Opuszczona świątynia DpyVgeN
Opuszczona świątynia FhMiHSP


 

Opuszczona świątynia

Idź do strony : 1, 2  Next
Admin
Admin
Admin
Opuszczona świątynia Sro 03 Cze 2020, 11:35

William Eilish
William Eilish
Re: Opuszczona świątynia Czw 25 Cze 2020, 23:48

-1-
20.06.2020

Wdech. Wydech. Z gardła Willa wydobył się powolny, leniwy dźwięk, słodki i przyjemny, zupełnie jak kot, który spał na drugim brzegu kolumny, na której siedział mężczyzna. Niczym drewniana kłoda w lesie, kamienna podpora opadła na poszycie, które coraz bardziej przejmowały paprocie i inne porosty. Nagrzany przez cały czas kamień przyjemnie grzał ciało Willa, strojącego na słuch gitarę, podającego sobie dźwięk głosem.
Zamilkł na chwilę. Cieszył się, że nie założył nic więcej oprócz lnianych spodni i luźnego t-shirtu w kolorze oliwkowym. Jedyną biżuterią był wisiorek z łukiem, choć było to dla niego dość mało; temperatury nie sprzyjały zakładaniu biżuterii. Chociaż wieczór dawał odrobinę chłodu, to jednak nadal żar unosił się w powietrzu.
Zaczął śpiewać, dla siebie.

Obiecuje ci, że nie jestem popsuty
Przysięgam, że istnieje coś więcej
Coś co przyjdzie, coś do osiągnięcia, coś do rzucenia w kąt

Żegnam cały mój mrok, tu jest tylko światłość
Adieu wszystkim bezimiennym rzeczom, które śpią ze mną w nocy
To tutaj to nie charakteryzacja, to porcelanowy grobowiec
To tutaj to nie śpiew, ja po prostu krzyczę do melodii, ponieważ

Żegnaj zamiłowanie do włóczęgi, byłeś och tak łaskawe
Przeprowadziłeś mnie przez ten mrok ale pozostawiłeś mnie w tyle!

Piosenka, Will śpiewa od 3:38
Hoshi Usami
Hoshi Usami
Re: Opuszczona świątynia Pon 29 Cze 2020, 12:04

^3^

Hoshi trochę był zniesmaczony zachowaniem kobiety, którą dzień wcześniej rozmawiał. Jakoś to, że nie wręcz nie lubiła bogów z których został Azjata też go zasmucało. Przecież nic nie był winny, że jest synem Hekate.
Już zastał wieczór, a Usami jak zwykle szlajał się po terenach obozu mało uczęszczanych.
Nagle przechodząc koło opuszczonej świątyni usłyszał śpiewanie. Naprawdę owy mężczyzna bardzo ładny miał głos wręcz świetny.
Japończyk nie mógł przeoczyć takiej okazji. Poza tym był ciekawy. Najpierw brunet myślał, że ten osobnik jest w świątyni, ale jak się okazało to nie.
Dopiero jak Hoshi dobrze się rozejrzał zauważył nieznanego mu mężczyznę na kamienia, który śpiewał. Usami dość cicho szedł, więc miał nadzieję, że nieznajomy go nie zauważy.
Schował się gdzieś w cieniu drzewa by go nie było widać i słuchał niesamowicie pięknego głosu drugiego mężczyzny.


hjPeRpq.gif
In your eyes I feel the flames of love.
I'm drowning in the sea of love.
And enough is never enough.


Ostatnio zmieniony przez Hoshi Usami dnia Pon 28 Wrz 2020, 19:08, w całości zmieniany 1 raz
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Sro 02 Wrz 2020, 22:33

- 1 -

Marc przez ostatnie tygodnie spokorniał, ale przy dłuższych kontaktach z nim dawało się odczuwać tą wrogość i niechęć do kogokolwiek. Zmiany zachodzące w obozie nie bardzo mu się podobały, biorąc pod uwagę to, że żaden z bogów nie wyszedł z żadną inicjatywą pomocy. Herosów było coraz mniej w obozie, a mimo tego Zeus czy Thor lali na nich ciepłym moczem i najchętniej wzięliby jeszcze popcorn, żeby zobaczyć, jak syn Tartaru robi z obozu mogiłę. Ponadto, wraz z planowanymi zmianami miał się skończyć jego luz w drużynie Dionizosa, który w tym momencie był mu wybitnie na rękę.
Podirytowany i pełen gniewu wybrał się więc do opuszczonej świątyni, by dać upust swojej frustracji i chociaż na moment uspokoić nadszarpnięte nerwy. Nie kontaktował się więc z Olivią, która najpewniej próbowałaby go jakoś powstrzymać przed tym i uspokoić, on potrzebował wybuchu gniewu, który w tym momencie mógł uzyskać tylko poprzez zniszczenie talii kart.
Miał na sobie krótkie spodenki oraz koszulkę z nadrukiem "f#ck god", co miało być swoistym przekazem jego stosunku do swojej matki, a także wszystkich innych bogów z dowolnego panteonu. Stanął naprzeciw ceglanej ściany, która była tylko lekko porośnięta mchem oraz przy której pojawiły się jakieś krzewy wystające z brukowanej kostki i zaczął swój taniec. Raz po raz rzucał kartami oplecionymi umbrakinezą w różne części tej ściany, nie przejmując się jej powolnym niszczeniem. Narzucił dość spore tempo, czego efektem była coraz słabsza siła rzucanych kart. Dopiero po kilkunastu minutach wszystko się skończyło, a ściana roztrzaskała się, gdy po raz ostatni została trafiona kartą - asem pik. Na sam koniec Deverill wrzasnął, wywołując niemałe echo pośród ceglanych ścian i w końcu odetchnął głęboko, czując jak serce zaraz wyskoczy mu z piersi.
Przysiadł na schodach prowadzących do czegoś, co było kiedyś kolejnym piętrem tej budowli. Oparł drżące ręce na kolanach, a jego dłonie swobodnie wisiały między nimi. Pochylił głowę do przodu, stosując krótkie oddechy mające przywrócić mu jak najszybciej równomierną pracę obu płuc.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Czw 03 Wrz 2020, 22:53

- 1 -

Jeszcze czasami budziła się rano z myślą, że miała przedziwny sen i udała się do obozu, by z każdą sekundą odzyskiwania przytomności rozumieć, że to jej nowa rzeczywistość. No ale, sama się zgodziła, chociaż trzeba przyznać, że za dużego wyboru jej nie dali naciskając na nią co rusz w różny sposób, by ostatecznie wysłać po nią Marca. Czy oni wiedzieli o ich przeszłości? Najwyraźniej. Niemniej zaaklimatyzowała się tutaj już całkiem nieźle, w czym pomógł jej oczywiście nikt inny jak Deverill. Poza nim znała naprawdę małą grupkę osób i obserwując zachowanie większości z nich w barze czy tego typu miejscach, miała wątpliwości czy chce zawierać z nimi jakieś relacje. Poza tym ona też była ta dziwną, która po prawie 20 latach dołączyła do obozu. I co, żyła? No żyła jak widać.
Zwiększona siła i moce, które po miesiącu zaczęły się objawiać, były dość fascynujące musiała przyznać. Jednak nie na tyle, by wolała być herosem, a nie zwykłym człowiekiem ze zwykłymi problemami.  Niemniej taka była jej obecna rzeczywistość, więc pogodziła się z tym.
Właśnie wychodziła z domu celem zajścia do spiżarni po kilka rzeczy na obiad. A ten - dom w sensie - miała dość już ładnie urządzony. Wycwaniła się i jako, że tyle lat żyła na swoim, sporo gratów sobie zwiozła, by mieć na start. Przynajmniej o część z nich nie będzie musiała się prosić i jakiś klimat domu mogła sobie zachować w tym miejscu. Niemniej zauważyła Marca ewidentnie złego maszerującego w stronę lasu. Początkowo chciała go zatrzymać, ale po namyśle, zwyczajnie spokojnie zaczęła za nim iść. Po kilku chwilach zorientowała się gdzie zmierzają, wszak kilka razy zabrał ją do opuszczonej świątyni, dlatego też zwolniła kroku i pozwoliła mu się oddalić. Wiedziała, gdzie go znajdzie. Nie chciała go śledzić, ale kipiąca z jego ciała złość sprawiła, że chciała mu pomóc, choć nie chciała też przypadkowo oberwać. Stąd też zwolnienie by zrozumieć czy jej w ogóle potrzebuje. W końcu kto wie? Może na miejscu będzie inna kobieta, która ukoi jego nerwy? Widziała, że te na niego leciały i nie wątpiła w to, że on z tego korzystał.
Oparła się o drzewo mając idealny widok na jego plecy. Obserwowała jak roztrzaskuje karty o ścianę, którą w końcowym efekcie niszczy. Widząc jak przysiada na schodkach, westchnęła cicho i ruszyła w jego kierunku. Początkowo chciała go od razu przytulić, ale obawiała się utraty życia, dlatego pojawiła się z boku pół metra od niego.
- Już rozumiem dlaczego jest to w takiej ruinie - zażartowała cicho chcąc wybadać jak bardzo źle jest. W końcu przysiadła tu obok niego uprzednio poprawiając spodenki. - Chcesz pogadać? - spytała już poważniej, zerkając na niego niepewnie. Może wolał być sam?
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Pią 04 Wrz 2020, 21:35

