S. A. D. - Skye Aaron Daddario  DpyVgeN
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  FhMiHSP


 

S. A. D. - Skye Aaron Daddario

Skye A. Daddario
Skye A. Daddario
S. A. D. - Skye Aaron Daddario Pon 22 Kwi 2019, 01:59

Prezentacja
Skye Aaron  
Daddario
20 || 31 Październik 1999
Calgary | Alberta | Kanada
Staż w obozie 10 lat
Melinoe
NoGods
Członek NoGods
Billy Vandendooren

Aparycja
Wiecie co jest mało prawdopodobne w życiu?  Fakt, że wygracie na loterii pieniężnej. A wiecie co jest jeszcze mniej prawdopodobne? Zobaczenie Skye’a z uśmiechem na twarzy.  Ta śliczna twarz nie potrzebuje szczęścia by czarować. Zostawmy jednak na moment takie szczegóły i zajmijmy się ogólnikami. Skye ma przeszło 5 stóp i 11 cali wzrostu. Jest szczupłym, niespecjalnie postawnym mężczyzną, ale mięśnie nigdy mu nie były potrzebne. Bycie dzieckiem Melinoe dało mu możliwość po prostu zniknięcia w odpowiednim momencie. Ma krótkie, gęste i proste kasztanowe włosy, które idealnie pasują do jego blado niebieskich, wręcz stalowych oczu. Wiele osób uważa, że wzrok chłopaka niesamowicie jest przeszywający i zimny. Jakby dotykał ludzkiej duszy... Jest to też przyczyną, dlaczego dużo osób na dłuższą metę nie utrzymuje z nim kontaktu wzrokowego. Z resztą, specjalnie też nigdy o to nie zabiegał. Jego spojrzenie jest zawsze obojętne. Nie uświadczysz na jego twarzy emocji, chociażby najmniejszych pozytywnych przejawów egzystencji. Jeśli już jakiś grymas zdobi jego jakże śliczną twarzyczkę to będzie to zażenowanie, smutek, rozgoryczenie i jest też duża szansa na małą dozę lęku, ale tę zdradzają jedynie oczy.  
Jeśli myślicie, że w szafie chłopaka zaskoczy was paleta różnorodnych barw i kolorów, to bardzo mi przykro, ale muszę was rozczarować. Żartowałem, wcale nie jest mi przykro. Wszystko to co w niej się znajduje to kilka znoszonych już golfów w kolorze definitywnie brudnego beżu. Tak brudnego, że na kilku z nich można śmiało odnaleźć większe pozostałości po pracach malarskich chłopaka. Do tego koniecznie podziurawione przez samego autora, przetarte jeansy i pobrudzone plamami, lekko już zżółkłe Conversy.
Charakter
Już po samym wyglądzie można stwierdzić jaki S.A.D. jest z charakteru. Los niespecjalnie chciał go rozpieszczać za młodych lat. Chłopak zawsze był wrażliwy, chłonął świat każdą nutą, każdą barwą, każdym machnięciem pędzla. Jednak się przeliczył. Nigdy nie czuł takiego rozgoryczenia i niesmaku jak reakcja na to czyim jest synem. Nigdy nie pałał do matki żadnym konkretnym odczuciem, była mu absolutnie obojętna. Była również swego rodzaju przeszkodą dla chłopaka do własnej identyfikacji, do poznania własnej tożsamości. Nigdy nie miał przyjemności z nią porozmawiać. Nigdy się mu nawet nie ukazała. Widział jej podobiznę jedynie na antycznej wazie.  
“Błyszczysz się w słońcu, bladolicy Dorianie, gdzie Twój obraz, chowający Twą nieśmiertelność?”
Początkowo bywało to dla chłopaka frustrujące. I to cholernie. Przeżywał wszystkie stadia akceptacji na nowo. Z każdym rokiem wracające i to ze zdwojoną siłą. Nie potrafił odnaleźć w swoim życiu celu. Przez te boginie, czy kogokolwiek za kogo miała się ta kobieta, zaczynał nienawidzić sam siebie. Wiedząc, że nie może pozwolić sobie na zdradzenie się komukolwiek, zaczął wyrażać się na płótnach. One go słuchały i one jako jedyne nie mierzyły go wzrokiem od góry do dołu i ignorowały wołań o pomoc. Doskonalenie kunsztu malarskiego nie wywołało w nim pewności siebie, a wręcz przeciwnie. Degradowało ją. Chłopak zamykał się w sobie na tyle, że nie przeszkadzał mu już w pewnym momencie fakt tego, że nie ma nawet się do kogo przywitać. Z każdym dniem tak jak on stawał się dla świata obojętny, tak i świat dla niego.  
W nastoletnim wieku zaczął rozumieć, że on tutaj nie pasuje. I mając tutaj sam nie wiedział, czy mówi o obozie czy też o świecie, który go otaczał... Nie rozumiał go do końca. Był jak błądzący we mgle, a w niej czaiły się wszystkie, małe i duże, lęki chłopaka, które gotowe były go rozszarpać, pozdzierać skórę i mięśnie z jego kości
.

Historia


Kiedy piękno jak nóż rani cię - poddaj temu się i cierp.
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  BqIoVBx

Obmierźle słodkie amerykańskie filmy i seriale wykreowały wręcz idealny obraz nastolatka. Aż wymiotować się chce na sam widok. Skye nigdy z takim wizerunkiem już utożsamiać się nie będzie... Jednak pamięta ten okres doskonale, kiedy tak pragnął miłości, że gotów był sprzedać szatanowi własną duszę za chociażby jej najkrótszą chwilę. Milisekundę, która w jego mniemaniu trwałaby całą wieczność. Tak się jednak nie stało. Jak ojciec chłopaka nie chciał podzielić się miłością do niego, tak i sam szatan nie garnął się do podpisania paktu z zainteresowanym. Z każdym kolejnym październikiem z powodu rosnącej presji, rozczarowywał siebie coraz bardziej.  
W wieku dziewięciu lat nastąpił mały przełom. Zaczął przejawiać pierwsze zdolności odziedziczone po matce. I to samo w sobie nie było złe. W końcu mógł teraz nie tylko kreować się w głowie na wyjątkowego ale i taki być. Najgorszą z otrzymanych zdolności była możliwość rozmowy ze zmarłymi. Przemierzając, jeszcze jako dziecko, ulice Calgary słyszał rzeczy, których małe dziecko wcale nie powinno.  Oczywiście z samego początku nie zorientował się, że to nie one same do niego przychodzą, a to on je podświadomie przywołuje. Te myśli sążnie przytłoczyły Skye'a. Tłamsiły go i wewnętrznie zgniatały, nie powinno być więc dla nikogo szokiem, że nie mógł sobie z tym poradzić.   

***
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  JY4VP0D
***

Małe krzesełko dla dzieci, a na nim uroczy i słodki, jakby mogło się wydawać, brunecik. Rozgląda się uważnie po pomieszczeniu starając się przeanalizować sytuację, na tyle, na ile był w stanie zrobić to jego jeszcze mały i niezaprawiony w bojach dziecięcy mózg. Za wielkim, mahoniowym kontuarem stała śliczna blondynka w lekarskim kitlu. Posyła chłopczykowi ciepłe uśmiechy, ale ten nie reaguje. W swojej głowie mimo tego, że to już przeszłość, słyszy nieustające jęki i lamenty zmarłych. Podkrążone oczy, które są efektem kilkudniowych zmagań ze stabilnym snem leniwie wpatrują się w jeden punkt.  Z jego mimiki twarzy nie można wyczytać niczego poza chłodną obojętnością.   
Z pokoju obok nagle udaje się słyszeć jakieś krzyki. Chłopczyk poznaje jeden z głosów. To jego ojciec. Drugi, jak się później okazała to lekarz, która miała za zadanie pomóc dziewięciolatkowi. Z dalszej historii zdajemy sobie jedynie sprawę, że nieskutecznie. Znany ton głosu mężczyzny budzi dreszcz niepokoju. Przeszywa dziewięciolatka na wskroś. Oczy zaczynają skakać z punktu na punkt i zatrzymują się w końcu na wielkim napisie głoszącym: “Poradnia psychoterapeutyczna dla dzieci”. Młody półbóg jeszcze nie rozumie tego co ten napis oznacza. Stara się rozgryźć ukryty w nim kod, jakąś zaszyfrowaną informację. Coś, co pozwoli zrozumieć mu to co się właściwie dzieje. Nic z tego.
Drzwi w końcu otwierają się, a ze środka wychodzi wysoki mężczyzna w eleganckim garniturze, wzburzony bardziej niż zazwyczaj.  
- Nie zapłacę za tę wizytę. - Rzuca kobiecie na odchodne i szarpie chłopaka za rękę, wyprowadzając go siłą z pomieszczenia. Ta mała, skulona i niewinna persona to Skye

***
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  UeKAuj7
***  

Długo nie trzeba było czekać, aż ktoś upomni się po potomka M e l i n o e. Kiedy brunet miał dziesięć lat do drzwi zapukał nie kto inny, a sam satyr - opiekun. Młody szybko powiązał koźle nogi i rogi przybysza ze swoimi, niedawno objawionymi umiejętnościami. Szczególnie, że ostatnim czasem miał problem, kiedy to jego kończyny bezwiednie przenikały przez przedmioty. Nie panował nad tym, a z każdym kolejnym nieplanowanym wybrykiem coraz bardziej stawał się kłębkiem nerwów. Coraz bardziej zamykał się w sobie.  
Szybko w obozie zaczął przejawiać zdolności artystyczne. Tak mógł w końcu wyrazić siebie nie dbając o opinię kogokolwiek. Malował uparcie i wszędzie. W zeszytach i książkach, na arkuszach papieru, ścianach, suficie i podłodze. Gdziekolwiek była wolna przestrzeń - tam znajdowały się jego rysunku. Nie potrafił rozmawiać nigdy o tym co czuł i jak czuł, a malarstwo sprawiało, że był w stanie w końcu się uzewnętrznić. Ukazać światu trochę siebie.
Po pewnym czasie trafił również do obozowego szpitala. Tam czaił się sztab specjalistów, który chciał mu pomóc z jego specyficznymi problemami. Jakkolwiek nie można było odmówić im chęci pomocy, tak S.A.D. doskonale zdawał sobie sprawę, że dla niego nie ma już ratunku. Mimowolnie dobrze wspomina długie pogadanki o jego samopoczuciu tak z doktor Alvą jak i z doktor Arzu. Niemniej jednak była to tylko czysta gra pozorów. Brunet pokazywał, że czuje się lepiej mając nadzieję, że może obecni tam, nad wyraz opiekuńczy przedstawiciele służby zdrowia dadzą mu w końcu spokój.  
W wieku szesnastu lat zaczął wkradać się z pomocą swoich zdolności do okolicznych aptek i szpitali. Udzielał się na forach i internetowych poradniach dla osób, jak mu się wydawało, z podobnymi problemami. Tam usłyszał, że po tabletkach mu się polepszy, że one pomogą mu się ustabilizować. Mimo wszystko nie chciał trafić z powrotem na bzdurne terapie i mówienie o tym jak się czuje. Bo on się nie czuł. Po prostu.  
Po pół roku jedyną myślą wciąż krążącą, niczym stado kruków, w jego umyśle był: “lorazepam”. Uzależnił się od tego świństwa. Próby odstawienia kończyły się katującym chłopaka bólem w klatce piersiowej, problemami z oddychaniem i wiciem się w konwulsjach na podłodze swojego pokoju. Wtedy nie wiedział, że odstawia się go stopniowo. Każdy kolejny dzień był coraz bardziej dla niego bolesny. Każdy sprawiał, że czuł się coraz gorzej i w końcu. Nie wytrzymał. Coś pękało w nim od samego urodzenia, ale teraz czuł jakby jego dusza rozpadła się na kawałki.  

***
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  V99Vuup
***

Jedyne co Skye widział tego dnia na oddziale toksykologicznym sunąc na szpitalnym łóżku był rząd lamp, zawieszonych aż obsesyjnie równo względem siebie. Krztusił się i nie mógł oddychać. Czuł przerażający ból w klatce piersiowej. Coś paraliżowało go od środka paląc jego trzewia. Z sekundy na sekundę tracił i odzyskiwał przytomność. Był zawieszony między światem żywych, a światem umarłych. Jedynie jego głowę wypełniała kompletna pustka. Czuł się niczym wolny, lecący ptak ponad wszelkimi problemami tego świata. Jedyne co wyrwało go z błogiego letargu to krzyk i rozkaz jednym, długo rozbrzmiewający w jego umyśle. Nie zapomni tego do końca życia.
- Wieźcie go na płukanie żołądka!  
Dalej była już tylko pustka, do momentu, w którym znowu nie otworzył oczu. Ostre światło szpitalnych lamp wdzierało się do stalowych oczu chłopaka. Wiedział co właściwie zaszło, a wolałby nie... 

***
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  VVNBMt1
***

Nikt nie chciał słuchać jego tłumaczeń, że w sumie to on wcale nie chciał. Były przecież dużo bardziej finezyjne metody na zabicie samego siebie. Gdyby taka była jego wola, rzuciłby się z wysokiego budynku. Tak zawsze wyobrażał sobie swoją własną śmierć, choć myśl ta jest trochę niestosowna. Stworzy na ziemi malowidło, tak unikatowe i makabryczne, że zapłacze nad nim cały świat. Lecz przy życiu trzymało go jeszcze jedno. To co tak samo motywować go miało do śmierci jak do życia. To jedno bóstwo wyzwolone - sztuka. Miłość jego życia, która jakby się mogło wydawać, odwzajemniała to uczucie, a przynajmniej do czasu.
Chłopak zbiegł ze szpitala i obozu, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Tułał się trochę po świecie, by w końcu powrócić do miasta, które przesiąknięte było bólem jego egzystencji. Miasta jego narodzin i wczesnej młodości – Calgary.  
Uczęszczał do tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych na kierunek malarstwa. Ojciec w ostatnim akcie człowieczeństwa i poszanowaniu zasad rządzących rodziną kupił mu dyplom ukończenia szkoły średniej. Na brak pieniędzy w domu Skye nigdy nie narzekał, to też dla Pana Daddario nie był to duży wydatek.   
Cios niczym pchnięcie nożem w plecy, przyszedł niespodziewanie. Wszyscy profesorowie odrzucali każdy możliwy pomysł chłopaka. Każde dzieło, które stworzył. Brunet początkowo tłumaczył to, jako powszechny dla artystów, brak zrozumienia, jednak i ta złudna nadzieja będąc wciąż podkopywaną - przeminęła. Sztuka mamiła go od samego początku wolnością, a nie pozwalano mu na wyrażanie samego siebie. Nawet tam nie chciano zaakceptować jego inności. Jego prawdziwego ja. 
Stwierdził, że skończy to co zaczął. Już raz to zrobił. Oczywiście nie do końca świadomie, ale to zrobił.  

***
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  B7o05Js
***

Stał na dachu wieżowca, a wiatr przeczesywał jego kasztanowe włosy. Wiedział czego chce dokonać i tego chciał. Nie myślał o niczym innym. Ani o swoim lęku wysokości, ani twardym spotkaniu z gruntem. Przysunął się do krawędzi dachu. Gołe palce wystawały tuż poza obrys budynku. Na sobie miał tylko spodnie i rozpiętą koszulę, która mimowolnie falowała od podmuchów powietrza. W tym samym czasie karmazynowe słońce zachodziło na horyzoncie, a on płakał. Sam nie wiedział dlaczego. Mieszały się w nim różne sprzeczne uczucia.
Zrobił krok do przodu tracąc równowagę. Powietrze szumiało mu w uszach, a oczy zamykały się ze względu na napór powietrza. Z zawrotną prędkością pokonywał kolejne piętra i z każdym kolejnym z nich był coraz spokojniejszy - on już wiedział. Doskonale wiedział, że to się nie stanie. Znów na sam koniec dematerializował swoje ciało wchodząc do losowego mieszkania przez zewnętrzną ścianę budynku. Po kilkunastu próbach stracił siły nawet na śmierć. On już sam nie wiedział czego chce. Mgła jego życia powoli wdzierała się również do jego umysłu plącząc mu każdą myśl i każdy zmysł. Siedząc skulonym na klatce schodowej wieżowca po prostu płakał. Nie zanosił się szlochem jak co poniektóre jednostki. Był on cichy i stonowany. Zimny.  
- Idiota. Nawet zabić się nie potrafisz. - Słusznie karcił się w myślach.  
Nie potrafił zaakceptować myśli, że tak bardzo przypominał swoją postacią znienawidzonego Wertera. Na sam koniec nawet tamten nie potrafił się porządnie zabić, ale w ostatecznym rozrachunku jednak zginął. Czego nie można było powiedzieć o Skye’u.  
Łzy strumieniem skapywały na terakotową posadzkę schodów. Wiedział, że długo nie może tu zostać. Zaraz zainteresuje się nim ochrona, albo lokatzorzy pobliskich mieszkań. Cudem był jednak fakt, że nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi, jako na obiekt spadający z dużej wysokości i nagle znikający. Ironiczne... Nawet w momencie śmierci nie potrafił zwrócić na siebie uwagi. To było aż przykre.  
Nim się zorientował jego twarz była obejmowana przez dłonie długowłosej dziewczyny. Nie miał bladego i najszczerszego pojęcia co się miało za moment wydarzyć.  
- Ja... Ja przepraszam. - Otarł łzy z policzków i zaczął podnosić się z ziemi. Myślał, że to jedna ze współlokatorek. - Ja już właściwie się zbieram.  
Członkini NoGods, jak się oczywiście później okazało, przesunęła rękę z jego twarzy na ramię i pchnęła bruneta lekko by ten znów usiadł.  
- Nie musisz się mną przejmować. - Rzuciła zadzierając nos ku górze. - To ja przybyłam tutaj dla ciebie.  
W jego głowie pojawił się kompletny mętlik. Jak to? Ona dla niego, ale po co? Dlaczego? Kim ona właściwie była. Kompletnie jej nie rozumiał. Potrząsnął głową i oparł ją o podkulone nogi. Nie wierzył, że to jest prawda. To znowu jakaś chora wizja albo co gorsza... To znowu zmarły, który tym razem wypełzł z grobu.  
- Wiesz co... - Podniosła jego głowę ujmując jego podbródek. - Wstawaj. Nie możesz tu siedzieć. Zabiorę cię ze sobą. Lubisz shake'i? - Szybko i stanowczo wydawała polecenia. Nim chłopak się w ogóle zorientował, tamta już prowadziła go pod ramię. -  Obserwuję ciebie i twoje poczynania od dłuższego czasu i takiego skarbu wśród nas jeszcze nie widziałam.  

***
S. A. D. - Skye Aaron Daddario  0wnkNoa
***

Jak Carrie powiedziała, tak Skye zrobił. Z goryczą w ustach trawił informacje na temat organizacji. I bynajmniej, odnajdywał w jej szeregach powołanie. Wiedział, że w końcu ktoś go akceptuje, a co najlepsze... Może dokonać zemsty na tych, którzy tak bardzo go zawiedli. Nie od razu przystał na jej propozycję. Widywali się regularnie. Nawet, można byłoby powiedzieć, że się... Zaprzyjaźnili? Kanadyjczykowi ciężko było to przyznać, bo nie potrafił porównać tego uczucia do żadnego innego. Po prostu go nie znał. Brunetka dbała o jego samopoczucie psychiczne i wszelkie niezbędne informacje, które mogłyby przyczynić się do przystąpienia chłopaka w szeregi organizacji, co koniec końców, kilka miesięcy później - nastąpiło.

Ciekawostki

- Zdecydowanie fan kotów. Za resztą zwierząt nie przepada.
- Osobą, która zwerbowała go do NoGods był nie kto inny niż Carrie White
- Nienawidzi swojego ojca. Względem matki wciąż się waha.
- Wciąż poszukuje akceptacji i zrozumienia.
- Skrycie wierzy, że Taylor Swift to heroina - córka Szatana.
- Mimo ogólnego fiaska jakim była nauka na ASP - wciąż kocha malarstwo.
- Nienawidzi instytucji uczelni wyższych - szczególnie artystycznych. Uważa, że każdy jest skrycie w duchu takim artystą, jakim chce być i samotnie dąży do własnego celu.
- Liczy, że się w końcu na kogoś otworzy.
- Czasami wraca do swojego małego narkotyku - Lorazepamu.
- Przynajmniej na razie zaprzestał prób samobójczych. Myśli o tej tematyce też już go nie nękają.
- Uwielbia lody i wszystko co zimne.
- Zdecydowanie nie zajmuje się portretami. Twarz wiąże się z tożsamością, dlatego też wszystkie jego pracę są pozbawione ludzkiego oblicza.
- Stwierdził, że nie rzuci się już z budynku, jeśli miałby dokonać samobójstwa. Ktoś już go ubiegł i stworzył makabryczny obraz.
- Zgadza się z osobami, które nie utrzymują zbyt długo kontaktu wzrokowego z nim. On sam nie patrzy się w nie stojąc przed lustrem.
- Fan DC i Archie Comics.
- Nie lubi się uśmiechać, ale nieliczni świadkowie uważają, że jego uśmiech jest czarujący.




Ostatnio zmieniony przez Skye A. Daddario dnia Pon 22 Kwi 2019, 15:02, w całości zmieniany 1 raz
Skye A. Daddario
Skye A. Daddario
Re: S. A. D. - Skye Aaron Daddario Pon 22 Kwi 2019, 15:27

Podbijam.
James Anderhil
James Anderhil
Re: S. A. D. - Skye Aaron Daddario Wto 23 Kwi 2019, 00:43

AKCEPT!

Na start otrzymujesz 300 punktów za staż oraz 110 punktów mocy boskich.
Sponsored content
Re: S. A. D. - Skye Aaron Daddario

S. A. D. - Skye Aaron Daddario
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Nieaktywne Karty Postaci-
Skocz do: