Nie mogła zdecydować, co wywoływało w niej większą radość-możliwość opuszczenia obozu na kilka godzin czy może jesień, która wszystko dookoła okrywała swoim płaszczem. Było popołudnie, słońce leniwie snuło się po niebo w stronę zachodu, a powiewy chłodne wiatru zwiastowały rychło zbliżającą się jesień. Kołysały liśćmi na gałęziach drzew, które niczym z papieru, łatwo odrywały się od nich i szybowały we wszystkie strony. Świat tonął w odcieniach pomarańczy oraz żółci, które przeplatały się z brązem i czerwienią. Zdaniem Flory wszystko tworzyło to obraz krajobrazu godnego samych Bogów, którzy z pewnością przyglądali się zmieniającemu światu z Olimpu. Zerknęła na zegarek, przyśpieszając nieco kroku. Orientacja w terenie nie była mocną stroną jasnowłosej, stąd też dużo czasu zmarnowała na poszukiwanie drogi czy właściwego autobusu. Trzeba przyznać, że im więcej czasu i dni spędzała wśród półbogów, w otoczeniu treningów i mitologii, to coraz trudniej było się jej odnaleźć w świecie, do którego wcześniej należała. Miała też gdzieś z tyłu głowy, że każde opuszczenie bezpiecznej strefy wiązało się z ryzykiem. Cortezówna upiła łyka mrożonej herbaty, w której pływały czarne kulki tapioki i żelki o smaku kiwi, jednocześnie wlepiając spojrzenie w aplikację na telefonie, która wskazała jej park jako drogę na skróty. Karzełek miał olbrzymie problemy z koncentracją, gdy uderzało w nią tak wiele bodźców zewnętrznych, na które była wrażliwa. Im szybciej szła, tym częściej głowa uciekała jej na boki, spojrzenie tkwiło utkwione w sterach liści czy przypominających watę cukrową, obłokach. I nic nie zapowiadało katastrofy, która miała nastąpić. Słysząc komunikat płynący z telefonu, gwałtownie skręciła, potykając się przy tym o rozwiązane sznurówki butów i tracąc kontakt z rzeczywistością. Równowagę utrzymała, jednak wcale nie patrzyła przed siebie i nic dziwnego, że musiała w coś uderzyć. Gwałtownie drgnęła, odrzuciło ją do tyłu i zachwiała się, dziękując w myślach tkwiącemu na ramionach plecakowi — to on pozwolił jej wybrnąć z klasą. Była pewna, że uderzyła w latarnie albo wysoki śmietnik. Nic więc dziwnego, że przez jej twarz przemknął cień zaskoczenia i zaniepokojenia, gdy zaczęła odchylać głowę do tyłu i wciąż nie widziała głowy osoby, na którą wpadła. Cofnęła się pół kroku, mrugając kilkakrotnie i posyłając mężczyźnie krótkie spojrzenie, poczuła, jak palce zaciskają się na tekturowym kubeczku. Nawet nie poczuła, że trochę herbaty się wylało i rękawy swetra miała całe mokre. - Ojejku, bardzo przepraszam, mam nadzieję, że nic Ci.. Że nic się Panu nie stało!-zaczęła cicho, czując rosnący w gardle gul zakłopotania i zawstydzenia. Było widać, że nieco panikowała. Dlaczego spotykała samych olbrzymów w swoim życiu, którym spokojnie mogła robić za podłokietnik? A do tego utrudniająca wszystko nieśmiałość, która upierdliwie uprzykrzała i utrudniała jej próby nawiązania konwersacji z drugą osobą. Wyprostowała głowę, wpatrując się w swoje dłonie. Nerwowo zaczęła stukać paznokciami w kubeczek, modląc się, żeby zaraz nie przybrał prawdziwej formy i nie okazało się, że staranowała Minotaura.
Boris Dostojewski
Re: Tu będzie jakiś tytuł Wto 26 Mar 2019, 15:46
Poprzednia noc była dość szaloną, pełną wrażeń, a także kilku głupich czy zbyt pochopnych decyzji. No może faktycznie nie powinien tak tego rozegrać. No ale gość jedynie skończył ze złamanym nosem. I przemieszczoną szczęką. I bez kilku zębów. No ale to jego wina, mógł tak się nie przystawiać, do laski, która ewidentnie tego nie chciała. Szkoda tylko, że to zakończyło jego zabawę w klubie, gdyż "mili" panowie z ochrony kazali mu.. jak to było? Ach, tak. "Waszmości musi opuścić ten przybytek wypełniony anielską melodią i wodą ognistą w jak najszybszym tempie, a najlepiej w podskokach." Chociaż nie, chwila. To było jednak bardziej "chuju, wypierdalaj." O. Tak to brzmiało. No generalnie potem zaliczył kilka stacji benzynowych, a jego kolejne decyzje spowodowały, że obudził się z potwornym kacem. Szybki prysznic, jakieś tłuste "śniadanie", spodnie na tyłek i można iść na miasto. Godziny popołudniowe. No cóż. Późna pobudka, ale nic na to nie można poradzić, tak wyszło i już. Po drodze łysy zgarnął dwa browary i skierował się do parku. Chwila relaksu zdecydowanie by mu teraz pomogła. Nawet głowa jakby mniej bolała. Otworzył jedną ze szklanych butelek w momencie, w którym znalazł się w parku. Upił z niej ze dwa łyki. Westchnął błogo, gdy tylko poczuł lepiej tą goryczkę. Tego mu było trzeba. Ale dwa piwa to chyba będzie za mało. Oby nie, bo będzie niefajnie. I kiedy brał kolejnego łyka wpadł na coś. A raczej, jak się okazało na kogoś. Wpadła na niego jakaś blondynka, ale zanim to zakodował spojrzał w prawo. Kawałek od niego, na chodniku właśnie rozbiła się butelka, którą chwilę temu trzymał w dłoni.