Olivia nie postąpiła zbyt mądrze, udając się za Marciem i pewnie przyjdzie jej za to słono zapłacić, gdy już się ujawni. Chłopak miewał problemy z agresją i dotąd wyładowywał ją na przedmiotach czy bestiach. Pytanie tylko ile jeszcze utrzyma się ten stan, nim nie przerzuci swojego gniewu na ludzi? Gale mogła być w ogromnym niebezpieczeństwie, jeśli tylko Deverill będzie w takim amoku, że nie będzie w stanie się kontrolować. Czy zdarzało mu się to wcześniej? Nie, ale przy takich wybuchach złości nigdy nic nie wiadomo.
Walnie przyczynił się do tego, że ściana wyglądała tak a nie inaczej, czy może raczej - nie wyglądała - bo były to już zwyczajne gruzy. Kiedy jednak usiadł na ceglanych schodach, cały gniew z niego uszedł, ale sam Marco był w podłym nastroju, co było widać nie tylko po jego pozycji, ale też po wyrazie twarzy, na której miał wypisane mnóstwo negatywnych odczuć.
Nie wyczuł jej obecności wcześniej, dlatego trochę go zaskoczyła obecność Olivii, która była chyba pierwszą dziewczyną, spotykającą go w takim stanie. Nie wiedział początkowo jak się zachować, ale też nie reagował nerwowo, siedząc cały czas w tej samej pozycji z opuszczoną głową i luźnie wiszącymi rękami.
- Nie - warknął w jej stronę, chcąc uciąć wszelkie spekulacje na temat tego, czy ma ochotę teraz z nią porozmawiać. Tak przynajmniej mu się wydawało, gdy to mówił, ponieważ już chwilę później nie był tego aż taki pewny. Stąd też odezwał się, mimo tego, że tego nie chciał według swoich słów. - Wkurwia mnie ten obóz - rzucił, podnosząc głowę i wstając z ceglanych schodów.
Zszedł kilka stopni niżej i zaczął kręcić się, czując jak znowu narasta w nim złość. Nie chciał jednak niszczyć nic więcej, ani tym bardziej wyżywać się na niej, dlatego tym razem postawił na wyładowanie się słowne.
- Nienawidzę tego miejsca, ten cały syn Tartaru mógł je rozpierdolić i byłby spokój - przyznał pierwszy raz, bo dotąd krył się ze swoimi negatywnymi odczuciami dotyczącymi tego miejsca. - Nigdy nie chciałem być półbogiem, ani tu mieszkać. Nienawidzę wszystkiego co z tym związane, swojej matki zwłaszcza - dorzucił na koniec, opierając się plecami o jedną za ścianek i spoglądając najpierw w górę - w niebo, a później w stronę Olivii, która mogła dostrzec na jego twarzy mnóstwo emocji.
- Jeszcze teraz te zmiany... wkurwia mnie to - odwrócił spojrzenie w przeciwną stronę, nie chcąc nabierać złości patrząc na nią. Wolał myśleć o tym, nie spoglądając na jej śliczną twarz, bo nie takie skojarzenia mu się przy niej nasuwały. Choć trzeba było przyznać, że trochę się przy niej uspokajał, wszakże nie demolował już ścian. Wielki plus.
- Czego chcesz? - spytał, mając wrażenie, że Gale może mieć do niego jakąś sprawę. Nie myślał w ogóle o tym, że mogła go śledzić i chcieć pocieszyć. I bynajmniej nie dlatego, że miał o niej złe zdanie, wręcz przeciwnie. W tym momencie uważał siebie za niegodnego rozmowy.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Nie 06 Wrz 2020, 23:51

Była, nie była. Najwyżej ją zabije i będzie mieć na sumieniu. Ona nie czuła się zagrożona idąc za nim podejrzewając - może naiwnie - że krzywdy jej nie zrobi wiedząc, że to ona. Dlatego między innymi nie deptała mu po piętach nie chcąc zostać zaatakowana za sam dźwięk chodzenia, a i przy okazji chciała mu dać szansę na to, co planował zrobić. Pokrzyczeć, pomizdrzyć się z jakąś panną, a nawet popić czy pochlipać. Nie spodziewała się jednak zobaczyć u niego takiej złości, bo o ile ją widziała z daleka, to jednak rzucanie kartami pokazało jej, że była to wręcz wściekłość.
Gale widziała nie raz mężczyzn i kobiety w furii, taką pracę przez wiele lat wykonywała. Nie było to nic nadzwyczajnego, poza tym uważała, że każdy ma prawo do złości i jej wyrażania, o ile nie krzywdzi tym - szczególnie fizycznie - drugiego człowieka. Wiadomo, o ile ten nie jest winowajcą, ale generalnie za bardzo agresji nie popierała.
Westchnęła cicho słysząc jasną odpowiedź. Nie zamierzała naciskać, to nie było w jej stylu. Zastanawiała się jedynie jeszcze czy w ciszy mu potowarzyszyć czy jednak zostawić go kompletnie samego.
- Okej, rozumiem - mruknęła jeszcze przed jego kolejnymi słowami i podniosła się, by zostawić go w spokoju. Skoro tego nie chciał, ona nie zamierzała się narzucać. Widząc jak on wstaje i że mimo wszystko zaczyna do niej mówić, usiadła ponownie na kamiennych schodach.
Była zdziwiona słysząc, że denerwuje go obóz, ale założyła że jest to aktualny stan wynikający z jakiejś sytuacji, a nie coś stałego. W końcu nigdy o niczym takim jej nie mówił. Nie powiedziała jednak nic nie wiedząc czy on chce to zwyczajnie wyrzucić z siebie czy jednak się wygadać i przegadać to. Póki co milczała.
Uniosła jednak zszokowana brwi na jego kolejne słowa. Nienawidzi tego miejsca? Przysłuchiwała mu się z coraz większym niedowierzaniem, jednak pomimo początkowo zdziwionej reakcji, teraz jej wyraz twarzy był neutralny. Nie chciała go jeszcze bardziej drażnić. Przysłuchiwała się więc w ciszy temu, co ma jej do powiedzenia albo bardziej wyrzucenia z siebie.
Gale zdecydowanie się zirytowała słysząc, że nie chce tu mieszkać, bo to przecież on ją przekonał do tego, że powinna się przenieść... mimo, że nie chciała. Nie powiedziała jednak nic pozwalając mu dalej krzyczeć. Nie wiedziała co prawda za wiele o zmianach, jedynie plotki do niej dotarły, że likwidacja drużyn będzie. Ona to miała gdzieś, bo i tak nigdy nie zwracała na to uwagi, ale on najwyraźniej nie.
- Ja? Niczego. Zobaczyłam ciebie i pomyślałam, że potrzebujesz towarzystwa - przyznała wzruszając ramionami. W końcu podniosła się i powoli do niego podeszła. Stanęła tuż przed nim, niemal się z nim stykając i odetchnęła lekko chcąc brzmieć spokojnie, choć irytacja ją dopadła.
- Nie wiem czemu tak ci tu źle, że życzysz każdemu jednemu herosowi śmierci łącznie z samym sobą. Zanim jednak mi o tym opowiesz, o ile chcesz, powiedz mi najpierw jedną rzecz. Po co mnie tu ściągałeś? Namawiałeś mnie na dołączenie, skoro ty tego miejsca nienawidzisz? Chcesz, żebym też była tak nieszczęśliwa? - spytała spokojnie chcąc po prostu to zrozumieć. Ona też miała "cierpieć", bo on cierpiał? Myślała, że są przyjaciółmi i będzie z nią szczery. Położyła mu dłoń na ramieniu i delikatnie je potarła chcąc mu pokazać, że to nie jest tak, że nagle go znienawidziła. Nie rozumiała po prostu i chciała to zmienić.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Wto 08 Wrz 2020, 17:01

