Sylvia nie była pewna jak to wszystko będzie odczuwać. Kochała go nadal co prawda, tęskniła za nim co niemiara i wciąż był przecież dla niej atrakcyjnym facetem - nic w tych kwestiach się nie zmieniło, a jednak nie była pewna czy pocałunek będzie tym samym. Stąd też powolne "badanie gruntu" i własnych reakcji na to wszystko. Czuła się jednak inaczej i choć pocałunek był wspaniały, wiedziała, że różnicę robi strach i nadszarpnięte zaufanie. Nic z tym w tym momencie nie zrobią, to przecież proces. W końcu odsunęła się potrzebując odsapnąć w każdym tego słowa znaczeniu. Wiedziała, że musi ochłonąć, poukładać sobie wszystko w głowie, bo teraz na gorąco wciąż nią targały sprzeczne emocje. Bała się, że im nie wyjdzie, ale większy strach czuła na myśl, że znowu ją oszuka; że pomimo jego przekonaniu w tym momencie okaże się, że miała rację i to nie ją kocha. To wszystko było trudne, potrzebowała czasu, a jednocześnie jego zapewnienia i bliskości. Słysząc jego zapewnienie poczuła się odrobinę lepiej, w końcu Corvus potrafił dotrzymywać słowa i liczyła na to, że faktycznie się o to postara. - Ja za tobą też, skarbie - odparła w odpowiedzi uśmiechając się lekko. Wciąż w tle czaił się smutek albo niepewność, jednak cieszyła się z pogodzenia się i jego bliskości. Gdy tylko podniósł Meksykankę, objęła go nogami oraz złapała się jego ramion. Pokiwała lekko głową słysząc, że jego praca się już skończyła. Zaraz jednak zacisnęła usta w wąską linię i jej wyraz mówił jednoznacznie - nie podobało jej się to, co właśnie sugerował. Wiedział doskonale, że po "zwykłych" kłótniach nie ma nastroju na seks tuż po pogodzeniu się, a co dopiero po czymś takim. Nie powiedziała jednak nic nie chcąc rozpoczynać kolejnej kłótni. Podejrzewała, że Juarez mimo wszystko odczyta jej reakcję prawidłowo. Kiedy się nachylił, cmoknęła go w usta wydłużając o kilka sekund buziaka, nim się odsunęła. Zerknęła w kierunku sypialni sugerując ich kierunek, niemniej nie w celu seksu. Mogli się poprzytulać, coś obejrzeć, ale dzisiaj do zbliżenia nie dojdzie.
Częstym elementem ich godzenia się był seks. Co prawda Sylvia nie zawsze miała na to ochotę, ale jeśli by tak się zastanowić, to częściej dali się pochłonąć namiętności niż z tego rezygnowali. Dziś jednak było inaczej, być może dlatego, że ciężar gatunkowy ich konfliktu był dużo większy. Juarez nie miał o to żadnych pretensji, bo przecież nie mógł od niej wymagać oddania mu się tu i teraz. To, że on chciał i miał swoje potrzeby, nie oznaczało, że Garcia jest od tego, by je spełniać na jego zawołanie. Można to traktować jako pewną karę, którą sam sobie narzucił, gdy tylko córka Hefajstosa wyraźnie zaznaczyła, że nie ma zamiaru dziś mu się oddać. Widząc jednak na jej twarzy smutek i niepewność, trochę go to zbiło z tropu. Zaczął się obawiać, że Sylvia pogodziła się z nim tylko dla własnego komfortu i że dalej ma gigantyczne wątpliwości względem niego. Nie ufała mu, bała się o ich wspólną przyszłość i było to po niej widać. Dziś jeszcze Corvus to musi zdzierżyć, ale jeśli na przestrzeni dni czy tygodni to się nie zmieni, to wtedy i jego dopadną wątpliwości, czy aby na pewno ten związek to jest to, czego oboje szukają. On co prawda tych wątpliwości nie miał, ale jeśli Garcia dalej będzie dawać mu tak to odczuwać, to jest to prosta droga donikąd. Zabrał ukochaną do sypialni, gdzie padł z nią na łóżko, pozwalając sobie znaleźć się nad nią i zbliżyć, by ustami całować ją najpierw w usta i policzki, a później w okolice szyi na dekolcie kończąc. Na tym się jednak zatrzymał, bo wiedział o jej wstrzemięźliwości dziś i nie zamierzał w żaden sposób naciskać. Mimo to, łaknął z nią kontaktu, dlatego zaraz po tym położył głowę na jej piersiach i wsunął dłoń pod górę jej garderoby, delektując się ciepłem, za którym tak bardzo tęsknił. - Nie wiem, co mam mówić, kochanie... - ostatnie słowo powiedział nieco ciszej, bo tak naprawdę ciężko było mu się poruszać teraz przy niej. Jej nastrój wskazywał na to, że mimo pogodzenia się, nie była to dla niej tak radosna nowina jak dla niego. Nie chciał więc jej prowokować i przechodzić do normalności, skoro ewidentnie Meksykanka jeszcze wszystkiego nie przetrawiła. Uniósł głowę, by spojrzeć na jej twarz. - Ładnie pachniesz... - zauważył, wcześniej biorąc głęboki wdech. Po tych słowach znów to zrobił i ułożył głowę na jej piersiach, gdzie bardzo lubił leżeć. To była namiastka tej normalności, której tak bardzo brakowało im w ostatnich dniach. - Jeśli chcesz, to włącz coś dla siebie, ja i tak nie będę oglądać - dodał, ucałował ją w odsłonięty fragment lewej piersi i znów ułożył się wygodnie, tym razem wsuwając jeszcze drugą dłoń pod ukochaną. Ugiął nogę i przymknął oczy, chcąc trochę odsapnąć od natłoku tych emocji. I pierwszy raz od wielu dni spokojnie zasnął. Był wycieńczony, o czym świadczył jego głęboki oddech, jakby po raz pierwszy od tygodni zmrużył oczy. Przy niej czuł się bezpiecznie i to była jedna z głównych tego oznak. Sylvia doskonale o tym wiedziała, bo przecież pamiętała go sprzed ich związku, kiedy chodził niekiedy półprzytomny. Dziwnym trafem, zasnął jednak w ubraniach, co dla niego normą akurat nie było.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 25 Lip 2021, 22:37
No jasne, że dalej ma gigantyczne wątpliwości względem niego. Kochała go, ale on ją oszukiwał miesiącami, już nie mówiąc o tym, jaki bezduszny biurokrata wyszedł z niego w sytuacji Jade-Jellal. Zakochała się jednak w ciut innym mężczyźnie i nie miała wcale na myśli tego, że teraz był bardziej zsocjalizowany. To było na plus, ale kilkoma rzeczami się zawiodła. To, że się pogodzili i ona była gotowa być z nim nie oznaczało, że zapomniała o wszystkim. Że nagle nie boi się tego, o czym mówiła pięć minut wcześniej. Teraz jego słowa już nie wystarczą, skoro ją okłamywał. Nie miała nic przeciwko tym buziakom czy jego przytuleniu się. Objęła go jedną dłonią, a drugą automatycznie - jak to z nawykami bywa - zaczęła go głaskać po głowie. Przymknęła oczy i nie mówiła nic, póki Corvus się nie odezwał. - Mów co chcesz, przecież ci nie zabraniam. A jak chcesz pomilczeć, to też przecież nikt nas nie zmusza do rozmowy - rzuciła spokojnie z wciąż przymkniętymi oczami. Pomimo ich zejścia się nie miała wybitnego humoru, bo przecież ostatnio była przeładowana negatywnymi uczuciami. Ciężko to przeskoczyć i nagle zacząć być wesołą i uśmiechniętą. Potrzebowała czasu, ale to nie oznaczało, że wciąż była na niego obrażona i nie chciała z nim rozmawiać. Nie oczekiwała od niego specjalnego traktowania przecież, musiała jedynie to przetrawić. Uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi zerkając na niego, gdy ją skomplementował. Zaraz jednak położyła ponownie wygodnie głowę na poduszki i przymknęła oczy. Cały czas też głaskała go po głowie miarowo i spokojnie ciesząc się tą chwilą. - Nie, nie chcę - mruknęła tylko na jego propozycję dalej robią to, co robiła. Po dłuższej chwili dopiero się zorientowała, że mężczyzna usnął. Uśmiechnęła się sama do siebie na to i starała się go po prostu cały czas głaskać. Sama nawet nie wiedziała kiedy i ona przysnęła. Zdaje się, że im obojgu brakowało siebie nawzajem nie tylko emocjonalnie, ale też fizycznie. W końcu mogli naprawdę odpocząć.
