Widownia DpyVgeN
Widownia FhMiHSP


 

Widownia

Admin
Admin
Admin
Widownia Sro 06 Lut 2019, 17:08

Marcos Madera
Marcos Madera
Re: Widownia Sro 27 Mar 2019, 01:02

1#

Dzień jak co dzień był dla mnie tym czym dla ryb oddychanie pod wodą, na ptaków lataniem, a dla herosów walką... Czyli zwykłą rutyną. Odkąd tu trafiłem nie robiłem za bardzo nic co mógłbym nazwać "spektakularnym". W każdy poranek budzę się z tą samą scenerią: deszcz za oknem, ja gdy otwieram duże skrzypiące drewniane drzwi i matka, która powiesiła się przez tęsknotę do "ojca". Niemy krzyk, który z każdą sekundą narasta w końcu mnie budzi, a ja oblany potem czuję się z lekka rozkojarzony. Po kilku latach już się do tego przyzwyczaiłem, ale do teraz nie mogę uwierzyć że tak to się wszystko skończyło. Zawsze gdy zasypiam mam ten sam cholerny koszmar, zawsze. Nie wiem czemu Bogowie mi to robią, czego im zawiniłem, ale jedno wiem na pewno: szybko to się nie skończy.

Później śniadanie, szybki trening. To jedna z tych rzeczy, które niesamowicie mnie odprężają. Wysiłek fizyczny to jest to czym mogą zając moje nieco znudzone oraz niezbyt ciekawe myśli. Czuję się wtedy sobą, wolny od rzeczywistości. Kocham to, po prostu kocham. Po skończonych ćwiczeniach czas... Na kolejne, jednakże już nie bitewne. Jako fan koszykówki lubię sobie pobiegać, porzucać do kosza. Znam kilka osób, które też to lubią i zawsze potrafimy się jakoś zgadać by wspólnie pograć. Szkoda, że nawet nie pamiętam jak się nazywają. Jakoś nie po drodze było mi zaznajomić się z nimi jakoś bardziej. Jak już pewnie w obozie zauważyła, jestem raczej samotnikiem aniżeli duszą towarzystwa. To nie tak że nikogo nie lubię, czy jestem oschły... Po prostu... Zresztą, nie ważne. Tak mi jest łatwiej. Nie muszę się o nikogo martwić, liczę tylko sam na siebie i nie muszę się łudzić że w sytuacji bez wyjścia jakimś znakomitym sposobem ktoś mnie uratuje. Jestem realistą, tyle w temacie.

Na końcu zaś kolejna dosyć przyjemna sprawa - kąpiel. Sauny to jednak musiał być wynalazek Bogów. Ciepła, błoga woda i zmęczone ciało to jest idealna kombinacja. Mógłbym tam siedzieć godzinami. Niestety to nie jest ostatni punkt wieczoru, nie. Zostało już tylko to co się dzieje tu i teraz, czyli samotne przesiadywanie na widowni z papierosem w ręku. Wieczorami jeśli nie ma tu różnego rodzaju zawodów jest tu raczej cicho, a blask lamp oświetla tylko moją sylwetką oraz unoszący się dym. Większość gdzieś biesiaduje, spotyka się ze znajomymi, a ja spoglądam na gwiazdy zastanawiając się nad chociażby kwestią życia i śmierci, czym jest dla mnie moralność albo kogo przyjmuje za autorytet. Cóż, jest tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Czas pokaże czy kiedykolwiek uda mi się poznać to, czego tak gorliwie szukam.
Flora Cortez
Flora Cortez
Re: Widownia Sro 27 Mar 2019, 01:53


Dni mijały szybko. Wiosna niemalże rozpoczęła się na dobre, słońce coraz częściej wychodziło zza chmur, a jasne promienie budziły do życia uśpioną przez zimę przyrodę. Uwielbiała ten okres w roku, zawsze miała doskonały humor i pełno energii. Pomijając zmiany krajobrazu — bo temperatura jej w żaden sposób nie dotyczyła — to rozpoczynał się sezon na świeże owoce i warzywa, co dla wieczne głodnej wegetarianki było doskonałą wiadomością. Nic więc dziwnego, że miniony dzień znów przebrnęła na pełnych obrotach, starając się jak najlepiej wykorzystać czas. Na szczęście słońce wschodziło coraz wcześniej, tak samo było z ukrywaniem się za horyzontem. Jasnowłosa westchnęła, stojąc przed lustrem i rozczesując włosy, które następnie zaplotła w luźny, opadający na jedno z ramion warkocz. Zerknęła na tkwiący na nadgarstku zegarek, narzucając na ramiona niewielki, czarny plecak i zrywając się z pokoju, obawiając się spóźnienia. Od spotkania z dwójką herosów przy wodospadzie minęło trochę czasu i los chciał, że dzisiejszego wieczora miała spotkać się z Aidenem na trybunach, które mieściły się niedaleko obozu. Spokojnie i odosobnione miejsce dawało doskonałą atmosferę do rozmów, a rozprzestrzeniający się nad otwartą przestrzenią widok nieba zapierał dech w piersiach. Zwłaszcza gdy noce pozbawione były chmur, a firmament przypominał granatowy aksamit usłany srebrnymi kryształkami. Karzełek przyśpieszył kroku, czując na twarzy podmuch chłodnego wiatru, który rozjaśnił drobną buzię łagodnym uśmiechem. Nie mogła doczekać się spotkania z przyjacielem, który pojawił się w jej życiu niespodziewane. Czerwone nici losu bywały bardzo kapryśne.
Dotarła na miejsce w kilka minut, wspinając się po drewnianych schodach ku górze. Jak zwykle myślami gdzieś uciekła, wędrowała spojrzeniem morskich oczu po niebie, które było tak doskonale widoczne. Oświetlenie tego miejsca pozostawało wiele do życzenia. Cortezówna starała się ostrożnie przechadzać pomiędzy rzędami ławek, chociaż patrzenie pod nogi wcale nie było łatwe. Błyski na niebie okazały się jednak zbyt interesujące, aby jej uwaga dłużej pozostała przy ziemi. Z racji tego, ze opinia obozowej niezdary miała swoje podłoże, musiała oczywiście coś zrobić. Rozległ się huk i piśnięcie, które wywołało ciche jęknięcie bólu i niezadowolone. Teoretycznie była do tego przyzwyczajona, a w praktyce nie mogła dalej uwierzyć we własne braki w umiejętności chodzenia. Potknęła się o własne nogi, lądując na tyłku na jednej z drewnianych ławek, które znajdowały się trzy rzędy nad siedzącym w samotności, palącym jegomościem. Flora jednak jeszcze go nie zauważyła, a zamiast tego — skoro i tak już siedziała, odchyliła głowę do tyłu i spojrzała w niebo. Los chciał, znów płatając jej file, że z torby, która domknięta do końca nie była, wypadł przeźroczysty bidon z wodą, w którym pływała mięta oraz cytryna, staczając się po konstrukcji w dół, prosto pod nogi nieznajomego.
Marcos Madera
Marcos Madera
Re: Widownia Sro 27 Mar 2019, 02:11

Sądziłem, że dzień skończy się tak jak zawsze: samotnie obserwując gwiazdy i rozmyślaniu nad swoim życiem. Mimo to jednak los tym razem chciał nieco inaczej o czym niedługo się prawdopodobnie przekonam.