Z pewnością jego słowa mogły ją dziwić, bo przecież jeszcze kilka miesięcy temu sam namawiał ją do przybycia w to miejsce. Niestety robił to tylko z egoistycznych pobudek, obierając wygodną wersję nawiązującą do jej większego bezpieczeństwa w tym miejscu. W rzeczywistości chodziło jednak o to, by Marc spróbował raz jeszcze odnaleźć się w tym miejscu, tym razem z pomocą kogoś innego. I tak jak na początku miał duże nadzieje, tak z czasem jego nienawiść do obozu nie zaniknęła. Jasne, czuł się z Olivią dużo lepiej niż wcześniej, ale nawet ona nie była dla niego dostatecznym powodem, by zaakceptował swoją przynależność do tego miejsca. Jego ból, choć już osiemnastoletni, zdawał się nadal być świeży, a nienawiść jaką pałał do bogów, zwłaszcza swojej matki, widoczna była gołym okiem.
Dając upust swojej złości trochę się uspokoił, ale daleko mu było do tego Deverilla, którego Olivia znała z codzienności. Dało mu jednak do myślenia to, że sama jej obecność zadziałała na niego kojąco i że początkowy chaos w jego głowie zaczynał się uporządkowywać. I nawet nie działały na niego negatywnie kolejne jej słowa, które były raczej prośbami o wyjaśnienie, aniżeli jakąkolwiek krytyką w jego stronę, za jaką mógł je odebrać.
Gdy stanęła przed nim, poczuł jak serce bije mu mocniej. Lubił jej obecność, ale takiej bliskości nie doświadczyli jeszcze w tym obozie. Powstrzymał się nawet od tego, by nie położyć jej dłoni na biodrach. Zaczął się jednak zastanawiać, dlaczego jego pierwszą reakcją nie była potrzeba odpowiedzi, a chęć przytulenia się do niej.
- Po co? - spytał sam siebie. - Chciałem, żebyś była bezpieczna. W tym miejscu jest to bardziej możliwe, niż tam na zewnątrz - odparł szczerze, przyznając się tylko do części swojego podejścia. Nie chciał jednak żyć w tej obłudzie, dlatego nie dał jej nawet dojść do słowa, chcąc sprostować całą swoją wypowiedź. - I myślałem, że twoja obecność tutaj... - zaciął się na moment, przenosząc spojrzenie w bok, byleby tylko nie patrzeć na jej zatroskaną twarz. - Pomoże mi się uporać ze wszystkim i że poczuję się częścią tego miejsca - jak mogła się domyślić, tak się nie stało, choć na pewno czasu z nią nie uważa za stracony.
Oparł się plecami o ceglaną ścianę i uniósł spojrzenie w górę, po czym z powrotem skierował je na Olivię.
- Obóz nie jest przymusowy, ale wielu herosów, w tym ja... nie mamy dokąd pójść - zaczął po chwili. - Jest mi tu źle do tego stopnia, że zastanawiałem się nad przyłączeniem się do NoGods - wyjawił, gdyż wcześniej się z nią nie dzielił tym. - Ale potem usłyszałem, że jest szansa, żebyś tutaj trafiła i ostatecznie jakoś tak się złożyło, że zrezygnowałem z tego pomysłu - spojrzał na nią. - Nienawidzę tego miejsca, głównie przez wzgląd na swoją matkę, która odebrała mi wszystko. Nie czuję z nikim żadnych więzi i ci wszyscy herosi są mi obojętni. Wszyscy poza tobą, bo ciebie uważam za jedyny powód, dla którego jeszcze tutaj jestem - zakończył wywód, przyznając się do tego, że nie jest święty.
- Obiecaj, że to pozostanie między nami. Nie chcę czuć na sobie tych wszystkich spojrzeń i być traktowany jak zdrajca - ujął palcami jej dłoń, przejeżdżając po niej opuszkami. Chodziło oczywiście o to, by nie musiał się nikomu tłumaczyć i nie czuł niebezpieczeństwa z każdej strony. Wszakże ostatecznie nie wybrał tych NoGods, tak?
- Powiedziałem ci to, bo jesteś moją przyjaciółką i ci ufam. Chcę, by tak pozostało - czy może raczej, rozwinęło się w miłość, panie Deverill?
Puścił ostrożnie jej dłoń i odetchnął głęboko, siadając na rzędzie cegieł, które tworzyły prowizoryczną ławeczkę.
- Wybacz ten wrzask i wyżywanie się na tobie. Nie zasłużyłaś na to - przechylił głowę tak, by nie patrzeć na nią i jednocześnie oprzeć czoło o podbrzusze Olivii, jakby w nadziei, że Nowozelandka pogłaszcze go, obejmie czy po prostu przejedzie dłońmi po jego policzkach czy włosach. Bardzo tego potrzebował i tylko u niej mógł to znaleźć, był już zmęczony tą nienawiścią.
Dalej jednak nie wyjawił jej tego, że jego plany sięgały dalej, niż tylko dołączenie do wywrotowców. I że dalej sięgają, bo przecież Marc dalej chce zabić Eris.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Pią 11 Wrz 2020, 21:43

Owszem, chciała wyjaśnień, bo nie bardzo podobało jej się to, co właśnie usłyszała. Była wręcz podirytowana, ale liczyła na to, że Deverill nie to ostatecznie miał na myśli. Może chwilowo nienawidzi tego obozu i tak dalej. To, że nie chciał być herosem, akurat nie bardzo ją dziwiło. Pewnie znaczna grupa obozu odpowiedziałaby podobnie z nią samą na czele. Wolała chorować, niż zdrowa walczyć o przetrwanie każdego dnia. Na to jednak wpływu nie mieli, a na życie w obozie już owszem.
Skinęła spokojnie głową przypuszczając, że powtórzone pytanie kieruje do niej, a nie do samego siebie. Nie chciała się na niego denerwować, był jedyną bliską jej osobą w obozie. Nie chciała się ścierać ze swoim przyjacielem, ale wyjaśnień chciała. tego odpuścić nie potrafiła.
- Jakoś te kilkanaście lat przeżyłam bez pomocy obozu - wtrąciła sucho, wręcz bez emocjonalnie, co jak na nią było dość niespotykane. Zwłaszcza przy nim. Bo jeśli to miał być argument, to naprawdę słaby. Tym bardziej, że jego poprzednik w skrócie kazał jej wrócić, by zostać mięsem armatnim i jego następca miał ją namówić. No i namówił... Nie spodziewała się jednak dalszego ciągu, co jednak sens ma, jeśli uwierzy w jego poprzednie słowa. - Czyli byłeś egoistą najprościej mówiąc - uśmiechnęła się ciepło, jakby właśnie sprawił jej komplement, a nie wykorzystał ją. Poczuła się jednak wykorzystana, z tym, że obecnie wściekanie się nic by jej nie dało. Poza zepsuciem przyjaźni i zostaniu tu samej jak palec.
Westchnęła głęboko słuchając jego wywodu w tym samym czasie mu współczując i się na niego złoszcząc za to oszustwo. Milczała chwilę zastanawiając się nad tym, co właściwie powinna powiedzieć i w jakie słowa to ubrać.
- Ja też nie czuję z nimi wszystkimi więzi na czele z moim ojcem. Czy go nienawidzę? Jest skończonym dupkiem i nie chcę go poznać, właściwie to on dla mnie nie istnieje. - zaczęła od najprostszego. Wiedziała, że nie jest święty, ona też zresztą nie była. Bezwarunkowo dotknęła blizny na nadgarstku po papierosie. - Poza tym, miałeś dotąd pójść. W moim domu zawsze będzie dla ciebie miejsce - uśmiechnęła się lekko. Ich domem była Nowa Zelandia i gdyby Marc znalazł się w jej domu nie prosząc o odejście do obozu, a dach nad głową, dostałby go bez problemu.
- Zwariowałeś? Oczywiście, że nikomu o tym nie powiem. Nasze rozmowy pozostają między nami - trochę się oburzyła, bo za kogo on ją miał? W końcu unikała tego miejsca, nie kryła się też z tym, że średnio życie tu jej odpowiadało i miałaby chodzić i rozpowiadać o tym, co siedziało w głowie mężczyzny? Niedorzeczne.
Skinęła tylko głową na jego kolejne słowa, bo już powiedziała co chciała. Ona go zdradzać nie zamierzała i w sumie przykre było to, że w ogóle o takie rzeczy ją podejrzewał.
- Już dobrze - westchnęła  nie chcąc wchodzić w dyskusje na temat jego złości i tego, że nie czuła się zaatakowana. Gdy oparł głowę, w zamyśleniu objęła go delikatnie jedną dłonią głaszcząc po tyle głowy. Sama zaś rozmyślała o tym, jakby wyglądało ich życie, gdyby od początku był z nią szczery. Gdyby przy pierwszej rozmowie powiedział jej, że woli zostać u niej, niż zabierać ją ze sobą.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Sob 19 Wrz 2020, 22:34

Olivia przez swoje doświadczenia nie była w stanie jeszcze zrozumieć powagi sytuacji, która wiąże się z wojną. On jako heros żyjący trochę dłużej wiedział, że konflikt z potomkiem Tartaru przeniesie się również na świat ludzi. Zwłaszcza na herosów w nim żyjących, którzy próbują sobie układać życie. Nic nie dawało przecież mieszkanie na wyspie, tam też znajdowały się potwory. Kto wie, czy wróg nie zdecydowałby się na eliminację wszystkich półbogów poza obozem, chcąc ograniczyć sobie potencjalnych wrogów na później? Kampus może i miał wiele wad, ale w tej sytuacji był bezpieczniejszy dla herosów niż świat zewnętrzny.
Nic nie odpowiedział na jej słowa, bo oboje wiedzieli jaka była prawda. Olivia musiała ukrywać się pośród nieciekawych typków, którzy gwarantowali jej zamaskowanie zapachu. Ilekroć jednak wracała do domu, czy też nie spędzała czasu w pracy, była narażona na atak. To, że dotąd się to nie zdarzyło, było tylko szczęśliwym uśmiechem losu, bo wielu jej podobnych nie miało takiej szansy.
Skinął głową zgadzając się na to, że był i w sumie to nadal jest egoistą. Przed nią jakoś łatwiej potrafił przyznać się do słabości i do tego, że nie czuje się tu jak ryba w wodzie. Nie spodziewał się po niej żadnej poważniejszej reprymendy, ale jak to charakterna kobieta musiała swoje dodać, by pokazać, że jest chociaż w części zdegustowana tym, co jej wyjawił.
Kiedy wspomniała o tym, że w jej domu zawsze było dla niego miejsce, coś w nim pękło. Oczy mu się zaszkliły, czego nie dał po sobie dostrzec, gdyż celowo odwrócił się od niej. Szybko się uspokoił, przecierając dłonią obie powieki, dzięki czemu zebrał z nich te dwie łzy, które mogły mu spłynąć po policzkach, gdyby nie tak szybka reakcja.
Westchnął lekko i kiedy już uznał, że wszystko jest w porządku, spojrzał na nią.
- To dobrze - odparł, wiedząc, że mógł ją trochę urazić tym, co do niej powiedział. Musiał jednak dbać o swoją skórę i lepiej było coś dopowiedzieć niż tego nie zrobić. Nie podejrzewał jej o paplanie, ale nigdy nie mógł być w stu procentach pewien, czy ich rozmowy zawsze pozostają tylko między nimi. Słowne zapewnienie było dużo lepsze niż domyślność.
W głowie dalej miał jej słowa o tym, że mógłby mieszkać u niej i dlatego gdy opierał się czołem o jej podbrzusze oraz był głaskany, poczuł się dużo lepiej. Cała złość z niego zeszła, a w jej miejsce pojawiła się ogromna potrzeba zbliżenia się do niej, która wynikała z prostej przyczyny: tęsknoty za nią przez cały ten czas. Dopiero niedawno zrozumiał, że jego frustracja wynikała z braku przyjaciółki obok. I to tej konkretnej.
- Tu jesteśmy bezpieczniejsi - rzucił po chwili i przekręcił głowę, by patrzeć na Olivię z dołu. - Ale jeśli kiedyś będzie nam to dane, to bardzo chciałbym z tobą zamieszkać - dodał pewnie, tylko czy jego deklaracja wiązała się tylko z przyjacielskim wynajmowaniem czy też wykupieniem mieszkania? Marc wiedział, że było w tym coś dużo więcej, ale czy Gale to wyłapie, to zależało już tylko od niej. On nie chciał się ujawniać z uczuciami, a powodem tej decyzji był niewątpliwie strach.
- Gdziekolwiek, tylko z tobą - sprecyzował, bo nie liczyło się dla niego miejsce, a jej obecność w jego życiu. Może ten obóz nie jest aż taki zły, skoro są tu oboje i tak jakby mieszkają blisko siebie? Gdyby kiedyś byli parą i wzięli dwuosobowy pokój, mogłoby to zmienić podejście Deverilla.
Znowu przekręcił głowę w stronę jej brzucha i pogładził ją dłonią po udzie, którego kawałek jeszcze widział między swoją twarzą a jej ciałem. Było mu zaskakująco dobrze, jak nigdy dotąd.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Nie 20 Wrz 2020, 00:32

Każdy był na swój sposób i w pewnych aspektach egoistą, tego nie dało się w stu procentach wyplewić. Niemniej liczyła od samego początku na szczerość i pod tym kątem ją zawiódł. W końcu kto powiedział, że by nie przeniosła się do obozu, gdyby powiedział jej wtedy to, co teraz? Prawdopodobnie zrobiłaby to jeszcze chętniej biorąc pod uwagę, że tak naprawdę nikogo bliższego sercu, poza matką i bratem, nie miała.
Jej te łzy by nie raziły. Nie twierdziła, że chłopaki nie płaczą, bo głupia nie była. Chociaż może coś w tym było? Chłopacy nie płaczą bojąc się swoich emocji i zgrywając twardziela, prawdziwy mężczyzna jednak wie, że szczere emocje są oznaką siły, a nie słabości.
Westchnęła cicho lekko kręcąc przecząco głową. Nie była pewna dlaczego ją o takie rzeczy podejrzewał, skoro poza nim nie miała żadnym większych relacji. Powierzchownych w sumie też nie. Chyba, że liczyć te "hej-hej" czy pytanie o to, jak się tu odnajduje i mieć w dupie odpowiedzieć. To wtedy tak, kilka ich było.
Jej nie przeszkadzała w żadnym stopniu ta bliskość, wręcz podobało jej się to i przypomniały jej się lata dzieciństwa. Czy to chodzenie za rękę w przedszkolu, czy też potarganie sobie włosów czy oglądanie obłoków w podstawówce. Dlatego też z chęcią go głaskała w głowie przypominając sobie właśnie wspomniane sprawy.
Cicho wzdychając przytaknęła na kwestię bezpieczeństwa, by po chwili uśmiechnąć się nieco szerzej. Była to miła perspektywa, choć jak podejrzewała - nierealna. Niemniej fajnie by było mieszkać normalnie, poza obozem i mieć Deverilla tak blisko siebie. Przez te lata tęskniła za przyjacielem, więc teraz bardzo chętnie będzie go miała obok.
- Nasz dom jest piękny, więc proponuję tam wrócić. Ale masz rację, byleby razem - uśmiechnęła się ciepło nie wiedząc czy dom zinterpretuje tylko jako Nową Zelandię, ale także dom jako budynek należący do rodziny Gale. W końcu powiedziała, że zawsze jest tam dla niego miejsce, co nie?
- Lepiej? - spytała z małym uśmiechem zerkając w dół na niego. Przez ten cały czas nie przestawała go delikatnie głaskać. Dopiero teraz oderwała od niego swoje łapki i gdy na nią spojrzał, skinęła na murek sugerując mu, by tam się przenieśli. W końcu miejsca tam było sporo i do siedzenia i niekoniecznie tylko do tego.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Sro 23 Wrz 2020, 19:46

Deverill potrafił się uspokoić przy Olivii i jak widać nawet takie przyzwyczajenia z dzieciństwa dawały o sobie znać. Jako półbóg był uznawany za szarlatana, w dodatku miał jak każdy heros stwierdzone ADHD. Być może właśnie podobieństwo w tej kwestii również zbliżyło ich do siebie za dzieciaka. Niemniej jednak nawet mimo tego, że dorósł i dojrzał, to nie potrafił kontrolować wybuchów emocji w większym stopniu. Potrafił to tylko w pewnych okolicznościach, które skupiały się oczywiście wokół Nowozelandki. Tylko Gale miała na niego taki wpływ, że potrafił uspokajać nawet najgorsze myśli. I jak widać przez wiele lat właśnie tego mu w obozie brakowało. Ale nie tylko tego.
Trwał tak w ciszy kilka chwil, nim Olivia nie odezwała się drugi raz. Czy było mu lepiej? Zdecydowanie i to była wyłącznie jej zasługa. Jego oddech się wyrównał, myśli uspokoiły i czuł cały czas przyjemne ciepło, bijące od jej ciała. Nawet nie spostrzegł kiedy to twarzą niemalże wtulił się w jej brzuch, chłonąc zapach jej wypranych ubrań i pewno jakichś drobnych perfum. To go naprawdę uspokajało.
Wyrwany z zadumy został wraz z jej pytaniem, dlatego przekręcił głowę i spojrzał na nią, nie rezygnując z leżenia na jej udach.
- Bardzo - odparł, choć było to zapewne niepoprawne. Bardzo lepiej? Nie było takiego zwrotu, ale już córka Ullra doskonale wie, co miał na myśli i jak bardzo mu jej wyrozumiałość pomogła.
Przekręcił znów głowę, spoglądając na wskazany przez brunetkę murek. Jej skinieniem potwierdził chęć przeniesienia się w to miejsce i już chwilę później podniósł się do siadu, by następnie wstać i zaproponować to samo Olivii, tym razem jednak nie zostawiając jej samej na schodach, a wyciągając rękę w jej stronę.
- Cofniemy się na chwilę do przedszkola? - spytał słodko, nie wiedząc skąd wziął się u niego ten miły ton. - Pooglądajmy niebo - zaproponował i nie czekając na jej odpowiedź, splótł palce ich dłoni by chociaż przez te kilka metrów iść z nią za rękę. Gdy już dotarli do wspomnianego wcześniej murku, syn Eris pomógł dziewczynie wejść na platformę, która znajdowała się nieco wyżej niż zakładali, po czym sam wszedł i od razu się położył. Gestem ręki zachęcił Gale do zajęcia miejsca obok niego, najlepiej bokiem, by wtuliła się w niego i przerzuciła przez niego jedną nogę, a głowę ułożyła na jego ramieniu.
- Wiesz, że nigdy nie przestałem tego robić? - odezwał się nagle. - Dalej oglądam chmury i nawet wyobrażam sobie, że bawię się twoimi włosami, tak jak zawsze - przyznał, choć na moment się zawahał, nie czując się dobrze z takim ujawnianiem swoich uczuć. Jednakże skoro już powiedział A, wypadało też dodać B. - Bardzo mi ciebie brakowało, Olivia. Cieszę się, że tu jesteś - w momencie mówienia tego nie patrzył na nią, ale zacisnął mocniej tulaska, co powinno dać jej dostatecznie do zrozumienia, że mówił szczerze. W ostatnich tygodniach przecież dał się jej poznać jako zimny chujek momentami, ale jak widać pewne rzeczy się nie zmieniają i dalej był tym chłopakiem z Wanganui, za którym tak latała Olivia. A ona dalej była tą Olivią, w której on się podkochiwał...
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Wto 29 Wrz 2020, 13:23

Olivii udało się na przestrzeni lat jakoś uspokoić, chociaż też tak naprawdę nie do końca. W końcu jej praca nie była w zasadzie siedząca, a chodziła od domu do domu. Po pracy albo biegała albo w inny sposób się "wyżywała", by pozbyć się nadmiaru energii. Gdy się jest tego świadomym, jest dużo łatwiej sobie z tym radzić, niż za dzieciaka. Emocjonalnie może i była nieco bardziej stabilna, a przynajmniej z pozoru, póki ktoś nie naciągnął jej struny. Wtedy wszystko się zmieniało.
Czasami zastanawiała się, to znaczy od kiedy jest w obozie, jakby to było, gdyby wiedziała, że on trafił do obozu, a nie przeprowadził się gdzieś na niecały miesiąc przed jej dziesiątymi urodzinami. Czy miałaby większą chęć dołączenia do obozu? Z całą pewnością im obojgu byłoby raźniej i kto wie, jakby obecnie wyglądała ich relacja. Czasu jednak nie cofną i się o tym nigdy nie przekonają. Najwidoczniej tak miało być.
Uśmiechnęła się lekko na jego odpowiedź. Cieszyło ją to, że już się przynajmniej nieco uspokoił, bo chociaż każdy miał absolutne prawo do złości, wolała go spokojnego. Nie dla siebie, ale  dla niego, bo lepiej by miał spokojną głowę przecież.
- To dobrze - rzuciła jeszcze z uśmiechem nie przejmując się teoretycznie niepoprawną składniowo odpowiedzią. Było przecież wiadomo o co chodzi.
Na murku powinno być im wygodniej, chociaż raczej perspektywa leżenia na murach nie brzmiała wygodnie, to jednak lepiej to, niż stać jak kołek, a w dodatku będąc herosami nie byli aż tacy delikatni. Jasne, że Olivia nie pogardzi mięciutkim materacem w swoim łóżku, ale nie będzie też "połamana" leżąc jakiś czas na murze.
Spojrzała na niego rozbawiona, nie spodziewając się ani takiego pytania, ani też tego tonu głosu. Było to tak samo zabawne, jak i rozczulające. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo już chwycił jej dłoń, co wcale Gale nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, było bardzo miłe i przy okazji słodkie wspomnienia z dzieciństwa wracały. Z jego pomocą znalazła się na górze, by chwilę później się położyć obok niego na plecach. Gdy jednak zachęcił ją, by znalazła się bliżej, zmieniła nieco pozycję układając głowę na jego ramieniu, przy okazji przekręciła się na bok i przerzuciła przez niego zarówno jedną rękę, jak i nogę. Zdecydowanie wygodniej.
- To jest nas dwoje - uśmiechnęła się ciepło zerkając na niego. To była przecież ich ulubiona zabawa. Leżenie na trawie albo piasku i obserwowanie chmur. Co prawda zwykle długo to nie trwało przez ADHD, ale często się im to zdarzało. - Mi ciebie też brakowało - wyznała szczerze, bo chociaż Marc był jej chłopakiem z przedszkola i przyjacielem z podstawówki, to jednak nigdy o nim nie zapomniała i nie przestała tęsknić. Mówi się, że z przyjaźni z wczesnych lat się wyrasta, jak widać nie zawsze, czego są żywym dowodem. Też przytuliła go odrobinę mocniej, choć ona nie miała problemu, by spojrzeć na niego, gdy to mówiła.
Po chwili wskazała palcem na chmurę znajdującą się nad nimi.
- Nie przypomina ci kształtem Nowej Zelandii? - spytała zerkając zaciekawiona to na niego, to na chmurę, a właściwie dwie tuż obok siebie. No dla niej to ewidentnie ich dom.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Pią 02 Paź 2020, 20:46

Wiadomym było, że z ADHD nie uda im się długo w tym miejscu zabawić, ale im to wcale nie przeszkadzało. Powrót do dzieciństwa i wspólnego oglądania chmurek, a dodatkowo jeszcze ta cała zabawa jej włosami to było coś, czego Marc bardzo pożądał i dopiero gdy znów dotknął jej brązowej czupryny, zrozumiał jak bardzo za tym tęsknił. Mimo nie robienia tego od kilkunastu lat, nie wyszedł z wprawy i delikatnie mierzwił palcami jej włosy, przeczesując niekiedy całe ich kosmyki. Kręcił nimi wokół palców, a przy tym spoglądał na chmury, które rozpościerały się nad nimi. Trzeba było korzystać z udanej wrześniowej pogody, bo zaraz przyjdzie październik i już nie będzie aż tylu chwil na to.
- No może trochę... - odparł niepewnie, bo w rzeczywistości nie dostrzegał jakiegoś dużego podobieństwa między geograficznym kształtem ich domu, a wspomnianymi dwoma chmurkami. Na upartego jednak mógł przyznać jej rację, nie znajdując żadnego lepszego konkurenta do teorii o "chmurkowej Nowej Zelandii".
Kiedy tak leżeli i chłonął jej zapach, przymknął oczy, rozkoszując się chwilą. Zaczął intensywnie myśleć o całym swoim pobycie w obozie, decyzjach - tych dobrych i złych - jak również o tym, jakby potoczyło się ich życie, gdyby Gale wcześniej tu trafiła. Pluł sobie też w brodę, że nie wymusił swojego uczestnictwa w przekonywaniu jej za pierwszym razem, ale z drugiej strony, czy dziesięcioletni chłopak o tym w ogóle myślał? W tamtym okresie Deverill miał inne problemy oraz zupełnie inne podejście do życia: nowe środowisko, prawda o pochodzeniu, przeprowadzka na drugi koniec globu. To wszystko powodowało, że choć nigdy nie zapomniał o Olivii, to ich przyjaźń zeszła na bardzo daleki plan, a z czasem została gdzieś zakopana przez inne obowiązki. Całe szczęście jednak, że tym razem zadbał osobiście o to, by dziewczyna trafiła tutaj.
Przestał na chwilę bawić się włosami Gale. Zaczął ją masować po głowie i dotykać po policzku, na którym czuł trochę pudru, wszakże brunetka miała na sobie delikatny makijaż. Nie przeszkadzało mu to w żaden sposób, bo przecież lubił jej wygląd i to, że o siebie dbała. Oraz to, że chciała dobrze wyglądać nie tylko dla siebie, ale również dla innych.
Spojrzał na nią po chwili i uśmiechnął się lekko.
- Dalej dbasz o włosy, lubię to - przyznał, czując jak są one zadbane. Na pewno używała dobrych szamponów i odżywek, a także nie faszerowała ich piankami czy jakimś innym ustrojstwem, mogącym zepsuć ich jakość. - Co ci jeszcze zostało z dzieciństwa? - spytał wyraźnie zaintrygowany, choć sam nie wiedział na co liczył. Znaczy wiedział, bo liczył wprost na to, że dziewczyna da mu jasną sugestię o tym, iż dalej postrzega go jak swojego chłopaka czy chociaż na materiał na niego. Dlaczego o tym pomyślał? Udzielił mu się nastrój i poczuł, że znów ma 5 czy 6 lat.
- Poza urodą oczywiście - zaznaczył. - Bo to widzę - dodał, choć może nie był to jakiś specjalnie trafiony komplement. Chodziło mu rzecz jasna o to, że w dalszym ciągu była piękna i mu się podobała, ale nie oszukujmy się, w jej wyglądzie nastąpiły drastyczne zmiany w porównaniu z dzieciństwem, taka była przecież natura. Dobrze, że tu żaden narodowiec nie siedzi, bo pewnie jeszcze padłoby podejrzenie o pedofilię, której... i tak w obozie nie brakowało, niestety.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Nie 04 Paź 2020, 19:10

To, że byli nadpobudliwi wcale nie stanowiło dla nich większego problemu, w końcu chodziło o czas spędzony razem, a nie tylko i wyłącznie o oglądanie chmurek. Mogli więc spokojnie teraz to robić, a gdy ich zacznie nosić znaleźć sobie inne zajęcie. Ot chociażby - skoro jesteśmy w temacie dzieciństwa - poganiać się między drzewami, jak to lata temu robili. A zajęć mogli sobie znaleźć mnóstwo, więc ich ADHD nie było czymś, na czym ta relacja mogłaby ucierpieć. Tak przynajmniej ona to wdziała.
- jak zwykle ta sama odpowiedź - zaśmiała się słysząc dokładnie to samo, co za dzieciaka, gdy robili to samo. Nie miała jednak wtedy, ani też teraz do niego pretensji, bo skoro nie dostrzegał tego co ona, to po co miałby udawać, że jest inaczej?
Gdybać to sobie mogli, co by było gdyby... Jak ta zabawa za dzieciaka. Nie warto jednak było o tym rozmyślać na głos, bo nie wiadomo czy nie pojawiłaby frustracja, żal czy złość na to, jak potoczyła się ich historia. Czy byliby szczęśliwsi, gdyby Gale pojawiła się w obozie kila miesięcy później, a nie prawie dwadzieścia lat? Może tak, była na to spora szansa, ale tak naprawdę ich relacja mogła równie dobrze w tym czasie się rozpaść z różnych względów. Należało się cieszyć z tego, że aktualnie siebie mieli.
Gdy Marc rozpoczął pieszczoty skóry jej głowy i twarzy, Olivia przymknęła oczy skupiając się na przyjemności, a chwilowo odpuszczając sobie chmury. Było to coś naprawdę miłego tym bardziej, że jej związki były mierne, bo na takie poza obozem mogła tylko sobie pozwolić. Zerknęła na niego rozbawiona.
- No tak, warto wyglądać jak człowiek, a nie wariat z buszu - zaśmiała się nawiązując do tego, że znajdowali się w środku lasu. Co prawda mieli tu pewną cywilizację, w postaci chociażby chodników, a nie błotnych pagórków dzięki którym mogła sobie pozwolić czasem na ładne buty, a nie tylko te wygodne. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli w środku lasu.
Nad jego pytaniem się zastawiać nie zamierzając odpowiadać od razu. W końcu to nie było łatwe w brew pozorom, bo chociażby włosy były czymś, co nigdy by jej do głowy nie przyszło, a Deverill właśnie to podkreślił. Myślała nad różnymi aspektami swojego życia, gdy Marc dołożył do tego jeszcze swoje trzy grosze. Posłała mu rozbawione ponownie spojrzenie.
- Chcesz powiedzieć, że dalej wyglądam jak dziesięciolatka? To dlatego żaden facet się mną nie interesuje - zażartowała doskonale zdając sobie sprawę, że przecież nie o coś takiego mężczyźnie chodziło. Kto jednak zabronił im, jak typowym dzieciakom, się podroczyć? Zaśmiała się cicho i powróciła do rozmyślań nad zadanym pytaniem.
- Właściwie to nic się nie zmieniło chyba. Dalej jestem tą samą Olivią, tylko nieco dojrzalszą i z większą cyferką przy rubryce wiek - wzruszyła lekko ramionami tak naprawdę nie dostrzegając jakiś różnic. A może zwyczajnie nie potrafiła nie do końca pamiętając, jaka była wtedy. W końcu jakby nie patrzeć minęło wiele lat.
- A ty? Co pozostało w tobie z Marca, którego wtedy znałam? - zerknęła na niego zaciekawiona, jednak nie zdziwiłaby się, gdyby dostała równie ogólnikową odpowiedź, jak jej własna. Jak już było powiedziane, to pytanie pozornie było proste.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Wto 06 Paź 2020, 23:27

Marc nie umiał udawać przy Olivii kogoś kim nie był, dlatego dziewczyna szybko mogła wyłapywać jaki chłopak ma nastrój, jak się czuje i czy mówi prawdę. Z resztą Gale w ogóle było trudno okłamać, bo miała do czynienia z różnymi ludźmi, których nauczyła się rozczytywać. Już jako mała dziewczynka była bardzo rozgarnięta i dostrzegała dużo więcej niż inni, ot choćby zauroczenie Deverilla jej osobą, które brunet wyrażał w tradycyjny szczeniacki sposób: poprzez dokuczanie i od czasu do czasu różne popisówki przed nią. Chociaż jakby nie patrzeć, to jednak metoda okazała się skuteczna, skoro kilka dni później chodzili razem za rękę. Pytanie tylko ile było w tym zasługi tej uwagi jej poświęcanej, a ile faktu, że i Olivia była nim w jakiś sposób oczarowana.
- No nic nie poradzę, że mi to bardziej przypomina jakiegoś pogryzionego banana i to w skórce - zaśmiał się cicho, nie mając problemu z tym, że Nowozelandka szybko go rozgryzła.
Zabawa jej włosami działała na niego bardzo kojąco i musiał przyznać, że nieobecność Gale w jego życiu odcisnęła na nim trwałe piętno. Bardzo brakowało mu tej całej otoczki, która lawirowała gdzieś między przyjaźnią, zauroczeniem a nawet dojrzałym związkiem, których Marc dużo w życiu nie miał, ale jednak jakieś tam pojęcie o nich posiadał. Brakowało mu w życiu właśnie Olivii, która coraz bardziej okazywała się być tym spoiwem między nim a obozem. Dziś była wszakże jego najważniejszym powodem do pozostania tutaj.
Ściągnął brwi do siebie, spoglądając z lekkim zażenowaniem na Gale, która jak zwykle wykorzystała jego mało konkretne odpowiedzi do zabawy.
- Tak, dziesięciolatka - potwierdził tak sztucznie, że nie mogło to zostać uznane za szczere. - Tylko z cyckami modelki Victoria's Secret i ich wzrostem - stwierdził bez ogródek, nie dbając o to, że mogła odebrać ten tekst mocno dwuznacznie. Nie była głupia i doskonale wiedziała, że posiada wiele walorów fizycznych, w tym krągły biust, który zapewne niejednemu mężczyźnie zawrócił w głowie. Marc potrafił dostrzec jej piękno, ale także seksapil, co było nowością w ich relacji, wszakże jako dzieci mówili sobie tylko czułości emocjonalne bez kontekstu seksualnego.
- A dlaczego nikt się tobą interesuje, to nie mam pojęcia. Najpewniej są ślepi i głusi - przyznał, chcąc sprawić jej tym samym kolejny komplement.
Kiedy już minęła pora żarcików, przeszli do bardziej neutralnego tematu, a syn Eris słuchał bardzo uważnie swojej przyjaciółki, która właśnie powiedziała to, co tak naprawdę chciał usłyszeć.
Kiedy jednak pytanie przeszło na niego, zrzedła mu mina i przybrał nieco więcej chłodu na swoją twarz.
- Trochę się zmieniłem - stwierdził cicho, nie wiedząc od czego zacząć. - Życie tutaj zmienia człowieka. Wiele musiałem poświęcić, a na jeszcze więcej sobie zapracować. Nie chcę złorzeczyć, ale z Marco którego znałaś pozostało tylko bawienie się włosami i patrzenie w chmurki - rzekł. - Widzisz, nawet imię ze mnie nie zostało. Przywykłem już, że mówią do mnie Marco. Tylu tutaj Hiszpanów, Meksykanów i Włochów - stwierdził, bo to w sumie była wina wpływu właśnie tych kultur na interpretację jego imienia.
- Ale ty mów jak chcesz, tylko nie zawstydzaj mnie - zaśmiał się cicho, przypominając sobie jak w dzieciństwie wołała na niego różnymi zdrobnieniami oraz nazwami zwierzątek. Nawet jemu się to udzieliło do tego stopnia, że nazywał ją swoją myszką. Rzadko ale jednak.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Sro 07 Paź 2020, 23:29

Parsknęła śmiechem na jego obserwacje. W życiu by na coś takiego nie wpadła, ale przecież między innymi dlatego tak bardzo za dziecka lubiła z nim te zajęcie. Marc widział bardzo dziwne rzeczy zawsze.
Jej to wcale nie przeszkadzało ani za dzieciaka, ani teraz, gdy tak bawił się jej włosami. Skrępowana się też nie czuła, bo prawdę mówiąc bardzo szybko wskoczyła ponownie w tą przyjaźń, która urwała się lata temu. Wystarczyło jej kilka minut z nim jeszcze na Nowej Zelandii i wiedziała, że odzyskała przyjaciela, jakby przez te lata nic się nie zmieniło. A jakby nie patrzeć zmieniło się sporo w ich życiu, doświadczeniu jakie zebrali i jakie odcisnęło to na nich piętno. A mimo to nadal czuła się przy nim tak, jakby totalnie nic nie uległo zmianie. Może dlatego tak tej relacji potrzebowała? Chciała powrotu do czasów, gdy wszystko było znacznie prostsze?
Zerknęła na Deverilla spod ukosa, by w końcu prychnąć pod nosem znowu przymykając oczy. Nie żeby nie uważała siebie za atrakcyjną, jednak do takiej modelki VS było jej trochę daleko. Co najwyżej mogłaby zostać miss Nowej Zelandii, jakby się postarała i trochę o siebie zadbała. Prawda jest taka, że Olivia jak niemal każda kobieta, jakieś kompleksy miała i był to chociażby biust, który jej zdaniem był mały. Nie żeby chciała trzy rozmiary większy, ale jeden to już byłby sztosik. No i mięśnie.
- Modelki Victorii Secret mają mięśnie, których mi brakuje - ale to nie tak, że nad tym nie pracowała, bo przecież to robiła. Nie miała jednak ochoty na katorżnicze treningi przez pół dnia każdego dnia. No i poza tym cycków sobie raczej nie powiększy, więc tak czy siak zawsze będzie nie do końca zadowolona.
- To miłe, że tak mówisz - uśmiechnęła się pod nosem, po czym podrzuciła mu własną teorię. - Pewnie mają mnie za skończonego dziwaka, który dopiero po takim czasie przyszedł do obozu i to nie do końca z własnej woli - wzruszyła lekko ramieniem, na którym nie leżała.
- Myślę, że przesadzasz. Że w obecnym Marco jest więcej Marca, którego znałam, a z czego sprawy sobie nie zdajesz. Co z tego, że niektórzy wołają Marco, a nie Marc? To ciebie nie zmienia, na mnie tu wołają Liv, chociaż totalnie mi się to nie podoba - uśmiechnęła się lekko. - Nie mówię, że to miejsce ciebie nie zmieniło, ale nie jesteś innym człowiekiem - zerknęła na niego z ciepłym uśmiechem.
- A co, już ci się nie podoba, że jesteś moim pingwinkiem? - zaśmiała się, przypominając sobie jak bardzo zauroczyły ją za dziecka pingwiny małe bardzo popularne u wybrzeży Nowej Zelandii.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Nie 11 Paź 2020, 21:38

Jeśli Olivia uważała, że ma mały biust, to Marc podejrzewał dwie rzeczy: albo dziewczyna jest niespełna rozumu, albo cycate córki Afrodyty i Sif nagadały jej pierdół, świecąc przy tym swoimi miseczkami od C w górę. Deverill nigdy by nie pomyślał, że akurat piersi mogły być jej kompleksem, skoro nawet strój wyraźnie ukazywał ich zarys. Jego zdaniem były one wręcz idealne, bo ani jej nie przeszkadzały w codziennym funkcjonowaniu, ani też jej potencjalny partner nie będzie narzekać, bo zdecydowanie będzie miał za co złapać i na co sobie popatrzeć. Całe szczęście, że dziewczyna wspomniała o mięśniach modelek, bo jakby powiedziała to o piersiach, to syn Eris parsknąłby śmiechem.
- Kwestia czasu, wyrobisz je - pokrzepił Nowozelandkę, pamiętając wiele historii herosów, którzy przychodzili jako cherlaki, a po kilku latach w obozie mieli sylwetki niekiedy nawet kulturystów. Co prawda nie chciał, by Gale nagle stała się jakąś fit girl, która ma kaloryfer na brzuchu, ale domyślał się, że chodziło jej o gładkie uda, płaski i mocny brzuch, czy wyrzeźbione pośladki. Tutaj Marc nie dostrzegał żadnych braków u niej, no ale Olivia już sama wiedziała, co tak naprawdę z jej ciałem się dzieje i czego potrzebuje. Skoro uważała, że potrzebuje podbudowania mięśni, to najwidoczniej tak było.
- Mogę ci w tym pomóc, tylko ostrzegam - żaden ze mnie trener - stwierdził, bo proponował bardziej rolę konsultanta czy motywatora, aniżeli trenera. Gdyby miał jakiekolwiek predyspozycje do tego, to być może uczyłby innych obozowiczów, ale dotąd nie widział w sobie takich cech, które pozwalałyby mu być nauczycielem. Z drugiej strony, nigdy też tego nie próbował, więc tak nie do końca wie, co się z tym wiąże. Trening Olivii był wyjątkiem, który przez ich spoufalanie się nie był takim typowym, jaki ma miejsce gdy ktoś nowy tutaj przybywa. No i jakby nie patrzeć, nie niszczył jej, jak mieli to w zwyczaju inni trenerzy.
- Wielu pewnie myśli, że jesteś poza ich zasięgiem - znów ją skomplementował, ale taka trochę była prawda. W obozie było mnóstwo herosów, a wyglądem wyróżniały się głównie osoby powiązane z bóstwami miłości i uczuć. Olivia była córką Ullra, a mimo tego uchodziła za jedną z najpiękniejszych mieszkanek. U samego Marca znalazłaby się nawet na pierwszym miejscu, choć pewnie znalazłby jakieś pozostałe dziewięć do swojego top 10.
Zastanowił się chwilę, po czym znów zaczął bawić się włosami.
- Może masz rację i po prostu nie pamiętam już jaki byłem kiedyś - tak naprawdę nie zgadzał się z tym co mówił, bo z Nowozelandczyka, który przybył do tego obozu nie zostało już zbyt dużo. Przynajmniej nie w tym pozytywnym aspekcie, bo jednak pobyt tutaj bardzo go zmienił. Na gorsze.
Na jego twarzy zagościł mały rumieniec, gdy zwróciła się do niego pieszczotliwie.
- Powiedziałem: "mów jak chcesz" - powtórzył poważnie, po czym uśmiechnął się lekko, chichocząc. - Ale już sobie wyobrażam tą powagę, jak mówisz do kogoś: "mój pingwinek was pokona" - nawiązał do jakiejś losowej sytuacji związanej z herosami, którzy mogliby jej dokuczać, a tacy pewno się tutaj znajdą. Sam nie wiedział, czemu takie głupoty przychodziły mu do głowy, ale czuł się z tym dobrze. Był w coraz lepszym nastroju.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Pon 12 Paź 2020, 01:00

