Ambrose Casimir DpyVgeN
Ambrose Casimir FhMiHSP


 

Ambrose Casimir

Ambrose Casimir
Ambrose Casimir
Ambrose Casimir Pon 15 Lip 2019, 18:00

Prezentacja
Imię: Ambrose
Nazwisko: Casimir
Wiek: 24 lata
Urodziny: 20 luty 1995r.
Pochodzenie: Okolice miasta Aughrim, Irlandia
Staż w obozie: 14 lat
Rodzic: Morfeusz
Drużyna: Dionizosa
Ranga: Członek drużyny
Zajęty wygląd: Lucky Blue Smith
Aparycja
Przypomina modela - jest smukły i zgrabny, a 191 centymetrów wzrostu o czymś musi świadczyć. Niektórzy sceptycznie spoglądają na długie kończyny i (miejscami nieco zbyt) wystające kości. W tym wszystkim jednak zaklęta jest gracja, pewne wyczucie i subtelność. Pod mleczną cerą widać delikatnie zarysowane mięśnie, które może wyglądają niepozornie, ale z pewnością nie da się zaprzeczyć ich obecności. Nawet zupełnie niezaplanowane ruchy nie są niezdarne, kiedy ratuje je urocze zakłopotanie Casimira, wręcz wylewające się z jego jasnych tęczówek. Widać po nim wszystko, zaczynając od najdrobniejszego zmartwienia, przechodząc przez oczywiste zmęczenie aż po napad ekscytacji. Wiele osób uważa go za młodszego niż jest w rzeczywistości, co można łatwo powiązać z charakterystycznym dla Ambrose'a zagubieniem. Nie jest w stanie zrobić niczego ze szczerością krystalicznie błękitnych (a nawet jakby fioletowawych, o ile tylko światło będzie skłonne do psot) oczu, toteż - o ile akurat nie śpi - czaruje nimi na prawo i lewo. Podobnie nie boi się wykorzystywać uśmiechu, prawie zawsze czającego się na pełnych wargach.
Sprawia wrażenie delikatnego i niemal porcelanowego, a swoim stylem ubierania wcale tego nie zmienia. Lubi elegancję, lecz zazwyczaj stawia na wygodę. Rezygnuje z szykownych marynarek na rzecz wyciągniętych swetrów, w których drzemki przychodzą samoistnie. Nie potrafi za to wyzbyć się miłości do biżuterii, przez co jego długie i rozedrgane palce zawsze dźwigają ciężar przynajmniej kilku pierścionków. Adoruje też nakrycia głowy - to właśnie spod czapek i kapeluszy często wystają brązowe kosmyki prostych włosów, niekiedy rozjaśnionych aż do śnieżnej bieli.
Niczym sen na jawie, zawsze sprawia wrażenie nieco nierzeczywistego, jakby wyrwanego z innego świata i pogrążonego w zamyśleniu. Zdarza mu się przyjść ubranemu zupełnie nieadekwatnie do sytuacji, zapomina też o najbardziej oczywistych rzeczach. To on przyjdzie boso na śniadanie i to on wpadnie na salę treningową w piżamie.
Nikt się nie dziwi na wieść o tym, że Ambrose Casimir to potomek Morfeusza.
Charakter
Sprawia dobre pierwsze wrażenie. Zawsze nieco zamyślony, ale przez to też łatwo "wytrącić go z równowagi" i zobaczyć prawdziwe oblicze Ambrose'a. Nieszczególnie ukrywa swoje emocje i lubi dzielić się własnymi myślami, przez co konwersacje często obierają ciekawy obrót. Nie boi się zadawać nietypowych pytań, ale też nie są straszne mu wymijające odpowiedzi. Ma tendencję do zwracania uwagi na rzeczy, które dla innych nie mają wielkiego znaczenia. Wytyka drobiazgi i chociaż ceni towarzystwo innych, w gruncie rzeczy całkiem nieźle radzi sobie sam. Jest wesoły i intrygujący, nawet jeśli dość często ląduje przy tym na uboczu. Cisza przy nim nie należy do niezręcznych - delikatny uśmiech blondyna potrafi niesamowicie ukoić wszelkie emocje. Fenomenalny słuchacz, zawsze gotów pobiec po kawę i spędzić wieczór nad ploteczkami. Jego też dobrze się słucha, zwłaszcza kiedy opowiada jakieś historie. Niezależnie od tego, czy chodzi o wyssane z palca bajki, czy też prawdziwy przebieg wyprawy, Ambrose potrafi zbudować napięcie i barwnie każde wspomnienie opisać.
Jest niestety paskudnie zapominalski, czego dobre serce nie jest w stanie uratować. Casimir gubi się we własnych myślach i traci kontakt z rzeczywistością, czego szczerze nienawidzi. Nie lubi mieć świadomości jak wiele przypadkiem stracił i co omija go przez gapiostwo, senność bądź kolejną dawkę nikomu niepotrzebnych rozważań. Przyrównuje się wtedy do własnej matki, która spotkanie z Morfeuszem uznała za największe życiowe osiągnięcie; do kobiety, która w pogoni za ukochanym wmuszała w siebie najprzeróżniejsze preparaty, byle tylko tonąć w sennych marzeniach. Ambrose nie chce oszaleć, nabawić się tysiąca problemów zdrowotnych i skończyć w szpitalu psychiatrycznym. Chce żyć i czuć, że żyje, a zatem z ogromnym entuzjazmem zgłasza się na wyprawy i chodzi na imprezy. Wkracza pomiędzy ludzi, których później i tak zawiedzie - na jedno spotkanie zaśpi, drugie uzna za senne przywidzenie. W takich sytuacjach lojalność nie jest w stanie grać głównej roli. Stracił szansę na popularność, zamiast tego zyskując łatkę człowieka dobrego do jednej rozmowy, który i tak zaraz zniknie. Mało kto wie, kim jest Ambrose Casimir.
Należy do osób ambitnych, chociaż starannie wybiera sobie na co chce poświęcać wolny czas. Lubi odkładać obowiązki na później i raczyć się samymi przyjemnościami - twierdzi, że do perfekcji musi dojść jedynie w tych dziedzinach, na których mu zależy. Kiedy opuszcza Obóz Herosów, aby znowu odwiedzić matkę, bądź zadbać o małą kuzynkę, to wcale nie zapomina o swoich ulubionych treningach. Nic dziwnego, że z taką łatwością posługuje się biczem i tak dobrze wychodzi mu usypianie. Problemy pojawiają się dopiero, kiedy rozsądek (zapewne w ogóle czyjś, a nie Ambrose'a) podpowie, żeby zająć się czymś, co już nie jest aż takie przyjemne. Wieczna senność powoduje, że Irlandczyk często ma zupełnie zaburzony rytm dnia - spotkanie go na sali treningowej w środku nocy nie jest niczym niezwykłym.
Marzy mu się historia godna porywającego romansu, ale z łatwością oddziela przyszłą gotowość do zobowiązań od przyjemności spełniania prostych zachcianek. W końcu na wszystko przyjdzie swój czas, a teraz... teraz dobrze wypełnić pustą stronę łóżka. Ambrose nie ukrywa swojej biseksualności, z podobną otwartością świadcząc, że - o Morfeuszu! - w pościeli można wykonywać czynności niezwiązane ze snem.
Przykładowy post


