Stella Morozova Sro 17 Cze 2020, 23:50 | |
| Stella Morozova Wiek 10 lat Pochodzenie Rosja, Petersburg Staż w obozie Miesiąc Rodzic Thor Drużyna Tyra Ranga Członek drużyny Zajęty wygląd Anastasya Averbukh | |
Wygląd Dziewczynka wygląda na typową dziesięciolatkę – sto dwadzieścia sześć centymetrów to średni wzrost nawet jak na jej wiek. Waży pozornie niewiele, bo dwadzieścia siedem kilogramów i choć ma szczupłe ciało, nie jest drobniutka ani zbyt eteryczna. Ot, zwykła dziewczynka, która do rozpoczęcia dojrzewania potrzebuje jeszcze kilku lat. Jej postura zdradza jednak, że po tym okresie będzie miała bardzo ładną, kształtną i posągową wręcz postać. Na razie jest dzieckiem, przechodzi ten etap, gdy wychodzone kolana i łokcie idą w parze z zadrapaniami na łydkach i policzkach... Jednak ma w sobie coś, co przyciąga wzrok innych. Stella jest bardzo urodziwym dzieckiem, nic dziwnego – jej matka była modelką i dziewczynka już jako trzylatka pojawiła się w magazynie mody dziecięcej. Brzoskwiniowa cera ozdabia śliczną, owalną twarzyczkę z prostym nosem, zjawiskowymi zielono-szarymi oczami i masą uroczych piegów. Długie do pasa blond włosy delikatnie falują, a przy wilgotnej pogodzie potrafią się napuszyć i za nic nie dać poskromić szczotce do włosów. Za łatwo się elektryzują... Stella trzyma się prosto. To jej cecha charakterystyczna – chodzi zawsze odpowiednio wyprostowana, pewna, nigdy się nie garbi, a w jej ruchach widzi się grację i zdecydowanie. Jakby każdy jej gest był świetnie wyważony i zaplanowany... Do tego ma bardzo wyrazistą mimikę – lecz tylko wtedy, kiedy zechce. Z reguły cierpi na RBF (resting bitch face), jej neutralny wyraz twarzy wygląda, jakby Stella przeważnie była czymś zirytowana i zniechęcona. Co przeważnie nie mija się z prawdą... Gdy się uśmiecha, cała twarz zmienia nagle swój wyraz, choć ostatnio często usta ma zaciśnięte w wąską kreskę. Roztacza wokół siebie melancholijną aurę, pełną refleksji i czegoś... Nieprzyjemnie pasywno-agresywnego. Zamiast być uroczym, małoletnim i uśmiechniętym słoneczkiem, biegającym we wszystkie strony, by rozdać każdemu uściski, ugh, siedzi w rogu jak inkarnacja Wednesday Addams i jej spojrzenie mówi jedno. I'm judging you. | Charakter Stella to dziecko bardzo... Trudne. Ekscentryczne, dziwne i niezrozumiałe. Dojrzała wewnętrznie bardzo szybko, przez co jej pogląd na świat szybko poczerniał, a jej czarny humor oraz wrodzone poczucie wyższości wywołują u innych zdumienie, konsternacje i kwaśne spojrzenia. Bo jak małolata może się tak wyrażać..? Stella ma mniemanie o sobie i to całkiem spore, choć prawdą jest, że nie używa fałszywej skromności i potrafi bez trudu przyznać się do błędu. Rozumie o wiele więcej, słyszy i widzi więcej, niż się innym wydaje, ale praktycznie przez cały czas ma dość tego bullshit'u. Według niej większość osób na świecie, to idioci. Ma swój sposób bycia i zachowywania się – mówi co myśli, robi, co zechce i nie obchodzą jej słowa innych, no, chyba że uzna, że są coś warte. Jeśli ma o czymś zdanie, nikt go nie zmieni – zrobi to tylko ona, pod wpływem doświadczenia czy poszerzonej wiedzy. Pomimo pozornej gruboskórności, jest bardzo wrażliwa na cały świat, jego krzywdy, niesprawiedliwości i problemy, ale źle na nią to działa, więc radzi sobie z tym używając ciętych komentarzy i zaskakując sarkazmem. Potrafi być bardzo szydercza i nie ma oporów przed dogryzaniem wszystkim naokoło, ba, nie obawiałaby się dociąć samym bogom. Stella wbrew pozorom jest dzieckiem, pomimo tego wewnętrznego zmęczenia i wrednego sposobu bycia – uwielbia kreskówki, rysowanie, czytanie książek i wspinanie się na drzewa. Trzyma w pokoju kilka pudeł z klockami lego i z trzy pluszaki. Momentami bywa dziecinna, przejawia się to w jej drobnych kaprysach typu – nowej sukience, zjedzeniu czegoś dobrego na kolację, kolejnej paczce kredek. Wychowana przez toksyczną matkę a później przez ukochanego ojczyma, dziewczynka wyrobiła sobie zdecydowany, mocny i stalowy charakterek. Na początku była chwalona i jednocześnie traktowana jak śmieć przez rodzicielkę, która cmokała ją po głowie przed innymi, a w domowym zaciszu nazywała "nieudaną aborcją". Dla ojczyma była księżniczką, który by wynagrodzić jej krzywdy, wywyższał ją momentami na piedestał... Stella szybko zdała sobie sprawę, że tylko ona sama określa swoją wartość – nie matka, nie ojczym, nie jakieś kolorowe tabloidy. Gdy tylko to zrozumiała, rozkwitła. Butna, uparta, dociekliwa z niej istota, która garściami czerpie ze swojej wewnętrznej siły, gdy tylko zdała sobie sprawę z jej istnienia. Bardzo sprytna, potrafi myśleć logicznie i łatwo wyciąga wnioski, będąc szczera do bólu. Za nic nie przeprasza, a na pewno nie za swoje istnienie, choć prawda, że podchodzi do egzystencji półboga bardzo pesymistycznie... Nie jest pewna przyszłości i swojego życia w obozie, ale skupia się na tym, co tu i teraz. Kocha się uczyć i ma filozoficzną żyłkę, połykając trudną i ciężkostrawną literaturę, by potem pytać bez zastanowienia przechodniów o trudne moralnie i etycznie kwestie. Wysoko trzyma głowę. Jest silna. Jest pewna siebie, kąśliwa, skłonna do rozmyślań a momentami nawet urocza... Momentami. Cała jej osoba to upakowana w śliczną postać szydera, duma i zdecydowania. Wie, czego chce, sięga po to bez zastanowienia i od urodzenia ma świetną wprawę w graniu innym na nerwach - szkoli się w tym do dzisiaj. |
Przykładowy post - Nie boję się. Satyr patrzył na nią czarnymi oczami. Milczał, choć zmarszczone czoło i niepewny wyraz ust mówiły dziewczynce, że nie jest przekonany, że jej słowa wziął za dumę podszytą niewiedzą i brakiem doświadczenia. Ma ją w końcu za dziecko. Dopiero postawiono ją przed faktem jej pół-boskości, miała być zagubiona i przestraszona, ale nie, czuła tylko dziwne... Oczekiwanie. Nie ekscytację, co to, to nie. To wewnętrzne czekanie było zabarwione niechęcią, wyrzutem, uświadamiając ją, że chce mieć to, to coś, jak najszybciej za sobą. Jak sesję u tego okropnego fotografa – wyjść przed kamerę, zrobić swoje i odejść, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Stella odwróciła głowę, by wpatrzyć się w owalne okno samolotu – cichy szum silników i wiatru współgrał z ciemnością na zewnątrz. Nie było widać ani gwiazd, ani świateł miast, tylko księżyc zabarwił swą bladą poświatą kilka zagubionych chmur. Głęboki oddech uniósł pierś dziewczynki, gdy wolno wypuściła powietrze z płuc i przymknęła oczy. Za godzinę mieli wylądować w Szwajcarii. Podróż z Petersburga do Michigan wymagała aż trzech osobnych lotów samolotem. Nawet Fiodor ze swoimi znajomościami i pieniędzmi nie był w stanie tak szybko zorganizować jej bezpośredniego lotu... Przynajmniej leciała z Zyrem pierwszą klasą, z dala od tłumów i z lepszą obsługą. Ze Szwajcarii czeka ich dziesięciogodzinny lot do Nowego Jorku, a potem inny samolot do Michigan, a jak tam wysiądą, to muszą jeszcze dotrzeć do samego obozu... - Wiesz, to nic złego obawiać się nieznanego... - z zamyślenia Stellę wyrwał spokojny głos Zyra. Satyr miał stoicką naturę myśliciela, ale też starożytne przekonanie o ludzkich zachowaniach. Czuł potrzebę mentorowania, zwłaszcza wtedy, gdy go o to nie prosiła. Grzebał w torbie podróżnej, wyciągając paczkę prażynek i otworzył je z cichym trzaskiem. - Nowe miejsce, obce osoby, niektórzy mogą być twoimi krewnymi... Trochę ich tam będzie. - chrupał głośno przekąskę i uśmiechnął się, próbując dodać jej otuchy. - Poznasz swoją rodzinę, zaprzyjaźnisz się. Na pewno znajdziesz kogoś bliskiego, ale to raczej wśród innych herosów. Bogowie bywają... Mm... Wiesz... - Bezmyślni? - odparła dziewczynka beznamiętnie, na co Zyr zachłysnął się powietrzem i uderzył kilkakrotnie w pierś. Odkaszlnął głośno, po czym zerknął na nią z niedowierzaniem, ale w pewien sposób, ze smutnym zrozumieniem. Stella sięgnęła po prażynkę i obróciła ją przed sobą w dwóch palcach. - Czy głupi? - zmarszczyła brwi, mówiąc ciszej. - A może egocentryczni? Jeśli wiedzą, że ich dzieci czeka trudne, krótkie, niebezpieczne życie... - zwiesiła głowę teatralnie, choć przez jej twarz przemknął cień zawodu. - Nie lepiej zainwestować w prezerwatywę? Chyba że na „boskie”... - tu wyprostowała się i wrzuciła prażynkę do ust, robiąc drwiąco widełki z palców. - … genitalia to nie działa. - Chciałem zapytać, skąd wiesz co to prezerwatywa, ale nie, nie chcę wiedzieć. - Satyr ściągnął ciemne usta w wąską kreskę. Przypatrywał się małej dziewczynce obok siebie, w której rosła z każdą chwilą gorycz i poczucie niezrozumienia. W bluzie z kapturem, z włosami splecionymi w warkocz i różowych okularach na nosie wyglądała jak dziewczynka lecąca na długo wyczekiwane wakacje... Nie na naukę mordowania potworów, by w razie niebezpieczeństwa mogła walczyć o swoje życie. Podrapał się po karku. W półmroku samolotu, który rozświetlała lampka nad nimi, jego ciemna skóra wydawała się niemal zlewać z miękką ciemnością wokół nich. Brwi uniosły się, gdy jego twarz ścisnął żal. - Widzisz... Nikt nie może powiedzieć bogom by przestali... No... No wiesz. - kiwnął głową zmieszany, a Stella dała gest dłonią, że wie, o co chodzi. - To w końcu bogowie. Pomyślą, że krzywo patrzysz w ich kierunku i resztę życia spędzasz jako atłasowy podnóżek. - urwał, zatapiając się w miękkim fotelu. Wzrok skierował w luk z bagażem, a między nimi zapadła krępująca, ciężka jak ołów cisza. Stella znieruchomiała, wpatrując się w okno, Zyr półleżał na fotelu, nie patrząc nawet na otwartą torebkę z prażynkami. Każde z nich trawiło tę informację na swój sposób, jednak to w dziewczynce przelewał się żar bezradności i tego samego typu apatyczność. - Wiem, że i tak nic go nie obchodzę. - odezwała się nagle Stella, sięgając po poduszkę. Objęła ją ramionami i przycisnęła do siebie, wbijając palce w pluszowy materiał. - … Nie możesz być tego pewna... - zaczął uspokajać ją Zyr, ale nie dała mu dojść do słowa. - Mogę. - w głosie Stelli zabrzmiała lodowa, dumna nuta. Umilkła na chwilę, spuszczając wzrok, jakby ostrożniej dobierając słowa. - I moja matka i on zdradzili swoich małżonków. Czytałam kilka mitów, wiesz? - to pytanie retoryczne zabrzmiało niemal drwiąco, ale dziewczynka nie była w nastroju na omijanie tego tematu. Był jak kawałek rozgrzanego żelaza, dławił, palił i chciała to z siebie jak najszybciej wyrzucić. Odgarnęła jasny kosmyk za ucho. - Wiem, że Thor miał dzieci z różnymi kobietami. A mama miała Ernesta z tatą i mnie z bogiem... I jakoś żadne z nas jej dobrze nie wspomina. - wbiła plecy mocniej w oparcie fotela. - Mamę nic nie obchodziłam... Więc dlaczego miałabym go? - urwała. Wzięła głęboki oddech, zbierając swój spokój i chłodne, profesjonalne opanowanie, którego nauczyła się od ludzkich rodziców. Spojrzała na satyra śmiało, z dumą unosząc głowę, a w jej spojrzeniu iskrzyła wola