Każdy ma swoje kompleksy, czasami nawet nie do końca uzasadnione. Ona chciałaby mieć ciut większy biust, stąd ten jej obecny choć był całkowicie normalny, dla niej samej był trochę za mały. Nic z tym jednak zrobić nie mogła, co najwyżej liczyć na to, że hormony jej dopiszą i biust sam z siebie urośnie, bo jednak na zajście w ciąże nie liczyła. No i nie chciała też, warto zaznaczyć.
- Wiem, wiem - mruknęła niezbyt przekonana, jednak doskonale wiedziała, że ma rację. Ona nie była i tak cherlakiem bez siły nawet gdy dopiero do obozu dołączyła. Przecież praktycznie codziennie biegała przez tyle lat nierzadko wykonując przy tym inne ćwiczenia w ramach przerwy i złapania oddechu. Jej ciało było umięśnione do pewnego stopnia i smukłe, teraz po pół roku treningu tym bardziej. Niemniej to trochę inne rzeczy, gdy ją uczyli jak nie dać się zabić i zabijać, a modelki miały ćwiczenia stricte pod dbanie o własną sylwetkę, których ona siłą rzeczy nie wykonywała.
- Pewnie, wsparcie zawsze mi się przyda - uśmiechnęła się ciepło ignorując to, że żaden z niego trener. Jej tak naprawdę wystarczyło jego towarzystwo, wspólne ćwiczenie i naprostowanie ewentualnie dostrzeżonych błędów. Gdyby wyszło, że mógłby nauczyć ją techniki walki i dobrze im wspólne treningi by szły, to jasne, mogłoby być i tak. Póki co odbierała to jednak w formie wspólnych ćwiczeń słysząc jego entuzjazm. Była przez innych trenerów niszczona nie raz i nie dwa, często wściekając się z pewnego sadyzmu i przesady niektórych z nich - tak ona to przynajmniej widziała. Przyda jej się więc ten bardziej pozytywny bodziec, bo powoli przestaje lubić ćwiczyć, a nie chciałaby tego.
- Ja myślałam, że herosi to trochę bardziej odważni mężczyźni, niż ci nastolatkowie z gimnazjum - zakpiła, bo jednak dla niej takie wyjaśnienie nie miało sensu. - Jakoś żaden nawet nie próbował, więc to do mnie nie trafia - wzruszyła dodatkowo ramionami. Nie żeby miała parcie na związek, ale nie ma co ukrywać, od pół roku nie uprawiała seksu, więc bliskości zdecydowanie jej brakowało. Nie tylko zresztą tej seksualnej, ale to inna bajka.
Skinęła zadowolona głową, gdy przyznał jej rację. Ona widziała w nim cechy dawnego marca, którego znała za dzieciaka. I to nie tak, że wypisz wymaluj był taki sam. Gale dostrzegała mnóstwo, momentami znaczących różnic, ale dalej widziała to, co pozostawało z tamtych czasów.
Sama początkowo się uśmiechnęła rozbawiona, by po chwili parsknąć śmiechem na jego propozycję z użyciem tej pieszczotliwej formy. Odkleiła się od niego, bo trochę niewygodnie jej już było i położyła się na drugim boku prostopadle do niego, głowę kładąc na jego brzuchu. Oczywiście zwrócona była w stronę jego twarzy.
- Powiedziałeś też, bym ciebie nie zawstydzała. Nie wiem, czy tak się nie poczujesz, jeśli w towarzystwie spytam "idziesz mój pingwinku?" - rozbawiona zaprezentowała inną wersję wydarzeń. Chociaż musiała przyznać, że użycie przez niego, jak i przez nią słowa "mój" sprawiło, że jakoś tak cieplej na serduchu jej się zrobiło. Jakby faktycznie był jej.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Sro 14 Paź 2020, 00:20

Podobała mu się wizja wspólnego treningu z Olivią, bo lubił spędzać z nią czas, a jeśli będzie potrafił przekazać jej też jakąś wiedzę, to przy okazji w końcu będą go spędzać w jakiś pożyteczny sposób. Po bitwie w obozie nie było już śladu, syn Tartaru zaszył się gdzieś nie wiadomo gdzie, ale nie oznaczało to, że powinni spocząć na laurach. Deverill ciągle się szkolił, choć początkowo cele miał inne. Gale również musiała rozwijać swoje umiejętności, by w razie potencjalnej kolejnej walki być gotową ich wspomóc.
- Zarezerwujemy sobie salę w przyszłym tygodniu - zarządził, nie spodziewając się sprzeciwu z jej strony.
Chwilę później Marco parsknął śmiechem, słysząc jej opinię na temat herosów w obozie. Naprawdę rozbawiło go to, bo Gale trafnie ujęła całą sytuację. Nie była przecież tak straszna jak Lara czy Viviana, że większość mężczyzn omijało je szerokim łukiem. Była wręcz stworzona do tego, by zostać partnerką kogoś, skoro nie posiadała jeszcze umiejętności takich jak inni i dopiero raczkowała w posługiwaniu się mocami czy w walce bronią.
Przechylił głowę, uśmiechając się przy tym krzywo, choć z pozycji leżącej mogła to wyglądać jak jakaś próba odsunięcia się od Olivii.
- Nie będę ich usprawiedliwiać - również wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho, ciesząc się gdzieś tam głęboko w środku, że Olivia nie jest napastowana przez innych półbogów i tym samym... Deverill nie ma potencjalnej konkurencji. Tak, przemawiały za tą opcją tylko egoistyczne pobudki syna Eris.
Ściągnął brwi do siebie, przybierając zaskoczony, a zarazem zażenowany wyraz twarzy, gdy Nowozelandka przedstawiła swoją wersję wydarzeń.
- Lepiej tak nie mów - przyznał, nie będąc przyzwyczajonym do takich pieszczotliwych zwrotów. Jego dłoń zawędrowała na jej głowę, którą brunet zaczął głaskać. - Ale sam na sam... nie mam nic przeciwko - przyznał cicho, jak gdyby sam fakt takiego nazewnictwa był dla niego wstydliwy, ale jednak pożądany w pewnych sytuacjach. I tak w rzeczywistości było, gdyż może i było to trochę żenujące, tak przypominało mu o dawnych dobrych czasach, za którymi bardzo tęsknił. Poza tym, Olivia miała u niego specjalne względy i doskonale o tym wiedziała.
Przeczesał delikatnie jej włosy wzdłuż skóry głowy i uśmiechnął się lekko.
- Bardzo się cieszę, że tu jesteś i nie chcę kończyć tego dnia, więc spytam - rzucił nagle. - Masz ochotę pójść ze mną do baru? Napijemy się dobrego piwa, może jakichś drinków, a potem kto wie, może twój pingwinek będzie śpiący i bliżej będzie do nordyckiej dzielnicy mieszkalnej, niż greckiej? - poruszył wymownie brwiami, pierwszy raz decydując się na swego rodzaju flirt. Nie był on może najwyższych lotów, ani też bezpośredni, ale Olivia powinna wyłapać, o co chodzi i że nie są to zwykłe zgrywy, a propozycja krótkiego spaceru, wieczoru w pubie i finalnie, może nawet nazwą to randką, jeśli dobrze pójdzie? Kto wie?
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Opuszczona świątynia Sob 17 Paź 2020, 00:47