Cieszył się na tę wyprawę, jak gdyby była jego pierwszą. Ambrose nie pchał się tam, gdzie go nie chcieli... albo po prostu mu to nie wychodziło. Teraz stanowił jedną z pierwszych opcji i, musiał przyznać, niesamowicie mu to schlebiało. Prędko zaczął analizować dlaczego właśnie on ma pomóc przy zgładzeniu agresywnego stada małych palua. Zapewne chodziło o to, że w jego towarzystwie wszyscy mieli szansę na odpoczynek, o ile tylko zostaną zmuszeni zmrużyć oczy w zacienionej dziczy. I chociaż nie brzmiało to tak epicko jak "nieocenione zdolności bojowe" czy "godny podziwu zmysł strategii", Casimir wcale nie narzekał. Sześć lat spędzonych w Obozie Herosów pokazało mu, że nawet najbardziej niedoceniane umiejętności mogą uratować komuś życie.
Tylko ta pobudka... Stanowczo zbyt wczesna. Ambrose pamiętał jak kładł się, w końcu spychając wszystkie nurtujące go myśli na drugi plan, jednak poranek jakoś mu się zatarł. Zastanawiał się nad tym chwilę, poprawiając ramiączka plecaka, kiedy już przemierzali leśne zakamarki. Ważniejsze było skupienie się na tym, co jest tu i teraz. Towarzysząca mu córka Ateny bez większego problemu przejęła dowodzenie i testowała własne zdolności tropicielskie; była najmłodsza z całej ekipy, lecz nikt nie był w stanie podważyć żadnego wypowiedzianego przez nią słowa. Gdzieś tam przemykały jakieś rozmowy, ale Ambrose nie był skory do uczestniczenia w nich. Spoglądał w niebo, obserwując kotłujące się na nim chmury, przybierające najbardziej niesamowite kształty; miękko stąpał po ziemi, zauważając każdego robaczka umykającego spomiędzy traperskich butów. Wydawało mu się nawet, że czas zwalniał w niektórych momentach, co przecież nie było możliwe...
Wędrówka nie trwała długo. Córka Ateny postawiła wszystkich na baczności, a syn Aresa pierwszy wyskoczył spomiędzy krzaków, aby zatopić topór w rudej grzywie lwiopodobnej bestii. Jakim cudem wypadli na ogromną polanę, tak niepasującą do zagęszczonego lasu, to Casimir nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że pierścień sam spłynął po palcu, rozwijając się w mocnym uścisku dłoni jako bicz. Wystarczyło jedno trzaśnięcie, by odgonić dwa potwory i tym samym zyskać nieco czasu. Zaraz później sznur wirował już w powietrzu, zahaczając o łapy, smagając grzbiety i zaciskając pyski. Ambrose niemal tanecznym krokiem przechodził przez polanę, nie pozwalając żadnemu palua zbliżyć się na mniejszą odległość, niż by tego chciał. Serce rozbijało mu się w klatce piersiowej pod wpływem ekscytacji; szesnastolatek czuł się tak dobrze, że ledwo był w stanie to pojąć. Brakowało tu zmęczenia, całości nie psuły ani obtarcia, ani drobne obrażenia. Pozostali herosi zniknęli, jednak troska również nie mogła przysłonić woli walki potomka Morfeusza. Dał się wciągnąć w tornado kłów i pazurów, które zniknęło równie niespodziewanie, co się pojawiło.
Stał sam, z biczem oblepionym rudą sierścią i ciężkim oddechem, pośród dziesiątek pokonanych stworzeń. Potrzebował chwili na zebranie myśli, otrząśnięcie wszechobecnego odoru krwi, uspokojenie spiętych w gotowości mięśni. W tym czasie niebo zmieniło barwę, jak gdyby dostosowując się do pola walki - najwyraźniej słońce zachodziło, rozlewając żywe kolory pomiędzy mętnymi chmurami.
- Ambrose! Kilka uciekło, zbliżają się do miasta!
Nie wiedział, kto krzyknął, ale zdołał zlokalizować kierunek. Pędem rzucił się przed siebie, przeskakując ponad cielskami poranionych, uśpionych morfeuszowym urokiem stworzeń. Las stał się jakiś bardziej dziki; pajęczyny kleiły się do ubrań, a liście szeleszczały paskudnie. Nie można było mówić o żadnej dyskrecji, nie w momencie, w którym intruz tak wyraźnie przedzierał się przez roślinność. Nie miał szans wyhamować, wypadając spomiędzy drzew prosto do zacienionego jeziora; toń zamknęła się ponad zaskoczonym herosem, a ostatnie promienie słoneczne zniknęły. Mocne tąpnięcie o dno pozwoliło łaskawie wybić się z ciepłej wody, ale rozbryzgnięte krople zniknęły w pogłębiającym się mroku. Jedyną plamą światła okazał się być pobliski brzeg, na którym to rozrzucone pochodnie rozjaśniały dramatyczną walkę poranionych półbogów i niedobitych osobników palua. Tak też rozpoczął się szaleńczy wyścig w stronę suchej ziemi, byle tylko jeszcze się przydać, pomóc, wesprzeć - Ambrose nie mógł jedynie obserwować. Ociekając wodą dołączył się do walki, dopiero teraz zauważając agresywność pseudolwów. Zdawało się, że żadna broń nie jest w stanie ich skrzywdzić, a sił było coraz mniej. Ofensywa przeszła w defensywę, podczas gdy ostatnia z pochodni zaczęła przygasać.
I wtedy, zupełnie nagle, wszyscy osunęli się na ziemię. Herosi, potwory, nawet szmery leśnych stworzeń ucichły. Casimir obrócił się, poddając senności, aby dostrzec znikającą pomiędzy drzewami męską sylwetkę.
Nie widział, ale wiedział.
- Tato?
Zachował przytomność, łaskawie oszczędzony. Mógł obudzić towarzyszy podróży, pomóc im dobić palua i wyruszyć z powrotem w stronę Obozu. Znów milczał, tym razem kontemplując jedynie przesiąkającą przez cienki bandaż krew, wyciekającą z głębokiego zadrapania na przedramieniu.


