"Idź to załatwić. To twój miecz, więc to twój obowiązek!" Ja pierdole..., powtarzała w myślach Ruda, przedrzeźniając starszego herosa, który akurat tego popołudnia nadzorował trening na arenie. Przecież to nie była jej wina, że miecz się uszkodził! To ten kretyn, z którym ćwiczyła, uderzył pod tak dziwnym kątem, że stary oręż, z którego korzystała, złamał się. Niech tylko dorwie tego dzieciaka wieczorem, to ją popamięta. Co ją w ogóle podkusiło, żeby korzystać z ostrza z magazynu, skoro miała własne i to magiczne w formie bransolety? Chociaż może to i lepiej, bo jakby jej prywatna broń się rozwaliła to z chłopaka, już nie byłoby co zbierać. Na nic zdały się tłumaczenia, że mieczyk leżał w zbrojowni odkąd, ona sama zaczęła trening jako półbogini w wieku dziesięciu lat. Zdaniem nadzorcy, to ona miała iść do kuźni i rozwiązać ten problem. Po wejściu do królestwa dzieci Hefajstosa, Larze od razu zrobiło się gorąco, co w sumie nie powinno ją dziwić, bo wciąż miała na sobie napierśnik treningowy. Chociaż tutaj trudno by było wytrzymać nawet w krótkim rękawie i szortach. Jak dzieciaki boga kowali mogły spędzać w takich warunkach dłużej niż kilka godzin? Jeszcze była w stanie zrozumieć pracę w tym miejscu podczas jesieni lub zimy, gdy nawet w Obozie Herosów było zimno, ale wiosna lub – co gorsza – lato? Nie było chyba nic gorszego do pracy w kuźni, gdy nawet na zewnątrz w cieniu było czterdzieści stopni. Jedna, wielka katorga. Ruda podeszła do lady i położyła na niej ostrożnie dwie części miecza, które zawinęła wcześniej w jakąś szmatę, żeby się nie pokaleczyć w drodze tutaj. Była naprawdę ciekawa czy uda się coś wykombinować w kwestii naprawienia ostrza. Oh, jaką ona by miała satysfakcję, gdyby mogła potem iść do nadzorcy i powiedzieć, że miecz był po prostu za stary. W każdym razie po rozwinięciu szmatki oczom młodej kobiety ukazały się dwie części miecza. Na jedną z nich składała się część głowni, a drugą stanowiła rękojeść i połączona z nią reszta głowni. Pierwszy raz zdarzyło jej się, aby broń aż tak się uszkodziła podczas zwykłego pojedynku ćwiczebnego. – Halo? Jest tu ktoś? – zawołała w głąb kuźni, bo nie zauważyła, aby ktokolwiek czekał na ewentualnych klientów. Lara bębniła palcami o krawędź lady, czekając, aż ktoś łaskawie przyjdzie ją obsłużyć. Po chwili do jej uszu doszły śmiechy młodszych obozowiczów, prawdopodobnie świeżaków, którzy całą grupą szli w stronę stołówki. Czemu wcześniej na to nie wpadła? Przecież w obozie były pełno dzieciaków, a ona z racji tego, że była starsza, mogła bez trudu wymusić na nich, żeby załatwili to za nią. Dlaczego Zeus nie zesłał na jej drogę jakiegoś dziesięciolatka, który z uśmiechem na ustach wziąłby od niej złamane ostrze i jeszcze podziękował za możliwość pomocy? Pogrążona w swoich głębokich rozważaniach, dopiero po dłuższej chwili zauważyła, że w końcu ktoś się pojawił. – W końcu! Przysłali mnie z areny. Miecz się im złamał i chcą wiedzieć, czy da się coś jeszcze z nim zrobić – powiedziała Lara, nie patrząc na osobę stojącą przed nią. - W sensie napra... Rudowłosa przerwała, podnosząc w końcu wzrok na swoją rozmówczynię. Skrzywiła się lekko, widząc znajomą twarz. Naprawdę? Ze wszystkich dzieciaków Hefajstosa musiała trafić akurat na nią? Dobrze, że nie wspomniała słowem o tym, że miała cokolwiek wspólnego z uszkodzeniem broni, którą przyniosła do naprawy. Tylko dałoby to powód dla Foley, żeby rzucić jakąś kąśliwą uwagą. – O! To ty! – powiedziała takim tonem, jakby nie spodziewała się ją jeszcze zobaczyć żywą po trzech latach swojej nieobecności w obozie.
Marcy Foley
Re: Kuźnia Nie 24 Mar 2019, 17:39
Marcy, jak to miała w zwyczaju, znów zarwała noc w kuźni. Pracy, którą na siebie wzięła było wystarczająco na trójkę ludzi, ale jak zwykle nie umiała odmówić. Co dziwne, uchodziła za osobę aż nadto asertywną, jednak gdy wchodziła w grę praca, nie była w stanie powiedzieć „nie”. No bo przecież nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ona. Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca, które leniwie wdzierały się przez małe okienko kuźni. Po kilku minutach wewnętrznej walki, stoczyła się z legowiska zbudowanego ze swetra i kurtki należącej do któregoś z rodzeństwa. Chwilę to trwało, ale ostatecznie zmusiła się, żeby na kilka minut wyskoczyć do swojego pokoju, przebrać się i wziąć szybki prysznic. Nawet zdazyla załapać się na resztki śniadania i wyżebrala papierosa od któregoś z dzieci Hermesa. Zwarta i gotowa do kontynuowana pracy, wróciła do kuźni i wygrzebała zakurzone plany jednego z urządzeń. Odpaliła papierosa, po czym zaczęła je w skupieniu analizować. Po kilku minutach, usłyszała boleśnie znajomy głos Lary. Jęknęła cicho, nie mając ochoty psuć sobie dnia jej widokiem. Dlatego, odczekała chwilę na zapleczu, mając nadzieję, że ruda czarownica wsiądzie na swoją miotłę i odleci gdzie pieprz rośnie. Cóż, przeliczyła się. Zgasiła papierosa i ubrała na usta najbardziej niewinny uśmiech jaki tylko potrafiła, po czym wyłoniła się zza drzwi. - Się złamał? Z tego co mi wiadomo, to miecze same się nie łamią. - Podeszła do dziewczyny, odbierając od niej broń. Zbadała uszkodzenie, ostatecznie stwierdzając, że naprawa nie zajmie jej zbyt długo. I jak zwykle, zamiast odmówić po prostu wzięła się za pracę. - Rozczarowana, że mnie widzisz? O, nie ty jedna. - Założyła na ręce grube rękawiczki ochronne. Jej odporność na ogień, nie należała do najlepiej rozwiniętych umiejętności, więc musiała ich używać. - Wiec, opowiadaj! Jakim cudem, żaden potwór nie urwał jeszcze tej twojej rudej czupryny?
Lara Doherty
Re: Kuźnia Nie 24 Mar 2019, 21:42
Oh, ta "ruda czarownica" jak się wyraziła Marcy była zbyt uparta na to, aby ot tak zrezygnować. W końcu cały czas miała nadzieję, że miecz zostanie uznany za niezdatny do użycia, co pozwoliłoby jej wszcząć ostrą dyskusję po powrocie na arenie. Poza tym dziewczyna nie powinna się okłamywać, że widok córki Aresa psuł jej cały dzień. Prościej byłoby po prostu przyznać, że nic lepszego jej nie spotka w najbliższym czasie w tym monotonnym, wypełnionym po brzegi nudą życiu. Tak naprawdę ta nieoczekiwana wizyta była prawdopodobnie jedną z niewielu atrakcji, jakie mogły przytrafić się córce Hefajstosa, gdy przesiadywała całe dnie w tej kuźni. Chyba że spędzanie czasu wśród kowadeł i innego rodzaju narzędziach było dla niej wystarczająco ekscytujące, co byłoby bardzo smutne, gdyby okazało się prawdą. – Cóż ten akurat otrzymał pomoc od pewnego kretyna w tej kwestii – powiedziała, nie mając zamiaru zdradzać już więcej szczegółów. Niech się zastanawia, co ją mijało na codziennych treningach, gdy przesiadywała w tych gorących pomieszczeniach. Lara przyglądała się uważnie, jak ostrze, a raczej to, co z niego zostało, jest analizowane przez panią kowal. W duchu miała nadzieję, że za chwilę usłyszy magiczne słowa, po których będzie mogła wypaść stąd jak burza i skierować się prosto do koloseum. Wtedy nie musiałaby znosić towarzystwa dziewczyny ani chwili dłużej i mogłaby wrócić prosto na arenę, aby udowodnić nadzorcy swoje racje. Widząc, że Foley przygotowuje się już do roboty, westchnęła ostentacyjnie. Nic nigdy nie mogło pójść łatwo. Heros to jednak w życiu zawsze miał pod górkę, niezależnie od tego, czy miał wolne, trenował czy był na misji. Zawsze coś musiało utrudniać mu życie. Przynajmniej się przekona czy jej "psiapsiółka" wciąż ma tak samo cięty języczek. – Aż tak bardzo to widać? Sądziłam, że pomyślisz, że po prostu tak bardzo się za tobą stęskniłam – rzekła z uroczym uśmiechem, opierając się łokciami o ladę. - Wygląda, jednak na to, że komuś przez ostatnie lata rozwinął się zmysł spostrzegawczości. Brawo! Szkoda tylko, że tak późno. Na pytanie odnośnie tego, jak to możliwe, że jeszcze żyje, roześmiała się, jakby usłyszała dobry dowcip. – Widzisz, kochana, cały sekret tkwi w tym, że ode mnie potwory trzymają się z daleka, dlatego, że wolą ze mną nie zadzierać, a nie dlatego, że czasami wyglądam równie parszywie, jak one. Owszem kłamała w tym momencie jak z nut, ale w sumie taka wymiana zdań sprawiała jej nie lada przyjemność. Wreszcie jakaś porządna rozrywka. Raczej nie miała zbyt dużego szczęścia, jeśli chodzi o potwory, ale przecież Marcysia nie musiała o tym wiedzieć, prawda? I tak obie kobiety dogryzały sobie nawzajem, gdy jedna z nich zajmowała się naprawą broni, która niedługo miała wrócić do koloseum. Jak się szybko okazało, proces przywrócenia miecza do dawnej świetności nie potrwał jakoś super długo, więc rudowłosa córka Aresa już po kilkudziesięciu minutach mogła wrócić żwawym krokiem na arenę, aby zwrócić oręż i zaplanować zemstę na obozowiczu, który przyczynił się do jego uszkodzenia. [z/t]