Corvus miał dość wszystkiego w ostatnim czasie, ale na szczęście dla niego przyszło pogodzenie się z Sylvią. To był moment przełomowy, który po tym całym rollercoasterze emocji pozwolił mu się wyciszyć. Nic więc dziwnego, że Hiszpan zasnął w jej ramionach bardzo szybko, abstrahując już od tego, że na piersiach Garcii było po prostu bardzo wygodnie. Oddychał równomiernie i spokojnie, jego ciało szybko się nagrzało i jak to osoba podczas snu, miał kilka odruchów. Po jakichś kilkunastu minutach zmienił pozycję, przekręcając się nieznaczne, ale w dalszym ciągu utrzymując kontakt. Tym razem jednak zmienił ułożenie głowy, by teraz drugi policzek stykał się z jej piersią, a sam generał był w tym momencie bardzo odprężony. Wybudził się dopiero po kilkudziesięciu minutach, czując, że ciało nie leżało w dogodnej pozycji do spania i troszkę go zaczęło uwierać. Zaspany spojrzał na ukochaną, która trzymała obie ręce na jego ciele: jedną na głowie, drugą gdzieś na karku i również spała z przekręconą na bok głową. Dopiero po chwili zrozumiał, że zasnęli w tej niewygodnej pozycji i to w dodatku w ubraniach. Juarez poszedł do łazienki, a później do kuchni, gdzie trochę się rozprostował i napił limonkowego soku, za którym przepadał. Wrócił do sypialni i dostrzegając Garcię leżącą na boku, uśmiechnął się lekko. Nie chciał jej budzić, ale czując po niej, jak się nagrzewa, postanowił jednak to zrobić. - Kochanie... - szturchnął ją lekko, a kiedy półprzytomna córka Hefajstosa obróciła się w jego stronę, zaproponował zdjęcie ubrań, skoro i tak chcieli spać. Sam poszedł za ciosem i rozebrał się do naga, tak jak zawsze, kiedy spał z ukochaną. Bez żadnej krępacji przylgnął do Sylvii i stykając się z nią ciałem, czasem nawet w dość kuszący sposób, opanował swoje zapędy i po dłuższej chwili znów zasnął, nie mając zamiaru się od niej odklejać. Nazajutrz była już godzina dziesiąta, a Juarez dalej się nie budził. Troszkę też chrapał, ale najśmieszniejsza była jednak jego pozycja. Dawno już się odsunął od nagrzanej Meksykanki i z rozłożonymi nogami leżał na plecach, nie będąc w dodatku w ogóle przykrytym. Spało mu się jednak świetnie i chyba dopiero teraz tak naprawdę pierwszy raz poważnie odpoczywał od wielu wielu dni.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Pon 02 Sie 2021, 22:22
Sylvia nie wiedziała nawet kiedy odpłynęła. W teorii nie czuła się przecież niewyspana, a praktyka była taka, że ostatnimi tygodniami nie tylko spała źle, ale źle też funkcjonowała. Nie jadła najlepiej, nie trenowała, tylko siedziała ze wzrokiem wbitym w ścianę i płakała nad całą tą sytuacją. A gdy nie było czym płakać, to dalej to robiła i tak nie potrafiąc się uspokoić, jedynie bez śladu łez, które swoje limity przecież miały. Obudziło ją dopiero szturchnięcie, bo kochanie idealnie zgrało się z jej snem i to stamtąd te słowa zdawały się pochodzić. Otworzyła lekko oczy i mrużąc je obróciła się tak, by spojrzeć na zaczepiającego ją Corvusa. Po jego słowach dopiero zrozumiała co zaszło i nie mając ochoty tego analizować, zwyczajnie skinęła głową i jak najprędzej się rozebrała, by ponownie znaleźć się na łóżku celem ponownego zaśnięcia. Położyła własną rękę na tej jego, która ją obejmowała i właściwie sekund potrzebowała jedynie, by zasnąć ponownie. Spała dobrze, choć raz obudziła się w nocy nagle niemal zrywając się z łóżka. Spojrzała jednak na otaczającą ciemność, a także na Juareza śpiącego obok i spokojna sama wróciła do spania. Garcia obudziła się dość późno, przeciągając się lekko. Miała wrażenie, jakby przespała pół życia. Widząc śpiącego Corvusa, nie kręciła się za bardzo postanawiając na boku poleżeć i poczekać, aż się rozbudzi. Gdy to nastąpiło, poszła pod prysznic oraz generalnie ogarnąć się i po narzuceniu na siebie jakiejś koszulki mężczyzny (w końcu jej wszystkie rzeczy wciąż stały w drugim mieszkaniu w nierozpakowanych walizkach), poszła do kuchni zrobić im kawę dokładnie taką, jaką oni lubią. Liczyła na to, że zapach obudzi mężczyznę, ale gdy tak się nie stało, postawiła dwa kubki na stoliku przy łóżku i przysiadła obok rozwalonego mężczyzny. - Kochanie... - mruknęła dotykając jego twarzy. - Już po dziesiątej - nie wiedziała co prawda czy nie miał on jakiś obowiązków na które zaspał, ale mało ją to w tym momencie interesowało. Kiedy otworzył oczy, uśmiechnęła się lekko i chwyciła za swoją kawę, której pociągnęła kilka łyków.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 08 Sie 2021, 21:43
Corvus po całym tym maratonie ekscesów związanych z różnymi wydarzeniami z jego życia prywatnego w końcu mógł odpocząć, co objawiło się w najbardziej znanej dla niego formie. Spał jak suseł i nawet kręcenie się Sylvii od czasu do czasu nie wybiło go z tego stanu. Po raz pierwszy od tygodni mógł odetchnąć, uspokoić się i odbyć pełnoprawny sen, co spotkało się z dezaprobatą Garcii, której ten oczywiście nie zauważył. Kawa go nie obudziła, a dopiero jej słowa i dotyk, które też nie od razu do niego dotarły. Otworzył lekko oczy, ale zaraz światło dało mu znać o sobie i zanim się do niego przyzwyczaił, musiało trochę minąć. Poczuł zapach kawy, ale także i kapcia w gębie, który był związany z tym, że wczoraj od razu poszli spać, więc nawet nie myli zębów. Przeciągnął się na łóżku, po czym spojrzał na Sylvię sączącą kawę. - Długo spałem... - rzucił tylko po hiszpańsku, przypominając sobie, że zasnęli gdzieś pod wieczór, a tu proszę, godzina dziesiąta rano. W normalnym trybie pewnie sam z siebie wstałby o jakiejś ósmej, góra dziewiątej, a tu już po dziesiątej i trzeba było zaraz ogarniać się do swoich obowiązków, których było co nie miara. Westchnął lekko, przypominając sobie, ile na dzisiaj jest do zrobienia. Przeniósł się do pozycji siedzącej i pomasował ręką po karku, spoglądając na Garcię tym samym wzrokiem, który zawsze zwiastował to samo: "mam dziś dużo pracy". Zanim jednak padło to z jego ust, zastanowił się jeszcze chwilkę. - Mam dziś mnóstwo pracy... - narzekał. - Zadzwoń do Grora i powiedz mu, że dziś się nie najlepiej czuję. Niech wszystkie spotkania przeniesie na jutro - poinstruował ukochaną, która mogła poinformować satyra o jego nieobecności dzisiaj. Sam w tym czasie poszedł do łazienki się ogarnąć, a po powrocie od razu zabrał się za kawę, która pachniała znakomicie i była już zdatna do picia, bo nie była gorąca prosto z ekspresu. Rozłożył się wygodnie na łóżku, przykrywając swoje nogi i siłą rzeczy zasłaniając również krocze. W dalszym ciągu był przecież nagi. - Załatwione? - spytał z małym uśmiechem, ciesząc się z tak zwyczajnego poranka z Sylvią. Miał nadzieję, że usłyszy twierdzącą odpowiedź i spędzą cały dzień razem, o ile obóz nie zacznie płonąć.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Wto 17 Sie 2021, 13:56