- Ambrose! Ambrose?
Damski głos ocucił szesnastolatka, który drgnął gwałtownie i przystanął w miejscu. Stał nieopodal bramy Obozu Herosów, z palcami zaciśniętymi na ramiączkach plecaka. Dogoniła go uśmiechnięta od ucha do ucha córka Demeter, której jeszcze niecały tydzień temu pomagał opanować walkę biczem.
- Co z twoją wyprawą? - Zagadnęła, a Irlandczyk odwzajemnił uśmiech. Przyjemna opowieść, rzecz jasna. I jak idealnie, w końcu dopiero co wrócił!
- Och, było niesamowicie. Znaleźliśmy więcej tych palua, niż kiedykolwiek bym się spodziewał... a ten las! Bogowie, w życiu nie wędrowałem po takiej dziczy. Ledwo można było kroki stawiać pomiędzy tymi krzaczorami, przysięgam... Ale, ale. Muszę skoczyć na chwilę do szpitala, bo moje przedramię...
- Dobrze się czujesz? - Wyraz twarzy szatynki znacząco się zmienił, teraz przechodząc w zaniepokojenie. Ambrose, jakby na zawołanie, podsunął jej pod nos własne przedramię - w końcu to było jedyne obrażenie, o które powinni się martwić. I choć kilka sekund temu jeszcze czuł piekący ból, tak teraz wpatrywał się na zupełnie zdrową, niczym nieprzerwaną tkankę.
- Ja...
- Wyruszyli kilka godzin temu, ale nie widziałam ciebie w tamtej ekipie... Myślałam, że z jakiegoś powodu zrezygnowałeś. Nie masz gorączki?
Nie miał. Czerwień rozlała się po policzkach Casimira, świadcząc o szczerym zakłopotaniu. Kilka niewyraźnych słów poczyniło wystarczające wymówki, aby półbóg mógł odejść i czmychnąć w stronę mieszkania.
Zaspał...
Zaspał, nic się nie wydarzyło. Poszli bez niego, zapewne z bolesnym poczuciem porzucenia; on zaś tułał się we śnie po nieistniejących lasach, lunatykował po okolicy i robił z siebie istne pośmiewisko.
Najwyraźniej tylko takie bohaterstwo - sztuczne i wymarzone - było mu pisane.

Ciekawostki

✓ Już od rozpoczęcia nauki w Obozie Herosów, najbardziej skupiał się na umiejętności usypiania i z dumą przyjmował komplementy odnośnie jego kojącej obecności, pomagającej w wyzbyciu się koszmarów. Wzmaga to fakt, że choć Ambrose zaśnie zawsze i wszędzie, to najbardziej lubi mieć przy tym towarzystwo. Jedyną niedogodność stanowi tendencja półboga do lunatykowania.
✓ Tragicznie uzależniony od kawy, która niby rozbudza, ale w gruncie rzeczy nie przeszkadza w zasypianiu. Inna sprawa, że jeśli Bro nie wleje w siebie dwóch filiżanek z samego rana, to cały dzień będzie przypominał połowicznie ożywioną marudę.
✓ Ma słabość do akcentów, przez co całe życie poświęca pielęgnowaniu swojego irlandzkiego. Nie chce przypadkiem stracić charakterystycznego wydźwięku słów, który wyniósł z domu rodzinnego.
✓ Nigdy nie lubił gospodarstwa wiejskiego swojego wuja, w którym się wychował. Nie odpowiadało mu lekceważące podejście mężczyzny i jego zamiłowanie do alkoholu (choć zapewne właśnie to zapewniło półbogowi bezpieczeństwo). Trzeba jednak przyznać, że to właśnie tam Ambrose nauczył się jeździć konno i zdobył niebywały szacunek do tych zwierząt. Dodatkową osłodą odwiedzin w Irlandii stały się narodziny małej kuzyneczki Ambrose'a, której nie da się nie kochać.
✓ Nie przepada za szpitalami, w których notorycznie się pojawiał ze względu na problemy psychiczne i fizyczne matki. Z tego powodu po przybyciu do Obozu Herosów dość desperacko dopytywał o Drużynę Dionizosa, pragnąc zachować bezpieczny dystans względem Asklepiosa.
✓ Ma jasną cerę i nie jest fanem opalania. Niekontrolowane spędzanie czasu na słońcu skutkuje powstawaniem zaczerwienień, które w słoneczny brąz nie chcą przejść za żadne skarby.
✓ Od kiedy pamięta, zapisuje swoje sny. Są one zwykle bardzo wyraźne, przez co w notesie Ambrose'a często zaplątują się rzeczywiste wspomnienia.
✓ Bicz nie wpadł Casimirowi w oko podczas pierwszego treningu w Obozie Herosów, ale najwyraźniej Morfeusz wiedział swoje. Heros dopiero po otrzymaniu srebrnego pierścienia, przemieniającego się w dłoni w bicz, zaczął rozpracowywać ten rodzaj walki. Prędko doszedł do wniosku, że jest on pełen wdzięku i warto go trenować.
Ambrose Casimir
Ambrose Casimir
Re: Ambrose Casimir Sro 17 Lip 2019, 14:49

Gotowe!
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Ambrose Casimir Sro 17 Lip 2019, 21:54

Bardzo podobał mi się twój przykładowy post. Jesteś najbardziej morfeuszowym dzieckiem z moich wyobrażeń, jakie dotąd pojawiło się na forum ;d

Kartę akceptuję.

Na start otrzymujesz:
- 380 punktów zwykłych
- 150 punktów mocy

Zamykam i przenoszę.

Witaj w drużynie Dionizosa, Ambrose!
Sponsored content
Re: Ambrose Casimir

Ambrose Casimir
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Nieaktywne Karty Postaci-
Skocz do: