Na ulicach Nowego Jorku było już ciemno. Atmosfera lekko podupadła od godziny 18, gdzie jeszcze wtedy było tu od groma ludzi. Nic dziwnego, dochodziła godzina 21. Sklepy i niektóre restauracje były już pozamykane, Wreckless nie musiała się martwić. Głośne uderzenia jej butów na obcasie nagle zamilkło, a krok zwolnił. Szła spokojnie, co prawda wciąż uważała, żeby przypadkiem kogoś nie spotkać po drodze. Wolała raczej, a żeby spacer tą ulicą był tym ze spokojniejszych. Przeczesała włosy rękami, dzień był bardzo nudny, a ona znów wyszła z siedziby, aby odświeżyć umysł. Wyjęła z kieszeni zapalniczkę i papierosy, jedną z fajek włożyła do ust i odpaliła zapalniczkę. Po chwili mogła już napawać się smakiem tytoniu, który rozchodził się po jej płucach. Ahhhh... Szlag, i przypomniała jej się walka sprzed kilku tygodni. Mogła z taką łatwością dokończyć to co zaczęła, prawdopodobieństwo takiej samej sytuacji było marne. Przeklęła pod nosem, że też zawsze coś musi stanąć jej na drodze. Przynajmniej ona była cała. Spojrzała po sobie, przez myśl jej przeszło, że chłopak nie walczył na poważnie albo nie był dobrze wyszkolony. Mogła bez problemu wykorzystać sytuację na swoją korzyść, a on nawet nie miał nic do powiedzenia. Coś słabo w tych obozach herosów mają. Z cichym westchnieniem przysunęła papierosa ponownie do ust. Tym razem na dłużej. Jej nogi szły dalej, jakby były zupełnie innym organizmem, prowadziły ją w przód. Cichy stuk obcasów czarnych do kolan butów, niewielki szelest kurtki do kolan i lekkie smyranie twarzy przez puch na kołnierzu kurtki. Wypuściła przez usta szaro-biały dym i zatrzymała się przy koszu na śmieci. Będzie dbała o środowisko i wyrzuci niedopałek do kosza. Przeczesując ponownie włosy ręką spojrzała na gasnący niedopałek, którego dym wyparowywał szybciej niż można było powiedzieć "jajka w majonezie".
Seth MacLaren
Re: 5th Avenue Pią 15 Mar 2019, 17:03
Nowy York.... „Miasto, które nigdy nie śpi", wieczory takie jak ten, utwierdzały Setha w przekonaniu, że większość tego, co wiemy, o świecie to gówno owinięte pięknym papierem. Pamiętał, jak zawsze marzył o tym, by odwiedzić osławione NY city, jak planował i sprawdzał, do którego pociągu czy autobusu musi wsiąść, by się tam dostać. Sam mieszkał w mieście, lecz mityczne wschodnie wybrzeże USA, jarzyło się w jego głowie jako coś o zupełnie innej skali i na zupełnie wyższym poziomie, przeprowadzka z Vancouver do obozu herosów, w żadnym wypadku nie zmieniła jego planów.... Kiedy jednak w końcu uzyskał pozwolenie na opuszczenie obozu i odwiedzenie Nowego Yorku.... cały urok prysł. Miasto, które nigdy nie śpi, było tak samo głośne, zatłoczone i brudne jak wszystkie inne metropolie. Hałas był tak samo męczący, jak w Kanadzie, a korki tak samo uciążliwe. Zdecydowanie Seth mógł nazwać to przeżycie jednym z największych rozczarowań w swoim życiu. Mimo tego jak bardzo Nowy York go rozczarował, zaczął go regularnie odwiedzać. Dlaczego? Bo czasami po prostu odczuwał potrzebę, zanurzenia się w ludzkim morzu i poczucia czegoś bardziej żywego, niż kolejny spokojny wieczór w obozie. Właśnie tak było dzisiaj. Jak się jednak okazało, mimo względnie przyjemnej temperatury i tego, że w piątkowy wieczór ludzie powinni wręcz walić drzwiami i oknami do centrum i umiejscowionych w nim lokali, na ulicach, biorąc pod uwagę wielkomiejskie standardy, było pusto. Seth był lekko mówiąc, zdenerwowany. Jego plan z wejściem do jednego z najlepszych klubów nie wypalił. Ochroniarz, jak widać specjalista w swoim fachu, od razu rozpoznał słabo podrobione papiery wywalił go z klubu i kazał się tam więcej nie pokazywać, bo inaczej weźmie policje i skończy się to MacLarena trochę inaczej. Teraz chłopak przemierzał puste Nowojorskie ulice, próbując wyrzucić z siebie, co tu dużo mówić wkurwienie. Nie miał ochoty na tak wczesny powrót do obozu, nie widział jednak zbyt wielu perspektywy na kontynuowanie tego wypadu. Zatrzymał się na jednym ze skrzyżowań 5th Avenue i zaczął się rozglądać, jakiż był jego smutek, kiedy nie dostrzegł wokół siebie prawie żadnej żywej duszy. Zmęczony bezcelowym łażeniem, przysiadł na schodkach prowadzących do jakieś zamkniętego sklepu z ubraniami i począł grzebać w kieszeni swojej ciemnoczerwonej bluzy. Nagle jego rozmyślania, przerwał stuk obcasów, który, choć sam w sobie nie był zbyt donośny, to w ciszy, jaka panowała na ulicy, rezonował kilka razy głośniej. Chłopak miał okazje zaobserwować, jak zza rogu wyłania się całkiem przyjemna dla oka ciemnowłosa dziewczyna w długich butach i kurtce, stosunkowo długiej jak na panującą temperaturę. Chłopak często bywał w NY wieczorem, zdołał więc stworzyć sobie kilka typów "nocnych wędrowców" i każdą napotkaną osobę przypisywał do jednego z nich. Dziewczyna wyglądała mu na „klubowicza”, była więc zapewne wstawiona, a i z kontaktowaniem mogło być różnie. Chłopaka dziwiło jedynie to, że była sama, zwykle o tej porze, powinna być, albo z koleżankami, albo z chłopakiem. Mimo wszystko kobieta nie zawsze bywała bezpieczna wieczorem w mieście, szczególnie tak blisko klubów i wielu pijanych mężczyzn, którzy miewali różne pomysły. Seth wzruszył ramionami. Chrząknął, by zauważyła jego obecność, po czym wstał, otrzepał spodnie, które lekko przybrudziły się od siedzenia na ziemi i podszedł do śmietnika, przy którym stała. Już w trakcie wstawania zaczął mówić -Masz może papierosa? Jakiś jegomość zajebał mi kurtkę, a tam miałem i paczkę i zapalniczkę.- Oczywiście to co mówił nie było prawdą, ale każdy sposób na rozpoczęcie rozmowy jest dobry prawda? Dopiero kiedy skończył mówić był na tyle blisko, by ze zdziwieniem stwierdzić, że dziewczyna nie wygląda na pijaną. Czyżby pomylił się w swojej ocenie i wcale nie wracała z klubu? No cóż, bywa i tak, nikt nie jest nieomylny. -To okropne, że nie ma nawet 12, a człowieka mogą spotkać takie okropności nie uważasz? Zresztą, kurtka to jeszcze nic, spotkałbym jakichś czarnuchów z getta i skończyłbym o wiele gorzej.- Zdawał sobie sprawę, że w ogóle zaczynając rozmowę sam wychodzi na pojeba, nie chciał jednak wracać do obozu całkowicie zawiedziony, a nawet rozmowa mogła, choć trochę zmienić status tej "wycieczki". Przez cały czas, który mówił, jego twarz i oczy przybrały lekko rozbawiony wyraz, w którym dało się wykryć nutę kpiny.
Gość
Gość
Re: 5th Avenue Pią 15 Mar 2019, 20:28
Kiedy spacerujesz po Nowym Jorku często zapominasz o czasie oraz o tym co się wokół Ciebie dzieje. Otoczenie, które emanuje niesamowitą, oryginalną aurą skłania do nieprzeciętnych refleksji, które nachodzą niejednego. Wreckless pochłonięta tą magią stałą przy tym koszu na śmieci, bardzo romantyczne zestawienie i oblizała powoli usta spoglądając z papierosa w niebo. Mimo iż pogoda była lepsza niż na wyspie, to jednak specjalnie nie czuła różnicy. Ona i tak dookoła roztaczała chłodek. Jak na razie wiedziała, że jest jedynym dzieckiem Hel, a to dawało jej jedynie odpowiedź na jedno z wielkiej puli pytań. Niestety świat nie wydawał się taki piękny, kiedy przypominała sobie, że jest dzieckiem kobiety, która sprawiła, że czeka Black taki, a nie inny los. Czuła się zdecydowanie niekomfortowo, wszystkie jej problemy sprowadzały się do jednego punktu i nie była w stanie nic z tym zrobić. Jedyną osobą, która rozświetlała jej “życie”, “drogę”, był syn Baldura. Z cichym westchnieniem przekręciła głowę, a gdy usłyszała, że kręgi strzeliły odetchnęła głęboko i wyciągnęła paczkę fajek z kieszeni. W jej codziennej nikotynowej rutynie przerwał jej czyiś głos. Zmarszczyła zdziwiona czoło i rozglądając się za źródłem ów dźwięku otworzyła opakowanie papierosów. Jej oczom ukazał się chłopaczek, który wyglądał, jakby go właśnie poturbowali. Unosząc brew wysłuchała uważnie jego słów i z cichym westchnieniem stanęła do niego przodem z opakowaniem fajek w dłoni. Przyjrzała się uważnie blondasowi krzyżując ręce na klatce piersiowej, a gdy ten stał już blisko niej wyciągnęła papierosa z opakowania. Zmierzyła go czarnymi oczami, które wyglądały jak dwa węgielki. Wystawiła rękę z papierosem, ale gdy chłopak już chciał wziąć przedmiot, Wreckelss szybko wsadziła fajkę między wargi. Zapalniczkę, która siedziała u niej w prawej kieszeni, wyciągnęła i odpaliła zwitek tytoniowy. Zaciągnęła się spokojnie dymem, wypuściła powoli go z ust i nie spuszczając chłopaka z oczu przeniosła ciężar ciała na prawą nogę. - Nie za młody jesteś by się tak truć...? - mruknęła w jego stronę obracając opakowanie z fajkami w dłoni, zapalniczkę schowała szybko na swoje miejsce. Nie podobało jej się to jak blondyn się do niej wyrażał. Czuła w jego słowach, że coś jest nie tak. Nie lubiła kłamców, a takich była w stanie wyczuć na kilometr. Raz Heidi by skłamała na treningu, to by jej się oberwało. Wsadziła papierosa między spierzchłe wargi i zocząc na dzieciaka pokręciła głową z niedowierzaniem. -Takie złe rzeczy, mówisz... Kto by się spodziewał... - wywróciła oczami, a jej twarz nawet nie drgnęła. Znała wiele osób, które w jej życiu próbowało od niej wyciągnąć a to fajki, a to alkohol. Westchnęła cicho, do czego to życie doprowadza, że młodzi robią takie rzeczy. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego, że ona w wieku 21 lat też nie mogła za wiele, ale dzięki temu mogła bez problemu wychodzić z siedziby i chodzić po barach, czy restauracjach nie obawiając się, ze nie dadzą jej alkoholu. Dzisiejszego wieczoru nie wypiła ani kropelki, więc była trzeźwa w stu procentach. Może i wyglądała, jak nietrzeźwa, ale ona po prostu miała taki wyraz twarzy. Czarne włosy, które przeszkadzały jej na twarzy odgarnęła szybko i z głośnym westchnieniem spojrzała z góry na młodziaka. -Nie kłam... Kłamią kanalie, a Ty na takiego nie wyglądasz... masz... - burknęła cicho i wystawiła rękę z opakowaniem papierosów w stronę blondasa. Może sobie wsadzić jej słowa w cztery litery, ale wiedziała doskonale, że kłamanie nie doprowadza do niczego. Kłamstwo ma krótkie nogi, a dla Wreckless nie ma wcale. Po chwili wyciągnęła zapalniczkę i również podała dzieciakowi. Skoro nie dba o zdrowie, jego sprawa. Black nie była jego matką by go oceniać.
Seth MacLaren
Re: 5th Avenue Pią 15 Mar 2019, 21:11
Tak naprawdę Nowy Jork był miastem, jak każde inne i miał w sobie swoistą magię, niezadowolenie chłopaka, miało swą genezę w jego wygórowanych oczekiwaniach i dziecinnych wyobrażeniach, na temat tego, jak wspaniale musi być gdzieś tam daleko. Gdyby traktował to miejsce jak każde inne miasto, a nie jak krainę, do której dążył, na pewno pokochałby NY takie, jakim było. Był wszak synem Eola, stale pragnącym zmian, doznań i nowych doświadczeń. Nie wyobrażał sobie życia na wsi. Miał Nature swego ojca, jak i jego domeny, był jak wiatr, nie lubił gościć zbyt długo w jednym miejscu. W oczekiwaniu na odpowiedź nieznajomej wpakował ręce do kieszeni i zaczął obrzucać ukradkowymi badawczymi spojrzeniami. Miała w sobie coś, co sprawiało, że uznał za stosowne bliżej się jej przyjrzeć. Przerwał, dopiero kiedy wystawiła w jego stronę papierosa, spróbował go od niej wziąć, ale dziewczyna prostym gestem uświadomiła mu, jaki ma do niego stosunek. Z trudem powstrzymał westchnięcie, a w odpowiedzi na jej słowa roześmiał się i pseudo poważnym tonem odpowiedział. -Moim skromnym zdaniem trucie się nie należy do mądrych pomysłów niezależnie od wieku, no, chyba że wyznaje się zasadę „na coś trzeba umrzeć”, choć i w tym przypadku wydaje mi się, że są na to przyjemniejsze sposoby niż rak płuc. Mimo tego robisz to ty i ja również mam na to ochotę, ale nie nalegam, sam niechętnie dziele się tym, co mam.- Wzruszył ramionami, a rozbawienie na jego twarzy zmieniło się w obojętność, jedynie oczy zdradzały dalsze zainteresowanie prowadzeniem rozmowy. Nie wiedział, czy dziewczyna poprawnie to odczyta, ale niepewność była nieodłącznym elementem smutnego ludzkiego życia. Ciekawiło go tylko, czy nie chciała się z nim dzielić, bo tak, czy może wyczuła, że kłamie. -Oczywiście wśród tego całego zła i tych wszystkich okropnych rzeczy, zdarzają się też miłe zaskoczenia.- To powiedziawszy ostentacyjnie puścił jej oczko nawiązując do ich jakże porywającej konwersacji, a na jego twarz znów zawitało rozbawienie. Dziewczyna była dla niego zagadką, nie była po imprezie, bo byłaby w gorszym stanie, nie była przed imprezą, bo by się śpieszyła, nie wyglądała też na kogoś, kto zmęczony wracał po całym dniu pracy. Czyżby trafił na rzadki przypadek kogoś, kto po prostu wyszedł sobie na spacer w piątkowy wieczór? Cóż za szalona myśl! Jej kolejne słowa były odpowiedzią na jedno z pytań, które padły w jego głowie i sporo mówiły mu o samej dziewczynie. -Naprawdę nie wyglądam na kanalie? Całe szczęście, ale może gdybym na takiego wyglądał może tamten facet nie ukradłby mi kurtki nie uważasz?- Przyjął od dziewczyny zarówno papierosa, jak i zapalniczkę, sprawnie go odpalił i oddał dziewczynie jej własność. Potem, na krótką chwilę, w której czasie chłopak delektował się smakiem fajka. W końcu znów przemówił i miał nadzieje, że jego słowa nie wywołają burzy. -Musisz mi wybaczyć banał, „ale co robi taki piękna dziewczyna sama o tej porze w centrum Nowego Jorku?”, oczywiście poza tym, że się truje.- Miał nadzieje, że dziewczyna nie każe mu odpowiadać na pytanie o podobnej treści. Mimo wszystko głupio przyznawać się komukolwiek, że nie wpuścili cię do klubu, bo jesteś za młody, a facet, który robił ci lewe papiery zjebał sprawę. Postanowił więc ją ubiec. -Uprzedzając kontrpytanie, ja wybrałem się na wieczorny spacer w pięknych miejskich uliczkach.
Gość
Gość
Re: 5th Avenue Nie 17 Mar 2019, 16:43
Robiło się coraz ciemniej, Black ze swoim kontrastem pomiędzy czarnymi włosami, a bladą twarzą wyglądała coraz mroczniej. Gdyby ktoś taki wyłoniłby się zza zakręty, pewnie ktoś dostałby zawału. Mimo iż wyglądała nieprzeciętnie, to jednak można ją by było pomylić z duchem, jak nie ze zmorą. Papieros, który siedział między wargami dziewczyny powolutku, bardzo powoli się wypalał. Wreckless truła się tytoniem już od dobrych kilku lat. Może do ze stresu, albo z czystej przyjemności. Już dawno przestało ją to obchodzić. Wzrok ciemnych niczym bezgwiezdna noc oczu pewnie niejednego by omamił. Często w sumie tak się działo, gdy jakiś nieszczęśnik zauroczył się w niej. Te oczyska potrafiły zdziałać nie jedno. Wzięła głęboki oddech i oceniając sytuację spojrzała na kłamczucha, który najwidoczniej nie miał udanej wyprawy po Nowym Jorku i próbował zagaić do tej totalnej ameby. - Mnie coś innego zabije, a fajka? To już po prostu codzienność. - wzruszyła nieznacznie ramionami nie pokazując żadnych głębszych emocji. Ciężko było wywrzeć na niej jakieś “znaczące” wrażenie. Każdy w oczach dziewczyny wydawał się mało ważny, by się nim interesować, czy zatrzymywać na nim dłużej wzrok. Ot wolała zająć się planowaniem najazdu na Helheim. Gdy chłopak zwrócił jej własności schowała je szybko do kieszeni czarnego płaszcza i poprawiła jego kołnierz. Puszek, który łaskotał jej twarz przytulił się do niej jeszcze bardziej. Sięgnęła dłonią po papierosa i wypuszczając siwy dym z ust spojrzała na ulicę, po której nie jechał już żaden samochód. -Tamten facet musiał mieć powód by to zrobić. - odparła krótko stwierdzając, że chłopaczek, może i nie wygląda na kanalie, ale zakładała, że chowa coś i dlatego kłamczy. Nie obchodziło jej to w sumie i dlatego nie zagłębiała się dalej w ten temat. Papieros już był do połowy wypalony, a Wreckless po raz kolejny wypuściła z ust szary dym, który opiął jej bladą twarz. Rozgarnęła tą mała chmurkę ręką i strzepując papierosa na ziemię spojrzała na koniuszki swoich butów. Nie zwracała zbytnio uwagi na jego zaczepki, puszczanie oczek, czy na zmiany na jego twarzy. Był zwykłem przechodnim, dlaczego miałaby się nim jakoś znacząco przejmować? -Spaceruje. Oczyszcza umysł. - mruknęła na jego odpowiedź wsadzając papierosa między usta i podniosła głowę przeczesując jednocześnie włosy wolną ręką. Takie dni jak dziś wykorzystywała do ułożenia sobie spraw w głowie, myśli, które nie dawały jej spokoju. Odpoczywała też od natrętnego psa, który nie zwykł puszczać jej samej o tej porze, ale dziewczyna sposobem go zostawiała w siedzibie. Zaciągnęła się fajką i zerkając kątem oka na blondyna stanęła do niego nieco bardziej przodem. -I ktoś Ci przy tym od tak kurtkę ukradł? Kręcisz młody... -mówiąc to wypuściła dym tytoniowy z ust i niedopałka wrzuciła do kosza na śmieci, który stał obok. To już trzeci papieros tego dnia. Podczas podróży do Nowego Jorku zdążyła wypalić jeszcze jednego papierosa. Westchnęła cicho, niedługo będzie karmiła raczka, który się u nie w płucach zrodzi i co wtedy? -Słuchaj. Jak to było z tą kurtką naprawdę. Nie kłam, bo wyczuje. - powiedziała spokojnie, nie dało się z niej wyczytać nic. Czy to ciekawość, zainteresowanie, troska, chuj jeden wie. Nie lubiła jak ktoś jej kłamie prosto w oczy, więc może to po prostu poznanie prawdy ją ciągnęło? Otrzepała się dymu, który się osadził na jej rękawach i spoglądając wymownie na blondyna oczekiwała szczerej odpowiedzi.
Seth MacLaren
Re: 5th Avenue Pon 18 Mar 2019, 20:05
Im dłużej rozmawiał z dziewczyną, tym bardziej zaczynała go bawić. Z każdym jej słowem, rosło jego rozbawienie, a szacunek i branie jej na poważnie spadały wprost proporcjonalnie. Zachowywała się bardzo arogancko, wyniośle, jak ktoś, kto z jakiegoś powodu, umiał lub wiedział więcej. Nie wyglądała wszak na dużo starszą od niego, nie zachowywała się też jak ktoś obdarzony dużą ilością doświadczenia. Chłopak chciał po prostu porozmawiać, a spotykał się z lekceważeniem i poczuciem wyższości, tak już niestety bywało, ludzie to debile. Seth wiedział to od dawna, zawsze łudził się jednak, że tym razem trafił na kogoś „wyjątkowego". Podsumowując całą konwersacje, ona mogła palić, a on nie, mimo tego, że w świetle prawa mógł je palić już od roku. Logika ta, jeszcze bardziej go rozbawiła i choć tego nie potrafił przyznać, lekko zdenerwowała. -Tak to już bywa.- Rzucił obojętnie i urwał temat papierosów, by nie rzucić przez przypadek żadną kąśliwą uwagą. Mimo tego, że ona nie traktowała go jak należy, on nie zamierzał odwzajemniać takiego postępowania...przynajmniej nie w tym momencie. Na jej kolejne słowa otwarcie się zaśmiał. -Nie wiem, czy jestem ekspertem w tej materii, sam nigdy nie kradłem, ale pozwól mi na wysnucie śmiałej tezy. Nie musisz się z nią zgadzać, to moja personalna, możliwe, że głupia, opinia.- To powiedziawszy, zaczął mówić teatralnym szeptem. -A więc.... wydaje mi się, że każdy złodziej ma jakiś powód, by to robić.- Znów wrócił do normalnego tonu głosu i z niewinnym uśmiechem na ustach dorzucił jeszcze. -Ale to oczywiście tylko moje zdanie.- Idąc jej przykładem, przerwał dialog, by wypuścić z ust odrobinę trującego dymu. Sam nie wiedział czemu tak zależało mu na tym by dała mu papierosa, nie lubił ich na tyle, by o nie błagać, wcześniej uznał to po prostu za dobry sposób na nawiązanie konwersacji. Teraz sam nie wiedział, czy miało to sens, nie wydawała się ani zbyt kontaktowa czy interesująca. Typowa pani „za wysokie progi na twoje nogi”, posiadająca o sobie za duże mniemanie. Spotykał całe mnóstwo takich dziewczyn, które zawsze myślały, że są „inne nie wszystkie”. -No tak, oczyszczanie umysłu, czy to nie zabawne, że oczyszczając umysł zanieczyszczasz organizm?- To powiedziawszy wskazał papierosa i po raz kolejny wypuścił z ust szary obłok. Normalnie po prostu odszedłby w swoją stronę i nie przeszkadzał, normalnie, czyli w obozie. Nikt nie mógł oczekiwać, że będzie mógł w samotności się wyciszyć, będąc zarazem nocą w Centrum, poza tym MacLarenowi nie chciało się chodzić. -No nie tak po prostu. Jeśli chcesz streszczę ci jak było. Siedziałem sobie w parku i myślałem gdzie by się tu dalej udać. Było dość ciepło więc zdjąłem kurtke. Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak, który prosił mnie bym wskazał mu drogę do jednego klubu, tak zajęty tłumaczeniem, nie zauważyłem, że jego kolega cichaczem zawinął mi kurtkę.- Gdyby powiedział, że nie było żadnej kurtki, konwersacja zapewne by się zakończyła, a on nie dopalił jeszcze papierosa, dlatego kontynuował. -Wyczujesz? Obawiam się, że mylnie, identyfikujesz mój durny wyraz twarzy, ja zawsze tak wyglądam, to nie dlatego że sobie z ciebie żartuje.-
Gość
Gość
Re: 5th Avenue Czw 21 Mar 2019, 14:44
Wreckless jak wiecie jest totalną amebą emocjonalną. Podchodzi do każdych rozmów z dystansem, ale na pewno nie czuje się wyżej od innych. Jej zachowanie nie zawsze jest odpowiednie, jednakże nigdy nie chciałaby, aby jej rozmówca poczuł się “gorzej”. Z cichym westchnieniem pomyślała, że nie ma sensu naprostowywać sytuacji. Zdała sobie sprawę z tego co zrobiła i już niestety nie odwróci swoich czynów. Wsadzając ręce do kieszeni kurtki, w której zrobiło jej się trochę za ciepło spojrzała w górę, na krawędzie budynków, które ich otaczały. Architektonicznie przypominało jej się miasto Praga, może nie w stu procentach, ale to jak wysokie były budynki i barwne cofały Wreckless do czasów misyjnych, które wspominała lepiej bądź gorzej. Czarne oczy skakały od okna do okna, poszukując czegoś intrygującego, na czym można było zawiesić na dłuższą metę wzrok. Ale niczego takiego nie znalazły. Bycie złodziejem wiązało się z pewną potrzebą, problemem, celem. W zależności od osoby i od jej życia, jakie prowadzi, takim typem złodzieja była. Niektórzy kradli, bo chcieli po prostu pieniędzy lub czegoś co jest dla nich warte i nie zwracali uwagi na konsekwencje. Inni zdawali się nie mieć wyboru, robili to by przetrwać. Był też jednak typ, który zawsze zastanawiał czarnowłosą, osoby, które miały kilka opcji. Jednakże wybierały złą drogę. Zawsze mogli zrezygnować, ale coś ich ciągnęło ku złu. Dziwiło to czarnowłosą, ale to może zwykła hipokryzja, bo też mogłaby mieć opcję, ale ponieważ ma cel, który chce zrealizować dokonała takiego, a nie innego wyboru. -Ludzie sami podejmują o tym decyzje... Ich sprawa czy kradną czy nie i co jest tego powodem. Jednakże zawsze mają drugą furtkę wyjścia. - powiedziała spokojnie przestępując z nogi na nogę. Wiedziała, że te słowa były też skierowane do niej samej, jakby miała się utwierdzić w przekonaniu, że dobrze postępuje w swoim życiu. Popełnia błędy, przyjmuje na klatę winę oraz wszystkie problemy, które się z tego wytworzą i stara się naprawić sytuację. -Możliwe, że masz rację. Jednakże to - wskazała na papierosa, którego trzymał blondyn – pomaga mi w oczyszczeniu umysłu. - czasem ironicznie mogło to zabrzmieć, bo rzeczywiście, chciała się przewietrzyć, a z drugiej strony się truła. Nie mając jednak innego sposób na trucie się w tej chwili w głowie, wiadomo – alkohol, pozostała przy papierosach, które zabierały jej oddech i pozwalały na moment poczuć się bliżej Helheim’u. -Nie mówiłeś przypadkiem, że był tam jeden pan? Dwójka panów pod jedną banderą, którzy kradną? - uniosła brew do gór przenosząc wzrok z budynków na blondasa, który palił obok niej papierosa. Wyglądał na chuderlaka, ale zapewne by ich dogonił, gdyby mógł. Jeśli uciekali, oczywiście. A jemu nie wydaje się przeszkadzać to, że mu zabrali kurtkę z dobytkiem. Czy takich spraw nie zgłasza się na policję? Warto by było też karty kredytowe poblokować, żeby ktoś przypadkiem nie wydał wszystkich dostępnych pieniędzy. Zdawałoby się, że jemu to tak naprawdę nie przeszkadza, wyglądał na bardzo spokojnego i niewzruszonego faktem utraty swojego dobytku. Co utwierdzało Wreckless w przekonaniu, że coś jednak jej nie gra w tej całej historyjce. -No nie wiem... Coś mi tu nie pasuje... - odpowiedziała spokojnie wracając wzrokiem na budynki, które pokrywane były ciemnością. Słońce zachodziło, nadchodziła noc, wszystkie światła z okien wyglądały jak małe drzwiczki do przeróżnych wymiarów. Tak magicznie i tajemniczo... Musiała jednak pamiętać, że obowiązki, które posiadała jako przyboczna trzeba wykonać i nie można ich odłożyć na później. Kończąc więc każda czynność, którą wykonywała, spojrzała na godzinę w telefonie i unosząc dumnie podbródek do góry rzekła: -Na mnie już pora. Nie daj się zabić... - powiedziała na odchodne i odwracając się na pięcie skierowała się do auta, które podjechało kilka chwil temu. Wsiadła do niego i odjechała w stronę siedziby.