-Kurwa! Moja piwo!
Rosjanin jęknął, a następnie fuknął i spojrzał na sprawczynię. No pewnie gdyby to był facet, to zareagował by nieco inaczej. Spojrzał na nią i zrobiło mu się jej trochę żal. Ponownie westchnął i podał jej rękę. No przecież jej nie zabije za to, że rozbiła mu piwo. Chyba.
-I teraz musisz mnie zabrać na browara.
Flora Cortez
Re: Tu będzie jakiś tytuł Czw 28 Mar 2019, 01:51
Tworzyła w głowie scenariusze, głównie czarne. Miała wrażenie, że wielkolud milczy zdecydowanie za długo, a utracona przez niego butelka z trunkiem była gwoździem do jej trumny. W odmęcie myśli wciąż błądziło również pytanie, dlaczego wszystkim los dał wzrost, a z niej zrobił karzełka? Duże, otoczone wachlarzem rzęs oczy wpatrywały się w twarz ofiary swojej niezdarności, wędrując co kilka chwil w stronę rozbitego szkła i barwiącej chodnik, śmierdzącej chmielem cieczy. Każdy normalny człowiek zareagowałby obawami, może nawet paniką na widok rosłego i umięśnionego olbrzyma, paradującego z piwem, któremu z pewnością posyłał tęskne spojrzenia. Przysłowiową kropką była jego wypowiedź, uwieńczona siarczystym przekleństwem, pełnym żalu i rozczarowania. Aż drgnęła w miejscu, przymykając na chwilę oczy i łapiąc głębszy oddech, aby następnie znów zadrzeć głowę do tyłu i spojrzeć na twarz mężczyzny. A potem zniszczył wszystkie standardy i stereotypy, wzdychając, jak Flora wcześniej i podając jej dłoń. Z początku niepewnie się ruszyła, podejrzliwie spoglądając, aż w końcu uścisnęła ją, zawieszając spojrzenie na jego twarzy. -Przepraszam, nie chciałam na Ciebie wpaść..- zaczęła, przerywając ciszę, w której tkwili. Nie skomentowała wulgarnego języka, starając się dać temu człowiekowi szansę, a nie zamykać go w owych stereotypach, które brakiem agresji nieco wyłamał. Jego kolejne słowa sprawiły, że przekręciła głowę w bok, badawczo lustrując wzrokiem jego oczy, aż w końcu cofnęła dłoń i złapała za swoją torbę, wysuwając przed siebie. Z bocznej kieszonki wyjęła owsianego batonika z truskawkami, wysuwając go na otwartej dłoni w stronę chłopaka. -Nie mogę na piwo, ale mogę oddać Ci mojego ulubionego batonika i kupić kawę albo herbatę, co wolisz. Zaproponowała, a na ustach pojawił się jej łagodny i nieco nieśmiały uśmiech. W jej oczach propozycja, którą wysunęła, była znacznie lepsza oraz korzystniejsza, niż brzydko pachnący browar. Wciąż czuła się niepewnie przez zaistniałą sytuację, jednak odzywał się jej wrodzony optymizm i zakładał jej na oczy niewidzialne, różowe okulary. Może nie będzie tak źle!
Boris Dostojewski
Re: Tu będzie jakiś tytuł Pon 08 Kwi 2019, 21:32
Patrzył tak na to blond stworzenie przez dłuższą chwilę. Z boku mogło to wyglądać, jakby po prostu się "zawiesił". No nie no. Kobiety by nie mógł uderzyć, to wbrew jego zasadom. Poza tym, jakby spojrzał sobie wtedy w twarz? Nie i już, koniec, kropka. Śmierdzącej chmielem? Przecież to jeden z najcudowniejszych zapachów, jakie może wyprodukować człowiek. Tuż obok jego antyperspirantu. Ale no jak można nie było lubić piwa? Przecież to płynne złoto tej ziemi. Napitek najcudowniejszy z cudownych, po prostu boski twór. Uwielbiał jego woń, jak i zapach, które sprawiały, że odnajdował spokój, a także gasił pragnienie. W końcu był ruskiem. Kiedy dziewczę podało mu swoją dłoń, ten zmusił się, żeby uścisk nie był zbyt mocny, w końcu nie chciał jej nic zrobić. Ba. Nawet uśmiechnął się lekko.
-Ale wpadłaś. Masz szczęście, że mam kaca jak skurwysyn i nie chce mi się kłócić. Rzucił pół-żartem, pół-serio. Nie zamierzałby się z nią kłócić, nawet gdyby nie był skacowany, a faktem jest to, że jest, no właśnie, skacowany jak durny. Ale sam jest sobie winny, w końcu mógł nie chlać aż tyle. Tak wyszło. W jego dłoni właśnie wylądowało jakieś opakowanie. Batonik. Tak określiła to owsiane coś. Przecież to nie zawierało nawet grama czekolady. Jakim cudem ktoś śmiał nazwać to batonikiem. No jakże to tak?! Przecież to profanacja. Uśmiechnął się lekko i oddał jej batonika. -Za mało czekolady, żeby uznać to jako batona! Ale kawa.. W sumie może być. Mruknął. W jego głowie zrodził się pomysł, coby dolać sobie procenty do kawy. Wtedy byłaby o wiele lepsza. No i przy okazji też pomogłoby na kaca. Chyba. A przynajmniej powinno, no nieważne. -A właśnie. Boris jestem.