Na poziomie picia znali się jak łyse konie, dogadywali się jak libacja ze stockiem, gdzie korek służy za kieliszek a do przepicia zostaje tylko mleko z herbatą. Ah, jakby tak wrócić do czasów młodości i na nowo przeżywać takie rzeczy po raz pierwszy. Przynajmniej każdy raz z Dianą wydawał się tym pierwszy. A też każdy nowy kieliszek jest pierwszy! Czyli w sumie one chuj kiedy, ważne z kim i co się pije. - Mordo, nie przejmuj się teraz powrotem do domu, będzie na to czas po następnych kilku butelkach - uśmiechnął się, wesoło wspominając ich wspólne libacje. Może akurat dziś nie skończą razem w obozowym rowie. Chociaż na to było więcej szans niż mniej i akurat Arni z rowu trafiłby do domu każdego pijącego obozowicza szybciej niż z tej tawerny. - Burbon - skwitował krótko. Niekiedy worek na wódkę zwany przez śmiertelników wątrobą musiał odpocząć i Arnold lubił poeksperymentować z czymś innym. Nawet jeśli jest to tylko rozgrzewka przed powtórką z wódkowej rozrywki. Bardzo dobrej rozrywki. - Heh - uśmiechnął się zmieszany, rozkładając ręce. Heros jeszcze nie wyrobił sobie opinii o tych wydarzeniach i czuł się w tym nieco odizolowany. Wiedział o tym wszystkim tyle co abstynent o syndromie dnia poprzedniego: jedynie z zeznań i opowiadań, jakiś niewinnych ploteczek czy przypadkowych rozmów posłyszanych przed laskiem. - Wiesz, mogę powiedzieć, że herosi piją więcej niż wcześniej, co jest mi na rękę - podrapał się niezręcznie po głowie. -A co więcej to piją ze mną! Żyć nie umierać i to mi się podoba - rozsiadł się wygodnej na krześle i zaczął się cieszyć, że w końcu to z siebie wydusił. Może ten pogląd jest ekscentryczny a co mu tam! Toż nikt go za bramę obozu nie wyjebie. Tym samym wypił swoją szklankę brązowego trunku jednym haustem i wykręciło mu nieco twarz. To lubił. Ciepłe procenty wymieszane z dumą rozgrzały go od środka. - Dziś jedną szklankę - zarzekł się, dolewając sobie burbon. Właściwie uznał to za ogromny sukces. Dawno nie zaczynał dnia bez rozweselacza i wytrzymał aż do teraz. - Jeśli pytasz o ilość w przeciągu tego tygodnia - wzruszył ramionami - szczęśliwi alkoholu nie liczą - skwitował się eleganckim uśmiechem. Po czym subtelnie przybliżył się do znajomej szepcząc jej do ucha - a jeśli chcemy kogoś zabić to znam uprzejme miejsce w lesie - spojrzał na nią wymownie i porozumiewawczo. Mówił to pół żartem, pół chęcią odjebania czegoś po czwartej karafce.
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Czw 22 Sie 2019, 20:02
Arni mógł mówić tylko za siebie odnośnie tej młodości, bo ona nadal czuła się piękna i młoda, więc nie wpadała w żadne nostalgiczne stany pt. kiedyś było lepiej. Teraz było jej dobrze, zwłaszcza z kumplem od picia. Ach i naprawdę wielka szkoda, że nie powiedział jej tego, że każdy raz z nią wydaje się pierwszy. Naprawdę miłe! - Muszę się przejmować teraz, bo po następnych butelkach będzie mi wszystko jedno - powiedziała rozbawiona. Już wiedziała jak to z nim jest. Potem lądowali w jakichś niezbyt przyjemnych miejscach. Co prawda jej pedantyzm po alkoholu był znacznie osłabiony, ale jednak nie chciała po pijaku nagle zacząć sprzątać w rowie bo "jest za brudno". Kiwnęła głową i przyjęła do wiadomości, że właśnie pije burbon. Niech będzie, właściwie jej dzisiaj wszystko jedno - byle poniewierało. Może wtedy nie będzie zwracać uwagi na otoczenie i ludzie nie będą jej aż tak denerwować. - Czyli jednak ci się podoba ta sytuacja - powiedziała odrobinę rozbawiona, że to co wszyscy uważali za tragedię i zło, Arni odbierał zupełnie inaczej. Głównie w kontekście alkoholu, ale w sumie akurat jej to nie przeszkadzało. Była to miła odmiana. - To ja ci już nie wystarczam? - zapytała, udając oburzenie. Wiedział, że za kołnierz nie wylewała, choć powodów jej rozpicia nie znał - jak cała reszta obozowiczów poza Corvusem. Ale z bratem miała specyficzną relację. - Jesteś beznadziejnym przypadkiem, Arni - westchnęła i zaśmiała się krótko. Oczywiście chodziło jej o tę postawę wobec przykrych wydarzeń w obozie. Miał to gdzieś i najważniejsze, żeby ludzie z nim pili. No niepoważny! Ona również dopiła trunek do końca i podstawiła mu szklankę, żeby polał im jeszcze. I to też w nim lubiła, bo co by się nie działo to zawsze mógł polewać. - Co? Jak to się stało? Chory jesteś? Masz gorączkę? - dopytywała i dłonią sprawdziła jego czoło, czy aby na pewno jest zdrowy. W końcu to byłaby taka strata, gdyby umarł! Ale potem zabrzmiał już bardziej jak on, więc uśmiechnęła się szeroko i dogryzła mu w swoim stylu. - Czyli ty jednak liczysz? Nie wiedziała w gruncie rzeczy czy jest szczęśliwy, ale jakoś specjalnie na nic nie narzekał. Zaśmiała się, gdy szepnął jej na ucho. Tematy, które lubiła! - Gdyby to było dla mnie bezkarne to połowy obozu by już nie było - westchnęła. No nie miała w swoim życiu zbyt dużo osób, które lubiła. Co prawda to działało w obie strony, ale miała gdzieś, że ktoś może za nią nie przepadać. - Poza tym skąd znasz takie miejsce w lesie? Gdzie znowu i z kim się szlajasz? - zapytała, jakby była jego matką, która musi wiedzieć co jej dziecko robi, gdzie i z kim.
Arnold Flonagan
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pią 23 Sie 2019, 02:33
Nie trzeba było nic dodawać, Arnold tylko się zaśmiał i po kościach rozeszło mu się ciepłe wspomnienie pijackich przygód. Ah, rozgrzewało to jego serce równie mocno co burbon. Poza tym należało w końcu narzucić jakieś tępo tego picia. Niestety w pobliżu nikt nie rozgrywał meczu piłki nożnej i kielich co podanie odpadał. Przynajmniej mogli od teraz pić co przecinek w zdaniu lub po każdym pytaniu. I odpowiedzi. Czyli cały czas. Przede wszystkim zasada: byle klepało to zasada godna zaadoptowania. Arnold wyznawał zasadę: wódka-gardło-jeść, w większości przypadków! - Podoba - przyznał, stukając się o szklanki, sugerując picie ciurkiem. Sam oburzył się teatralnie, kładąc dłoń na piersi i otworzył szeroko zdumione usta. - Wystarcza - uciął krótko, uśmiechając się i dał dziewczynie kuksańca w ramię. Po czym polał burbon i się napił z ponownie pełnej szklanki. - Poza tym - zaczął znów, udając szczeniaka wyjebanego na wycieraczkę -mówisz to tak jakbyś nigdy nie piła z kimś innych - dodał, niemalże obrażony. Ich pijacki związek nie miał przecież wyłączności. Przynajmniej dzieci Dionizosa tak toksycznych relacji do siebie nie dopuszczają! No i dlatego Diana z Arnoldem są tymi idealnymi pijakami. - Wiesz - uśmiechnął się, słysząc tekst o przypadku - nie pierwszy raz to słyszę. - Znów razem wypili burbon, którego butelka miała już nieco mniej niż więcej trunku. Smutny widok. Przynajmniej opróżniali butelkę razem, w końcu picie w samotności to alkoholizm! To już lekki problem, który warto zatopić w wódce. - Wprowadzając nową zasadę picia to pijemy co pytanie - uniósł szklankę w zachęcającym geście- więc pijemy cztery razy? - Zapytał, a w jego wzroku był pazur, było wyzwanie, była dzika chcica zrobienia tego. Czekał tylko na przyzwolenie.- Nie liczę! - powiedział nagle, zaprzeczając i wracając znów do tematu. - Po prostu ten pierwszy jeszcze się pamięta - położył łapę na serduchu, rozkoszując się zapachem burbonu. Lubił za to takie miejsca. - Bezkarność to jednak bezkarność - wyjechał ze złotym aforyzmem. - Ja Ci powiem co robię czasem w lesie, a Ty mi powiesz kto jest w Twojej "bezkarnej liście" - uniósł pytająco brew, by wiedzieć czy mają układ, czy nie. Przecież mężczyzna nie może od razu się pozbyć swoich wszystkich tajemnic! Gdzie tu miejsce na jego ego?
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 26 Sie 2019, 23:57
Pijackie przygody były fajne, o ile się je faktycznie pamiętało. Niestety picie z Arnoldem było ciężkie do przeżycia nawet dla heroiny. Na pewno nie piła ilościowo tyle co on, bo leżałaby pod stołem po pięciu minutach. A tak szybko chyba nie chciał się jej pozbywać? Zwłaszcza, że jeśli ją zostawi na pastwę losu to potem mu skopie cztery litery. - Wiedziałam - mruknęła tylko rozbawiona. Po stuknięciu szklanek, wypiła to co miała w środku i położyła przed sobą puste szkło, gotowe ponownie do napełnienia. I naprawdę nie spodziewała się, że odpowie w ten sposób. Myślała, że będzie się droczył, ale gdy stwierdził, że mu wystarcza uśmiechnęła się szeroko. Zwłaszcza po tym kuksańcu, przed którym nie zdążyła się uchronić. Już chciała go zdzielić, ale po jego kolejnych słowach zrobiła minę niewiniątka. - Ja? Ależ skąd, jestem ci wierna Arni - skłamała gładko. Faktycznie ich pijacki związek nie miał wyłączności. Generalnie żaden jej "związek" nie miał, także tym bardziej nie będzie wymagała od syna Dionizosa, że będzie pił tylko z nią. Jej wątroba by chyba tego nie wytrzymała, nawet jeśli pierwotnie była złota. - No dobra, piłam bez ciebie. Nie mogę cię dłużej okłamywać - powiedziała i spojrzała na stół. Wyglądała jakby naprawdę miała wyrzuty sumienia. - Ale to nic nie znaczyło! Nawet nie było mi przyjemnie! Wybacz. Spojrzała mu w oczy i złapała go za rękę, jakby dzięki temu miał jej wybaczyć zdradę. I trzeba przyznać, że była bardzo dobrą aktorką! Gdyby nie siedziała z Arnim, który ją znał, to pewnie nabrałaby kogoś mniej inteligentnego. - Wiem, ode mnie słyszałeś to już milion razy - mruknęła jeszcze rozbawiona. Ale kto miał mu to powiedzieć jak nie jego idealna kompanka do picia? A potem spojrzała na niego zaskoczona, gdy wymyślił zasadę picia. To był zły pomysł, a nawet bardzo zły pomysł, biorąc pod uwagę ich różne możliwości picia. - Dobra, ale będziesz mnie potem niósł na rękach jak pannę młodą do mojego mieszkania! I niech tylko zobaczę, że mam brudną jakąś część ubrania! - zarządziła, po czym wychyliła szklankę, krzywiąc się przy tym lekko. No cóż, przy takim tempie jakie narzucił to naprawdę za jakieś dwie godziny będzie leżała pod stołem. - Chcesz mnie wykończyć tym piciem, ja wiem - zaśmiała się jeszcze, bo absolutnie nie miała mu tego za złe. Nie odmawiała wyzwań, więc game on. Prychnęła tylko gdy stwierdził, że nie liczy i spojrzała na niego jakby mu nie uwierzyła. Po jego kolejnych słowach znów zaśmiała się wesoło, a potem jeszcze głośniej na jego złote myśli. - Arnoldo Coelho - podsumowała i wywróciła teatralnie oczami. Kiwnęła głową na jego propozycję. Układ wydawał się w porządku, choć ona nie do końca spełni reguły. - No mówię ci, pół obozu. Ale z takich bardziej irytujących to Samantha Yates, Alexandra Jones, Amelia Bowman... Ty. Na ostatnie wyszczerzyła się i sprzedała mu kuksańca w żebra. Co by sobie nie myślał, że jest bezpieczny! Niemniej teraz czekała na rewanż.
Arnold Flonagan
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sro 28 Sie 2019, 00:26
Im dłużej Diana mówiła o nędznej sytuacji popijaw w Obozie, tym bardziej mina Arnolda świadczyła o jego rozczarowaniu. Będzie musiał coś z tym zrobić! Nauczyć tych półboskich pseudo-alkoholików jak się wlewa wódkę w gardło. Brunet przecież wiecznie żył nie będzie, a młode pokolenia same przez to nie przebrnął. W końcu ile lat mogą mieć te młode pokolenia herosów? Trzynaście? Powoli trzeba zaczynać indoktrynację. Jeśli nie - gracka tradycja wina umrze równie szybko, co dobra libacja ze znajomymi Diany, w której wodzirej Arni ni uczestniczy. Oczywiście to tylko domysły, które rodzą się w głowie mężczyzny i zapewne skończą się na kilku najebanych nastolatkach. A lepiej z dzieckiem Dionizosa niż z przypadkową prytą! Tym właśnie przejmował się Flonagan, podziwiając umiejętności teatralne swojej mordy do picia. Aż prawie się nie zapytał czy może jej geny nie zahaczyły o domek Apollina. Ich dłonie się złączyły, a ciepło po jego ciele rozniosło się tak jakby wypił burbon. Właściwie to wypił. A późnej patrzyli sobie w oczy i jak miałby nie wybaczyć osobie wyglądającej równie pysznie co zimna żubrówka? - Wybaczam - uśmiechnął się, pijąc nonszalancko -sam nie byłem święty. - Dodał, kładąc rękę na stosie, który właśnie utworzyli. Trwało to na tyle długo, by Arnold w pełnym szyku ruchu zasugerował picie. - Zaniosę Cię! - krzyknął dumnie, wypinając pierś do przodu, czując szczyptę wyzwanie w tym wszystkim.- Przynajmniej będziesz równie spruta co panna młoda - uśmiechnął się z nadzieją, że to nie będzie tylko czcze gadanie. -Jeśli pobrudzisz sobie wcześniej się sama, ja już nie ponoszę odpowiedzialności - dodał bez ładu i składu, rozłożył bezradnie ręce, udając niewiniątko. W końcu z jakąś nimfą jej ubranie w rzece da rade uprać! Tylko wolałby się nie bić o pranie z Dianą nad ranem, zwłaszcza pod jakimś rowem. Następnie Arni pogubił się we wszystkich wątkach. Wziął głęboki oddech i nie wiedział już kto, kogo tutaj chce wykończyć. Aż poczuł cudzy łokieć pod żebrami i się ogarnął. Oby jej następny cios pod jego żebrami nie okazał się tym śmiertelny! - Dobra, Ty mnie zabijesz i już nigdy nie wrócisz do obozowego domku spod rowu, nad ranem, w prawie czystym ubraniu, które nie jest sukienką - rzekł, by zwieść ją od pomysłu morderstwa nad nim. Cóż, może jakby się postarała i upozorowała jego śmierć na taką w stylu szekspirowskiej Ofelii. Byle zamiast wody był alkohol. - To teraz moja historia - zaczął, by skończyć butelkę z burbonem. - Wiesz jak jest - kiwnął przychylnie głową w stronę Diany- mój ojciec to taki trochę opiekun lasu, tu zaliczy satyra, tutaj dziecko z jakąś nimfą i wychodzą różne kwiatuszki. No i wiesz jak jest - uśmiechną się głupawo. - Trzymałem włosy jakiejś dziewczynie, która rzygała na skraju lasu. Wcześniej mówiła, że nie pije wódki, że woli martini. Ja na to coś tam, coś tam. Jakbym chciał się najebać z jakimś pedalskim trunkiem to wszedłbym do domku dzieciaków Erosa albo Afrodyty. Nie mam problemu z pedalskimi trunkami, czasem to nawet chętnie! - Zarzekł się, bo w końcu to robiło atmosfera, a wątroba odpoczywała. - No i ona, że mi skopie dupę rano. A wiesz jak jest, nawet nie wiedziała kim jestem. No i ja, że spoko, spoko, mordo, palec w buzie i jedziesz. Rzygasz, znaczy się. Późnej trysnęło jej pod drzewo, z którego wyszła opiekunka tego drzewa. Ta półbogini zasnęła, a ja ją zostawiłem na chwilę. Może kilka godzinek - dodał niewinnie, kręcąc błękitnymi oczkami. - No i byłem na libacje z mieszkańcami lasu, wiesz jak jest. Ot, cała historia - skończył beznamiętnie.
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Nie 01 Wrz 2019, 22:27
Nie wiedziała czemu Arni chciał rozpijać obóz i czemu czerpał z tego przyjemności. Ale każdy miał swojego pierdolca, więc jakoś specjalnie się tym nie przejmowała. Dopóki dotrzymywał jej towarzystwa w piciu to reszta jego zainteresowań była jej obojętna. A czasem nawet uważała to za zabawne, zwłaszcza gdy widziała tych pijanych nastolatków. - Tak szybko? Myślałam, że będziesz chociaż udawał niedostępnego! - wywróciła oczami, ale potem zaśmiała się, bo położył dłoń na jej tworząc stos. Momentalnie wyciągnęła swoją drugą dłoń i z głośnym plaskiem położyła ją na szczycie. - Wygrałam - uśmiechnęła się triumfalnie, po czym zabrała ręce i sięgnęła po szklankę. Sam zasugerował picie, a ona chętnie się zgodziła. Za chwilę jednak wróciła do jego słów sprzed dwóch sekund, żeby go poprawić. - Nadal nie jesteś święty - uśmiechnęła się szeroko. Z drugiej strony nie wierzyła w ludzi świętych, a jedynie tych co ich udają. Zaśmiała się słysząc jego entuzjazm w głosie. Nie wiedziała, że tak chętnie na to przystanie, ale była nieco bardziej spokojna o swój powrót do domu. - Akurat o to możesz być spokojny, będę bardziej pijana od byle panny młodej - zapewniła jeszcze. I jeśli o nią chodzi to na pewno nie było czcze gadanie. A odnośnie brudnych ubrań przez chwilę się zastanawiała, po czym kiwnęła głową. - Okej, to fair. Co prawda pewnie później nie będzie pamiętać czy pobrudziła się sama czy nie, ale o to będą martwić się później. - Okej, przekonałeś mnie. Dzisiaj cię nie zabiję - chciała dzisiaj wrócić do domu, więc Arni mógł się czuć bezpiecznie. Kiwnęła głową i słuchała jego opowieści. Z dwa razy zdążyła się w niej zgubić, bo nie wiedziała o jakiej heroinie mówił. - Martini jest dobre, czasem - wtrąciła jeszcze. Co prawda zwykle piła mocniejsze trunki, ale martini było w porządku na spokojniejsze dni. Poza tym nawet ktoś taki jak Diana nie zawsze miał ochotę na chlanie. - Libacja w lesie. Mogłam się tego po tobie spodziewać - stwierdziła ostatecznie, bo jego życie kręciło się wokół imprez i alkoholu. Dlatego go lubiła. - Zdecydowanie za dużo imprezujesz beze mnie - westchnęła po czym wychyliła kolejną szklankę. Poczuła już przyjemne rozluźnienie, choć do upicia jeszcze dużo brakowało. - A skopała ci chociaż rano tę dupę? - dopytała jeszcze, bo to była kluczowa informacja w tej opowieści.
Arnold Flonagan
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sro 04 Wrz 2019, 23:29
Arnold parsknął po słowach o udawaniu niedostępnego, zarzucił teatralnie głową i przeczesał swoje włosy. Popatrzył na Dianę, przeszywając ją wzrokiem i szelmowskim uśmiechem. Włożył to cały swój urok, zniżając głos. Uniósł brew, w geście wyzwania. - Jestem łatwy - przyznał z dumą! Po czym mina mu zrzedła, aż musiał się napić. Jego mordka od picia wygrała w grze, w którą nie grali. Za to Arni wygrywał w "nienajebanie się". Chyba jednak to on górował w tej grze. - Widzisz, będzie dziś wszystko dobrze - powiedział, rozlewając ostatnie kropelki z butelki, z której pili burbon. Na jego twarzy pojawił się nienaturalnie wielki uśmiech, gdy spod stołu wyjął kolejną butelkę. Pokazał ją w całej tawernie jak Mufasa Simbę nad całą Afryką. Chociaż właściwie teraz się zastanawiał czy można tutaj przynosić własny alkohol, opus. Popatrzył na jedno ze swoich najlepszych dzieci, kiwając pociesznie głową - bardzo dobrze. Poza tym nie dałabyś mi rady! - dodał wyobrażając sobie walkę po sześciu flachach. Nie zrobią tego, bo jak Diana się zajebie piachem to ona go zajebie rano nawet i na kacu. Strzyknął kostkami, prostując przy tym ręce. Westchnął głośno i z pociesznym uśmiechem pokiwał rozczarowany głową. Zaśmiał się lekko panicznie. - Dobry drink to mocny drink, martini za to jest, eee - zaciął się na chwilę, szukając odpowiednich słów- po prostu jest - skończył z uśmiechem na ustach. - Byłem pierwszą osobą, którą zobaczyła z rana. Zostałem jej bohaterem! W końcu nie pamiętała jak się w tym rowie znalazła, więc zostałem w jej głowie dobrą mrzonką po okropnym przebudzeniu - niestety, ale w jego głowie brzmiało to lepiej. Czyli teraz jedynym dobrym rozwiązaniem była szybka zmiana tematu! - A wracając do panien młodych - zaczął pełen ekscytacji - wyobraź sobie mnie w roli tego typa od udzielania ślubu! Toż byłby to ślub życia - zrobił smutną minę - szkoda, że sam sobie nie udzielę ślubu. Poza tym mordo! - zaczął, jakby jeden temat byłby niewystarczający - Jak tam Twoje ostatnie imprezy beze mnie?
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Czw 05 Wrz 2019, 23:03
Zaśmiała się po jego słowach. W tym swoim małym, teatralnym przedstawieniu był zabawny, ale też bardzo uroczy. Co prawda wiedziała nie od dziś, że był łatwy. Zwłaszcza jeśli chodzi o picie. Ale faktycznie w kategorii "nienajebania się" wygrywał w każdym calu. Nawet już nie próbowała z nim konkurować. Jeszcze parę dobrych lat temu próbowała, ale za każdym razem źle to się dla niej kończyło i zrozumiała, że są rzeczy, których nie da się przeskoczyć. - Jak mnie nie rozzłościsz to będzie dobrze - potwierdziła z równie szerokim uśmiechem. Jej humor był kluczowym elementem wieczoru. Wiadomo, że alkohol jedynie wzmacnia humor, który mieliśmy na trzeźwo. Przypuszczała, że dzisiaj upije się na wesoło albo śmiesznie, mimo że jeszcze niedawno chciała wszystkich pozabijać. Arni zdołał jej poprawić humor jak dotąd, także była dobrej myśli. Obserwowała go jak obchodzi się ze swoją butelką jak z dzieckiem i wywróciła oczami. Ach te dzieci Dionizosa. - Nie dałabym ci rady? - powtórzyła z niedowierzaniem i prychnęła rozbawiona. Czy oni kiedykolwiek razem trenowali coś innego niż chlanie? Nie znała jego pełnych możliwości bojowych, ale on jej też nie. A milusim króliczkiem to ona nie była. - Gdybym chciała to rozłożyłabym cię na łopatki. Zwłaszcza jakbyś mi podpadł. Wiadomo, że kobieta zła to kobieta groźna. I bezwzględna. Także lepiej uważać na stany emocjonalne płci pięknej, choć oczywiście były wyjątki od tej reguły. Raczej nie chciał jej prowokować. Miała do niego szacunek i był jej mordą do picia, ale wszystko ma swoje granice. - Zgadzam się z tym, ale mówię, że nie zawsze trzeba pić mocne drinki. Od czasu do czasu można martini, ale rzadko - powiedziała z rozbawieniem, gdy usłyszała jego paniczny śmiech. - Poza tym naprawdę nie wszyscy mają taką głowę do alkoholu jak ty czy ja. Niektórzy po martini mają zawroty głowy. Co prawda tylko mięczaki tak mieli, ale jednak zdarzały się takie przypadki. Nie szanowała takich ludzi z reguły, bo to wystarczająco dużo o nich świadczyło. - Wow, gratuluję. Pierwszy raz w życiu zostałeś bohaterem - powiedziała udając wzruszenie. Musiała się z niego trochę ponabijać. Ale ciągnąć tematu też nie zamierzała. - Mogę sobie ciebie wyobrazić jedynie jako wodzireja na weselu - westchnęła i machnęła ręką. Do tego nadawał się w 100%, ale do udzielania ślubu? Chyba nie bardzo. - Czyj ślub życia? Na pewno nie pary młodej. Twój ewentualnie, ale nie wiem czy ktoś by to docenił. Zmarszczyła brwi, gdy wspomniał o tym, że sam sobie ślubu nie udzieli. Naprawdę myślał o takich rzeczach? Była lekko zaskoczona, ale pokręciła głową. - Ja ci mogę udzielić ślubu. Nie pożałujesz. Nawet jeśli panną młodą miałaby być butelka z alkoholem - powiedziała poważnie, patrząc mu w oczy, po czym parsknęła śmiechem. Ich teorie były czasem powalone. - Bez ciebie wszystkie są słabe - westchnęła przybierając smutną minkę. No cóż, nie była to do końca prawda, ale nie dała tego po sobie poznać. - A twoje? Gdy nalał trunku do szklanek, podniosła swoją w ramach toastu i wypiła jej zawartość.
Arnold Flonagan
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 09 Wrz 2019, 20:40
Rzucił jej wzywające spojrzenie, które wyrażało mniej niż tysiąc słów. Właściwie to nawet nie miał czasu z nią na sprzeczki słowne. Nie chciał przecież udawać koksa, który skopie wszystkim tyłki. Może i Diany się nie bał, ale o wiele częściej w ręku miał flaszkę niż miecz. Machnął na nią ręką, śmiejąc się. - Dobra, dobra, możesz mi skopać dupę kiedy chcesz - dodał niechlujnie, bo w sumie lubił swoją dupę. Nie była zła, spała w niejednym rowie, w niejednym łóżku czy stawie. Poza tym zostawała ważniejsza kwestia, jakaś patologia małoprocentowa. W końcu Diana posiadała jakieś argumenty, ale to aż argumenty. Arnold nie wiedział co się dzieje. Właściwie nie wiedział co ma myśleć, więc zrobił smutną minę. - Masz rację - przyznał niechętnie - -nie trzeba, no ale można! Przecież nie zawsze trzeba w ogóle pić drinki, no, ale nie każdy to ja, pff - zaznaczył swoje stanowisko w tej sprawie. Zaczął rozmyślać nad słowami swojej mordy od picia. Problem w jej planie na ślub był jeden, nasuwał on pytanie i nieprzeniknioną tajemnicę: gdzie Arni znajdzie sukienkę w rozmiarze zero i siedem? Poza tym czy 0,7 nie skończy się za szybko? To może inaczej! Gdzie da się znaleźć suknie ślubną w rozmiarze skrzynki na wódkę? Dużą wódkę. W tym czasie w głowie syna Dionizosa roiły się inne myśli. Zaczął stukać jakiś znajomy sobie rytm na stole. Słyszał dźwięki - nie wiedział jakie. Czuł rytm - nie wiedział skąd. Miał w głowie słowa, ale ich nie umiał artykułować. Powoli zaczynał się nieść wraz z rytmem, bujał delikatnie biodrami i szare komórki w głowie już powoli miały osiągnąć swoje apogeum. A wtem Diana wyrwała go ze wspaniałego, muzycznego transu swoim pytaniem. Czyżby nadszedł czas, by kłamać? - Zajebiście! - skłamał nieco oburzony tym, że muszą przerwać zabawę- poza tym ja o swoich akacjach już mówiłem. - Uśmiechnął się tajemniczo, gdzie oczekiwał jakiś szczegółów z dzikich, alkoholowych profanacji życia Diany. Głównie Arnolda interesowało to, co tam piła. Może to i z kim, bo wiadomo - szkoda byłoby przegapić szampańskie towarzystwo. - Czas na Ciebie! - zachęcił ją ruchem ręki do opowiadania. Nie dał niestety szansy odpowiedzi dla znajomej. Wstał z miejsca, skupiając na siebie uwagę kilku pobliskich herosów. Poczęstował się butelką, która stała na stole i podniósł ją. Wystukał rytm do piosenki, która chodziła mu wcześniej po głowie i zaczął śpiewać klasyki pijackich gatunków muzycznych. - Mówią o mnie w mieście - kręcił biodrami i popatrzył się z zapraszającą minął na Dianę- "Co z niego za typ? - uchylił łyk z butelki, delikatnie obrzydzony tym smakiem. Wskazał na siebie palcami i ruszał się w rytm dźwięków, które sam sobie wyklaskiwał.-Wciąż chodzi pijany - kiwał twierdząco głową, a sam wył jak zarzynana kura. Momentami czuł się jak inspiracja do tej piosenki. Wiedział, że nie jest na tyle pijany, by robić to samemu, więc wyciągnął w stronę Diany rękę, by wstała i zaśpiewała z nim. W międzyczasie wolną rękę wykorzystał na polanie jej czegoś na odwagę. Jeśli się nie da to Arni posunie się do czegoś gorszego.
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sro 09 Paź 2019, 23:20
Widząc jego wyzywające spojrzenie, posłała mu nieco piorunujący wzrok. Niech nie będzie taki pewny. Zdawała sobie sprawę, że faceci mieli tendencję do niedoceniania jej. Większość z nich potem źle kończyła, bo dziewczyna potrafi pokazać pazur. Zwłaszcza aroganckim i nieuważnym herosom. Arnold nie był laikiem i choć więcej pił niż walczył to nie wątpiła, że walka byłaby naprawdę ciężka. Póki co wszystko było w formie żartu, więc nie planowała mu pokazać co potrafi w najbliższej przyszłości. - Dzięki za pozwolenie - mruknęła tylko z rozbawieniem, choć nawet nie zamierzała go prosić. Mogła to zrobić naprawdę kiedy chciała. Nawet teraz mogła wstać i go kopnąć. Tylko mijało się to z celem. Kiedy powiedział te dwa piękne, magiczne słowa, uśmiechnęła się szeroko, wręcz czarująco. Te słowa kobieta uwielbia słyszeć, więc bardzo przyjemnie połechtał jej ego. A chodzi oczywiście o słowa "masz rację". I choć słyszała niechęć w jego tonie to jej samozadowolenie było wręcz namacalne. - Tak, ale tylko dla ciebie słowo "alkoholik" to komplement - wzruszyła ramionami rozbawiona. Dzięki temu czuła się przy nim dobrze. Nie patrzył na nią krzywo i nie karcił jej za nadmierne picie. Pił razem z nią i dobrze się bawili. Właśnie o taką mordę do picia nic nie robiła. W właściwie robiła, bo picie to też czynność, prawda? Widząc jego chwilowe zamyślenie, nawet w najśmielszych snach nie mogła przypuszczać, że mężczyzna właśnie myśli o ślubie z butelką alkoholu. A tym bardziej z całą skrzynką. Ze zmarszczonymi brwiami patrzyła jak stuka w blat i zaczyna poruszać biodrami w rytm tylko jemu znanej muzyki. Co za dziwak. No ale będąc sprawiedliwym, Diana była jeszcze bardziej popieprzona od niego, więc można powiedzieć, że dobrali się. - Dobra - westchnęła, poddając się. Faktycznie on więcej opowiedział, więc chociaż teraz mogła mu coś opowiedzieć. Zastanowiła się chwilę i powiedziała zgodnie z prawdą: - Na ostatnich imprezach upijam się w granicach rozsądku, żeby trafić do domu. Za to w domu się dopijam do utraty świadomości. Chyba zaczynam mieć jakiś problem, ale to niezbyt imprezowy temat - powiedziała dość poważnie, po czym pokręciła głową z rozbawieniem, jakby sobie o czymś przypomniała. - Och, ale ostatnio mięśniak od Aresa przegrał ze mną w piciu, dasz wiarę? Myślał, że mnie spije i wykorzysta u siebie, a ostatecznie sam odpadł i noc spędził pod stołem w barze. Miałam ubaw. Dla takich chwil warto trenować. Diana jakoś nie stroni od seksu, ale musi to być na jej warunkach, ona musi wybrać swoją "ofiarę" i ewentualnie wtedy pozwolić się "złowić". W innym przypadku daremne próby. W międzyczasie zaczął śpiewać klasykę, a kobieta dosłownie zrobiła face palma. No takiej szybkiej akcji to się nie spodziewała. Otworzyła nieco szerzej usta i nie wiedziała co zrobić. Nie była jeszcze w takim nastroju, a jego fałszowanie wcale nie zachęcało. - Musisz uprzykrzać pobyt w tym miejscu innym? - zapytała i odwróciła się mało dyskretnie w kierunku pozostałych herosów, którzy tutaj byli. Gdy nalał jej alkoholu, wychyliła całość od razu, ale pokręciła głową na jego zachętę i z nieco złośliwym uśmieszkiem oparła się wygodnie, czekając na jego dalszą kompromitację albo kolejny ruch w jej stronę, bo to też może być zabawne.