Ona za wiele nie umiała i potencjalnego starcia bardzo się bała, co tu dużo kryć. Od ledwie siedmiu miesięcy była półbogiem z krwi i kości z wybudzonym potencjałem. Była właściwie jak te wszystkie dzieci, jeżeli chodziło o umiejętności walki, bo chociażby z racji wieku i treningu pozaobozowego miała trochę lepsze mięśnie i siłę czy wytrzymałość, ale to tyle. W technikach walki nie różniła się od 10-latka, który spędził tu tyle samo czasu. Dlatego też bardzo przykładała się do treningów i często sama też trenowała, właśnie z tego strachu, że pojawi się ten mityczny Tartar i na pstryknięcie ją wręcz zabije.
Skinęła głową zgadzając się na jego propozycję, w końcu miała dużo wolnego czasu, także śmiało mogła z nim trenować w każdej właśnie takiej chwili. On miał pewnie nieco więcej od niej na głowie, więc w pierwszej chwili on musiał mieć czas wolny, choć i wiadomo, że nie zrezygnuje z podstawowego treningu dla Marca, tu będą musieli się zgrać.
Zaśmiała się krótko na jego suche stwierdzenie nie spodziewając się jednak, że jej przyjaciel będzie pozostałych herosów jakoś tłumaczył. Ona sądziła, że biorą ją za dziwaka, który przez tyle lat celowo unikał tego miejsca. On miał nieco inną teorię, w którą ona za to totalnie nie wierzyła.
- Aha, więc jednak się wstydzisz! - rzuciła oskarżycielskim tonem, chwilę wcześniej uśmiechając się jednak na jego dotyk. Oczywiście jej oburzenie było udawane i z łatwością mógł dostrzec malujące się na jej twarzy rozbawienie. - Okej, a ty jak będziesz do mnie mówić? - spytała z ciekawości w głowie wciąż mając te określenia z przedszkola. Do tej pory ich nie zapomniała, więc czy on się odważy tak ją nazywać? Czy chciałaby jednak, by tu publicznie padało, musiała się jednak zastanowić.
Uśmiechnęła się ciepło słysząc o tym, że cieszy się z jej obecności. Następne jego słowa jej się spodobały, chociaż ta część z noclegiem nieco ją zaskoczyła. Wszakże zdarzyło się kilka razy, że usnęli u siebie na jakimś seansie filmowym, ale nigdy nie zasugerował tego tak wprost. Potraktowała więc to jak swoistą propozycję i niewinny flirt, który jej się spodobał, co tu dużo kręcić.
- Jasne, podoba mi się ten plan - zaczęła nieco się poprawiając w swej pozycji. - Chcesz iść już teraz? - spytała, bo z jednej strony by poszła, a z drugiej przyjemnie jej się tak leżało i swobodnie rozmawiało bez nikogo w okolicy, a z drugiej strony chętnie by z nim się tego piwa napiła.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Opuszczona świątynia Nie 18 Paź 2020, 01:00

Marc poza celami czysto technicznymi w stylu chęci wytrenowania jej, by radziła sobie w trudnych sytuacjach, miał również te bardziej prywatne, które stricte ograniczały się do tego, że chciał nadrobić z nią ten stracony czas. Było w tym pewnie coś uroczego, a jednocześnie wstydliwego, dlatego ani przed sobą, ani tym bardziej przed nią nie potrafił tego przyznać. Tłumaczył sobie to obowiązkiem opieki nad Olivią, do której zobowiązał się, gdy zapraszał ją do obozu. Z drugiej strony jednak może warto było jej o tym powiedzieć? W końcu po dzisiejszym dniu Deverill miał praktycznie pewność, że gdyby otwarcie przyznał się przed nią, to Gale zareagowałaby na to jeszcze pozytywniej, niż na sam fakt spędzania z nim czasu w trakcie treningów.
Pokręcił głową przekornie, bo nie chciał wyjść na wstydziocha. Trochę go jednak ten pingwinek krępował i tak jak jako dziecko był w stanie to przełknąć, tak jako dorosły, pełen problemów i smutków człowiek, już się z tym nie godził. Znał jednak upór córki Ullra i wiedział, że skończy się to w jeden sposób, dlatego odpuścił, wzdychając zrezygnowany.
- A jak myślisz? - spytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi, bo oboje ją znali. - Kuoczko - przyznał z małym uśmiechem, zwracając się do niej pieszczotliwie, tak jak za młodu. Jako dziecko był przecież na wycieczce w południowej Australii i tam pokochał od razu kuoki krótkoogonowe. Jego zdaniem były to najsłodsze i najbardziej pocieszne zwierzaki na całym świecie. W dodatku ciągle z zacieszem wpierniczały liście, co jak ulał pasowało do Olivii, która zawsze podczas posiłku z nim szczerzyła się, trzymając go za rączkę podczas jedzenia śniadanka w przedszkolu.
- Podoba, mówisz? - dopytał, wymownie poruszając brwiami i nie ukrywając zadowolenia z jej odpowiedzi. Jeśli chłopak liczył na jakąś odważniejszą deklarację, to wystarczyło przeczytać między wierszami. Skoro odpowiadał jej wspólny wieczór, a nawet propozycja wspólnej nocy, to może Olivia dalej coś do niego czuje? Warto było o to zawalczyć. Zwłaszcza dlatego, że jeszcze kilkanaście minut temu miał wątpliwości, czy warto tu zostać. Czyżby bogowie mieszali i podsuwali mu tak prostą odpowiedź?
- Tak, już mi się ADHD włącza - przyznał, podnosząc górną część ciała tylko po to, by nachylić się nad jej głową, która teraz leżała gdzieś na jego brzuchu i uśmiechnąć się szczerze, przypatrując się przy okazji jej oczom, do których lubił zaglądać.
Gdy Gale podniosła się z niego, on wstał i chcąc wyjść na "cool" faceta, bez pytania wziął brunetkę na ręce i zeskoczył z nią z małej platformy, na której dotąd leżeli. Takie tam szczeniackie popisy.
Postawił ją na ziemi i gestem głowy zasugerował przeniesienie się do obozu, celem odnalezienia jakiegoś baru, w którym mogliby przysiąść w kącie i nacieszyć się swoim towarzystwem. Z racji lepszego rozpoznania w obozowej sytuacji, poszedł przodem, nie narzucając jednak jakiegoś szybkiego tempa. Tym samym znaleźli się w tawernie "pod płaczącym Mamutem" i tam postanowili spędzić resztę dnia.
Weszli do środka, a Marc od razu poprosił o piwo dla siebie oraz o coś dla Olivii. Zostawił jednak jej wybór, by nie przymuszać jej do jakiegoś nielubianego przez nią alkoholu.

zt oboje -> Tawerna pod płaczącym Mamutem
Alice Brighten
Alice Brighten
Re: Opuszczona świątynia Sro 01 Wrz 2021, 19:42

W momencie gdy ma trochę czasu wolnego to zdecydowanie woli pochodzić i pozwiedzać okolice lub jak w tym przypadku iść tam, gdzie czuła się całkiem swobodnie. Dziś padło na opuszczoną świątynie. Jako, że była już po dyżurze w szpitalu to wolała ubierać się bardziej na sportowo, padło więc na legginsy określające jej pośladki, podkoszulek, a na to bluza z zamkiem rozpięta.
W jednej ręce dość leniwie machała patykiem znalezionym niedaleko świątyni. Gdy stała już na skraju tego miejsca wzięła głęboki oddech czując się nieco lepiej. Widzenie rannych osób nie było miłe w momencie gdy spoglądało się na nich zbyt długi okres czasu. Gdy przeszła przez główne wejście, dłonią muskała chłodny kamień czując na ciele jednocześnie dreszcze. Szła niespiesznie przed siebie co jakiś czas rozglądając się na boki, w te okolice rzadko kto się zapędzal chyba, że szukał spokoju tak jak Alice teraz. Te chwile samotności pozwalały jej poukładać wszystko tak jak trzeba w swojej głowie. Życie nie było ani czarne, ani białe, było kolorowe, tylko czasami trzeba dostrzec te kolory w swoim życiu. A to chyba już rzadko spotykana umiejętność, tak się jej przynajmniej wydaje. Uśmiechnęła się pod nosem nawet nie wiedząc kiedy przystanęła w miejscu. Lubiła to miejsce, w pewien sposób uspokajało ją i mogła poczuć się bezpiecznie, choć tak naprawdę nikogo w pobliżu tam nie było.
Jennifer de Villiers
Jennifer de Villiers
Re: Opuszczona świątynia Czw 02 Wrz 2021, 01:21

Jennifer, o ile nie była w imprezowym mocno nastroju, co też nie zdarzało się tak często, zazwyczaj starała się unikać publicznych miejsc z tego prostego powodu, że często wymagały one interakcji z ludźmi, którzy tam byli, a Jennifer, o ile miała taki wybór wolała wchodzić w interakcje z ludźmi, z którymi ona miała ochotę to robić, a nie takimi, którzy się napatoczyli.
Teraz ubrałą się dosyć luźno i postanowiła udać się do światyni, która zazwyczaj była opuszczona. Nie powinna tam nikogo spotkać, a przynajmniej z takim przekonaniem właśnie się tam udawała.
Zamierzała tam po prostu posiedzieć, a jeżeli przyjdzie jej odpowiedni nastrój być może i poćwiczy w mniej znanym otoczeniu.
Do środka weszła pewnym krokiem, jednak jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła, że już ktoś zdecydował wybrać to samo miejsce co Jennifer. Alice. Trzeba przyznać, że mogło być gorzej. Alice była dosyć niegroźna, w sensie, że nie należała do osób, które jakoś wybitnie by denerwowały de Villiers, a to już dobry start.
-Wygląda na to, że obydwie wybrałyśmy to samo ustronne miejsce rzekła przysiadając na jakimś większym kamieniu, który znalazła.
Alice Brighten
Alice Brighten
Re: Opuszczona świątynia Czw 02 Wrz 2021, 12:22

Nie spodziewała się nikogo tutaj spotkać, a jednak zdążyła się miło zaskoczyć widząc znajomą twarz. Jennifer znała z widzenia zapewne jak większość obozowiczów znała ją, nie była typem, która chętnie szuka znajomości z drugą osobą. A przynajmniej na ten moment za specjalnie nikogo nie szukała jeżeli chodzi o towarzystwo, lecz jak już się ktoś znajdzie to nim nie pogardzi. Gdy dziewczyna się do niej odezwała z automatu spojrzała w tamtym kierunku uśmiechając się przyjaźnie.
- No na to wygląda, w tych rejonach nie ma za wiele ludzi i cóż... lubię to miejsce - odrzekła z uśmiechem na ustach. A po drugie to było dobre miejsce na odprężenie się po ciężkim dniu kiedy nie chcesz już mieć do czynienia z innymi osobami, a potrzebujesz ciszy i spokoju.
Sponsored content
Re: Opuszczona świątynia

Opuszczona świątynia
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Similar topics
-
» Opuszczona Świątynia
» Opuszczona kapliczka



Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Skraj obozu :: Ruiny-
Skocz do: