być normalną, zakochaną parą, która poznaje miejsce, w którym ona się wychowała jako dzieciak. Tego jednak nie zrobili. Garcia zresztą też nie chciała go zasypywać chodzeniem po mieście i pokazywaniem turystycznych atrakcji, bo nie o to chodziło. Morelia jej zdaniem była dość brzydka i niewiele tu było interesujących rzeczy. Wczoraj jednak pokazała mu tylko to, co w jakiś sposób wiązało się z jej życiem i tak też planowała zrobić dzisiaj.
Oglądała szok i radość ludzi, którzy w choć małym aspekcie mieli ułatwione życie i nie musieli się martwić o grzyba czy kapiący dach na przykład. Po kilku minutach pojawiły się napisy końcowe, a zapowiedziany został jakiś inny program, choć Garcia nawet nie była pewna jaki, bo ściszyła nieco odbiornik na czas reklam.
Gdy Corvus się do niej odezwał, zerknęła na niego przez dłuższą chwilę patrząc w jego czuprynę. Zaskoczył ją tym pytaniem, bo przecież dopiero co o tym myślała oraz o powodzeniu tego planu, czego nie zakładała. Chociaż z drugiej strony czy ustalenie miejsca do czegokolwiek ich zobowiązuje? No nie, przecież to nie tak, że muszą wziąć kredyt i teraz kupować mieszkanie. Przeniosła spojrzenie na ekran wzdychając cicho, bo tak prawdę mówiąc nie była pewna co mu odpowiedzieć.
Juarez jednak przerwał jej myślenie, gdy dorzucił od siebie pewien pomysł. Jej co prawda na tym nie zależało, uważała, że jest dużo piękniejszych, bezpieczniejszych i lepszych miejsc do życia, ale każdy miał inną wizję. To był jednak moment, w którym już musiała wyrazić swoje zdanie w jakiś sposób.
- Nie wiem, gdzie bym chciała - zaczęła uśmiechając się pod nosem na jego delikatny dotyk na brzuchu, który przecież bardzo lubiła. - Nie zależy mi na Meksyku szczerze mówiąc. Poza tym uważam, że to dość niebezpieczny kraj. Jeśli ty chcesz mieszkać w Hiszpanii, nie ma sprawy, dla mnie możemy mieszkać w prawie każdym zakątku świata. Dzieci niekoniecznie muszą mieszkać tam, by znać kulturę naszych krajów - wyraziła swoje zdanie spokojnie, po czym na moment zapatrzyła się na telewizor i rozpoczynający się program. I tak nie wiedziała o co chodzi przez ściszony odbiornik, ale nie paliła się też, by to zmienić.
- Poza tym naprawdę chcesz wychowywać dzieci w miejscu, które przysporzyły nam więcej bólu jak radości? - rzuciła po dłuższej chwili, bo kupy i dupy jej się to nie trzymało szczerze mówiąc. Mogła zabrać dzieci nawet na miesięczną wycieczkę do Meksyku czy Hiszpanii, ale niekoniecznie musiała tam mieszkać. No ale jeśli Juarezowi na tym zależało, to ona kłócić się nie będzie, w końcu i tak raczej to nie wypali.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sro 25 Lis 2020, 16:07

Corvus tylko skinął głową zgadzając się z tym, że Sylvia miała pełne prawo do wypoczynku. On bez treningu nie potrafił funkcjonować, bo uważał to za istotny element swojego życia, a także chciał utrzymywać dyscyplinę dla samego siebie. Odpuszczanie nawet w tak prozaicznych kwestiach mogło prowadzić do innych ustępstw, które koniec końców negatywnie by na niego wpłynęły. Oczywiście gdyby raz czy dwa nie stawiłby się na treningu, to nic by się nie stało, ale Juarez wolał dmuchać na zimne i nie ryzykować nawet tych małych odchyłów od normy.
Gdy położył się na jej piersiach, podświadomie domagał się tego, by Garcia zaczęła go głaskać. Bardzo to lubił i kiedy tylko miał okazję namawiał ja do tego typu pieszczot, najczęściej bezczelnie wykorzystując jej dobroć i troskę, podczas gdy sam robił to dużo rzadziej w drugą stronę. Nic więc dziwnego, że po chwili pojawił się na jego twarzy uśmiech pełen zadowolenia, a z czasem nawet do jej uszu dotarł cichy pomruk Hiszpana, który ostatecznie chyba udowodnił, że jest mu w tym momencie cholernie dobrze.
Słuchał jej bardzo uważnie, bo to nie była kwestia, którą poruszali bardzo często, więc wypadało znać jej zdanie. Nie dziwiło go to, że uznawała Meksyk za niezbyt ciekawą opcję, głównie przez niebezpieczeństwa czyhające na nich nie tylko z perspektywy herosów, ale też i ludzi, wszakże był to mocno skorumpowany kraj.
- Myślałem, że masz jakieś wymarzone miejsce - odparł po chwili. - Lubię Hiszpanię, ale nie wiem czy to jest odpowiednie miejsce do życia na poziomie - przyznał, zmieniając tym samym zdanie, głównie za sprawą córki Hefajstosa. - Poza tym, chyba przywykłem już do umiarkowanego klimatu i myślę, że można byłoby nawet zostać w Stanach. Wybralibyśmy tylko jakiś ładny, gdzie podatki są proste, a ludzie nie wtykają nosa w nieswoje sprawy - zaśmiał się cicho, wykluczając od razu kilka "lewackich" stanów takich jak Kalifornia. Nie żeby był jakoś uprzedzony, ale jednak był osobą dalej nieco zdystansowaną i po odejściu z obozu wolałby się skupić na sobie oraz rodzinie, którą niewątpliwie z Sylvią stworzy.
- Niekoniecznie - odparł. - Chcę żeby nasze dzieci znały naszą kulturę, a mieszkanie w Hiszpanii czy Meksyku na pewno by pomogło. Co nie znaczy, że to jest dominujący argument. Zawsze można uczyć ich tego w domu. Podkreślam tylko, że zależy mi na tym, żeby wiedziały, skąd są ich rodzice i żeby czasem powiedziały mi coś w tym twoim słodziutkim meksykańskim-hiszpańskim - uniósł znowu głowę, uśmiechając się w stronę swojej ukochanej, po czym zaśmiał się i twarzą zaczął trzeć o jej biust, który był pod koszulką, chcąc ją przy tym nieznacznie połaskotać. Szybko jednak przestał wiedząc, że Sylvia nie przepada za tym w nadmiarze.
Przesunął się kawałek do góry i położył głowę na jej ramieniu, twarzą zwracając się w stronę boku jej szyi. Dwukrotnie ucałował ją i przymknął oczy, przerzucając przez nią rękę, by stworzyć jakiegoś rodzaju objęcie.
- Cieszę się, że mamy chwilę dla siebie - wyszeptał jej, po czym wziął głęboki wdech, delektując się jej zapachem. Bardzo go to uspokajało i tym samym, trochę przymulało, bo adrenalina już zeszła z niego i pojawiło się lekkie zmęczenie. Corvus nawet nie spostrzegł kiedy przysnął, a Sylvia mogła to dostrzec po jego równomiernym i głębokim oddechu, który był nieco inny niż ten przytomny: wolniejszy. W trakcie snu przylgnął jeszcze bardziej do ukochanej i nawet wyszeptał jej imię dwukrotnie, mając w końcu okazję do prawdziwego odpoczynku.
Dopiero po prawie godzinie nerwowo wygiął się do tyłu i uniósł głowę, będąc nieco zaspanym oraz nie za bardzo wiedząc, co się dzieje.
- Na ile odpłynąłem? - spytał, po czym ziewnął od razu i przeciągnął się, wydając przy okazji bliżej nieokreślone dźwięki, jakby wypowiadał jakieś korwinowe zaklęcia trzeciego kręgu. - W ogóle... śniłaś mi się - rzucił od razu, chcąc zapamiętać ten sen, który był bardzo przyjemny i radosny. Rzadko w ogóle je miewał, a już tym bardziej takie jednoznacznie pozytywne.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus Sob 28 Lis 2020, 22:23

Cóż, wymarzone miejsca z pewnością by się znalazły na jej liście. Właściwie wszystkie wiązały się z ciepłem, a wiele z nich z popularnym określeniem "rajskie". Sylvia chciałaby żyć gdzieś, gdzie żyje się z dnia na dzień, gdzie nie ma pośpiechu, wyścigu szczurów, nie ma, że już w tej chwili coś trzeba zrobić. Na spokojnie, bez pośpiechu. Takiej trochę hakuny mataty poszukiwała.
Słuchała więc uważnie tego, co jej ukochany miał do powiedzenia i zdziwiła się nieco, gdy tak szybko zmienił zdanie co do Hiszpanii. Co prawda nie mówił jej definitywne nie, ale też nie mówił, że bardzo tego pragnie. Słysząc jednak o Stanach westchnęła cicho. To było ostatnie miejsce, w którym chciałaby w tym momencie mieszkać. Może jeszcze East Lansing skoro byli przyzwyczajeni do klimatu? Albo Detroit? A skoro już tu, to może jednak w obozie zostaną? Jej lewackie stany nie przeszkadzały, bo miała wywalone w to, co się dzieje. Ją interesowało tylko jej życie, a w każdej chwili w razie czego miejsce zamieszkania można zmienić. A że chciała natomiast ciepło, to trochę z tymi czerwonymi stanami mógł być problem.
- No nie wiem, ja bym w Stanach nie zostawała - powiedziała cicho wzruszając lekko ramionami, żeby za bardzo jego pozycji nie zaburzyć.
Uśmiechnęła się rozbawiona na jego kolejne słowa, także o mieszance ich języków, która z pewnością będzie widoczna u dzieci. Część słów będą akcentować po niej, część po tacie. Podobała jej się taka wizja, choć póki co do macierzyństwa jej się nie śpieszyło. Prawdopodobnie była to kwestia życia w obozie, której przecież już od dłuższego czasu nie chciała dla siebie. Nigdy zresztą nie była murem za obozem, bo dostrzegała ogromną ilość wad tego systemu.
- Ja też - uśmiechnęła się lekko po chwili nieco podgłaśniając telewizor słysząc zakończenie tematu. Nie spodziewała się jednak, że mężczyzna uśnie, ale nie budziła go. Pozwoliła mu zregenerować siły, a sama oglądała jakiś kolejny program, tym razem o kupnach domu i ich remontach. Na czasie z ich tematem można by rzec.
Zerknęła na niego, gdy wyszeptał jej imię, bo początkowo sądziła, że się obudził. Dostrzegając jednak inną sytuację, tylko się uśmiechnęła i wróciła do oglądania.
- Na godzinkę - odparła z uśmiechem zerkając to na niego rozbudzającego się, to w telewizor, który przedstawiał kolejny odcinek tego samego programu. - Mam nadzieję, że pozytywnie - odparła wesoło sądząc, że raczej tak było. Wszak dość spokojnie wypowiadał jej imię.
Po jakimś czasie parka zebrała się na spacer zakończony pseudo piknikiem z widokiem na całe miasto. Po drodze kupili jedzenie i w jej ulubionym miejscu w całym mieście, podziwiali panoramę i zapełniali żołądki. Noc i kolejny dzień zleciały dość szybko, choć spędzali je bez pośpiechu, wręcz leniwie. Wszystko co dobre kiedyś się niestety kończy i Garcia chowając w kieszeń swoją niechęć, wróciła z Corvusem na stare śmieci po tym zdecydowanie za krótkim urlopie.



ZT x2
Sponsored content
Re: Meksyk - Sylvia i Corvus

Meksyk - Sylvia i Corvus
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Similar topics
-
» Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez
» Sylvia
» Sylvia García
» Sylvia García
» Sylvia García



Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Reszta globu :: Reszta Globu :: Ameryka Północna-
Skocz do: