Alaude Laborde Sob 13 Cze 2020, 19:29 | |
| Alaude Gaetan Laborde Wiek i data urodzenia: 35 lat - 19/06/1988 Boski rodzic: Magni Pochodzenie: Nicea, Francja Staż w obozie: 25 lat Ranga: Mieszkaniec obozu Specjalizacja: Wojownik Rafael Lazzini Wizerunek Wojownika poznaje się po bliznach, a te zdobią ciało Alaude jak żadne inne. Uważa je za swoją największą zdobycz i najważniejszą cechę aparycji, dlatego od nich zaczyna się ten opis. Zszycia na każdym przedramieniu po wewnętrznej ich stronie, szew na wysokości klatki piersiowej w okolicach mostka, pionowa rysa ciągnąca się od lewej piersi aż do podbrzusza i trzy kolejne na plecach po skosie licząc od prawego barku aż do pośladków. To wszystko efekty wieloletnich zadań Alaude, który często ryzykował i tym samym cierpiał, choć dla niego była to przecież największa zabawa! Ciemny blondyn, choć gdy się spyta go o kolor włosów, czasem odpowiada, że jest brunetem a czasem, że blondynem. Oczy ma szare, które często ukazują jego obojętny stosunek do wszystkiego. Ma na swoim ciele kilka tatuaży różnych wzorów. Rzeźba to jego chluba, gdyż od samego początku dba o swoje ciało i kiedyś myślał nawet o modelingu. Chce by rywale i wrogowie pamiętali, że pokonał ich prawdziwy przystojniak z klasą. Ubiera się zgodnie ze swoimi widzimisię gdy ma wolne. Preferuje stroje bojowe, bo on wiecznie jest w pracy! Charakter Tykająca bomba i agresja, te określenia najlepiej opisują charakter Laborde. Jest osobą impulsywną, wybuchową i zawsze prowadzi do konfliktów, najczęściej fizycznych. Posiada duszę wojownika, ale nie ma ona w sobie nic z kanonu rodem z samurajskich krain. Dla niego walka znaczy tylko jedno: “kto ostatni stoi, nic więcej” i tym też kieruje się w swoim życiu, dlatego niestraszne mu tanie chwyty czy podłe zagrywki, mogące pomóc mu w osiągnięciu celu. Łapie się każdej możliwości, byleby tylko wyjść ze starcia zwycięsko i jeśli umiejętności nie wystarczą, posunie się nawet do najgorszych chwytów, byleby wygrać. Nikt wszakże nie pamięta o przegranym, a on ma ogromną potrzebę udowodnienia światu, iż jest kimś wyjątkowym. Zainspirowany opowieściami o bohaterskich herosach, łowcach i wojownikach, postanowił zostać jednym z nich, co objawia się postawą gotową do starć w każdej chwili. Nigdy nie odmawia walki, nie odmówi misji, ani też nie ucieknie od potwora, nawet jeśli ma nikłe szanse na przeżycie. Pycha i arogancja nie raz nie dwa wprowadziły go w kłopoty, ale zawsze udawało mu się jakoś wykaraskać. To, że żyje świadczy o tym, iż udało mu się pogodzić swój charakter z otaczającym go światem. Blizny być może są ostrzeżeniem, ale to już inna historia. Obietnice traktuje pobieżnie, gdyż liczy się dla niego tylko jego własny interes. Nie jest skory do współpracy i dlatego często wysyła się go do prostych zadań destrukcyjnych, które nie wymagają zbyt wiele strategii. Nie posiada w sobie dostatecznej charyzmy, by przewodzić i nie jest też typem lidera. Nie obchodzi go władza - ani ta w Asgardzie, ani ta na Olimpie, ani też ta obozowa. Wszystko robi po swojemu i choćby sam Tyr chciał go zaciukać, on i tak sprawę rozwiąże tak jak on to uważa za stosowne. Nigdy nie odmawia starć, jest cyniczny i oschły, czasem jednak bawi się życiem, dlatego jego życie towarzyskie jest bujne - kochanek miał równie wiele co ofiar na koncie, z tym, że ofiary notuje, bo to jego małe zboczenie. Zapisuje każdego zabitego stwora w swoim notesie, gdyż chce zostać pierwszym herosem, który ubije je wszystkie! Ma jednak też kilka pozytywnych cech takich jak niezłomność czy bycie tytanem treningu. Odpowiednio pokierowany będzie dobrym kompanem do picia, walki czy seksu, o czym sam otwarcie mówi. Nie istnieją dla niego tematy tabu, ale sam nie jest jakimś wybitnym erudytą, dlatego częściej odpowiada niż pyta. Dzień zaczyna i kończy treningiem. Jego największa wada? Potrzeba udowodnienia światu swojej wyjątkowości, siły i potęgi. Kiedyś może go to wpędzić do grobu. Z drugiej strony - laski na to lecą, a on nigdy sobie nie żałuje fizyczności z nimi, w końcu istnieją inne formy fajnego wysiłku fizycznego. Post Alaude nie mógł się doczekać wyprawy, na którą szykował się od kilku dni. Nieopodal obozu zauważono cyklopa, którego Laborde nie miał jeszcze na swojej łowieckiej liście, dlatego czym prędzej chciał udać się poza barierę, by jak najszybciej dodać do swojej kolekcji tytuł “pogromcy cyklopów”. Choć od ostatniego zadania nie minęło dużo czasu, nie chciał popaść w stagnację, dlatego zgłosił się na ochotnika do tego zadania i będąc pewnym swoich umiejętności oraz stanu zdrowia, postanowił w pojedynkę wytropić jednookiego, co wobec jego tropicielskich zdolności nie było trudne. Zabrał ze sobą wszystko to, co heros bierze na taką wyprawę - plecak z prowiantem, zapasową broń oraz butelkę najlepszego trunku jaki pił: butelki burbonu. Od czasu feralnej misji z troglodytą, który rozbił jeden z jego najcenniejszych okazów, był w gotowości i nie pozwalał na to, by jego ukochanym napojom wyskokowym coś złego się działo. Narzucił na swe ciało lekką zbroję oraz wygodne, skórzane spodnie, które wobec przeciętnej, jesiennej pogody na zewnątrz, były idealną ochroną przeciw deszczowi. Nie był co prawda z cukru, ale jego żywiołem była błyskawica, nie woda. Pamiętał słowa Tyra, który kłapał dziobem jak najęty, ostrzegając go, jaki to cyklop nie jest zły i niedobry. Była to istota rozumna o niemal ludzkiej inteligencji, co powodowało, że Laborde jeszcze bardziej ekscytował się starciem. Przeważnie bestie opierały swe ataki na instynktach gatunkowych, a tutaj mógł mieć do czynienia nawet z pewnego rodzaju strategią. Pytanie tylko czy trafi na jakiegoś cyklopa, który ma na koncie wiele ofiar, czy jest to zwyczajna porażka i czarna owca, która zabłądziła i znalazła się na obrzeżach obozu. Wszakże żaden heros nie miał z nim jeszcze do czynienia, a na jego ślad trafili oni poprzez serię porwań bydła nieopodal East Lansing, co skłaniało się tylko ku rozumnym jednookim gigantom, wszakże krowy były ich przysmakiem. Alaude tropił cały dzień, robiąc sobie krótkie przerwy na odpoczynek, układanie sobie wszystkiego w głowie oraz jedzenie, bez którego nie mógł się obejść. Pierwszy dzień jednak nie przyniósł oczekiwanych efektów, a sam syn Magniego przeklinał się w myślach za to, że nie wziął ze sobą żadnego satyra. Wtedy łatwiej byłoby zwabić potwora gdzieś bliżej, a nie bawić się z nim w berka. Swoją drogą, przypomniało mu się polowanie na krokodyle w Nilu razem z Ragnarem, który pokazał mu tajniki uderzania prosto w czerep gada. Niemniej jednak Alaude znalazł odpowiednie miejsce na nocleg i postanowił przycupnąć, by nie tylko jeszcze raz zweryfikować wszystkie poszlaki, ale również by skosztować burbonu, który właśnie wyciągnął z plecaka. Rozpalił ognisko i upiekł sobie kawałek mięsa, który doprawił ostrą mieszanką przypraw zabraną ze swojej kuchni. Wziął do tego dwa ziemniaki, bo przecież taki skrobiojad jak on nie mógł pozwolić sobie na to, by kosztować mięso bez ziemniaka. Upiekł go zatem w popiele, co było starym rodzinnym przepisem, jaki jeszcze matka zdążyła mu przekazać, gdy żyła. Obrał górną część kartofla, wyjął plastikowy widelec i zaczął wyjadać miękkie wnętrze, które co jakiś czas doprawiał przyprawami, których użył do mięsa. Zaczął również podgryzać świetnie wysmażony kotlet z wołowiny i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gdy konsumował krowinę, zobaczył, że naprzeciw niego stoi… krowa i po prostu mu się przygląda. Graves zmarszczył brwi i potrząsnął głową, mrugając kilka razy, bo zdawało mu się, że ma zwidy. Bydło na takim pustkowiu? Środek lasu to nie był wybieg dla krów. Ponadto dość niefortunnie wyszło z tym jedzeniem mięsa, bo mógł przecież konsumować krewnego tego biednego zwierzęcia. Rzuciło to jednak całkiem nowe spojrzenie na sprawę. Możliwości były dwie: albo jakiś ranczer nie policzył swych krów, co było mało prawdopodobne. Albo Alaude ma tyle szczęścia, że natrafił na siedlisko jakiegoś potwora, być może nawet cyklopa, którego szukał i ma tym samym szanse na wykonanie zadania. Dokończył więc kolację, zgasił szybko ogień, przepłukał przełyk burbonem, by nic nie stało mu na żołądku i zerwał z szyi naszyjnik, który zamienił się w elegancki sai. Z paska odpiął drugi egzemplarz, niemal identyczny tej broni i obrócił nimi w dłoniach, by zapoznać się na nowo ze znanym sobie osprzętem. Ruszył przed siebie, uważnie zwracając uwagę na miejsca, w których stawia swoje kroki. Choć było ciemno, księżyc pozwalał mu jako tako orientować się w przestrzeni i oświetlał mu co nie co drogi, a drzewa nie zasłaniały mu tych nielicznych promyków, przez co nie potykał się, ani też nie szeleścił mocno, ani też nie zahaczał o gałęzie czy inne krzaki, mogące zdradzić jego pozycję. Zszedł w dół, widząc małą kotlinkę przed sobą i uśmiechnął się, gdy zobaczył jaskinię, z której wydobywało się światło. Spodziewał się, że tam może znajdować się jego cel i już miał zamiar przygotować plan ataku, gdy nagle krowa zamuczała i tym samym zwróciła na siebie uwagę stwora, będącego w środku. Z jaskini wyszedł cyklop, najpewniej ten, którego Laborde szukał, a skoro krowa i tak wydała z siebie już jakiś dźwięk, to syn Magniego nie mógł pozostać temu obojętny. Chuj z taktyką, trzeba nacierać od razu! - Ty durny jednooki spaślaku! - wykrzyczał w stronę nieco otyłego cyklopa, zrzucając z siebie zbroję i eksponując tym samym swój umięśniony tors. - Wiesz jak się nazywa cyklop z połową mózgu? Geniusz! - dodał kolejny raz głośno, kpiąc z przeciwnika. Ten najwidoczniej zrozumiał żart i się rozwścieczył, co dało Alaude czas na przygotowanie szybkiej kontry. Kilkumetrowa bestia rozpędziła się w stronę herosa i już miał zamiar uderzyć go drewnianą maczugą, czego on jednak uniknął odskokiem w bok. Zlekceważył jednak wroga i został pochwycony wolną dłonią, na co musiał reagować równie szybko. Przekręcił saie w dłoniach, by ostrzami kierowały się w dół i wbił je kilkukrotnie w rękę jednookiego, co pozwoliło mu na wyswobodzenie się z uścisku. Potwór ryknął i zamachnął chaotycznie maczugą, chcąc zgnieść potężnym uderzeniem syna Magniego. Ten jednak wykorzystał moment i przebiegł pod nogami, kierując się w stronę pobliskiej skalnej ściany. Cyklop ruszył za nim, a to dało z kolej możliwość do tego, by w odpowiedniej chwili Laborde wytworzył wiązkę energii elektrycznej, która trafiła prosto w oko rozpędzonego potwora. Ten stracił równowagę podczas szarży i uderzył głową o skalną ścianę, co ogłuszyło go i spowodowało również uklęknięcie cyklopa. Alaude skorzystał z okazji i wbiegł na plecy bestii, korzystając z jego pięty, a następnie i łydki, finalnie uzyskując równowagę. Trzymał saie tak jak poprzednio i wbił je natychmiast w tył głowy cyklopa, co wywołało ogromny ból u bestii i chaotyczną próbę chwytu za pomocą rąk. Potwór próbował pochwycić syna Magniego i udało mu się to, czego Laborde nie przewidział. Jednooki wyrzucił go na kilka metrów, a sam heros uderzył plecami o drzewo, a przy okazji poharatał sobie prawą część twarzy, która miała kontakt z gałęziami. Potrząsnął głową i podniósł się, czując jak łupie go w krzyżu i to mimo hartu ciała. - Kurwa… - wysyczał, zbierając siłę na kolejną część starcia. Cyklop wyciągnął oba saie ze swojej głowy i wyrzucił je na bok, a sam Alaude musiał zacząć improwizować. Broń została w plecaku, który zdjął tuż przed rozpoczęciem walki i była zbyt daleko, by teraz się po nią udać. Musiał więc odzyskać saie i za ich pomocą pokonać cyklopa. Potwór pochwycił maczugę w prawą rękę i rozbiegł się znowu, tym razem nieco bardziej rozważnie, gdyż ponowny atak błyskawicą w przekrwione oko nie spowodowało staranowania drzewa. Cyklop zatrzymał się i przetarł oko, które robiło się coraz bardziej czerwone od ataków Laborde. Nagle heros poczuł pod sobą coś mokrego. Spojrzał na dół i dostrzegł mały potok, w którym był zamoczony. W jego głowie zrodził się prosty plan wykorzystania fizyki i reakcji, gdyż woda była znakomitym przewodnikiem prądu. - Cyklopa z zawałem jeszcze nie widziałem. Będzie tobą telepać? - zaśmiał się ponownie z nadwagi potwora, prowokując go i gdy ten ruszył do przodu, Laborde szybko wyszedł z wody i czekał. Gdy gołe stopy jednookiego stały już w wodzie, syn Magniego wystrzelił piorun o sporej sile, mający wywołać reakcję łańcuchową i tym samym porazić mocno cyklopa. Ten został porażony, a sam Alaude skorzystał z okazji i pognał po swoje saie, które na szczęście nie zostały zniszczone. Widząc, jak cyklop ciężko podnosi się po tym ataku, dobiegł do niego, ponownie wskoczył na jego plecy i wbił ostrza tym razem w inne miejsca w głowie, wywołując ogromny ból i paniczną szarżę bestii, która nieświadomie biegła wprost w mały wodospad. W ostatniej chwili Laborde wykonał salto do tyłu, wyciągając z głowy jednookiego saie i gdy tylko ten zaliczył dzwona, natychmiast wystrzelił kolejną wiązkę ładunków elektrycznych, tym razem prosto w głowę upadającego stwora, która została zmoczona strumieniem z wodospadu. Sfajczył mu tym samym mózg i potwór padł nieżywy, a sam Alaude był dumny ze swojego dokonania, gdyż podobała mu się ta walka. Na dowód wykonania zadania, wyciął oko cyklopa, które potem przekazał Tyrowi. Trzeba było widzieć minę boga, gdy zobaczył przekrwione oko potwora. Niby widok nie zrobił na nim wrażenia, ale jednak niesmak było widać na twarzy jednego z zarządców obozu. Alaude za to poszedł się ogarnąć, a później pić! Może akurat wyrwie jakąś blondynę. Ciekawostki |
|