Chciałabym zaznaczyć, że dla każdego z drużyny Asklepiosa to wydarzenie miało miejsce. Nie musicie w tym miejscu grać, jeżeli nie macie na to ochoty. Możecie jednak śmiało pisać, ja gdyby ktoś dołączył również będę odpisywać.
Co jakiś czas organizowane było wspólne śniadanie drużyny Asklepiosa, które miało pozwalać na zacieśnianie więzi, plotki, ale też wymianę ważnych informacji. Zwykle bywało tak, że kapitan przychodził nieco później, by ewentualnie nie przeszkodzić w ploteczkach. Trzeba jednak przyznać, że ich drużynie trafił się najbardziej kompetentny, wyrozumiały, szanowany kapitan. Co tu dużo mówić, był powszechnie lubiany i nie ma się czemu dziwić, każdy wie jaki Corvus jest. Sylvia dziś spóźniła się kilkanaście minut tylko po to, by wszyscy inni zdążyli się już zebrać i siąść razem do stołu. Oczywiście poza Juarezem. Czy była zła? Z całą pewnością, choć przez noc i kilka następnych dni zdążyło już wszystko nieco opaść od rewelacji jej ukochanego. Garcia wiedziała, że Corvus będzie zbyt pobłażliwy dalej i jeśli ona tego nie zrobi, to on nie chcąc "przemęczać" herosów, sam będzie się przepracowywał. Ona na to nie pozwoli, za długo to już trwa. Brunetka weszła pewnym krokiem do pawilonu z niemałym hukiem zamykając za sobą drzwi. Zdecydowanie chciała przykuć ich uwagę, w końcu miała im coś do zakomunikowania. Usta jak zwykle pokrywała krwista czerwień kontrastująca z ciemną oprawą oczu i włosami. Podeszła do stołu przystając przy krześle na szczycie zwyczajowo przeznaczonym dla kapitana. - Dzień dobry wam wszystkim - zaczęła dość miło córka Hefajstosa, choć z tonu raczej bił chłód aniżeli życzliwa nuta. Półbogowie wiedzieli już jednak, że Sylvia potrafiła być ostra jak żyleta mając w nosie przy okazji wszelkie konwenanse. - Chciałam tylko wam wszystkim zakomunikować, że nie podoba mi się wasze zachowanie. Czy jesteście drużyną Dionizosa, czy Asklepiosa do cholery jasnej?! - podniosła głos i uderzyła mocno dłonią w drewniany stół. Tak naprawdę miała ochotę każdemu przywalić na otrzeźwienie, ale się powstrzymała. Wszakże sporo z tych osób przecież lubiła. - Ja wiem, że jest nas mniej od ataku, więcej mamy do roboty, ale minął rok. Rok! Chyba półbogowie powinni przywyknąć do tej sytuacji po takim czasie! A tymczasem co słyszę? Że zachowujecie się jak pierdolone lenie! Zasrane tchórze, którzy boją się własnego cienia! Nasz kapitan, ten sam który już zdążył umrzeć, ma więcej siły i odwagi od was wszystkich razem wziętych. Czy uważacie się za poważnych ludzi? Naprawdę? - tu z politowaniem przeleciała wzrokiem po ich twarzach. Och, była taka wściekła. - Sami doskonale wiecie i jest to wiadome każdemu w tym obozie, że mamy najlepszego kapitana. Najbardziej oddany, pomocny, lojalny, gotów rzucić wszystko, by chronić wasze leniwe dupska! A tymczasem co się okazuje? Unikacie go jak ognia bojąc się zadań, które mogą zostać wam przydzielone. Unikacie swojego kapitana, tchórze! Taki strach was obleciał, że wykonywać zadań nie potraficie? Zadań, które są wpisane w życie w tym miejscu? Nie? To wypierdalać stąd, nikt tu nie potrzebuje takich... ludzi - niemal plunęła ostatnim słowem, choć ludźmi nigdy nie gardziła. Gardziła w tym momencie osobami przed sobą. - Kto to widział, żeby od dorosłych herosów ze swoich zadań najlepiej wywiązywali się najmłodsi! Oni są odważniejsi od was! - wskazała na grupę dzieciaków i nastolatków siedzących na końcu długiego stołu. Trzasnęła ręką o drewno raz jeszcze. - Ostrzegam po raz ostatni, unikanie Corvusa skończy się wpierdolem ode mnie. Tyle na dzisiaj, smacznego. Kapitan zaraz do nas dołączy - rzuciła ostro, schodząc jednak z tonu przy dwóch ostatnich zdaniach. Nawet na jej twarzy pojawił się malutki uśmiech, a ona jakby nic poszła sobie zrobić kawę i po chwili zajęła miejsce tuż przy tym przeznaczonym dla Juareza. Miała gdzieś czy teraz są źli, przestali ją lubić czy ich nienawiść się powiększyła. Nikt nie będzie unikał swoich obowiązków, nie pozwoli ukochanemu przez nich się zacharować.
Ostatnio zmieniony przez Sylvia García dnia Wto 07 Lip 2020, 23:59, w całości zmieniany 1 raz
Aron Ortega
Re: Wspólna jadalnia Pon 06 Lip 2020, 13:52
#1
To było jego pierwsze wspólne śniadanie z drużyną od wyjścia ze szpitala, dotąd nie miał odwagi pokazać się w tłumie wiedząc, że nie pamięta żadnego z tych ludzi i mając świadomość tego, jak bardzo może ich zranić tym brakiem informacji na ich temat. Życie z amnezją w pierwszych tygodniach było cięższe nawet od ponownego rozbudzania mięśni, które od jakiegoś czasu pracowały lepiej, ale dalej powodowały u niego pewne dyskomforty. Widać było to chociażby po trzymanym przez niego widelcu w dłoni. Palce nie były jeszcze aż tak mocne, by poradzić sobie ze sztućcem bez trzęsienia. Chociaż i tak było lepiej niż przez pierwsze kilkanaście razy, gdzie to nie był w stanie nawet zacisnąć palców, by go utrzymać na dłużej niż sekundę. Usiadł gdzieś dalej od Sylvii oraz reszty, nie chcąc ani wcinać się w rozmowy ani też nie chcąc skupiać całej uwagi na sobie. Nie żeby uważał się za jakiegoś grupowego ważniaka, ale to był pierwszy raz od kiedy pojawił się na wspólnym śniadaniu drużyny Asklepiosa po bitwie, a to już minął prawie rok od tego tragicznego wydarzenia. Wysłuchał monologu córki Hefajstosa, który był pełen zdecydowania i gniewu? Tak chyba mógł to interpretować. Pamiętał jakie zasady panują w obozie, ale też szybko dodał dwa do dwóch i zrozumiał, że śmierć poniosło wiele osób. Tym samym na pozostałych herosów spadło więcej obowiązków i część z nich nie radząc sobie z nimi, postanowiło unikać tego, który te obowiązki na nich zrzucał. Uniósł zaskoczony brwi na wieść o tym, że Corvus jest najlepszym kapitanem. Wydawał się być najmłodszy z całej czwórki i dotąd Aron postrzegał swojego brata - Folklore jako tego, który wiedzie prym w kwestii przydatności jako kapitan. Jego informacje jednak ograniczały się wyłącznie do tego, co słyszał w ostatnich dniach, a z nich dowiedział się, że Galichet wyruszył na misję, podczas gdy Juarez siedział w obozie na tyłku. Najwidoczniej nie należało oceniać książki po okładce. Poprosił kelnera o podanie mu pieczonej papryki z farszem mięsno-ryżowym oraz o szklankę wody. Nie miewał ostatnio ochoty na soki, a za alkoholem nigdy nie przepadał.
Lubiła te ich śniadania asklepiosów, jakoś to tak ich spajało miała wrażenie. Można było przez chwilę poczuć się jak w wielkiej rodzinie ze wszystkimi swoimi odchyłami, których z pewnością tu nie brakowało. Jak w każdej familii byli ci mniej i bardziej lubiani, a nawet i ci których się ledwo tolerowało albo i wcale, ale koniec końców to miało swój urok. Tym bardziej, że chyba jako jedyna drużyna coś takiego robili, a przynajmniej od czasu ataku wydawałoby się. Ten z pewnością mocno się odbił i na jej psychice, bo chociaż przeżyła, to kosztem miłości. Aron nie pamiętał ich uczucia, ani tego że planował odwołać swój ślub dla niej. Nie pamiętał jej w ogóle i to było naprawdę ciężkie do zniesienia. Nie poddawała się jednak przecież. Pomagała w szpitalu tuż po tej klęsce, bo choć za wielkich umiejętności nie miała, to jednak wtedy każde ręce były na wagę złota. Opiekowała się nim podczas śpiączki i od kiedy z niej wyszedł nie mówiąc im jednak o ich relacji. Nie było sensu. Od rana było już ciepło, więc ubrana w zwykły tshirt i spodenki zawędrowała do jadalni na śniadanie. Pierwsze co zrobiła po rzuceniu krótkiego cześć zebranym, to kawa. Zdecydowanie jej potrzebowała, a może to zwyczajna miłość do tego napoju? Widząc, że Ortega postanowił dziś dołączyć, już w ogóle była szczęśliwa. Z kawą w dłoni zasiadła po jego prawicy i uśmiechnęła się do niego. - Jak się dzisiaj czujesz? - spytała, ale to byłoby na tyle, bo właśnie dość efektownie weszła Sylvia. Zerknęła czujnie w jej kierunku wysłuchując tych pewnie uzasadnionych pretensji. Ona jednak nie czuła się zaliczana do tego grona opierdalanych, wszak ze swoich obowiązków się wywiązywała. Cisza była jednak ujmująca na swój sposób po tym, jak brunetka skończyła. Iris nie widziała w niej samozwańczej "kapitanowej", tylko kogoś kto dostrzega problem ewidentnie za dobrego serca kapitana. Słusznie zrobiła, jeśli ktoś Iris spytał o zdanie. - To jak tam? - w końcu skierowała ponownie swoje spojrzenie na mężczyznę nie bojąc się wrócić do rozmowy, ani jakoś się do tego nie odnosić. Jedynie jak złapała kontakt wzrokowy z córką Hefajstosa, to skinęła jej z uśmiechem głową.
Jin Kyoya
Re: Wspólna jadalnia Wto 07 Lip 2020, 13:21
#2
Kyoya był niemile zaskoczony faktem, że został uznany przez kapitana i jego kobietę za herosa unikającego obowiązków. Istotnie, ostatnimi czasy zdarzało mu się wykonywać mniej zadań, ale to też wynikało z tego, że potrzebował chwili wytchnienia oraz wyciszenia. Mało tego, młodsi herosi tacy jak Delilah radzili sobie z tymi zadaniami, dlatego też nie widział potrzeby swojego angażu przynajmniej przez jakiś czas. Uznał jednak, że być może ten urlop trwa już za długo, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość osób, których ubyło w ostatnim czasie. Zamierzał się zreflektować jak najszybciej, ale opiernicz tak czy siak musiał być, w końcu Sylvia to zbyt charakterna kobita, żeby puścić to mimo uszu. Wszedł do pawilonu jadalnego ubrany w zwykła koszulkę oraz krótkie spodenki. Na nogach miał tradycyjne japońskie sandały i czuł się z tym bardzo dobrze, bo przy tej pogodzie mógł ulżyć nieznacznie opuchniętym po wczorajszych ćwiczeniach stopom. Przywitał się ze wszystkimi członkami drużyny, wyszczególniając Arona oraz Iris, do których pomachał przyjacielskim gestem. Także skinął głową w kierunku Sylvii, która jednak nie była w humorze do wymiany uprzejmości. Usiadł w środku przy wolnym stoliku i poprosił o herbatę oraz porcję sushi, które może i nie było najwyższej klasy, ale jak na niejapońskie standardy było zjadliwe, a to już mu wystarczyło. W tym samym czasie Garcia rozpoczęła swój długi wywód, który trochę go dotknął, bo tak jak rozumiał swój olewczy stosunek przez ostatnie kilka tygodni, tak usłyszenie tego ponownie, tym razem z ust osoby, którą darzył sympatią, było nieprzyjemne. Skinieniem głowy podziękował kelnerce za przyniesienie sushi i zielonej herbaty, po czym spojrzał na Sylvię, która z pewnością wystraszyła część młodszych członków drużyny.
Alex Silverhand
Re: Wspólna jadalnia Wto 07 Lip 2020, 21:01
Powiedzmy sobie szczerze, gdy idziesz na śniadanie to masz nadzieję zjeść śniadanie. Nic dziwnego w takim wypadku, że gdy usiadł przy stole, obok jakichś ludzi od Asklepiosa, to od razu zgarnął świeże pieczywo, które rozłożył na swoim talerzu. Jego ucztę jednak przerwała panna Garcia. Oho. To może być ciekawe. Młody półbóg rozłożył się wygodnie na swoim miejscu, nalewając sobie do kubka kawy i wyciągnął piersiówkę ze swojego buta, oczywiście tak żeby nikt nie zauważył. Nalał sobie kilka kropel, czyli pół piersiówki, do kawy i upił spory łyk. Idealna. Nawet nie trzeba cukru. W ten oto sposób przygotował się na to boskie przedstawienie. Albo półboskie raczej. Uśmiechnął się do siebie szeroko, patrząc na wszystkich opierdalanych, którzy raczej nie mieli zbyt wesołych min. Szybko jednak stracił zainteresowanie tą szopką. Czy ich kapitan miał do nich aż taki żal, że nie brali udziału w zadaniach? Oczywiście Alex nie mógł brać tego do siebie. Corvus doskonale wiedział, że młody Silverhand ćwiczył za troje, plus za Harona. Biedaczek nie mógł już nawet gryźć. Dobrze, że mógł połykać chociaż. Ale my nie o tym. Chodzi raczej o to, czy Sylvia zrobiła to sama z siebie, czy też kapitan jej kazał? Oczywiście to nie tak, że te słowa do niego nie trafiały. Dziewczyna miała zupełną rację i tych opierdalaczy to trzeba było biczować, czy zabierać do pizzeri "krążek". Choć mógł też zrozumieć tych, którzy ulegli poważniejszemu wypadkowi i nadal dochodzili do siebie psychicznie, to raczej nie mógłby spojrzeć w oczy tym, którzy się zwyczajnie bali. Strach nie powinien być czymś co definiuje życie herosa. W każdym razie Alexander nie miał zamiaru się wtrącać w to co mówiła córka Hefajstosa, dlatego do tego czasu siedział cicho. Mniej więcej jednak, gdy monolg zszedł na najmłodszych Alexander wypatrzył na stole dżem. Ale taki wiecie. DŻEM. Chłodny, prosto z lodówki, widać, że od lokalnych dostawców. Z czarnej porzeczki. Aż prawie się poślinił. Nic dziwnego, że natychmiast, swoją zimną dłonią dotknął ramienia Iris, którą jako tako kojarzył, a która teraz coś gadała do swojego przyjaciela, którego Alex chyba wyrzucił z pamięci. Mówi się trudno. Trzeba jakoś żyć. Nic dziwnego jednak, że dotknął właśnie ją, w końcu od samego początku siedział przy ich stole. Nie mógł się jednak powstrzymać, gdyż dżem stał tuż przy ręce dziewczyny. Czyżby chciała zjeść go sama?! Nie na jego warcie! Kurwa nie tym razem. Dlatego wziął głęboki wdech i szybko wyrzucił z siebie: -Możesz mi podać, PROSZĘ, dżem!? - jak gdyby od tego zależało jego życie. Możliwe, że właśnie przerwał monolog Sylvii, ale musiała mu to wybaczyć. W końcu dżem... Uśmiechnął się chłodno do Iris, jakby chciał ją ostrzec, że zjedzenie JEGO dżemu może się skończyć niepotrzebnym rozlewem krwi. Juarez zrozumie, a nawet jeśli nie to teraz nie miał dla Alexa najmniejszego znaczenia. Wyglądał jak zwierzyna polująca na swoją ofiarę. Na swój dżem. Zawsze mógł użyć swoich mocy i podmuchem wiatru przesunąć dżem do siebie, ale nie mógł ryzykować, że straci ten piękny słoiczek ze pysznym dżemem porzeczkowym.
Eliska lubiła te ich wspólne śniadania, to była naprawdę fajna inicjatywa, która spajała ich jako grupę. A przynajmniej takie pozory dawała, a to już coś. Zwłaszcza po bitwie było to potrzebne, trochę podnosiło to morale i wiarę. Tak to widziała ona obserwując to wszystko z boku mniej lub bardziej się angażując na poszczególnych śniadaniach. Przyszła jak zwykle jako jedna z pierwszych, zrobiła sobie na spokojnie kawę, zamówiła pyszną szakszukę i czekała na resztę towarzystwa. Póki co jednak zamiast przysiąść, krążyła po sali z kubkiem kawy w ręce, popijając ją sobie co jakiś czas. Herosów przybywało, Gatti posyłała im uśmiech, witała się werbalnie czy w nielicznych przypadkach udawała, że ktoś nie istnieje. Zaskarbić sobie u niej taką możliwość, to trochę jak wygrać na loterii biorąc pod uwagę, że takiej zmarłej Alvie lubiła dogryzać na każdym kroku, a nie znosiła laski do granic możliwości. Gdy do sali weszła niespodziewanie i dość gwałtownie Sylvia, Włoszka była akurat przy stoliku z ciastkami i kończyła jedno konsumować. Podczas monologu koleżanki, Gatti wyglądała niczym baby Yoda z gifa z kawusią w dłoniach. Już nie wracała na miejsce, by jej nie przeszkodzić, tylko słuchała uważnie, co ma do powiedzenia. Ach, jak zacięcie broniła ukochanego! Elisa skądś to znała. Pokiwała lekko głową z aprobatą i poszła usiąść na swoim miejscu, nie tak znowu daleko od pani kapitanowej i jej partnera, którego jeszcze nie było. Brunetka nie czuła potrzeby tłumaczenia się, a już tym bardziej przed Sylvią z całą sympatią i szacunkiem dla niej. Ona opierdoliła i ostrzegła całkiem słusznie, ona sama pewnie na jej miejscu tak samo by się zachowała. Niemniej wszelkie tłumaczenia są już dla kapitana, a ona nie czuła takiej potrzeby zresztą. Niemniej, może zaznaczy Juarezowi kilka rzeczy, by nie miał wątpliwości, co do wypełniania swoich obowiązków przez nią. Rozejrzała się po drużynie dostrzegając pewne obawy u młodych, niestety musieli do tego przywyknąć, choć im tak naprawdę zgarnęła się pochwała. A tymczasem pojawił się przed nią gorący talerz, także uśmiechnęła się w podziękowaniu.
Anthony Hawthorne
Re: Wspólna jadalnia Sob 11 Lip 2020, 14:16
~3~
Był spóźniony. Był bardzo spóźniony. Tego ranka wybrał się do lasu już o świcie, uznając, że koniecznie musi zebrać jakieś zioła jeszcze przed śniadaniem, a przy okazji powędrować sobie między drzewami w otoczeniu tej porannej atmosfery, kiedy słońce ledwo co zaczyna ogrzewać ziemię i przebijać się między liśćmi. Tylko, że dał się porwać przez ten całkowity spokój i, wypychając sobie kieszenie bojówek roślinami, zaszedł zbyt daleko, aby wrócić na czas. Zorientował się, która jest godzina, dopiero, kiedy spojrzał na pozycję słońca i puścił się biegiem między zaroślami, układając sobie w głowie najszybszą drogę powrotną. Był zdyszany, więc zwolnił kroku kiedy zbliżył się do pawilonu jadalnego, aby trochę uspokoić oddech i nie wyglądać jak dzikus z lasu. Nawet jeśli w jakimś stopniu nim był. Wślizgnął się do pomieszczenia, wygrzebując z czupryny zawieruszony listek, o którego obecności zorientował się przez dziwne spojrzenie, które otrzymał od jednego z mijanych obozowiczów. Trafił idealnie na wywód Sylvii, a właściwie w jego trakcie, więc od razu przycisnął się plecami do ściany, aby jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Wolał nie przeszkadzać bardziej, zwłaszcza, że sprawa brzmiała na poważną. Zadania? Jakie zadania? Wychodził z założenia, że jego zadaniem było pojawianie się w szpitalu i mieszanie ziółek, a to robił przez większość swojego czasu, kiedy oczywiście nie siedział w lesie. Stał skulony, trochę zestresowany i czerwony od biegu, dopóki kobieta nie skończyła mówić. Dopiero po tym odetchnął, rozejrzał się za wolnym miejscem i wytarł dłonie w koszulkę, aby zachować chociaż jakieś maniery. Z pochyloną głową przemknął w stronę stolika, gdzie przywitał się z obecnymi i zajął wolne krzesło. Dopiero wtedy poczuł, że faktycznie zdążył już zgłodnieć. Przez to wychodzenie z samego rana zdarzało mu się zapominać o tak podstawowych potrzebach. Podziękował za jedzenie i skupił się na nim, chociaż raz na jakiś czas podnosił niepewny wzrok na Sylvię, jakby oczekiwał, że zaraz czeka ich część dalsza tej nagany.
Corvus Juarez
Re: Wspólna jadalnia Sob 11 Lip 2020, 18:17
Jak co poniedziałek przyszedł czas na wspólny posiłek w drużynie Asklepiosa, który był już stałym elementem jego przywództwa w tej drużynie. Poprzednia kapitan raczej nie brała na poważnie tego typu inicjatyw, Corvus jednak uważał, że takie spotkania jednoczą grupę i pozwalają na zacieśnianie więzi, które w pewnych sytuacjach okazywały się kluczowe. Dość powiedzieć, że morale w obozie od czasu bitwy było lekko podupadłe i trzeba było szukać jakichś rozwiązań, byleby rozbudzić ducha walki wśród ocalałych. Jedną z takich inicjatyw były wspólne śniadania drużyny Asklepiosa, które Corvus rozpoczął kilka tygodni po bitwie i które odbywały się regularnie w każdy poniedziałek. Dziś jak zwykle jednak nie mógł być o czasie, ponieważ Asklepios miał dla niego nowe informacje w sprawie misji, w których zapewne część grupy niebieskich weźmie udział. Zanim więc zjawił się w pawilonie jadalnym, zahaczył o szpital i o Wielki Dom Dionizosa, gdyż i drugi grecki bóg miał do niego jakiś interes. Tak też na miejscu zjawił się dopiero po kilkunastu minutach, nie mając świadomości tego, że Sylvia kilka chwil wcześniej wygłosiła poważny monolog, dając reprymendę całej grupie. Wszedł na teren wspólnej jadalni i przeszedł kilkanaście kroków, nim dołączył do swojej ukochanej przy stole. W pewnej chwili zatrzymał się jednak, czując na sobie wzrok większości Asklepiosów i zrobił minę niczym małpiszon z mema (kliknij tutaj by zobaczyć ryj Corvusa w tej sytuacji). Nieco zaskoczony i zakłopotany, usiadł obok Sylvii na miejscu wyznaczonym dla kapitana drużyny Asklepiosa. - Co z nimi? - spytał, nie mając pojęcia o tym, co przed chwilą miało miejsce w jadalni. Słysząc wyjaśnienia, czy raczej informacje o opieprzu od Sylvii, podrapał się po głowie i uśmiechnął głupio, gdyż za bardzo nie wiedział, co miał w tej chwili zrobić. Z jednej strony przekazała poniekąd to, co chciał dzisiaj poruszyć Corvus. Z drugiej strony, to była Sylvia Garcia, więc pewnie jeszcze nastraszyła ich w mało delikatny sposób. Ale cóż, lenie same sobie na to zapracowały. - Zamów coś dla mnie - rzucił w stronę córki Hefajstosa, mając do przekazania drużynie jeszcze kilka informacji, nim przejdą do spożywania posiłku. Stanął mniej więcej na środku wspólnej jadalni i schował jedną rękę do kieszeni, po czym wziął głęboki oddech i zaczął krótki monolog: - Jak zapewne się spodziewacie, niebawem zostaną wyznaczeni herosi do wyjątkowo ważnych misji, nie oznacza to jednak, że macie teraz zaniechać swoich dotychczasowych obowiązków. - wziął kolejny oddech. - Otrzymałem informacje od Asklepiosa, że nieopodal obozu pojawiła się grupa potworów, które podchodzą niebezpiecznie blisko bariery. Niebawem zostanie wyznaczona grupa, która będzie miała za zadanie zlokalizowanie bestii i pozbycie się ich. Uważajcie więc na patrolach oraz poza barierą. Kolejnym zadaniem będzie odzyskanie ważnego przedmiotu należącego do Dionizosa, który przypadkiem dostał się w ręce zwykłej śmiertelniczki. Tutaj też zostanie wyznaczona grupa do odnalezienia i sprowadzenia artefaktu z powrotem. Ponadto zostały rozdzielone patrole na kolejne tygodnie, a rozpiskę treningów znajdziecie w koloseum - zakończył wywód typowo "zawodowy", by przejść do najistotniejszej sprawy. Przeszedł kilka kroków i spojrzał w stronę swojej drużyny. - Z pewnością słyszeliście już o tym, że mój zastępca Dante Wilkes zaginął podczas misji i prawdopodobnie zginął w starciu z grupą karagorów. Tym samym potrzebuję kogoś, kto go zastąpi i pomoże mi ogarnąć wszystkie sprawy z wami związane. Jeśli macie jakieś propozycje, kandydatury czy też sami chcielibyście spróbować się w tej funkcji, powiedzcie mi o tym, ponieważ to kwestia, którą należy rozwiązać jak najszybciej. To wszystko ode mnie, życzę wam wszystkim smacznego i cieszę się, że wielu z was rzetelnie wykonuje swoje zadania w obozie oraz poza nim - rozejrzał się po wszystkich mniej i bardziej znanych twarzach członków drużyny Asklepiosa, po czym już bez dalszych słów wrócił na swoje miejsce i usiadł obok Sylvii, wzdychając głośno, bo trochę go ta przemowa zmęczyła. Był już jednak w miarę wprawiony w takie gadki, bo od czasu objęcia funkcji kapitana robił to regularnie.
Aron Ortega
Re: Wspólna jadalnia Wto 14 Lip 2020, 13:37
Nim Corvus dołączył do nich i zaczął swoją przemowę, Aron rozglądał się wokół, spoglądając na pozostałych członków drużyny, którzy zaczęli gromadzić się na śniadaniu. Nie umknęło jego oczom to, że w pawilonie jadalnym zjawiła się również Iris, z którą jako jedyną nawiązał głębszą znajomość po amnezji. Dziewczyna zajmowała się nim cały czas, dopóki nie odzyskał chociaż części sprawności, upoważniającej go do opuszczenia szpitala. Dlatego też na jej widok zareagował małym uśmiechem. Wierzcie mi, skojarzenie kogoś to wspaniałe uczucie, zwłaszcza po serii spotkań zapoznawczych z częścią obozowiczów w ostatnich kilku dniach. Był zadowolony z tego, że Grimsdóttir postanowiła usiąść akurat obok niego, bo przy niej nie będzie musiał wstrzymywać się z jakimiś komentarzami, jeśli takie się pojawią. Ufał jej na pewno bardziej niż pozostałym obozowiczom i dlatego czuł przy niej większy luz oraz pewność, że to co będzie jej mówić, zostanie między nimi. Już chciał jej odpowiedzieć, ale dźwięk głosu Sylvii spowodował, że wstrzymał się z tym. Wysłuchał całej opowieści, czy raczej opierniczu, który go nie dotyczył, bo przecież dotąd był w śpiączce i za bardzo nie miał jak wykonywać misji. Podtrzymywał jednak zdziwienie, mając wrażenie, że Garcia nieco podkoloryzowała funkcję Corvusa. Wszakże w oczach Ortegi to Folklore był tym przykładnym kapitanem, a nie Juarez, który był wiecznie w obozie. Spojrzenie jednak przeniósł na Iris, która była już chyba bardziej zainteresowana nim, niż całym tym śniadaniem. - Nie jest źle, choć czuję się trochę dziwnie pośród ludzi, których większości nie kojarzę - odparł szczerze. Chwilę później kelner przyniósł mu zamówione danie, na którego widok Aron szczerze się uśmiechnął. Jadał tutaj już od jakiegoś czasu, mając problemy z gotowaniem w swoim mieszkaniu, dlatego też przywykł do smaków obozowych kucharzy i trzeba było przyznać, że znali się na swoim rzemiośle. - A co u ciebie? - spytał z grzeczności, choć domyślał się, że raczej jej życie nie jest zbyt ciekawe przez pryzmat niewielkiej obozowej rzeczywistości. Mimo tego nie zakładał, że było bardzo nudne i nieciekawe, zawsze przecież mogła go czymś zaskoczyć. Kiedy Corvus zjawił się na śniadaniu i rozpoczął krótką przemowę, Ortega w ciszy słuchał go, nabierając co jakiś czas na widelec trochę mięsa i ryżu ze swojej opieczonej papryki. Biorąc pod uwagę brak emocjonalnego przywiązania do kogokolwiek w tym momencie, Ortega przyjął dość neutralnie te treści, gdyż w większości one go nie dotyczyły. Nie zamierzał też zgłaszać siebie na stanowisko zastępcy. Spojrzał na Iris z małym uśmiechem. - Może ty się zgłosisz? - zapytał ciepło, mając wrażenie, że córka Zeusa to odpowiednia kandydatka na vice-kapitana, którego szukał Corvus.
Sylvia García
Re: Wspólna jadalnia Wto 14 Lip 2020, 22:20
Sylvia właściwie nigdy nie bawiła się w żadne konwenanse i nie zamierzała robić tego teraz. Jej ukochany był szanowany i cenił swoich podwładnych, bo tak to można nazwać. Niemniej nie zamierzała dłużej na to pozwalać, skoro Corvus nie chciał "dokładać" innym tym samym sobie sporo dopierdalając. A to, że wpływało to też na nią, to kolejny powód do zatrzymania tej nieśmiesznej karuzeli. Może i młodzi byli nieco przestraszeni (choć ich akurat pochwaliła), ale niestety takie było ich życie. Jej też nikt nie głaskał po głowie, tylko od razu zderzył z tym strasznym światem. Wszak dotarcie do obozu po raz pierwszy miała z przygodami, bo już wtedy zlokalizowały ich potwory. To był brutalny świat i im szybciej ta młodzież to zrozumie, tym więcej lat pożyje. Taki ich żywot, niestety. Posłała uśmiech Jinowi widząc jego lekko zbolały widok. Fakt faktem Corv narzekał i ostatnio i jego nie może złapać, ale siłą rzeczy nie mogła tego zrobić inaczej. Musiała opierdolić wszystkich, a nie wyczytywać kilkadziesiąt nazwisk wyłączonych bądź całą resztę, której to dotyczy. Tak było szybciej, prościej i przyjemniej. Uśmiechnęła się też do Elisy, która usiadła niedaleko. Zdążyła po tym jedynie upić łyka kawy, nim dołączył do nich kapitan. - Dostali opierdol zgodnie z obietnicą - uśmiechnęła się lekko, bo nie miała się przecież czego wstydzić. Zrobiła to, co uważała za słuszne i dokładnie też w ten sam sposób. Jak widać nie zawsze prośby i klepanie po ramieniu działało. Czasem trzeba było zwyczajnie pogrozić. Skinęła głową ukochanemu i złożyła zamówienie na dwie porcje jajecznicy z dodatkami i pieczywem. Zaraz jednak obróciła się lekko i skupiła się na mężczyźnie, który ewidentnie też miał coś do przekazania. Chyba nie zamierzał za nią przepraszać? Popijała sobie powoli kawę słuchając uważnie tego, co przekazywał im Juarez. Była ciekawa czy ktoś wyrwie się do zadań czy będą musieli zastosować wyliczankę i największych leni posłać. Znaczy corvus będzie musiał rzecz jasna. O Dante zdążyli już porozmawiać w domu, dlatego nie poruszała tego tematu wprost, gdy mężczyzna wrócił do stołu. Posłała mu jednak ciepły uśmiech, cmoknęła w policzek i pogładziła chwilę po włosach dla rozluźnienia. - Może Elisa? - zaproponowała dość cicho zerkając na siedzącą naprzeciw niej kobietę. Ta z pewnością to dosłyszała, ale chyba póki co była zajęta jedzeniem. Przed nimi też pojawiły się talerze z pysznym śniadaniem. Nie wiedziała czy kiedykolwiek Gatti dostała taką propozycję, ale według Garcii, to był dobry plan.
Iris Grimsdóttir
Re: Wspólna jadalnia Pią 17 Lip 2020, 23:44
Prawdę mówiąc to Iris się zastanawiała, na ile Aron ją toleruje bo mu pomaga, a na ile faktycznie chce jej towarzystwa. Czy mu się nie narzuca? Czy powinna dać mu trochę więcej luzu i odpuścić, nie do końca go pilnować? Wszystko to wynikało z jej troski, choć oficjalnie z wydelegowania właśnie ich kapitana, ale nie chciałaby go przez to odepchnąć. Na zasadzie, gdzie się nie obróci to ona. Trochę jak ta Kurdej-Szatan czy jak jej tam i za moment facet będzie się bał, że wyskoczy z jego lodówki. A może on tak na to nie patrzy? Miała taką nadzieję. Nie umiała jednak usiąść w innym miejscu, jak przy nim, bo tylko tam tak naprawdę chciała być. W końcu jeśli mężczyzna nie będzie miał ochoty na rozmowy, to jej o tym zakomunikuje, prawda? A mówić z całą pewnością mógł przy niej otwarcie, bo ona nikomu tego dalej nie przekazywała. To są ich prywatne rozmowy i tyle. - W końcu przestaniesz się tym przejmować - albo ich pozna albo i nie. Nie ze wszystkimi było się w dobrych i bliskich stosunkach, więc i on nie był do niczego zmuszany. Nawet do przyjaźni z tymi samymi osobami, niestety ale brutalna prawda. Tak jak i ona na nowo musieli sobie zaskarbić jego sympatię albo miłość w jej przypadku. Już miała z małym uśmiechem odpowiadać, gdy poczuła chłodną dłoń na ramieniu. Islandka była kobietą do rany przyłóż, ale zdecydowanie nie lubiła przerywania jej rozmowy. Tym bardziej teraz, w tym krytycznym dla jej miłości okresie. Obróciła głowę w drugą stronę, choć uśmiech z jej twarzy na moment zniknął. Nie miała nic do Alexa, ale teraz pewnie i sam Corvus by ją rozdrażnił nieco, gdyby podszedł zagadać. Spojrzała na dżem, potem na niego i te dzikie spojrzenie jakby był nafukany jakimiś ziółkami od alchemików, a potem znowu na ten upragniony słoik. Przez sekundę miała ochotę sobie zażartować, ale nie chciała wydłużać tego bardziej niż konieczne. Sięgnęła więc po upragniony przedmiot mężczyzny i przesunęła go po stole w jego kierunku. - Nie ma za co szaleńcze - jeszcze raz spojrzała na niego jak na wariata z pobłażliwym uśmiechem, bo ten jego chłodny niby groźny, nie robił na niej absolutnie wrażenia. Od razu wróciła spojrzeniem do swojego prawdziwego rozmówcy. - Właściwie to niewiele. Życie tutaj jest dość nudne i monotonne. Zwłaszcza w pojedynkę - wzruszyła lekko ramionami z małym uśmiechem. Niemniej taka była prawda, bo to z Ortegą jej dni czymś się wyróżniały. A to poszli na randkę tam, a to tu. A to misja wspólna przypadkiem im się wydłużyła, różne urozmaicenia się wtedy działy. Skierowała swoje spojrzenie na Juareza, gdy ten się pojawił w sali. Ze spokojem przyjęła jego wiadomości łącznie ze śmiercią Dantego. O tym już zdążyła usłyszeć, poza tym jeśli ma być szczera, nie bardzo za tym dupkiem przepadała. Nie żeby życzyła mu śmierci z tego powodu, ale płakać z pewnością nie będzie. - Ja? No coś ty. Niepotrzebne mi są kolejne obowiązki i tak już prawie nie mam swojego życia - wyjaśniła mając nadzieję, że Corvus albo ktoś inny tego nie podsłyszał i uśmiechnęła się do kelnerki, gdy ta przyniosła jej owsiankę z wieloma dodatkami oraz serek Skyr. Wzięła jedną łyżkę tego pierwszego i nagle ją olśniło. - Nie żebyś ty był przykrym obowiązkiem, lubię spędzać z tobą czas - wyjaśniła z ciepłym uśmiechem, by nie odebrał jej słów w tak opaczny sposób.
Alex Silverhand
Re: Wspólna jadalnia Sob 18 Lip 2020, 13:11
Dżem to była sprawa wagi państwowej. Czy Iris to zrozumiała? Zapewne nie. Czy Alexander z tego powodu ubolewał? Zapewne miał ją w głębokim poważaniu. Nie była mu potrzebna znajomość z nią. W końcu skrupulatnie wybierał osoby z którymi może się przyjaźnić i które wniosą coś swoją obecnością. Ona zdecydowanie nie wnosiła nic. Poza tym czy Alexander chciał ją przestraszyć swoim uśmiechem? Czy naprawdę użyłby zwykłego uśmiechu do wystraszenia kogoś? Byłoby to raczej śmieszne, aniżeli straszne. Gdyby Alexander miał taką możliwość zacząłby się śmiać do swoich myśli. Niestety w tej chwili wszedł Pan Kapitan, a uwaga syna Chione skupiła się w pełni na nim. Here he comes. Najjaśniejsza gwiazda całego obozu. Stanął przed nimi wszystkimi, obserwujących ich wszystkich. Alexander miał wrażenie, że Corv zaraz krzyknie "SILVERHAND TY KURWO JEBANA", ale niestety tak się nie stało. Na szczęście. Tym razem mu się upiekło, jak pizza w pizzeri krążek. Już nawet przestał myśleć o tym zasranym dżemie. Przestał nawet odczuwać głód. Potem coś sobie przekąsi najwyżej, jeśli apetyt mu wróci. Powoli przeczesał swoją dłonią włosy i wsłuchał się uważnie to co Pan kapitan miał do powiedzenia. To prawda, że długo nie było nigdzie widać Dante, ale Alex za bardzo się tym nie przejmował za bardzo. W końcu takie było życie herosa. Pełne niebezpieczeństw, więc nic dziwnego, że ktoś od czasu do czasu zaginie, lub umrze. Nic dziwnego też nie było w tym, że an Juarez szukał swojej prawej ręki. To mogła być okazja dla niego samego, aby wspiąć się jeszcze wyżej. W głowie słyszał tylko cichutkie "I don't throw away my shot". I tak też zamierzał zrobić. Nie chciał marnować każdej szansy. Więc jeśli nie ma nic do stracenia, a wiele do zyskania, to czemu by nie zaryzykować? Gdy tylko Corvus skończył swoje przemówienie i usiadł obok swojej ukochanej, Alexander podniósł powoli swoje cztery litery i równie wolno ruszył przez całą salę, aby każdy mógł się przyjrzeć temu co robi. Zostawił w tyle Iris i jej chłoptasia. Usłyszał coś o tam o wariacie, ale stwierdził, że to zignoruje, nie miał teraz do tego głowy. Poza tym może zachęciłby tym innych do zgłoszenia się na to stanowisko? W ten sposób Corvus mógłby mieć większy wybór i wybrać kogoś odpowiedniejszego. Oczywiście jeśli Alexander nie będzie tym, którego wskaże syn Melinoe to nie będzie narzekania. Raczej przyjmie jego decyzję z szacunkiem i pogratuluje zwycięzcy. W końcu sam chłopak nie był jakimś pysznym śmieciem, który zrobi wszystko dla zwycięstwa. Jednak według niego, każdy heros powinien być trochę ambitny. Trzeba dać też dobry przykład tym młodszym. W końcu Corva kiedyś zabraknie, tak samo jak wielu innych, w tym jego samego. Kiedy znalazł się już przy stole kapitana, zwrócił się najpierw do jego ukochanej, lekko kłaniając głowę. -Witam serdecznie i życzę smacznego. - tym razem jednak nie uśmiechał się. Wyraz jego twarzy był zbyt poważny, aby mógł wcisnąć tam jakikolwiek uśmiech. -Panie Kapitanie. Chciałbym wyrazić chęć do objęcia stanowiska twojego zastępcy. Nie wiedział czy powinien teraz powiedzieć coś głupiego dla rozluźnienia atmosfery, która raczej zrobiła się dość ciężka. Na szczęście dla niego postanowił nie robić nic. Po prostu czekał na reakcję syna Melinoe i córki Hefajstosa. Oczywiście nie mógł usłyszeć tego, jak ona proponuje kogoś innego na to stanowisko. Szczerze powiedziawszy mógłby być to nawet lekko cios poniżej pasa dla samego Silverhanda, ale powiedzmy sobie szczerze. Czy przejąłby się tym? Zapewne nie.
Samuel Blade
Re: Wspólna jadalnia Pon 20 Lip 2020, 08:57
Samuel nie celebrował w jakiś specjalny sposób tych wspólnych posiłków drużyny Asklepiosa, zajmując się w głównej mierze jedzeniem samym w sobie, nie natomiast pogłębianiem więzi z niebieskimi, której potrzeby pogłebiania po prostu nie czuł. Podobnie jak syn Chione doceniał obecność dżemu na stole, podczas gdy kapitan i jego partnerka opierdalali wszystkich drużynowych nierobów. Nie żeby miał w nosie to co mówili, zgadzał się z każdym słowem wypowiedzianym przez piękną Sylvię, jednak nie czuł żeby trafiały one bezpośrednio do niego. Był raczej jak obserwator z boku, w końcu nigdy specjalnie nie utożsamiał się z całością drużyny Asklepiosa, o czym każdy powszechnie wiedział. Zresztą słowa krytyki należały się młodym nierobom, których trzeba było zagonić do pracy. Syn Tanatosa przecież się nie obijał do cholery, dlatego też słuchał reprymendy z miernym zainteresowaniem. Dopiero kiedy młody kapitan zaczął mówić o szukaniu pozycji nowego zastępcy,gdzieś pomiędzy przełykaniem ostatniego kęsa czwartej kanapki, a smarowaniem dżemem piątej kromki chleba, Blade wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, który mógł być parsknięciem śmiechem pomieszanym z kaszlnięciem. Nie bądźmy tutaj zbyt surowi, Samuel szanował swojego młodego kapitana, uważał go za właściwą osobę na właściwym miejscu, jednak nieco bawiło go to, jak skończył jego zastępca. Nie powinno? Oh, no tak. Trudno, skoro dał się zjeść bandzie karagorów, Blady nie widział powodu dla którego powinien go żałować. Chłopak i tak nigdy nie zdołał zyskać szacunku syna Tanatosa. Rozbawienie wywołane naborem na nowego zastepce, głównie było spowodowane tym, że Samuel był świadom jak trudne zadanie czeka Juareza. Niewielu członków drużyny Asklepiosa nadawało się na to stanowisko, szczególnie biorąc pod uwagę ciężkie czasy w jakich przyszło im teraz żyć. Nie wystarczyło być dobrym wojownikiem z politycznymi ambicjami żeby sprawdzić się w roli przełożonego. Zimna krew i umiejętność podejmowania trudnych decyzji w błyskawicznym tempie to coś, czego nie mogło brakować vice kapitanowi, a patrząc po drużynie niebieskich, Blade miał mieszane uczucia. Napił się czarnej jak smoła kawy w swoim kubku i spojrzał na Corvusa i podchodzących do niego herosów, gotowych złożyć swoją kandydaturę, a w jego złotych oczach mieszało się rozbawienie i odrobina współczucia. Kapitan miał przesrane.
Elisa Nero
Re: Wspólna jadalnia Czw 23 Lip 2020, 20:52
Niewiele później w sali pojawił się nikt inny, a właśnie ich kapitan. Widać było, że nie bardzo rozumie te tłumne spojrzenia w jego kierunku, co Włoszkę niezwykle bawiło, jednak śmiać się nie śmiała. Jego niepewny wyraz twarzy zwyczajnie wywołał mały uśmiech na jej twarzy, ale to byłoby na tyle. Po chwili konsultacji z kapitanową, której starała się nie przysłuchiwać, tym razem to Juarez wyszedł na środek, by każdy go widział. Jak widać dzisiejsze śniadanie nie miało należeć do najlżejszych i przyjemniejszych. Już nawet nie wywracała oczami na to "niebawem", bo to padało już tyle razy, że nawet nie zliczy. Nie winiła przy tym kapitana, bo przecie jedynie takie informację dostawał od zarządców, którzy sami nie wiedzieli czego chcą. Misje nie bardzo ją interesowały, choć jeśli zostanie wyznaczona, to bez marudzenia pójdzie. Prawdę mówiąc jednak, po tym jak Dionizos i Folk wykorzystują jej ukochanego, nie miała najmniejszej ochoty w jakikolwiek sposób pomagać temu super zarządcy i tej drużynie. Już wystarczy, że łatała ich cierpliwie i to znacznie częściej w wyniku alkoholu czy zabawy, a nie faktycznej pracy na rzecz obozu. Co do patroli to zorientuje się, choć prawdopodobnie za wiele w tej kwestii się nie zmieniło - jej znajdował się w szpitalu, bo przecież nawet gdy nie miała dyżuru, to w każdej chwili mogła tam być potrzebna. Różnie bywało, choć teraz już panował tam względny spokój. O Dante już słyszała, więc nie rozemocjonowała się za bardzo. Zresztą teraz śmierć jednej osoby nie robiła na niej wrażenia. Brutalne, ale taka prawda. Gdy Corvus wrócił do stolika, ona zajęła się jedzeniem. Szybko jednak wyłapała swoje imię w kontekście zastępcy, jednak jak Sylvia zauważyła, była póki co zajęta jedzeniem. Włoszka nie lubiła być głodna. Kilka osób zdążyło już podejść, a ona w międzyczasie zjeść. Akurat postanowiła podjąć temat, gdy w ich kierunku ruszył Alex. - Powiem tak - przerwała, by oddać talerz kelnerce i w tym czasie odezwał się Silverhand. Zerknęła na niego odrobinę zaskoczona, ale powróciła spojrzeniem do dwójki Asklepiosów, z którymi zaczęła rozmawiać. Mężczyzna musiał wybaczyć, ale chwilę zaczeka. - Czuję się doceniona propozycją zastępcy - tu uśmiechnęła się do Garcii. - Ale bądźmy szczerzy Corvus. Daj mi wyszkolić przynajmniej dwóch, a najlepiej trzech herosów na naprawdę wysoki poziom i wtedy mogę nieco inaczej rozłożyć zadania w szpitalu i ciebie wspomóc w innych kwestiach. Dopóki nie będę miała ludzi, niestety nie mam czasu, by aż w takim stopniu tobie pomóc. Bo wiesz, że gdyby była jakaś potrzeba, to zawsze cię wspomogę w takim stopniu, w jakim będę aktualnie w stanie - naprodukowała się, ale chciała wyjaśnić tę kwestię, by para nie miała wątpliwości. Nie unikała zadań i zobowiązań, jednak bez Alvy szpital pochłaniał wiele jej czasu, bo jak nie dyżury, to nauka innych.
Corvus Juarez
Re: Wspólna jadalnia Nie 26 Lip 2020, 00:18
Jeszcze na koniec przed samą przemową Corvus rzucił wymowne spojrzenie w stronę Sylvii i teraz już rozumiał całą sytuację. Spodziewał się, że Garcia nie była oszczędna w środkach i przekazała treść na tyle dosadnie, by trafiło do wszystkich, łącznie z tymi, którzy nie są współwinni. Drużyna Asklepiosa funkcjonowała nieco lepiej niż Dionizosi i dlatego nie było tutaj zbiorowej odpowiedzialności, ot po prostu córka Hefajstosa zwróciła się w stronę wszystkich, bo nadarzyła się okazja ku temu podczas śniadania. Nie wymieniła nikogo z nazwiska, dlatego też nie było jazd personalnych ani kłótni. Takie osobistości jak Alex, Samuel, Jin, Iris czy Elisa raczej nie musieli brać tego do siebie, bo sprawa ewidentnie nie dotyczyła żadnego z nich. Wróciwszy do stołu oczekiwał nie tyle co zgłoszeń od razu, co śniadania, na które miał ogromną ochotę. Kiedy zabrał się za jedzenie, Sylvia od razu zaczęła go głaskać po głowie, co bardzo mu się spodobało, tak jak i całus chwilę wcześniej. Uśmiechnął się kącikiem ust w jej stronę i przeszedł do konsumpcji jajecznicy, którą zagryzał chlebem raz po raz. Dopiero gdy ukochana zaproponowała Elisę na stanowisko zastępcy, postanowił się odezwać. Nim jednak był w stanie to zrobić, musiał wysłuchać całego wywodu córki Nyks, która szybko określiła swoją kandydaturę jako "nie do zrealizowania". Spojrzał z małym rozbawieniem na Sylvię, a później na Elisę. - Niczego od ciebie nie wymagam, Gatti - zaczął. - Pomagasz mi ze szpitalem i doceniam to, że rezygnujesz z konkretnego powodu. Niemniej wolę, byś dalej zajmowała się szpitalem, znasz się na tym dużo lepiej ode mnie - skinął głową w jej stronę, chwaląc jej dotychczasową dyspozycję. Przekierował swoje spojrzenie na Sylvię. - Jak widzisz, Gatti sama zrezygnowała już na starcie - rzucił, wzruszając ramionami. W tej samej chwili podszedł do nich Alex, który wysunął swoją kandydaturę na zastępcę drużyny. Corvus rozsiadł się wygodnie na krześle, o które oparł się plecami i z zaintrygowaniem patrzył na syna Chione. - Przyznam, że spodziewałem się tego, Silverhand - odparł i od razu kontynuował. - Musisz być świadom, że szukam zastępcy nie tylko do dzielenia się wydawaniem rozkazów w grupie. To ciężka praca, etat niemal 24 na dobę i bardzo często skutkuje to ponoszeniem odpowiedzialności za całą grupę. Jeśli jesteś gotów przeznaczyć swój czas na pracę dla drużyny i nie oczekujesz nic w zamian, sądzę, że możesz być właściwym kandydatem - dokończył, po czym upił łyk napoju. - Zanim jednak podejmę decyzję, poczekam na innych kandydatów, nie chcę robić tego w pośpiechu - poinformował. - Możesz odejść, zanotowałem twoją gotowość - uśmiechnął się lekko w stronę kolegi i wrócił do jedzenia śniadania, gdyż on niestety nie miał tyle czasu co reszta drużyny i niebawem musiał poddać się swoim obowiązkom. Juarez spojrzał po chwili na Sylvię, po czym uśmiechnął się lekko. Ucałował ukochaną i pożegnał się z nią, gdyż musiał oddać się swoim obowiązkom. Ona również po jakimś czasie opuściła pawilon jadalny.
zt Sylvia i Corvus
Alex Silverhand
Re: Wspólna jadalnia Sob 01 Sie 2020, 13:28
Gdy tylko Alex znalazł się obok Corvusa i wypowiedział na głos swoje zgłoszenie, oczywistym stało się, że traktuje swoje słowa bardzo poważnie. Nigdy w końcu nie zdarzyło mu się zawieść ich grupowego. Nie miał też zamiaru zrobić tego i tym razem. Alexander, jeśli już obrał sobie coś za swój cel, nie porzucał tego przy pierwszej napotkanej okazji. Poza tym miał teraz za co walczyć, a może raczej za kogo, więc pozycja prawej ręki Corvusa jak najbardziej mu odpowiadała. To też nie chodzi o to, że Alexander chciał zająć się papierkową robotą i nic poza tym. To nie do końca jego styl, ale przy tym nowym Stanowski, o ile w ogóle je dostanie, miałby szersze pole do manewru, mógłby podpowiedzieć Corvusowi jak możnaby ulepszyć Asklepiosów. W końcu o to tu chodziło, prawda? O jak największy zysk dla ich drużyny. Wprowadzenie dodatkowych szkoleń,na przykład dla medyków, których wciąż było za mało. Alexander uważał, że Asklepiosa to jedna z silniejszych grup, ale wciąż brak im sporo do ideału. Przy jego pomocy mogliby dojść znacznie wyżej, dla ich wspólnego bezpieczeństwa. A jeśli chodzi o poświęcenie się... Co innego miał do roboty? Całymi dniami tylko trenował, więc co za problem trenować z innymi. Pokazać im kilka sztuczek, czy nauczyć czegoś nowego od podstaw? Każdy coś by na tym zyskał, nawet on mógłby nauczyć się czegoś pożytecznego. Jedynym problemem, który Alex mógłby napotkać była Joanne Collins. Sam "Promyczek" nie miałby pewnie nic przeciwko, bo w sumie i tak nie miała nic do gadania, w końcu co ją to obchodzi, ale czuł się z tym źle, że nie poświęci jej każdej swojej wolnej chwili. Takie jednak było życie herosa i choć bardzo go to trapiło to nic nie mógł poradzić. Jo zapewne to zrozumie. A nawet jeśli nie to... Jakoś jej to wynagrodzi. - Dziękuję za wysłuchanie, panie kapitanie. - rzucił tylko w jego stronę i skinął głową, żegnając się ze wszystkimi, którzy siedzieli w pobliżu. Chwycił jeszcze jedno jabłko z ich stołu i opuścił jadalnię szybkim krokiem, zagryzając swoje śniadanie na wynos. Miał dużo do zrobienia, a tak mało czasu.
z/t
Admin
Admin
Re: Wspólna jadalnia Sob 01 Sie 2020, 22:11
Śniadanie dobiegło końca.
Podsumowanie spotkania: + 1 punkt zwykły + 1 punkt boski
Leonardo Petrarca
Re: Wspólna jadalnia Nie 18 Kwi 2021, 16:01
#3 by edit
Nie lubił jeść, ale wiedział, że to pewien, elementarny obowiązek w obozowym życiu. Szkoda. Doprawiony głodówką niekiedy myślał lepiej, czuł się nawet jak jakiś Ceza. Lepiej! Neron, gotów spalić całe miasto dla swojej fanaberii. Cóż, Leonardo raczej zasypałby takie śniegiem, może zamroził i przy tym zapewne umarł z wycieńczenia czy coś podobnego. Chociaż czy jest to poświęcenie, na które był gotów? W obecnej chwili nie, ale może za kwadrans, gdy jakiś natręt zacznie go zaczepiać i zrobi się nieprzyjemnie? Albo chociaż niewygodnie i niekomfortowo dla Leo. Włoch dużo rozmyślał, głównie o tym jak bardzo nie chce tutaj być, ale szybko wrócił na ziemie, w momencie, gdy ktoś go pchną. Bardziej szturchną, zwyczajnie wpadł. Petrarka skomentował to burym pomrukiem, oglądając się czy może przypadkiem poza stratą czasu ucierpiało jeszcze jego ubranie. Na pierwszy rzut oka nie. Tyle szczęścia. Leonardo miał już odejść od tego przypadkowego faceta w poszukiwaniu trunku do swojej kolacji, ale język sam mu gdzieś poleciał i sykną pod nosem - przeprosiłbyś.
Odysseas Spyros
Re: Wspólna jadalnia Nie 25 Lip 2021, 22:20
Od kilku miesięcy Odysseas był już pełnoprawnym herosem i dlatego nieco zmienił swoje podejście względem wielu spraw. Świat szybko go zweryfikował i okazało się, że nie jest takim mocarzem, jak mu się wydaje i że musi nabrać trochę pokory, by w jakikolwiek sposób przeżyć. Nie żeby Viviana wcześniej go przed tym nie ostrzegała, ale najwidoczniej Grek musiał wypróbować wszystko na własnej skórze, by uwierzyć w te wszystkie groźby i ostrzeżenia. Ze swoją trenerką nie miał praktycznie w ogóle kontaktu, bo gdy tylko trening się zakończył Gaviria wróciła do swoich zajęć i raczej nie była chętna do wspólnego organizowania czasu, on też przez natłok tych obowiązków nie był w stanie zagadać. Jedyne co wiedział to to, że Viviana dalej żyje, bo czasem widywał ją na kampusie. Dziś miało się to zmienić. Celowo zerknął w jej plan dnia i dostrzegając okienko w porze obiadowej, postanowił przyłączyć się do niej, realizując dawną obietnicę wspólnego posiłku. Chciał przede wszystkim przeprosić Gavirię za swoje zachowanie i podziękować jej za to, że dzięki niej jeszcze żyje. Wybrał się więc do pawilonu jadalnego, by towarzyszyć Kolumbijce podczas jej przerwy między jakimiś zajęciami, które sobie na ten dzień wyznaczyła. Postanowił nawet ubrać się nieco schludniej niż w zwykły dres, oczywiście nie przesadzając, ot zwykła koszulka i jeansowe spodnie. W dodatku nawet się ogolił, co odmłodziło go o jakieś dziesięć lat. Wyglądał też na bardziej przyjaznego, a to był pierwszy etap do stworzenia dobrego wrażenia. Ponadto zaopatrzył się w butelkę Aguardiente Antioqueño, która była jednym z bardziej lubianych przez ex-trenerkę alkoholem. Kiedy pojawił się w jadalni, od razu rozejrzał się wkoło szukając Viviany, która akurat usiadła do jednego ze stolików we wspólnej części pawilonu, jednak nie miała żadnego towarzystwa. Szybko więc zorganizował sobie posiłek w formie steku z sosem barbeque, frytek oraz sałatki greckiej. Podszedł do stolika, przy którym siedziała kobieta i usiadł na przeciwko, nie pytając się jej o zdanie. - Dziś chyba jest ten dzień, w którym wspólnie zjemy - rzucił niby zabawnie, ale widząc jej standardową reakcję, czyli patrzenie na niego jak na debila, od razu tylko uśmiechnął się i przyjął postawę bardziej neutralną. - Zanim mnie zwyzywasz albo wbijesz mi widelec w oko, chciałem ci podziękować za trening. Dzięki tobie jeszcze żyję i chciałem przeprosić za bycie durniem. Dalej nim jestem, ale już trochę mniej i to też twoja zasługa - zakończył pierwszą część, by zaraz pokazać jej mały pakunek w formie torebki prezentowej, w której znajdowała się butelka Aguardiente Antioqueño. Położył ją na stół i przysunął w kierunku Viviany. - To dla ciebie, za cierpliwość. Niewielką, ale jakąś - zażartował na koniec i przestał się odzywać, jak nie on. Po prostu skupił się na swoim posiłku.
Gdy tylko trening z Odyseuszem dobiegł końca, Kolumbijka niezwłocznie udała się do generała. Poinformowała go, że to było powyżej jej granic możliwości i więcej nikogo zawodowo trenować nie będzie. Co innego, gdy wpadnie ktoś do niej poprosić o trening czy radę, a co innego szkolić na co dzień. Kolejna osoba może paść trupem, więc zgodnie z prośbą (bo wcale to nie był rozkaz) wyszkoliła półboga, którego większość się obawiała. Nie zabiła go, nauczyła go wszystkiego po trochu i poza brakiem mózgu, jakieś umiejętności prezentował. Zrobiła mu na koniec przecież niezłą rundę wykańczając go niemal ze wszystkich sił życiowych. Na szczęście układ wciąż był aktualny i mogła wrócić do programowania dla obozu i robienia innych rzeczy nie wymagających za wielkiego kontaktu z ludźmi. O Greku nie myślała w ogóle, ale to też żadne wyróżnienie, bo kobieta myślała nawet od czasu do czasu o bardzo małej liczbie osób. Żyjących to już w ogóle. Dzisiaj był dzień jak co dzień czyli przed ekranem laptopa. Wyznaczyła sobie jednak przerwę między pracą, a zarezerwowaną strzelnicą. Miała ochotę sobie nieco postrzelać, ostatnio tego nie robiła. Gaviria może i nie ubierała się "zgodnie ze swoim wiekiem", ale kto w tym obozie to robił? Usta niemal jak zawsze, pomalowane miała mocną czerwienią trwałą pomadką, by ani picie ani jedzenie nie było jej straszne. Gdy w końcu nadszedł koniec pracy, od razu skierowała się do pawilonu jadalnego na obiad. Miała ochotę na konkretne danie i choć najlepiej byłoby je przygotować samemu, nie chciało jej się. Uśmiechnęła się jednak do kucharza i ładnie poprosiła o bandeja paisa chwaląc przy okazji, że ostatnio kolumbijskie danie wyszło znakomicie. Nie śpieszyło jej się, więc zajęła stolik na uboczu i przeglądając telefon czekała na swój talerz. W końcu ten się pojawił, a kobieta od razu przeszła do jedzenia. Ludzi na szczęście nie było za dużo, więc żadne hałasy nie zakłócały jej spokoju. Gdy kątem oka dostrzegła, że ktoś się dosiada, podniosła głowę, by zaraz unieść lekko jedną brew. - A dlaczego miałabym jeść z tobą? - spytała kompletnie nie pamiętając o obietnicy złożonej miesiące temu. Nie zamierzała jednak od razu go zabijać, a jedynie przegonić. Musiała jednak sama przed sobą przyznać, że wyglądał trochę inaczej i nie chodziło tu o brak brody. Wyglądał dojrzalej, jakby przez te kilka miesięcy życie go styrało bardziej jak przez całe życie bycia gangusem. Na jego następne słowa, uniosła tylko brew bardziej i już miała coś nawet odpowiadać, kiedy przesunął torebkę prezentową w jej kierunku. Bez krępacji zajrzała do środka, by skinąć głową w podziękowaniu będąc jednak w lekkim szoku, że zapamiętał nazwę alkoholu. Już pomijając fakt, że jej podziękował i coś kupił. - To były wyżyny mojej cierpliwości - skomentowała uśmiechając się lekko w rozbawieniu i wracając do posiłku. Wszak przypomniał jej o umowie, a że danego słowa nie zamierzała łamać nawet z nim, to mógł jej w istocie dzisiaj towarzyszyć. Oby tylko potrafił jeść jak cywilizowany człowiek i nie mówił za dużo.
Odysseas Spyros
Re: Wspólna jadalnia Nie 08 Sie 2021, 22:34
Odysseas spodziewał się złego przyjęcia, bo po pierwsze była to Viviana Gaviria, nie jakaś tam cizia, a po drugie sam sobie zapracował na takie oschłe słowa. Nie zraził się jednak jej pierwszym komentarzem, bo wiadomym było, że musi zapracować na jej sympatię, o ile w ogóle coś takiego będzie mieć miejsce. Bardziej chyba jednak myślał o tolerancji i przede wszystkim o tym, by zmazać te złe wrażenie, które pozostawił po sobie. - Kiedyś mi to obiecałaś - przypomniał, choć sam nie pamiętał przy okazji którego treningu się na to umówili. Niemniej jednak wiedział, że Gaviria się zgodziła, toteż pociągnął temat i znalazł się dziś przy niej w pawilonie jadalnym. Co prawda nie spodziewał się żywej dyskusji, ale liczył na to, że uda im się chociaż nawiązać kontakt. Jakby nie patrzeć, Viviana była mu chyba najbliższa w tym obozie, bo to z nią spędził najwięcej czasu na samym początku przygody z nim. Później co prawda poznał innych półbogów, ale jednak to Gaviria była jego pierwszą, jakkolwiek to nie brzmi. Kiedy usłyszał jej odpowiedź, a następnie dostrzegł ten uroczy uśmiech, upewnił się w tym, że postąpił właściwie i że prawdopodobnie droga do Viviany byłaby dużo łatwiejsza, gdyby od początku nie zachowywał się jak debli. Z drugiej strony, czy naprawdę trzeba było spędzić ponad pół roku w tak niebezpiecznym miejscu, żeby zrozumieć tak prozaiczne kwestie? - Aż dziwne, że jesteś informatykiem - przyznał, bo z taką cierpliwością to córka Hodra średnio nadawała się na jakiekolwiek fuchy, które wymagały aż takiego opanowania. Nie krytykował jej, ale było to dla niego po prostu dziwne. Z drugiej strony, może chodziło tutaj o kwestie, że kod jej nie wkurzał swoją gadaniną? Jakby nie patrzeć jestestwo było dla niej znośne, dopiero kiedy ktoś zaczynał się odzywać Viviana traciła cierpliwość. Jadł w spokoju, zerkając co jakiś czas na Gavirię, która nawiasem mówiąc wyglądała bardzo dobrze w tym casualowym wydaniu. Grek już dawno dostrzegł jej piękno, co trudne przecież nie było, ale im dłużej się jej przypatrywał, tym bardziej brunetka mu się po prostu podobała. Nie mówiąc już o tym, że podkreślenie ust intensywną czerwienią było czymś, co syn Chione wręcz ubóstwiał u kobiet. Tym bardziej u takich, które poza ustami miały też wszystko co trzeba, by uznać je za bardzo seksowne. - W domu też mam jedną butelkę. Jakbyś kiedyś nie wiedziała, gdzie szukać - zasugerował, choć w tym momencie mógł zostać źle zrozumiany. Nie miało to podtekstu seksualnego, ale Viviana mogła to tak odczytać, dlatego też zanim zaczęła się zastanawiać nad sensem tego zdania, od razu dodał: - Zapraszam, gdybyś miała ochotę się na kogoś wydrzeć oczywiście - zaśmiał się cicho i wrócił do jedzenia. Zaraz jednak znowu się odezwał, bo przecież był to Odysseas. - Muszę to powiedzieć. Jesteś zjawiskowo piękna, dziękuję - ukłonił się lekko z pozycji siedzącej i jak gdyby nigdy nic wrócił do konsumpcji, co jakiś czas zerkając na Gavirię i jeśli ich spojrzenia się spotkały, to nawet raczył ją swoim dużo przyjaźniejszym uśmiechem niż ostatnio.
Viviana Gaviria
Re: Wspólna jadalnia Sro 11 Sie 2021, 16:01
- Faktycznie - mruknęła jedynie w odpowiedzi przypominając sobie tą sytuację. Westchnęła więc tylko lekko i wskazałaby mu krzesło, gdyby nie rozsiadł się tam z dupskiem dobre kilka sekund wcześniej. Dzisiaj przyszło jej zmierzyć się z konsekwencjami głupiego palnięcia obietnicy, której myślała, że nigdy nie będzie musiała spełnić. Może facet się postara i nawet nie będzie próbowała go zabić? W końcu to już może, skoro nie trenowała go, prawda? Zerknęła na niego rozbawiona, by zaraz wrócić do neutralnego wyglądu twarzy. Odezwała się jednak dopiero, gdy upiła nieco swojego napoju. Wina, a jakże. - Kody nie pieprzą głupot. Są zaskakująco ciche - wyjaśniła cały swój sekret w byciu informatykiem. To nie chodziło o całkowity brak cierpliwości, a ten do ludzi. Zwłaszcza takich, którzy gadali trzy po trzy i skupiali się nie na tym, co do nich należało. Między innymi dlatego już nie pracowała w ogólnodostępnym miejscu, bo niektórzy potrafili tak nawijać, że kurwicy i tak dostawała. W domu nikt jej pracy nie zakłócał. Kolumbijka wiedziała, że gdyby tylko dała sygnał światu, że jest taka możliwość, to odważnych adoratorów miałaby naprawdę sporo. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego piękna, jednak ono przestało mieć znaczenie prawie dwa lata temu. Dba nadal o siebie, bo nie potrafi tego nie robić, ale to taka sama czynność jak spanie czy jedzenie. Na ogół żadnej satysfakcji większej z tego nie miała. Uniosła lekko jedną brew na jego tekst, by zaraz wywrócić oczami z lekkim uśmiechem. - Nie ty jeden chciałbyś bym zwróciła na ciebie uwagę na tyle, by chociaż ryknąć na ciebie - powiedziała pewna siebie, lecz zaraz parsknęła cicho śmiechem. - Dziękuję. Jak będę zdesperowana to skorzystam - dodała zaraz pół żartem pół serio, bo przecież nie uważała faceta za dobre towarzystwo. Jeden wieczór na weselu i teraz całkiem przyzwoite zachowanie o niczym nie świadczyło. Tak samo jak kilka bardziej udanych treningów. Nie żeby jej znajomi - za dużo ich nie było prawdę mówiąc - nie byli wyszczekani, ale Odys jeszcze nie był tak blisko by była w stanie to akceptować. - Powtarzasz się - mruknęła tylko w odpowiedzi na komplement nie przerywając posiłku. Starała się skupić na swoim posiłku i solidnej porcji wina w swojej lampce. Szybko się jednak okazało, że zaczynając szybciej posiłek i zdecydowanie mniejszą porcję jak mężczyzna, szybciej też skończyła jeść. Odsunęła więc talerz i oparła się wygodnie o krzesło sącząc wino. - Jak misje? Widzę, że kompani ciebie nie zabili jeszcze. Brawo - o dziwo sama się odezwała, ale wolała to, niż gapić się jak je. Mogła co prawda wyjść, ale skoro obiecała wspólny obiad, to wypadałoby aby i on zjadł. No i miała jeszcze wino.
Odysseas Spyros
Re: Wspólna jadalnia Sro 18 Sie 2021, 21:10
Odysseas nie wątpił w to, że gdyby Viviana nie była za przeproszeniem "taką suczą" to wokół siebie miałaby legiony oddanych adoratorów, którzy byliby gotowi zabić generała i zarządców, byleby tylko spełnić zachciankę Gavirii. Ta jednak z wiadomych względów trzymała wszystkich na dystans i prawdę powiedziawszy, im dłużej Grek myślał o tragedii, która spotkała kobietę, tym lepiej ją rozumiał i nabierał do niej jeszcze więcej respektu. Tak czy inaczej miał go do niej bardzo dużo, o ile nie najwięcej względem wszystkich obozowiczów, ale takie wydarzenia kształtowały charakter. Sam fakt podniesienia się po takiej stracie był godny podziwu. - Czasami jak jest za cicho, to nie jest to dobry znak - wzruszył ramionami, konfrontując się tym samym z jej tezą. On sam nie widział niczego fajnego w programowaniu, toteż łatwo było mu odnosić się do tej kwestii właśnie w taki sposób. Komputer nie zastąpi ci relacji międzyludzkich i choć Odysseas w życiu trochę nabroił, tak nigdy nie żałował tego, że czasem zaufał nie tym co trzeba. Taki już był urok interakcji z kimkolwiek, o czym Viviana zdawała się trochę zapominać. Uśmiechnął się rozbawiony, bo nietrudno było sobie wyobrazić rzeszę fanów, która tylko czekała na jakąkolwiek, nawet śladowej ilości reakcję ze strony Viviany, która oznajmiłaby tym samym, że dostrzegła jakiegoś adoratora. Nie zaszkodziło jednak poinformować o tym, że butelka jej ulubionego alkoholu znajdowała się u niego w mieszkaniu. W dniu końca ostatecznego czy w jakiejś innej czarnej godzinie, ta wiedza mogła okazać się nieoceniona. - Nie życzę ci desperacji, ale jak już się w niej znajdziesz, to nie będę narzekać - trochę odbił piłeczkę, bo mimo spokornienia, pozostało jeszcze coś po tym jego aroganckim pazurze. Nie sądził, że komplement zrobi na niej wrażenie i rzeczywiście przeszedł on bez echa, ale też chwilę ją obserwował, chcąc dostrzec choćby ułamek jakiejś reakcji, która pozwoliłaby mu myśleć, że sprawił jej tymi słowami przyjemność. - To znaczy, że te komplementy są szczere, Viv - odparł pewien siebie, uśmiechając się zalotnie. Nie doczekawszy się żadnego uśmiechu na komplement z jej strony, wrócił do jedzenia. Viviana za to skończyła swój posiłek i odsunęła talerz, ale o dziwo nie odeszła od stołu, tylko zagaiła. Spyros przełknął kolejny kęs, po czym zastanowił się chwilę, przypominając swoje ostatnie intensywne tygodnie. - Popierdolone - odpowiedział z przekonaniem i chyba w pełni oddawało to jego stosunek do całego tego boskiego świata. - Mogłem zginąć już chyba jakieś cztery razy. I za każdym razem przez innego potwora - pierwsze tygodnie miał bardzo intensywne, bo musiał w relatywnie krótkim czasie zacząć nabierać doświadczenia, a nie dało się tego zrobić inaczej niż poprzez wysyłanie go na patrole i misje. - Wcale się nie dziwię, że wolisz pracę przy komputerze - wzruszył ramionami i wrócił na moment do jedzenia. - Chociaż ty pewnie masz na koncie jakieś... niecodzienne bestie? - zabrakło mu słowa, bo kontekst był taki, że chodziło mu o rzadkie i potężne. On najsilniejszego jakiego spotkał to minotaura, który był uważany raczej za takiego typowego średniaka.
Viviana Gaviria
Re: Wspólna jadalnia Wto 24 Sie 2021, 16:09
- Ja tam lubię ciszę, nie przepadam za ludźmi - unikała tłumów, a zwłaszcza miejsc pełnych dzieci, gdzie mogła usłyszeć ich śmiechy i wesołe piski. To jej działało na nerwy najbardziej, bo najmocniej przypominało o jej własnej pustce i dzieciach. A mimo tego z jakiegoś powodu zgodziła się być rodzicem zastępczym dla dzieci Nero. Sama straciła męża i dzieci, dlatego zamiast niańczyć bliźniaków, planowała chronić całą rodzinę jak tylko będzie potrafiła. Wiedziała, że Giotto to one-man army, ale pomoc nigdy nie zaszkodzi. Uniosła tylko jedną brew i uniosła lekko kącik ust, gdy skomentował jej ewentualną desperację. Nie planowała jego odwiedzać i z nim pić, ale jeśli nastanie dzień, w którym w sklepie online będą braki, to pewnie do niego wpadnie. Czy to po to, by się napić czy aby wymusić, by oddał jej butelkę, to go nie zabije. Zobaczą, co przyszłość przyniesie, ale przyjacielskiej relacji to im nie wróżyła. - Okej, mam to gdzieś - czy poważnie uważał ją za atrakcyjną? Nie byłaby zdziwiona, ale to nie robiło na niej żadnego wrażenia. Mógł dla niej równie dobrze kłamać, by się podlizać i dla Kolumbijki różnicy by nie było. I tak miała w dupie to, że jacyś faceci uważali ją za atrakcyjną i pewnie chcieli ją przelecieć. Ich problem, nie jej. Opierała się wygodnie o oparcie i sączyła wino słuchając jego dość krótkiej opowieści. Z doświadczenia bardziej spodziewała się barwnych postaci podjaranego faceta, że te bestie to nie mit i istnieją. No i przeżył starcie z nimi. Może Grek nie był aż taki głupi, na jakiego wyglądał? - Nie wolę. Lubię zabijać skurwysynów i jestem w tym zajebista. Ale skoro bogowie mają wyjebane w porządne chronienie swoich dzieci, ja mam wyjebane w to, by pilnować, żeby potwory nie wpierdoliły ludzi - wzruszyła lekko ramionami prezentując swoje poglądy. W imię czego miała się poświęcać? Jak się okazuje nawet obóz nie był taki super bezpieczny, więc ona nie zamierzała im iść na rękę. Robiła jedynie tyle, by jej stąd nie wyjebali. - Znalazłoby się kilka - przytaknęła na jego pytanie rozumiejąc, o co mu chodzi. Kiedy kelner przechodził wskazała mu na swoją pustą lampkę, bo Odys jeszcze nie zjadł swojego posiłku. Strasznie się ociągał, ale skoro tak, to ona jeszcze zadowoli się kolejną lampką wina.