Rose Drayton Nie 10 Lut 2019, 21:30 | |
| POSTAĆ Imię: Primrose „Rose” Naziwsko: Drayton Wiek: 20 lat Pochodzenie: Surrey, Wielka Brytania Staż w obozie: 10 lat Rodzice: Demeter i przystojny hodowca kwiatów Edward Drayton Drużyna: Asklepiosa Ranga: członkini drużyny Zajęty Wygląd: Brady Millie | |
Aparycja Primrose odziedziczyła urodę definitywnie po matce, jej twarz zdobią piękne, niebieskie oczy, świeże niczym wiosenny poranek. Ciemnobrązowe włosy wydobywają porcelanowy urok cery, a jej ciepły uśmiech potrafi roztopić nawet najbardziej zlodowaciałe serca, szczególnie wtedy gdy policzki pokryją się rumieńcem. Nie jest ani za niska, ani za wysoka, mierzy sto sześćdziesiąt dwa centymetry wzrostu, waży około pięćdziesięciu dwóch kilo, przez co, można rzec, że przyjemnie się na nią patrzy. Nie jest też specjalnie wysportowana, ćwiczy jedynie podczas obowiązkowych treningów w obozie, więc jej ciało jest zbite i jędrne, lecz nie atletyczne, ani muskularne. Rose nie przepada za makijażem, stawia na naturalność, stosuje natomiast bardzo dużo kremów i zabiegów pielęgnacyjnych na swoją skórę, a także ma obsesję na punkcie dbania o swoje dłonie, stopy i paznokcie; odżywki, oliwki, witaminy, zioła. Nie stosuje kolorowych lakierów jedynie bezbarwne odżywki, które pozwalają jej zachować długie, twarde paznokcie. Prim porusza się z gracją i elegancją, nawet wtedy gdy przekopuje grządki w ogrodzie, oprócz tego jej ruchy są delikatne i ostrożne, co wypracowała z czasem, ponieważ w dzieciństwie wyglądało to zupełnie inaczej… W ubiorze skupia się na tym aby wyglądać schludnie i grzecznie, dużą wagę przykłada do tego aby jej ciuchy pachniały, przez co nie stosuje perfum. Do prania dodaje swoje własne mieszanki zapachowe, a ktoś ze sprawnym nosem mógłby przysiąc, że czuje drogie perfumy: mieszankę galbanum, kwiatu czarnej porzeczki, drzewa sandałowego, piżma, chińskiego wiciokrzewu, jaśminu oraz tuberozy. Primrose przepada za noszeniem długich spódnic, niekiedy nawet do ziemi, co daje jej nieco dekadencki urok, a także niezależnie od temperatury lubi mieć ze sobą sweter – trochę z niej zmarzluch. Bardzo lubi wplatać kwiaty we włosy lub przyozdabiać głowę świeżymi wiankami, a także wsuwać drobne rośliny między sploty w swetrze.
| Charakter Rosie jest… specyficzna, z pozoru wydaje się cichą, zamyśloną i niedostępną osobą, lecz tak naprawdę, kiedy da się jej szansę, okazuje się bardzo towarzyska, pełna ciepła i dobroci, którą pragnie podarować innym. Co ciekawe, jej pozorna aura przyciąga najczęściej… dzieci i ludzi ciekawskich, jednak skupmy się na małych brzdącach. Córka Demeter jak mało kto posiada rękę, cierpliwość i pewną dozę infantylności, aby dobrze zajmować się młodymi członkami przebytymi do obozu, a także jeszcze mniejszymi dziećmi, które znajomi czasami lubią z nią zostawić. „Ciocia Rosie”, tak czasem o niej mówią – zawsze zaplecie wianek, opatrzy ranę, zabawi, przytuli, ale też pouczy jeśli trzeba, z żelaznymi nerwami opanuje grupę brzdąców, która spędzała sen z powiek satyrom. Tak samo jest ze zwierzątkami, które reagują podobnie jak dzieci; słuchają się, a często same biegną w jej kierunku gdy ją zobaczą. Primrose sama w sobie cechuje się wielkim poczuciem idealizmu, które przelewa na rzeczywistość, nie marzy bezczynnie, zawsze stara się zdeterminowanie dążyć do wyznaczonych celów, osiągając jak najlepsze wyniki. Posiada także bardzo silnie ugruntowane poglądy i będzie niestrudzenie walczyć o swoje idee; ogromny potencjał, który posiada wykorzystuje jednak do pomocy innym, uważa to poniekąd za cel swojego życia; ma bardzo egalitarne podejście do życia. Wierzy, że każdy może stać się lepszy, a sekretem do złagodzenia tyranów jest wypełnienie świata miłością, dobrocią i współczuciem. Często przez swoją chęć naprawiania świata i go uwrażliwiania, zapomina o swoich potrzebach, co wiąże się z jej częstymi problemami zdrowotnymi i stresem, który uwalnia w samotności – najczęściej w postaci płaczu. Czasami gdy natłok spraw zacznie ją już przygniatać, wówczas ma skłonność do izolowania się od świata, wycofuje się, dla niektórych taka postawa wydaje się dziwna oraz niezrozumiała, jednak Rose należy naprawdę zostawić w spokoju, ponieważ tylko w samotności jest w stanie dostatecznie się zrelaksować i odzyskać energię.
|
Przykładowy post Świt obdarował obóz pierwszym powiewem lata, właśnie skończyła się wiosna, inaczej niż zimą, obozowe ranne ptaszki, już zaczynały się krzątać żwawo między budynkami. Jedni wypełniali swą codzienną, treningową rutynę kończąc kolejne okrążenie wokół koloseum, inni kończyli wypiekać świeże bułki na śniadanie i wołali, kusząc zapachami, na śniadanie, a kolejni wychodzili dopiero z biblioteki po całonocnej nauce oraz wertowaniu ksiąg dla własnej przyjemności, oddając pieczę kolejnym duszyczkom pragnącym wiedzy. Gdzieś między tymi wszystkimi herosami spacerowała Primrose, przyodziana w swoją ulubioną spódnicę do robótek w ogrodzie oraz cienki sweter. Powolnym krokiem szła w kierunku Ogrodów Demeter, aby zająć się tamtejszą roślinnością. Niosła kosz pełen sadzonek różnorakich kwiatów, a w drugiej ręce rękawice i narzędzia do jej ulubionej pracy. Wyglądała niczym duch zagubiony w czasie, błądzący między innymi; spokojny, opanowany, nie szukający zwady; jedni przez to wcale jej nie zauważali, inni zaś zagajali, a ona odpowiadała z uśmiechem, życząc każdej dobrej duszy zdrowia. Tuż za nią rytmicznym truchtem podążało spore psisko, które z kolei zwracało uwagę każdego; swoim wilczym urokiem nęciło każdego by pogłaskał za uchem, po pleckach, a może nawet podzielił się jakąś przekąską, ale gdy tylko jego pani odchodziła za daleko, psina rzucała się do niej biegiem. Kiedy córka Demeter doszła do ogrodów, ujrzała zdewastowane krzewy i kwiaty, aż wszystko co trzymała w rękach uderzyło z hukiem o ziemię. Wszystko o co tak dbała, ktoś postanowił zdeptać, zniszczyć dla kaprysu. Jednak wszystkie zniszczenia były świeże, jakby… ktoś właśnie się przewrócił? Czołgał? Bobby, natychmiast zaczął węszyć po śladach zniszczeń, a zza jednego z drzew Rosie usłyszała jęk, pies postawił uszy i podbiegł do drzewa, podobnie uczyniła dziewczyna uprzednio starając się mieć na uwadze, aby nie zniszczyć tego co jeszcze przetrwało. Widok był co najmniej obrzydliwy; młody chłopiec – nie więcej niż trzynaście lat – wymiotował, majacząc i próbując wstać, lecz co chwilę upadał, depcząc i zdzierając mech z drzewa. Primrose zebrała się w sobie i pomogła chłopcu wstać, lecz wciąż musiała go asekurować. Natychmiast zaczęła wypytywać go co się wydarzyło, można rzec, że przeprowadziła pewnego rodzaju wywiad lekarski, jednak jedyne co się dowiedziała, że jest podobno wielką cukinią, a jej pies zdziczałym bakłażanem… Czyżby chłopiec zażywał jakieś narkotyki? - Czym tyś się potruł… - mruknęła i zaczęła powoli prowadzić dzieciaka w kierunku szpitala, uprzednio nakazując Bobby’emu zostać w ogrodzie i pilnować wszystkiego co zostawiła. Nie była już zła za urządzenie pobojowiska z miejsca jej pracy, bardziej teraz się martwiła, że młodemu chłopcu może coś się stać gorszego niż tylko wymioty. Ostatecznie odległość od ogrodów do szpitala, pokonali w zadziwiająco szybkim tempie, lecz na sam koniec, właściwie na ostatniej prostej młodzian uraczył Rose wybitnie kolorowym pawiem puszczonym wprost na jej ubrania. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zbierając się w sobie dotarła do szpitala, udając, że żaden wypadek nie miał miejsca w obrębie jej ubioru. Nie mogła się przecież denerwować, przecież trzeba było pomóc biednemu młodzieńcowi. Zaprowadziła chłopca na oddział zatruć, opowiedziała wszystko znajomym, tak aby należycie się nim zajęli. Na początku chciała zabrać się sama za opiekę nad znalezionym niedorostkiem, jednak nie miała dzisiaj dyżuru, a przyjaciółka skutecznie zapewniła ją, że wszystko będzie w porządku, że nie wygląda to na nic groźnego i chłopak musi najzwyczajniej odpocząć. Rosie zacisnęła zęby słysząc diagnozę koleżanki… ale nie mogła jej podważać. Opuszczając szpital przyjrzała się wielkiej plamie na swojej spódnicy i dojrzała na niej przylepione nasionko… odkleiła je i obejrzała dokładnie. Bieluń? Tak, córko. Ile mógł zjeść takich nasion? Może i półbóg, ale już niewielka garstka nasion mogła przecież zabić kogoś w jego wieku… Bieluń sam w sobie był bardzo toksyczną, aczkolwiek piękną rośliną, jednak jego nasiona były najbardziej trujące. Natychmiast wróciła na oddział, pchnięta jakby boskim rozkazem. - Bieluń! Zjadł bieluń. Natychmiast musicie przepłukać mu żołądek, albo spowodować wymioty, bo chłopak umrze – stanowczość jej tonu zmroziła wszystkich w pomieszczeniu. – Znalazłam nasionko w jego… wymiocinach. Nie wiele czekała, aż dyżurni zajęli się ratowaniem chłopca, który prędzej zaczynał przypominać ożywione zombie niżeli młodego herosa. Bacznie przyglądała się zabiegowi, oczywiście z odpowiedniej odległości, nie chciała też stwarzać niepotrzebnego ciśnienia na personelu dyżurującym. Po wszystkim, odetchnąwszy z ulgą wyszła z pomieszczenia i udała się w kierunku terenów mieszkalnych, musiała się w końcu kiedyś przebrać. Wróciła na swoje miejsce do ogrodów, przebrana i czysta – tylko po to by ponownie pobrudzić się, choć tym razem ziemią. Teraz należało posprzątać cały rozgardiasz, który wykreował się rankiem. Psina oczywiście pilnowała pozostawionych przez Rosie rzeczy, a gdy tylko Bobby ujrzał właścicielkę, natychmiast do niej podbiegł i żądał pieszczot za swoją wartę. Czy je dostał? Oczywiście. Rosie ze strapioną miną przyglądała się rozdeptanym kwiatom, które jeszcze wczoraj emanowały kolorem i zapachem, a dziś, zmieszane z ziemią, wyglądały mało zachęcająco – prędzej jak pożywka dla ślimaków, niżeli barwnych motyli. - No dobrze… czas troszkę oszukać i pomóc naturze - mówiąc to podeszła do pierwszej zniszczonej rośliny i uklęknęła, kładąc delikatnie dłoń na połamanym krzewie. Muskając opuszkami palców drobne listki, przymknęła oczy i skupiła się, a roślina zaczęła pięknieć, z połamanych gałązek zaczęły wyrastać nowe, z listkami o kolorze żywszym niż reszta krzewu. Nie wymagało to od niej wielkiego wysiłku, starała się oddać swą energię roślinie, aby ta mogła się regenerować. Wkrótce Rose poczyniła podobnie z resztą zniszczeń w ogrodzie, można pokusić się o stwierdzenie, że po tej magicznej ingerencji natura wyglądała piękniej. Dziękuję, mamo.
Ciekawostki ✿ czasami wystarczą jej zaledwie trzy godziny snu aby w pełni funkcjonować w ciągu dnia - ale zdecydowanie częściej lubi się wyspać; ✿ nie przepada za mięsem, jeśli już decyduje się na coś mięsnego to ryby; ✿ nie brzydzi się żadnych żyjątek, zbyt często grzebie w ziemi; ✿ kocha zajmować się roślinami i ogrodem, sprawia jej to wyjątkową radość; ✿ wprost przepada za okazjami, w których może się za kogoś/za coś przebrać; ✿ pija raczej tylko białe herbaty oraz napary z ziół; ✿ jest fanką kina wszelkiej maści (w tym musicali i bajek); ✿ posiada przeuroczego, czteroletniego Tamaskan Doga o imieniu Bobby, jest jej wiernym towarzyszem gdziekolwiek by nie poszła; ✿ Rosie uwielbia spacerować po górach, a także wchodzić na drzewa; ✿ kupując dla niej kwiaty odpuść sobie jakiekolwiek róże i sięgnij po goździki, to te kwiaty kocha najbardziej dostawać; ✿ w dzieciństwie została zaatakowana przez utopca, od tego momentu trapi ją lęk przed jeziorami; ✿ jej broń to łuk i strzały skryte pod postacią naszyjnika, o… jakżeby inaczej, kształcie łuku z kołczanem pełnym strzał;
|
|