- Długo oboje spaliśmy - przytaknęła również po hiszpańsku, bo nie przypomina sobie, by kiedykolwiek tyle godzin spała. Może przy wybudzaniu potencjału, ale później nigdy nie potrzebowała tak długiego odpoczynku. Czuła się jednak jak nowonarodzona, a nie jak zwykle bywa po zbyt długim śnie - zmęczona. Widząc jego spojrzenie, tylko zacisnęła lekko zęby postanawiając tego nie komentować. Nie żeby spodziewała się, że porzuci dla niej rangę generała, ale mimo wszystko denerwowało ją to, że nadal nim jest. W tym całym gównie tyle dobrego, że chociaż on nie chodził na misje i nie musiała martwić się o jego bezpieczeństwo. Szkoda, że działo się to z poświęceniem każdej możliwej wolnej chwili. Spodziewała się więc słów, które po chwili usłyszała, ale zupełnie nie dalszego ciągu. Zdziwienie malowało się na jej twarzy, ale przytaknęła sięgając od razu po swój telefon, gdy mężczyzna od razu poszedł do łazienki. Za drugim razem dodzwoniła się do satyra i po chwili wydawałoby się zwyczajnej rozmowy, Garcia była tak wściekła, że miała ochotę zabić Grora przez telefon. Rzuciła telefonem o łóżko po tym jak się gwałtownie rozłączyła i przeszła na swoją połowę łóżka, by wygodniej się rozsiąść. Czekając na Corvusa sączyła kawę próbując się uspokoić. - Nie - burknęła zatrzymując na nim spojrzenie. - Kretyn myśli, że chcę ciebie zdyskredytować w oczach obozu i mi nie wierzy. Sam do niego sobie zadzwoń - powiedziała oschle. Gror wiedział siłą rzeczy o jej nastawieniu względem zajmowanego stanowiska przez Juareza, ale uważać, żeby chciała wojny domowej i dodatkowych problemów obozu z powodu braku wiary w generała czy prób obalenia go było śmieszne i wkurwiające zarazem.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 21 Sie 2021, 15:02
Corvus nie spodziewał się, że ktokolwiek może robić problemy w związku z jego nieobecnością, bo tak na dobrą sprawę w tym momencie był sam sobie panem, więc mógł olać robotę kiedy tylko chciał. Jedynie poczucie obowiązku trzymało go w dyscyplinie, dlatego też był mocno zdziwiony, kiedy Gror okazał się nie być tak wyrozumiały i podejrzewał jakiś chory podstęp. Po samym burknięciu Garcii, generał wiedział już, że satyr podniósł jej ciśnienie, a to nie oznaczało niczego dobrego. Westchnął więc cicho i bez słowa wziął od niej telefon, by wykonać połączenie. - Gror, jeszcze raz oskarżysz o coś takiego Sylvię, zdegraduję cię do sprzątacza - zaczął od razu ostro, gdyby nie fakt, że ton Corvusa był bardzo oschły, wręcz niepokojący i niepodobny do niego. Jednak nie tylko Garcii satyr podniósł ciśnienie. Syn Melinoe był jednak wściekły, bo to, że był przez dłuższy czas pokłócony z Meksykanką to jedno, ale przecież ona nigdy nie dała żadnego pretekstu do tego, by traktować ją w taki sposób. Corvus nigdy nie wybrałby dla siebie partnerki, która działałby na szkodę obozu tylko w imię zezłoszczenia się. - W zębach masz nam przynieść obiad na godzinę 15:00. Dwa zestawy obiadowe z frytkami i z pieczonym pstrągiem. Jakieś ale? No właśnie tak myślałem, żegnam - ton, który przyjął Juarez był do niego bardzo niepodobny, ale w tym momencie satyr naprawdę go rozzłościł. Rzadko kiedy generał pozwalał sobie na tak emocjonalne wysrywy, ale w tej sytuacji było to uzasadnione. Po bardzo ciężkich tygodniach wreszcie pogodził się z ukochaną i byle kozioł miał mu zepsuć ten dzień? Nic z tych rzeczy. Wszystko to syn Melinoe mówił szczerze i na tyle głośno, by w razie wyjścia Sylvii z pomieszczenia, nadal było to doskonale dla niej słyszalne. - Załatwione - rzucił na koniec, jeszcze mając ten nieco gniewny ton w głosie. Zaraz jednak rozpogodził się, bo chwilę na nią popatrzył i wszystko z niego momentalnie zeszło. Poklepał miejsce obok siebie i odkrył kołderkę, by dziewczyna mogła spokojnie przy nim usiąść albo się położyć w zależności od tego, co chciała teraz zrobić. - Tęskniłem za tym widokiem - uśmiechnął się promiennie, przechodząc znowu na język hiszpański. Chodziło mu oczywiście, o Sylvię w jego koszulce, która co prawda zasłaniała jej piersi i tyłek, dlatego nie wywoływała aż takiego pożądania, ale to mu nie przeszkadzało. Liczyło się to, że znowu byli razem i że wrócili, chociaż na moment, do stanu sprzed tej całej kłótni. To był bowiem bardzo pospolity widok rano. Sylvia albo popylała w jego koszulce, albo w samych majtkach, nigdy inaczej. Oparł się o wezgłowie łóżka i zaczął popijać kawę, którą Garcia przygotowała mu jeszcze kilka chwil wcześniej. Pił ją powoli i spokojnie, delektując się jej smakiem. Trzeba było przyznać, że brunetka znała się na rzeczy jak mało kto i zawsze potrafiła mu przygotować najlepszą, jaką się tylko da. Nawet najwięksi mistrzowie bariści w obozie nie mogli się z tym równać. - Chciałabyś jakieś śniadanie? - zaproponował, bo on sam był trochę głodny, a skoro ona przygotowała im kawę, to on mógł zająć się pierwszym posiłkiem.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 29 Sie 2021, 16:52
Była zła z powodu całej tej sytuacji, choć w tym akurat nie widziała winy Corvusa. Ostatnie o czym by pomyślała to to, że jest szansa, że gadał na nią różne rzeczy satyrowi... czy właściwie komukolwiek innemu. Nie była pewna skąd podejście Grora, bo to że nie zgadzała się ze stanowiskiem Juareza nie oznaczało, że chciała zamieszek w obozie i to jeszcze w takim czasie. Chyba najbardziej zła była o to, bo nie zasłużyła sobie zwyczajnie na takie oskarżenie. Bez słowa piła powoli kawę skupiając się na jej cieple, które rozchodziło się po gardle i przełyku. Nie zareagowała na pierwsze słowa Hiszpana skierowane do rozmówcy, choć ton był z całą pewnością intrygujący. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek takiego go słyszała. Kolejne jednak słowa spowodowały, że zerknęła na ukochanego z lekko uniesioną brwią. Był wściekły i prawdę mówiąc nie przypominała sobie, by kiedykolwiek go takiego widziała. Zaczęła się zastanawiać czy to wynikało z tej sytuacji, czy może w mężczyźnie siedziało jeszcze coś, o czym ona nie miała pojęcia. - Nieźle się wkurzyłeś - odparła widocznie zdziwiona, w tym samym czasie wsuwając się pod kołdrę póki co siadając. Musiała dopić końcówkę kawy. Uśmiechnęła się za to promiennie na jego kolejne słowa, by zaraz przytaknąć mu ruchem głowy i odnaleźć wolną ręką jego dłoń, z którą splotła na chwilę palce. - W sumie mogłabym coś zjeść - odpowiedziała po chwili namysłu odstawiając pusty kubek na szafkę przy swojej części łóżka. - Tylko kompletnie nie wiem co... coś na ciepło, ale co konkretnie, to jest mi to obojętne - dodała po chwili zastanowienia z małym uśmiechem. Zaraz ją jednak olśniło i uśmiechnęła się nieco rozbawiona. - A w ogóle w lodówce jest cokolwiek... niezepsutego? - w końcu w mieszkaniu oboje nie byli od tygodni, więc wychodziło na to, że nikła szansa była na zjedzenie śniadania. A przynajmniej tego zrobionego samodzielnie.
Corvus może i był rozczarowany postawą Sylvii, która nie potrafiła okazać mu odpowiedniego wsparcia i wyrozumiałości, ale czy to był powód do tego, by mówić o niej nieprawdę? Ich scysje to jedno, jego pokrętne tłumaczenia to drugie. Nigdy jednak nawet by nie pomyślał, żeby powiedzieć jakiekolwiek złe słowo o jej pracy na rzecz obozu. To, że była wściekła na sprawianą przez niego funkcję, wcale nie oznaczało, że sabotowała działania w jakikolwiek sposób. Ostatnie co Juarez mógłby powiedzieć o swojej ukochanej to właśnie to, że nie zależy jej na tym miejscu i na dobrej współpracy. Czasami co prawda jej zachowanie mogło wskazywać na co innego, ale pamiętajmy, że było w niej mnóstwo latynoskiej krwi. One tak miały, że czasem trzeba się wydrzeć bez powodu czy powiedzieć coś uszczypliwego, nawet jeśli się tak wcale nie myśli. Inna sprawa, że syn Melinoe był wściekły na satyra, który nie posłuchał się Sylvii. Stąd właśnie ta reprymenda i prawdę powiedziawszy, Corvus nawet nie wiedział dlaczego zachował się właśnie w taki sposób. To nie było do niego podobne, ale w jakiś sposób jego też te słowa zraniły, bo chodziło przecież o Garcię, jego ukochaną. Nie mógł więc zostawić tego obojętnie, bo każdy kto ma problem z nią, ma problem również z nim. Tak to działało. Dostrzegając jej zdziwienie, Juarez westchnął tylko nieco zmęczony całą tą sytuacją. - Nie pozwolę na to, żeby ktokolwiek ciebie tak traktował - odpowiedział spokojnie, choć z nutką rozgniewania w głosie. - Czasem trzeba kogoś nauczyć trochę szacunku - dodał już bardziej rozpogodzony, kiedy tylko dostrzegł Sylvię wchodzącą pod kołderkę prosto do niego. Może i takie słowa nie były do niego podobne, ale przez ten prawie rok na stołku generalskim trochę już się nauczył i stety czy niestety, nie zawsze dawało się radę pokojowo. Czasami trzeba było dać komuś nauczkę lub kogoś zgnoić, by ten wziął się do pracy. - Obiad będzie dopiero na 15:00 - zachichotał nawiązując do telefonicznej reprymendy sprzed chwili. - Jajecznica? - to było pierwsze, co wpadło mu do głowy, chociaż zaraz sam pokiwał głową na zaprzeczenie, bo one już też pewnie straciły datę ważności. Zastanawiał się jeszcze dłuższą chwilę i na nic nie wpadł. Kiedy zadała pytanie o cokolwiek niezepsutego, Juarez tylko pomasował się dłonią po karku z głupkowatym uśmiechem na gębie. - Zupki chińskie - przyznał całkowicie szczerze, bo ani on, ani tym bardziej ona nie uzupełniała zapasów, toteż ich lodówka świeciła pustkami, nie licząc oczywiście przeterminowanych produktów, których mieli całkiem sporo. Po skończeniu kawy podniósł się z łóżka i spojrzał na Garcię, wzruszając lekko ramionami. - Złoty kurczak czy ostrzejsza? - znów zachichotał, bo dużego wyboru nie mieli. Zjedzą coś niezdrowego i niesycącego, to akurat zgłodnieją mocno do tej 15:00 i wtedy zjedzą porządny obiad. I tak sobie poszedł nago do kuchni zagotować wodę oraz wsypać zawartość paczek do misek. Co jakiś czas zerkał na Meksykankę, ciesząc się czymś, czego już dawno nie miał okazji obserwować. Znowu był szczęśliwy.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 12 Wrz 2021, 14:23
Na słowa mężczyzny zareagowała tylko małym uśmiechem, bo przecież nie oczekiwała od niego tłumaczeń ani tego, by poczuł, że zrobił cokolwiek złego. Ba, wielce prawdopodobne jest, że w odwrotnej sytuacji Meksykanka zachowałaby się znacznie nieprzyjemniej niż Juarez, więc hipokryzją byłoby postrzeganie jego zachowania jako błędnego. Inna sprawa, że po prostu się tego po nim nie spodziewała, ale to właściwie dobrze o nim świadczyło, że potrafił już ryknąć i być nieprzyjemny dla tych, którzy w danej chwili przegięli. Ona nigdy z tym problemu nie miała, jednak osoby takie jak Corvus już owszem. Cieszyła się w sumie, że pojął to, że nie zawsze łagodnie, spokojnie i z sercem na dłoni da się wszystko załatwić. W pierwszej chwili skinęła głową na jajecznicę, by tuż po tym przypomnieć sobie właśnie o zepsutym jedzeniu, którego w tym mieszkaniu niestety pewnie nie brakowało. Należało zrobić porządki i uzupełnić zapasy, ale to zmartwienie na popołudnie. Zaśmiała się zaraz słysząc o zupkach chińskich, na które nie sposób było się nie zgodzić. Za dużego wyboru zresztą nie miała, dlatego też przytaknęła chcąc mu dać znać, że nie muszą kombinować bardziej. Do obiadu nie było tak daleko z racji później pobudki mężczyzny, więc akurat zejdzie z nich ta chemiczna zupka. - Ostrzejsza - odparła po chwili zastanowienia, wsuwając się bardziej pod kołderkę, tym razem układając się już na leżąco na boczku do czasu aż zupki chińskie nie pojawią się przed nimi. Ona sama również zerkała w stronę kuchni przez otwarte drzwi z zadowoleniem przyglądając się krzątającemu się Corvusowi po pomieszczeniu. Była już spokojniejsza, jak jeszcze dzień temu, co nie oznaczało jednak, że była wszystkiego pewna. Nadal miała swoje wątpliwości, które jednak chwilowo zniknęły chcąc nacieszyć się tym, co teraz miała. Organizm pewnie też tego potrzebował. Gdy Hiszpan wrócił z miseczkami, usiadła wygodniej na łóżku, choć ta przecież musiała jeszcze chwilę postać, by mogła napęcznieć i nabrać smaku. Zwróciła się więc w stronę mężczyzny z małym uśmiechem, gdy ponownie znalazł się na łóżku. - Jakie plany na dzisiaj jeszcze mamy? I proponuję sprzątnąć zepsute rzeczy tak, by przekazać to Grorowi to przy okazji wyrzuci wszystko - zaproponowała z uśmiechem wykorzystanie satyra, skoro już tu będzie. Im szybciej to wywalą, tym lepiej dla ich lodówki i tego mieszkania.
Na pewno coś dobrego można było wyciągnąć z pracy Corvusa. Przynajmniej jeśli chodziło o jego charakter, bo tutaj ewolucję poczynił znaczącą. Stał się odważniejszy, bardziej pewny siebie i przede wszystkim umiał zachowywać się bardziej asertywnie. Nauczył się odmawiać, a także krytykować innych, jeśli coś działo się nie tak jak trzeba. Z pewnością dużo trudniej byłoby mu zarządzać obozem, gdyby nie nauczył się tego wszystkiego. Dziś jednak był trochę innym Juarezem niż jeszcze rok czy dwa lata temu i chyba zmienił się na lepsze. Oczywiście wyłączając tą serię niedopowiedzeń i przemilczeń, które finalnie stały się niewygodnymi kłamstwami przez które mało co nie rozstał się z miłością swojego życia. Skinieniem głowy potwierdził, że dotarło do niego jaką zupkę chce Sylvia i od razu nasypał najpierw makaron, a później zawartość ostrej przyprawy w proszku. Sobie wziął zatem złotego kurczaka, na którego miał po prostu ochotę. Tak czy siak do wyboru miał tylko te dwa smaki, bo od tygodni nie zaopatrzali spiżarni, toteż były w niej ewidentne braki. Syn Melinoe nalał do elektrycznego czajnika wody, nastawił go i na moment wrócił do pomieszczenia, by jeszcze chwilę się po prostu napatrzeć na Garcię. Nic w tym czasie nie mówił, tylko się jopił. Zaraz jednak wstał, kiedy woda się zagotowała i zalał zupki, przyniósł je do sypialni i przykrył małymi talerzykami, żeby trzymały temperaturę w czasie, kiedy oni będą mogli sobie spokojnie porozmawiać. - Dobry pomysł - odparł również uśmiechając się lekko. - Ja muszę dziś siedzieć w domu, skoro "źle się czuję" - specjalnie zaakcentował koniec wypowiedzi, by zaraz jeszcze teatralnie kaszlnąć kilka razy, jakby to miało uwiarygodnić jego wersję wydarzeń. - Mamy zaległości filmowe, więc może coś z listy? - zaproponował, bo wolnego dnia na sprzątanie czy inne prace domowe nie chciało mu się marnować, toteż ograniczy się tylko do niezbędnych (czyt. przekazania Grorowi starych rzeczy do wyrzucenia). - Chyba, że masz jakąś inną propozycję w obrębie naszego mieszkania? - spytał, bo nigdy nie mógł być pewien, czy Sylvia podziela jego pomysł dotyczący oglądania czegoś. On sam jednak tak dawno nie spędzał wolnego dnia w mieszkaniu, że tak naprawdę zapomniał, co mogą razem porobić. Normalnie w takie dni spali do późna, uprawiali dużo seksu i w przerwach między kolejnymi stosunkami coś jedli, oglądali filmy, seriale czy bajki albo ewentualnie grali w coś, czy to na konsoli czy też w gry planszowe, których może dużo nie mieli, ale jak dla nich było to chyba wystarczające.
