Podejście Farrella do treningu było zazwyczaj bardzo podobne: zamiast deprecjonować kogokolwiek, starał się pomagać mu i go motywować, gdyż dzięki temu znacznie łatwiej było mu o osiągnięcie odpowiednich efektów. Co prawda zdarzali się herosi, którzy potrzebowali czasem mieć bat nad głową, ale on trafiał na takich relatywnie rzadko i jak widać, również w tym przypadku wcale nie było inaczej. Gomes wydawała się być nie tylko pojętną uczennicą, ale przede wszystkim pokorną, co tylko utwierdziło go w tym, że kobieta jest po prostu w porządku. - Mieliśmy szczęście. Znam takich, którzy dostali zupełnie nie to, co powinni – zachichotał lekko kończąc temat boskich broni, które otrzymali od swoich rodziców. Na szczęście jakoś (choć nieumiejętnie) wybrnął z poprzedniej wypowiedzi, by nie zrobiło się między nimi niezręcznie. Uniósł jednak jedną brew lekko zaskoczony, gdyż skoro zaoferowała mu ugotowanie czegoś, to raczej nie chciała go otruć i musiała się w tym czuć w miarę pewnie. Nie rozumiał więc, skąd ta skromność, choć z drugiej strony mogło to się odnosić do tego, że faktycznie aż tak wielu nie ubóstwiało jej kuchni, bo po prostu nie mieli okazji jej spróbować. Była też opcja, że gotowała bardzo specyficznie i to nie trafiało do większości mieszkańców. Oby te pierwsze. Brandon skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się lekko. - To nic nie zmienia. Trening za obiad, lubię takie deale – zasłonił się posiłkiem, jednak w rzeczywistości bardziej chciał po prostu poznać córkę Maniego, która była nie tylko piękna, ale przede wszystkim bardzo sympatyczna. Niegdyś nie mieli okazji do tego typu rozmów, gdyż był dla niej smarkaczem i tym samym ich grono znajomych się w ogóle nie pokrywało, a to z kolei nie sprzyjało bliższemu poznaniu się. Po nerwowej reakcji kabowerdyjki dostrzegł, że trafił w punkt i komplement do niej dotarł, jednocześnie wymuszając delikatny rumieniec, który on rzecz jasna dostrzegł. Chaotyczne pochwycenie pistoletu tylko go w tym utwierdziło. Postanowił zatem pójść za ciosem, skoro już odpalił mu się tryb flirciarza. Nic jednak nie powiedział, a jedynie uśmiechnął się tajemniczo, a zarazem sugestywnie, gdy wpierw chciała zarządzić jedynie jedną jednostkę treningową w tygodniu. - To nie będzie obowiązek, to będzie przyjemność – mrugnął do Rosaliny i uśmiechnął się szczerze, bo on naprawdę widział ten trening bardzo pozytywnie i wcale nie traktował tego jako dodatkowy punkt do spełnienia w ciągu dnia. - Zaskocz mnie czymś – nie chciał ograniczać się do niczego, więc zostawił wszystko jej. Niech zatem zrobi coś, w czym czuje się dobrze i co uważa za swoje popisowe danie. Odbił się od ściany, o którą się opierał i stanął naprzeciw Gomes. Powoli i z wyczuciem złapał kobietę za dłoń, w której trzymała broń, a następnie uniósł ją lekko i swoimi palcami nakierował jej palce do odpowiedniego pochwycenia pistoletu. Byli wtedy zdecydowanie zbyt blisko siebie jak na trenera i uczennicę. - Ale zanim obiad, najpierw musisz trafić kilka razy w głowę tego celu – wskazał swoim spojrzeniem tarczę w oddali. - Zatem obierz odpowiednią pozycję – znów pozwolił sobie złapać jej biodra i ułożyć jej ciało w wyznaczony sposób. - Skup się na celu i strzelaj. Pamiętaj o tym, by napierać cały czas na magazynek, żeby broń nie odskoczyła ci aż tak mocno – końcówkę wyszeptał jej niemal do ucha i niby przypadkiem otarł się zarówno nosem o jej włosy, jak i dłonią, która dość niepoprawnie z jej biodra zsunęła się na kilka milisekund na jej pośladek, czego nie można było jednak zaliczyć jako próbę dotknięcia jej w tym miejscu. Widać, że wiedział co robi. - Rose, myśl tylko o swoim celu. Na rozpieszczanie mnie jeszcze przyjdzie czas – zachichotał lekko w ramach żartu, jednak pod nim kryła się subtelna sugestia dotycząca wielu przyjemnych rzeczy. Koniec końców Brandon zawsze jednak mógł mówić o rozpieszczaniu jego podniebienia smakami potraw, nieprawdaż?
Rosalina Gomes
Re: Strzelnica Wto 19 Wrz 2023, 20:58
Przytaknęła rozbawiona słysząc komentarz o boskich broniach, ale już tego tematu dalej nie ciągnęła. Raczej wyczerpali tą krótką wstawkę tyle, ile się dało. Ktokolwiek próbował jej dań, to zawsze je chwalił cokolwiek to nie było. Sam fakt, że posiłki to były chyba jedyne rzeczy, które jej mąż potrafił jeszcze skomplementować, więc coś musiało być na rzeczy. Niemniej aż tak wielu gości nie mieli, by zyskać tak wielu fanów swojej kuchni. Zresztą żadna z niej profesjonalna kucharka, ale lubiła gotować. Przynajmniej od czasu do czasu. - No to mamy umowę - uśmiechnęła się lekko kończąc temat dobijania samego pomysłu wspólnego trenowania czy bardziej trenowania jej przez niego. Na szczegóły przyjdzie zresztą czas, a jej nigdzie się nie spieszyło i to nie tylko dlatego, że nie chciała oglądać Revana, ale głównie dlatego, że rozmowa była bardzo przyjemna. A tych w życiu Gomes jest coraz mniej. Nie żeby nie miała żadnego grona znajomych, ale ostatnimi czasy te spotkania kończyły się na sporach, gdy po raz kolejny słyszała "rozwiedź się". - Zobaczymy co powiesz, gdy zacznę ciebie wkurzać - zażartowała, by nieco spuścić z tonu. Nie miała pojęcia dlaczego Brandon ją komplementował. Nie miało to w ogóle sensu. Ona była stara, a on był młodzieńcem, który mógł skraść serce każdej. Może taka była jego osobowość po prostu? A może był kobieciarzem? Oby nie, wystarczy, że mąż nim jest. Pokiwała głową na zgodę, gdy poprosił o niespodziankę. Zaraz jednak jako lekarz pomyślała o czymś innym. - Jakieś alergie? - spytała i zaraz dodała. - Albo coś, co mocno ci nie siedzi? - było tyle różnych potraw, że bez problemów mogła wykluczyć coś, co było sprzeczne z jego preferencjami. Kiedy postanowił poprawić ułożenie jej dłoni na broni, Rose skupiała się na tym bardzo mocno. A przynajmniej robiła wszystko, by tak było, bo bliskość młodego mężczyzny siłą rzeczy na nią działała. Dlatego nawet nie ośmieliła się spojrzeć mu w oczy, tylko wzrok wbiła w pistolet. Spojrzała w kierunku czystej tarczy wskazanej przez Brandona, a następnie próbowała się ustawić tak, jak poprzednim razem zrobił to on. Jak widać, wymagało to mimo wszystko korekty, skoro znów pochwycił jej biodra i nieco ją obrócił. Niemal ją przeszedł dreszcz, gdy szepnął wprost do jej ucha. Zamiast tego poczuła jak jej nerwy się nastraszają i stają się bardziej wyczulone. Poczuła ten dotyk na pośladku, ale była pewna, że to było przypadkowe i nawet może niezarejestrowane przez niego, dlatego też nie przejęła się tym w ogóle. Uśmiechnęła się lekko sugerując rozbawienie jego żartem, choć mężczyzna jedyne co robił, to ją dekoncentrował. Potrzebowała więc kilku głębokich oddechów, nim się uspokoiła. A przynajmniej tak by się wydawało, bo pierwszy strzał minął o milimetry całą tarczę i wbił się w podziurawioną do granic możliwości ścianę. Znów wzięła głęboki oddech i wystrzeliła kolejne naboje. Pozostałe już trafiły w tarczę na całe szczęście, lecz rozluźniła się dopiero, gdy dostrzegła, że w głowie przywoływanej tarczy jest dziura. Uśmiechnęła się nawet lekko. - Zapisz mi proszę swój numer i puść sobie sygnał od razu - odblokowała telefon i podała Farrellowi. Gdy ten skończył przejęła komórkę i zaczęła przeglądać swój grafik na najbliższe tygodnie. - Jak chcesz możemy już się wstępnie umówić na trening... Mam wolne na przykłaad... za dwa dni - zaproponowała i spojrzała na chłopaka.
Brandon Farrell
Re: Strzelnica Sro 20 Wrz 2023, 15:07
Brandon zareagował jedynie potwierdzającym skinieniem głową na dobicie targu, choć oboje zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że nie było to w ogóle potrzebne. Z jakiegoś powodu Farrell bardzo się cieszył na możliwość trenowania Rosaliny. Czuł się w pewnym stopniu jak dziecko, które dostało w końcu to, o czym co jakiś czas sobie myślało i tego chciało. Wcześniej jego próby zalotów zostały przez nią odrzucone, a dzisiaj nie dość, że rozmawiają ze sobą jak dobrzy znajomi, to jeszcze traktuje go bardzo poważnie i nie ma problemu z tym, by być przez niego trenowaną. Nie żeby uważał Gomes za osobę hardą i niezdolną do uległości, ale biorąc pod uwagę ich różnicę wieku, ostatecznie można było się spodziewać z jej strony jakiegoś szufladkowania: „czego może mnie nauczyć dwudziestoparoletni gnojek”. - Z chęcią się przekonam – uśmiechnął się szczerze, zachowując przy tym znowu flirciarsko, gdy córka Maniego stwierdziła, że może mieć jej dosyć za jakiś czas. Nie zamierzał jednak ukrywać tego, że jest zainteresowany bliższym poznaniem Gomes, jednak w jakim stopniu, to już tylko ruda określi, bo wszystko przecież zależy od jej otwartości i pozwolenia. - Żadnych – odpowiedział na pytanie o alergie. - A czy mi coś mocno nie siedzi… raczej wszystko zjem, jeśli jest dobrze przyrządzone – dodał, jednocześnie wierząc w to, że umiejętności kulinarne Rosaliny dorównują jej urodzie, dzięki czemu nie będzie musiał się martwić o smak potrawy (lub potraw), które kobieta mu przygotuje. - Ostatnio dużo kasz jadam, jeśli jakoś cię to ustawia – dorzucił po chwili, nie chcąc wyjść na ignoranta, który chciał ją zbyć swoją poprzednią odpowiedzią. Celowo później zaczął ją dotykać przy ustawianiu w odpowiedniej pozycji i wprawiony trener czy adept z pewnością dostrzegłby to, że kilka z jego zbliżeń czy gestów nie było potrzebnych. Brandon odniósł wrażenie, że w żaden sposób nie wpłynęło to na Rosalinę do momentu, w którym kobieta nie oddała pierwszego, chybionego strzału. To mu tylko pokazało, że ten wcześniejszy rumieniec i pewna bliskość nie były aż tak przypadkowe. Pokiwał znów głową, spoglądając na tarczę, w której wylądowało kilkanaście naboi, a następnie zerknął na Gomes. - Stabilnie – rzucił tylko lakonicznie, co nie oznaczało ani poprawy względem poprzedniej tury ćwiczeń, ani też jakiegoś regresu. Zaskoczony przejął od niej telefon i od razu wpisał swój numer. - Jak się podpisać? Brandon? Brandon Farrell? Trener Brandon? – spytał, ale nie dał jej odpowiedzieć, bo zaraz postanowił zażartować. - A może Coach Brad? Brandoneiro? Braduś? – zaśmiał się cicho, po czym oddał telefon córce Maniego, by ta sama zadecydowała o tym, jak go zatytułuje w swoich kontaktach. - Puść mi sygnał, jak już podpiszesz, to też sobie cię zapiszę – poruszył wymownie brwiami sugerując, że raczej nie powinna się spodziewać zwykłego „Rose”. - Nawet już chyba wiem jak – znów poruszył brwiami, jednak nie zamierzał nic zdradzać. To będzie jego mały, słodki sekrecik, który pewnie wypłynie za jakiś czas, jeśli ilość ich spotkań się zwiększy. - Wyobraź sobie, że też mam wtedy wolne. Ale przypadek – zachichotał lekko, bo faktycznie rozbawił go fakt, że mogą się spiknąć już w pierwszym zaproponowanym przez Kabowerdenkę terminie. - A i jeszcze jedno… – rzucił po chwili. - Ten obiad to tylko jeden czy za każdy trening? Optuję za opcją numer dwa, ale to tak w sekrecie mówię. Między nami tylko – znów zażartował, po czym spojrzał na Rosalinę i uśmiechnął się lekko, a zarazem uroczo w pewien sposób.
Rosalina Gomes
Re: Strzelnica Sro 20 Wrz 2023, 20:22
Uśmiechnęła się tylko lekko na jego odpowiedź. Być może sprawiała wrażenie łagodnej, ale potrafiła działać na nerwy, a w szczególności jednej osobie. Znajomi też w sumie się wkurzali (głównie dlatego, że nie chciała się rozwieść), więc może nie jest z nią tak kolorowo? - Na kaszę nie licz, nie cierpię ich. Przykro mi - od razu powiedziała wcześniej tylko lekko wzdychając, gdy o nich usłyszała. Już i tak często gotowała kaszę dla Revana mimo, że sama za nimi nie przepadała. Ten posiłek miał być smaczny dla ich obojga. Niemniej Brandon dawał jej wolną rękę, więc i nie zamierzała denerwować się tym, że to akurat kasze wymienił. Gomes prawdopodobnie nie dostrzegała tego, że chłopak przekroczył cienką granicę z dwóch powodów. Po pierwsze od lat nie była trenowana stricte przez kogoś; a po drugie ona była za stara dla niego, by w jakikolwiek sposób zakładać, że mężczyzna próbuje ją podrywać. To było zbyt abstrakcyjne. No cóż, nie spodziewała się, by po pięciu minutach jej umiejętności się poprawiły, więc wcale nie zdziwiła ją odpowiedź Brandona. Spojrzała na niego zaskoczona, gdy spytał się, jak powinien się wpisać. Nie było jej dane odpowiedzieć, bo zaraz zażartował, na co zareagowała cichym śmiechem. - Jak uznasz za stosowne - dodała rozbawiona, ale gdy dostała telefon zauważyła, że to zadanie zostawił jej. Podpisała więc "Brandon" tym bardziej, że innego akurat wśród kontaktów nie miała. Skinęła głową na jego prośbę i po chwili puściła mu sygnał nie dostrzegając jednak jego ruchu brwiami. Schowała telefon i rozbawiona spojrzała na niego. - Rose? - zażartowała, choć tak nie do końca, bo jak inaczej niby miałby ją zapisać? Mógłby jeszcze z nazwiskiem albo pełnym imieniem, choć nie wiedziała czy jakimś sposobem chłopak je znał. Uśmiechnęła się, gdy zdradził, że on również ma wolne. Pytanie teraz było o porę. - Wolisz godziny poranne czy bardziej popołudniowe? - ona raczej była rannym ptaszkiem, ale mogła się do niego dostosować. Niemniej jeżeli miałoby to być popołudnie czy wieczór, to obiad byłby innego dnia, ale to znowu nie taki problem przecież. W zależności od jego odpowiedzi zaproponowała konkretną godzinę, która mogłaby im odpowiadać. - Póki co jednorazowy, zobaczymy jak ci pójdzie trenowanie. Wtedy pomyślimy o kolejnym - odpowiedziała wcześniej śmiejąc się na jego słowa. Musiała przyznać, że chłopak był przystojny, ale z drugiej strony nie było się czemu dziwić. Wśród młodych herosów było to raczej coś powszechnego, a na pewno powszechniejszego jak u ludzi. - Ja będę się zbierać. Widzimy się za dwa dni w takim razie - rzuciła wcześniej zerkając na porę. Nim jednak wyszła, posprzątała postrzelone kartki, które wyrzuciła do śmieci, a następnie wzięła broń, którą zaniosła do zbrojowni i wtedy udała się do domu w dużo lepszym humorze, niż z niego wyszła.