Anthony Monroe  DpyVgeN
Anthony Monroe  FhMiHSP


 

Anthony Monroe

Anthony Monroe
Anthony Monroe
Anthony Monroe Wto 16 Lip 2019, 15:00

Prezentacja
Imię: Anthony
Nazwisko: Monroe
Wiek: 22 lata
Pochodzenie: Falkirk, Szkocja
Staż w obozie: 12 lat
Rodzic: Nyks
Drużyna: Asklepiosa
Ranga: Członek drużyny
Zajęty wygląd: Matthew Daddario
Aparycja
Niechlubny przydomek "czarnej owcy rodziny" przylgnął do Tony'ego wraz z pierwszymi włoskami wyrastającymi na głowie; rodzina Monroe, która od pokoleń szczyciła się płomiennie rudymi czuprynami, narodziny chłopca-podrzutka o ciemnobrązowych kosmykach odebrała jako społeczny policzek. Na rodzinnych zdjęciach zawsze się wyróżniał -  czy to intensywnie tajemniczym spojrzeniem mieniącym się, w zależności od gry światła, hebanem i złotem, gładką skórą, nieskorą do wysypu piegów, za to chętnie muskaną przez słońce, czy też smukłą sylwetką, w pierwszych latach opornie poddającą się obozowym treningom. Wbrew złośliwym przewidywaniom Anthony ostatecznie dorósł do 190 centymetrów, idących w parze z nieprzesadnie, ale przyjemnie dla oka umięśnionym ciałem. U Monroe zachwycać może pewność ruchów i niemal niedbała precyzja; zupełnie obca jest mu impulsywna gestykulacja, przez co - a może dzięki czemu - wiele osób nie poświęca mu uwagi, pozwalając  na swobodne przemykanie w cieniu.  Także mimika jego twarzy nie imponuje kolorytem - w rzeczywistości dosyć często nazywana jest ubogą. Pełny uśmiech rzadko zdobi jego twarz, zwykle zastępowany jedynie uniesieniem kącika warg, w którym zbyt często kryje się kpina lub pobłażliwość. Niedostępnego wizerunku dopełniają tajemnicze tatuaże, które co jakiś czas pojawiają się na jego skórze oraz niedbały, kilkudniowy zarost, będący dowodem na lekceważący stosunek Monroe do wyglądu i mody. Niezmiennie krzywi się na widok wszelkich ozdób i biżuterii, a jego szafa zdominowana jest przez ubrania o prostych krojach i stonowanych barwach, jakby  w istocie młody heros robił wszystko, by stopić się z własnym cieniem.
Charakter
Przyzwyczajenia i doświadczenia nabyte w dzieciństwie w dużej mierze decydują o tym, jakimi osobami stajemy się w przyszłości.  Znając własną historię, podstawę mającą w  wychowaniu w atmosferze niewystarczalności, Anthony wcale nie dziwi się, że dla nikogo nigdy nie był pierwszym wyborem - na przyjaciela, chłopaka, herosa lub choćby syna. Bolesna świadomość dała początek błędnemu kołu; Monroe sam z siebie nie zabiega o przyjaciół i powszechną akceptację. Powściągnięcie języka jest dla niego czasem trudniejsze niż naszpikowanie strzałami Dzika Kalidońskiego - cyniczne tyrady na temat bogów niezainteresowanych losem swoich dzieci i skrzętne zapewniania, że nie zamierza nadstawiać karku za głupotę innych ludzi to jedynie część powodów, przez które dla wielu sprawia wrażenie osoby niepewnej i lekką ręką mogącej zmienić stronę. Wbrew krzywdzącym przekonaniom to właśnie na Obozie Herosów niezwykle mu zależy, więc co by się nie działo, o dobro jego mieszkańców będzie dbał na swój własny, niezrozumiały sposób.  I choć niektórzy zarzucają mu brak wrażliwości - zarówno w słowach, jak i czynach - to koniec końców właśnie szatyn zazwyczaj biega, szczodrze obdarzając rannych bandażami, jak i szorstką troską. Bystry obserwator zauważy, że potomek Nyks udaje groźniejszego niż jest w rzeczywistości; nawet kiedy swoimi złośliwostkami dosięga wszystkich, z przekorą właściwą dla młodego wieku kpi z wszelkich zasad, a w relacjach międzyludzkich często ucieka się do pobłażliwej obojętności nawet w stosunku do osób starszych od niego, to jeszcze nikt nie został przez niego ugryziony za próbę podjęcia rozmowy. Ba, choć Monroe nie jest duszą towarzystwa i ciężko oczekiwać od niego podjęcia entuzjastycznej dyskusji, to bardzo dobrze czuje się w roli słuchacza i postronnego doradcy, nawet jeśli z rozsądku od cudzych konfliktów stara się zachować bezpieczny dystans. Niektórym śmiałkom zdarza się więc dobrym żartem wyciągnąć z niego szczery śmiech - a raz uwolniony, nie daje się szybko ponownie spętać! Stroni w tym wszystkim od psychicznej bliskości, która, nawet jeśli miła, wprawia go w zbyt duże zakłopotanie.  
Do pracy nad sobą podchodzi ambitnie, nierzadko w ulubionych dziedzinach próbując osiągnąć perfekcję właściwą jedynie bogom. Lecz nie marzenia o uznaniu w oczach współtowarzyszy ani jakiś wrodzony zapał do nauki pchają go do przodu - gdyby wszystko zależało od samego Anthony'ego, umiejętność chowania się w cieniu wystarczyłaby mu na poziomie niezbędnym do kradzieży jeszcze ciepłych ciastek. Na drodze do wielkich rzeczy przyświeca mu jednak potrzeba wprawienia w dumę choć jednego rodzica. Z tego względu Tony nie ma czasu myśleć o wielkich miłościach - zdecydowanie mniej lubi teorię, że zwyczajnie brakuje mu do tego śmiałości. Dzięki temu łatwiej przychodzi mu docenianie w codzienności najdrobniejszych przyjemności, bo nawet jako dziecko Nyks, Anthony od czasu do czasu tęskni za przebłyskami słońca w życiu.
Przykładowy post

