Klasyczne sari, jakie miała na sobie Arya, było w kolorze głębokiego granatu, przeszywane złotą nitką w dość jednoznacznie gwiezdne wzory, które niemal idealnie imitowały upstrzone girlandą błyszczących luminescencji nocne niebo. Na kostki założyła dzwoneczki ghungroo, które przy każdym jej ruchu wydawały dźwięki dodające dynamiki każdemu przemyślanemu ruchowi Padagavakar. Choć do kathaku zwykle zakładano churidar, ona sama jednak preferowała sari lub samą choli z dhoti. Uwielbiała, gdy materiał wiruje dookoła jej bioder, muska uda i dodaje zwiewności całej jej osobie. Tańczyła z pasją i oddaniem do muzyki, która płynęła z głośników. Cała scena teatru była w końcu dla niej, toteż nie musiała się krępować i ograniczać. Rozpuszczone włosy falowały, ręce układały się kusząco, a ciało poddawało rytmowi. Arya Padagavakar kochała taniec szczególnie mocno. Poprzez ten rodzaj sztuki wyrażała całą siebie. Bo jakkolwiek werbalnie nie zawsze jej się to udawało, tak ten sposób działał zawsze, bez względu na to, co się działo. Wpół Turczynka, która czuła się od zawsze Hinduską, była uosobieniem wszystkiego, co najlepsze z danej kultury. Subtelność, uroda i czar. Eteryczność - tym była Arya. I choć nie każdy rozumiał młodą kobietę, tak ona miała to za nic. Żyła w zgodzie i harmonii sama ze sobą, więc reszta nie miała dla niej aż takiego znaczenia.
Kolejny obrót i wykrok, prawa ręka uniesiona wysoko, lewa ku dołowi. Palce mocno rozpostarte, noga wykroczna i tejże stopa w point. Potem przeskok na kolejną nogę, obydwie ręce ku górze, głowa patrzy w sufit. Ugięcie kolan i przeniesienie ciężaru ciała na prawą stronę, wyprost przeciwnej kończyny, stopa flex. Ręce w pozycji latającego lotosu. Muzyka ciągle płynęła, otulając Aryę i dyktując jej kolejne figury, które przybierała w sposób zwinny i naturalny. Padagavakar była tańcem, a taniec był Padagavakar.
Gość
Gość
Re: Teatr "Blask" Nie 07 Kwi 2019, 20:59
Skryta w cieniu zawisłym nad widownią, obserwowała tańczącą poniżej kobietę. Jej ruchy, tak pełne gracji i harmonii, przywodziły na myśl rozbijające się o brzeg fale. Widziała spokój między każdym gestem i świadomość, kontrolę pośród nich. Zasiadła na jednym z miejsc i pozwoliła owej małej sztuce karmić spragnione zmysły. Muzyka miękko łaskotała ucho, barwy i taniec syciły oko, woń obić i drewna zaspokajała węch, a miękkość fotela i chłodne łuki podłokietników łechtały dotyk. I tylko aura tegoż miejsca, otulona ciężkim półmrokiem, nie pozwalała chłonąć się w pełni, pozostawiając po sobie kąsający niedosyt osiadający cierpkością i kurzem niewypowiedzianych słów wprost na języku. Teatr pozwalał się smakować, lecz nigdy nasycić. Był niczym doskonały narkotyk: pełen imitacji, afektów i wrażeń, jakich próżno było szukać między szarością codziennego dnia; za każdym razem potrzeba było więcej, by wyzwolić pożądany efekt. Mimo to, nie wszystek widza pozwalał się skusić jego upajającej naturze... Potrzeba było tej szczególnej wrażliwości - smutku nawet - by móc prawdziwie docenić paletę sensualnych zasobów, jakie oferował.
Arya była uosobieniem spektaklu. Skupiała na sobie każdą cząstkę jestestwa złaknionego emocji, bo nimi właśnie przemawiało jej ciało. Każdy taniec opowiadał inną historię, a każda historia - choćby w narracji ta sama - różniła się od siebie, bowiem nigdy żaden gest nie dawał się wykonać bliźniaczo. Teatr był kuszący, bo ulotny. Jak wspomnienie balansujące tuż na krawędzi zatarcia...
Wraz z kolejnymi taktami zapragnęła stać się częścią opowieści; bohaterem, którego obecność obnaży zupełnie pierwszoplanową postać. Podniósłszy się z siedziska, gestem dała znać inspicjentowi, że wkrótce dołączy do przedstawienia. Muzyka wnet przycichła, choć nie zgasła całkiem, pozwalając Atë dosięgnąć sceny. Gdy zaś punktowe światło zalało jej sylwetkę, zasugerowała, by je wyłączono. Ona miała być tylko wsparciem dla tanecznej opowieści...
Wkrótce dźwięki na powrót zalały theatrum, lecz ich egzotyka wołała z innego miejsca, a subtelne tony eksponowały szary, balsamiczny głos. Tenże był niby miękki welur w kolorze czerwonego wina opadający na nagą skórę. To do tego właśnie tła miała wznowić swoją historię Arya, w nim zatonąć i pozwolić nieść się aksamitnej barwie. Ich sztuka miała teraz współgrać i dopełniać się wzajemnie, aby stworzyć coś, czego żadna z nich nie zdołałaby osiągnąć w pojedynkę: twór mocny niczym kryształ, lecz podobnież kruchy, co ciąć mógł głęboko.
Arya Padagavakar
Re: Teatr "Blask" Wto 30 Kwi 2019, 11:22
Zawsze spodziewaj się niespodziewanego, moja droga córko. Wtedy nic nie będzie w stanie cię zaskoczyć, a ty, miast dać się paraliżowi, płynnie wejdziesz w nową rolę i wymiarkujesz swe siły odpowiednio... Matka Aryi była bodaj najmądrzejszą kobietą, z jaką kiedykolwiek obcowała młoda Padagavakar. Zawsze wiedziała, co odpowiedzieć, jak komuś pomóc. Zawsze potrafiła doradzić, wspomóc ciepłym słowem, skarcić jeśli trzeba było, choć nigdy nie poniżała drugiego człowieka, choć sama wielokrotnie dostała w policzek. Iście dumnie unosiła wtedy głowę jeszcze wyżej, choć bez tej próżnej aury, gotowa nadstawić drugi policzek, przyjąć cios i iść dalej. Wiele lat zajęło Aryi zrozumienie, czym tak naprawdę kierowała się jej matka. I czym kieruje się nadal. A kieruje się miłością do świata i ludzi. Zrozumieniem. Głębokim współczuciem i niezłomnością. Nikt nigdy nie zmiażdżył Deepiki Padagavakar. Nawet osoba, której urodziła dziecko. Nawet mężczyzna, któremu się oddała bez reszty. Gdy ją zostawił, uniosła głowę jeszcze wyżej, zarzekając się na Śiwę, że wychowa córkę najlepiej, jak będzie potrafiła.
Wstrzymała oddech, a kolejny gest, który miała wykonać, zastygł nim Arya wyciągnęła chociażby rękę. Ona cała też zamarła i pozwoliła opaść swoim powiekom, które wyłączyły jeden ze zmysłów, wyostrzając tym samym kolejne. Szczególnie słuch. Młoda hinduska pozwoliła, aby pierwsze takty wybrzmiały w pełni, nie drgnąwszy ni odrobinę. Dopiero w momencie, gdy w tonację wbił się kobiecy, tak ujmujący serce Aryi głos, drgnęła. Rozpostarła palce, zrobiła krok i zsunęła się płynnie na kolana. Szelest jej sari, westchnienie wydobywające się z ust i niemal boleść malująca się na twarzy ukazały to, co w tym momencie przeżywa bohaterka odgrywana przez Padagavakar. Ręce subtelnie wygięły się w tył, otworzywszy klatkę piersiową; głowa odchylona, rozpuszczone włosy niemal sięgnęły podłogi, usta nieznacznie rozchylone. Kolejno powolny wyprost i pochylenie się do przodu. Ręce próbują sięgać za czymś, co widzi tylko Arya. Nie może tego jednak dosięgnąć. Niespiesznie unosi się na nogi, wpatrując się w ten eteryczny punkt, a gdy muzyka wybija pierwsze szybsze takty, obraca się, pozwalając materiałowi wirować wokół nóg. Krok prawą nogą, następnie wybicie z niej i przeskok. Ręce miała przy sobie, skrzyżowane w przedramionach, blisko klatki piersiowej, jakby broniła swoje serce przed emocjami, które targają resztą jej ciała. Lecz wraz z kolejną nutą obróciła się znów, tym razem unosząc kończyny ku górze, złączywszy dłonie niczym w modlitwie. Wtem zastygła, a podczas nostalgicznej przerwy w szybszych taktach, subtelnie poruszała biodrami, wijąc się niczym wąż, który wabi swoją ofiarę, aby w najmniej oczekiwanym momencie ją zaatakować. Tak się jednak nie stało. Pozostała w miejscu, na swojej prawej nodze, lewą unosząc zgiętą w kolanie. Stopniowo schodziła niżej, nadal utrzymując ciężar ciała na jednej kończynie. Ręce w geście tarczy Shambhali trzymała przed sobą, udowadniając całą sobą, że święcie wierzy, iż to ją obroni. Ale przed czym? Kolejna zmiana taktu. Wybicie z prawej nogi, przeskok na lewą, obrót. Ręce w Pran Mudrze - opuszek palca serdecznego złączył się z kciukiem. Mudra życia. Tym właśnie była Arya. Uosobieniem życia. A jej taniec, choć melancholijny, tak jednak stale przeplatał w sobie troski i radości, które towarzyszą podczas egzystencji. Cały ten spektakl był niczym życie. Lecz nie każdy był w stanie to zrozumieć. Potrzeba pewnego rodzaju sensualnej wrażliwości, aby dostrzec niuanse pierwotnie niewidoczne dla postronnego obserwatora.