I'm a do things my way, It's my way. Pon 11 Lut 2019, 15:15
Każdy pamięta swoje osiemnaste urodziny prawda? Najczęściej jest tak, że nastolatki mają wielki tort, przychodzą znajomi oraz przyjaciele. Dostaje się także górę prezentów. Jednakże w przypadku Hoshiego w tej sprawie było inaczej. Jeśli prezentem można było nazwać wyczekiwaną wolność to miał jedyny. Usamu nigdy nie poznał swoim biologicznych rodziców. Oczywiście udało mu się być w kilku rodzinach zastępczych. W jakiś sposób to mu pomogło, że nauczył się języków obcych, gry na instrumentach, sztuki walki, itd. Jednakże te zastępcze domy i ich właściciele nie nauczyły Japończyła najważniejszej rzeczy czyli miłości. Smutne było to, że nie kiedy spadał z deszczu pod rynnę. Zamiast nowi rodzice mu pomóc to był bity za nieposłuszeństwo, wyzywany, nawet molestowany. Jednak tylko jedną miał taką rodzinę z której no cóż... może dzięki Hekate został zabrany. W innych rodzinach rodzice się rozwodzili, albo oddali go z powrotem, bo był niegrzeczny, albo pod innym pretekstem, a tak naprawdę jako dziecko i tu wypadło na Hoshiego był tylko rodzinnym kaprysem. Usami naprawdę jak na te osiemnaście lat dużo przeszedł jak na swój wiek. Przestał być ufny wobec ludzi, jakoś po prostu nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Nic dziwnego jak jako dziecko zawiódł się na tylu osobach. W sierocińcu też nie było lekko. Akurat wyznaczało się regułę: jeśli jesteś silny przetrwasz. Akurat chłopakowi to się udało. W ten sposób został bardzo odporny na ból psychiczny i fizyczny. W sierocińcu też miałeś swoje miejsce. Jak się nie postawisz to będziesz nękany. W miejscu, gdzie był Hoshi to był jakby internet ze szkołą. Gdy już Usami'emu udało się wyjść z sierocińca. Miał zamiar teraz iść swoją własną drogą. Musiał zarobić na siebie, właśnie wtedy zobaczył, że przyuczą barmana. Poszedł tam, okazało się po rozmowie kwalifikacyjnej, że dana osoba jest jakby jego opiekunem z jakimś dziwnym obozie. W tym czasie ktoś ich zaatakował, dziwna bestia. Nieznajomy uradował go. W ten sposób przekonał go, że muszą iść w pewne bezpieczne miejsce. W ten sposób trafił do obozu dla herosów. Pierwsze dni mijały Hoshiemu problemowo, nie chciał się podporządkować. Jakoś wytrzymał całe pouczenia, gdy już osoby odpowiedzialne za obóz skończyły. Usami po prostu poszedł w zaciszne miejsce i wyjął rysownik. Słuchał muzyki z komórki: Limp Bizkit - My Way.