walki i chłodna, ostra jak nóż pewność siebie. - Nie boję się. To było to samo "Nie boję się", które wypowiedziała już kilka razy w swoim życiu. Ostatnio wycedziła to stalowym głosem do Fiodora, gdy ten zobaczył ją z sińcami na policzku i zakrwawionym nosem. Jego rozdygotanie i wściekłość na żonę siedmiolatka wzięła za zagrożenie i zareagowała w ten sposób, dumnie zadzierając głowę i mówiąc z całym swoim zdecydowaniem, że się go nie boi. To samo mówiła zawsze, gdy Suzanne ją wyzywała... Szturchała, szczypała, albo uderzała po twarzy. Odpowiadała tak, gdy mówiła, że jest brzydka i, że niczego bardziej nie żałuje niż tego, że dała się jej urodzić... A słysząc to, mała Stella patrzyła na nią butnie i dziecięcym, dumnym głosem powtarzała, że się nie boi. Matka wtedy ściągała usta w drapieżny grymas, jak tygrys oblizywała kły i uśmiechała się, jakby taksowała spojrzeniem, ile mięsa oblepiają te młode kosteczki. I mówiła. „Oj, jeszcze będziesz...” To była jej mantra. Niczego się nie bała. Zyr patrzył na Stellę ze smutkiem, który szybko przerodził się w czułość. Dużą dłonią pogłaskał ją po głowie. Dziewczynka zerknęła na niego z ukosa, ale nic nie powiedziała. - Wiem skarbie. Wiem. Ciekawostki ✦ Matka dziewczynki, Suzanne Maine była francuską modelką, która zginęła w wypadku samochodowym. Pijana przebiła się przez barierkę rzeki Newy i utonęła w jej wodach. ✦ Stella nie cierpi słodyczy. Jest okropnie wybredna i przyzwyczajona do luksusowej kuchni. Menu obozowe jakoś jej nie podchodzi. Woli smaki wykwintne, ostre, gorzkie i kwaśne, chociaż... Srirache może jeść łyżką i jeszcze posypie ją pieprzem. ✦ Odkrycie jej prawdziwego pochodzenia było szokiem. Zwłaszcza że Suzanne nikomu nie przyznała się do zdrady – Fiodor był pewien, że jest biologicznym ojcem Stelli. Ta informacja nim wstrząsnęła. Nie wiedział, że żona znęcała się nad córką, póki ktoś tego mu nie doniósł, a potem okazało się, że wychowuje nie swoje dziecko. Mimo wszystko kocha ją i wspiera i Stella cały czas zwraca się do Fiodora per papa. ✦ Jej starszy brat przyrodni, Ernest, jest osobą niepełnosprawną. Ma dziecięce porażenie mózgowe oraz padaczkę, nie potrafi się wysławiać, chodzi niezgrabnie i przez nieprawidłowe napięcie mięśniowe w wargach, ślini się strasznie. Fiodor promuje akceptację osób niepełnosprawnych, świetnie się nim zajmując, a Stella uwielbia swojego brata i ceni spędzony z nim czas bardziej niż z rówieśnikami. ✦ Jako wschodząca gwiazda modelingu i córka międzynarodowej pary, przyciągała uwagę mediów. Odbyła sporo sesji zdjęciowych i jej zdjęcia można znaleźć w katalogach mody dziecięcej. Gdy odeszła do obozu, Fiodor wyjaśnił, że Stella zdecydowała się pobierać nauki za granicą i dla jej komfortu nazwa szkoły jest objęta całkowitą tajemnicą. Przykrywka świetnie działa. ✦ Mówi płynnie po rosyjsku i angielsku, chce zabrać się teraz za język ojczysty biologicznego ojca... ✦ Czyta traktaty filozoficzne na zmianę z komiksami. Senekę chwilowo lubi najbardziej, choć twierdzi, że Nietzsche przemawia do jej na wskroś przesiąkniętej czernią duszy. ✦ Pierwszej nocy w obozie obudziła się o świcie z małą, srebrną obrączką na najmniejszym palcu lewej dłoni. Prezent od ojca... Zmienia się, a jakże, w młot bojowy. Jej broń łącznie z trzonkiem i bijakami ma grubo ponad metr – jest niewiele wyższa od tego prezentu. Na razie Stella upiera się, że świetny z tego młotek do przybijania gwoździ do ściany... W końcu jakoś musi powiesić zdjęcie swoje, Fiodora i Ernesta.
Ostatnio zmieniony przez Stella Morozova dnia Czw 18 Cze 2020, 09:40, w całości zmieniany 1 raz |
|