Arzu Anvari Czw 14 Mar 2019, 15:02 | |
| POSTAĆ Imię: Arzu Nazwisko: Anvari Wiek: 29 Pochodzenie:Isfahan, Iran. (PERSJA) Staż w obozie: 18 Rodzic:Bóg Frejr/ Roshni, z zawodu pani doktor. Drużyna Tyra Ranga: Członek drużyny. Zajęty wygląd: Morena Baccarin | |
Aparycja: Nordycko-irański bękart w jej skromnej osobie okazał się ciekawym zestawieniem ciemnych, brązowych włosów, oliwkowej skóry i dużych, złotych oczu. Mierzy zawrotne 174 centymetry wzrostu, co przy wadze 62 kilo kwalifikuje ją do miana osoby szczupłej, a większość metrażu skupiła się mimo wszystko w nogach. Tkanka tłuszczowa dla odmiany rozkłada się na niej równomiernie, bez specjalnego odznaczania się którejkolwiek powierzchni. Skóra jest mapą rozmaitych pieprzyków, rozsianych w różnych rozmiarach i natężeniu na całym ciele oraz kilku blizn, pamiątkach po tej, czy innej walce. Na prawym udzie ma tatuaż oraz po 4 kolczyki w każdym uchu. Sięgające obecnie połowy pleców włosy są jej dumą i skarbem, o który dba z czułością godną lepszej sprawy. Kręci je, spina i układa w myśl zasady "zawsze trzeba wyglądać tak, jakby miało się spotkać swojego byłego". Gustuje raczej w kolorach ciemnych, dobierając do nich złote dodatki pasujące jej do koloru oczu. Wiele osób po samej aparycji zakłada, że to raczej greckie bóstwo przyłożyło rękę do jej narodzin, ale odpowiada im zwykle pełne bólu stęknięcie. Jest dumna ze swoich korzeni. | Charakter Są ludzie, o których mówi się, że wypełnia ich wata cukrowa lub coś równie pluszowego. Arzu definitywnie się do nich nie zalicza. Opryskliwa, gderliwa, sarkastyczna, postrzegana jest jako osoba trudna, choć sama zainteresowana twierdzi, że całkowicie niesłusznie. Taka orientalna bombonierka, nigdy nie wiesz, kiedy w czekoladzie będzie domieszka cyjanku. Nie zgadza się z twierdzeniem, że zawsze mówi to, co myśli. Mówi to, co ma ochotę w danym momencie powiedzieć. Czy będzie to miłe, złośliwe albo obelżywe zależy od tego, jaki ma humor. Ewentualnie - jaki ma w tym interes. Nie powiedziałaby również, że jest tajemnicza. Chroni swoją prywatność, nie robiąc z przypadkowo poznanych osób terapeutów, którym trzeba opowiedzieć swój życiorys. Jej ulubionym rodzajem kłamstwa jest to z przemilczenia, tak zwane kłamstwo białe. Jeżeli ktoś nie zapyta wprost, nie widzi powodu dla którego miałaby się tą informacją dzielić sama z siebie. A zapytana bezpośrednio również może nie odpowiedzieć wprost. Nie jest złą osobą. Marudną, pyskatą, stosującą manipulacje, gdy jest jej to do czegoś potrzebne, ale nie złą. Nie znosi elementu przypadku, dlatego całe jej życie skupia się w okół obserwacji otoczenia i chłodnej kalkulacji. Los obdarzył ją również ogromnym poczuciem humoru, wbrew wszystkim inklinacjom, jakby uwierał ją kij w okolicach mocno tylnych. Czasami to poczucie humoru jest czarne, czasami wisielcze, czasami kosztem drugiej osoby, ale z siebie też potrafi się śmiać. Oddana przede wszystkim swoim pacjentom, co nie przeszkadza jej opieprzać ich z góry na dół, kiedy zrobią coś wybitnie głupiego. Lubi ludzi jako ogół, to jednostki działają jej na nerwy. Ma poczucie lojalności wyrobione bardziej względem osób, aniżeli idei czy zasad. |
Przykładowy post - Nigdy nie przynosisz mi kwiatów, czekoladek, ani niczego ładnego.- Westchnęła kobieta z rezygnacją, otwierając szerzej drzwi mieszkania. Widok, jaki powitał ją tego konkretnego wieczora był cokolwiek nieciekawy. Stary znajomy, którego wiadomość w telefonie wyświetliła się całych 20 minut pod zacnym hasłem "Rambo", od biedy czule nazywany "szafą", nosił o wiele zbyt nudne imię – John. Przydomkami obdarzyła go w drodze prostej gry skojarzeń. Tak zwany egzemplarz człowieka dwa metry na dwa, szare komórki w liczbie trzech, morda kaprawa, ale serce ze złota. Bądź innego równie toksycznego dla człowieka metalu. "Twoja matka rżnęła się z satyrem, prawda?" zapytała kiedyś, ale nigdy nie uzyskała odpowiedzi na to pytanie. Nawet się nie obraził. Może ilość sterydów, które przyjmował wyłączały tę funkcję w mózgu. Widzicie, rzecz w tym, że naprawdę nigdy nie przynosił jej ładnych rzeczy. Teraz na przykład miał przewieszonego przez ramię nieszczęśnika, najpewniej ofiarę ataku czegoś dużego i obdarzonego kompletem szponów powyżej 10 centymetrów każdy. A wyraźnie uszkodzona zbroja i inne sprzęty bojowe wskazywały, że to stwór powinien zgłaszać napaść na tle rasowym, bo pan widać chciał zdobyć szlify, odznaki ligi pokemon, tazosy z chrupków czy jakikolwiek inny dowód męstwa i zaprocentować w oczach swoich przełożonych. Zmełła w ustach irańskie przekleństwo i ustąpiła miejsca, pozwalając wnieść nieprzytomnego mężczyznę do środka. Tak wygląda moje życie, stwierdziła niemal z humorem, gdyby w tej sytuacji nie było więcej dramatu niż komedii. O każdej porze dnia i nocy pisali lub przybywali do niej przypadkowi goście, którzy z tych czy innych przyczyn nie mogli udać się do znachorów, oficjalnych szpitali prowadzonych pod wezwaniem bóstw rzemiosła czynności życiowych ratującego czy zwykłego ludzkiego szpitala. Powody były różne, mimo, że nigdy nie chciała ich słuchać. Chłopcy wyprawili się nielegalnie bić utopce i bali się, że kapitan im zrobi gehennę. Ktoś poszedł bez zgody przełożonego na misje i wrócił poobijany albo z kompletem zębów wbitych w ciało. Idiotyczne zabawy z bronią palną i śrut w dupie. Prywatne porachunki. Ciężka odmiana choroby wenerycznej, o której nie śniło się wenerologom ludzkiego świata, taka z przerzutami, kolorowymi kropkami i... Powinna grać w bingo sama ze sobą, kiedy usłyszy kolejny powód wykluczający oficjalnie przyznanie się, dlaczego ktoś utyka albo niezbyt chętnie ściąga koszulę. Problemem nie były rany szarpane, kłute, gryzione czy nawet postrzałowe. Upierdliwe, owszem, ale mniej więcej w takim samym stopniu, w jakim upierdliwa bywa 12 godzina porodu. Problem zaczynał się tam, gdzie trzeba było fachowej wiedzy, pewnych dłoni i świadomości, że trzy krople więcej zabawnie pachnącego toniku i pacjent będzie... No, już go nie będzie. Martwy. Muerto. Kaput. - Kładź go.- Burknęła, wskazując stół, który w zwykłych okolicznościach służył spożywaniu na nim posiłków, ale przykryty odpowiednim materiałem i zdezynfekowany świetnie nadawał się do wyciągania kłów potworów. Wynajmowała mieszkanie na dane matki poza obszarem obozu właśnie na takie okazje. Może i miała oficjalną licencje na leczenie, ale od pewnego czasu prowadziła też sprawy w szarej strefie. Czemu? Bo mogła. Tylko i aż tyle. Co robiła ze swoim prywatnym czasem nie powinno nikogo interesować. - Co tym razem? - Spytała naciągając na dłonie rękawiczki i sięgając po przybornik. Nie żeby ją to tak wybitnie interesowało, ale z drugiej strony trzeba wiedzieć, by leczenie było skuteczne. Rana po pazurach na plecach, stwierdziła. Zapach wskazujący zainfekowanie toksyną. Smród czegoś bardzo martwego albo zwłokami się żywiącego. Utopiec? Zbyt głęboka rana, o wiele dłuższe i grubsze szpony. Na pierwszy rzut oka nie miał uszkodzonych mięśni, ale zszywanie tego będzie jak cerowanie dziurawej skarpetki. Pięknie, skrzywiła się. - Ghule. Grupa. Jeden zaszedł go od tyłu. I tak martwy jak reszta gnid. - Odparł Rambo, rozmowny i elokwentny jak zawsze. Przewróciła oczami. Mogło być gorzej. Typa, który natknął się na chimerę bardziej opłacało się sklejać jakimś superglue niż zszywać. Pół szpitala zleciało się popatrzeć na człowieka, który wyglądał jakby przeżył spotkanie pierwszego stopnia z blenderem. Mieli już te kwestie wyćwiczone. Rambo przyprowadzał pacjenta, bo za dużą miała paranoje, żeby umawiać się z nieznanymi osobami. Pomagał tylko wtedy, gdy trzeba było kogoś przytrzymać. Ona znosiła do pokoju kolejne potrzebne ingrediencje, których nie szło uświadczyć w przeciętnej aptece, bo większość z nich musiała odmierzać i mieszać sama. Nocka tu, nocka tam. Dyżur w obozie, innym prywatne wezwanie z tak zwanej szarej strefy. Rambo należał do grupy buntowników, którzy wypięli się na swoją boską część ciała rodzicielskiego. Nie oceniała. Nie miała na to ani siły ani chęci. Wychodziła z założenia, że też wymagają pozszywania od czasu do czasu. - Marnujesz się. - Stwierdził nagle Rambo i była to bodaj najmądrzejsza i najgłupsza rzecz, jaką powiedział w jej obecności. Tuż obok pytania dlaczego mrugamy. - Tak tak, marnuję się i dlatego totalnie powinnam dołączyć do twojej bandy wyrzutków. Jestem skazą na honorze rodziny, wypięłam się na Asklepiosa, a i tak codziennie grzecznie mu się kłaniam, bo to, że się nie zgadzamy nie oznacza, że go nie szanuję. Leczę wszystkich jak leci, bo według mnie to jest prawdziwe znaczenie przysięgi Hipokratesa. Gmeram w twoim koledze jałową watą i wewnętrznie nad tym płacze, bo w szpitalu mam od tego asystentów. Zadowolony? - Burknęła kontynuując wspomnianą czynność. Ale ziarno irytacji zostało już zasiane i nie zamierzała się powstrzymywać by powiedzieć, co o tym myśli. Do końca zabiegu, nie tracąc koncentracji tłumaczyła znajomemu, co się stanie, jeżeli nie przestanie głupio gadać. Nie pomijała żadnego bolesnego szczegółu, od możliwych komplikacji przy znieczuleniu po działanie elektrokautera - a wszystko to w ramach barwnej opowieści o tym, jak go wykastruje w stopniu totus, a to co odetnie przyszyje mu do czoła, czyniąc z niego pierwszego na świecie żywego kutasorożca. Do ostatniego zakładanego szwu miała już błogą ciszę. Hmpf. Ciekawostki - Twierdzi, że nigdy się od niczego nie uzależniła, ale nie rozstaje się z papierosami. - Ma dyplom takiej zwykłej, ludzkiej uczelni medycznej, mogłaby praktykować w jakimś lokalnym szpitalu... Ale po co. Uzyskanie dyplomu było bardziej sprawą honoru niż potrzeby. Od małego chciała być lekarzem, jak jej matka. - Pytana czemu chciała być lekarzem odpowiada, że zawsze chciała być pustą, tlenioną lalą jak Siostra Joy, ale wyszło trochę inaczej. - Głęboko wierzy w spisek producentów damskiej bielizny, jakoby biustonosze były narzędziem ucisku względem kobiet. - Równie głęboko wierzy, że wszystkich należy traktować ten sam sposób i udzielać im pomocy medycznej niezależnie od wyznawanych poglądów i tego, do jakiej rasy się zaliczają. - W związku z powyższym jest konfidentem, który leczy nie tylko wszystkie uprzywilejowane grecko-nordyckie misie pod wezwaniem obozu, wyciągając drzazgi po drewnianych mieczach, ale uprawia drugą, potajemną praktykę po godzinach. Wtedy składa wszystkich, którzy się do niej przyplączą. - Jej ojciec doskonale wie o tej praktyce i się nie przejmuje. Beztroski czło... Bóstwo. Umowa jest taka, że nie może to nikomu zaszkodzić. Konsekwentnie odmawia rozmów o polityce ze swoimi pacjentami. - Nie lubi słodyczy. Zawsze powtarza, że ze słodkiego najbardziej smakuje jej kotlet. - 90% czasu można ją obserwować w rozciągniętym do granic możliwości swetrze i jakichś legginsach, kiedy nieprzytomna snuje się z kubkiem kawy po oddziałach szpitala. - Ma prawo jazdy. - Ma również dwa telefony, jeden oficjalny, drugi na kartę do spraw... Szemranych. - Zna angielski, perski i szwedzki. Ten ostatni głównie po to, żeby podśpiewywać folkowe piosenki. Nie żeby była wybitną śpiewaczką. - Jest dobrą kucharką i gotowa jest rzucić rękawice każdemu, kto twierdzi inaczej. - Niezwykle zabójcza ze skalpelem w ręku, ale że to podobno broń mało honorowa w walce, szabla też się nada. Zapobiegawczo skitrana w sygnecie noszonym na kciuku dłoni lewej. - Sypia mniej niż przeciętna osoba, starcza jej około 5 godzin na dobę by prawidłowo funkcjonować. Czasami odrabia je w środku dnia. - Poza chirurgią ogólną specjalizuje się w toksykologii i nie ma to nic wspólnego z faktem, że nie pozwalają jej używać trucizn w życiu codziennym.
Ostatnio zmieniony przez Arzu Anvari dnia Pią 15 Mar 2019, 19:53, w całości zmieniany 6 razy |
|