Ostatnio zmieniony przez Hoshi Usami dnia Pon 11 Lut 2019, 21:41, w całości zmieniany 1 raz
Noemi Enamorado
Re: I'm a do things my way, It's my way. Pon 11 Lut 2019, 17:56
Jeżeli każdy człowiek pamięta swoje osiemnaste czy tam szesnaste urodziny, to każdy półbóg pamięta swoje pierwsze miesiące w obozie i to wcale nie dlatego, że zmienia mu się całkowicie rzeczywistość, czy rozumienie świata, ale dlatego, że przez te pierwsze miesiące nabiera pokory, codziennie uczy się nowych rzeczy, nabiera dystansu do wielu spraw. Zupełnie jakby jego proces wychowania zaczął się od nowa. Dlatego młodzież w obozie zawsze będzie dojrzalsza, niż powinna w swoim wieku. Z resztą, prędzej czy później musisz dorosnąć, skoro żyjesz ze świadomością, że w każdej chwili coś cię może zabić. Na początku Noemi myślała, że bycie dzieckiem boga to przekleństwo, w końcu czy chciałeś czy nie, zabierali cię siłą od rodziny, do której zdążyłeś przywyknąć, albo wprost przeciwnie czasem, trafiałeś do sierocińca i miałeś tak gówniane dzieciństwo jak tylko się dało. Właściwie to Noemi do dziś czasem tak myślała, że to nic dobrego, być sobie półbogiem, mogła tylko dziękować za to, że nigdy nie umrze na raka, jak jej niebiologiczny ojciec, ani nie zachoruje na żadną z ludzkich chorób. No i masz zestaw ciekawych mocy do swojej dyspozycji. Trzeba doceniać takie rzeczy, kiedy na każdym kroku czyha na ciebie śmierć. Noemi była już tutaj piąty rok, ale dopiero teraz, po swoich piętnastych urodzinach, gdy w końcu zeszła się z Corvusem, poczuła, że bycie tutaj ma jakiś sens. Dotychczas chciała tylko się podszkolić i zwiać stąd, odszukać swoich ludzkich braci, których tak jej brakowało. Nadal myślała o tym, że kiedyś opuści obóz. Mimo takiej ilości czasu, którą tutaj spędziła, nie podporządkowała się do końca i pewnie nigdy tak się nie stanie. Miała dziś dość posępny nastrój, więc wybrała się w miejsce, w którym lubiła zawsze przesiadywać, gdy taka była. Na ławkę w parku, ukrytą za krzakami róż. Przychodząc na miejsce zauważyła jednak, że ktoś już sobie tutaj uwił gniazdko. Chłopak słuchał muzyki i coś rysował. Postanowiła podejść do niego, kojarzyła go w końcu jako nowego w jej drużynie i zaintrygowało ją to, że tutaj przyszedł. Stanęła przy nim, a gdy wyłączył muzykę powiedziała: - Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze zna to miejsce - Rzuciła i przysiadła się do niego.
Hoshi Usami
Re: I'm a do things my way, It's my way. Pon 11 Lut 2019, 20:39
Upatrzone miejsce upatrzone przez Hoshiego była to ławka w parku, ukrytą za krzakami róż. Mężczyzna obiecał sobie, że jeśli wytrzyma w tym obozie i w jakiś sposób się za klimatyzuję to zaopiekuję się tymi roślinami. Przychodząc na miejsce zauważyła jednak, że ktoś już sobie tutaj uwił gniazdko. Japończyk dopiero zwrócił uwagę na nieznajomą gdy podeszła. Oczywiście nawet jakby cicho chodziła usłyszał ją. Nie słuchał tak głośno muzyki, ale powiedzmy z grzeczności wyłączył odtwarzacz wgrany w telefon komórkowy. Hoshi już miał zamiar odpowiedzieć dziewczynie, że chce być sam i by sobie poszła. Tylko jak ona miała na imię? Cóż... miał przyjemność ją poznać, bo przecież Azjata trafił do tej samej drużyny co ona. Poza tym miał bardzo dobrą pamięć, tylko chwilę musiał pomyśleć, bo naprawdę dużo osób zdążył już poznać. On powiedzmy był jeden, a imion do zapamiętania było odgrom i ciut. ciut. - Cóż... niedawno je odkryłem. Jesteś Neomi prawda? - zapytał. Czekał na odpowiedź dziewczyny. Jego nowa towarzyszka naprawdę była śliczna i miała niesamowite, długie, kruczoczarne włosy. Zastanawiał się jaki bóg czy bogini była jej rodzicem. Obstawiał, że Afrodyta, bo tak przyglądając się Noemi, miała wszystko na swoim miejscu. Poza tym z tą buzią i figurą mogła by zatrudnić się jako modelka. Jednakże to tylko opinia Hoshiego, której nie wypowiedział na głos. W sumie, bo i po co? Gdy odpowiedziała dziewczyna, zapadła niezręczna cisza. Usami wrócił do swojego rysunku. Przedstawiał on smoka, który jak widać był dość straszny. Trochę podobny był do bestii, która zaatakowała Hoshiego i mężczyznę, który zabrał potem Japończyka do obozu. W kwestii podobieństwa był o wiele, wiele mniejszy. Siedzący na ławce Usami nie wyglądam za bardzo na rozmownego. Chociaż była korzystna pogoda. Była ona letnia, ale było nie za gorąco, ani za chłodno. W sam raz na korzystania z takiej pogody i zapełnianiu szkicownika różnymi w jakiś sposób ważnymi ilustracjami z życia osiemnastolatka.
Ostatnio zmieniony przez Hoshi Usami dnia Pon 11 Lut 2019, 21:17, w całości zmieniany 1 raz
Noemi Enamorado
Re: I'm a do things my way, It's my way. Pon 11 Lut 2019, 20:57
Początki zawsze były trudne, niezależnie od miejsca i okoliczności. Wkraczasz w nowe dla siebie środowisko, w którym wszyscy się już znają i oczekują, że tak po prostu się wciśniesz i będziesz z nimi jednością. Tak to nie działało, zgranie się z innymi, zwłaszcza w jednej drużynie, w walce trwało miesiącami, ale towarzystwo już było tak przyzwyczajone do nowicjuszy, że przybycie takiego nie robiło na nich żadnego wrażenia. Każdy był kiedyś na tym miejscu i prędzej czy później jakoś musiał się wdrożyć i w końcu tak, jak reszta obozowiczów wpadał w przyzwyczajenie typowe dla półbogów. Nikt niestety nie ułatwiał nowym procesu przejściowego, każdy był przyzwyczajony do rytmu obozowego. Noemi jednak z natury była pomocna i nie jednego obozowicza miała już pod swoimi skrzydłami, zazwyczaj to właśnie na nią pierwszą trafiali z uwagi na to, że była medykiem, a nowi zazwyczaj przyjeżdżali z jakimiś ranami. Na szczęście Enamorado miała trochę wyrozumiałości i tego, co najważniejsze w takich przypadkach - empatii. Także i teraz wyczuła, że chłopak chce samotności, mogła po prostu odejść i dać mu spokój, wiedziała jednak z doświadczenia, że alienowanie się i samotność, nie są najlepszym rozwiązaniem. Dlatego właśnie usiadła obok. - Noemi, o jest przed e - Odparła i uśmiechnęła się przyjaźnie - A ty jesteś Hoshi. - To nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Łatwo było zapamiętać jedno imię, zwłaszcza kogoś tak nieszablonowego, jak jej towarzysz, rzadko mieli tutaj kogoś z krajów azjatyckich, do tego nowy przybysz miał wyróżniający się styl i prezencję. Dla Noemi ta cisza nie była, bynajmniej, niezręczna. Mogła w tym czasie przyjrzeć się jego pracy i nienachalnie przeskanować jego sylwetkę. - Ładnie rysujesz, naprawdę. Moje ręce są w tej sztuce, niestety, całkowicie upośledzone - Zagaiła trochę rozmowę. Chciała, by nowy poczuł, że nie musi w obozie czuć się tak samotnie, w końcu nawet i Noemi przez to kiedyś przechodziła, więc jakieś doświadczenie z tym miała.
Hoshi Usami
Re: I'm a do things my way, It's my way. Pon 11 Lut 2019, 21:41
To prawda początki zawsze były trudne. Tym bardziej dla takiej osoby jak Hoshi. Nie podobało mu się jak ludzie z obozu na niego patrzą. W sumie przyzwyczaił się, że bardziej osoby utożsamiają go z gejem. Jednak tak go Japończyk nie odkrył ją prawdziwą ma orientacje. Poza tym za obrazę jak ktoś nazwał pedałem czy ciotą to faceci najczęściej dostawali w ryja. Sposób dość brutalny, ale... skuteczny. W sumie Usami długu szukał swojego stylu, aż go odnalazł. Dlatego jest nie raz ubrany jak kolorowy motyl. Jakby nie patrzeć drzemie w mężczyźnie coś takiego ja delikatność, romantyczność. Nie raz też jest marzycielem, może dlatego, że zalicza się do duszy artystycznej. Jak teraz widać po rysowaniu. W sumie jak tutaj przybył miał pierwszą bójkę na temat swojej orientacji. Już nie pamiętał z kim tam się bił, ale o swoją dumę będzie dbał i jakiś gościu nie będzie szkalował jego dobrego imienia. Od razu wtedy zaistniał i stąd te gadanie jakby rady wyższej. Nie tylko, że jest nowy, ale by tak się nie zachowywał w tym miejscu. Wkurzony i z niesprawiedliwością właśnie po raz pierwszy tutaj przyszedł. Potem zaczął regularnie tutaj przychodzić, ale dopiero teraz spotkał Noemi. Dopiero teraz mężczyzna zdał sobie sprawę, że pomylił imię dziewczyny. - Wybacz za tą pomyłkę, trudno jest zapamiętać imiona tych wszystkich osób w tym obozie - przyznał. Było widać po twarzy chłopaka, że wyraża skruchę. No co? Trochę dobrym manier umie. Różne, wcześniejsze zmiany zamieszkania i przebywania z różnymi ludźmi jak widać coś dały. Jednak zaraz na twarzy Japończyka ukazała się znów pokerowa twarz. Zaraz Noemi zaczęła temat o rysunku. Chłopak chwilę zastanowił się co powiedzieć na to wszystko. - Z tego co wiem nie trzeba mieć talentu w tej kwestii, można go po prostu wyuczyć. - odpowiedział. Co miał kłamać? Taka była prawda. Dla nikogo kogo do tej pory znał to, że miał talent rysownicy nie było niczym fajnym czy nie wiadomą jaką zdolnością. Tak naprawdę Hoshi był w tej kwestii samoukiem. - A Ty Noemi masz jakieś hobby? - zapytał. Dziewczyna wydawała się miła i chyba chciała by Usami miał chociaż jedną bliższą osobę w tym nowym świecie jaki teraz zostało mu to ukazane. Może bardziej pokazane w innym świetle.
Noemi Enamorado
Re: I'm a do things my way, It's my way. Sro 13 Lut 2019, 01:40
Przez tyle lat w obozie Noemi jeszcze nigdy nie spotkała się z jakąś jawną i agresywną nietolerancją, więc zdziwiłaby się porządnie, gdyby była świadkiem takiej sytuacji. Ale ona nie była personą, na której można by było uskuteczniać takie rzeczy, była heteroseksualna, była niewątpliwie piękna i nie należała raczej do mniejszości kulturowych. Jedynym, z czym się spotkała był niewinny szowinizm wśród męskiej części obozowiczów, który jednak szybko i skutecznie był wyjaśniany kilkoma rzutami o matę na treningu. Noemi zdecydowanie nie należała do dziewczyn, które dawały sobie w kaszę dmuchać i potwierdzał to jej niewątpliwie silny, a także wybuchowy charakter. - W porządku, rozumiem, że można czuć się tutaj na początku kompletnie zagubionym. Po czasie nauczysz się rozpoznawać innych obozowiczów, przynajmniej tych, z twojej drużyny, bo z nimi będziesz spędzał naprawdę masę czasu. - Odparła i uspokoiła go na temat sprawy swojego imienia. Sama też często myliła imiona obozowiczów z innych drużyn, za dużo do zapamiętania miała zdecydowanie. Uśmiechnęła się także pocieszająco. Ta jego skrucha i zagubienie były nawet całkiem urocze. Och Noemi, znów zaczynasz. - Naprawdę? - Zapytała słodko i uśmiechnęła się niewinnie, odrzucając włosy na jedną stronę, lekko zakręciła jeden z kosmyków na palec. Flirtowanie przychodziło jej zdecydowanie zbyt naturalnie - Może kiedyś nauczysz mnie paru rysowniczych tricków? - Ja bardzo lubię gotować i wychodzi mi to całkiem nieźle. - Odpowiedziała na jego pytanie zgodnie z prawdą. - Lubię też piec ciasta, ale to wychodzi mi zdecydowanie gorzej. - Przyznała i nawet autentycznie się tym faktem zasmuciła. Jak można umieć gotować, ale być kompletnym nieudacznikiem cukierniczym?
Hoshi Usami
Re: I'm a do things my way, It's my way. Sro 13 Lut 2019, 17:31
Hoshi miał nadzieję, że nie zdarzy się już wyzywanie go. Jak znów do tego dojdzie to może bardziej subtelnie wyjaśni, a jak nie da znów gębę. Pewnie będzie miał karę, ale... nie da się tak traktował. - Wygląda na to, że ta drużyna jest to coś podobnego niż klasa prawda? - zapytał. Cóż... miał nadzieję, że w tego jego grupie nie będzie wiele osób, a oni nie będę mu dokuczać. Usami wiele przeżył i nie chciał miał na początku przerąbane jak wtedy kiedy był w sierocińcu. Japończyk wbrew pozorom znał się na kobietach, wiedział kiedy Flirtowały. Hoshi uśmiechnął się na te słowa dość radośnie. - Pewnie Czarnulko, jak chcesz możemy nawet teraz - odrzekł. Sam się zdziwił, że to zaproponował. No cóż... może i Usami jest zamknięty w sobie, ale nie przepuści takiej okazji. Poza tym nikt ich nie widzi. Może uda mu się przez chwilę gdy będzie pokazywać pewien typ kreski położyć swoją dłoń na jej. Gotowanie? Mniam... Może jak lepiej się poznają Azjata przyjdzie na coś dobrego do jedzenia. Może poprosi ją by go nauczyła. Zawsze o tym marzył, ale cóż... sierociniec to nie miejsce na takie rzeczy, a w rodzinach zastępczych nie miał na to okazji. - Mógłbym kiedyś przyjść coś dobrego skosztować jak ugotujesz? - zapytał. Następnie uśmiechnął się do niej szelmowsko. Jeśli chodzi o ludzi Usami już poznał jedną osobę. Jednak jeszcze o niej nie wspomniał. Może podpyta się o nią Noemi? - Znasz może taką dziewczyna Violet? Jaka ona jest? - zapytał. Jednak nie chciał zdradzać, że powiedziała, że jest jego siostrą z racji pokrewieństwa z ich matką Hekatę.
Noemi Enamorado
Re: I'm a do things my way, It's my way. Czw 14 Lut 2019, 02:46
Noemi nie należała do dyplomatek, zazwyczaj rozwiązywała wszystko siłowo na treningu, bo przynajmniej tam mogła komuś skopać dupę legalnie i tak też działo się w największej ilości przypadków. - Powiedziałabym, że to coś bardziej jak... rodzina. - Odparła, na moment zawieszając głos, dziwiąc się, że te słowa wyszły z jej ust. Ale z drugiej strony nie wyobrażała sobie powiedzieć o drużynie Asklepiosa coś innego, biorąc pod uwagę tych ludzi - Nie mogę czuć inaczej, myśląc o cierpliwości Alarica, pokojowości i żarcikach Camerona, złotych radach Charlie, skrupulatności Isaaca, przebojowości Lary, spokoju Rose, cynizmie Violet, żądzy przygód Vivi i milączej wojowniczości Corvusa. - Dodała na potwierdzenie swoich poprzednich słów. Wbrew jej własnym pragnieniom i odrzucania od siebie takiej możliwości, to po tylu latach ta drużyna stała się dla niej jak rodzina. Troszczyła się o nich, o każdego z osobna, nawet wtedy kiedy się nie dogadywali i darli ze sobą koty, to musieli się w końcu jakoś dogadać i tak zazwyczaj bywało, jakoś cechy ich wszystkich z osobna utrzymywały to wszystko w jedności. Noemi zaczęła zastanawiać się co takiego unikatowego wniesie do drużyny Hoshi. - Och, naprawdę? Nie ukrywam, że bardzo bym tego chciała. - Entuzjastycznie przytaknęła i czekała na jego ruch. Będzie jej po prostu pokazywał co ma robić? Poda jej swój drogi szkicownik do rąk i pokaże jak to robić? Noemi zawsze bardzo chętnie zapraszała obozowiczów, zwłaszcza ze swojej drużyny na obiady. Uwielbiała gotować dla innych, uwielbiała także widzieć jej zadowolone miny i słuchać komplementów na temat swoich umiejętności. Tak, Noemi mimo tego, że była bardzo pewna siebie i nie wątpiła w swoje zalety, a zwłaszcza w zalety jej aparycji, to była łasa na komplementy, bo one tylko potwierdzały jej, że warto jest się starać. - Pewnie! Staram się czasem zawsze coś ugotować dla mojej drużyny. Wspólne posiłki łączą jak nic innego. Wiesz, przez żołądek do serca. - Odpowiedziała i posłała mu pewny siebie uśmieszek, jednocześnie przeczesując palcami swoje gęste włosy. - Znam - Odpowiedziała z uśmiechem - Razem przybyłyśmy do obozu i razem się szkoliłyśmy, wbrew pozorom nie poznałam jej jakoś bardzo dobrze, ale nie jest taką szarą myszką na którą wygląda i umiejętnie posługuje się sarkazmem, czarnym humorem i lepiej mieć ją za przyjaciela, niż za wroga. A co, wpadła Ci w oko?
Hoshi Usami
Re: I'm a do things my way, It's my way. Sob 16 Lut 2019, 21:44
Mówiła rodzina? Hoshi nigdy nie użył tego słowa by określić ludzi, którzy żyli koło niego. Chodzi tutaj o te rodziny zastępcze czy tym bardziej o Sierociniec. Dla niego to były nic nieznaczące puste słowa. Może i sporo rzeczy wyniósł stamtąd jednak nie był do nikogo tam przywiązane. Zawsze musiał radzić sobie sam i nie miał znikąd pomocy. Miał dach nad głową, jedzenie, trochę nauki, ale on nikogo nie kochał tym bardziej nikt jego nie kochał. Może dla Czarnulka to miejsce tym było, ale on jak na razie tak tego nie nazwie. - Dla mnie jak na razie to kolejne miejsce, gdzie będę mieszkał - przyznał tylko tyle. W jakiś sposób szczerość Hoshiemu z czasem może być uciążliwa i ludzi tym będzie zrażał. Jednak nie raz lepiej powiedzieć okrutną prawdę niż ludzi zwodzić i oszukiwać. A własne zdanie jak dla Usami jest cenione jak i szczera rozmowa. Azjata po raz kolejny uśmiechnął się Noemi. Przekręcił stronę w swoim szkicowniku. Następnie położył go tak by leżał na jego i na jej. W sumie tak pół na pół. Następnie wręczył Czarnulne ołówek. Zrobił tak, że położył dłoń na dłoni dziewczyny. Potem odpowiednie ustawił nowej towarzyszce nadgarstek. Zaczął ruszać nim, że zrobił jej dłonią parę kresek, szlaczków, a wreszcie razem narysowali... słodkiego kotka w bananie. - To co teraz chcesz spróbować sama? - zapytał z uśmiechem. Widać, że rysunek bardzo lubi Hoshi i z tym tematem Noemi trafiła w dziesiątkę. Wyrwał tą kartkę i jeszcze podpisał się "by Wizard" oraz dzisiejszą datę. Następnie jak dziewczyna chciała to mogła spróbować, a jak coś to jeszcze Usami jej pokazał kilka sztuczek. W tym czasie dostał odpowiedź o Violet. Wysłuchał wszystko uważnie. - Cóż... nie powiem, ładna jest i ma dość niespotykaną urodę, ale spodobał mi się ktoś inny. O niesamowicie długich czarnych włosach, czekoladowych oczach oraz ponętnych ustach. Kobieta, która siedzi koło mnie. A do Violet, to no co Ty! Ona jest moją siostrą. - odpowiedział. Zastanawiał się chwilę jak zadać to pytanie. - Pewnie tak śliczna osoba jak Ty ma wielu adoratorów nieprawdaż? Strzelam, że Twoją matką jest Afrodyta - przyznał.