Środa. Aż dziw, że dzisiaj miała wolne. Oczywiście ona jedyna w tym domu, ale to nihil novi jak to mawiają. Miała wrażenie, że kwadrans po kwadransie ostatnimi dniami Corvus znowu wydłużał sobie pracę licząc na to, że ona się nie spostrzeże. Spostrzegła. Nic jednak z tym nie robiła, bo nie widziała sensu. Nie była naiwna, wiedziała, że koniec końców tak to się właśnie skończy - on będzie pracował do późna, chociaż zarzekał się, że tak nie będzie. No ale "idzie wojna", więc należy wybaczyć absolutnie wszystko, prawda? Można odnieść wrażenie, że Garcia była już po prostu za bardzo tym wszystkim zmęczona, by kręcić kolejną kłótnię. Straciła trochę swojego pazura i to nie tylko przy nim. W sumie jakby się tak ktoś głębiej zastanowił, to można by stwierdzić, że po prostu ma coraz bardziej wyjebane. Nie żeby nie wypełniała swoich obowiązków, ale z całą pewnością ma w nosie to czy inni wykonują swoją. Ona za nich robić i tak nie zamierza, więc najwyżej robota będzie nieskończona. Dzisiaj jednak miała wolne i chcąc nieco odpocząć od "praca-dom-trening-dom", wskoczyła w dresy oraz sportowy stanik. W takim wydaniu pomimo zimy poszła w środek lasu, by zwyczajnie sobie pospacerować. Na szczęście dużo osób w paradę jej nie wchodziło i kobieta nawet nie wiedziała kiedy, a było już późne popołudnie. Musiała nieźle się zamyślić. W końcu zaczęła wracać do domu i gdy do niego dotarła - choć jej zimno nie było, z racji bycia kaloryferem - zrobiła sobie zimową herbatkę i czekała na generała.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 18 Gru 2021, 15:49
Corvus jak zwykle w tym, jak i w każdym innym okresie odkąd został generałem, miał zapierdol. Momentami nie wiedział w co ręce włożyć i nawet ostatni spokojny okres bez dymów ze strony Sylvii nie pomagał mu w odzyskaniu jakiejkolwiek kontroli nad swoim czasem. Praca się dłużyła głównie z powodu wskrzeszonych herosów, którzy okazali się być większym problemem niż początkowo Juarez sądził. Od pewnego czasu większość misji dłużyła się i przynosiła gorsze efekty właśnie przez ich ingerencję, dlatego właśnie Corvus miał więcej pracy. Dziś jednak był w stanie wyrwać się wcześniej, niż tylko przenocować w domu niczym w hotelu. Specjalnie zaplanował sobie wszystko wcześniej, by dzisiejszego późnego popołudnia czy raczej przedwieczora móc spędzić nieco więcej czasu ze swoją ukochaną, niż tylko obejrzeć 40-minutowy odcinek serialu, kochać się pod prysznicem i pójść spać. Nie przygotował jednak nic szczególnego poza tą "niespodzianką", że skończy dzisiaj wcześniej niż zapowiedział jeszcze wczoraj. Ogarnąwszy się w swoim gabinecie, Corvus wyruszył w stronę mieszkania, które wspólnie dzielił z Sylvią od ponad roku. Po drodze zabrał też dwa zestawy obiadowe z kantyny, które zawierały sznycle z jajkami sadzonymi na wierzchu, zestawem surówek i gotowanymi ziemniakami oraz zupę meksykańską, którą Garcia ubóstwiała, jeśli tylko była zrobiona w odpowiedni sposób. Miał też ze sobą deser: dwa kawałki tiramisu, które pewnie wciągnie sama Sylvia, bo Juarez rzadko kiedy miał ochotę na ciasta. Bez zapowiedzi wparował do mieszkania i dostrzegając córkę Hefajstosa siedzącą na sofie z herbatą, od razu uśmiechnął się lekko, ciesząc się na jej widok. - Przyniosłem obiad - przechylił nieznacznie głowę, spoglądając z ciekawością na Garcię i próbując odgadnąć, co ta dzisiaj mogła robić. - Mam nadzieję, że zgłodniałaś - dodał z czułością w głosie i przeszedł do aneksu kuchennego. Położył na blacie siatkę z jedzeniem i dopiero wtedy zrzucił z siebie kurtkę, którą zaraz potem poszedł odwiesić na wieszak. Kiedy chciał pójść w kierunku kuchni i przynieść Sylvii jej porcję, ta przecięła jego drogę do aneksu mniej więcej w połowie i chyba oczekiwała poprawnego przywitania się. Syn Melinoe nie tracił czasu i dłoń wplótł we włosy ukochanej, muskając przy okazji delikatnie jej kark, przechylił głowę i od razu pocałował ją czule oraz namiętnie, zapominając na ten krótki moment o bożym świecie.
Siedziała z herbatą na kanapie, a w telewizorze leciał jakiś amerykański, świąteczny film. Oglądała go co prawda jednym okiem, ale wydawał się nawet przyjemny i nie przeładowany amerykańskim kretynizmem. Jak zwykle Corvusa spodziewała się bardzo późno, więc zaskoczona spojrzała na drzwi, które się otworzyły. Nie była pewna co byłoby większym szokiem - ktoś obcy wchodzący do ich mieszkania narażając się tym samym na śmierć czy generał szybciej kończący pracę. Uniosła lekko brwi dostrzegając Juareza, jednak nie odezwała się słowem jakby się spodziewała, że o tej godzinie tylko wpadł po dokumenty albo długopis i już go nie będzie. - Bardziej kolację - odpowiedziała od razu, choć bez żadnego chłodu. Zwyczajnie stwierdzała fakt, że o tej godzinie raczej obiadów się nie jada. - Zgłodniałam - dopowiedziała zaraz przyglądając mu się chwilę zastanawiając się, czemu jest tak wcześnie w domu. Upiła jeszcze trochę herbaty, by wstać i stanąć mu na drodze. Pocałunek od razu odwzajemniła kładąc jedną dłoń na jego karku, choć tak po prawdzie wcale jej o to nie chodziło. Oponować jednak nie zamierzała, dlatego dopiero po dłuższej chwili się odsunęła. - Co masz dobrego? - spytała zerkając w stronę blatu, do którego zaraz ruszyła. - I co to się stało, że przyszedłeś wcześniej? Zwolnili cię? - rzuciła z nutką złośliwości, ale i zaciekawienia, bo chociaż ciężko byłoby sobie wyobrazić taki ruch bogów, to jednak dla Meksykanki wydawało się nadal to bardziej prawdopodobne, niż Juarez kończący pracę wcześniej sam z siebie.
Dostrzegł zaskoczenie w oczach Sylvii, ale nie odebrał tego jako czegoś negatywnego. Corvus wiedział, że są na tym etapie życia, w którym to on zapierdala, a ona ma dużo wolnego czasu i bardzo często czeka na niego, jednocześnie nie spodziewając się zbyt szybkiego powrotu. Dobrze więc było ją zaskoczyć raz na jakiś czas i to właśnie dzisiaj wyszło na to, że nie spodziewała się skończenia przez niego pracy w tych godzinach. Pocałunek został przez niego przeciągnięty i dopiero kiedy Garcia zdawała się potrzebować oddechu i tym samym odsunęła się od niego, Corvus spojrzał w kierunku potraw, które przyniósł im dziś na obiad. Rękę cały czas miał z tyłu jej głowy i drapał ją pieszczotliwie tam gdzie lubiła, mając przez moment trudność w przygotowaniu odpowiedzi. Przez ten pocałunek i kompletne oddanie się mu, zapomniał co wziął. - Wiesz co... - zaczął niepewnie, ale w końcu mu się przypomniało. - Zupa meksykańska. Twoja ulubiona - uśmiechnął się lekko, po czym delikatnie ucałował ją w policzek. - A na większy głód sznycel z jajkiem sadzonym, ziemniakami i surówkami - dodał, bo on zupę meksykańską traktował jako coś zwyczajnego, a przynajmniej nie ubóstwiał tego tak jak córka Hefajstosa. On raczej nastawiał się na kotleta, bo nie trudno było ogarnąć, że to nim bardziej się naje niż smacznym wywarem. Poszedł od razu za nią w kierunku blatu i kiedy ta rzuciła w jego kierunku złośliwością, Corvus uniósł tylko brew rozbawiony i objął Sylvię od tyłu, położył głowę na jej ramieniu, a ręce splótł na jej brzuch i przejechał nosem po jej szyi, a następnie po policzku, chłonąc przy okazji jej zapach. - Stęskniłem się? - spytał, jak gdyby faktycznie nie wiedział, czy to był prawdziwy powód. Chciał ją nieco podpuścić, ale widząc, że się nie dała, uśmiechnął się znów leciutko. - Stęskniłem się - przyznał cicho, muskając ją ustami po policzku, co wybitnie utrudniało jej w tym momencie rozpakowywanie jedzenia. - Wiedziałem, że dziś w kantynie jest zupa, więc uznałem, że lepszego pakietu od zupy meksykańskiej i Corvusa Juareza na kolację dla ciebie nie ma - zaśmiał się cicho i odsunął, ale zdecydował się jeszcze cmoknąć ją w tył głowy. - Ale jak zupa ci wystarczy to zawsze mogę wrócić do gabinetu... - znów ją podpuszczał, w dodatku teatralnie zaczął się od niej odsuwać, jak gdyby chciał potwierdzić swoje słowa. Tak naprawdę jednak zmierzał w stronę toalety, ale liczył też na to, że Sylvia po pokazaniu jak zwykle swojego charakterku, teraz pokaże mu jak bardzo jest jej nie na rękę to, by syn Melinoe teraz stąd wyszedł. Też chciał być adorowany, ale tego jej nie powie, bo wstydzioch z niego.
- Wiesz kto robił zupę? - bo jak wiadomo, zupa meksykańska była dobra wtedy, kiedy była dobra. Niestety nie wszyscy kucharze obozowi umieli ją przygotować w odpowiedni dla jej podniebienia sposób, dlatego już przywykła do nie cieszenia się przedwczesnego. To zawsze mógł być bubel i wolała jednak na to się nastawić i pozytywnie zaskoczyć niż odwrotnie. Na resztę dań tylko przytaknęła, bo przecież były to pyszne propozycje, to jednak zupa była najważniejsza. Sylvia wpisywała się w stereotyp Meksykańca co lubił ostre jedzenie i na to właśnie liczyła przy zupie. Kiedy ją objął, zatrzymała się chłonąc przez chwilę tą bliskość. Kiedy odpowiedział jej pytaniem na pytanie odwróciła nieco głowę, by posłać mu jedynie rozbawione spojrzenie. Kiedy jednak to potwierdził, uśmiechnęła się lekko i dopiero po chwili się zreflektowała. - To rozumiem, że na co dzień nie tęsknisz, skoro nie wracasz o normalnej porze? - spytała rozbawiona wykorzystując jego słowa przeciwko niemu. To jednak świadczyło o nie najgorszym nastroju, więc Corvus nie musiał się obawiać awantury. Niemniej można było tak odczytać jego wypowiedź, czyż nie? Kiedy jednak postanowił ją podrażnić, Garcia chwyciła go za szlufkę przyciągając go gwałtownie do siebie. - Nie sprawdzaj mojej cierpliwości - rzuciła cicho i można by pomyśleć, że przegiął, gdyby nie drobne rozbawienie na jej twarzy. Cmoknęła go jeszcze prosto w usta i po chwili patrzenia mu w oczy, wreszcie go puściła i zajęła się wyciąganiem jedzenia. Przygotowała wszystko przy stole i kiedy mężczyzna wrócił, mogli usiąść wreszcie do posiłku. - Rozumiem, że dzisiaj nikt nie zginął - bardziej stwierdziła fakt aniżeli pytała, bo przecież gdyby było inaczej to generał by tak szybko do domu nie zawitał. Nie byłoby nawet takiej możliwości.
Juarez tylko zerknął porozumiewawczo na swoją ukochaną, by zaraz poruszyć wymownie brwiami i uśmiechnąć się lekko. - Spróbuj, a się dowiesz - to była jasna sugestia, że zupę przygotowywał jej ulubiony kucharz obozowy. Corvus co prawda początkowo miał w planie po prostu zajść dla nich po zestawy obiadowe, ale gdy dowiedział się, kto dziś szefuje na kuchni, od razu uznał, że musi wziąć dla swojej ukochanej zupę meksykańską. Wszakże robił ją jej rodak, a sama zupa była odpowiednio wyważona: dobrze dobrane proporcje warzyw i ostrości, a przy tym też odpowiednie porcje, bo przecież herosi mieli dużo większy apetyt od zwykłych ludzi, toteż potrzebowali nieco więcej wszystkiego. Uniósł lekko brew rozbawiony, znów spoglądając na Sylvię. - Gdyby to ode mnie zależało, w ogóle bym nie wychodził - przyznał szczerze, jednocześnie wzruszając delikatnie ramionami. Prawda była taka, że Corvus na własne życzenie był generałem i przecież w każdej chwili mógł zrezygnować, jednak jego poczucie obowiązku było dużo większe niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, dlatego też nie było mowy o rzuceniu wszystkiego. Tym bardziej, że byli w trakcie wojny i każda większa zmiana wprowadziłaby mnóstwo zamętu w obozie. Na razie trzeba było stworzyć pewne schematy, ustandaryzować procesy i zautomatyzować wszystko, by następny generał mógł płynnie przejść do zarządzania wszystkim wokół. Miał dziś dobry humor, więc nic dziwnego, że pozwolił sobie nawet na małą gierkę z ukochaną. Ta jednak była z tego rodzaju kobiet, które nie dawały sobie w kaszę dmuchać, więc szybko ukróciła jego zapędy, przyciągając go do siebie. Przez moment syn Melinoe myślał, że Garcia mówi poważnie, dopiero po chwili dostrzegł małe rozbawienie na jej twarzy, a cmoknięcie ostatecznie poświadczyło o tym, że wszystko odebrała właściwie - w żartobliwym tonie. - Jeszcze mi nie odbiło - zachichotał lekko, bo bawiła go ta sytuacja. Domyślał się, że testowanie w taki sposób Sylvii przyniosłoby więcej szkody niż pożytku, ale od czasu do czasu można było zabawić się trochę jej kosztem. Tym bardziej, że przechodziły go bardzo przyjemne ciarki po plecach, gdy córka Hefajstosa w taki władczy sposób okazywała mu uczucia i dawała uwagę. Po powrocie do salonu usiadł od razu na sofie i wziął do jednej ręki porcję zupy w opakowaniu, a w drugiej trzymał łyżkę. - Dziś było wyjątkowo spokojnie. Ostatnio w ogóle jest spokojnie... - odrzekł, jednak dało się wyczuć w jego słowach nutkę niepokoju. Z doświadczenia wiedział, że im więcej spokojnych dni, tym większy szok będzie, gdy już ten spokój się skończy. Zaczął jeść zupę i dopiero po którejś łyżce spojrzał na Sylvię, próbując do niej zagadać. - Kochanie, masz mnie wcześniej, na dłużej i chcesz o pracy rozmawiać? - spytał rozbawiony, bo tak naprawdę on nie miał ochoty rozmawiać dzisiaj o tym, co się działo w obozie. Miał ochotę na zwykły wieczór z ukochaną, które ostatnio nie były aż tak popularne w ich wykonaniu. - Ja chcę dzisiaj ciebie. Tylko i wyłącznie - uśmiechnął się zachęcająco. - Robiłaś dziś coś ciekawego? - najzwyklejsze pytanie.
Uśmiechnęła się tylko, gdy niejako zasugerował jej kto przygotowywał zupę. Z drugiej strony dziwne by było, gdyby wziął w innej sytuacji, bo co prawda było to do zjedzenia, ale na pewno do dobrych się nie zaliczało. A ona tylko się wtedy frustrowała, bo przecież apetyt zdążył się już pojawić na to danie. Sylvia ostatkiem sił ugryzła się w język, ściskając usta w wąską linię. Wiele ich kłótni o jego pracę zaczynało się od corvusowego "gdybym mógł". Powinien się już nauczyć, że tych słów nie może używać, bo jak doskonale oboje wiedzieli - mógł. Mógł jak najbardziej, tylko nie chciał i między innymi używanie tych sformułowań doprowadzało ją do szewskiej pasji. Nie chciała zmieniać tego dnia w kolejną kłótnię, ale prawda była taka, że Juarez sam o to się teraz prosił. Zdziwiła się, kiedy mężczyzna wziął ze stołu zupę i poszedł na kanapę, ale tylko wzruszyła ramionami, a sama została tam, gdzie już siedziała. Zaczęła jeść zupę od razu po tym, gdy zadała pytanie i jak zwykle uśmiechnęła się pod nosem, gdy poczuła ten smak w ustach. Kucharz robił ją niemal tak dobrze jak ona, ale Garcia była leniwa. To danie przygotowywało się na tyle długo, że wolała poświęcić minimalnie smak dla wygody. Słysząc jego niepokój, tylko wywróciła oczami, bo Corvus tylko potrafił w dobrych rzeczach dostrzegać coś złego. Czy spokój nie będzie trwał wiecznie? No jasne. Czy w końcu zacznie się jatka? No jasne, ale to nie oznacza, że należy narzekać na aktualny spokój, jakby jego winą miało być to, co nastąpi po nim. - Zadałam ci jedno pytanie. Nie zamierzałam ciągnąć tego tematu - odpowiedziała normalnie dziwiąc się jednak nieco, że w ogóle coś takiego zakładał. Przecież odkąd się zeszli dała jasno mu do zrozumienia, że nic jej to nie obchodzi i nawet przestała mu pomagać w jakichkolwiek sprawach obozowych. Miała w to po prostu wyjebane i skoro tak kurczowo trzymał się tej roboty, to musiał radzić sobie sam albo znaleźć sobie innego pachołka. - Spacerowałam po obrzeżach przez cały dzień - wzruszyła lekko ramionami, bo nawet nie było co ciekawego opowiadać. Ani intruzów w postaci stworów, ani nikogo innego podejrzanie się kręcącego. Zamiast tego skupiła się na zupie, która dość szybko znikała z plastikowego naczynia. - Obejrzymy coś? - zaproponowała, gdy już zjadła zupę, bo przecież tak wyglądało teraz ich życie. Telewizja, być może seks pod prysznicem i sen. Tym razem jednak mogli sobie pozwolić na jakiś film, a nie dwudziestominutowy odcinek.
Corvus nie miał ochoty siedzieć przy wysepce w kuchni, bo cały dzień tułał się po mniej wygodnych siedzeniach, wyłączając te w swoim gabinecie, które było specjalnie sprofilowane pod niego. Kochał sofę u nich w mieszkaniu, dlatego w pierwszej kolejności pomyślał o tym, by to właśnie tam zjeść posiłek. Tym bardziej, że sama ta sceneria bardzo dobrze mu się kojarzyła, bo jeśli już jedli ze sobą posiłki, to najczęściej właśnie na sofie lub w łóżku, rzadko kiedy mieli okazję zjeść przy stole. Westchnął tylko ciężko, kiedy Sylvia ucięła temat spokoju w obozie. - Przepraszam, już mnie to męczy po prostu - ta ciągła świadomość, że jest dobrze, coraz lepiej nawet i zaraz wszystko może rypnąć za sprawą jednego wydarzenia, tak jak miało to miejsce w trakcie imprezy na jego cześć. Wolał być przygotowany na najgorsze niż oczekiwać, że obecny stan utrzyma się jak najdłużej. Garcia jednak miała rację i nie należało snuć jakiś domysłów, nie tutaj. To był ich dom, mieli czuć się w nim dobrze i bezpiecznie, więc Juarez niepotrzebnie wprowadzał taką nerwówkę swoim gadaniem. Stąd też te przeprosiny, które zostały okraszone również przepraszającym spojrzeniem. Dość szybko zjadł swój posiłek, bo po prostu był głodny. Jako, że Sylvia nie miała zbyt dużo do powiedzenia, to rozmowa im się nie kleiła jakoś wybitnie. To jednak było dość normalne, zwłaszcza w pierwszych kilkunastu minutach po jego powrocie. Oboje wiedzieli, że Corvus musi chwilę odsapnąć i podładować baterie przez kilkanaście minut. - Czemu nie - zgodził się, bo tak naprawdę co mieli innego do roboty? Na żadną wycieczkę nie było możliwości, do baru nie było sensu iść, więc zostało im tylko oglądanie telewizji, a przy okazji jakiś szybki numerek czy coś. Z drugiej strony, był w domu na tyle wcześnie, że wcale nie musiało się to kończyć na szybkim stosunku pod prysznicem. Nie był senny, a jedynie zmęczony całym dniem. - Chodź do mnie - poprosił, klepiąc swoje udo, w ogóle nie biorąc pod uwagę tego, że córka Hefajstosa może nie mieć ochoty na siadanie mu na kolana. Ponadto, czekało ich przecież jeszcze drugie danie, ale póki co Juarez postanowił się z tym wstrzymać, żeby Sylvia mogła dotrzymać mu tempa. - Najpierw pokarmisz mnie, potem ja ciebie? - zasugerował, bo to wpadło mu do głowy nagle, a kiedyś zdarzało im się to dość często. Lubili się nawzajem karmić. Co prawda z reguły chodziło o jakieś przekąski czy słodycze, ale zdarzało się to również z pełnowartościowym jedzeniem. - Kochanieee - jęknął jak dziecko, które chce coś wymusić na swoim rodzicu. - Chodź do mnie - znów poprosił, bo naprawdę teraz chciał bardzo Sylvii na swoich kolanach. Potrzebował tego.
Skinęła tylko głową na jego przeprosiny nie chcąc wchodzić w ten temat. Nie miała ochoty ani rozmawiać o jego pracy; ani o tym jak bardzo "chciałby" z niej zrezygnować, ale "nie może"; ani też o tym jak źle się z nią czuje i jakie czarne scenariusze mu głowa pisze. Niech zatrudni sobie asystentkę, która będzie go mentalnie głaskać po głowie. Gdyby to od niej samej zależało, już dawno Corvus nie miałby tej posady, a i możliwe, że nawet w obozie by ich już nie zastano. Nie potrzebowała przeprosin, a swojego faceta, ale już od dawna wiedziała, że to wymaganie jest za duże. Znowu przytaknęła, kiedy zgodził się na obejrzenie czegoś. Odsunęła od siebie pustą, plastikową miseczkę i oparła się wygodniej na krześle chcąc chwilę odsapnąć. Zupa była dobra, idealnie wyważona łącznie z poziomem ostrości, który może i dla większości ludzi mógłby już podchodzić pod skalę "za ostre", ale nie dla niej. Zerknęła na Juareza, gdy ten ją zawołał, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie dlatego, że nie miała ochoty (choć podkurwił ją tym tekstem "chcem, ale nie mogem"), ale dlatego, że zbierała w sobie siły, by się podnieść. Najzwyczajniej w świecie złapała lenia i teraz myślała jedynie o wygodnym rozłożeniu się przez telewizorem. Westchnęła cicho i podniosła się z miejsca dopiero, kiedy mężczyzna zaczął marudzić. Siadła mu na kolanach i objęła go luźno przymykając przy tym oczy. - Okej - odpowiedziała cicho odnosząc się do wcześniejszej propozycji wzajemnego karmienia się. Nie była jednak pewna czy generał po takim czasie załapie, do czego ona się odnosi. Zamiast jednak wyjaśniać czy sięgać po pudełko z jedzeniem, tkwiła na jego kolanach dłuższy czas i tuliła go samej też bardzo ciesząc się z tej bliskości. Dopiero po dłuższej chwili zsunęła się z jego kolan i siadła tuż obok chwytając za pudełko z drugim daniem i sztućcami. Kilka chwil później już nakładała na widelec trochę wszystkiego, by zaraz podsunąć to pod usta mężczyzny. I tak trwało dłuższą chwilę te karmienie, a porcja powoli znikała z pudełka.
Najważniejsze z ich perspektywy było to, że temat do potencjalnej kłótni został zduszony w zarodku i mogli się cieszyć swoim towarzystwem bez tej dziwnej presji, która by na nich ciążyła. Oboje potrzebowlai nieco więcej luzu, bo tak jak Sylvia zdawała się mieć bardziej wyjebane na wszystko, co się działo w obozie, tak Juarez tylko w domu nie czuł ciężaru bycia alfą i omegą czy innym decyzyjnym pionem, od którego zależała cała przyszłość tego miejsca. Nie narzekał na swój los, bo przecież w każdej chwili mógł zrezygnować z posady generała, ale dom był dla niego przystanią, a ukochana była tym, co jest mu najbardziej potrzebne do odprężenia się. Kiedy już znalazła się na jego kolanach, syn Melinoe czule pocałował ją w czoło i objął z pewną energią, by niejako przeprosić za ten niemrawy początek ich dzisiejszego spotkania po wszystkich obowiązkach. Szybko więc zapomniał o wzajemnym karmieniu się, skupiając swoją uwagę całkowicie na tym, by wyciągać jak najwięcej z tej bliskości. Chłonął jej zapach jak najlepsze perfumy, gładził ją ręką po plecach i drugą też masował ją po udzie, czasami dojeżdżając do samego kolana, a czasami zatrzymując dłoń tuż nad nim. Zaraz jednak Garcia zarządziła przerwę w pieszczotach i wzięła się za obiad, który zaczęła mu podawać. On raz po raz otwierał usta, przyjmując kolejne kęsy potrawy. W pewnej chwili jednak przerwał to i zaproponował, by teraz to on dla odmiany pokarmił Sylvię. - Teraz moja kolej - uśmiechnął się przyjaźnie i przechwycił jeszcze pierwsze pudełko, w którym została może 1/3 dania. Zaczął karmić Sylvię, ale trochę opornie mu to szło z racji tej pozycji, bo znajdowała się po jego prawej stronie, czyli domyślnie karmił ją lewą ręką, którą miał zdecydowanie słabiej opanowaną od prawej. Ostatecznie jednak udało im się zjeść pierwszą porcję i gdy tylko odłożył pudełko na bok, córka Hefajstosa wzięła drugie. I znów zaczęli się nawzajem karmić, aż do momentu, w którym w pudełku nie zostało praktycznie nic. - Wracasz do mnie? - spytał nieco zawstydzony, jak gdyby Sylvia miała zamiar się podnieść z sofy. W rzeczywistości chodziło mu jednak o powrót na jego kolana, jednak z jakiegoś powodu trochę go te pytanie skrępowało. Musimy pamietać, że to w dalszym ciągu był Corvus, który czasem mógł być pewien siebie, a czasem (zwłaszcza w sprawach sercowych) był bardzo nieporadny. Mimo wszystko, bardzo chciał bliskości i te pragnienie było silniejsze od czegokolwiek, nawet od jego osobowości. - Chcę się przytulić... - wyszeptał jej do ucha, kiedy już ta zbliżała się z powrotem do niego. Skąd te wyznania? Cóż... chciał pokazać, że pracuje nad sobą i nad wyrażaniem swoich uczuć oraz potrzeb. Poza tym nie chciał też, by Garcia pomyślała sobie, że on tych pieszczot nie lubi, bo przecież je kochał.
Sylvia tak jak każdy potrzebowała bliskości, więc te tulenie się było jej bardzo na rękę. Miała też rozum i wiedziała, że chociaż zupa należy do tych bardziej sycących, dla generała to jest nic. Dlatego też po dłuższej chwili zsunęła się z jego kolan, by bez ogródek zacząć go karmić takim obiadem, na jaki się zdecydował. Nie trzeba było bowiem tu geniusza, by zrozumieć, że zupa była bardziej dla niej, a drugie danie dla niego. Na szczęście oba posiłki były takimi, które ta dwójka zje ze smakiem. Przytaknęła tylko i pozwoliła mu przejąć pudełko, by Corvus odwdzięczył się tym samym - karmieniem. Musiała przyznać, że dzisiejszy obiad wyszedł obozowej kantynie nadzwyczaj dobrze, ale jej znajomy kucharz nie tylko dobrze kucharzył kuchnię meksykańską, ale każdą inną. Gdyby żył na zewnątrz z powodzeniem mógłby prowadzić naprawdę niezłą restaurację. Sylvia w międzyczasie podała mu nowe pudełko, gdy pierwsze wykończyli i po chwili znowu je przejęła, by powrócić do karmienia ukochanego. I tak też zjedli niemal wszystko. Uśmiechnęła się łagodnie, gdy spytał o jej powrót. Od razu wróciła na jego kolana, w międzyczasie uśmiechając się szerzej na jego wyznanie. Nic jednak nie powiedziała do czasu, aż nie znalazła się na jego kolanach i nie objęła go mocno. - Ja też chcę się tulić - odparła szeptem przymykając oczy i opierając głowę o tą jego. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz podniosła ją i ucałowała go w czoło. - Chodźmy do sypialni, tam będzie nam wygodniej - zaproponowała i od razu podniosła się z jego kolan, by ruszyć we wspomnianym kierunku. Tam od razu położyła się na wielkim łóżku, a gdy tylko Juarez znalazł się na nim, brunetka zasugerowała, by on się wtulił, a ona będzie wyżej. Gdy tylko to zrobił, na nowo przymknęła oczy ciesząc się tą bliskością i spokojem.
Corvusowi bardzo brakowało takich wspólnych wieczorów, bo choć zdarzało im się to znacznie częściej od czasów ich kłótni, to przecież nie zawsze miał na to siły, nawet jeśli chciał to zrobić. Delektował się więc każdym dotykiem, kęsem czy wcześniej jakimkolwiek momentem karmienia Garcii, bo to przypominało mu o starych, dobrych czasach, w których był zaledwie kapitanem i nie miał tylu obowiązków na głowie co teraz. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że w chwili obecnej bardziej docenia to co ma, bo wcześniej aż tak nie zwracał na to uwagi i teraz okazuje się, że bardzo mu tego brakuje. On był gotów tak naprawdę zasnąć na tej sofie, bo wszystko czego było mu potrzeba miał przy sobie. Najadł się, siedział wygodnie, a Sylvia głaskała go po głowie, co było dla niego bardzo relaksujące. Nie zdążył jednak się porządnie zmulić, bo zaraz ukochana zaproponowała przejście do sypialni, co Juarez mógł potraktować dwojako: albo mieli tam po prostu odpoczywać, albo Sylvia chciała mu delikatnie zasugerować, że chce się z nim kochać. Biorąc jednak pod uwagę to, że ich spotkanie dotychczas nie obfitowało w dwuznaczności, syn Melinoe nie nastawiał się na coś namiętnego, a na zwykły odpoczynek w ramionach swojej miłości. Złapał ją za dłoń, gdy się podnosiła i powędrował od razu za nią, zatrzymując się dopiero przy samym łóżku. Poczekał aż Sylvia ułoży się wygodnie i kiedy poszła na górę, wyraźnie sugerując mu, by ten położył głowę na niej, z ogromną ochotą to zrobił. Przylgnął policzkiem do jej mięciutkich piersi, które były idealną poduszką dla niego i przerzucił przez nią rękę, obejmując ją tym samym w pasie. Przymknął oczy i zaczął spokojnie oddychać, ciesząc się każdą drobnostką podczas tej chwili: ciarki przechodziły go za każdym razem, gdy tylko lekko otarła się palcami o jego skórę, która bardzo domagała się pieszczot. - Wygodnie mi - rzucił po chwili leżenia w jednej pozycji, by zaraz przylgnąć do niej bardziej resztą ciała i by po omacku odnaleźć jej rękę. Delikatnie złapał ją za nadgarstek i pokierował na swoje włosy, by zaczęła go głaskać po głowie tak jak robiła to zawsze. Zaraz potem otarł się twarzą o jej biust i ostatecznie nieznacznie zmienił pozycję, będąc głową bliżej jej szyi. - Ładnie pachniesz... - wymruczał wręcz niemal od razu po zetknięciu się z jej skórą. Łapkę z kolei wsunął nieznacznie pod jej spodnie, a jeden z palców nawet koniuszkiem dał radę zawędrować pod bieliznę Meksykanki. Nie miało to jednak podtekstu erotycznego, a zwyczajnie chodziło o wygodę i ciepło.
Im obojgu przydałby się taki odpoczynek bez niczego. Zwyczajnie leżeć i się w ciszy przytulać delektując się zarówno bliskością, jak i właśnie wspomnianą ciszą. Sylvia bywała dość rozgadana, ale nigdy nie było tak, że cisza ją krępowała, a już z całą pewnością nie przy ukochanym. Ułożyła się więc wygodnie i gdy tylko mężczyzna do niej dołączył, objęła go i przymknęła oczy. Teraz dopiero odpoczywała, przy nim. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, gdy pokierował dłoń kobiety na własną głowę, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Było to coś całkowicie normalnego z jego strony i tylko mogła żałować, że on nie potrafił się tym samym odwdzięczyć. Kochała go jednak mocniej, dlatego zgodnie z niemą prośbą rozpoczęła proces głaskowania. - Chyba dzisiaj nie używałam perfum - odparła cicho kilka chwil nad tym jeszcze się zastanawiając, ale nie przypominała sobie, by się dzisiaj spryskiwała jednym z lubianych zapachów. - Arzu Anvari się do mnie wczoraj odezwała. Byłyśmy na kawie, chyba chce odnowić znajomość - zaczęła po dłuższej chwili ciszy i głaskania mężczyzny po głowie. - Nie wiem czy bardziej mnie to dziwi czy jednak nie - zaśmiała się, bo przecież gdy Arzu zaczęła się odsuwać, Garcia wyrokowała, że jeszcze zatęskni i wróci do kumpeli. Meksykanka tak na dobrą sprawę nie wiedziała z czego ten “rozłam” wynikał i nigdy nie dostała na to odpowiedzi. Jak widać Arzu dość dobrze ukrywała się ze swoimi uczuciami, a Sylvia nie zauważyła, że relacja zaczęła słabnąć gdy zeszła się z Corvusem.