Nie potrafił zrozumieć, co było z nim nie tak. W porządku, nie brał sobie do serca faktu, iż niektórzy herosi dostawali szansę na sprawdzenie nowo nabytych umiejętności już po kilku miesiącach szkolenia. Rozwarte paszcze pełne ostrych zębów, zdeformowane ciała ghuli, mdlące zapachy świeżej padliny - wbrew pozorom nie każdy dziesięciolatek o nich marzył.  Pierwszy rok pobytu w Obozie Herosów był czasem rozpoznania, a Anthony wiedział, że adaptował się do nowej rzeczywistości nieco wolniej niż pozostali herosi. Nie chował też urazy za rok drugi, który w dużej części spędził w szpitalu przyswajając wiedzę pod ścisłym nadzorem dzieci Asklepiosa . Wszyscy przecież wiedzieli jak istotne mogły okazać się umiejętności medyczne w kryzysowej sytuacji, dzielnie zaszywał więc nawet brzydkie rany - można było powiedzieć, że przy zabiegach ostatecznie przelał równie wiele krwi co walczący... - i poznawał wszystkie techniki usztywniania kończyn.
Podczas trzeciego roku czuł się już gotowy. Pełny nadziei spoglądał na swoich mentorów, a jego oczy dosłownie lśniły niepospolitą determinacją, ilekroć zbierana była grupa herosów... I żądne przygód serce za każdym razem było łamane niesprawiedliwym wyrokiem, choć przecież jego strzały raz po raz trafiały w cele i - nie śmiał takich sugestii wysnuwać na głos - w swoje najlepsze dni radził sobie wcale nie gorzej od naturalnie utalentowanych dzieci Apollina...
W czwartym roku był po prostu zły. Na towarzyszy, którzy jakby z litości ściszali rozmowy na temat bohaterskich czynów i zdobytych bliznach. Na nauczycieli - doskonale zdawali sobie sprawę, jak bardzo zależało mu na jednej, głupiej wyprawie. Najbardziej zaś zły był na bogów. Na matkę, która palcem nie kiwnęła, by wesprzeć syna. Której wcale nie obchodził. Która być może czuła wstyd wobec innych bogów, musząc przyznawać się do nieudolnego potomka...
Ale teraz nadszedł rok piąty i wreszcie był tutaj, stawiając prężne kroki pomiędzy bujną roślinnością lasu i czując na twarzy rześkie smagnięcia porannego powietrza. Fakt, iż nie było w tym nawet krzty jego zasługi zupełnie ignorował -  już dawno przestał wierzyć w przypadki i jeśli tego dnia Morfeusz otulił prawowitego herosa marami sennymi, to może właśnie po to, aby on, Anthony, zajął jego miejsce. I choć stanowiło to spełnienie jego marzeń, ramiączka plecaka wżynające się niekomfortowo w skórę,  kropelki rosy strząsane przypadkiem na czubki nosów i lepkie pajęczyny zaczepiające się o palce skutecznie sprowadzały ciemnowłosego do rzeczywistości.
Towarzyszyła mu córka Ateny, młoda dziewczyna, być może młodsza nawet od niego, o przenikliwym jastrzębim spojrzeniu i głosie nieznoszącym sprzeciwu. Późniejsze opowieści bez wątpienia miały twierdzić, że z wrodzoną łatwością przejęła dowodzenie nad całą grupą, że syn Aresa w bitewnym szale jako pierwszy wskoczył pomiędzy wrogów i własnoręcznie położył przynajmniej połowę z nich, że on, Anthony, ukrył ich przed oczami wrogów w nieprzeniknionej ciemności... Pomiędzy tymi wszystkimi heroicznymi wyczynami był jednak czas na wątpliwość przecinającą zmarszczką czoło i na nerwowy skok adrenaliny, gdy niespodziewanie zając nurkował w gęstwinie. Był czas na przekomarzania i typowo ludzkie narzekanie - ślady stada palua prowadziły dalej niż się spodziewali, toteż krótki wypad przeciągał się w dniach.
A wszystko się zaczęło, kiedy rozprężenie wdarło się pomiędzy zmęczonych herosów. Monroe przekręcał się z boku na bok, próbując skraść choć kilka chwil ożywczego snu. W tle złowrogo szumiały liście, a wiatr gwizdał wśród konarów; były to jedyne odgłosy zakłócające nienaturalną ciszę.  Nawet bzyczenia owada trudno było uświadczyć...
Zagrożenie dostrzegł na kilka sekund przed resztą towarzyszy - głęboka ciemność rozwarstwiała się pod spojrzeniem potomka Nyks, odsłaniając przed nim wszelkie tajemnice. Z jego gardła wydobył się tylko krótki okrzyk, przestraszone " palua!" połączone z chaotyczną próbą zebrania się w sobie. Zgubił moment w którym srebrna przypinka znalazła sie w jego dłoniach już jako groźny łuk; instynktownie i błyskawicznie naciągnięta cięciwa wypuściła strzałę, która miękko zatopiła się dokładnie pomiędzy oczami bestii i odesłała ją z głuchym łoskotem padającego cielska prosto na drugi świat. Serce podeszło mu do gardła, kiedy rzeczywistość zaczęła rozpływać się w chaosie kłów, sierści i żałosnego skomlenia. Sekundy zbijały się w minuty, a te mogłyby zbiegać się nawet w godziny. Lub może już kawałek wieczności? Czas w ogóle przestał dla niej istnieć. Istotne było tylko to, że lwiopodobnych potworów nacierało coraz więcej, choć topór syna Aresa wirował w powietrzu, tnąc, raniąc i siekając. Monroe wypuszczał kolejne strzały, trzymając stworzenia na zbyt szybko zmniejszającą się odległość - polana, na której rozbili obóz nie nadawała się do walki. Pokrzywy psotnie łapały go za kostki, a korzenie zdradziecko wychylały się spod ziemi sprzymierzając się ze stworami, których zatęchły oddech niemal czuł już na szyi. Nie mając czasu wypuścić kolejnej strzały, ciężkim łęczyskiem uderzył w podłużny pysk i z sapnięciem pełnym wysiłku wbił strzałę w gardło palua . Krew trysnęła, lepką czerwienią oblewając dłoń Monroe, a krople pienistej śliny wściekłego stwora bryzgały na jego twarz. Drgawki wstrząsające rdzawą bestią nie osłabiły jej woli walki - podczas szarpaniny długi pazur wbił się w jego udo, rozrywając spodnie i orając skórę, by dać miejsce przyszłej bitewnej bliźnie. Odepchnął od siebie dogorywające zwierzę i powiódł spojrzeniem po polu walki - zaszczute i ranne niedobitki na daremne próbowały umknąć przed zabójczym duetem dzieci Aresa i Ateny. Monroe postąpił krok do przodu, chcąc ich wspomóc, zawiodło go jednak ciało. Noga ugięła się pod jego ciężarem, a obraz przed oczami całkowicie się zamazał, jakby zbyt duże emocje dopiero teraz uderzyły do jego głowy. I choć  piekły go mięśnie, jego ciało pokrywała krew - własna i cudza - a zapach doprowadzał do mdłości, to przede wszystkim czul się szczęśliwy.
Bo, na wszystkich bogów. Zrobił to.
Ciekawostki

>W dzieciństwie miał duży kompleks na punkcie swojego wyglądu, który - choć przecież niezawiniony przez Tony'ego - był przedmiotem kpin części rodziny. W domu nigdy nie był traktowany z miłością dorównującą tej oferowanej starszemu rodzeństwu, dlatego nie można się dziwić, że dosyć niechętnie odwiedza swoich krewnych.
> Ma silne uczulenie na tusz, co kłóci się z jego upodobaniem do tatuaży. Z tego względu posiada tylko jeden permanentny, szczęśliwie mały - po zrobieniu którego i tak przez tygodnie miał ochotę zedrzeć z siebie skórę  - resztę zaś tworzy za pomocą henny.
> Długo czuwa, zanim zmorzy go sen, dlatego najchętniej pełni warty nocne, gdy księżyc jest jeszcze wysoko na niebie.  Lubi wtedy wyobrażać sobie, że matka w tym samym momencie spogląda na niego z góry. Z kolei najlepiej usypia mu się wraz z kojącym blaskiem wschodzącego słońca.
> Jedynym znakiem, że Nyks w rzeczywistości dba o swojego potomka, jest srebrna przypinka przemieniająca się w potężny bojowy łuk i kołczan naszpikowany strzałami. Tony, licząc że spełnienie oczekiwań bogini przysporzy mu więcej jej uwagi, głęboko do serca wziął sobie ćwiczenia. Jak na razie bez oczekiwanego rezultatu.
> Nie potrzebuje zwracać na siebie uwagi, dlatego bez żalu innym oddaje dowodzenie. Choć również bez niego nie wypełni rozkazu, z którym się nie zgadza, co jest powodem, dla którego ludzie nie lubią mieć go za swoimi plecami podczas wypraw...
> Dla wielu zdziwieniem był fakt, że Anthony z własnej woli dołączył do drużyny Asklepiosa. Początkowo koszmarny z dziedziny medycyny, okazał się pojętnym i zdeterminowanym uczniem.
> Nie jest wielkim fanem kawy, za to chętnie popija wszelkie ziołowe napary.
> Jeśli coś dobrego wyniósł z rodziny, to umiejętność rozpoznawania najlepszej jakościowo whisky. I bardzo chętnie z tego talentu korzysta!
> Ma jednego przyjaciela, którego zyskał podczas jednej z wypraw; młody nietoperz, choć nie jest przetrzymywany przez Tony'ego,  z własnej woli chętnie towarzyszy mu przez większość nocy.
> Jego udo przecina blizna po spotkaniu palua. W jakiś sposób Monroe czuje się z niej dumny,
Anthony Monroe
Anthony Monroe
Re: Anthony Monroe Sro 17 Lip 2019, 14:55

Podbijam!
Ragnar Crow
Ragnar Crow
Re: Anthony Monroe Sro 17 Lip 2019, 22:05

Ok AKCEPT

Otrzymujesz 340 punktów za staż oraz 110 punktów mocy boskich.

Kartę zamykam i witam w drużynie Asklepiosa.
Sponsored content
Re: Anthony Monroe

Anthony Monroe
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Nieaktywne Karty Postaci-
Skocz do: