Alva Elin Bergman DpyVgeN
Alva Elin Bergman FhMiHSP


 

Alva Elin Bergman

Alva Bergman
Alva Bergman
Alva Elin Bergman Sob 13 Cze 2020, 17:02


Alva Elin Bergman
Wiek: 20 chłodnych zim
Pochodzenie: Tromsø, Norwegia
Staż w obozie: 10 lat
Rodzic: Hel
Drużyna: Tyra
Ranga: zastępca kapitana
Zajęty wygląd: Alissa Salls
Wygląd
Mała, drobna i zapewne niegroźna - niejednokrotnie słyszałam skierowane w swoim kierunku akurat te słowa, które okazały się możliwie najgorszą oceną. Może i nie mam bardzo mocnego uderzenia, jednak przy wadze, którą niejeden nazwałby piórkową, gdyż to tylko sześćdziesiąt dwa kilo przy metrze siedemdziesiąt wzrostu, moje pierwsze uderzenie sprawdza się idealnie jako element zaskoczenia. Swoją drogą, sama waga jest prawidłowa, chociaż mówią, że jestem niesamowicie chuda i na pewno mam anoreksję. Blada cera, czasem wydająca się być wręcz trupiobladą, której za nic nie mogę opalić, bo od słońca dostaję tylko czerwonych plam, znikających po pewnym czasie, dla wielu jest oznaką braku witaminy D - tak, oczywiście; to tylko dar od mojej kochanej, boskiej mamusi. Ciemne, praktycznie kruczoczarne włosy oraz to jedno, białe pasmo, które, w zależności od sytuacji, upinam wraz z innymi włosami, bądź zostawiam luzem, a jak już tak jest, to głównie po to, żeby inni mieli świadomość, dlaczego lepiej do mnie nie podchodzić, jeżeli brak emocji na twarzy czy trupia bladość ciała jeszcze ich nie przekonały. Przechodząc do tych bardziej kosmetycznych cech mojego wyglądu; w zależności od mojego nastroju maluję się albo bardzo mocno i tylko na ciemne barwy, sprawiające, że i tak ciemne oczy nabierają jeszcze ciemniejszego odcienia; albo decyduję się jedynie na podkreślenie rzęs, co i tak daje odpowiedni efekt. Kolczyk w nosie, częściej subtelny i mało zauważalny. Swoje ciało mam przyozdobione tatuażami wszystkich, dwudziestu czterech nordyckich run: Fehu na małym palcu prawej dłoni po zewnętrznej stronie; Uruz na środkowym palcu lewej dłoni po zewnętrznej stronie; Thurisaz na środkowym palcu dłoni prawej po zewnętrznej stronie; Ansuz za prawym uchem; Raido pod lewą kostką; Kaunaz pod kciukiem lewej dłoni; Gebo pod lewą, wystającą kostką dłoni; Wunjo na małym palcu lewej dłoni po zewnętrznej stronie; Hagalaz bliżej serca, pod lewym obojczykiem; Nauthiz tuż nad piersiami, na mostku; Isa tuż pod piersiami; Jera na palcu serdecznym prawej dłoni, po zewnętrznej stronie; Iwaz za lewym uchem; Pethro nad Hagalaz, bardziej pod obojczykiem; Algiz pod prawym obojczykiem; Sowelu obok Algiz; Teiwaz na palcu wskazującym dłoni lewej po stronie zewnętrznej; Berkana na środku prawego nadgarstka; Ehwas na środku lewego nadgarstka; Mannaz pod Iwaz; Laguz na palcu wskazującym dłoni prawej po zewnętrznej stronie; Ingwaz pod Berkaną; Dagaz pod Ingwaz oraz Othilia pod prawą kostką.  Do tego, mam wytatuowanego kruka na udzie, Vegvisir i Ægishjálmr na ramionach, Valknut i Yggdrasil na lewym ramieniu.
Czasami słyszę też komentarz, że mogłabym się częściej uśmiechać, bo straszę tych najmłodszych w obozie, najczęściej jak jakiś przechodzi obok. Posyłam mu tak radosny uśmiech, że ucieka z przerażeniem, na co słyszę komentarz już lepiej, jak masz to swoje bitch face.
Charakter
- Zimna, wredna, bezczelna…
- Ale tak wierna i lojalna, jak mało kto w tych czasach. Poza tym, to twoja wicekapitan.


Może i na pierwszy rzut oka nie wydaję się być przesympatyczną osobą, bo taką nie jestem, ale czy to automatycznie skreśla mnie jako osobę i sprawia, że ludzie przypisują mi mnóstwo cech jedynie na podstawie mojego wyglądu i świadomości, czyją jestem córką? Przebywanie ze mną to podobno wersja demo Helheim, ale przecież heim oznacza dom, a to, że u mnie ciężko doświadczyć ciepła, chyba po prostu odpycha każdego. Szkoda, ta zimna aura niesie za sobą naprawdę wiele zalet. Między innymi, potrafię zachować trzeźwość myślenia w sytuacjach stresowych, czy podjąć odpowiednią decyzję w momencie, kiedy dookoła mnie wszyscy panikują, ale też panuję nad swoimi emocjami i samą sobą, dzięki czemu do chwili, w której naprawdę nie będę rozzłoszczona, nie zobaczysz mnie w furii. Ciężko mi jedynie określić, czy współobozowicze bardziej odczuwają wobec mnie szacunek, czy po prostu się mnie boją. To córka Hel i wnuczka Lokiego. Kto wie, jaka jest jej prawdziwa moc? - ich szepty nie dają mi spokoju, nawet jeśli nic nie robię sobie z ich opinii. Nie ona jest dla mnie najważniejsza, na pewno nie ta o mnie. Niech mówią co chcą, przecież nic nie zrobię sobie przez obelgi, wyzwiska czy wyssane z palca historie, a ludzie pod wpływem emocji wygadują różne rzeczy, prawda? A jeżeli sprawy pójdą za daleko i kłamstwa na mój temat nie ustają, mogę zabić je u źródła przez wyegzekwowanie kary wobec autora obelg, co jest jeszcze prostsze przez moją pozycję. Chociaż nie należę do osób mściwych czy wyjątkowo pilnujących zasad, nienawidzę opowiadania kłamstwa o ludziach, których tak naprawdę się za dobrze nie zna, a ze wszystkich tych, którzy opowiadali zmyślone bajeczki na mój temat, żadne nie należało do osób, z którymi łączyło mnie cokolwiek poza przynależnością do tego samego obozu. Czy to wystarczająco nie świadczy o prawdziwości ich historii?

- Czy ona się właśnie-
- Uśmiecha? Tak, to dość rzadki widok


Zdecydowanie nie uważam siebie za kogoś zupełnie pozbawionego emocji i całej tej otoczki, związanej z emocjonalnością. Po prostu potrafię się dobrze z tym wszystkim ukrywać, a fakt, że czasem też się uśmiechnę, chyba przeraża co niektórych. Zadowolenie ukazuję w nieco inny sposób, uśmiech to faktyczna rzadkość; może dlatego tak panikują jak go widzą? Mimo że przecież nie świadczy o czymś całkowicie złym; ten całkowicie szczery to pewnego rodzaju rarytas, bo tylko nieliczni go widzą. Może to przez moje pesymistyczne nastawienie i świadomość, że nie wszystkim mogę ufać. W końcu, na dzień dobry wszyscy są dla mnie skreśleni i traktowani tak, jakby w każdym momencie mogli wbić mi nóż w plecy. Nic dziwnego więc w stwierdzeniu, że naprawdę ciężko zdobyć moje pełne zaufanie. Nawet jeżeli komuś może się wydawać, że przebywanie w jednym miejscu wystarczająco łączy dwoje ludzi, to jest w błędzie. Wielu z tych, których poznałam przez te dziesięć lat spędzonych w obozie, nadal jest przeze mnie traktowanych jako potencjalne niebezpieczeństwo, ale, jak to mówią, keep friends close, but your enemies even closer. Niektórzy przecież są święcie przekonani, że należę do grona ich przyjaciół, podczas kiedy prawda byłaby dla nich najzwyczajniej w świecie krzywdząca. Nie oznacza to jednak, że zupełnie nie mam przyjaciół. Znajdą się tacy, których będę mogła tak nazwać; tacy, którzy zapracowali sobie na ten tytuł i moje zaufanie, ale ich mogę policzyć na palcach jednej dłoni. Starannie dobieram swoje najbliższe otoczenie, bo skoro nie było mi dane wybrać, czy chcę mieć boskiego rodzica czy nie, to mogę przynajmniej dobierać tych, z którymi spędzam czas. A uzyskanie mojej sympatii, takiej prawdziwej i autentycznej, to dość spore wyróżnienie. Rzadko przecież stwierdzam, że kogoś szczególnie lubię; często wzbraniam się przed wszelkimi uczuciami wobec drugiej osoby, a szczególnie jeżeli chodzi o miłość. Nie chcę skończyć jak wszystkie kobiety znane z legend i paść martwą jak tylko się dowiem, że podczas misji mój wybranek skonał. Wolałabym sama polec w walce, najlepiej nie sprowadzając na nikogo śmierci.

Alva jest… Dziwna. Tatuaże, chłód, dziwna bladość… Jeszcze fakt, że to córka Hel. Ale trzeba jej przyznać, jest dobrym wojownikiem.

Chociaż na polu walki zajmuję głównie tylne szeregi przez pewność do łuku i strzał, nie można odmówić mi waleczności i zażartości w tym, co robię. Jestem szczególnie uparta jeżeli chodzi o dążenie do celu, nawet jeżeli jest nim wyrżnięcie całej armii do zera. Do tego ambicja nie pozwala mi niczego odpuścić, a jeżeli już narzucę sobie cel, mogę do niego iść nawet po trupach. Mimo młodego wieku mam w sobie mnóstwo samozaparcia, przy tym nie brakuje mi odwagi. Z tej racji często mówię wprost to, co myślę, nawet jeżeli jest to raniące dla odbiorcy. Cenię sobie szczerość, szczególnie tych, z którymi współpracuję, chociaż kłamstwo w celu ochrony własnego interesu sama stosuję. I chociaż faktycznie bywam momentami najzwyczajniej w świecie bezczelna - nie jestem taka bez powodu. Tylko trzeba mnie poznać, żeby dowiedzieć się o tym więcej, a to nie należy do najprostszych zadań. I mimo że mam wyjątkowo dużą cierpliwość, niektórzy potrafią ją nagiąć na tyle, że nigdy nie dostają się do tej, jakże zaszczytnej, grupy osób, które wiedzą trochę więcej o mnie niż tylko miejsce pochodzenia, boski rodzic czy jaki sposób walki do mnie najbardziej przemawia. Jestem naprawdę prostym człowiekiem. Może z tą różnicą, że trochę nadzwyczajnym, ale nic poza tym.
Przykładowy post

Nigdy nie przepadałam za treningami, które nie odbywały się na terenie otwartym, jak chociażby w lesie. Czułam tam o wiele większą swobodę niż na arenie, gdzie nie było miejsca, w którym można było się ukryć, nie można było dostatecznie szybko wejść na drzewo, czy też umiejętnie przeskoczyć na drugie, przeszywając przeciwnika strzałami. Na arenie byłam zagrożona atakiem z każdej strony, co nie było czymś pozytywnym. Głównie dlatego, że bezpośrednia walka była dla mnie niepewnym rozwiązaniem. Nie potrafiłam się bronić - nie ważne, czy miałby to być miecz, topór, czy nagie pięści. Posiadałam jedynie swój łuk, kołczan pełen strzał i lekkie uzbrojenie, które sprawiało, że nie miałam problemów z poruszaniem się. Po jeden z misji okazało się, że, pomimo idealnego wyczucia wobec łuku i pewności własnych ruchów, nie do końca jestem w stanie się wybronić. Wniknęła z tego prosta rzecz - postanowienie, że cokolwiek będzie się działo, nie ustanie mój trening walki wręcz. Nieważne, na czym przyjdzie mi trenować. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejne narażenie siebie samej i reszty drużyny na niebezpieczeństwo.
Nie było to tak proste jakbym chciała. Zaledwie po kilku dniach miałam zamiar krzyczeć, że nigdy więcej nie pójdę trenować w akurat tej dziedzinie, nawet jeśli miałoby się to wiązać z wykluczeniem mojego udziału w misjach. Mimo zasypiania właśnie z tą myślą, rano, przy śniadaniu, schodziło to na niczym, bo znów planowałam trening. A dzisiaj miało być zupełnie inaczej niż za pierwszym razem.

- Bergman, ta pozycja jest banalnie prosta, a ty nawet tego nie potrafisz zrobić - Galichet warknął, po czym widziałam, jak mierzy mnie spojrzeniem od stóp do głów. - Przynajmniej stoisz dobrze - popatrzył na moje nogi i kiwnął głową z uznaniem - ale cała reszta jest do dupy.
- Do dupy to jest pa-
- Zamknij się - zmarszczył brwi, patrząc na moje ręce. - Jesteś leworęczna? - kiwnęłam tylko głową. - To dlatego tak stoisz. Dobra, lewa noga w linii prostej za siebie. A prawa stopa - kopnął mnie, dość delikatnie, ale kopnął - delikatnie do środka. Teraz ręce - złapał mnie za nadgarstki; strasznie mocno ściskał, zupełnie jakby chciał mi udowodnić, że jestem słaba. - Zaciśnij pięści. Dobrze, teraz trzymaj je tu - i podciągnął moje dłonie na wysokość brody; po tym złapał mnie za biodra i obrócił je lekko w lewo. Spojrzał na moje barki. - Lewy odrobinę niżej - jak tylko to zrobiłam, złapał za moje pięści. - I to sobie zapamiętaj. Lewa przy policzku, prawa kawałek dalej. I teraz zgarb się, wciągnij plecy… No, to jest garda!


Tym razem to nie był Folklore, a jakiś zastępca. Widziałam jego uśmiech jeszcze zanim w ogóle weszłam na arenę. Szczerzył się, tak nienaturalnie się szczerzył, a ja miałam ochotę wybić mu wszystkie jego białe zęby.
- Alva! - powitał mnie z radością, otwierając szeroko ramiona. Przewróciłam tylko oczami i skrzyżowałam ramiona na klatce piersiowej. - Widzę, że w humorze - zaśmiał się jeszcze, przyglądając mi się.
- Możemy przejść do rzeczy? - mruknęłam niezadowolona; jego biadolenie nic nie wnosiło do moich umiejętności, których i tak zaczynałam być coraz bardziej pewna.
- No, pani wicekapitan, skąd ta niecierpliwość? - znowu się zaśmiał, pokazując zęby. Coraz bardziej miałam ochotę zrobić mu jakąś krzywdę, najlepiej już, teraz, przecież jeszcze się tego nie spodziewał, mogłabym zdobyć przewagę przez atak z zaskoczenia; ale przecież to byłoby niehonorowe. Zresztą, nie mogliśmy tak po prostu zacząć się bić. Cały ten trening, który z jednej strony marnował mi czas, z drugiej był mi potrzebny do osiągnięcia własnego celu i nie mogłam go sobie tak po prostu odpuścić. Warknęłam po prostu w odpowiedzi, czekając, aż wyskoczy mi z jakimś zajęciem.
- Dobra, biegałaś rano? - kiedyś to pytanie brałam za totalny absurd; jak mógł tak po prostu wnikać w moje życie prywatne i pytać o mój poranny trening?
- Codziennie biegam - teraz odpowiadałam tak samo jak zwykle, mając już go najzwyczajniej w świecie gdzieś. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy, tak? I będę mogła wrócić do własnych zajęć; jakichkolwiek.
- Świetnie, to rozgrzejemy stawy - nawet nie wiem, czy robił to specjalnie, czy po prostu czerpał radość z patrzenia, jak ćwiczę. Może to jakiś męski instynkt?
Od góry w dół; głowa, barki, ramiona, tułów, biodra, uda, łydki, stopy. Na początek krążenie, potem naciąganie stawu skokowego, kolanowego, ramienia. Pochyły, pół-szpagat, szpagat. Potem przechodziliśmy do pompek; od kiedy mnie zaczął wkurwiać swoimi komentarzami to robiłam je na jednej ręce, zmieniając tę zginaną co dziesięć pompek; łącznie cztery serie. Przysiady z obciążeniem, dwie serie po trzydzieści; od kiedy zauważyłam, że przygląda się moim pośladkom, opatentowałam takie z wykopem. Jeżeli zbliży się za bardzo, sprawnym ruchem podczas wstawania dostaje kopniaka prosto w czułe miejsce; jak tak oberwał dwa razy, to chyba zupełnie sobie odpuścił. Brzuszki w trzech seriach po piętnaście; machanie ciężarem po okręgu; praktyka ciosów z hantlami w rękach. Na sam koniec - deska; stopniowo wydłużaliśmy czas jej trwania, a ja przyrzekłam sobie, że w życiu nie będę odpuszczać szybciej od niego. Głównie przez to wytrzymuję już prawie dwie minuty, kiedy jemu drżą mięśnie ramion. Cienias.
- Dobra - mruknął jeszcze kiedy wstał, strzepując z siebie niewidzialny pył. - Twoje zadanie jest proste; masz mnie uderzyć i przy okazji nie dać się uderzyć samej. Sęk w tym, że ja będę robił prawie cały czas to samo. Zrozumiałe? - kiwnęłam tylko głową, do tego powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Przyjęłam gardę, spojrzałam na niego i czekałam na znak, że już rozpoczęliśmy.
Początkowo nie chciał mnie uderzyć; zakrywał twarz czekając na mój pierwszy ruch. Wymierzyłam w jego stronę cios sierpowy prawą ręką, zablokował, sierpowy lewą również, prosty prawą i…
Dostałam w szczękę. Splunęłam tylko zaróżowioną śliną, rozmasowując dłonią obolałe miejsce, w które oberwałam.
- Jeszcze raz! - warknęłam, marszcząc brwi i mocniej zaciskając pięści. I znowu, obserwowałam co robi, jak unika moich ciosów, po czym uniknęłam tego, który miał uderzyć moją szczękę, obrywając za to prosto w brzuch z taką siłą, że odrzuciło mnie trochę w tył. Kaszlnęłam, nie mogąc od razu złapać oddechu.
- Jeszcze raz! - krzyknęłam wiedząc, że już po prostu nie odpuszczę; jeszcze mocniej zacisnęłam pięści i obserwowałam każdy ruch swojego przeciwnika. Dopóki nie wymierzę mu ciosu, będę stać. Nawet jeśli miałabym pluć krwią i stracić kilka zębów, czy skończyć ze złamanym nosem, albo wybitymi czy złamanymi palcami. Był agresywniejszy; zmienił taktykę i zaczął uderzać w moją stronę kolejnymi ciosami prostymi, które miałam po prostu uniknąć; zbliżał się w moim kierunku wymierzając mi kolejne ciosy od dołu czy sierpowe, ale tylko prawą ręką. Zmarszczyłam brwi, skupiłam się i sama go mocno uderzyłam; lewy sierpowy, prosto w szczękę. Był oszołomiony tym, że w ogóle dał się trafić; wykorzystałam to, żeby zadać mu prawy cios od dołu, prosto w podbródek, co poskutkowało kolejnym, delikatnym utraceniem równowagi. Zachwiał się na nogach, odchodząc dwa kroki w tył, natomiast ja postanowiłam wymierzyć mu ostatni z ciosów. Prosty, lewą ręką, z ruchem; prosto w nos, co poskutkowało powaleniem go na ziemię. Chyba zakręciło mu się w głowie.
- Wygrałam? - skrzyżowałam ramiona pod piersiami po uprzednim policzeniu do trzech po tym, jak położyłam stopę na jego klatce piersiowej.
- Wygra-... łaś… - wymamrotał tylko; zabrałam nogę z jego torsu i podałam mu dłoń, żeby pomóc mu wstać. - Nie spodziewałem się, że jesteś taka dobra… - uniosłam brew w górę na jego słowa i puściłam jego dłoń tak szybko, jak przyjął pozycję stojącą.
- To co, do jutra? - zapytałam jeszcze, ale nawet nie czekałam na odpowiedź. Po prostu odwróciłam się od niego, kierując się do wyjścia z areny; w końcu, może to Folklore będzie ze mną jutro trenować. Usłyszałam jeszcze tylko, jak krzyczy TAK, a ja doskonale wiedziałam, że dziś nie będą mnie męczyć koszmary. Dzisiaj nauczyłam się wymierzać pewne i zdecydowane ciosy.

Freeform

Alva, śnieżynko, jak się czujesz?
Niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że tylko ojciec się o mnie martwi. Zresztą, jedynie on zwracał się do mnie w taki sposób. Gdyby ktokolwiek inny używał wobec mnie zdrobnień, czy też innych pieszczotliwych imion, pokusiłabym się o stwierdzenie, że przegrał zakład, albo postradał wszelkie zmysły.
Dobrze, tato, choć przypominając sobie ostatni tydzień, nie nazwałabym go w ten sposób. Trochę stresu nigdy mi nie zagrażało, ale ostatnimi czasy dosięgała mnie melancholia, której źródła nie potrafiłam wskazać. A tym bardziej powodu, który był owiany pewną krztyną tajemnicy. Nie chciałam, żeby się martwił. Nie musiał wiedzieć o wszystkim, a już na pewno nie o moim samopoczuciu czy obozowych poczynaniach. Czasem przecież łapałam się na myśleniu, że przecież nawet tego nie zrozumie, chociaż ten boski świat był mu znany nie tylko z historii, które własna matka opowiadała mu przed snem jak był dzieckiem, ale też i od mojej matki, która, mimo tylu zapewnień wszechwiedzących, potrafiła okazać uczucia. Może i wobec mnie zdecydowała się na większą swobodę i, jak niektórzy uważają, rzadko pojawia się w moim życiu, to przecież nonsens. Ma i tak dość ważne zadanie, jakim jest opieka nad zmarłymi w sposób niechwalebny, jednak w tych kluczowych momentach swojego życia po prostu czułam jej obecność. A może to tylko zwykłe kruki...
Dobrze jesz?
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego pytał akurat o to w drugiej kolejności. Jakby nie był zainteresowany postępami, a myśl o moim powrocie na stałe dawno odrzucił, jakby zdawał sobie sprawę, że nie będzie miał mnie na zawsze obok siebie. Ojciec zawsze był dobrym człowiekiem, mimo zostania ulubieńcem bogini śmierci. Przyrzekł jej wieczną miłość, którą dochowuje przez cały czas. I nawet nie wiem, co takiego widział w bogini śmierci, czego nie ma w innych kobietach. Wciąż powtarzał, że jestem do niej niesamowicie podobna - ciemne włosy, ciemne oczy, wątła budowa i blada skóra. Sporo opowiadał mi o mamie; było po nim widać, że mu na niej zależy. I to cholernie mocno.
Nie wdajesz się w niepotrzebne bójki?
Czasami tylko odnosiłam wrażenie, jakby zupełnie zapominał o tym, że mam już dwadzieścia lat. Z drugiej strony - byłam jego pierwszą córką i jedynym dzieckiem, które zniknęło z jego życia tak, jak jego ukochana. Całe życie chciał tylko okazać mi miłość i robić wszystko, żeby jak najdłużej zatrzymać mnie przy sobie. Może dlatego był tak niesamowicie smutny, kiedy do naszego domu przybył wysłannik obozu, żeby oznajmić mi o moim pochodzeniu i opowiedzieć o miejscu, w którym teraz miałabym zamieszkać. Miejscu bezpiecznym, w którym nie będą zagrażać mi potwory, w którym będę mogła dowiedzieć się więcej o swoim pochodzeniu, obudzić swój potencjał, rozwijać własne talenty. Do dziś pamiętam łzy w oczach tego poczciwego człowieka, które pojawiły się tam w chwili, gdy zorientował się, że właśnie traci swoją córkę.
Odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś, prawda?
Chciał mieć nadzieję, że nie traci mnie na zawsze. Miałam go informować o każdej misji, żeby tylko miał pewność tego, że jestem bezpieczna. Oczywiście, że pisałam mu o wszystkim! Tylko delikatnie koloryzowałam szczegóły, żeby tylko nie martwił się za bardzo o to, że prawie zginęłam, czy coś takiego. Gustaf Bergman zawsze był jedną z tych najważniejszych osób w moim życiu, a przecież jest moim ojcem, który zawsze chciał jak najlepiej. Wszystkie uśmiechy, porady, dobre słowa i ta chęć spędzenia ze mną jak największej ilości czasu. Naprawdę mnie kocha, jak ojciec córkę kochać może. I nawet nie ma pojęcia, jak bardzo za tę właśnie miłość jestem mu wdzięczna.
Kocham cię, tata.

***

Bycie samotnym, pracującym ojcem przy dziecku, które wymagało dość sporej ilości uwagi, nie przerosło pana Bergman. Choć wolałby mieć syna, którego dorastanie czy humorki rozumiałby o wiele lepiej niż te córki, mimo wszystko kochał swoją jedynaczkę. I naprawdę ciężko było mu tego odmówić. Starał się jak mógł od moich najmłodszych lat, żeby tylko uchronić mnie przed niebezpieczeństwami boskiego świata, którego nawet on nie do końca znał. Mimo że miał problem ze zrozumieniem wszystkiego, starał się jak mógł, żeby mi tylko pomóc i wprowadzić w świat ludzki, którego, taką przynajmniej miał nadzieję, nie opuszczę. Norwegia przecież jest pięknym miejscem, a on byłby w stanie zapewnić mi ochronę, może nie taką pełną, ale przecież mógł się starać. Zawsze to robił - od najmłodszych lat pilnował, żebym była bezpieczna. Choć nauczanie domowe od małego miało mnie chronić, zrobiło ze mnie małego odludka. Ale cóż, przynajmniej nie naraził mnie na wszelkiej maści ataki potworów, unikając tematu mojej matki w dość subtelny sposób. I naprawdę miał ogromną nadzieję na to, że zostanę z nim, mimo informacji, że mogę zamieszkać w miejscu bezpiecznym. Niestety, z jego nadziei nic się nie spełniło, chociaż wciąż wierzy, że do niego wrócę.
Sama chcę w to wierzyć.
Może nadejdzie dzień, w którym mój zapach nie będzie już przyciągać potworów; dzień, w którym nie będę już musiała stale zmieniać miejsca zamieszkania poza obozem. Przecież te pierwsze dziesięć lat, które spędziłam z ojcem, polegały głównie na zmienianiu miejsca zamieszkania - wszystkim zdawało się, że to przez miejsce jego pracy i jej sposób. Dzięki temu przejechałam całą Norwegię, kilkadziesiąt razy widziałam zorzę polarną i nigdy nie musiałam natknąć się na żadnego potwora. A to zabawne, czy mój zapach nie powinien być o wiele mocniejszy przez to, czyją tak naprawdę jestem córką? Czy tylko przez nieświadomość swojego pochodzenia byłam bezpieczna?

***

Pierwsza misja, przecież to było tak dawno. Wszyscy chyba myśleli, że po prostu umrę w trakcie. Nie nadawałam się do walki otwartej, przez to wszyscy mnie skreślali uparcie sądząc, że równocześnie nie nadaję się do niczego. Pamiętam do dziś, jak rozmawiali na mój temat w chwili, kiedy myśleli, że śpię. Przecież ona będzie naszą pierwszą i jedyną ofiarą szeptali, święcie przekonani, że nic nie słyszę. W końcu miałam nieco ponad półtoraroczny staż, do tego zgłosiłam się sama, jakbym chciała im coś udowodnić. Nakarmimy nią ghule uniósł się cichy śmiech, po czym światło zgasło, a oni sami udali się na spoczynek.
Grecy. Jak ja nienawidzę greków. Może nie wszyscy są tacy zapatrzeni w siebie i uważający, że są pępkiem świata, bo przecież to ich przodkowie byli stworzycielami kultury, na której oparł się współczesny świat, a my, nordycy, plądrowaliśmy, gwałciliśmy i psuliśmy wszystko, bawiąc się w nic nieznaczących wikingów.
Byłam może i jedyną dziewczyną na misji, ale to miało uratować mnie od postradania zmysłów. Huldry. To one były naszym celem. Mieliśmy ocalić młodych herosów, którzy nie zdecydowali się przenieść do obozu; mieli około piętnastu lat; potwory najlepiej zabić. Sęk w tym, że moi towarzysze nie chcieli słuchać moich tłumaczeń, czym tak naprawdę są te istoty. Ignorowali mnie; traktowali jako zły omen tej misji, mówili, że jakby się miała nie powieść, to wszystko jest moją winą.
Szkoda, że to oni ulegli pokusie ślicznych dziewcząt z krowimi ogonami, podczas kiedy mi zostawili proste zadanie - uratować półbogów, bo przecież oni zajmą się potworami. Nawet odradzali mi zabrania ze sobą łuku i kołczanu pełnego strzał, którymi później odratowałam ich przed śmiercią, zanim skorzystali z uroku potworów.
Cztery strzały, prosto w serce. Nie było to rzeczą prostą, nie mogłam przecież trafić chłopaków, do tego celowałam spomiędzy liści, a, mimo wszystko, wyszło jak powinno. Może dlatego dostałam od matki bransoletę z zawieszką (kotwicą), zamieniającą się w łuk i kołczan pełen strzał. A niby ma mnie zupełnie gdzieś, tak?

***

Nigdy nie miałam brata. Żadnego rodzeństwa, czy też na tyle bliskich relacji z kimkolwiek, żeby móc traktować go jak własne rodzeństwo. Obozowa sytuacja to zmieniła, chociaż zajęło to dwa lata. Przecież mogłam mieć maks dwanaście lat, kiedy zdecydowałam się na pierwszy trening z Folklore. Początkowo uważałam go za totalnego dupka - dwadzieścia lat starszy, grek, a metody jego nauczania były po prostu dziwne. Własna upartość nie pozwoliły mi odpuścić nawet na chwilę, przez co stopniowo przekonywałam się do Galicheta; w pewnym momencie cała ta niechęć zniknęła, pozostawiając relację mentor-uczeń, do czasu. Nawet nie wiem, kiedy to przerodziło się w protektorat ze strony syna Hekate, ale nie mam nic przeciwko. Jest dla mnie jak starszy brat; jego wykładów boję się bardziej niż tych od mojego własnego kapitana, do tego jest świetnym kompanem do picia i nie odpuszcza mi treningów; najwyżej wyśle kogoś na swoje zastępstwo.

Ciekawostki

⤬ Nie jestem uzależniona od tytoniu, po prostu bardzo lubię sam smak papierosów. To, że większość widzi mnie cały czas z petem w ustach czy za uchem to ich problem.
⤬ Mówię płynnie w trzech językach - norweskim, swoim ojczystym, duńskim, bo ma taki sam alfabet, oraz angielskim, bo nim muszę posługiwać się na co dzień. Może kiedyś nauczę się greki, ale nie wydaje mi się.
⤬ Z gatunków muzycznych, przepadam za klasycznym rockiem i metalem; czasami mam wrażenie, że powinnam swoją dwudziestkę mieć w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, żeby móc doświadczyć wszelkich koncertów i miłości związanych z ulubionymi zespołami, jak Guns N’ Roses, AC/DC, Led Zeppelin, Iron Maiden, Queen, Aerosmith... Ale nie żałuję - teraz mam przynajmniej nielimitowany dostęp do ich muzyki. Zresztą, słucham też współczesnych twórców tych gatunków.
⤬ Potrafię grać na gitarze elektrycznej i często męczę wszystkich swoich sąsiadów akurat jej dźwiękami; do tego śpiewam, a głos mam dość niezły. Marzenie o zostaniu muzykiem ciągle odbija mi się echem gdzieś z tyłu głowy.
⤬ Po obozie najczęściej poruszam się w glanach, żeby móc kopnąć kogoś, kto tylko zepsuje mi humor. Oczywiście, w przypadku różnego rodzaju treningów, które wymagają innego obuwia, pozbywam się glanów; ale nawet skakania po drzewach uczę się akurat w nich, najlepiej jak najcięższych, żeby w innych butach móc wyskakiwać jeszcze wyżej.
⤬ Funkcji zastępcy kapitana nie pełnię zbyt długo, może niecały rok; może nastąpiło to niedługo po pokonaniu dziecka Tartara.
⤬ Gdyby nie internet, nigdy nie nauczyłabym się gotować. Tak to przynajmniej mogę włączyć filmik z jakimś przepisem i lecieć równo z nim; potem jakkolwiek zapisać to, co mnie najbardziej interesuje. A że na razie nie zapowiada się na to, że ktokolwiek inny będzie jadł moje dania, to mogę kombinować pod siebie.
⤬ Nie potrzebuję długiego snu, już po czterech godzinach czuję się wypoczęta; gdy śpię osiem, jest mi po prostu niedobrze. Zresztą, miewam koszmary jeżeli sypiam zbyt długo, dlatego kładę się spać późno, a wstaję naprawdę wcześnie.
⤬ Kiedy ktoś pyta mnie o rękę dominującą, odruchowo wskazuję na lewą - nią częściej piszę, czy wymierzam mocniejsze ciosy. Mimo wszystko jestem oburęczna, co jest wygodniejsze ze względu na to, że większość społeczeństwa to osoby praworęczne, stąd do nich właśnie przystosowane są przedmioty czy aktywności.
⤬ Mam cholernie mocną głowę, o czym przekonała się niejedna osoba, próbująca mnie najzwyczajniej w świecie upić podczas jednej z uczt. Przepiję nawet tych najwytrwalszych, chociaż do miana alkoholika czy podopiecznego Dionizosa mi daleko. Piję tylko z jakieś okazji; najczęściej są to właśnie biesiady i uczty.


Ostatnio zmieniony przez Alva Bergman dnia Nie 14 Cze 2020, 08:06, w całości zmieniany 1 raz
Admin
Admin
Admin
Re: Alva Elin Bergman Sob 13 Cze 2020, 17:05

Karta zaakceptowana !
Otrzymujesz na start:
- 300 punktów zwykłych
- 80 punktów boskich

Kartę zamykam i przenoszę.

Witaj w drużynie Tyra, Alva!


Alva Elin Bergman
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Strefa Gracza :: Karty Postaci :: Karty Postaci NPC-
Skocz do: