Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy.
Cameron Black
Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Wto 26 Lut 2019, 22:46
Cameron Black, Matthew Ainsworth
05/06/2018, Mieszkanie Matta
- Przysięgam, oszukujesz jakoś. Nie wiem jak, ale to nie możliwe, że wyrzuciłeś trzy raz idealnie, by stanąć jedno pole poza moimi nieruchomościami. Przekupiłeś Tyche, prawda? To twoja zemsta za swoją ostatnią, druzgoczącą porażkę, co nie? O Tyche, nie wiem, co ci ten niemogący pogodzić się z faktem, że jestem lepszy w pokera niż on, śmiertelnik obiecał, ale zignoruj go i niech w końcu stanie na jakimś moim hotelu! - oznajmił nadzwyczaj energicznie Cameron, który szykował się do rzutu kośćmi. Wciąż nie wiedział, co skłoniło ich do gry w Monopoly. Może był to fakt, że przegrali większość gier, jakie posiadali? Albo fakt, że Matt zasugerował ją, a syn Asklepiosa nie miał lepszego pomysłu? Choć gdyby tak się zastanowić nad tym, to syn Aresa miał wtedy dziwny uśmieszek na twarzy... Jeśli myślał, że Black tak łatwo dam mu wygrać przez bankructwo, to się grubo mylił. Potrzebował tylko przejść przez start, nie stanąć na ciemnoniebieskich, które jakimś sposobem ten zwyrol zwany inaczej jego przyjacielem kupił turę przed nim i czekać, aż w końcu Matt wpadnie z wizytą. Prosty plan, zakładający, że rzut i syn Aresa będą współpracować. - Trzy, sześć... ufff, podatek. Już wolę podatki płacić niż hotele odwiedzać, patrz do czego doprowadziłeś! - oznajmił heros z zadowoleniem siadając głębiej w kanapie i wgryzając się w kawałek pizzy. Co jak co, ale Ainsworth dobrą pizzę zrobić umiał. Jeden z kilku powodów, dla których Cameron się na niego nie rzucił z widelcem, gdy musiał zapłacić za wizytę w jednym z jego nieruchomości. Pozbawił go połowy majątku, co nie było fajnym przeżyciem. I choć plan do końca nie wypalił, to przynajmniej nie musiał ogłosić upadłości. On to jakoś wygra. Jakoś. Może weźmie kredyt? Lub zastawi obie elektrownie? I tak dochód z tego mały.
Matthew Ainsworth
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Wto 26 Lut 2019, 23:44
Z uśmieszkiem na ustach wpatrywał się w Camerona, kiedy ten wygłaszał swój monolog, ale znacznie ciekawsza od wysłuchiwania kumpla wydawała mu się w tym momencie zabawa zawleczką od puszki piwa. Niestety puszki… o wiele bardziej lubił piwo w szklanych butelkach. Miało dla niego o wiele lepszy smak. No ale jak się nie ma co się lubi, to się pije co popadnie? Tak czy inaczej dopiero wzmianka dotycząca pokera wybudziła go z letargu. - Lepszy w pokera? Chyba żartujesz. Następnym razem poker. – Westchnął ciężko, nie mając zamiaru oddać Cameronowi prymu w jego cóż, chyba ulubionej grze. Nie oszukujmy się, możliwość wygrania lub zmarnotrawienia swoich pieniędzy dodawała pikanterii, zaś syn Aresa potrzebował od czasu do czasu porządnego zastrzyku adrenaliny. W głowie miał już kolejny wieczór, bo skoro poker, to wypadałoby chyba zaprosić jeszcze kilku innych obozowiczów-hazardzistów. Po pierwsze dlatego, że gra była wtedy ciekawsza. Po drugie, żeby nieco otworzyć tego tutaj odludka na świat. - Przestań się modlić, a zacznij myśleć. – Rzucił pewny siebie, sięgając po kolejny kawałek pizzy, Cóż, kiedy było się monopolowym potentatem, można było sobie pozwolić na nutę złośliwości i arogancji. Ainsworth przypomniał sobie jednak dlaczego tak rzadko grał w Monopoly i dlaczego w zasadzie tej gry nie lubił. O ile w parę osób jeszcze mogła ona mieć jakiś sens, tak co do zasady dość trudno było się dogadać ze znajomymi w kwestiach handlu, a jeśli ktoś miał szczęście i stanął w miarę szybko na odpowiednich polach, zdawał się przeciwnikiem nie do pokonania. Nie zamierzał się jednak tymi przemyśleniami dzielić, skoro sam zaproponował tę nieszczęsną planszówkę. No i póki co wygrywał. - No na wakacje na Teneryfie to chyba nie w tym roku… – Pozwolił sobie zażartować, kiedy Black stanął na podatku. Z jednej strony powinien być niezadowolony, bo znacznie lepiej dla niego byłoby, gdyby chłopak odwiedził jeden z jego hoteli, ale rozgrywka chyba już dawno zeszła na drugi plan. Poza tym Cameron i tak dostawał po dupie, a sam Matt.. niespecjalnie chciał wygrać. Albo inaczej: chciał wygrać, jak na każdym innym polu rywalizacji, ale jeszcze nie w tym momencie. Przegryzając chrupiące ciasto z ciągnącym się serem i salami, zastanawiał się nad kolejnym ruchem. Tak, tak, na to co wyrzuci w kostkach miał niewielki wpływ, ale procenty we krwi podsunęły mu do głowy inny pomysł. - Oddam Ci ciemnoniebieskie za Anglię. – Zaproponował nagle, kompletnie zapominając, że grają w Monopoly, a nie Eurobiznes. Jako że w domu rodzinnym zwykle miał mocno już zdezelowany egzemplarz drugiej z tych gier, przyzwyczaił się do nieco innego nazewnictwa poszczególnych kolorów na planszy. Zerkał jednak to na Camerona, to na „pomarańczową krainę”, co powinno być dla jego przyjaciela zrozumiałe, nawet jeśli ten nie miał wcześniej do czynienia z Eurobiznesem. Czyżby odezwał się w nim jakiś sentyment, tęsknota za rodzinnymi śmieciami? Ta zagrywka taktycznie zbyt dobra pewnie nie była, ale od kiedy pamiętał, walczył w tej grze właśnie o swój ojczysty kraj, więc stwierdził, że i tym razem zrobi to samo. Przechylił puszkę, ale okazało się, że ta świeci już pustkami. Dał więc Blackowi chwilę na zastanowienie, a sam skoczył do lodówki, wyciągając kolejne dwie puszki złocistego trunku. - Chcesz? Czy boisz się, że komuś jutro amputujesz nie tę nogę, co potrzeba? – Zapytał, gotowy do rzucenia browarka w ręce swojego towarzysza. Nieraz żartował sobie z jego pracy, ale musiał przyznać, że syn Asklepiosa miał jakiś wyjątkowy dar do tej roboty. Miał wrażenie, że gdyby ten postawił to sobie za punkt honoru, to poskładałby nawet porozrzucane gdzieś po Tartarze szczątki Kronosa.
Cameron Black
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Sro 27 Lut 2019, 01:20
- Tylko tym razem o jakąś prawdziwą stawkę, a nie paluszki czy żetony bez pokrycia, panie Poker Face - zasugerował Camerona, samemu zauważając, że jego piwo z sokiem się skończyło. Jakoś nigdy go nie ciągnęło do alkoholu, nawet pomimo jego boskich zdolności do zmniejszania lub niwelowania obecności kaca. Może dlatego, że nie miał do tego dobrego towarzystwa? Co jak co, ale Matt był niezłym osobą do wspólnego spędzania czasu, nawet jeśli posyłał dziwne spojrzenia, gdy Cameron dolewał soku do piwa. Nie każdy lubi ten smak, dobra!? - Bo tylko boska interwencja mi tutaj teraz pomoże. - mruknął pod nosem Black, widząc doskonale w jakiej sytuacji się teraz znajdował. Jakby grali z większą ilością osób, to by mógł się pokusić o robienie jakichś umów czy sojuszy z innymi graczami, aby doprowadzić do sromotnej porażki Matta, ale przecież nie mógł poprosić o pomoc osoby, którą chciał pokonać. O ile można było kogoś pokonać w Monopoly. Tutaj tylko chodziło o przetrwanie, o dobre inwestowanie pieniędzmi, byś miał na spłatę, gdy prędzej czy później staniesz na czyimś polu i zapłacisz za swoje drogie wakacje. No chyba, że ten ktoś nazywał się Matthew Fucking Ainsworth, bo ten to nigdy nie staje. - Anglię? Anglię? Wiesz ty co, ja tam jakiś honor i godność mam, jakaś tam boska krew we mnie płynie, więc odmówię sobie tej Anglii i po prostu ogłoszę upadłość. Hańbę na rodzinę przyniosę, ale to standard chyba patrząc na ojczulka. - oznajmił półbóg po głębszym zastanowieniu. Może i przegrał tę rozgrywkę, może popełnił parę (kilkanaście) błędów, może Matt zrobił jakąś umowę z szatanem czy bogowie wiedzą z kim/czym, ale godność miał. I ta godność mówiła mu, aby skończył póki może, bo teraz będzie tylko gorzej. I zawsze będzie mógł się odwdzięczyć w jakieś innej grze, bo oboje wiedzieli, że podczas treningu raczej mu tyłka nie sklepie włócznią. Gdzie on był medykiem tego duo, tak Matthew był wojownikiem/tankiem/atakującym i to cholernie uzdolnionym. Cameron pokusiłby się o porównanie go z Corvusem, ale półbóg sądził, że za parę lat nawet Juareza przegoni. Była to tylko kwestia czasu oraz zdobytego doświadczenia. - Akurat jutro to ja mam wolne, mój miły panie, więc chcę. Noemi i Rose uznały, że potrzebuje kolejnego beauty day i mam załatwić sobie wolne południe. Dawno temu pogodziłem się z faktem, że nie ma z nimi co dyskutować, zwłaszcza, że gdy oferują darmowe papu oraz herbatę. Mógłbyś się od nich wiele nauczyć pod tym względem. - odpowiedział chłopak, rozkładając się jeszcze bardziej na kanapie i sięgając po pilot, aby poprzeglądać Netflixa. Niedawno wyszły jakieś nowe produkcje oraz miał parę niedokończonych. W jego przypadku musiał po prostu coś skończyć za jednym zamachem, bo inaczej to się rozwlekało na kilka miesięcy, zapominał kompletnie, gdzie skończył oraz co widział, przez co na nowo zaczynał serię. Czasami kończyło się to tak jak w pierwszym przypadki i zaczynało się błędne koło. Choć nigdy z książką, do nich od razu wracał.
Matthew Ainsworth
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Sro 27 Lut 2019, 22:44
- W pokera nie gra się na paluszki. – Mruknął, kręcąc ze zrezygnowaniem głową – zupełnie tak jak gdyby ktoś obraził jego matkę, mimo że mówili tylko o jakiejś karcianej rozgrywce. – Żetony za to mam, ale z pokryciem w pieniążkach, o to się nie martw. Bardziej martwiłbym się o Twoje kieszenie. – Dodał jednak zaraz weselszym tonem, bo kogo jak kogo, ale Camerona akurat nie posądzał ani o nieudolność w zakresie pokera, ani o przesadną złośliwość. Na przyjacielskie przytyki akurat obaj sobie mogli pozwolić i tego typu komentarze akurat ze strony Blacka nie działały na niego jak czerwona płachta na byka. Co innego gdyby podobne słowa wypowiedział do Matta ktoś, kogo ten nie darzył sympatią. W tym momencie być może nie rzuciłby się jeszcze na nikogo z pięściami, ale większa dawka alkoholu lub niezbyt dobry nastrój mogłyby zwolnić jego hamulce. Obserwował uważnie swojego towarzysza, ale stwierdził, że nie będzie się na razie odzywał. Doskonale zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że bogowie raczej niespecjalnie interesują się ich rozgrywką w Monopoly, a rzeczywiście nawet najlepsza taktyka nie wyciągnęłaby już raczej syna Asklepiosa z tego bagna. I chyba właśnie to w tym wszystkim było najbardziej beznadziejne, bo sam gospodarz nie czuł się wcale jak Matthew Fucking Ainsworth, tylko najzwyczajniej w świecie się nudził. Nie towarzystwem swojego kumpla, ale gra faktycznie stała się nużąca. Brakowało jakiegoś ostatecznego, wielkiego pojedynku, w którym obaj musieliby się wznieść na wyżyny i obaj mieliby jakieś szanse. - A idź Ty… – Westchnął ciężko, kiedy i jego propozycja zamiany została odrzucona, a Cameron ostatecznie się poddał. Z drugiej strony miał chyba rację. Niewiele by to zmieniło. Chyba musieli na dłuższy czas odłożyć to Monopoly na półkę i przerzucić się na jakieś bardziej intrygujące gierki. Ot, choćby na heroesy. - Tak czy inaczej gratulacje. Przynajmniej znów wkurwiłeś Asklepiosa. – Roześmiał się, wrzucając niezbyt zgrabnie do pudełka wszelkie kości, karty i domki. Mogło nie być tego po nim widać, ale zwykle jeśli chodziło o porządek w domu, to był wręcz pedantyczny. Tym razem jednak przegrał z samym sobą, być może miał po prostu dosyć tej gry. A że wiedział, że i tak długo po nią nie sięgną, to niespecjalnie obchodziło go czy pieniądze są w odpowiednich przegródkach albo czy nie zgubił jakiegoś pionka. Wygrał, chociaż umowy z szatanem nie zawarł. Za planszówkę akurat swej duszy by nie sprzedał. Ba, nie zdecydowałby się na to chyba nawet dla wygranego pojedynku na miecze, włócznie czy inne bronie, ale szczerze mówiąc zwycięstwo z Cameronem na polu bitwy dałoby mu pewnie więcej satysfakcji. Matthew nie uważał bowiem swojego kumpla za słabego wojownika. To że był medykiem nie oznaczało wcale, że nie potrafił sobie poradzić w bezpośrednim starciu. Co prawda miał pewne braki, o których Ainsworth starał mu się podczas treningów przypominać, ale niewątpliwie w obozie można było znaleźć znacznie mniej utalentowanych gości. - Że co… beauty day? – Parsknął śmiechem, ale podał Blackowi kolejne piwo. Początkowo miał je rzucić, ale ostatecznie postawił je przed synem Asklepiosa, żeby nie wzburzyło. Niekoniecznie chciał, żeby jego meble przez kolejne kilka dni śmierdziały alkoholem, a wstrząśnięte piwo miało jednak to do siebie, że dość często wybuchało. - To znaczy czego? – Zapytał wyraźnie zaciekawiony, kiedy Cameron wspomniał, że Matt powinien się wiele od Noemi i Rose nauczyć. Halo, u niego też było darmowe papu. Może i gorzej było z herbatą, bo w szafce poniewierały się tylko jakieś takie w torebkach, ale za to procentów nigdy nie brakowało. Tak czy inaczej Ainsworth machnął na to ręką. Bardziej zaciekawiła go pierwsza część wypowiedzi. - Ty lepiej mi do cholery powiedz co to jest ten beauty day, bo brzmi to trochę tak, jakby Ci dziewczyny miały malować paznokcie i robić balejaż… – Jeżeli to właśnie tego miał się nauczyć od dziewcząt z drużyny Asklepiosa, to nie oszukujmy się, jakoś nie był szczególnie taką lekcją zainteresowany. Prawdę mówiąc nawet nie wiedział nawet co to ten cały balejaż, ale że kiedyś gdzieś usłyszał to słowo i wiedział, że to coś babskiego i kosmetycznego, to stwierdził, że wplecie to słowo w swoją wypowiedź. Oczywiście trochę sobie z przyjaciela drwił, bo domyślał się o co w tym całym beauty day mogło chodzić, ale sama nazwa brzmiała dla niego co najmniej głupio. - Nie ma żadnego beauty day. Idziesz ze mną jutro poćwiczyć, bo jak Cię kto zetnie mieczem wpół, to nawet ta boska regeneracja na niewiele się zda. – Próbował wyperswadować z niego tego lenia, w głowie obmyślając już intensywny plan treningowy. Najpierw przebiegną wokoło obozu i pokaże mu kilka akrobatycznych sztuczek przydatnych choćby przy unikach, a potem popracują nad precyzją ciosów i defensywą, jako że w walce wręcz Cameron nie był wcale taki zły i przy odpowiednim prowadzeniu miał szansę znacząco poprawić swoje umiejętności.
Cameron Black
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Sob 02 Mar 2019, 14:43
- Masz racje, te wszystkie pieniądze, które wygram nie zmieszczą mi się do portfela. Może wezmę torbę? - dodał od siebie Cameron z lekkim uśmieszkiem na twarzy, choć wiedział, że w rzeczywistości będzie inaczej. Poker to gra ryzyka oraz szczęścia, czyli dwie rzeczy, w które półbóg nie był zbyt dobry, ale przynajmniej w przypadku tej gry konsekwencje będą małe. Zwłaszcza patrząc, że partyjka odbywałaby się w dobrym towarzystwie, co już samo przez się tworzyła miłą atmosferę do wspólnego czasu, nie ważne czy ktoś wygra czy nie. - O proszę cię, on nawet tego nie zauważy patrząc, ile on hańby sprowadza. Wspomniałem ci, że dzisiaj podobno podczas zebrania spędził kilkanaście minut na przyglądaniu się obrazowi i narzekaniu na półboga, który niby się opierdzielał, a tak naprawdę był postacią na tym obrazie? Jeśli kiedyś tak oszaleje, ukróć moje cierpienia. Najlepiej o głowę. - mówił syn Asklepiosa, spoglądając jak jego przyjaciel chaotycznie chowa rzeczy do pudełka. Co jak co, ale Matt dbał o porządek i nie pozwoliłby sobie na takie rzeczy, co było przeciwieństwem Camerona, który wierzył w chaotyczny porządek. Czyżby został opętany? Lub ktoś się pod niego podszywał i Black tego nie zauważył? Czyżby spędził cały ten czas z oszustem i nawet tego nie zauważył? A może... dopadło go w końcu szaleństwo ojca i ten Matt był halucynacją? Wszystko tylko nie to. - No beauty day, ja sobie siedzę na fotelu, popijam herbatkę, rozmawiam z nimi lub oglądamy filmy lub czytamy książkę, a one w tym czasie próbują nowych kosmetyków, maseczek i innych takich rzeczy. Wiesz, że maseczka z mleka kokosowego z ogórkami na twarzy jest dziwnie relaksująca? Nic tylko położyć się w fotelu i spać. - tłumaczył Black, skrycie się ciesząc, że piwo nie zostało rzucone. Znając życie nie złapałby, spadłoby na ziemie i by była fontanna tryskającego piwa. Matt wypominałby mu to przez najbliższą wieczność. A co do samych zabiegów, które Rose i Noemi na nim przeprowadzały... bywały różne, jedne mniej lub bardziej skomplikowane od drugich, ale ostatecznie zawsze miały jakiś cel, jak to się tłumaczyły. Początkowo Cameron narzekał na nie, starał się wymigiwać z nich czy wręcz "zapominać" o spotkaniach z nimi, lecz nie dawały za wygraną. Uważały, że trochę relaksu mu się przyda, zwłaszcza, że w takim tępię nabawi się zmarszczek i zniszczy swoją cudną cerę. Niektórych walk nie da się wygrać. - No zaraz zaraz, nie mogę tak po prostu wyjawić ich sekretów. Jeszcze zrobiłbyś im konkurencje, tylko ty zamiast zabiegów, miałbyś treningi. - zażartował Black, przelewając swoje piwo szklanki i dodając soku. Oczywiście zignorował spojrzenie, które dostawał od Ainswortha. Kiedyś mieli dyskusje na ten temat, bo Matt również miał dziwne preferencje w kwestii jedzenie czy picia. Ostatecznie zdecydowali się na pewien kompromis, gdyż takie rozmowy można by prowadzić godzinami. - Maaaaattt, ale ja mam jutro wolne. Wolne! Wiesz jak to jest po niemiecku? Freizeit! Czas wolny! Wolny czyli brak ćwiczeń, które zostawią mnie zmęczonym, poobijanym, brudnym, może pociętym i na pewno spoconym i czy już wspominałem? Zmęczonym! Możemy pójść na camping! Albo... albo popływać! Albo zostać u mnie, pod stertą koców i grając w Tekkena. Ja wiem, że tego chcesz. Ty, ja, Tekken i paczka czipsów miedzy nami, idealny trójkąt. - mówił szybko syn Asklepiosa, znając to spojrzenie na twarzy syna Aresa. To spojrzenie zazwyczaj kończyło się bolącymi mięśniami, siniakami, potem, zmęczeniem oraz katorgą, która według niego była treningiem. Oczywiście logiczna strona Camerona mówiła, że trening w jego przypadku to dobry pomysł, ale selektywnie produktywna strona argumentowała (narzekała) głośniej.
Matthew Ainsworth
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Pon 11 Mar 2019, 19:19
- Ta, torbę. Jak zamierzasz tak dużo wygrać, to uważaj czasem, żeby Cię nie przeważyła. Jak nie będziesz ćwiczył na treningach, to niedługo nawet wiatr Cię porwie. – Nie zamierzał wcale wytykać Cameronowi stosunkowo drobnej postury. Sam był dość szczupły mimo wyrobionej formy, a to wszystko przez wzgląd na to, że miał niezwykle szybką przemianę materii, a na dodatek dużo spalał podczas codziennych biegów. Miało to oczywiście swoje plusy, bo chociaż nie wyglądał jak niedźwiedź (albo modny obecnie: drwal), to był za to wyjątkowo zręczny. Jego uwaga do Blacka tyczyła się natomiast niczego innego jak lenistwa. Chłopak z przeciwnej dryżyny naprawdę nie był głupi i miał jakiś dryg w walce, ale niestety często wolał oddawać się właśnie jakimś bjuti dejom zamiast wziąć się do roboty. - To Ty lepiej mnie o tę głowę ukróć, jeśli kiedykolwiek przegram z Tobą w pokera tyle kasy, żebyś zapełnił tę torbę. – Odpowiedział w równie żartobliwym tonie. Wcale nie uważał, żeby Asklepios czy jego syn sprowadzali jakąś hańbę. Może byli nieco roztargnieni, ale chyba w tym tkwił ich cały urok. Jeśli zaś mowa o pokerze, gdyby Matt rzeczywiście przegrał jakąś sumkę z Cameronem, pewnie by parę dni tę porażkę przeżywał, ale nie oszukujmy się: choć wiele w tej grze można było wyliczyć czy przewidzieć, tak faktycznie nieraz szczęście nie dopisywało kompletnie. Nawet najlepsi gracze nieraz wtapiali, kiedy karta totalnie nie szła. I tak właśnie Ainsworth starał się tłumaczyć sobie wszelkiego rodzaju porażki – nie tylko te pokerowe. Być może nauczył się tego właśnie od Blacka? Już sam nie pamiętał, ale pomagało mu to nieco uspokoić nerwy i uniknąć przesadnego obwiniania samego siebie o oczywiste pomyłki. Oczywiście nie zawsze, ale i tak z pewnością było z nim znacznie lepiej niż podczas pierwszych dni spędzonych w obozie. - Aha… no fajnie. Zaaajebiście. – Po dłuższej chwili milczenia i chaotycznego wrzucania wszystkiego do pudełka Matt postanowił ostatecznie skwitować kwestię maseczek i tego rodzaju głupot, a jego wypowiedź niejako stanowiła dowód na to, że jednak Cameron nie miał do czynienia z jego halucynacją. Słowa, które wypłynęły z jego ust mogły się wydawać niezbyt miłe, ale chłopak nie miał na celu obrażania nikogo. Po prostu takich rzeczy za bardzo nie rozumiał, i to nawet nie dlatego, że nie był kobietą. Chociaż… może właśnie dlatego? O ile jeszcze herbatka i książka do niego przemawiały, bo sam nieraz musiał zaznać relaksu, tak te wszelkie maseczki czy inne zabiegi kosmetyczne… Po co? Gdyby miał leżeć z ogórkami na twarzy prawdopodobnie prędzej by się wkurwił niż wypoczął. No i przede wszystkim czułby się jak idiota. Mimo wszystko był na tyle otwartym gościem, że szanował zdanie innych i jeśli ktoś lubił takie bzdety, to nie miał nic przeciwko. W końcu co go obchodziło to, co kto robi w zaciszu swoich czterech ścian. - Ich wyjawienie chyba i tak niewiele by mi dało. Masz rację, wolę zostać przy treningach. – Dodał więc z uśmiechem, bo kiedy się czegoś nie pojmowało, było to najlepsze rozwiązanie. Wpisywało się w to słynne powiedzenie, że o gustach nie powinno się dyskutować. Zresztą nie było nawet na to czasu, bo nagle nasz kochany Blacky wyjątkowo się obruszył, próbując mu wytłumaczyć, że nie ma żadnej boskiej mocy, która odwiodłaby go od jutrzejszego leżenia do góry brzuchem. Zabawne, aczkolwiek Ainsworth zdołał już do tego przywyknąć. Nieraz trzeba było w końcu dać kumplowi trochę luzu, żeby nadal tym kumplem pozostał. - Spokojnie, kochanie. – Nie było mowy, żeby wtrącił mu się w ten wyrzucony z szybkością karabinu maszynowego monolog, za to nie mógł przeoczyć wspomnienia o jednoznacznie wręcz kojarzącej się figurze geometrycznej. – Ale skoro już bawimy się w trójkąty, a na dodatek muszę znosić Ciebie i te niezdrowe chipsy, to chociaż idźmy na jakiś kompromis, okej? – Nie zważał w ogóle na to, że pizza też raczej do dań typu fit nie należała. Pizzę lubił, chipsy mogły dla niego nie istnieć. Kto by to tam zrozumiał… Tak czy inaczej Matt przez chwilę musiał się zastanowić, co mogłoby być tym wspomnianym wcześniej kompromisem. Początkowo miał zamiar zamienić Tekkena na Heroesy 3, jako że w pierwszą z gier nigdy zbyt dobry nie był, a wiadomo, że nie lubił z nikim grać w coś, co nie do końca mu szło… ale wpadł na lepszy pomysł. - Jak już tak bardzo chcesz uniknąć treningu i liczyć na to, że potwory nie wyczują Twojego boskiego smrodu, to zagrajmy jutro chociaż jakąś rundę w badmintona. Ten, kto wygra, wybiera potem gierkę. Umowa stoi? – Zaproponował, chcąc w cwany sposób przymusić Camerona do jakiejkolwiek innej aktywności niżeli klikanie w klawiaturę. Co prawda w grę wchodziło też zaproponowane przez Blacka pływanie, ale Matthew niespecjalnie pływać lubił, a co gorsza domyślał się jakby to wyglądało: syn Asklepiosa z pewnością skołowałby od kogoś materac i zamiast poruszać trochę mięśniami, wylegiwałby się z uśmiechem na ustach na słoneczku. Z drugiej jednak strony, gdyby miała to być jedyna opcja spędzenia z tym tutaj choćby części dnia na czymś bardziej aktywnym niż gry komputerowe, pewnie przystałby nawet na taką propozycję. Jego plan miał też drugą stronę medalu: istniała w nim ta nutka rywalizacji, którą uwielbiał… no i ewentualne zwycięstwo pozwalałoby mu uniknąć najpewniej przegranej rozgrywki w Tekkena.
Cameron Black
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy. Nie 24 Mar 2019, 00:19
- Jeśli mnie porwie, to znaczy, że nie będę musiał dłużej chodzić. A jak zaprzyjaźnię się jeszcze z jakimś dzieckiem Eola, to już w ogóle. Dzięki za pomysł. - skomentował Black, na chwilę wyobrażając sobie jak użyteczna byłaby taka forma transportu. Jednym machnięciem ręki mógłby zostać przeniesiony z pomieszczenia do pomieszczenia, z lokacji do lokacji. Oczywiście nieważne jakby się starał, nigdy do tego nie dojdzie, bo taka waga byłaby cholernie niezdrowa, a co jak co, to Cameron lubił jeść. Choć gdyby tak podrasować ten pomysł lekko i zamiast lekkiej wagi... wstawić fotel na kółkach? I z silnikiem od dzieci Hefajstosa! Młody półbóg szybko zrobił notkę w głowię, aby zapytać jakieś dziecko Hefajstosa o szansę na zrobienie czegoś takie. Matt oczywiście był w stanie zobaczyć, że ten coś kombinuje, bo Black miał to charakterystyczne spojrzenie. - To zrobimy tak, ja cię najpierw ukrócę o głowę, wyruszę na misję do Hadesa, aby cię wskrzesić, żebyś wtedy ty wtedy mógł mnie ukrócić. Równowaga zostanie zachowana, obietnice dochowane, a w spadku otrzymasz hajsy, które bym wygrał. I może za nie nawet ładny nagrobek mi zafundujesz. - mówił Cameron wymyślając najbardziej sensowny plan na tę niesensowną okoliczność. I jak tak dzielił się z Mattem swoim planem, zaczął się zastanawiać... czy ten miał może lody w zamrażalniku. Znali się na tyle dobrze, że Black nie czuł się już niezręcznie grzebiąc temu w lodówce, co właśnie zdecydował się zrobić. Widział jakieś zamrożone, gotowe jedzonko, mrożonki, sztylet? Czy to on tutaj go dał w ramach żartu czy może Matt? Chyba jednak Cameron, chcąc się dowiedzieć, jak długo zajmie Ainsworthowi dostrzeżenie tego... no ale po lodach ani widu, ani słychu. - Że też lodów nie masz. - oznajmił Black wracając na swoje miejsce, po swoich nieudanych poszukiwaniach. Zaś reakcji Matta na opis "Beauty Day" nie skomentował, bo wiedział doskonale, że nie było w nich ani miligrama jadu. Wiedział również, że takie rzeczy nie były w stylu jego przyjaciela, toteż dlatego nigdy nie starał się zaciągnąć go na jakieś, nawet jeśli sprawiłoby to, że byłyby bardziej znośne. Chociaż Cameron zrobiłby wszystko, byle mógł zobaczyć Matta w maseczce na twarzy i ogórkach na oczach. Za taki widok byłby nawet w stanie powiedzieć Asklepiosowi "Lubię cię, tato". - Niezdrowe? Czipsy są z ziemniaków, a więc z warzywa, a więc są zdrowe! Na dodatek posypane przyprawami... i co to niby za kompromis mi proponujesz, złociutki. - powiedział Cameron, który był zainteresowany propozycją Ainswortha odnośnie ich "trójkąta". Choć w ich przypadku ta trzecia osoba zwykle się zmieniała, czasem było to niezdrowe jedzenie Camerona, a czasem zdrowy tryb życia Matta. Tacy elastyczni i gotowi do poświęceń byli. - Hmm... dobra propozycja, ale mam kontrofertę. Zamiast badmintona, koszykówka. Pozwolę ci nawet wybrać muzykę do gry. - zaproponował syn Asklepiosa, widząc, co jego przyjaciel próbował zrobić. Była to w końcu jedna z wielu taktyk, które Matt stosował, aby zmotywować go do ćwiczeń. Z jednej strony naprawdę to doceniał, bo w ten sposób pokazywał, że zależało mu na jego życiu. Z drugiej zaś strony, tej bardziej leniwej, chciał tego unikać, więc starał się albo doprowadzić do najmniej wysiłkowych opcji lub wybierać takie, gdzie technicznie rzecz biorąc by ćwiczeń. Między innymi przez takie zagranie yoga została zbanowana. Z niejasnego dla Camerona powodu, pozycje takie jak "Leżącego studenta" czy "Rozciągających się zwłok" nie liczyły się jako ćwiczenia. Cameron nazywał to dyskryminacją. Matt nazywał to "braniem się do prawdziwych ćwiczeń, bo inaczej zacznie go atakować świeżo naostrzonym mieczem".
Sponsored content
Re: Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy.
Poradnik jak się nie zabić nawzajem przy graniu i jedzeniu pizzy.