Siedząc i popalając fajkę usłyszałem czyjeś kroki. Moje wyczulone zmysły dały mi sygnał o zbliżającej się osobie. Wpierw doszedł dźwięk, później delikatna kobieca woń. Podobała mi się z jakiegoś nie znanego dla mnie powodu. Mimo to nie zwracałem największej uwagi na to że ktoś akurat dzisiaj postanowił wybrać się w to samo miejsce co ja. Najwyraźniej miała ku temu jakiś powód, a ja całkowicie przypadkiem byłem świadkiem jakiegoś spotkania. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał przyglądać się jakiejś profanacji seksualnej na trybunach dwójki zakochanych w sobie obozowiczów... Inaczej będę musiał przestać tu przychodzić. Tak czy inaczej tak jak wyżej wspomniałem zajmowałem się sobą i dogasającym już od kilku chwil petem. Spojrzałem na gwiazdę polarną zastanawiając się jak tam jest, tam na górze gdy nagle... usłyszałem huk. Spojrzałem przed siebie z delikatnym zdziwieniem nie wiedząc o co chodzi. Spojrzałem w stronę źródła dźwięku i okazało się, że wcześniej "wyniuchana" przeze mnie dziewczyna po prostu się potknęła. W sumie nie wiedziałem co o tym wszystkim sądzić: olać ją, zapytać o pomoc? Cholera to wie. Mimo to oparłem się o tylne siedzenia łokciami, a głowę skierowałem w jej kierunku z małym wyrazem współczucia na twarzy: - Wszystko gra? Pomóc Ci wstać? - Po czym czekałem na jej reakcję. Wtedy poczułem jak coś uderza mojej lewej nogi, najprawdopodobniej przedmiot który wypadł dziewczynie z torebki. Wziąłem więc mały bidon w dłonie, sprawdziłem czy jest dokręcony i nie zmieniając swojego położenia rzuciłem w stronę dziewczyny. Jako, że trening koszykówki się opłacał i umiałem rzucać, butelka zrobiła jedno czy dwa salta i upadła na ławce, tuż obok dziewczyny. Później znów spojrzałem w niebo nie oczekując tak naprawdę niczego od dziewczyny, nawet odpowiedzi.
Flora Cortez
Flora Cortez
Re: Widownia Sro 27 Mar 2019, 22:57

Nie spodziewała się, że spotka w tym miejscu kogokolwiek, zwłaszcza o tej porze. Trybuny nie cieszyły się popularnością osób trzeźwych, natomiast okazjonalnie, po większej imprezie, napotkać można było młodych na schadzkach, często rozrywających swoją intensywnością ciszę nocy. Nic więc dziwnego, że przez drobną i bladą buzię dziewczyny przemknął grymas zaskoczenia, gdy uszu dobiegł nieznajomy, męski głos. Wyprostowała się gwałtownie, wciąż siedząc na drewnianej ławce, na której bokach zaciskała dłonie. Paznokcie stuknęły o drewno, a głowa zaczęła jej latać na prawo i lewo, posyłając spojrzenie na poszukiwanie źródła dźwięku. W końcu w ciemności zarysowała się postać, którą morskie ślepia z trudem wychwyciły. Siedząca nieco niżej, trzymająca chyba wciąż tlącego się papierosa w dłoni. Nie widziała wyrazu jego twarzy, jednak znów poczuła rumieńce na policzkach wywołane jej nieporadnością i niezdarnością, którą przed innymi mieszkańcami świata półbogów wolała ukrywać. W końcu nikt nie byłby dumny ze swoich słabych stron. Blondynka pokręciła gwałtownie głową, wprawiając w ruch złoty warkocz, który przeciął ze świstem powietrze.
- W.w.wszystko w porządku! Przepraszam, jeśli Cię wystraszyłam. Nie, nie, dam radę. Nie przeszkadzaj sobie.-odparła na tyle głośno, aby usłyszał, jednak wciąż ciszej, aby echo nie porwało jej słów i nie rozniosło ich z wiatrem. Drgnęła, siadając wygodniej i bardziej po ludzku, kładąc grzecznie nogi na miejscu, gdzie powinny się znajdować. Oparła o nie ręce, nachylając się do przodu i na dłoniach podparła twarz, zawieszając spojrzenie na skrytą w cieniu postać. Brzmiał całkiem sympatycznie, może nie trafiła na gbura czy psychopatę. Wieczorna pora działała zdecydowanie na korzyść Flory, maskując skutecznie jej nieśmiałość. A potem rozległ się świst, a jej stronę poleciał jakiś przedmiot, przed którym ledwo zdążyła się uchylić. Bidon wylądował na drewnianym siedzisku obok, a ona zamrugała kilkakrotnie zaskoczona, uprzednio przygryzieniem wargi hamując niekontrolowany pisk. Na szczęście nic się nie wydobyło spomiędzy jej warg. Złapała butelkę w dłonie, wędrując chwilę spojrzeniem pomiędzy nią a siedzącym niżej mężczyzną.
-Masz cel. Dziękuje.
Zauważyła w końcu, przerywając panującą dookoła ciszę. Aidena wciąż nie było słychać i widać, a nieznajomy wydawał się pogrążony we własnych myślach. Ona sama poszła jego śladem, odchylając głowę do tyłu i patrząc na niebo.
Aiden DuVine
Aiden DuVine
Re: Widownia Czw 28 Mar 2019, 02:04

Aidenowi tego wieczoru humor nad wyraz dopisywał. Wszystko co miał dziś zrobić zostało już załatwione, włączając w to czas na popołudniową drzemkę. Sen był ważnym czynnikiem w życiu każdego młodego półboga i prawdopodobnie tylko Włoch był tym jednym z nielicznych, którzy potrafili go, aż tak docenić. Oczywistym jest też to, że sam dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że czasami z nim przeginał, dlatego też postanawiał go sobie w zdroworozsądkowy sposób dawkować, a samą przywarę traktować sarkastycznie i ironicznie.
Chłopak usilnie od dłuższego czasu starał się ignorować poprawiającą się pogodę. W żadnym wypadku słowo "ignorować" nie jest tutaj błędem - kochał zimę i co roku, kiedy ta przemijała przechodząc w tak ukochaną przez wielu wiosnę, chłopak przechodził w swego rodzaju żałobę. Mogłoby się wydawać, że aura bijąca od chłopaka jest silniejsza, a przez to temperatura w jego najbliższym otoczeniu jeszcze niższa. W sumie nie zdziwiłoby go to bardzo gdyby jego organizm właśnie tak reagował na zmianę temperatury wokół niego, a nie jego humorki względem tego, jaką porę roku lubi.
Z perspektywy trzeciej osoby wyglądał na aż nazbyt zadowolonego. Dzisiejszego poranka, mając na uwadze, że idzie dziś na spotkanie z Florą i nie wypada mu przynudzać i uskarżać się na pogodę - ubrał się dość luźno. Standardowe białe, na całe szczęście nieubrudzone niefortunnym dla nich wypadem nad wodospad trampki i czarne, przetarte na kolanach jeansy, które mogły mieć tam dziury tak fabrycznie jak i ze względu na częstość użytkowania ich przez posiadacza. Dodatkowo całość wykończył swego rodzaju prostym białym t-shirtem i długą koszulą w błękitną kratę bez rękawów. Chłopak nie był specjalnym modnisiem czy też trendseterem, ale od czasu do czasu lubił założyć coś więcej niż rozciągnięty sweter.
W ostatniej chwili wychodząc z pokoju chwycił na prędce jedno ze swojej dość pokaźnej kolekcji francuskich win. Wina przychodziły masowo pocztą od jego ojca, bo Signore DuVine uważał, że wino potrafi być lekiem na wszystko. Od bólu głowy po rozterki sercowe. Ani jedno, ani drugie chłopakowi nie doskwierało, jednak uwielbiał samo bogactwo smaku, które potrafiło tkwić w jednej małej lampce wina.
Pakując butelkę z granatowo białą etykietą do lnianej torby na ramie, postarał się jeszcze nie zapomnieć o papierowych kubkach i oczywiście korkociągu.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest już spóźniony, dlatego z każdą kolejną sekundą przyspieszał jeszcze trochę. Nie chciał, żeby zamieniło to się w bieg, aczkolwiek lekki trucht nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Po dotarciu na miejsce jego oczom owszem, ukazała się znajoma blondynka, ale z jakimś tajemniczym jegomościem. Starał się sobie przypomnieć, czy już gdzieś go widział, ale wszelkie starsze wspomnienia, które starał się sobie przywołać, były na tyle wyblakłe, że nie był w stanie do końca zorientować się czy w ogóle gdzieś go kiedyś widział.
Powolnym krokiem podchodząc do nich wyjął włożone wcześniej słuchawki z uszu. Nie, zdecydowanie nie był w stanie zobrazować sobie żadnej sytuacji z nim związanej. W każdym razie, każda pora jest dobra na interakcje interpersonalne. Skłonił lekko głowę wchodząc po schodach w ich kierunku i pokazując piękne prawie bezchmurne niebo powiedział:
- Bonsoir! Piękny wieczór, nieprawdaż?
Marcos Madera
Marcos Madera
Re: Widownia Czw 28 Mar 2019, 11:34

Wieczór okazał się dla mnie pewnego rodzaju przełomem niekończącej się jak dotąd rutyny. Nie sądziłem, że taka niby nic nie znacząca sytuacja stanie się jedynie początkiem czegoś nowego. Może i byłem samotnikiem, ale pogadać od czasu do czasu z ludźmi też trzeba. Mimo to nie wychylałem się za bardzo, nie inicjowałem rozmowy jakoś szczególnie będąc ciekaw jak to się potoczy. Na wieść, że dziewczynie nic nie jest zareagowałem jedynie skinięciem głowy. Dopaliłem resztkę papierosa, wyrzuciłem do stojącego obok mnie kosza filterek i odwróciłem się w stronę dziewczyny. Cóż, ładne blond włosy były pierwszym, na co zwróciłem uwagę. Później zaś twarz i cała reszta jej aparycji. Wyglądało to dosyć komicznie, bo siedziała dosłownie za mną i robiła dosłownie to samo co ja sprzed kilku chwil. Może nudziła się i szuka towarzystwa? Albo jest nieśmiała? Nie wiem. Mimo to wyciągnąłem do niej prawą rękę [ tę mniej śmierdzącą od fajek ] i przedstawiłem się: - Jestem Marcos. - Po czym czekałem, aż dziewczyna coś odpowie.

W tym samym czasie usłyszałem kolejne kroki. Podniosłem jedną brew na znak zdziwienia. Cóż, nie spodziewałem się tutaj kogoś jeszcze. Potem mój wzrok ujrzał jakiegoś chłopaka z butelką wina w ręce i wzrokiem wpatrzonym w blondynkę. Ach, no i wszystko stało się jasne. Najwyraźniej będę tutaj zbędny przez jakiś czas: - Buenos Tardes desconocido. Nie sądziłem, że ktoś sobie tu zaplanował randkę. Wybaczcie, nie będę wam przeszkadzał. - Po czym uśmiechnąłem się delikatnie, włożyłem ręce do kieszeni i zamierzałem pozostawić świeżo poznaną dwójkę samych sobie. Oj, dziwna sytuacja, bardzo dziwna.

*Buenos Tardes desconocido - Dobry wieczór nieznajomy.
Flora Cortez
Flora Cortez
Re: Widownia Czw 28 Mar 2019, 17:21

Obserwowała ruchy Madery, gdy tylko dźwięki dotarły jej uszu. Wyprostowała tym samym głowę, zostawiając nocne niebo w spokoju. Ludzie zawsze byli dla młodej kobiety ciekawi, lubiła na nich patrzeć i w pewien sposób analizować ich zachowania, jednak wrodzona nieśmiałość skutecznie utrudniała nawiązywanie znajomości. Gdyby tak ze wszystkimi dało się rozmawiać pod wodą, gdzie przez więź z żywiołem stawała się całkiem inną osobą. Odgoniła jednak od siebie wszelkie zajmujące głowę głupoty, prostując plecy. Już myślała, że sobie pójdzie, gdy obrócił się w stronę kosza. Korzystając z okazji, wyciągnęła ręce do góry, przeciągając się leniwie i wydając z siebie ciche mruknięcie. Wciąż czuła pulsujące udo, w które najmocniej uderzyła podczas swojego niezdarnego upadku. Mężczyzna jednak znów drgnął, skupiając na sobie spojrzenie jasnowłosego karzełka. Wyciągnął w jej stronę rękę i przedstawił się kulturalnie, co wywołało u niej odruchowe kiwnięcie głową. Na ustach pojawił się promienny uśmiech, który wywołał w policzkach niewielkie dołeczki. Wstała i również wyciągnęła rękę w jego stronę, łapiąc drobną dłonią za jego dłoń i zaciskając nań palce w przyjaznym geście.
- Flora, miło mi. - odparła, przesuwając spojrzeniem po twarzy nowo poznanego herosa. Cofnęła w końcu dłoń, mając wrażenie, że trwa to już długo i jednocześnie odwróciła wzrok, słysząc echo uderzających o drewno butów. Z ciemności wyłaniała się znajoma postać francuza, z którym Cortezówna była umówiona. I na jego słowa kiwnęła głową, co widocznie weszło jej w nawyk, jednocześnie zerkając ku obsypanemu gwiazdami niebu. Brakowało tylko odbijającej ich blask tafli wody, tworzącej swoistą grę świateł i wszystko byłoby perfekcyjnie. - Masz rację, przepiękny. Dobrze Cię widzieć, Aiden.
Posłała w stronę przyjaciela uśmiech, cofając się pół kroku — aby lepiej ich widzieć. Tym razem jednak zrobiła to ostrożniej, nie chcąc powtórki z rozrywki. I wtedy Marcos odezwał się w języku, który również ona znała. Wywołał tym samym lawinę wspomnień, miliony scen w ułamek sekundy zatańczyły dziewczynie przed oczyma. Pomyślała o ojcu. Przez co zupełnie nie zwróciła w pierwszych chwilach uwagi na dalszy część jego odpowiedzi. Dotarły do jej uszu jakby z opóźnieniem, wywołując olbrzymie rumieńce na bladych polikach i zdezorientowane spojrzenie, błądzące pomiędzy twarzami mężczyzn. Uniosła dłonie ku górze w geście obronnym, marszcząc brwi i nos. Pewnie teraz wpędził Aidena w zakłopotanie, bo kto chciałby taką ciamajdę jak Flora na randkę.
- Es un equivocación , sólo somos amigos. - zaczęła, opuszczając jedną z dłoni i wsuwając ja do kieszeni ciemnych jeansów. Drugą odgarnęła niesforny kosmyk jasnych włosów za ucho, który nachalnie łaskotał ją po szyi. Westchnęła ciężko, opadając na drewniane siedzisko nieco mocniej, niż chciała, sięgając po wciąż tkwiący na nim bidon z wodą, który obróciła w dłoniach. Utkwiła pytające spojrzenie w Aidenie, a gdy miała pewność, że nie będzie miał nic przeciw — uśmiechnęła się pod nosem i głową wskazała na miejsce obok. - Jeśli masz ochotę, to zostań z nami. Nie będziesz przeszkadzał. Jeśli oczywiście rozmowy, podziwianie krajobrazów i przekąski Cię nie nudzą.
Dodała z delikatnym wzruszeniem ramion, odwracając zaraz wzrok od Marcosa. Powróciła na nim do drugiego z mężczyzn, przyglądając mu się uważnie. Widać było, że dbał o siebie i zdrowie, więc opiekuńcza względem przyjaciół dziewczyna nie miała do czego się właściwie przyczepić. Była ciekawa, co u niego słychać, jednak ze zdawaniem pytań i rozpoczęciem rozmowy wolała poczekać, aż wszyscy wygodnie zajmą miejsca.
Aiden DuVine
Aiden DuVine
Re: Widownia Pią 29 Mar 2019, 00:26

Aiden uśmiechnął się delikatnie pod nosem na wspomnienie domniemanej randki. Nic podobnego go tutaj nie sprowadzało, ale w sumie reakcja Marcosa biorąc pod uwagę, że nie zna całej sytuacji nie była jakaś mocno szokująca. W sumie lepiej, że powiedział to na głos niż snuć jakieś przypuszczenia w głowie. Jakby temu zagadnieniu przyjrzeć się bliżej, to powoli przychodziła wiosna, która była porą roku sprzyjającą harcom.
- Nie, nie. W żadnym wypadku. - Zaśmiał się i poprawił nieznacznie czuprynę.
Nie do końca łapał hiszpańskie wtrącenia, ale siłą rzeczy w gronie osób z półwyspu iberyjskiego musiał się z tym liczyć. Poza tym mimowolnie i w jego słowniku można było doszukiwać się naleciałości z francuskiego, żeby już nie wspominać o akcencie, który był do tego stopnia fuzją krajów, w których się wychował, że ciężko było wyizolować jakiś konkretny.
Głośno wzdychając zorientował się, że prawdopodobnie oni zdążyli się już sobie przedstawić, a dla blondyna nieznajomy wciąż pozostawał znakiem zapytania. Tego w poznawaniu nowych ludzi chyba nie lubił najbardziej. Tego całego cyrku formalności. Nie miał absolutnie nic przeciwko podaniu komuś ręki, czy też lekkiemu skinięciu głowy na znak powitania. Chodziło raczej o coś tkwiącego z jednej strony głębiej, a z drugiej będącym tylko płytkim powodem nieuzasadnionego lęku społecznego. Nigdy nie wiedział, czy to on powinien być tym pierwszym, czy raczej czekać na reakcję. Tego typu rozterki najczęściej ciągnęły się w jego głowie w nieskończoność, choć dla innych to były tylko sekundy. Koniec końców, po standardowym zmierzeniu się ze swoim Weltshmertzem wyciągnął rękę w kierunku Madery i zainicjował całą sytuację.
- Pardon moi, Aiden, miło mi. - Marcosa przywitał szeroki uśmiech na twarzy chłopaka. - Może jednak to ja wam przeszkodziłem? - Lekko parsknął pod nosem. Tym razem skierował swoje słowa ku blondynce, odpowiadając tym samym na jej wcześniejsze przywitanie. - Ciebie również Flora.
Nie był mistrzem w kojarzeniu faktów, o czym mogli się przekonać wszyscy jego znajomi. Miewał momenty, że ciężko było mu się skupić na rozmowie czy też samym rozmówcy, bo gdzieś z tyłu jego głowy mknęła podświadomie jakaś myśl niedająca mu spokoju. Tym samym kompletnie wytłumaczalne było nie zorientowanie się nawet przez Aidena o co może chodzić Florze. Powoli zaczynał już rozpatrywać wszelkiej maści możliwości tego, że może zrobił coś nie tak. Na całe szczęście od obwiniania samego siebie uratowała go ta sama osoba, która spowodowała tego typu myśli. Chwilę przed tym nim Flora się odezwała on odpowiedział jej również mocno pytającym spojrzeniem, na którym aż ciężko było ukryć zakłopotanie.
- Aaaaa, tak! Jasne. - Potrząsnął butelką z winem. - Koniecznie musisz spróbować. - Westchnął cicho, dzięki czemu przegonił wszelkie zakłopotanie i niezrozumienie z twarzy. - Boredeaux jest w sumie niedaleko hiszpańskiej granicy. Swoją drogą, też macie całkiem niezłe białe wino.
Skoro już, jakby an to nie patrzeć, byli swoimi sąsiadami, to warto było poruszyć wątek tego co ich łączy - wina. A lepiej nie wnikać w szczegóły historyczne, które zapewne podzieliłyby ich poglądy.
Przycupnął niedaleko Flory poszukując wspomnianego już wcześniej korkociągu i powoli zaczął otwierać butelkę licząc na nawiązanie jakiejś konkretniejszej wymiany zdań. Nie chciał też specjalnie peszyć ani Flory ani Marcosa tym, że popadł w nadmierny słowotok, dlatego lepiej wyjdzie, jeśli zacznie się czymś zajmować.
Marcos Madera
Marcos Madera
Re: Widownia Nie 31 Mar 2019, 15:39

Spoglądałem raz to na Aidena, raz to na Florę nieco zawstydzony, ale na moje szczęście dosyć dobrze potrafiłem ukrywać swoje wewnętrzne emocje. Mimo wszystko, gdy usłyszałem że nie umówili się na randkę, a będzie to jedynie przyjacielskie spotkanie to i tak czułem się jak nieproszony gość. Od wielu lat ciężko mi było nawiązywać jakiekolwiek relacje z innymi. Nieufność, brak jakiejkolwiek chęci poznawania kogoś nowego robiła swoje. A jednak... Chciałem zostać na chwilę. Nie z powodu wizji nowej wielkiej przyjaźni, a darmowego alkoholu i przerwania tej niekończącej się rutyny w moim życiu. Poprawiłem włosy w tym samym czasie gdy Flora, a gdy usłyszałem znajomy język nieświadomie się uśmiechnąłem w stronę Flory: - Oh, perdoname no sabe que estais solos amigos. Mój błąd. Swoją drogą, miło usłyszeć ojczysty język. Wspomnienia, aż same zaczęły mi krążyć po głowie. - Po czym przeniosłem wzrok na Aidena wyciągając również rękę w jego stronę: - Miło Cię poznać, Marcos - Po czym zacząłem się zastanawiać co robić. Ciekawość pchała mnie w ich stronę, ale za to rany z przeszłości powodowały swego rodzaju hamulec w podejmowanych przeze mnie działaniach. Mimo to postanowiłem zaryzykować gdy zaproponowali mi zostanie wśród nich. Usiadłem wygodnie, usiadłem po turecku, spiąłem gumką włosy i czekałem aż zawiąże się jakaś rozmowa. Padło na wina, które notabene były dość powszechnym alkoholem w Hiszpanii. Spojrzałem na francuski trunek, później na Aidena i przemówiłem: - Cóż, domyślam się że jest naprawdę dobrej jakości, jednakże w moim sercu cały czas gra tylko i wyłącznie domowej roboty Sangria. - Po czym momentalnie nabrałem ochotę chociaż na łyk owocowego wina. Z przyjaciółmi w Toledo pierwszy raz ją wypiłem w wieku ośmiu lat. Mimo że to nie był odpowiedni wiek na picie alkoholu, to Antonio ukradł butelkę ojcu i namawiał nas wszystkich do wypicia. Piękne czasy beztroski... Szybko jednak wróciłem do rzeczywistości i znów zacząłem mówić: - Jedyne białe wino z Hiszpanii jakie przychodzi mi do głowy to Fundillon z Alicante. Raz  w życiu je piłem i mi nawet smakowało. Jestem bardziej słodkolubny i wytrawne wina nie za bardzo przypadają mi do gustu. - Po czym troszkę się uśmiechnąłem i wyciągając paczkę fajek zapytałem: - Palicie? Będzie wam przeszkadzać jak przy was zapalę? - Po czym czekałem na ich reakcję od której będzie zależeć to co dalej nastąpi.
Flora Cortez
Flora Cortez
Re: Widownia Wto 02 Kwi 2019, 23:29

Flora w ogóle nie miała w zwyczaju myślenia takimi kategoriami, ponieważ zwykle wszystkich swoich znajomych czy przyjaciół traktowała w ten sam sposób, samą siebie postrzegając dość bezpłciowo. Wszyscy byli w jednym worku, a do tego ktoś tak niezdarny i mało zaradny był raczej słabym kandydatem na dziewczynę. Z drugiej jednak strony, czyż miłość nie uskrzydla i nie budzi w człowieku lepszych cech oraz większych chęci do wszystkiego? Tego jeszcze nie wiedziała. Miała tylko nadzieję, że przez całe to nieporozumienie Aidenowi nie było przykro. Ceniła sobie bezpośredniość Marcosa, dzięki której mogli rozwiać wszelkie wątpliwości. Uśmiechnęła się w stronę przyjaciela, nieco może przepraszająco. Sama odgarnęła kosmyk włosów za ucho, pozwalając sobie na ciche westchnięcie. Miała dobre przeczucie co do dzisiejszego wieczoru.
Jasnowłosa również nie była fanką formalnego przedstawiania się, na szczęście w jej przypadku praktycznie wszystkie sytuacje związane z nowymi ludźmi pojawiały się przez zrządzenie losu, które zwykle plątało jej nogi i sprawiała, że lądowała na tyłku lub wpadała na człowieka niczym na słup. Zawsze jej przez to było głupio. Potrafiła zrobić unik w walce, była niesamowicie zwinna pod wodą, a zwykłe czynności sprawiały, że kończyła z siniakami. Musiała przyznać, że Madera również wyglądał na dość zawstydzonego całą sytuacją, chociaż na pierwszy rzut oka nieśmiałość była ostatnią cechą, o którą by go posądziła. Nie chciała w żaden sposób go oceniać, a jednak nonszalancki wygląd nijak wskazywał na możliwość tak prostego uzyskania rumieńców na policzkach. Nie chciała się tak bezczelnie w niego wgapiać, więc odwróciła wzrok gdzieś w stronę nieba, starając się jednocześnie wyłapać jak najwięcej szczegółów czy gestów. Miała dziwne hobby. Wyrwały ją z zamyślenia słowa Francuza, przez które teatralnie wywróciła oczyma i machnęła ostentacyjnie dłonią, poprawiając się na drewnianym siedzisku, na którym chwilę wcześniej przysiadła. A zaraz potem uszu dobiegł rodzimy język, który sprawił, że cała uwaga blondynki znów skupiła się na Marcosie. Nikt jej nie powie, że przy angielskim czy francuskim, hiszpański wypada słabo. Był pełen emocji, żywy, wesoły i chyba nawet określiłaby go mianem seksownego. Przytaknęła na jego słowa.
- Tak, zaraz tańczą mi przed oczyma Botellóny, chociaż nie miałam okazji być na wielu. I te popołudniowe sjesty w letnie dni.. Swoją drogą, Aiden, nie znałam tej Twojej zadziornej i dowcipnej strony, mój Drogi. - zaczęła z zaczepnym błyskiem w ślepiach, posyłając mu przeciągłe spojrzenie. Wciąż uśmiechała się w jego kierunku, więc widać było, że żartuje. Flora zdążyła zauważyć, że chłopak miał w zwyczaju przejmować się aż nazbyt. Miała nadzieję, że z czasem mu to przejdzie, bo zajmował sobie głowę niepotrzebnymi głupotami, zamiast skupić się na radości z konwersacji i możliwości obserwacji drugiej osoby. Zaśmiała się na jego zakłopotane spojrzenie, uznając, że jest uroczy oraz przypomina małego, zagubionego pingwinka — tak nawiązując, do jego zdolności związanych z lodem. Wciąż kojarzył się jej z Elsą z popularnej animacji. Dopiero zauważyła butelkę z winem, przekręcając głowę na bok i badawczo lustrując ją spojrzeniem. Nie była przekonana do wina — ba, Cortezówna w ogóle nie spożywała alkoholi, nie paliła i nie przeklinała, anioł, a nie heros.
-Jest aż tak smaczne? Wiesz, po jednym kieliszku możecie mnie odnosić do pokoju, więc nie jestem pewna, czy warto tak ryzykować. Trochę utyłam.- zauważyła dyplomatycznie, krzyżując ręce pod biustem i przenosząc spojrzenie na nowo poznanego mężczyznę, posłała mu delikatny uśmiech, wzruszając przy tym ramionmi.-Zapal sobie, mnie nie przeszkadza, ale ja dziękuje, nie palę. Skoro Aiden tak chwali to wino, powinieneś spróbować. To Francuz wie coś o tym. Muszę jednak zgodzić się z Marcosem, mój tato mówi, że raz spróbowana sangria na zawsze zostaje w wachlarzu ulubionych napojów. No i obłędnie pachnie.
Posłała długowłosemu krótkie spojrzenie, znów wracając myślami do swojego kraju. Dawno nie miała okazji spotkać człowieka z rodzinnych stron, który doceniałby uroki płynące z minionych dni. Czyżby on też tęsknił za domem i normalnością, czasem czując się w obozie herosów niczym w złotej klatce? Następnie morskie oczy hiszpanki podążyły za dłońmi właściciela wina, który zajął miejsce obok i grzebał coś przy korku. Była zaskoczona, jak doskonale przygotował się na wieczór. Zrobiło się jej miło. Sama wyjęła za swojej torby plastikowy pojemnik, który położyła pomiędzy nimi — tak, aby każdy miał dobry dostęp. Po uniesieniu wieczka ukazały się dwie przegrody — w jednej tkwiły owoce przygotowane od razu do jedzenia, a w drugiej pokrojone sery — których wegetarianka była fanką. Oprócz tego postawiła jeszcze średniej wielkości, okrągłe pudełko, wypełnione orzechami. Drgnęła na miejscu, przekręcając się tak, aby z każdym z nich móc swobodnie rozmawiać.
-Jak wam minął dzień? - zaczęła z ciekawością w głosie, beztrosko sięgając po pomarańcze i wsuwając ją sobie do ust. Uwielbiała jeść, zwłaszcza owoce.
Aiden DuVine
Aiden DuVine
Re: Widownia Czw 04 Kwi 2019, 04:04

Aiden przeskakiwał swoim wzrokiem z jednego towarzysza na drugiego. Na jego twarzy malował się smutno-rozczarowany grymas oddający jego uczucia względem zaistniałej sytuacji. Personne ne parle français ici? Doznawanie takich zaskoczeń, jakie właśnie zostało zgotowane sobie przez Hiszpanów musiało być niesamowicie miłym doświadczeniem. Niemniej, gdzieś w środku blondyna krzyczał wręcz głos, który liczył na to, że może kiedyś spotka kogoś, kto nie ma problemów z mówieniem po francusku w miarę płynnie, a nawet preferuje właśnie ten sposób komunikacji.
Szybko jednak odgonił negatywne myśli, które nazbierały się w jego myślach i przyjrzał się uważniej dziewczynie, która zaczepnie skierowała do niego. Postanowił odpowiedzieć jej w podobnym tonie, ale również żartobliwie i lekko. Nie chciał w żadnym wypadku urazić kogokolwiek z tego grona. Generalnie nie był osobą konfliktową, a wszelkich sporów unikał jak ognia. Dosłownie.
- Uwierz mi, że jeszcze mam wiele ukrytych talentów. - Puścił jej oczko i przeszedł do szukania papierowych kubeczków.
Jednocześnie wysłuchiwał ich wtrąceń na temat słodkiego wina, albo Sangrii. W myślach gryzł się w język i mocno zgrzytał zębami. Nie rozumiał tego grzechu jakim była Sangria czy w pełni słodkie wino. Pół słodkie było wyjątkowo, przynajmniej w jego mniemaniu, absolutnie nie do przyjęcia, ale udało mu się znaleźć parę, które wykluczył z tej kategorii. Traktował słodkie wino jako coś co nie przystoi komuś wiedzącego co nieco o winie i jego produkcji. Wino owocowe to już w ogóle był skandal, ale w obecności naszych hiszpańskich znajomych co najmniej nietaktem byłaby odpowiedź kompletnie skreślająca ich wspomnienia z domu. Dlatego też milczał dalej, mocno zaciskając zęby i postanawiając mimo wszystko zmienić temat.
Kończąc i wygłuszając za razem ich rozważania, postanowił napomknąć o kilku miejscach, które udało mu się zwiedzić całkiem przypadkowo, ot bilety były tańsze na inne lotnisko niż zamierzali, czy też jego ojciec czując napływ rodzicielskiej miłości zabrał go na kilkudniowy wyjazd.
- Alicante! Widziałem troszkę to miasto. Nie dużo, bo może z jeden dzień, ale bardzo tam ładnie. Tak samo jak w Barcelonie. - Skinął w ich kierunku nalewając wina do trzech kubeczków. Postanowił uraczyć Florę tylko niewielką jego zawartością, ze względu na wspomniane wcześniej przez dziewczynę problemy z przyswajalnością tego rodzaju napojów. - A tak swoją drogą to z jakich miast pochodzicie? Może jest to gdzieś niedaleko siebie?
Skinął w ich kierunku głową rozdysponowując kubeczki. Jednocześnie przystał na propozycję chłopaka względem zapalenia papierosa wysyłając mu tylko nieme spojrzenie. Wyciągnął jednego ze swojej paczki i powoli zaciągając się do płuc odpalił go. Lubił ten delikatny, stosunkowo przyjemny pierwszy moment wprowadzenia dymu do organizmu. Uśmiechnął się odrobinę i wypuścił dym wydychając tym samym powietrze. Swój wzrok skierował ku Florze.
Czy on w sumie robił dziś coś ciekawego? On względnie uważał, że nie specjalnie. Ostatnie dni mijały mu na błogim leniuchowaniu, a dziś wyjątkowo humor z tego powodu dopisywał. Niemniej jednak na horyzoncie w oddali majaczyła wizja wyczerpującego treningu z jego dobrą znajomą Larą. Dreszcz go przeszedł na samą myśl - Ta to daje w kość...
- Cudownie i niespecjalnie. - Powiedział doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to co mówi nie ma kompletnie żadnego sensu. - Niespecjalnie, ponieważ nie robiłem absolutnie nic konkretnego. - Zatrzymał się na chwilę po czym dodał uśmiechając się w ich kierunku. - A cudownie, ponieważ nie robiłem absolutnie nic konkretnego. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Aiden niestety miał dość dużą tendencję do leniuchowania. Kiedy już nabrał rozpędu potrafił trenować zapalczywie długie okresy swojego życia, ale w momencie, w którym nadchodziła stagnacja potrafił się bardzo szybko rozlenić i to były właśnie tego efekty.
Pogadanka trwała jeszcze chwilę. Niemniej jednak czas i prywatne sprawy Flory i Aidena ich goniły dlatego grzecznie żegnając się z Marcosem zaprosili go na wspólne spotkanie późniejszym wieczorem. Sami zmierzali w kierunku kwater półbogów na małe ploteczki.

[z/t x 2]
Arnold Flonagan
Arnold Flonagan
Re: Widownia Pon 09 Wrz 2019, 21:30

#3

Prawa alkoholików nakazywały zachować dzień trzeźwości w tygodniu. Właśnie kiedy następował taki dzień Arnold zamieniał flaszkę na maczetę, bar na arenę, a mordy do picia na ludzi do skopania mu dupy. A kolejka niekiedy się dłużyła i dłużyła przez kolejne dni libacji. Dziś umówił się z obozową syrenką na widowni areny i czekał na nią ze szklaną butelką, w której zawierał się liter czystej wody z cukrem i cytryną. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, by uniknąć światłowstrętu i strój sportowy, by nie zniszczyć sobie ubrań na imprezy. Oglądał innych herosów w akcji z trybun, a czekał na swoją towarzyszkę wytrwale. Tam ktoś się rzucał piachem, dalej ktoś się gryzł, a zaraz pod siedzeniem Arnolda można było wyczuć słodki zapach etanolu, aż nietrzeźwość wstrząsnęła synem Dionizosa.
Widział jak rudowłosa postać zbliża się powoli do niego i Arnold czuł jak dziś go nosi. Chciał już wstać, dostać w ryj, może zaorać żebrem o czyjąś pięść. Bardzo go nosiło tylko czekał i czekał. A niestety raptowny ruch głową sprawił, że zamiast się przywitać to Arnold odwrócił głowę i niemalże zwymiotował. Przepił szybko wodę, uśmiechając się blado.
- Nie masz może gumy? - zapytał nieco z chrypką w głosie. Nie czuł się z tego dumny, ale przecież wątroba nie wybiera. Co jest dziwne, bo zazwyczaj jego organizm to worek na wódkę. A chyba zaczyna się buntować. Tym bardziej Flonagan się nosił.
Rochelle Lacroix
Rochelle Lacroix
Re: Widownia Pią 20 Wrz 2019, 18:23

/1 - po przerwie/

Rochelle musiała trochę się rozruszać. Ostatnio miała wycieczkę za obóz, ale oczywiście musiała trafić na kolegę, który ją pilnować i chcąc czy nie chcąc musiała wrócić w bezpieczne miejsce.
Umówiła się z Arnoldem. Myślała, że chociaż raz mężczyzna zachowa się odpowiedzialnie i nie będzie pijany. Gdy dotarła do niego w ostatniej chwili zdołała odskoczysz.
- Arnold znowu? - zapytała.
W sumie pytanie było raczej retoryczne.
Uśmiechnęła się lekko i z kieszeni spodni wyjęła gumę o smaku miętową.
- Słabo wyglądasz, naprawdę masz siłę na trening? Wiesz może lepiej powinieneś wypocząć coś konkretnego zjeść i... zawiesić picie. No cóż... to tylko rada, a zrobisz co uważasz - stwierdziła.
W jakiś sposób Syrenka martwiła się o niego, ale jako kolegę z drużyny. Może i był pół bogiem jak każdy tutaj w obozie, ale czy wątroba mu wytrzyma? Jakoś czerwonowłosa nie chciałaby uczestniczyć z pogrzebie Arnolda. Ostatnio i tak wielu herosów zginęło, a nowych zbytnio nie przybywało.
- Proszę - rzekła.
Następnie wyjęła z torby kanapkę świeżo zrobioną.
Arnold Flonagan
Arnold Flonagan
Re: Widownia Nie 22 Wrz 2019, 16:43

Burza czerwonych włosów ruszyła na Arnolda, wyciągając mu pomocną dłoń. Wraz z życiodajną gumą! Podziękował jej skinieniem głowy i uśmiechnął się. Chociaż patrzył na nią spode łba z nieco dziką pretensją w oczach. Przecież on miał wiele energii, może wyglądał nieco jak z krzyża zdjęty, ale to tylko budowało jego wizerunek! Kac to kara za przerwę w picu, a Arni się tak karać nie lubił. W dodatku nie wiedział co mu Rochelle insynuuje. Przecież niby co znów zrobił? Się w trupa może...
- Nie ma czasu na na zły wygląd! - zerwał się na równe nogi, stojąc twarzą w twarz ze znajomą. Czuł jak adrenalina polepsza mu kondycję. A wtedy Arnold się zachwiał i podparł o ławkę. Zaśmiał się, siadając ciężko. Wziął głęboki wdech po czym wyciągnął otwieracz. Podrzucił go kilka razy w ręku i uśmiechnął się pod nosem.
- Szable w dłoń, kochana - wstał z werwą, zmieniając swój otwieracz w maczetę. Czuł się dziwnie wypowiadając frazę z szablą, zwykle mówił ją przy stole, kiedy w ręku miał kieliszek i jego wesoła kompania mu w tym wtórowała. Broń w rękach Flonagana lekko drżała, jedna noga wysunięta lekki w przód trzymała ciężar ciała, a druga jakby miała zaraz doznać skurczu.
- A wyglądam równie źle co zawsze - oburzył się, spluwając przeżutą gumę za arenę- wiesz, równie dobrze, o! - Zaśmiał się niemrawo, czekając na ruch swojej sparingowej partnerki. Nie miał pojęcia w sumie na co mieli się bić, ale on miał już jakaś broń w ręku.
Rochelle Lacroix
Rochelle Lacroix
Re: Widownia Wto 01 Paź 2019, 19:08

Rochelle patrzyła na swojego drucha z politywaniem i cierpliwością. Przydałaby mu się osoba, która by go ogarnęła.
- Zaraz pójdziemy trenować tylko zjedz coś - mówiąc to podsunęła mu świerzutkie kanapeczki.
Trochę się marwiła o niego.
- Może dzisiaj bez oręża, a potem pójdziemy czegoś się napić dobrze? - zapytała.
Jakaś nagroda dla jej towarzysza musi być oraz by wrócił do stanu używalności.
Czekała na dalszy ciąg.
Arnold Flonagan
Arnold Flonagan
Re: Widownia Czw 03 Paź 2019, 00:16

Wywrócił oczyma i oparł się o swoją broń. Może wyglądał jak Hades zaraz po wyjściu na światło słoneczne. A czuł się jak młody Dionizos! Przynajmniej w połowie i przynajmniej mentalnie. Westchnął uciążliwie.
- Rochelle, nie możesz się bać ze mną walczyć -wzruszył ramionami - nawet teraz mam jeszcze trochę krzepy. - Podziękował jej skinieniem głowy za jedzenie.
- Słuchaj, przyszedłem tutaj walczyć a nie się bić! - skupił na niej wzrok i analizował to, co powiedział.- Przyszedłem tutaj walczyć a nie się jeść, o! - dodał entuzjastycznie.- A jak nie zrobimy tego teraz to zaraz się skuszę na picie - uniósł szelmowsko brew i uśmiechnął się tajemniczo.- Walcz, gremialnie!
Rochelle Lacroix
Rochelle Lacroix
Re: Widownia Czw 03 Paź 2019, 22:01

Rochele była niby taką gadułą, jednak nie należała do osób wylewnych jeśli chodzi o emocje. Po prostu martwiła się o swojego towarzysza i tyle. Jednak jakoś nie umiała mu to przekazać, a z domyślaniem w takich sprawach jest dość... trudna.
- Nie boję się z Tobą walczyć, tylko nie chce byś przez przypadek zrobił sobie krzywdę - stwierdziła.
Nie bardzo rozumiała niektórych słów swojego znajomego. Schowała kanapki.
- Jak uważasz, to rusz swoje cztery litery na arene - stwierdziła.
Nie patrząc już na mężczynę ruszyła z wysoko uniesioną glową do przodu. Choć była w dość luźnych spodniech było można było zobaczyć zarys jej jędrych pośladków. Chcąc czy nie zawsze będzie zwracała uwagę mężczyzn.
Gdy już była na ostatnich schodkach zostawiła torebkę na siedzeniu. Wnet w jej ręce ukazał się srebrny bicz, a drugi normalmy.
- Arnold rusz się! Nie mam całego dnia! - krzyczała z dołu.
Arnold Flonagan
Arnold Flonagan
Re: Widownia Czw 03 Paź 2019, 23:59

Właściwe to Arnold gubił się w swoich zeznaniach, nawet nie do końca wiedział, gdzie się znajduje. W końcu kontaktował, że tylko kontaktuje się z Rudą Pięknością. A chłop jak to chłop, estetyzował się gdy koleżanka schodziła na arenę. Może to była tylko prowokacja, może Rochele po prostu tak chodziła. W głowie Arnolda kobiety jednak są zagadkami, chodzącą enigmą. Ruszają cyckami nawet, gdy oddychają - no i jak tu odróżnić prowokacje od potrzeb fizjologicznych?! Wziął broń i butelkę z piciem, ruszając do rudowłosej.
- Lecę, pędzę! - krzyknął po czym przeskoczył przez barierkę z bronią w ręku, lądując plecami na ziemi. Skrzywił się po upadku, lekko kasłając od kurzu w powietrzu. - Tych biczy nie powinnaś zostawić w sali od jakiegoś BDSMu? - rzucił, powstając na równe nogi. Wziął ostatni łyk wody i pochylił się nad swoją bronią, którą opierał o ziemie.
- Zanim się pobijemy możesz jeszcze powiedzieć co tam u ciebie słychać? - rzucił, czując jak jego organy wewnętrzne robią jakąś rotację. Miał nadzieję, że to minie po pierwszym ciocie, ale czy był gotów go wykonać? Chyba jednak nie był.
Rochelle Lacroix
Rochelle Lacroix
Re: Widownia Pią 04 Paź 2019, 14:40

Lacroix tak po prostu chodziła. Stara się jak mogła by nie rzucać swoich kobiecych ksztaltach w oczy. Zawsze ubierała się jak... chłopak. Jakoś nie miała potrzeby by w pewien sposób się puszczać z pierwszym lepszym herosem czy zwykłym człowiekiem. Może przeszkodą jest to, że kobieta nie jest nauczona relacji damsko-męskiej. Stara się wszystkich mężczyzn stawiach na równi ze sobą. Ze swojego doświadczenia wie, że faceci to wzrokowcy. Najlepiej by kobieta mało co zasłania w swoim ubiorze i była chętna do seksu.
Rochelle miała kilku facetów, ale cóż... szybko się rozstali ze sobą. Dla tych mężczyzn Syrenka miała być pustą lalunią najlepiej tylko do łóżka. Nie patrzyli na jej charakter, a jej rozczarowanie płcią brzydką pozostała.
Poza tym boi się miłości i po prostu w nią nie wierzy.
Wracając do areny. Cicho zaśmiała się kiedy Armond wylądował na ziemi.
Już miała zaproponować mu pomocną dłoń, ale uświadomoła sobie: po co? Prawdopodomnie gdyby to zrobiła była to by ujma na honorze jej towarzysza.
- Mówisz? Mam wrażenie, że głonemu chleb na myśli. Co Ty nie pamiętasz, że ja od zawsze nimi walczyłam? - zapytała.
Rozumiała, że mężczyzna pił, ale, że alkohol tak wyżarł mu mózg?
- U mnie w porządku. Ostatnio zostałam jedną z kucharzy na stołówce, a u Ciebie? Jak Ci się nie podoba moja broń to mogę zmienić na miecz - stwierdziła.
Zobaczyła ten przedmion na ziemi. Rochelle dość dobrze umiała sobie radzić z bronią improwizowaną.
Arnold Flonagan
Arnold Flonagan
Re: Widownia Nie 06 Paź 2019, 22:15

Arnold uniósł ręce w geście "co złego to nie ja", przy czym broń upadła mu na ziemie. Mężczyzna bezradnie opuścił ręce i zaczął ciężko wzdychać. Oczywiście słuchał tego co Rochele do niego mówiła, a nowe informacje robił na nim tylko wrażenie.
- Mordeczko, chyba wiesz, że walka na arenie to też wojna psychologiczna- uniósł broń mierząc w koleżankę i zaczął ją powoli obchodzić, zataczając coraz większe kręgi. W ten sposób chciał zbadać jak dużą przewagę na odległość posiadała rudowłosa. - Jeśli nie rzucę jakieś burdelowej zgryźliwości to ja osłabię Twoje morale, hm? - uniósł pytająco brew, pyszniąc się niemrawo. - Przecież wiem jak walczysz, ale nie wiedziałem, że sobie kucharzysz. Brawo Ty, od teraz oboje rozpieszczamy pół-boskie wątroby- dodał z promiennym uśmiechem. I wtem rzucił się szarżą w stronę Rochele, robiąc obrót, gdy ona zamierzała się zamachnąć. Stał teraz obok niej, chwiejąc się lekko i bawiąc się maczetą już w formie otwieracza przed oczyma półbogini, rozpraszał jej uwagę. - A wiesz jak jest, bycie skupionym to jedna z podstaw walki, podobno - zaśmiał się niemrawo po czym użył mocy wódki łączonej z telekinezą, zamienił wodę w lepkie wino i zalał nim od tyłu rudowłosą. Po co to zrobił? Chciał żeby bicze się jej gorzej trzymały. Taki to już był z niego typiarz.
Rochelle Lacroix
Rochelle Lacroix
Re: Widownia Pon 14 Paź 2019, 18:13

Rochelle nie spuszczała mężczyzny z oka. Przyglądała się tylko jak ją obchodził.
- Prawdopodobnie tak. Czemu mnie tak obchodzisz? Nie jestem Twoją zwierzyną - stwierdziło.
Jakby to nie brzmiało, może i dwuznacznie? Nie miała pojęcia.
Słuchała co mówił.
- Sam musisz do tego dojść. Nie będę psuć Ci zabawy nie uważasz? - pytała.
Rochelle usiłowała nie oberwać to zaatakowała. Następnie usiłowała się obronić.
Zaraz poczuła lepkie coś na swoich plecach, tak i na karku i tylnej części głowy jak u włosów.
- Hej, jesteś nie fair! - krzyknęła zła.
Może trochę ten alkohol popsuł wygląd i troszkę wyślizgiwałaby jej się bicze. Zaraz obróciła się we własnej osi i złapała Armonda jak cowboy konia czy byka. Wiążąc mu ręce.
- No i co teraz cwaniaczku? - zapytała.
Ciekawa była czy będzie umiał się wydostać ze srebrnego "sznurka" bicza.
Sponsored content
Re: Widownia

Widownia
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Similar topics
-
» Widownia



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Fabuła-
Skocz do: