Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 14 Cze 2020, 13:51
Mieszkanie #2
Standardowe mieszkanie pary - trzy pokoje: sypialnia z większym łóżkiem i szafą, salon połączony z kuchnią i łazienka. Spersonalizowany dla każdego nienowego mieszkańca kampusu. Znajdują się w nim wszystkie potrzebne rzeczy - od łóżka i szafy po stałe podłączenie do prądu i łącza internetowego.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Wto 02 Mar 2021, 00:14
#8
Impreza ku ich zaskoczeniu przebiegła naprawdę dobrze pomijając kilka początkowych incydentów. Co prawda o Jade jeszcze mu nie powiedziała, ale z całą pewnością to zrobi. Nie chciała go okłamywać, a prędzej czy później i tak do niego to dojdzie. W końcu ten obóz był trochę jak jeden wielki big brother i plotki z równie zawrotnym tempie się rozsiewały, co w oryginalnym programie dla szarej masy. Poranek był niezwykle przyjemny, zwłaszcza, że już wczoraj umówili się na dzień pełen lenistwa. Meksykanka po tym, jak już wstali i kontaktowali (zwłaszcza Corvus) poinformowała go smutnym głosem jak to się źle czuje i nie może iść dzisiaj do pracy. Dobry heros, prawda? Zgłasza swoją niedyspozycję generałowi, a to było godne pochwały! Wspólne lenistwo w łóżku, następnie przyjemny prysznic i śniadanko, które na szybko dla nich przygotowała z tego, co mieli w lodówce i już byli chwilowo wolni od dzisiejszych "obowiązków". Nic więc dziwnego, że brunetka nadal poza majtkami nie miała na sobie nic, a jedynie tuliła się do ukochanego częściowo przykryta kołdrą spoglądając to na odpalony dla tła telewizor, to na mężczyznę swojego życia. Uśmiechnęła się ciepło do niego, gdy podchwyciła jego spojrzenie. - Może obejrzymy jakiś film? Mamy na liście kilkanaście, które czekają na naszą wolną chwilę - zaproponowała, choć nie miała nic przeciwko temu, by się tulić, miziać i rozmawiać o pierdołach bądź też poważnych sprawach. Oni potrafili skakać z tematu na temat, naprawdę. Niemniej jakaś propozycja to była, skoro wszystkie te filmy były wiecznie odkładane na później. Dzisiejszy dzień wydawał się więc idealnym, by obejrzeć przynajmniej jeden czy dwa z tej listy.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sro 03 Mar 2021, 01:30
Corvus dawno nie czuł się tak dobrze, jak wczoraj, kiedy to spędził cudowny dzień ze swoją ukochaną oraz otrzymał informację, że jego siostra wraca do obozu i tym razem trochę tutaj posiedzi. Nic więc dziwnego, że po tak udanym weselu, Juarez miał ochotę na figle i kochał się niemal całą noc z Sylvią, zasypiając dopiero gdzieś koło piątej rano. Nie było też zaskakujące to, że nazajutrz Hiszpan do południa był nieprzytomny i spał sobie słodko, tak jak to robił zawsze, o ile tylko mógł. Swoją drogą, było to dość zabawne, że akurat Juarez, który tak bardzo lubi spać, ma tyle obowiązków, że nie jest w stanie wysypiać się tyle ile by chciał. Z pewnością znalazłoby się dużo więcej herosów, którzy potrzebują mniej godzin w objęciach Morfeusza od niego. Kiedy już w końcu raczył się obudzić, a Garcia poinformowała go która godzina oraz że niezbyt dobrze się czuje, co było rzecz jasna wierutnym kłamstwem, uśmiechnął się tylko lekko, przypominając sobie ich ustalenia z wczoraj. - Musieliśmy zjeść coś nieświeżego... - rzucił rozbawiony, utrzymując całą tą konspirację. Udali się więc wspólnie pod prysznic, gdzie się rozbudzili (czy może raczej pobudzili, bo wiadomo co tam robili), po czym on udał się do sypialni szukać czegoś ciekawego do oglądania, a Meksykanka zajęła się robieniem im śniadania. Kiedy wróciła z tacką i wypasionymi kanapkami ze wszystkim: sałatą, pomidorami, szynką, serem, cebulką, rzodkiewką i przyprawami, Juarezowi na samą myśl aż pociekła ślinka. Tak przynajmniej sobie wmawiał, bo w rzeczywistości raczej chodziło o widok, który miał przed sobą: Sylvia Garcia w roli pani domu, która ma na sobie tylko majtki, co oznacza z kolei, że nad tacą wiszą sobie swobodnie jej cycki. Syn Melinoe spojrzał z zachwytem na ukochaną, nie mogąc się napatrzyć - ależ ona miała boskie ciało! Szybko zaprosił ją do siebie pod kołderkę i przykrył, przyjmując pozycję półleżącą oraz kładąc sobie tackę na uda schowane pod kołderką. - To dobry pomysł. Może Dżentelmeni? - spytał, po czym nie czekając na jej odpowiedź odpalił HBO Max i wybrał z listy odkładany od ponad roku przez różne wypadki film. Kiedy włączył hiszpańską wersję językową, uśmiechnął się zachęcająco w kierunku Garcii i chwycił jedną kanapkę, którą w pierwszej kolejności poczęstował dziewczynę. Było to dla niego typowe, gdyż przywykł do tego, że jedzą właśnie w taki sposób: gryząc te same kawałki, dzieląc się wszystkim, pijąc po sobie i tak dalej. Dla nich to była norma, a że już dawno Corvus pojął, iż Sylvia lubi być karmiona, to był to tylko dodatkowy argument za tym. Po spróbowaniu kanapki uśmiechnął się szerzej. - Pyszne - był naprawdę zachwycony, wszystko było świeże, w dodatku w idealnych proporcjach. Domyślił się, że akurat ta kanapka była dla niego, ponieważ było tutaj mniej pomidora niż w kilku innych. To było urocze, że pamiętała nawet o takiej bzdecie. - Kochanie, to najlepsze co jadłem w swoim życiu - rzucił w jej kierunku, dając teraz jej gryza kanapki, która z sekundy na sekundę znikała z jego dłoni. Może i mówił to na wyrost, bo pewnie znalazłyby się jakieś inne potrawy, za które generał dałby się pokroić, ale tu chodziło o to, kto to dla niego zrobił i jak się postarał. - Zrobię nam dzisiaj obiad, mam pewien pomysł - poruszył zachęcająco brwiami, chcąc zasiać ziarenko tajemnicy. - W końcu, źle się czujemy i musimy to wypocić. Ekhe ekhe - wymusił niezbyt udany kaszel, drwiąc sobie ze swoich obowiązków, a jednocześnie chcąc rozbawić tym może i słabym, ale szczerym żartem swoją ukochaną. Juarez zerknął za siebie i dostrzegając herbatę na stoliku, westchnął lekko, przekierowując spojrzenie natychmiast na brunetkę. - Nawet herbatę nam zrobiłaś. Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? - spytał, a miłość biła od niego hektolitrami. Wystarczyło tylko zobaczyć, jak on teraz patrzył na Sylvię. Tak się patrzy tylko na kobietę, z którą spędzi się całe życie i która jest ważniejsza, niż wszystko inne. Który to już raz on zakochał się w niej ponownie? Nie idzie zliczyć.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 06 Mar 2021, 14:29
Sylvia pomimo żartowania o złym samopoczuciu, nie miała ochoty spędzać zbyt długo czasu w kuchni, by oczarować go wyśmienitym śniadaniem. Postawiła na łatwiznę, czyli kolorowe kanapki, które zawsze wyglądały apetycznie, a i przecież smakowały też całkiem dobrze. Pamiętała jednak o tym, by na niektórych dać mniej pomidora z racji na preferencje ukochanego. Co prawda nie do końca rozumiała jak można nie lubić pomidorów, ale akceptowała to. Przyniosła wszystko ładnie ułożone na tacy, a wcześniej jeszcze śmignęła z piciem, stawiając herbatki przy ich miejscach na łóżku, by wygodnie było sięgnąć. Podała Corvusowi tacę, a sama zachęcona przez niego, wślizgnęła się pod kołderkę siadając tuż przy nim. Cmoknęła go nawet w ramię i uśmiechnęła się zadowolona z tego, jak ten poranek się zaczął. - O, może być - rzuciła, kiedy właściwie Juarez już odpalił HBO i szukał zaproponowanego tytułu. Była ciekawa tego filmu, choć nie miała na niego nie wiadomo jakiego hajpu. Pewnie między innymi dlatego ten film tak długo wisiał na ich liście - jak już zabrali się za oglądanie, to zawsze znalazła się ciekawsza (przynajmniej na pierwszy rzut oka) pozycja. Ugryzła podsuniętą kanapkę automatycznie z małym uśmiechem. Nadal nie wiedziała jak to się zaczęło z tym karmieniem, ale bardzo jej to odpowiadało. Zerknęła jednak od razu na niego, gdy sam spróbował kanapki ciekawa czy taka kompozycja jemu odpowiada. W końcu zazwyczaj aż tyle na kromce się nie znajduje. Uśmiechnęła się szerzej na jego komentarz, bo przecież właśnie na tym jej zależało - by Corvusowi śniadanko smakowało. Zaraz jednak spojrzała na niego rozbawiona, ale nim coś powiedziała, ugryzła podsuniętą kanapkę i koniec końców odezwała się dopiero po przełknięciu jej. - Mówisz, że moje obiady są tak słabe, że zwykła kanapka je bije? - zażartowała sobie, bo przecież doskonale wiedziała co ma na myśli i że chce ją w ten sposób docenić. Humor jednak jej dopisywał, więc nic nie stało na przeszkodzie, by troszkę sobie pożartować. - Tak? Jaki? - uniosła zaintrygowana jedną brew, by zaraz zaśmiać się cicho słysząc ten wymuszony kaszel. Pokiwała zaraz głową przybierając zbolałą minę na moment, jakby faktycznie źle z nią było i dobry obiadek mógł pomóc w stanięciu na nogi. - Miłością - odpowiedziała krótko sięgając też po swój kubek, z którego wypiła kilka łyków. Oni jednak tu gadu gadu, a film przecież leciał! Jak zwykle zresztą, chrząknęła rozbawiona wskazując na telewizor, a zaraz po tym ułożyła się wygodnie na boku częściowo na nim się opierając. No i patrzyła na ten ekran, a film ku zaskoczeniu faktycznie całkiem nieźle się zapowiadał. Jedynie buźkę otwierała co jakiś czas, gdy ukochany podsuwał jej kanapeczkę. - Myślisz, że faktycznie coś takiego by przeszło? - spytała nawiązując do sceny, kiedy to główny bohater tłumaczył jak rozwinął biznes na rodzinie królewskiej i ich terenach.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 06 Mar 2021, 15:34
Humor mieli istnie wyborny, dlatego też nikogo nie dziwiły te uprzejmości, czułe słówka, gesty i takie pragnienie kontaktu. A już tym bardziej, że Juarez nie musiał się zbyt wiele napracować. Tak na dobrą sprawę on był tylko od nagrzania kołderki dla córki Hefajstosa (co swoją drogą było dość zabawne) oraz od tego, by wybrać jakiś film do oglądania. Poszedł więc po najmniejszej linii oporu, korzystając z biblioteki HBO Max. W tym samym czasie rozpoczął się też proces konsumpcji kreatywnych kanapeczek Sylvii. - Taka sprytna jesteś? - uśmiechnął się krzywo, spoglądając z rozbawieniem na Garcię. - Mówię, że każdy kolejny posiłek, który mi przygotujesz, bije na głowę poprzedni - pokazał jej język, jak gdyby teraz byli przedszkolakami i Juarez próbował ratować swoją wypowiedź. - Wybrnąłem? - dopytał, znów nie kryjąc rozbawienia, a jednocześnie po raz kolejny wyznając jej miłość na swoisty corvusowy sposób. Uniósł lekko brew, gdy temat przesunął się na obiad. - To niespodzianka - mrugnął okiem w jej kierunku i pogładził ją po włosach, nie chcąc sprzedać swojego pomysłu. Liczył na to, że bardzo ją zaskoczy, wszakże nie był znany z tego, że dobrze gotował. Dla niej jednak chciał się wysilić i coś przygotować, w dodatku coś specjalnego, co będzie go wyróżniać na tle innych kucharzy obozowych. Pogładził ją znów, tym razem po policzku, gdy odpowiedziała, że zasłużył sobie na nią miłością. Widok wtulonej i pijącej herbatkę Sylvii bardzo go rozczulił, bo to był taki znak firmowy jego najlepszych wspomnień z tego miejsca. Corvus był najszczęśliwszy, kiedy Meksykanka była blisko i mogli po prostu cieszyć się sobą. Stąd też ten jego szeroki uśmiech połączony z rozczuleniem. Karmił ją dalej i sam też brał całkiem duże gryzy, zwracając tylko jakiś nikły stopień swojej uwagi na film. Wyłapał jednak ten moment, o którym mówiła Sylvia i przez chwilę nawet poważnie się zastanowił nad pytaniem. - Chciwość to potężny sprzymierzeniec - odparł nieco filozoficznie, nawiązując do dalszych członków rodziny królewskiej, którzy brali czynny udział w udostępnianiu pól na uprawianie marihuany. - Chociaż wydaje mi się, że to naciągnięte - nie znał sytuacji polityczno-gospodarczej w Wielkiej Brytanii, dlatego też nawet nie miał zamiaru zgadywać, czy jest to prawda czy podkoloryzowana historia. Niemniej wydawało mu się, że nie jest to tak proste, jak zostało przedstawione w filmie i raczej rodzina królewska, nawet ci członkowie z piętnastego rzędu, raczej nie narzekają na brak gotówki i perspektyw. Odłożył pusty talerz na komodę i dopił herbatę, po czym zwrócił się z uśmiechem do Sylvii. - Dziękuję za śniadanie - rzekł i pocałował bardzo czule córkę Hefajstosa, przez co stracili dobre kilka minut filmu. - Twoja kolej - rzucił po odsunięciu się od niej, po czym zsunął się nieznacznie w głąb łóżka i położył się tak, by to teraz Garcia była wyżej. Głowę ułożył na jej piersiach, które były idealną poduszką, a w dodatku były bardzo cieplutkie, co tylko wzmacniało przyjemność, jaką odczuwał. Jedną rękę położył wzdłuż jej ciała, drugą zaś położył na brzuchu, z czasem wsuwając ją w majtki Sylvii. Tym razem jednak nie miało to erotycznego podtekstu, po prostu tak sobie trzymał łapkę na jej łonem jak zawsze, to było dla niego dość normalne. - Pogłaszcz mnie - poprosił, bo skoro mieli chillować, to on sobie pokorzysta, o!
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 07 Mar 2021, 23:49
Pokiwała z rozbawieniem głową na jego pytanie. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że Garcia właśnie do tych bardzo sprytnych należała. Zaśmiała się chwilę później, gdy po kolejnej wypowiedzi pokazał jej język i gdy już jej się wydawało, że się uspokaja, Corvus zadał kolejne pytanie, na które zaśmiała się głośno wpadając w taki śmiech, że przez dłuższą chwilę nie była w stanie się uspokoić. - Zdecydowanie wybrnąłeś - powiedziała rozbawiona, kiedy wreszcie uspokoiła się na tyle, by coś z siebie wykrztusić pomiędzy znacznie spokojniejszymi, pojedynczymi chichotami. No cóż, to chyba dostateczny dowód na to, że humor miała dzisiaj arcywybitny i miała nadzieję, że nic ani nikt im tego nie zepsuje. Żadnych nagłych wezwań Juareza, bo jej nie bardzo miał kto wzywać, skoro generała miała w swoim łóżku, a poza nim nie miała żadnego stricte dowództwa nad sobą. Jego jednak mogli wezwać nie tylko sami zarządcy, ale też "sprawa życia i śmierci" wśród obozu. Czy mógł być dzisiaj spokój czy o za dużo prosiła? - Niech będzie - mruknęła zaintrygowana potrafiąc świadoma oczekiwać niespodzianki. Znała takich, którzy nie potrafili siedzieć w spokoju na dupie, gdy mieli świadomość jakiejś niespodzianki. - To prawda - przytaknęła słysząc o chciwości. Widywali to w obozie wśród półbogów, którym teoretycznie niczego nie brakowało. A w innych miejscach? Garcia nie musiała daleko szukać mając w pamięci wydarzenia z własnego dzieciństwa. W bidulu chciwości na pewno nie brakowało. Na rzeczy materialne i niematerialne, na emocje, zabawki, pieniądze i jedzenie. Dużo chciwości, dużo rywalizacji i przemocy. - Mi też. W końcu to rodzina królewska, ciężko ich sobie wyobrazić jako bankrutów - odpowiedziała pełna wątpliwości co do fabuły filmu. Z drugiej strony co oni tam wiedzieli? Ani sytuacji Wielkiej Brytanii nie znali, ani wszystkich układów w tej najważniejszej rodzinie. W końcu zdecydowana większość świata książki Riordana oraz filmy na ich podstawie też brała za totalną fikcję. Śmiesznie, nie? Garcia podniosła się na moment, by dopić herbatkę, która stała obok łóżka i zaraz wróciła do swojej ulubionej pozycji - wtulania się w Juareza. Skinęła tez mu głową i mruknęła dając znać, że już się najadła i mężczyzna sam może dokończyć kanapeczki. Podniosła głowę z małym uśmiechem na jego słowa i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pocałował ją, co kobieta ochoczo odwzajemniła. - Nie ma za co - mruknęła układając się wygodnie nieco wyżej, by mogli się zamienić pozycjami. Nie żeby jej nie lubiła, ale zdecydowanie wolała się wtulać, niż być wtulaną (?). Wiadomo o co chodzi. I tak sobie leżeli oglądając film, a Meksykanka jedynie na moment była niepewna (jak zawsze w takiej sytuacji) czy Corvus próbuje się do niej dobrać czy jedynie grzeje łapkę, co miało sens biorąc pod uwagę, że z niej był taki chodzący kaloryfer trochę. - No dobrze - mruknęła rozbawiona po czym jedną dłonią delikatnie muskała go po odsłoniętej części pleców. I trwało to tyle, że nim się obejrzała, było już po filmie. Przeciągnęła się nieco, po chwili zachęcając delikatnym dotykiem do zadarcia głowy przez mężczyznę i spojrzenia na nią. Zanim jednak coś powiedziała, pocałowała go czule. - Co byś teraz chciał porobić? Oglądamy coś innego? Czy jakieś inne masz propozycje? - spytała ukochanego, bo kto wie co tam się za pomysły czaiły pod jego czupryną.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Pon 08 Mar 2021, 18:01
Śmiech Sylvii był dla niego zaskoczeniem, bo nie spodziewał się, że dziewczynę ten tekst aż tak rozbawi. Podobało mu się to jednak, dlatego też nie miał zamiaru oponować w żadnym stopniu, rozkoszując się tym przyjemnym dźwiękiem. Juarez naprawdę lubił jej śmiech, co wielokrotnie jej powtarzał, uważając go, za coś bardzo uroczego i naturalnego. Póki co jednak nie udało mu się jeszcze przekonać dziewczyny do tego, by czasem przy nim zaśpiewała, bo tutaj z jakiegoś powodu miała cały czas opory. Czyżby była niepewna swojego głosu? On nie wątpił w to, że Garcia potrafi śpiewać, ale skoro nie miała na to ochoty, to nie będzie jej przecież zmuszać. Może kiedyś sama się przełamie? Zmieniając pozycję Corvus nie miał w głowie żadnych podtekstów erotycznych, choć gdyby to od niego zależało, to mogliby zaczynać i kończyć dzień na seksie. Teraz jednak chodziło tylko o wygodę oraz o ogrzewanie łapki, w czym córka Hefajstosa była bardzo dobra, głównie przez to, że jest córką boga specjalizującego się w ogniu. Skoro mógł sobie pokorzystać z tego prywatnego kaloryfera, to czemu miałby sobie odmawiać? Syn Melinoe oglądał film z dużą uwagą, bo po pierwszych kilkunastu minutach prezentowanej historii, szybko się w to wkręcił. Zdziwił się więc, kiedy nadszedł koniec, a zegar wskazywał czas nieco późniejszy niż się spodziewał. Jak widać przy dobrej zabawie czas naprawdę leci szybko, a to był dopiero początek tego dnia pełnego lenistwa, miłości i szczęścia. Jedyne co mu się nie podobało to to, że Sylvia przestała go głaskać w pewnym momencie i nawet kilka razy sam zachęcał ją, a to ruchem ramienia, a to nawet złapaniem jej za nadgarstek i położeniem sobie jej dłoni na głowie, by wznowiła pieszczotę. Poprawił się na łóżku, schodząc z niej i też się przeciągnął, bo jakby nie patrzeć, przez ponad godzinę leżał w jednej pozycji i nawet trochę mu się mięśnie zastały. Wcześniej jednak zanim się odsunął, Sylvia postanowiła obdarować go pocałunkiem, na co on ochoczo przystał odwzajemniając go i to mimo dość niewygodnej pozycji, przy której musiał zadzierać głowę. Juarez uśmiechnął się uroczo i spojrzał najpierw na buzię Garcii, następnie na jej piersi, a później na majtki. - Mam pewien pomysł… - rzucił cicho, po czym natychmiastowo wtulił się twarzą w jej szyję i okolice, łaskocząc ją w znany im obojgu sposób. Trwało to jednak chwilę, bo dobrze przecież pamiętał, że Sylvia nie przepada za tego typu “rozbawianiem”, dlatego też później przylgnął do niej ciałem, leżąc bokiem i dłonią masował jej brzuszek, piersi czy podbrzusze, często wkładając je w majtki ukochanej. - Chodźmy się kochać - przyznał rezolutnie, bo to było najlepsze, co mogli teraz zrobić.
Po wszystkim Corvus położył się na plecach i oddychał płytko, starając się złapać oddech. Nie pamiętał kiedy mieli ostatnio taki dziki seks, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Trzymał w objęciach Sylvię i gładził ją po policzku dłonią, gdy ta wtulona leżała sobie na jego piersi. - To co, następny film, a potem obiad? - spytał po chwili, bo dla niego ten pomysł był dość dobry. - Ale teraz ty coś wybierz - uśmiechnął się i wręczył jej pilota.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 14 Mar 2021, 15:20
Film okazał się być ciekawszy, niż zakładała, bo szczerze mówiąc ledwo jedno- czy dwuzdaniowy opis produkcji czytała ponad pół roku temu, gdy zdecydowali się dodać film do biblioteki. Teraz nawet nie pamiętała niczego z tamtego opisu, więc cala fabuła była dla niej pewnym zaskoczeniem. Na szczęście pozytywnym, bo tytuł nie zachęcał za bardzo. Można było się po nim spodziewać wszystkiego, włącznie z filmem o prostytutkach, choć nie sądziła, by taką produkcję chciałaby kiedykolwiek obejrzeć. Juarez był pieszczochem i to ogromnym, szkoda tylko, że zapominał się odwdzięczyć tym samym, gdy leżeli w analogicznej sytuacji. On wolał sprawiać po raz kolejny sobie przyjemność zabawą jej włosami, której ona nie odczuwała o ile ich nie wyrywał. A jak Meksykanka miała dość albo chociażby bolała ją ręka, to ten dalej domagał się głaskania. Przyzwyczaiła się do tego małego aktu egoizmu. Uniosła jedynie jedną brew na jego stwierdzenie widząc gdzie zerka. Nie zdążyła zareagować bardziej, bo mężczyzna zaczął ją łaskotać wywołując szereg niekontrolowanych reakcji - śmiech, przyciskanie głowy do ramienia, by osłonić szyję oraz generalna próba odsunięcia się. Spojrzała na niego z małym wyrzutem, gdy już się odsunął. Nie lubiła gdy tak robił i lubowanie się w jej śmiechu niczego tu nie zmieniało. Za chwilę jednak już o tym zapomniała przymykając oczy, gdy ukochany błądził dłonią po jej ciele. Ona sama zaś głaskała go po ramieniu albo karku delikatnie. - To zapraszam - mruknęła tylko rozpoczynając pocałunek oraz pieszczoty jego ciała. Oboje nie potrzebowali dużo czasu, by przejść do części głównej. Seks jak zwykle był bardzo przyjemny i zdaje się, że żadne z nich nie zamierzało w tym aspekcie na cokolwiek narzekać. To chyba dobrze świadczyło o ich dopasowaniu. Dzisiejszy seks jednak był wyjątkowy i sprawiał wrażenie, jakby nie kochali się tygodniami. A przecież dzisiaj pod prysznicem też już uprawiali miłość. Marudzić na taką przyjemność nie zamierzała. Przytuliła się do Corvusa i starała się oddychać spokojnie, by uspokoić organizm. Przymknęła oczy, głaskała go po torsie i relaksowała się chwilą, która była dla nich rzadkością. Marudziła na to wielokrotnie, nie zamierzała tego robić też dzisiaj i psuć tym samym atmosfery. Juarez zresztą wiedział, że jej wiele rzeczy się nie podobało w tym aspekcie. - Może być - przytaknęła zerkając na niego, by przejąć pilota w poszukiwaniu czegoś, co brzmiało sensownie. Teoretycznie wszystko z ich listy takie powinno być, ale przecież nie zawsze na coś ma się ochotę. - To Gorący temat - rzuciła od razu odpalając produkcje. Podała mu pilot, by mógł go odłożyć i pocałowała go tuż po tym czule, póki mieli jeszcze chwilę dla siebie.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 20 Mar 2021, 15:19
Ten dzień bardzo mu odpowiadał, tak jak za każdym razem, kiedy mieli trochę czasu dla siebie. Juarez był bardzo zakochany i z dnia na dzień uczucie rosło, tak jak i potrzeba kontaktu z Sylvią, która od miesięcy była bardzo spokojna. Przestali poruszać kwestię Noemi, która była dla niego bardzo uciążliwa. Corvus zauważył, że Garcia przestała przejmować się opiniami innych i skupia się całkowicie na ich związku, zapominając już o tym, że początkowo uważała samą siebie niejako za zastępstwo. Można więc uznać, że plan Juareza się powiódł, gdyż nigdy nie zależało mu na tym, by córka Hefajstosa uważała się za drugą Enamorado. Prawdę powiedziawszy, od samego początku była dużo lepsza dla niego i to właśnie Noemi powinno się porównywać do Sylvii, nie na odwrót. Po przyjemnym seksie oboje odpoczywali, a podczas tego zastanawiali się, co mogą robić dalej. Generał zdecydował, że tym razem to Meksykanka wybierze jakiś film, a on w tym czasie głaskał już ją po policzku, oczekując czegoś ciekawego. Choć w rzeczywistości, to nie dbał o to jaką produkcję wybierze Garcia, bo chodziło o wspólne spędzanie czasu, a nie o oglądanie filmów. Skinął głową, zgadzając się na "Gorący temat" i po włączeniu go, odłożył pilot na bok oraz oczywiście odwzajemnił czuły pocałunek Sylvii, która sprytnie wykorzystała dość długie wprowadzenie tego filmu. Nie oponował jednak, bo bardzo podobało mu się, że przez dobre kilkanaście sekund trwali w tym pocałunku i okazywali sobie tyle uczuć. Był pieszczochem, a całus to jedna z najlepszych pieszczot. W trakcie projekcji wymieniali co jakiś czas między sobą opinię, zaczepiali się, olewali na kilka chwil fabułę całując się czy głaszcząc, aż w końcu gdy film się skończył, ponownie przeszli do uprawiania seksu. Po wypoczęciu Corvus zarządził, że pora wstawać i przygotować coś na ząb, dlatego też w końcu ogarnął się, ubrał w jakieś dresy i zawędrował do kuchni, mówiąc przy okazji Garcii o tym, że ma teraz jakąś godzinkę dla siebie, zanim wszystko przygotuje. Zabrał się więc za robienie - jak się okazało - burrito. Przygotował więc warzywa, mięso, odpowiednie naleśniki i dorobił nawet coś w rodzaju sosu na bazie mięsa, papryki, pomidorów i ziół. Wszystko to ładnie zawinął i wrzucił na patelnię, gdzie usmażył raz jeszcze, bo wcześniej przygotował naleśnika w taki sposób. Na koniec ogarnął im talerze, na których położył nie tylko burrito, ale również nalał trochę sosu, by można było sobie maczać. On wybrał dla siebie wersję bez kukurydzy i fasoli, czyli więcej mięsa, pomidorów i papryczek. Jej z kolei przygotował tortillę ze wszystkim. - Kochanie, gotowe! - krzyknął, nie wiedząc czy Sylvia jest teraz w łazience, czy może leżakuje sobie w sypialni. Uśmiechnął się lekko, zdejmując fartuszek, w który ubrał się na czas robienia wszystkiego i odsunął ukochanej krzesło, gdy ta chciała usiąść przy stole. Następnie je dosunął, a sam usiadł obok niej, nie chcąc siedzieć w zbyt dalekiej odległości. Liczył bowiem na pochwałę, jakieś głaskanko, buziaka i tak dalej. Jak to Corviknight. - Mam nadzieję, że wyszło... - powiedział niezbyt przekonany, bo kucharzem był marnym i leciał głównie z przepisu, który znalazł w internecie. Liczył jednak na to, że będzie zjadliwe i sycące, by nie musieć przygotowywać dodatkowych rzeczy do jedzenia. - I jak? - spytał po chwili niepewności, gdyż bardzo zależało mu na jej opinii. Nie dość, że przygotował to dla niej, to jeszcze starał się zrobić coś z jej rodzimej kuchni. Miał nadzieję, że brunetka to doceni.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Pon 22 Mar 2021, 23:23
Garcia z całą pewnością nie przestała przejmować się opiniami innych odnośnie jej i Noemi oraz bycia tą drugą. A że nie poruszała tematu zmarłej ex? Nie widziała sensu, co nie oznaczało, że te wszystkie wątpliwości się w niej przestały kotłować. Były tam dalej i kiedyś brunetka z powodu strachu czy niepewności w końcu wybuchnie. Nie będzie to ładny widok, choć z całą pewnością nie będzie tak widowiskowy jak Alvy tuż przed bitwą. W końcu mowa o dwóch różnych rodzajach wybuchów, chociaż równie groźnych patrząc na to, że chcąc nie chcąc Juarez oberwie od osoby, która nie ma hamulców w takiej sytuacji. Film minął po raz kolejny zaskakująco szybko, choć tu częściej komentowali fabułę produkcji. Ciężko jednak było tego nie robić, skoro oboje wiedzieli, że jest to oparte na faktach. Sylvia współczuła tym wszystkim kobietom, choć znając ją, ona po takiej propozycji odcięłaby staremu dziadowi zwiędniętą parówkę i wepchnęła mu do gardła, by się nią udusił. Nie wszystkie kobiety jednak były na tyle odważne, a szkoda. Wtedy z pewnością oprawcy by pomyśleli dziesięć razy wiedząc, co się dość często dzieje z nimi samymi. Garcia nie była jakąś superfeminą, ale to nie znaczy, że mając swoją siłę, nie pomogłaby takim ofiarom. Prawdę mówiąc Meksykanka kilkukrotnie myślała o tym, by żyjąc poza obozem właśnie czymś podobnym się zajmować. Prowadzić pseudo grupę wsparcia dla ofiar wszelakich i za nich mścić się na oprawcach, gdy system prawny po raz kolejny zawali sprawę. Po kolejnym udanym seksie, brunetka ułożyła się wygodnie przy ukochanym, wtulając wręcz twarz w jego szyję. Dlatego też, gdy wstał, jęknęła niezadowolona, choć jej brzuszek domagał się trochę papu. Niemniej, przytulaski i tak na ogół wygrywały. W końcu jednak pokiwała głową pokonana znajdując wygodną pozycję na boczku. Dla zabicia nudy puściła w tle jakiś program o remontach i grzebała sobie w telefonie. Po jakimś czasie dochodziły do niej pewne zapachy i zaczynała być już nieco bardziej głodna, ale nie zamierzała marudzić. Kiedy więc usłyszała, że papu jest gotowe, założyła na siebie jedną ze "wspólnych" koszulek i poszła za zapachem. Uśmiechnęła się dostrzegając Corvusa w fartuszku, a później dostrzegając danie na talerzu. Zaskoczył ją i to bardzo, oczywiście pozytywnie. - Wygląda apetycznie - zaczęła posyłając mu ciepły uśmiech i automatycznie głaszcząc go po policzku, jak to miała w zwyczaju. Po kilku sekundach dopiero zabrała dłoń i zabrała się z apetytem do jedzenia. Ona w porównaniu do mężczyzny nie miała żadnych wątpliwości. Wiedziała, że Corvus niezbyt chętnie robi coś w kuchni i opiera się jedynie na przepisach, ale dwóch lewych rąk nie miał. Spróbowała ostrożnie pierwszy kęs głównie po to, by się nie poparzyć. Kiedy jednak temperatura jedzenia okazała się idealna, skupiła się na smaku. Następnego gryzka umoczyła nieco w sosie i uśmiechnęła się lekko pod nosem, bo naprawdę jej smakowało. - Jest pyszne, dziękuję kochanie - uśmiechnęła się po raz kolejny ciepło, tym razem nachylając się nieco, by cmoknąć go w usta. Naprawdę nie miała na co narzekać, co pewnie dało się zauważyć, skoro tuż po tym wróciła do pałaszowania swojej porcji i zrobiła to dość szybko. W międzyczasie rzecz jasna popijała nieco, by zwilżyć gardło, a na koniec otarła usta chusteczką. - Dziękuję za wspaniały obiad - zaczęła uśmiechając się szeroko i nachylając się ponownie, by go pocałować. - Chodź poodpoczywać - zaproponowała z uśmiechem zgarniając naczynia do zmywarki, a później skierowała się w stronę wygodnego łóżeczka w sypialni. Zdjęła rzecz jasna wcześniej koszulkę, bo jak chilling to pełną gębą.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 28 Mar 2021, 22:53
Juarez starał się jak tylko mógł, by Sylvia nie czuła się niekomfortowo w jego obecności i prawdę powiedziawszy było mu o to coraz łatwiej, ponieważ pod wpływem relacji z nią, zaczął się zmieniać. Był bardziej otwarty, bezpośredni i mniej zawstydzony, dzięki czemu dużo łatwiej było mu mówić nie tylko o swoich potrzebach, ale także o radościach. Powoli nauki w "obsłudze" Sylvii zaczynały przynosić efekty, bo od tygodni było między nimi dość dobrze. Ona akceptowała jego pracę na rzecz obozu, on zaś mógł skupić się na tym, by w końcu naprawić kilka rzeczy. Dzięki jej wsparciu oraz zaangażowaniu, poszło to dużo sprawniej niż zakładał i właśnie teraz mogli zbierać tego owoce w formie leniwego poranka razem. Trochę się stresował, bo jeśli chodziło o kuchnię meksykańską to był jego kulinarny debiut. On w ogóle zbyt dużo nie gotował, dlatego każdy posiłek powodował u niego dziwne napięcie i generował wiele pytań: czy będzie smakować? Czy czegoś nie spieprzył? Czy aby na pewno wziął dobry przepis? Stał więc chwilę w niepewności, kiedy Garcia kosztowała jego dzieła i robił dobrą minę do złej gry. W takich momentach bardzo brakowało mu pewności siebie, co było widać gołym okiem. Odetchnął jednak z ulgą, kiedy okazało się, że burrito smakuje rodowitej Meksykance. Przez moment próbował doszukać się tutaj jakieś kurtuazji, wynikającej z miłości i niechęci do krzywdzenia go nawet słownie, ale ostatecznie szybko uwierzył jej w to, że naprawdę jej smakowało. Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech, który pozwolił mu na wyluzowanie się oraz przejście do swojej porcji, przygotowanej bez wielu składników, które Garcia akurat miała. - Bardzo się cieszę - odparł tylko z uśmiechem, a kiedy poczuł przyjemne mrowienie na ustach w momencie całusa, wyszczerz poszerzył się jeszcze bardziej. Dotrzymywał jej tempa w jedzeniu, a z racji większych predyspozycji aparatu gębowego, skończył swoją porcję nieco szybciej. Zaczekał więc na naczynia, które chciał od razu włożyć do zmywarki, ale wyręczyła go w tym Sylvia. Odwzajemnił pocałunek, gdy podziękowała mu za obiad i podniósł się z siedzenia, kiedy zaoferowała kolejną część wspólnego odpoczynku. Ruszył od razu za nią i obserwował jej pośladki (jak to facet), kiedy tak kusząco nimi kręciła idąc w stronę łóżeczka. Z podziwem również spojrzał na górę jej ciała, która chwilę później została całkowicie odsłonięta dzięki zdjęciu koszulki. Rozczuliło go to, kiedy brunetka jeszcze celowo obróciła się w jego kierunku, najpewniej ku temu, by mógł sobie chwilę popatrzeć na jej piersi, zanim z powrotem wskoczyła pod kołderkę. Dołączył do niej niemal od razu, po czym włączył jakiś serial na Netflixie i tak sobie po prostu oglądali, co jakiś czas przerywając seans, bo a to się dobierali do siebie, a to rozmawiali, a to brali coś z kuchni czy z barku słodyczowego, a to coś tam musieli poklikać w telefonach. I tak minął im cały dzień na lenistwie, czułościach i miłości, której oboje bardzo potrzebowali.
zt oboje
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Pon 29 Mar 2021, 23:39
Cóż, ten dzień zdecydowanie nie należał do udanych. O ile tylko o dniu można było w ogóle mówić. W końcu to już w nocy wstała siusiu i gdy wróciła do łóżka znowu usłyszała, jak Corvus szepcze imię swojej zmarłej ex - pierwowzoru Sylvii, za który wszyscy mieli Noemi. Nie wykluczając z tego grona też Juareza, który może nie okłamywał jej w kwestii uczuć wprost, ale jej zdaniem sam nie wiedział co mówił. Jemu się tylko wydawało, że uczucia przerzucił na inną osobę, a tak naprawdę skoro była taką kopią Ermocośtam, to nadal kochał właśnie tamtą. Ciężko powiedzieć czy Sylvii udało się zasnąć czy tylko kręciła się wściekła po łóżku. Rano nie mieli możliwości się zmierzyć, bo gdy już otworzyła oczy, Juareza nie było. Sama też miała poranną zmianę w warsztacie, więc po kawie i śniadaniu, właśnie tam się skierowała. Jak dobrze, że chociaż tam praca szła dość spokojnie i planowanie, nikt jej nie wkurzał, nikt jej nie zagadywał przez co mogła wyżywać się na częściach, dopatrując się w dokręcanej śrubie, ukręcanego łba Noemi. Po pracy już tak dobrze nie poszło, bo choć sama zaczepiła Jade zastanawiając się dlaczego ta jeszcze ani razu do nich nie wpadła, to jednak to co usłyszała sprawiło, że mózg jej niemal parował ze wściekłości. Co biorąc pod uwagę, że była córką Hefajstosa i władała ogniem, było teoretycznie nawet możliwe. Nic dziwnego, że po wykrztuszeniu z siebie, że rozumie i wyjaśni to z Juarezem, wściekła zmierzyła w kierunku ich domu, w którym przynajmniej teoretycznie mężczyzna powinien już być. Przyzwyczaiła się jednak do tego, że często jego obietnice w tej kwestii nie pokrywały się z rzeczywistością. Co nie oznacza, że podobało jej się to, bo jednak to był jeden z wielu aspektów, które dusiła w sobie nie zważając na własne samopoczucie. Gdy klamka ustąpiła bez klucza, weszła do domu gwałtownie zamykając drzwi i zrzucając z siebie buty. Jak tylko dostrzegła Hiszpana, rzuciła mu wściekłe spojrzenie. - Możesz mi powiedzieć, co ty odpierdoliłeś? - powiedziała jedynie trochę podniesionym głosem będąc w stanie jeszcze się kontrolować. - Ty masz pretensje do Jade?! Co Jellal robi jeszcze w tym obozie?! Dlaczego znowu o niczym mi nie mówisz? - już krzyknęła w pewnym momencie nie wierząc nadal w to, że Corvus mógł w tej sytuacji stanąć po stronie mordercy. Miała nadzieję, że jego siostrze coś odpierdoliło i on zaraz jej powie, że to wcale nie tak, że to Jade zabiła chłopaka czy kurwa jego ojca. Naprawdę, oby tak było dla jego dobra.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 04 Kwi 2021, 00:27
Corvus miał stosunkowo dobry dzień aż do momentu, w którym postanowił wrócić do domu. Jakoś tak w kościach czuł, że coś może się wydarzyć, choć sam nie do końca wiedział skąd pochodzi ten niepokój. Mimo wszystko, nie zostawał dłużej niż trzeba w kabinecie, wszakże obiecał Sylvii, że będzie starać się ograniczać wszystkie te obozowe sprawy, o ile tylko będzie mógł to zrobić. A dziś właśnie to było możliwe, stąd też pojawienie się w domu o przyzwoitej jak na niego godzinie. Zaskoczony Corvus rozejrzał się po mieszkaniu i zdziwiony tym, że nie ma w nim Garcii, wzruszył ramionami sam do siebie, spodziewając się tego, że ukochanej mogło po prostu coś wypaść. Cierpliwie więc czekał w domu, a dla zabicia czasu zrobił sobie jakąś prowizoryczną kolację, czy może raczej po prostu wziął kawałek chleba i gryzł go sobie, maczając w paście z suszonych pomidorów. Słysząc nacisk na klamkę, uśmiechnął się lekko i odłożył jedzenie, a także otrzepał dłonie z okruszków chleba, by zaraz zobaczyć rozwścieczoną Sylvię. Zanim w ogóle był w stanie cokolwiek powiedzieć, Meksykanka rzuciła w jego stronę oskarżeniami. On przyjął wszystko spokojnie, na to przynajmniej wskazywała jego twarz, w rzeczywistości jednak kotłowało się w nim, gdyż była to kolejna osoba, która go skrytykowała. Najpierw Jade, później Erron, teraz Sylvia. Brakowało jeszcze tylko Eliski z humorkami ciążowymi i byłby komplet. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko, mrużąc nieznacznie oczy. Co miał jej powiedzieć? Że to prawda? On widział to zupełnie inaczej niż Sylvia, wszak Jellal przedstawił mu nieco inną wersję wydarzeń. Akceptowalną dla niego. - Fernandes wszystko mi opowiedział - zaczął wyjaśniać, choć spodziewał się, że jak już w wykonaniu córki Hefajstosa zaczęły się krzyki, to pociągną to dalej. - Brał w tym udział, ale to nie on zabił chłopaka Jade - odparł pewnie. - Nie on zadał śmiertelny cios. Jego wina, że tego nie zatrzymał, ale czasu już nie cofnie, a żałuje - przedstawił punkt widzenia Jellala, który wydawał mu się dość wiarygodny, wszakże od czasu dołączenia do obozu syn Gullveig był nieoceniony jeśli chodzi o pomoc w ratowaniu herosów i działanie na rzecz obozu. - To są ich sprawy - dodał, bo po co było mieszać kolejną stronę? On starał się na to patrzeć pragmatycznie i choć szkoda mu było Jade, to jednak nie Jellal zabił jej chłopaka. Tak przynajmniej wynikało z jego opowieści, w którą generał uwierzył. - Fernandes jest dobrym medykiem, ciężko pracuje, uratował życie niezliczonej ilości herosów. Uważam, że zasługuje na jedną szansę, tym bardziej, że jako dziecko nie miał wyboru. Jak widać, zmądrzał - westchnął lekko, trochę z bezradności, trochę ze zmęczenia, bo co prawda spodziewał się czegoś przykrego na koniec dnia, ale ostatecznie nie był jednak na to przygotowany. Męczyły go już te pretensje wszystkich do niego. - Ale skoro już zamierzasz mnie opieprzyć, to śmiało. Wyżyj się na mnie jak wszyscy, że jestem gównianym generałem, że nie myślę, że nie spełniam oczekiwań, że nie robię tego, czego wszyscy oczekują, że nie wysyłam na misję tych, co powinienem i tak dalej. Wal, w końcu już raz umarłem, więc skoro wróciłem, to można we mnie napierdalać, nie? - wzruszył ramionami, bo jemu już było wszystko jedno. Póki ona nie zaczęła go atakować, jakoś to wytrzymywał. Teraz już pękł. I o dziwo było mu z tym zaskakująco dobrze. Dobrze było to z siebie wyrzucić.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 11 Kwi 2021, 00:32
Sylvia dawno już nie była tak wściekła i zawiedziona postawą ukochanego. Nie sądziła, że Corvus będzie w stanie postawić kiedykolwiek dobro kogoś bliskiego pod zwykłym robolem, którym może być każdy. Że ważniejsze dla niego będzie "funkcjonowanie obozu" od poczucia bezpieczeństwa i sprawiedliwości kogoś, kogo określał swoją siostrą. Zrozumiała, że ten system już go zjadł, przemielił i wypluł. Już było za późno na ratunek, zmienił się i to w ten niewłaściwy sposób. A to bolało wkurwe, bo nie takiego człowieka pokochała. Przyglądała mu się rozwścieczona mając nadzieję, że zaraz wszystkiemu zaprzeczy. Widząc jego jednak reakcje wiedziała, że Jade nie kłamała i to zabolało ponownie. Tliła się w niej jakaś nadzieja, że Grey odbiło, naćpała się i wymyśla bajki, choć była gotowa pokazać wiadomości na potwierdzenie. Liczyła na to, że Corvus zrozumie w tym momencie swój błąd i przyzna się, że tak było, ale należy to zmienić. On jednak zaczął to wyjaśniać i z każdym kolejnym słowem siebie pogrążał. Garcia myślała, że w połowie tego wywodu oczy jej wyjdą z orbit na te pierdoły, którymi on właśnie usprawiedliwiał mordercę. Już miała coś powiedzieć, kiedy Juarez postanowił całkowicie zacząć grzebać całe dobre zdanie o sobie - zaczął wychwalać Jellala. W takiej sytuacji! Kto normalny to robi, tym bardziej wiedząc co ma na sumieniu? Po jej policzku zaczęły płynąć łzy, gdy zrozumiała, że ma do czynienia z zupełnie innym człowiekiem niż tym, za którego od lat go miała. Nie rozpoznawała w nim swojego Corvusa, ba. Nie rozpoznawała w nim przyzwoitego człowieka i to złamało jej serce. Jego użalanie się jednak spowodowało, że wściekła się na nowo. Ona zawsze w takiej sytuacji go podtrzymywała, podnosiła, ale w takiej sytuacji mówić o tym, jaki to on jest biedny? Czy ktoś go kurwa zmusił do tej rangi? Przystawił mu pistolet do głowy i miał do wyboru śmierć albo bycie generałem? - Nawet nie zaczynaj z tym użalaniem się! - warknęła wściekła. - Sam sobie wybrałeś tą ścieżkę pomimo moich wielokrotnych próśb i błagań wręcz byś tego nie robił. Mówiłam, że ludzie będą w ciebie napierdalać, będą niewdzięczni i będą ciebie obwiniać. Miałeś to w dupie, miałeś w dupie moje uczucia to też przełknij swoją super władzę! - och, jak on ją wkurwił do końca tym podejściem. - Jak ty możesz w ogóle usprawiedliwiać kogoś takiego?! Co kurwa z tego, że nie on zabił?! Stał kurwa obok i nic z tym nie zrobił! W dupie mam to czy żałuje czy nie mówi tego tylko po to, by się wybielić! To jest morderca i nie ma znaczenia, że to nie on zadał śmiertelny cios - aż się zapowietrzyła, dlatego musiała odetchnąć głęboko ocierając twarz od ponownie płynących łez. - Dobrze wiedzieć jednak, że stałeś się tak wyrachowany, że straciłeś cały kręgosłup moralny - mruknęła zrezygnowana i zawiedziona tym wszystkim, co właśnie usłyszała. - Jade ma racje, ty pogłaskałbyś po głowie herosa, który by mnie zabił, bo by tobie powiedział "przepraszam". To... To jest... Nie znam ciebie już - pokręciła na boki głową, jakby to miało sprawić, że to wszystko zniknie i prawda okaże się być znacznie lepsza. Parsknęła śmiechem bardziej z żałości nad sobą aniżeli z rozbawienia. - No ale czego ja się spodziewam po kimś, kto w snach od miesięcy nadal wzdycha do ex i mnie jeszcze okłamuje, jak pytam o sny - pokręciła ponownie głową nad własną głupotą i naiwnością. Była nadal wściekła, ale nie miała siły się drzeć, była bardziej załamana i miała złamane serce nim i jego postawą. Nie miała ochoty tak stać i na niego patrzyć, dlatego też podeszła do szafy, z której wyjęła swoją dużą walizkę. Skierowała się do sypialni rzucając ją na łóżko i wrzucając do niej swoje losowe obrania. Dla niej sprawa była jasna - był inną osobą, kochał inną - ona z taką osobą pod jednym dachem żyć nie będzie.
Juarez też miał swoje limity i nie zamierzał być generałem, który jednocześnie jest dla wszystkich popychadłem. Obozowicze mimo wdzięczności za przeprowadzoną reorganizację, dalej go lekceważyli w pewnych przypadkach i widzieli w nim nieco wycofanego syna Melinoe, który fuchę dostał tylko po znajomości, bo przecież chodził swego czasu ze znaczącą córką Asklepiosa - jednego z zarządców. W tym tygodniu jakoś nasiliło się to wszystko i zbierając opierdol z każdej możliwej strony, w końcu wybuchł, co z kolei nie spodobało się Sylvii, która takie wybuchy miewała dużo częściej. Tym razem jednak sprawa była na tyle poważna, że żadne z nich nie zamierzało się wycofać, stąd też pojawiła się nerwowość w ich poczynaniach i być może zaczęły padać słowa, które nigdy paść nie powinny, bo przecież wcale tak nie myślą, a mówią to tylko w złości, by kogoś coś zapiekło. - Nie zaczynać? A kiedy ja mam to robić? - warknął równie wściekły co ona. - Wymagacie ode mnie wszyscy wszystkiego, mam być pieprzonym robotem i robić wszystko, co chcecie. Ja też mam swoje uczucia, do cholery! - wykrzyczał wręcz w jej kierunku. - Udajesz, że nie wiesz, dlaczego to zrobiłem, czy o chuj chodzi? - spytał zaskoczony. - Jako jedyny zostałem wskrzeszony. To mi dano tą szansę. Nie Dahlbergh, nie Novak, nie Silverstone'owi, tylko mi! Mam dług wobec tego obozu i zamierzam go wypełnić, doskonale o tym wiedziałaś. Obiecałem ci, że gdy ten kryzys się skończy, odejdę z tej funkcji. To źle, że chcę przygotować obóz na najgorsze? - było to pytanie retoryczne, bo przecież nie spodziewał się odpowiedzi od Sylvii. Zaskoczony, a zarazem wściekły patrzył na Garcię, która zdawała się chyba nie wiedzieć, co mówi. Będąc jednak już bez żadnych hamulców, postanowił jej wszystko szybko przypomnieć. - To teraz mam wypierdolić stąd wszystkich morderców? Wtedy w tym obozie nikt nie zostanie, bo każdy ma kogoś na sumieniu! - warknął. - Nie tylko członków NoGods, ale również ludzi, czasem nawet niewinnych. I co, mam przekreślić ich tylko dlatego, że popełnili jakiś błąd? Ja dostałem szansę, więc dlaczego oni nie mieliby jej dostać? - odparł pewnie. - Fernandes uratował więcej istnień w obozie, niż naraził przez całe życie! Ma swoje sprawy z Jade, tak jak inni ze sobą. Nie wyrzucę go z obozu tylko dlatego, że wy macie takie widzimisię! - wykrzyczał, będąc już znacznie bliżej niej. Jej odpowiedź jednak go zaskoczyła, gdyż kompletnie nie spodziewał się poruszenia tego tematu. Sądził, że Garcia nie ma świadomości o jego problemach z koszmarami, których główną aktorką była Noemi. I mimo złej interpretacji tego wszystkiego... nie wyjaśnił jej nic. Po prostu stał przez moment wryty, spoglądając bezrefleksyjnie na córkę Hefajstosa, która zaczęła się pakować. - Co ty robisz? - spytał, gdy się już otrząsnął i podszedł do niej, chwytając ją za rękę. Ostatnie czego chciał, to jej wyprowadzki, dlatego też stanął między nią a torbą. - Chcesz mnie zostawić tylko dlatego, że mam inne zdanie? - dla niego nie wydawało się to poważne w tym momencie, choć on rozmowę postrzegał bardziej przez pryzmat Jellala i Jade. Nie zarejestrował tego, że to kwestia z Noemi jest bardziej bolesna dla Sylvii, co przecież było oczywiste. Kłócili się o to najczęściej i widać córka Hefajstosa dalej tego nie przetrawiła. Mimo wszystko, sprowadził kłótnię do dwójki innych herosów. - Nie rób tego - rzucił już mniej pewnie, odsuwając się nieznacznie od niej. Było mu przykro, autentycznie. Wszystko przez to, że nikt go nie rozumiał i jak się okazało, nawet jego największa miłość jest w tym momencie przeciw niemu.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 17 Kwi 2021, 00:00
Czy Juarez był dla wszystkich popychadłem? Tak tego Sylvia nie postrzegała. Prędzej widziała bandę leserów unikających swojego szefa jak ognia, bo przecież jak to w zabawach dziecięcych - nie widać to znaczy, że nie ma. Niemniej nie było z pewnością tak, że każdemu Corvus na tym stanowisku się podobał i to, jak się obóz zmienił. Zresztą jak wszędzie, nikt nie dogodzi wszystkim. Niemniej to, że inni wiecznie wątpili w mężczyznę nie oznaczało, że ona też. Wspierała go jak mogła, pytała o sprawy, które właściwie miała w dupie i interesowała się tym tylko dlatego, że jej ukochany był w jakiś sposób to zaplątany albo coś po prostu go męczyło. Niemniej każdy miał swoje limity, również ona. Miesiącami ignorowała sprawę Noemi, ale dzisiaj z jakiegoś powodu to było o jeden raz za dużo i nie potrafiła już nawet tego ignorować. Dodając do tego to, co dowiedziała się od Jade - eksplozja bomby gwarantowana. Nie odpowiedziała gryząc się w język. Narzekał, żalił się może nie bardzo często, ale co jakiś czas i o ile Garcia na co dzień rozumiała jego frustrację, tak w tym momencie była ona nie na miejscu. Tak zwyczajnie. Sprawa dotyczyła tego (Noemi rzecz jasna) jak Hiszpan potraktował własną siostrę. Siostrę, z której powrotu jeszcze niedawno tak się cieszył. Teraz rozumiała czemu do tej pory Grey miała wiecznie wymówkę, gdy ją zapraszała w odwiedziny. Prychnęła jednak zaraz na jego kolejne słowa, jednak - co dziwne - dała mu się wykrzyczeć do końca. - Ja od ciebie wymagam bycia robotem? Robienia wszystkiego? - warknęła patrząc na niego jakby nie rozumiała wypowiedzianych przez niego słów. - Ty nie masz obowiązku się w czymkolwiek odwdzięczać! Kiedy ty to pojmiesz! I tak, to źle, że chcesz przygotować obóz, bo ty nie musisz tego robić! Ty powinieneś mną się interesować, a nie wszystkimi innymi! Priorytety masz popierdolone! - krzyczała próbując dać upust swojej złości i frustracji, jednak to było za mało. Zdecydowanie za mało. - Ty zabiłeś niewinnego człowieka z premedytacją? - wtrąciła zszokowana, bo tak by przecież wynikało z jego słów. Dobrze było wiedzieć, że zakochała się w mordercy. Pokręciła lekko głową zaraz śmiejąc się bardziej z żałości, aniżeli faktycznego rozbawienia. - A skąd ty do cholery wiesz, że uratował więcej jak zabił?! Nie masz kurwa o tym zielonego pojęcia i nigdy nie będziesz miał! Poza tym to nie jest jedyny medyk i nie powiesz mi, że gdyby go tu nie było, to Elisa pozwoliłaby umrzeć tamtym półbogom! - no to było już śmieszne, ale jednak nie. Krzyczała jednak cały czas z nadzieją, że w końcu chociaż trochę się uspokoi. Nie przejmowała się tym, że za ścianą mogą ich słyszeć państwo Nero, ten nowy Grek czy ktokolwiek, kto mieszkał nad nimi. Miała gdzieś to, wystarczająco długo udawała, że żyje w idealnym związku, byle tylko inni nie znaleźli kolejnego powodu do dopierdolenia Corvusowi. Prychnęła i pokręciła z niedowierzaniem głową widząc jak zaniemówił słysząc o Noemi. Większych wyjaśnień jak ta reakcja nie potrzebowała. Wszystko było jasne. - To, co widać - burknęła wyrywając się z jego dotyku. To było ostatnie, na co miała ochotę. Podeszła do szafy po kolejną porcję ubrań w międzyczasie ocierając oczy, gdy była tyłem zwrócona do niego. - Jeżeli tyle wyciągnąłeś z tego wszystkiego, to szkoda - mruknęła słysząc o innym zdaniu, w tym samym czasie ciskając rzeczami do walizki. - Daj mi jeden dobry powód - rzuciła cicho zatrzymując się na moment w pewnej odległości od niego, by spojrzeć mu w oczy.
Juarez miał zupełnie inne zdanie na ten temat, zwłaszcza, że w ostatnim tygodniu nasiliły się pretensje w jego kierunku. Czy to nie dzięki niemu w tym obozie było lepiej i wszyscy mieli więcej czasu dla siebie? Syn Melinoe uważał za niewdzięcznych wszystkich, którzy go krytykują, bo on naprawdę nie robił niczego po złości. Robił wszystko dla mieszkańców, którzy dzięki jego ciężkiej pracy, mieli w obozie namiastkę prawdziwego domu, a nie obozik w totalnym bezprawiu. Mimo to, nikt nie okazywał mu żadnej wdzięczności, no z wyjątkiem Elisy, która podziękowała mu za szybkie przeniesienie do mieszkania z pokoikiem dziecięcym. - To dlaczego się ze mną nie liczysz w ogóle? - spytał, skoro nie traktowała go jak robota, to dlaczego wymagała od niego wszystkiego? Słuchał jej uważnie, choć gotowało się u niego w środku i bardzo nie podobało mu się to, co usłyszał. Kolejny raz okazało się bowiem, że osoba, która uważa się za jego życiową partnerkę, nie rozumie jego motywacji i powołania. Corvus tylko spojrzał z politowaniem na Sylvię, która tak go przecież wspierała, tak go motywowała, a tymczasem okazało się, że "no tak, popieram cię w tym, ale nie, jeśli to jest ważniejsze ode mnie, wtedy to się pierdol". Bo przecież bycie generałem obozu w czasie wojny to rzecz, którą można robić hobbystycznie, nie? - Popierdolone priorytety?! - wykrzyczał, zbliżając się do niej. - Jeśli ja tego nie zrobię, to nikt się tego nie podejmie! Wszyscy mają w chuju ten obóz i najlepiej zostawiliby go samemu sobie. Co wtedy? Kolejny atak i rzeź? Co nam ze wspólnego życia, kiedy zaraz nas zabiją?! Nie lepiej, żebym przygotował to tak, żebyśmy mieli szanse przeżyć? Powiedziałem ci, że rzucę ten tytuł, jak tylko uporamy się z tym synem Tartaru. Nie robię tego dla siebie. Robię to dla wszystkich mieszkańców obozu, ale przede wszystkim dla ciebie! Twoje życie jest dla mnie najważniejsze i nie pozwolę na to, by coś ci się stało! - rzucił jej już prosto w twarz, kiedy oboje zaczęli się unosić. Pokiwał głową przecząco, po czym parsknął śmiechem na odpowiedź Garcii, która była po prostu śmieszna. On widział w Jellalu dużo więcej, ale spodziewał się, że Jade nastawiła ją już przeciwko niemu, dlatego nie było co tutaj się sprzeczać w jego sprawie. To była decyzja Juareza oraz Elisy, że Fernandes tu pozostał i Sylvii nie było nic do tego, bo to nie jej sprawy. Sama przecież zarzekała się, że ma wiedzieć jak najmniej. Kiedy wyrwała się z jego dotyku, syn Melinoe instynktownie odsunął się nieznacznie, bo przecież mógł dostać po pysku od Sylvii. Ona była do tego zdolna. Spytawszy go o powód, Corvus chwilę stał w ciszy, po czym rzucił pewnie w jej kierunku: - Moja miłość - zbliżył się do córki Hefajstosa. - Kocham cię i nie chcę, żebyś się wyprowadzała - dla niego to był wystarczający powód, by spróbować się pogodzić, ale po bojowym nastawieniu Sylvii spodziewał się, że nic z tego. Czuł ten chłód bijący od niej i spodziewał się najgorszego, dlatego też poza tymi słowami nie zrobił nic. Nie dotknął jej, nie przytulił, nie zainicjował pocałunku. Zupełnie nic. - Nie zostawiaj mnie... - rzucił już bardziej podłamany, a jego ton był istnie żałosny, jak na kogoś tak wysoko postawionego. Czuł jednak w kościach, że ta rozmowa nie skończy się dobrze i że Sylvia naprawdę go rzuci. I że znowu zostanie sam, czego nigdy nie chciał już więcej czuć.
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Nie 25 Kwi 2021, 17:02
Niestety jak się było na świeczniku, trzeba było się liczyć z wieczną krytyką. Poza tym chyba Corvus nie był na tyle głupi, by myśleć, że wszyscy uważają, iż obecnie obóz funkcjonuje dobrze. Niektórzy by chcieli więcej swobody, inni niemalże wojskowej dyscypliny, a jeszcze inni coś innego. To, że według niego albo nawet większości było dobrze, nie oznacza, że wszyscy tak to widzieli. Dla niektórych pewnie był to najgorszy okres obozu i nie dlatego, że szykowali się na wojnę. Albo właśnie dlatego i choćby Juarez się starał, to i ta nic nie zaćmi tego, że część czekała śmierć i to całkiem niedługo. - Ja się z tobą nie liczę? W ogóle? - spojrzała na niego jak na wariata. - Gdyby tak było, nigdy nie byłbyś generałem, nigdy byś nie podjął wielu decyzji. Wielu ja sama bym nie podjęła albo właśnie podjęłabym, ale szłam ci wielokrotnie na rękę, o czym pojęcia nawet nie masz! To, że raz wybuchnę nie oznacza, że milion razy nie ugryzłam się w język, by tego nie robić! - nie sądziła, że kiedykolwiek takie bzdury będzie w stanie usłyszeć. Naprawdę nie sądziła. A to, że "był generałem w czasie wojny" nie oznaczało, że jego miłość życia (!) podobno ma być na ostatnim miejscu, bo przed nią jest każdy. Nawet bolący paluszek Hoshiego. To on z nią się nie liczy, z jej potrzebami wielokrotnie ją olewając na rzecz dodatkowej pracy. Nie no, facet idealny przecież! - No tak! Wielki władca i obozowy bohater! Nikt tego by lepiej nie zrobił! Dlatego zarządcy zabronili walki z tobą, nie?! Bo wiedzieli, że nikt tego nie zrobi, bo kompletnie nikt tego stanowiska nie chce. Wcale nie dlatego, że ty wielu się nie spodobasz i będą chcieli to zrobić według nich lepiej od ciebie! No skąd! - wrzasnęła przerywając mu po kilku pierwszych zdaniach. Chyba komuś ego wyjebało w kosmos, tak po prostu. Może i większość nie chciała zdecydowanie takiej władzy głównie ze względu na liczne obowiązki, ale mówienie, że nie ma nikogo i on jest jedynym, który może ich ocalić to... mitomania, megalomania i chuj wie co jeszcze. - Przestań i mi i sobie wmawiać, że robisz to dla mnie! Ja tego nie chcę! Rozumiesz?! Nie chcę! Robisz to wyłącznie dla siebie i swojego ego! - ona już dawno temu chciała opuścić obóz i gdyby chciał zrobić coś dla niej, to wspólnie by wyjechali i w chuju by mieli problemy obozu, które ich by nie dotyczyły. W końcu nikt nie ściąga tej setki czy dwóch półbogów, którzy żyli sobie poza obozem od lat. To nie była ich walka, tak samo jak nie byłaby ich, gdyby tylko zrobił coś faktycznie dla niej i opuścił wspólnie obóz. Tak, tak, Jade najgorszym złem na świecie i nastawiła Garcię przeciwko własnemu bratu. To wcale nie tak, że streściła po prostu rozmowę i Meksykanka sama sobie zdanie wyrobiła. No skąd, najwyraźniej Sylvia nie była na tyle inteligentna, by mieć własne zdanie i wydawać własne osądy. Sylvia jest idealnym przygłupem do manipulacji. Jeszcze niech powie to na głos, to nigdy jej już nie zobaczy, choćby miał się zesrać przy poszukiwaniach. Uniosła brwi słysząc jego argument. Po chwili pokiwała lekko głową załamując się tym wszystkim. Nie wiedzieć czemu spodziewała się usłyszenia chociaż raz czegoś prawdziwego. Przeliczyła się. - Przestań udawać albo idź po pomoc, jeśli tak sądzisz. Nie kochasz mnie, kochasz Noemi - mruknęła smutno chwilę mu się przyglądając. Wróciła po chwili do pakowania się ignorując to, co zaraz dodał. To on ją zostawił. Nigdy jej nie kochał, wielokrotnie ignorował jej potrzeby, a teraz jeszcze okazał się zupełnie innym człowiekiem. Fakt, że nie zaprzeczył temu, że kogoś z premedytacją zabił wcale nie pomagał.
Dla Corvusa było to ewidentnie za dużo. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że zamiast próbować to załagodzić i wyjaśnić w jakiś spokojny sposób, on unosił się, co nie było do niego podobne. Ponadto, nie wiedzieć czemu, cały czas ukrywał prawdę odnośnie snów z Noemi, jak gdyby miało to go w jakikolwiek sposób skreślić w oczach Sylvii. Dlaczego po prostu nie powiedział jej, że miewa koszmary o herosach, na których swego czasu bardzo mu zależało i przez to źle sypia? Enamorado była częstą "gwiazdą" tych mar, ale nie można zapominać chociażby o jego przyjacielu z dzieciństwa, który niestety do obozu nie dotarł. Niby było to dawno, ale dalej gdzieś w nim siedziało. - Raz wybuchniesz... - rzucił sam do siebie. - Wiecznie masz jakieś "ale"! Za mało mnie w domu, zaniedbuje cię, Noemi, teraz jeszcze Jade. Zawsze znajdziesz jakiś powód, żeby być na mnie wściekła - odparł, bo tak to odczuwał. - Ostatnio było lepiej, ale jak widać, tylko dlatego, że zacisnęłaś zęby. Koniec końców, i tak musiałaś się na mnie wydrzeć - zaznaczył, choć nie do końca było to prawdą, ale w tym momencie chciał jej trochę dogryźć, bo przecież doskonale wiedział, iż ich dogadywanie się wynikało nie tylko z jego zaangażowania, ale głównie z jej innego spojrzenia na wszystkie sprawy. Sylvia bowiem coraz bardziej akceptowała jego pozycję i potrafiła dostosować się do tego, czerpiąc garściami z każdej wspólnej chwili, zamiast skupiać się na tym, ile mogliby ich mieć, gdyby nie Juarez nie był generałem. Corvus przez chwilę zaciskał zęby, po czym zaczął głośniej oddychać, bo tutaj z kolei ona mu dogryzła. - Tym obozem rządziła już masa herosów - zaczął. - Istnieje od ponad kilkuset lat i dopiero ja wprowadziłem tu jakieś zmiany. Wielcy, kurwa, kapitanowie nie ruszyli nawet palcem. Nikt nie miał takiego wpływu na rządzących jak ja. Nikt nawet nie raczył się pofatygować, by przedstawić jakikolwiek inny plan. Mamy XXI wiek, a pół roku temu organizacja obozu wyglądała jak po drugiej wojnie światowej! - wykrzyczał jej w twarz. - Rozumiem, że ty nie widzisz we mnie ani lidera, ani bohatera. I prawdopodobnie wielu tobie przytaknie. Niemniej tylko ja byłem na to gotów i dobrze o tym wiesz. Nie obchodzi mnie sława czy władza, robię to tylko po to, żeby nikt z was nie powtórzył mojego losu... - rzucił już wyraźnie spompowany. - Kpij z tego, miej to gdzieś, bagatelizuj to. Ja na to nie pozwolę. Jestem jedynym, który był po drugiej stronie i widziałem, co widziałem. Nikomu tego nie życzę, więc póki mam jakiś wpływ na ten obóz, zrobię co w mojej mocy, żeby nikt nie podzielił mojego losu. A już zwłaszcza ty - jego ton nie był spokojny, ale raczej bez energii i pełen zmęczenia nie tylko kłótnią, ale natłokiem tych wszystkich obowiązków oraz problemów, które teraz spadły na niego niczym wodospad na skały. Juarez stanął jak wryty, kiedy Garcia poddała w wątpliwość jego uczucia. To był dla niego taki cios, że nie był w stanie powiedzieć już nic więcej. Bardzo go to zabolało, tym bardziej, kiedy przecież córka Hefajstosa doskonale wiedziała, że Corvus ma problem z wyjawianiem takich uczuć i na pewno nie rzucałby słów na wiatr. Dla niej nie liczyło się to, że codziennie myślał o niej, dbał o jej bezpieczeństwo i starał się zmieniać na lepsze, byleby tylko miała normalnego faceta. Liczyło się tylko to, że miał koszmary o Noemi i gadał jej imię przez sen. Jakby wcale nie był dzieckiem Melinoe, które akurat ze zjawami mają dość specyficzne relacje... Kochał Noemi, to prawda. Ale w czasie przeszłym. Albo przynajmniej tak myślał, bo to dopiero z Sylvią zasmakował prawdziwego szczęścia i tego cudownego uczucia, które zawsze pomagało mu podnieść się z kolan nawet w najgorszych chwilach. Bardzo chciał zatrzymać ukochaną, bo serce w tym momencie mu krwawiło. Nie był jednak w stanie nic z siebie wydusić, bo znów poczuł te nieprzyjemne uczucie, które towarzyszyło mu przez bardzo długi czas. Znów poczuł się odrzucony i nie kochany przez nikogo. Znów był sam, pomimo tego, że chciał dla wszystkich dobrze i starał się być dobrym człowiekiem. Nawet odsunął się od Sylvii, spoglądając bezrefleksyjnie na nią, pakującą się i planującą opuszczenie go. Stał po prostu oparty plecami o ścianę i patrzył z żalem, smutkiem i niemocą na to, jak jedyna osoba, której tak naprawdę zdanie powinno go obchodzić, zrywa z nim. Emocje do tego stopnia się w nim wezbrały, że prawie uronił kilka łez. Ledwo się od nich powstrzymał, acz pewnie nie na długo...
Sylvia García
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 01 Maj 2021, 23:30
- Wiecznie? - dopytała uśmiechając się z rozbawienia. Można było jednak w tym wszystkim dostrzec więcej bólu i rozgoryczenia, aniżeli faktycznego rozbawienia, które wynikało chyba tylko z wymienionych powodów i może jeszcze bezsilności. - Skoro zawsze jestem na ciebie wściekła, to ułatwię ci życie od tej wściekłości. Po co masz być z kimś tak okropnym? - dodała retorycznie, nie chcąc nawet słyszeć jego odpowiedzi. Dlatego też przeszła do pakowania się wiedząc, że zasugerowała rozstanie. Niemniej to on twierdził, że było mu wiecznie źle w związku, nie ona. Po co miałby męczyć się z kimś przy kim źle się czuje? I w dodatku jeszcze tej osoby nie kocha. Ułatwiała mu to, czego sam nie potrafił z jakiś powodów zrobić. Jak zwykle zresztą. Tym razem się zaśmiała na poważnie, gdy usłyszała o zbawcy Juarezie. - Tak, istnieje od kilkuset lat i ani trochę się nie zmienił do twojego objęcia stanowiska. Ani trochę. Nie były wprowadzane światowe innowacje i tak dalej. Skąd od XI czy XVIII wieku czy odkąd ten obóz istnieje nic się nie zmieniło - pokiwała lekko głową nie posądzając go o tak wielkie ego. Garcia nie mówiła, że nie ulepszył im tutaj życia, bo to od września powtarzała. Niemniej wmawianie, że od kilkuset lat nie było w obozie żadnych zmian poza tymi rangowymi było śmieszne. Już nie chciała wspominać o tym, że z tego co mówił to Nero zaproponowała unowocześnienie obozu, a nie sam generał i władca czemu zasługę sobie właśnie przypisywał. - Tak, dlatego wysłałeś herosów do Hadesu - uśmiechnęła się już czysto złośliwie. Wiedziała, że musiał kogoś wysłać i pragnął, by wszyscy wrócili cali. Niemniej te patosowe pierdolenie niesamowicie działało jej na nerwy, tym bardziej, że robił z siebie wielkiego i jedynego przede wszystkim obozowego bohatera. A ona nie zakochała się w kolesiu z nadmuchanym ego, tylko normalnym chłopaku. Najwyraźniej i komuś takiemu sodówa może uderzyć do głowy, a co za tym idzie może przestać się zachowywać jak normalny i cywilizowany człowiek. Sylvia wątpiła od samego początku, tak samo jak i znaczna część obozu. Niemniej zakochała się w nim, więc miała nadzieję, że jakoś to przeboleje, że widzi w niej inną tak naprawdę. A może z czasem faktycznie ją pokocha? A może jeszcze krowy zaczną latać... Naiwna. Garcia nie mówiła zresztą, że bezczelnie i celowo ją okłamywał, powinien jednak w końcu sobie to wszystko przeanalizować, by zdać sobie sprawę kogo faktycznie kocha. Zakochał się w niemal identycznej lasce jak jego zmarła dziewczyna, charakterami też się diametralnie nie różniły... Wniosek nasuwa się sam. Meksykance krwawiło serce, bo kochała go ponad życie. Kurde, ktoś kto się z nim wiąże wiedząc o fałszywym uczuciu musi (być głupi) zakochany na amen. Kiedy więc Juarez nawet nie zaprzeczył uczuciom do kobiety - co nie miałoby sensu, ale - westchnęła tylko ciężko i znowu zaczęła kursować zbierając swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Ty to ich definitywny koniec? Na to się zapowiadało, chociaż liczyła na cud i na to, że będzie inaczej. Nie miała już jednak siły być z kimś, kto kochał inną. Każdego by to przerosło. Poszła na chwilę do łazienki, skąd zgarnęła swoje kosmetyki i gdzie przy okazji wytarła twarz i się wysmarkała. Wyglądała jak siedem nieszczęść, trudno. Wróciła do sypialni, gdzie wrzuciła zabrane rzeczy do torby, po czym zapięła ją i postawiła na ziemi. Westchnęła głęboko, po czym chwyciła walizkę w rękę i ruszyła ku wyjściu. Jedynie w progu sypialni przystanęła, nie odwracając się jednak w jego kierunku. - Mam nadzieję, że teraz lepiej będzie ci się żyło bez osoby, która wiecznie ciebie gnoi i nigdy nie doceniała - rzuciła nieco roztrzęsionym głosem i czym prędzej opuściła mieszkanie. Załkała kilka razy na klatce, po czym wzięła się w garść ocierając ostro twarz. Skoro było mu źle, będzie mu lepiej na to wychodziło i ona nie mówiła tego ironicznie. Tak przecież przedstawiał ich związek. Poszła do satyra, który pomagał Corvusowi w rozdysponowaniu mieszkań i zażądała kluczy do wolnego mieszkania. Ten po krótkim zawahaniu dał, bo chyba zrozumiał co się wydarzyło i tak głupio pytać ex o pozwolenie. Bo gdzie ona będzie spała? W karczmie? Po dostaniu kluczy skierowała się od razu do swojego nowego miejsca, gdzie po zamknięciu się na cztery spusty dała upust swoim uczuciom. A że inni będą plotkować? W dupie to miała, tego nie da się w tym miejscu wykluczyć.
ZT x2
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 03 Lip 2021, 22:43
Corvus był skonsternowany całą tą sytuacją, ale widać było po nim pewne zmęczenie tym wszystkim, dlatego też nawet nie starał się czemukolwiek zapierać. Dopytał tylko Sylvię o co chodzi, bo nie rozumiał jej wywodu, który tak naprawdę był jednym wielki ogólnikiem. Kiedy jednak okazało się, że córka Hefajstosa nie żartuje i faktycznie zamierza wymusić na nim wyjście z gabinetu, nie stawiał oporu. Jedzenie bezrefleksyjnie zostawił na biurku, jedynie sięgnął po klucze i zamknął drzwi, by nikt się tutaj nie wpierniczył. Szedł za nią przez cały ten czas, nie mając odwagi nawet się odezwać. Sama Garcia również nic nie mówiła, dlatego też przeszli te kilkaset metrów w całkowitej ciszy, a jednocześnie w dziwnej pozycji, bo cały czas ona ciągnęła go za rękę. W mieszkaniu znaleźli się kilka minut później i za zamkniętymi drzwiami, wyglądało to wszystko już trochę inaczej. Juarez musiał przyznać, że brakowało mu tego miejsca, bo od kiedy zamieszkał tu razem z Garcią, czuł, że jest w odpowiednim miejscu na świecie. Kiedy jednak się rozeszli, syn Melinoe nie był w stanie dalej tu funkcjonować, dlatego też porzucił zajmowanie się mieszkaniem i gdzieniegdzie było widać ślady kurzu na niektórych przedmiotach. - O czym chcesz rozmawiać? - spytał wprost, nie chcąc bawić się w żadne półśrodki. Był zmęczony i skonsternowany całą tą sytuacją, dlatego też musiał uzyskać jasne i klarowne odpowiedzi. Sylvia nic przecież nie mówiła, dlatego mimo tych dziwnych okoliczności, tak naprawdę spodziewał się najgorszego. Poniekąd nastawiał się na oficjalną deklarację o opuszczeniu obozu, tylko czemu miałaby go o tym informować tutaj? Odsunął się od niej i zawędrował do lodówki, z której wyjął butelkę wody, która chłodziła się od dobrych kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu dni. Odkręcił korek i wlał nieco zawartości do szklanki, którą zaraz wypił niemal jednym haustem. Niedbale odłożył ją do zlewu, ale jakoś tak za wcześnie ją puścił i zamiast wpaść tam, przechyliła się w drugą stronę i rozbiła o podłogę. Juarez tylko zasłonił oczy dłonią i tak po prostu stał oparty pośladkami o blat. - Przepraszam... - rzucił cicho, będąc zażenowany swoją postawą. Ale cóż, ostatnie tygodnie mocno dały mu się we znaki i z jego koncentracją nie było tak dobrze jak zawsze. Zaraz potem zabrał się do zebrania całego szkła i wyrzucenia go do śmietnika.
Sylvia wiedziała, że w teorii tak to nie powinno wyglądać. Że nie powinna go teraz tak za sobą ciągnąć, bo przecież doskonale wiedział, gdzie zmierzają, mógł sam iść. Nie powinna w ogóle wydawać poleceń, tylko zaproponować mu opuszczenie gabinetu i rozmowę. To jednak nie była ona i Sylvia postępowała jak... no cóż, Sylvia. Nie obchodziło ją "co ludzie powiedzą", skoro i tak już plotkowali o ich rozstaniu. Jedna scenka niczego nie zmieni. A nie mówiła nic, bo nie miała pojęcia co. Zbierała w sobie siły, by powiedzieć wszystko, co leży jej na sercu, ale wciąż nie była do końca pewna czy uda jej się to zrobić. Przynajmniej tak, jak sobie planowała. Westchnęła ciężko słysząc pytanie. Czy to nie było oczywiste? Miała już opuszczać obóz, kiedy przez jego słowa i czyny postanowiła to jeszcze przemyśleć. Czy to nie jest oczywiste, że to oni mają być tematem rozmowy, a nie... nie wiem kurwa, zasłony? - O nas - rzuciła więc cicho tą oczywistość i gdy tylko mężczyzna ruszył do kuchni, ona poszła za nim. Stanęła jednak za kanapą, o którą oparła się pośladkami, zostawiając między nimi pewną przestrzeń. Zbierała się w myślach obserwując zakurzony blat stołu i dopiero rozbijające się szkło przykuło jej uwagę. Przeniosła spojrzenie to na niego, to na szklankę, nic jednak nie mówiąc. Kolejne sekundy na opanowanie się, na ułożenie sobie tego w głowie. Kiedy więc skończył sprzątać, poprawiła się nerwowo przestępując z nogi na nogę. - Wiesz doskonale, że nadal ciebie kocham i proszę daj mi wszystko powiedzieć - zaznaczyła od razu wiedząc, że jak wda się w dyskusję w środku, to nie powie już potem nic. - Kocham cię, ale czasem to nie wystarcza jak widać. Nadal nie wiem czy ty naprawdę coś do mnie czujesz, nigdy nie miałam tej pewności i pewnie nigdy bym jej nie miała - westchnęła lekko spoglądając w kierunku okna. - Okłamywałeś mnie miesiącami, czasami prosto w oczy, gdy pytałam się czy coś się tobie śniło i wiedziałam, że w twojej głowie siedziała Noemi. Odpowiadałeś, że nie, że nie pamiętasz, że spałeś dobrze. Tak na dobrą sprawę sytuacja z Jade po prostu przelała czarę goryczy, a nie była prowodyrem tego wszystkiego mimo, że... - przerwała nie chcąc przecież poruszać tematu próby samobójczej jego siostry. Nie o to w tym wszystkim chodziło. - W każdym razie, nie wiem czy mogę ci ufać, nie wiem czy naprawdę mnie kochasz, ale jestem na tyle głupia i zakochana w tobie, by spróbować raz jeszcze i zobaczyć czy naprawdę to było tylko twoje potknięcie - zatrzymała na nim spojrzenie, choć tylko na chwilę, bo zaraz odwróciła spojrzenie.
Cała ta sytuacja była dla wszystkich bardzo dziwna, bo Corvus tak naprawdę przywykł już do życia z Sylvią i kiedy się rozstali, wszystko było dla niego inne i obce. Nic więc dziwnego, że aktywowały mu się w mózgu jakieś teksty w stylu "jesteś głodna?" mimo tego, że jeszcze jakiś czas temu mocno się kłócili i nie pogodzili. Czuł się też dziwnie, kiedy szli do swojego mieszkania, niby za ręce ale jednak w nieco inny sposób niż zawsze. Całe te roztargnienie dało o sobie znać w momencie trzymania szklanki, którą nieumyślnie wypuścił z rąk, a ta się rozbiła. Posprzątał wszystko i wyrzucił szkło do śmieci, po czym odłożył zmiotkę i spojrzał na Sylvię, która przez te kilka chwil się nie odzywała. W końcu zaczęła swój monolog. Juarez nawet nie miał zamiaru jej przerywać, bo tak naprawdę szokowały go te wszystkie słowa. Tak naprawdę, generał myślał już o najgorszym, a tymczasem Garcia wyznaje mu miłość? Najwidoczniej to wszystko, co zrobił w ostatnim czasie, nie zostało przez nią zlekceważone. Córka Hefajstosa przecież wzbraniała się przed tym, że czegokolwiek by Juarez nie zrobił, nic to nie da. Jak widać, coś jednak dało. Mimo wszystko, bolało go to, że ukochana miała wątpliwości co do jego uczuć i jeszcze kilkukrotnie w ciągu jednej przemowy to podkreśliła. Otarł nawet łzy, które zebrały się w kącikach jego oczu, bo to było naprawdę bolesne dla niego. To, że usłyszał wiele przykrych słów to jedno, ale istotniejsze było to, że swoim zachowaniem doprowadził do sytuacji, w której Sylvia przestała mu ufać. Cała ta "ochrona" ukochanej przed własnymi problemami odbiła się właśnie czkawką i to dość mocną. Pomasował się dłonią po karku, patrząc cały czas w podłogę i słuchał. Słuchał tego, jak bardzo ją zawiódł, jak bardzo Sylvia czuła się odrzucona oraz że nie tylko z nią Corvus zawalił pewne sprawy. Wzrok podniósł dopiero w momencie, kiedy Meksykanka wyznała mu, że chce spróbować z nim jeszcze raz. Początkowo myślał, że się przesłyszał, zwłaszcza po takim wstępie. Później jednak te słowa dotarły do niego, a sam Corvus odbił się od blatu, o który się opierał i wolnym krokiem podszedł do Sylvii. Stanął przed nią w dość bliskiej odległości, ale w dalszym ciągu jej nie dotknął. - Przepraszam, Sylvia - zaczął cicho. - Przepraszam, że ukrywałem to wszystko przed tobą. Myślałem, że to wszystko samo przejdzie. Nie chciałem cię niepokoić, bo i tak musiałaś zdobyć się na mnóstwo wyrzeczeń, kiedy zdecydowałaś się ze mną być. Nie powinienem mieć przed tobą tajemnic. Teraz już o tym wiem - w pewnej chwili uklęknął na oba kolana i przechylił się nieznacznie do przodu, by opierać głowę o jej uda i brzuch. - Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie - odezwał się po chwili. Niepewnie podniósł swój wzrok, by spojrzeć na nią, gdy tak patrzyła na niego z góry. - Nigdy więcej cię nie okłamię, przyrzekam - dłonią złapał jedną z jej dłoni i przysunął ją do swojej twarzy. To była niema prośba, by Sylvia pogładziła go po włosach, policzku, gdziekolwiek. Musiał poczuć jej dotyk. - Naprawdę cię kocham - obiecał, ściskając mocniej jej dłoń, nim Sylvia zdecydowała się na zrobienie czegokolwiek: pogłaskanie go, odsunięcie się czy wyrwanie dłoni. - Tylko z tobą chcę się ożenić. Tylko z tobą chcę mieć dzieci. Będę się starał być najlepszy, żebyś nigdy już nie miała żadnych wątpliwości - ostatnie słowa mówił już ze łzami w oczach, bo takie nagromadzenie emocji było dla niego zbyt ciężkie do przetrawienia. Jednocześnie smucił się i cieszył, bo usłyszał wiele gorzkich słów, ale finalnie przecież Sylvia dała im drugą szansę. Dopiero po tych wszystkich słowach postanowił podnieść się i otarł przy okazji te kilka łez rękawem. Stał naprzeciw Sylvii w bardzo bliskiej odległości, czując jej oddech na swojej klatce piersiowej. - Obiecuję, że więcej cię nie zawiodę. Obiecuję... - ostatnie słowo już wyszeptał, mimowolnie nachylając się i zbliżając swoją twarz do jej w jednym celu. Chciał ją pocałować. Tego potrzebował.
Garcia chciałaby mu ufać, mieć bezgraniczną pewność, że to właśnie ją kocha. Sytuacja jednak była inna i chociaż nikomu się to nie podobało, to jednak mieli co mieli. Nie miała zamiaru też nawet dla jego dobra go okłamywać, by przyjął mniej ciosów naraz. Nie byłoby to dobrym rozwiązaniem tym bardziej, że kłamstwo i "jej dobro" spowodowało cały ten bajzel. Wolała być w stu procentach z nim szczera i dalsze decyzje należały też do niego. Może stwierdzi, że nie warto być razem skoro mu nie ufa albo nie jest pewna jego miłości? Różnie ludzie reagowali na takie sytuacje, czytała nawet o tym. Ostatnio miała przecież sporo czasu. - To są moje wyrzeczenia, ja się na nie zdecydowałam i wcale z tego powodu nie potrzebuję chronienia mnie przed rzeczywistością. Chcę znać prawdę, choćby najbardziej bolesną, rozumiesz? - wyjaśniła, gdy skończył swoją wypowiedź i niejako to jej na koniec powiedział. Musiała to jednak podkreślić, bo nie była dzieckiem, które należało chronić. Była dorosła i poradzi sobie z wieloma rzeczami. Nie spodziewała się jego uklęknięcia i prawdę mówiąc czuła się z tym trochę nieswojo. Spojrzała w dół na niego nie wiedząc za bardzo co ze sobą począć. Tym bardziej, że mówił o miłości, w którą nie była pewna czy wierzy. Chciała, ale no. Westchnęła ciężko i pogłaskała go delikatnie po policzku, gdy tego się domagał. Nie była jednak w stanie odpowiedzieć nic na jego wyznania miłości. On był pewny, że go kocha, a ona nie mogła teraz powiedzieć, że "wie", bo przecież nie była pewna. Nie wiedziała tego na pewno. - Chciałabym ich nie mieć - rzuciła cicho bardziej do samej siebie, ale mężczyzna prawdopodobnie też mógł to usłyszeć. Była mu wdzięczna, że postanowił się podnieść, bo jednak w dalszym ciągu te jego klęczenie było niekomfortowe. Nie potrzebowała, by na kolanach ją przepraszał, chciała jedynie jego szczerości i obietnicy, że to się nie powtórzy, że nie skrzywdzi jej tak ponownie. Patrzyła mu głęboko w oczy zadzierając głowę ze względu na ich sporą różnicę wzrostu. Chciała coś powiedzieć, ale widząc jego zbliżanie zaniemówiła. Tęskniła przecież za jego ustami i choć wiedziała, że jeszcze nie wszystko padło i nie powinna, to jednak uległa swoim pragnieniom i tęsknotą. Stanęła więc na palcach, by zbliżyć się do niego szybciej i zainicjować pocałunek - spokojny, czuły, badający wręcz czy jest tak samo, zachwycając się każdym najmniejszym ruchem. Nie był on zbyt długi, do najkrótszych też jednak nie należał. Odsunęła się nieco przestając wspinanie się na palce, by dopiero po chwili spojrzeć mu w oczy. Z miłością, ale też przestrachem. - Nie możesz więcej tego zrobić, nie przeżyję tego - odpowiedziała cicho zupełnie jak nie ona.
Corvus Juarez
Re: Mieszkanie 2 - Sylvia Garcia i Corvus Juarez Sob 10 Lip 2021, 13:24
Corvus, zapewne jak większość herosów w obozie, miał swój jakiś dziwny sposób chronienia innych, zwłaszcza tych najbliższych, który często wiązał się właśnie z półprawdą i kłamstwem. Wielokrotnie sam przestrzegał innych przed tego typu praktykami, a tymczasem sam zachowywał się w identyczny sposób. Czy była to hipokryzja? Jak najbardziej. I oberwało mu się za to podwójnie, bo nie dość, że wyszedł na idiotę, to jeszcze jego związek z Sylvią wisiał na włosku. Do tego właśnie doprowadziła ta pokraczna próba ochrony Garcii. Gratulacje panie Juarez. Nie myślał o tym, że ta pozycja może być w pewien sposób krępująca dla córki Hefajstosa. W tym momencie Corvus posypywał głowę popiołem i przyznał się do winy oraz do tego, że bardzo żałuje swojego zachowania. To, że był w tym momencie na klęczkach też o czymś świadczyło. Niemniej jednak kiedy wstał i postanowił się do niej zbliżyć, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Widząc jej aprobatę i to, że nawet stanęła na palcach, by się bardziej do niego przybliżyć, generał od razu objął Sylvię i obdarował ją pocałunkiem. Plan był taki, że miał to być bardzo namiętny całus, ale z racji powolnego tempa narzuconego przez Sylvię, zaniechał prób przyspieszania go. Zamiast tego skupił się na smaku jej ust i dotyku, wędrując dłońmi po całym jej ciele. Dzięki temu, że ukochana miała na sobie ubranie odsłaniające dół pleców i brzuch, bez problemu mógł dotykać ją w tych okolicach, co było dla niego czymś niezwykłym. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo tęsknił choćby za samym kontaktem fizycznym. Niemal westchnął niezadowolony, kiedy Meksykanka zdecydowała się od niego odsunąć. Rozumiał jednak, że nagromadziło się w niej tyle emocji, iż może jeszcze tego wszystkie nie przetrawiła. Widząc jednak jej wzrok, pełen miłości, osiągnął pewien spokój ducha. Co prawda dostrzegał też strach w jej oczach, ale to było normalne, wszak to świadczyło o tym, że bardzo jej zależało na tej relacji i że bała się niemal wszystkiego złego, co mogłoby się im przydarzyć. Wsunął dłoń w jej włosy i podrapał ją z tyłu głowy, wzdychając lekko. - Nie zrobię - zapewnił ją, bo tym razem nie miał zamiaru zawalić. Wiedział już jakie błędy popełniał i potrafił wyciągnąć z tego lekcję. Sylvia musiała być tą osobą w jego życiu, która wie o nim wszystko bez wyjątku. Tylko wtedy będzie mogła mu w pełni zaufać. - Tęskniłem za tobą, kochanie - na samą myśl o tym, że mógł w końcu się tak do niej zwrócić, mimowolnie na jego twarz wstąpił uśmiech. Poczuł też pewną ulgę. Przysunął się do niej jeszcze bliżej, pewnie złapał ją za pośladki i uniósł, zapraszając do tego, by objęła go swoimi nogami. - Moja praca się skończyła, więc... może chciałabyś nadrobić ten ostatni czas...? - spytał dość niepewnie, sugerując jej co prawda seks, ale nie na tym mu najbardziej zależało. Chodziło o to, by razem poleżeć, co przecież uwielbiali robić, by całować się, przytulać, rozmawiać, dotykać bez powodu czy po prostu patrzeć na siebie z tą miłością wypisaną na twarzy. Mimo pewnego chwycenia jej za pośladki i uniesienia, mniej pewności miał już w pocałunku, który co prawda ruchem próbował zainicjować, ale jeśli Sylvia też nie wykonała ruchu w jego stronę, w pewnym momencie się zatrzymał. Trochę ciężko było mu się poruszać w tej strefie, gdyż nie wiedział, na co może sobie pozwolić teraz. Garcia przecież nie wyjawiła, czy ma ochotę wyłącznie na przytulanie, czy też chce iść do łóżka się wyszaleć.