Pół roku. Dokładnie tyle czasu wystarczyło aby stracić wszelką nadzieję na to, że wszystko może się poukładać. Przez cały ten okres Amelia nawet nie próbowała udawać, że to miejsce jej się podoba. Nie chciała brać udziału w treningach, unikała reszty herosów, była płaczliwa i niewiarygodnie uwrażliwiona na uwagi innych. Choć sama nie wszczynała kłótni, częściej niż z życzliwym uśmiechem spotykała się z drwiną reszty obozowiczów. Niezdarność podczas najprostszych czynności sprawiła, że stała się kozłem ofiarnym.
Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się inaczej. Od rana trzymał się jej gorszy nastrój a wizja popołudniowego treningu napawała ją nie tyle strachem przed kilkoma dodatkowymi siniakami, co żartami ze strony innych. Ciężko było przyzwyczaić jej się do tego, że inni postrzegali ją jak kogoś z kogo można było drwić. Bolesna, ciążąca myśl często towarzyszyła również w nocy. Wtedy budziła się z krzykiem i długo nie mogła dojść do siebie.
Sytuacja, która miała miejsce zaraz po treningu nie była niestety koszmarem. Grupka niewiele starszych herosów dopadła ją dokładnie piętnaście minut po tym, jak uciekła z płaczem w środku sparingu. Oparta o jedno z wielu drzew nie miała drogi ucieczki. Otoczyli ją z każdej strony a kiedy chciała sobie po prostu pójść została brutalnie popchnięta przez jednego, wyglądającego na rok starszego półboga. Ze spuszczoną głową wysłuchiwała kolejnych obelg. Śmiali się, wytykali najmniejsze błędy, drwili z niej a ona nie potrafiła zareagować. Kurczyła się w sobie i w takich momentach miała ochotę najzwyczajniej w świecie się rozpłakać. Nie zrobiła tego tylko dlatego by nie dać im kolejnego powodu do żartów. W ich oczach była i tak nikim. - Zostawcie mnie, proszę - błagalny i jednocześnie cichy jęk rozpaczy wyrwał się z jej ust. Jej reakcja wywołała gromki śmiech herosów. Spuściła wzrok na ziemią w myślach prosząc o to, żeby przestali.
W sekundę jej prośby zostały wysłuchane. Śmiech przeobraził się w krzyk, przesycony strachem. Podniosła niepewnie głowę, Przez chwilę patrzyła na starszego i znacznie wyższego nieznajomego jak na kogoś, kto mógł przyprawić o dreszcze. Nie wiedziała jak zareagować. Pomógł jej ale jednocześnie nie miała stuprocentowej pewności, że i ją nie spotka podobny los. Dopiero kiedy przemówił jej oddech stał się jakby spokojniejszy a dotąd goszcząca na jej twarzy niepewność przeobraziła się w coś co można byłoby uznać za wdzięczność. - Pomogłeś mi - wyszeptała próbując zapanować nad drżeniem głosy. Przetarła drobną dłonią oczy, starając się otrzeć łzy a czując jego dotyk skurczyła się jeszcze bardziej w sobie. - Kim jesteś? - przeniosła na niego swoje rozżalone, przepełnione łzami spojrzenie. Strach, wdzięczność, lęk, spokój - wszystkie te uczucia, które pojawiły się w jednym momencie, sprawiły że poczuła się jeszcze bardziej zagubiona.