Olov Eriksson, Ian "Deviant" Core, Quinn Wolf, Alexandra Jones, Esmera Leon
06-10/06/2018, USA
Obóz, godzina poranna, 06/06/2018 - Zajmę się tym. Jak zawsze. - Rzucił za plecy jak wychodził z pokoju ojca. Podrapał się po głowie. Zaklął pod nosem. - Pierdolone utopce, znowu. - Ostatnimi czasy był niewiarygodny wylew tego ścierwa, aż dało się zdenerwować. Wolałby już na to jego fatum trafić, taki wilkołak to byłoby coś. Trzeba było jednak wrócić do rzeczywistości. Pomyślał, że najgorsze w tym wszystkim było to, że to okolice farmy dziadków braciaka. Przyspieszył nieco schodząc po schodach, sięgnął po telefon do kieszeni. Wyciągnął go i wybrał numer do Ian’a. Pierwszy sygnał. “ A jak już walczy z nimi? Kurwaaa, odbierz to. “ Pomyślał. Drugi sygnał. Syknał przez zęby jak wychodził z budynku. Skręcił prosto w kierunku areny, gdzie dziewczyny miały trening. Podrapał się po dupie z narastającego ciśnienia. - Odbierz ten pieprzo… Jesteś! - Krzyknął do telefonu, poczuł ulgę. - Deviant, kurwa słuchaj… -Gadał przez kilka minut. Nakreślił mu jak wygląda sytuacja. Gdzieś w ich okolicy jego farmy są utopce i trzeba je wyplenić. Zagrażają bydłu i ludziom dookoła. Może być nieprzyjemnie bo nie określono dokładnej ilości bestii więc trzeba się mieć na baczności. Weźmie dziewczyny i rusza tam mu pomóc. Czemu pomóc? Ian w swej wspaniałości już na sam wstęp powiedział, że się pisze i już tam idzie. Nie dziwić mu się, przecież jego dziadkowie byli zagrożeni. - …yhym, ta. Tylko poczekaj na nas. Zabieram je i już jedziemy. Yo bro.- Potrzebował do tego małego wsparcia, to było oczywiste. Rozłączył się otwierając drzwi od areny. Plac ćwiczeń, a na nim córy Aegira ścierające się w ćwiczebnym szale. Musiał jeszcze zadzwonić w jedno miejsce więc telefonu nie odkładał. Ubrany był w skórzaną czarną kurtkę, białego tank-topa, czarne glany i bojówki. Okulary przeciwsłoneczne, pistolet pod kurtką i pierścień na środkowym palcu. Machnął w ich kierunku ręką by zwrócić ich uwagę na siebie. Nie był zbyt zadowolony, można to było wyczytać po jego głosie i twarzy. Miał dość tego gówna na ten tydzień. - Alex, Quinn, robota czeka. Zbierać dupe, jedziemy. Czekam w samochodzie. - Krzyknął w ich kierunku i wyszedł. Kiedy się ogarniały i zbierały sprzęt ten już czekał w samochodzie i wykręcał do kogoś numer. Dotarły, przywitał się z nimi i ruszyli jego impalą w trasę… Szosa, prawie południe ale jeszcze nie xD 06/06/2018 Trochę minęło od kiedy wyruszyli z obozu. W trakcie rozmawiał z facetem od nowego saksofonu, a mógł, to sobie zamówił, bo dlaczego nie. Wreszcie skończył. Rzucił telefon gdzieś przed skrzynię biegów. - Wybaczcie, umówiłem się z nim na ten telefon. Wracając do sedna, sprawa wygląda następująco… - Jak wyżej, wytłumaczył wszystko i odpowiedział na pytania jak jakieś były. Nie wiedział czego się spodziewać, lecz prostym do zrozumienia było, że trzeba uważać i nie szarżować. To co się potem wydarzy to już inna bajka która będzie niżej. - …No tak to się je. Trochę mnie to już irytuje. - Skwitował całą sytuację z tymi cholernymi potworami. Pogawędził z nimi i co tam tylko chciały. Muzykę w samochodzie mogły sobie wybrać, obojętne mu to było. Stanąć na siusiu nie zapomnieli bo go przycisło.
Ranczo dziadków Ian’a,południe, Berger, Missouri 06/06/2018 Główna ulica wiochy. Wyciągnął tylko telefon by puścić sygnał Ian’owi, by ten już czekał przy bramie. Odbił gdzieś w prawy zjazd. Piaskowa droga dawała wiele do życzenia, ale nie ma się wszystkiego. Widoki za to były lepsze. Piękne rozpościerające się fale pól kukurydzy i pszenicy. Tabuny bydła biegające to w tą, to w tamtą. Widok jak z filmów, spokój ducha jak się patrzy. Odetchnął z ulgą czując wiejski klimat. Dotarli na miejsce. Rozglądał się z wnętrza samochodu na boki. - No i jesteśmy. - Oznajmił swoim towarzyszkom. Droga była bardzo przyjemna nie było na co narzekać. Może ostatni odcinek tej piaskowej drogi, ale w sumie jak zawsze. Wystawił łeb przez okno, przyciszył radio i zdjął okulary. - Deviant bracie, jedziemy tam czy z buta? - Rzucił jakby nigdy nic. Sprawa była poważna, ale nie można tracić zimnej krwi. W sumie z tego co mu powiedziano i to co wiedzieli. To te skurwysyństwa grasowały przy rzece. Hymmm... jedyną rzeką jaka tam była to Missouri. Niesamowite, jaka precyzja. Tak zadumał się przez chwilę i zapytał. - Macie tu jakieś bagna w okolicy? - Nie sprawdził tego, zapomniał, zbyt przejął się sprawą. Każdemu się zdarza, prawda?
Gość
Gość
Re: Impreza z topielcami Sob 22 Cze 2019, 13:00
Każda szansa na trening w terenie, nawet na zwykłych utopcach, które nie sprawiały jakiegokolwiek wrażenia na Quinn. W obozie nie miała i tak zbyt wielu przeciwników, bo ludzie zaczynali się nawet jej obawiać, przez jej wybuchowy temperament. Nawet nie wiedziała co ma ze sobą w sumie zabrać na tą wyprawę, bo dowiedziała się w sumie o tym kilka godzin przed wyjazdem, dzięki siostra! Zajebawszy rzeczy ze swojego mieszkania i wpierdalając je do pojemnej treningowej torby wciągnęła na siebie biały top i dżinsową kurtkę. Na dupę wciągnięte miała przetarte dżinsy, jebać estetykę, wyglądała po prostu jak ona. Trapery? Tylko takie stare i schodzone, przetarte i z przerwanymi w kilku miejscach sznurówkami. Ale co takiego ciekawego spakowała do swojej torby? Wiadomo, ważne są ubrania, więc wrzuciła tam kilka podkoszulek, spodenek, bieliznę no i fanty... Kilka różnych kastetów, pięć mieczy o różnej długości i szerokości ostrza. Wiadomo, że jakieś kosmetyki i pachnidła też były na jakimś poziomie ważne, więc zaopatrzenie się w nie było konieczne. Opierdalanie się i oczekiwanie na spóźnialskie psy nie było wcale pocieszające. Dobrze, że w ogóle pamiętali o tym, że mają dziś jechać wypatrywać zagrożenia w pewnym rejonie. Akurat tak się złożyło, że było to obok farmy dziadków Ian'a, więc cała pierdolona gromadka musiała się przecież zabrać. Wpierdalała kanapkę z tuńczykiem i ogórkami, gdy Olov krzyknął, że już pora jechać. Po prostu wpierdoliła swoją torbę do bagażnika samochodu, a swoje dupsko zapakowała na tylne siedzenie pozostawiając fotel pasażera z przodu Alex. Przez całą drogę milczała, bo kurwa spała. A gdy byli już na miejscu była bardzo zmęczona, już chciała ponarzekać na niewygodne fotele, ale jebać nawet nie chciało jej się gęby otwierać. Ale tak, była ciekawa gdzie są te stwory więc kopnęła Olov'a w piszczel i ziewając przeciągle. -Pytaj kurwa i idziemy tam...- mruknęła zniecierpliwiona.
Ian Core
Re: Impreza z topielcami Pon 24 Cze 2019, 20:24
Jeszcze wczoraj szalał na scenie ze swoimi kumplami. Przez ciągłe zmęczenie nie pamiętał wiele z tego koncertu. Wiedział, że musi chociaż trochę odpocząć i naładować akumulatory na kolejne dni trasy. Na wielkie szczęście ich wokalista zapowiedział, że przez najbliższe dziesięć dni będą mieli wolne. Ian wręcz aż podskoczył ze szczęścia gdy to usłyszał i mając w perspektywie odpoczynek od razu pomyślał o farmie. Tam mógł się zrelaksować jak nigdzie i po skończonym koncercie od razu pojechał na lotnisko i wynajętym motorem pojechał na farmę. Na szczęście ten ostatni koncert był blisko Berger więc długiej drogi basista nie miał. Obiecał kumplom, że da im znak jak dojedzie i po dwóch godzinach jazdy był już w łóżku. W sumie to nawet nie pamiętał czy zjadł kolację czy też nie. Jedyne co był w stanie sobie przypomnieć to potworne zmęczenie jakie mu towarzyszyło w drodze. Niestety nie było mu dane się wyspać gdyż równo o szóstej rano ściągnął go z wyrka telefon. Core wymacał przedmiot na pół śpiąco i odebrał mając nadzieję, że spławi tego kogoś i będzie mógł jeszcze pospać, ale znając jego szczęście i życie jakie wiódł było stu procentowo pewne, że tym razem to raczej coś pilnego, bo raczej wszyscy wiedzieli, że ściąganie Iana z łóżka o tak nieludzkich porach grozi ciężkim kalectwem a najlepszym wypadku. - Core… Czy…. – nie dokończył tego co chciał powiedzieć tylko szerzej otworzył oczy i prawie natychmiast podniósł się na równe nogi. Został brutalnie obudzony przez swojego brata krwi, a ten raczej nie był skory do takich żartów szczególnie, iż wiedział, że Ian może być wykończony. - Nawijaj. – powiedział i wysłuchał tego co tamten miał do powiedzenia. Cóż informacje nie były zbyt miłe jak na jego pierwszy dzień wolnego. Pierdolone potwory…. Nie mają kiedy się pokazywać? Zajebać je kurwa i tyle pomyślał basista i zaczął się ubierać z telefonem przy uchu. - Dobra spotykamy się przy wjeździe na farmę moich dziadków. Będę tam na was czekał. Do zobaczyska bracie. – zakończył rozmowę i wyciągnął z walizki swój strój do walk z potworami. Wyglądał dalej jak rockman ale tym razem był przygotowany na każdą okoliczność. Miał na sobie czarną kurtkę skórzaną z zaostrzonymi ćwiekami z metalu powlekanego srebrem, do tego czarny tank top z napisem Deviant oraz czarne skórzane spodnie nabijane na szwach takimi samymi zaostrzonymi wiekami co kurtka. Na nogi założył wojskowe taktyki, a w pasie jak zwykle przytroczył sobie swój bicz. Uwielbiał tą broń. Po prostu była dla niego stworzona. Na sam koniec założył na szyję swój wisior z gwiazdą i przed dziesiąta był gotowy do walki. Oczywiście poprosił dziadków, by w jego eskorcie zagonili wszystkie konie do stajni, a bydło i kury do obory oraz kurnika. Po tym zjadł lekkie śniadanie, uprzedził dziadków, by nie wychodzili na zewnątrz dopóki nie da im znaku, a sam wyszedł na spotkanie swojego brata krwi i reszty ekipy. Nie spieszył się gdyż miał jeszcze ponad godzinę czasu więc nie biegł na łeb na szyję by zdążyć. Na miejscu pojawił się trochę przed nimi. Gdy usłyszał ryk silnika lekko się uśmiechnął. Oczywiście odebrał wcześniej telefon i naprowadził Olova na odpowiedni zjazd, a potem pozostawało mu tylko czekać. Zobaczywszy pierwsze tumany kuru wzbijane przez koła pojazdu zeskoczył z drewnianej bariery ogrodzenia jednej z zagród i podszedł do zatrzymującego się samochodu. - Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi zdecydowanie jedziemy. Z buta szedłbyś z dwie godziny. – powiedział szacując odległość dzielącą ich od niewielkiego jeziorka otoczonego jakimiś szuwarami. Co prawda nigdy tam żadnych potworów nie widział, ale nigdy nie bawił tak długo na farmie by coś mogło z niego wyleźć. – Co zaś do tego miejsca, to wyjedź na główną drogę i kieruj się pięć kilometrów na zachód. Po czym odbij w prawo i zobaczysz niewielkie oczko wodne otoczone szuwarami. To pewnie tam. – powiedział i już siedział w samochodzie gotowy na potyczkę. Oczywiście zauważył, że jego bro nie jest sam i lekko uśmiechnął się do dziewczyn. - Cześć. – rzekł w ich stronę. – Gotowe na balety z topielcami? – zapytał i wyszczerzył białe ząbki w uśmiechu.
Alexandra Jones
Re: Impreza z topielcami Pon 08 Lip 2019, 23:53
Potrzebowała dosłownie chwili aby zebrać potrzebny sprzęt. Mogła mieć bałagan we wszystkim, ale nie w broni oraz ekwipunku. Tutaj czas od rozkazu do samego wymarszu miał być jak najkrótszy. Dlatego właśnie przebrała się jedynie ze sportowego stroju w obcisłe czarne bojówki oraz opinającą koszulkę z długim rękawem w tym samym kolorze. Na nogach zawiązała desanty, a biodra opięła pasem taktycznym, przy którym miała swój ukochany nóż. Kolejne trzy ostrza, już mniejsze, znalazły swoje miejsce przy jej prawym udzie. Po drugiej stronie pasa dopiętego miała springfielda w pochwie i dwa zapasowe magazynki. Kolejne dwa trafiły do plecaka razem z apteczką, pięcioma racami, latarką czołówką, suchym prowiantem, wodą oraz podstawowym zapasem ubrań na zmianę. Oczywiście nie zapomniała o swojej bransolecie, która idealnie pasowała do outifitu Jones. Dziewczyna wyglądała niemal jak Lara Croft. Zajęła miejsce z przodu, wcześniej wymieniając kilka uwag z siostrą i Olovem. Nic zobowiązującego czy ważnego. Swoją skórzaną kurtkę trzymała na kolanach, a plecak rzuciła w nogi. Gdzieś w połowie drogi zaczęła bardziej drążyć temat, trując dupę synowi Tyra do momentu, aż przeli do luźniejszej rozmowy o polityce, alkoholu, filmach i sucharach. Korzystała w najlepsze z tego, że Quinny chrapała na tylny siedzeniu. Podzieliła się z Olovem suszoną wołowiną, którą zabrała w ramach przekąski i od czasu do czasu zerkała na Erikssona, uśmiechając się pogodnie. Gdy byli na miejscu, Alex poczuła dziwny ucisk w żołądku. Martwiła się o siostrę. Wiedziała, że jest twarda, jednak utopce były cholernie niebezpieczne. - Urodziłam się gotowa. - Prychnęła, sprawdzając magazynek swojego gnata. Przeładowała i zabezpieczyła, aby wsunąć go na powrót do pochwy. - Dostaniemy po wszystkim jakiś dobry obiad? - Zapytała, bo dawno nie jadła w rodzinnej atmosferze, a farma zdawała się właśnie takową posiadać.
Gość
Gość
Re: Impreza z topielcami Sro 10 Lip 2019, 19:55
Dostała zadanie wyczyszczenia topielców w Missouri, musiała więc oderwać się od klejącego się do niej Vergila. Tyle stosunków mieli podczas kilku dni, że nie mogła tego na palcach zliczyć. Dopiero gdy wykopała go siłą z pokoju była w stanie przygotować się na misję. Ponieważ była leniwa niczym prawdziwy leniwiec ubieranie się i przygotowywanie trwało u niej doprawdy długo. Najpierw do plecaka i podręcznej torby spakowała trochę suchego prowiantu, naboje, kilka sztyletów, dłuższych noży, apteczkę, ciuchy na zmianę i przede wszystkim wodę pitną. Do podręcznej torby wpakowała karabin M4A1, kilka tłumików oraz trzy granaty. Nie wiedziała w sumie ilu przeciwników może się spodziewać, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Na siebie zarzuciła czarne spodnie wojskowe, wysokie trapery, czarną koszulkę, na to kamizelkę kuloodporną i czarną kurtkę z kapturem. Na kolana i łokcie naciągnęła ochraniacze. Do ust wsunęła kilka kostek gumy do żucia i nie ociągając się już ani chwili dłużej wyszła z pokoju mając nadzieję, że po drodze nie spotka Gallardo, bo znowu musiałaby się rozbierać, a tego nie chciała. Dlatego po cichaczu wyszła z siedziby, a następnie weszła na łódkę, która miała ją przenieść na drugi brzeg. Nie chciała żadnych portali, samolotów, niczego. Kiedy już była na lądzie odnalazła jakiś darmowy transport, czyli innymi słowy dosiadła się do kogoś. Jak to ona, płaciła albo kasą, albo dupą. W sumie nie było dla niej żadnego znaczenia. Przez resztę drogi, kiedy nie zaliczała jakiegoś kolejnego faceta, smacznie drzemała na tylnym siedzeniu lub na fotelu pasażera. Nim dotarła na miejsce trochę jej to zajęło. Wysiadła z samochodu i machając typkowi ręką na odchodne rozejrzała się po okolicy. W podręcznej torbie oprócz broni miała mapę z zakreślonym miejscem domniemanego leża topielców. Przed sobą miała jeszcze kawałek drogi, więc nie zastanawiając się zbytnio ruszyła we wskazanym na mapie kierunku trzymając się kompasu oraz zegarka. Nie chciała tam dotrzeć o zmroku.
Olov Eriksson
Re: Impreza z topielcami Sob 27 Lip 2019, 09:09
Ranczo dziadków Ian’a, Berger Missouri 06/06/2018
Kopniak przeszedł po jego ciele jak dreszcz, taki zimny nieprzyjemny. Nie dziwota kopnięcie w piszczel zawsze hymmm… irytuje bardziej niż boli. Przestawił lusterko i spojrzał na dziewczynę z tyłu z lekkim poirytowaniem. - Ała, o ty mała... zobaczysz... - Zołzo jedna ty. Przeszło mu po chwili, nie mógł się na nią złościć, zbyt potulna była. - Na wszystko - Dopowiedział do odpowiedzi Alex, uśmiechając się przy tym. Niebezpieczna. Wrócił na Ian’a i położył okulary na deskę rozdzielczą. - Dobra Deviant to pakuj dupe do środka i jedziemy. - Pokazał kciukiem tył samochodu, żeby tam ulokował swoje cztery litery. Położył obie ręce na kierownicę i poprawił się w siedzeniu. Pomysł nie głupi, trzeba się zrelaksować jakoś, a jemu nie chciało się wracać do obozu. Więcej czasu spędzał na samych misjach albo niańczeniu nowych, więc pomysł z obiadem nie był zły. - Hymm… Chcemy grilla? - Spojrzał na kompanów, pomysł nie najgorszy jak sądzi, można zawsze zajechać do sklepu po wszystkim. - Deviant, dziadkowie albo ty będziecie mieć coś przeciwko? - Pytanie szybkie jak błyskawica, farma, stodoła, siano, grill. Czuł to już, że nie ma zamiaru nigdzie jechać dzisiaj poza dowiezieniem ich tutaj z powrotem i napiciem się, może być ciężko ale zadba o nich, musi. Nie zgaszając silnika wykręcił na drodze i zmierzał w wyznaczone miejsce pytając się Cora czy na pewno dobrze zmierza.
Mokradła, popołudnie, Berger Missouri 06/06/2018
Esmera była trochę za nimi, zmierzała na mokradła lecz z innej strony, więc może jej to zająć trochę więcej czasu. Na jej szczęście lub nieszczęście czuła, że ją coś obserwuje co miało potem przynieść niespodziewany obrót wydarzeń.
Tu gdzie byli można było śmiało nazwać wypizdowem, kilka domków na krzyż, no wieś i tyle. Lecz miejsce do którego zajechali to było totalne nic. Bezdroże i nic dokoła po za krzaczkami, szuwarami i rzeką z wodą pokroju oczek, jeziorek. Typowe mokradła. Topielce musiały iść kawałek żeby dotrzeć do kogokolwiek więc znalezienie ich gniazda zajmie trochę czasu. Temperatura dawała się we znaki, słońce zaczęło równo prażyć naszych towarzyszy, nic dziwnego było już popołudniu. Oczywiście zależy od tego kto co lubi ale Olov już wkurzył się, że samochód mu się pobrudził od tego błocka i kurzu. Zatrzymał się gdzieś w pobliżu drogi przy krzakach, nie chce, żeby ktoś ich znalazł. Otworzył drzwi, założył okulary i wysiadł z auta. Zlustrował Imaplę i złapał się za brodę. - O psia mać, znowu muszę ją myć. Nie znosze tego. - Mówił o misjach które doprowadzały jego samochód do tego stanu. Splunął pod siebie i poszedł do bagażnika. - Przygotowywać się - Otworzył bagażnik, wyciągnął czarnego mossberga 590 i dwa pasy, jeden z amunicją śrutową a drugi z sabotami. Założył pod kurtkę i załadował na przemian, sięgnął jeszcze po mapę stanu i rozłożył na masce. Spojrzał na nią chwilę i podrapał się po głowie. “Oczko wodne” dobrze, że było tych oczek wodnych od chuja i ciut ciut w okolicy to w sumie nie muszą szukać. Tylko które to te właściwe? Nie chce się rozdzielać, nie ma zamiaru bawić się w jedno osobowe armie, każdy musi wrócić żywy. - Dobra tak patrzę, że trochę to zajmie. Jak byście byli topielcami to gdzie byście mieli gniazdo? Sugestie? - Odwrócił się i oparł się o maskę rozglądając się po okolicy. Trzeba wyczuć zwierzynę, potwory czy zwał jak zwał. Musisz stać się nią chociaż na chwile i spojrzeć na to z innej perspektywy. Olov był dobrym tropicielem, cóż tyle lat ile on spędził na polowaniach to jednak jego. Zawsze dobrze posłuchać opini innych, cenne uwagi, ile ludzi na świecie tyle spojrzeń na sytuacje.
Gość
Gość
Re: Impreza z topielcami Wto 30 Lip 2019, 15:28
Syn Apolla sprawiał, że Quinny rzygała tęczą przez ramię. Po prostu wraz ze swoim "braciszkiem" byli taką parką, że najchętniej to puściłaby ich przodem i po prostu patrzyła jak potykają się o swoje kulawe nogi. Na pytanie czy jest gotowa wzruszyła ramionami i wsunęła na dłonie ochraniacze z ostrymi kolcami na kostkach. Napierdalanie się z topielcami twarzą w twarz, a nie z jakimś jebanym ostrzem w ręce było dla Wolf najlepszą zabawą. Jebać ostrożność, przygrzmocenie w face'a niejednemu potworowi przepełni ją szczęściem. Zwłaszcza, że w końcu da upust swoim nerwom. Do Olova pokazała tylko język słysząc jak już próbuje jej umilić. Niech spierdala na bambus, bo szczerze powiedziawszy te jego uszczypliwe teksty gówno na niej robiły, a nie wrażenie. Westchnęła jednak cicho, bo to jednak było niestosowne wobec faceta, którego się podziwia by tak się agresywnie się zachowywać. Ale miała to jednak koło nosa i zaraz po chwili gdy ruszyli we wskazane miejsce rozjebała się na tylnym siedzeniu samochodu. Ubrudzony samochód nie był wcale problemem, bo to tylko pierdolony przedmiot więc, gdy Eriksson zaczął marudzić, że znów będzie musiał myć tego swojego gruchota szturchnęła nim i zbierając na palce błoto z auta ujebała mu twarz. - Teraz i gębę będziesz musiał umyć. - rzuciła luźno i po prostu podeszła do bagażnika czekając, aż ten go otworzy. Zajrzała potem do swojej torby i wyciągnęła dwa ostrza, które wyglądały jak sierpy. Obróciła nimi w dłoniach i gdy już reszta była gotowa przykucnęła przy oponie auta. - No chyba tam, gdzie jest ich kurwa najwięcej? I skąd smród się ulatnia. A jebie już teraz jak cholera. - uderzyła kilka razy na próbę rękami w ochraniaczach o ziemię Nie była najlepsza w tropieniu, ale wiedziała co nieco o tych zjebanych potworach. Był najłatwiejszym celem i generalnie rzecz biorąc nie powinni mieć z nimi najmniejszego problemu. No chyba, że ktoś odwali manianę.
Alexandra Jones
Re: Impreza z topielcami Sro 07 Sie 2019, 10:42
Jones wysiadła I przeciagnęła się jak kotka. Następnie zarzuciła plecak na ramię i zachichotała, gdy Quinny pobrudziła twarz Olovowi. Jones uznała, że to dzieło aż prosi się, aby dodać coś od siebie, więc wzięła w dłoń suchą gałązkę z resztkami liści i wetknęła mu za kołnierz. - Proszę, maskowanie jak się patrzy. Dla mnie mocne 2/10. - Wyszczerzyła się i puściła oczko do siostry. - A to nie obornik z pobliskich pól? - Zastanowiła się głośno, bo jebać jebało, ale dla Alex był to raczej wiejski smrodek. Zerknęła na mapę, starając się dostrzec cokolwiek, bo wielkie plecy Erikssona mogły dla tak drobnej osoby, jak Jones, przeslonić kawał świata. - Gdybym była utopcem, to ogarniałabym se chatę tam, gdzie miałabym najwięcej jedzenia. - Stwierdziła, wyciągając z kieszeni spodni kawałek suszonej wołowiny i biorąc kęs.