Czy była podekscytowana na spotkanie z matką? Sama tak by tego nie nazwała. Raczej była ciekawa tego, jak bogini się zachowa. Wiedziała przecież od Corvusa, że jej chęć uczestnictwa w tym wydarzeniu wywołała niemałe zamieszanie na zaskoczonym Olimpie. Z jakiego powodu czarna dama chciała zejść na ziemię i pojawić się w obozie? Jaki w tym miała interes? Nero na ślubie we Włoszech miała wrażenie, że matka ich obserwowała, więc czyżby pragnęła skorzystać z okazji i porozmawiać ze swoimi dziećmi? Raczej według podań nie słynęła za bardzo z matczynej miłości. A może się mylili? Czy zaciekawią ją chociaż wnuki? Czy Elisa powinna może bardziej obawiać się ich bezpieczeństwa i je chronić przed Nyks? Nie miała pojęcia, ale raczej nikt nie wspominał o bogu, który mordował swoje wnuczęta. A jeżeli będzie musiała, to stoczy walkę ze swoją własną matką, by chronić swoje dzieci jak tylko będzie potrafiła. To jednak przestało mieć chwilowo znaczenie razem z pojawieniem się Afrodyty. Włoszka spojrzała spragniona dotyku na męża marząc o tym, by tu i teraz się z nim kochać. Jej spojrzenie chyba było dostatecznie jasne, bo gdy tylko poczuła dłoń Giotto, przeszedł ją przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Kiedy jednak widziała, że mąż zaraz zacznie się do niej dobierać na dobre, zacisnęła lekko nogi sugerując mu, że to nie jest dobry czas i miejsce. Kiedy jednak nagle znaleźli się w mieszkaniu, pani Nero zaczęła oddychać nieco szybciej, podniecając się iluzorycznym dotykiem, który "czuła" na własnym ciele. Kiedy wszystko zniknęło, przez sekundę mrugała próbując się połapać oraz ochłodzić rozpalone ciało. Rzuciła tylko mężowi spojrzenie będące mieszanką pożądania i pretensji. Na szczęście zdążyła się ogarnąć na tyle, by nie wzdychać przed matką z podniecenia. Nie zdziwiło ją chłodne powitanie matki, niczego innego w zasadzie po niej się nie spodziewała. Zaskoczenie nastąpiło dopiero po chwili, gdy kobieta pogładziła Elisę po policzku. Włoszce nigdy nie zależało na imponowaniu matce czy w ogóle zaistnienie w jej rzeczywistości poza może pierwszymi miesiącami w obozie, kiedy oswajała się z tym, że jej matka żyje i teoretycznie ma szansę na kontakt z nią. Później Gatti zmądrzała. - Również się z tego cieszę - odparła wciąż nieco zaskoczona usłyszanymi słowami. Nie spodziewała się tego wszystkiego, więc było to miłe zaskoczenie. Może i nie potrzebowała uwagi matki, ale koniec końców, każdemu zrobiłoby się mniej lub bardziej miło słysząc, że jest się ulubionym dzieckiem. Nawet jeżeli kompletnie nie rozumiała dlaczego. Brunetka skinęła tylko głową Nyks, gdy ta raczej retorycznie spytała o wnuki. Nero z pewnym napięciem obserwowała poczynania bogini, bo matka czy nie, dla Elisy bezpieczeństwo dzieci zawsze będzie na pierwszym miejscu. Kiedy babcia machnęła dłonią przy swoich wnukach, Elisa była o krok dobycia broni, jednak kiedy dostrzegła grzechotki, uspokoiła się i odetchnęła z ulgą. Uniosła nawet lekko brwi zaskoczona, gdy padła deklaracja o opiece. Włoszka nie sądziła, by wnuki - zwłaszcza bez wybudzonego potencjału - ją interesowały. Tym bardziej, że jeszcze nie było wiadomo kto po kim odziedziczy moce. Zerknęła na męża, gdy uwaga padła w jego kierunku, co chyba nie było jakąś złośliwością. Przynajmniej na początku, bo zaraz spojrzała na matkę z mieszanką niedowierzania i irytacji, kiedy jednocześnie kwestionowała gust swojej córki oraz przyznała się do pomocy w ocaleniu Giotto. Za to musiała być jej wdzięczna. - Dziękuję - rzuciła więc skonstrenowana zerkając to na męża, to na matkę. Zaraz jednak skupiła się na tej drugiej, gdy znowu zwróciła się bezpośrednio do niej. Elisa niespodziewając się, nieco sztywno objęła Nyks, co chyba nawet dobrze wypadło, bo tak przecież sama bogini objęła córkę. Była jednak tym gestem zaskoczona, bo o ile sama ciemność wydawała się chłodna i zdystansowana, to jednak okazywało się, że coś tam z matczynej czułości była w stanie z siebie wykrzesać. - Kochanie, słyszałeś... mamę. Proszę, przynieś nektar - spojrzała na Nero tak, jak patrzyła, gdy czegoś bezwględnie wymagała. Nie chciała co prawda, by nagle jej mąż był pachołkiem na posyłki swojej teściowej, ale od jednej przysługi nic mu się nie stanie. Elisa siłą rzeczy zerkała co jakiś czas na swoje dzieci z uśmiechem obserwując jak Luca bawi się otrzymaną zabawką. - Mogę wiedzieć dlaczego ja jestem ulubionym dzieckiem? - spytała w końcu zatrzymjąc na dłuższą chwilę wzrok na matce. Pytanie wynikało bardziej z tego, że nie wiedziała kompletnie co mówić, a Nyks zdawała się nie inicjować kolejnych tematów. A mimo wszystko tak głupio stać i po prostu się na siebie patrzyć. Może bogini była do tego przyzwyczajona, ale Elisa siłą rzeczy nie była przyzwyczajona do kontaktu z nią. Nic dziwnego, że nie czuła się do końca komfortowo milcząc.
Mikheela Ardelean
Re: Stoły Pią 22 Paź 2021, 20:47
Akurat tego, że jej pewność siebie mogła być seksowna, jeszcze nigdy nie słyszała. Jennifer tymi słowami ściągnęła ba siebie jeszcze więcej uwagi Mikheeli. - W takim razie dobrze, że się przysiadłam.- uśmiechnęła się zadziornie do swojej rozmówczyni. Mika z pewnością potrafiła dostarczać wielu nowych doznań. Pomimo, że zrozumiała każdą dwuznaczność uktytą w słowach jasnowłosej, jej odpowiedź brzmiała niezobowiązująco i trochę tajemniczo. Jak zwykle nie posilała się na żadne obietnice, a jednocześnie nie wykluczała żadnej z możliwych opcji. Szybko odniosła wrażenie, że Jennifer może mieć na nią chrapkę i to z pewnością zachęcało ją do poznania jej lepiej. Wydawało jej się, że właśnie przysiadła się do kogoś na podobnym poziomie zwariowania. Zgodnie z sugestią Jennifer bez chwili zawahania polała im jeszcze raz. Ogromną radość sprawiało jej dzielenie się z kimś swoim ulubionym alkoholem. Najchętniej przekonywałaby do niego cały obóz, ale niestety nie wszyscy herosi byli zbyt chętni. Mika przeczesała niesfornie swoje włosy, a jej palec zaplątał się w jeden kosmyk. Na szczęście szybko się z tym uporała, więc mogła cieszyć się tą masą zalet, którymi cechowała się jej czupryna. Uśmiechnęła się półgębkiem domyślając się dokąd zmierza Jennifer w swych kolejnych słowach. Nie musiała długo czekać, żeby się o tym przekonać. Po chwili poczuła na sobie jej miękkie usta, które namiętnie ją całowały. Nie omieszkała się odwzajemnić ten gest, co wywołało dłuższą wymianę namiętnych pocałunków między nimi. Było to bardzo miłe i przyjemne, a aura Afrodyty spotęgowała to do tego stopnia, że poczuła przyjemne ciepełko w swoim podbrzuszu. Na moment zapomniała o otaczającym ją świecie, a na ziemię wróciła, gdy usłyszała głos zdesperowanego syna Ulra. Oderwała się więc od Jennifer i spojrzała na herosa z pewnym przekąsem, ponieważ właśnie przerwał jej dość przyjemną czynność. - Już ci mówiłam, że złamałabym ci serce.- przewróciła oczami i spojrzała jeszcze raz na niego z lekkim politowaniem. Przyglądała mu się chwilę, aż postanowiła zlitować się nad biedakiem. Westchnęła ciężko, jakby niechętnie się na coś godziła. Potem wstała z krzesła, pociągnęła syna Urla za szmaty i pocałowała go bezwstydnie. Nie trwało to długo, może parę sekund, aż odepchała go od siebie. - Popierdoliło ich wszystkich. - westchnęła i uśmiechnęła się dziko, jakby ten chaos poniekąd jej się spodobał. To wszystko było tak chore, że aż niesamowite.- Prosze, prosze! Ustawcie sie w kolejce, starczy mnie dla wszystkich!- zawołała, rozkładając ręce na boki otwierając się przed tymi wszystkimi napalonymi świrami. Dla beki była w stanie naprawdę całować każdego kto się do niej zgłosi, ale od tej całej bandy jej uwaga została ściągnięta na miotacza ognien pod postacią syna Hefajstosa. - No ciebie to już do reszty popierdoliło.- rzuciła w jego kierunku. Tworzyła cienki unbrakinetyczny bicz i strzeliła bim prosto w tyłek awanturnika.
Giotto Nero
Re: Stoły Sob 23 Paź 2021, 20:17
Giotto nie był kompletnie zainteresowany tym spotkaniem, co zdawał się podkreślać niemal każdym swoim gestem. Dla niego liczyła się teraz wyłącznie rodzina i dlatego też był zaabsorbowany spoglądaniem to na żonę, której pożądał jeszcze bardziej niż zawsze (co do tej pory zdawało się być niemożliwe) oraz na swoje dzieci, które grzecznie leżały sobie w wózku i prowadziły jakieś mniejsze lub większe aktywności (czyt. chrapanie lub machanie rękami, no bo co innego takie berbecie mogą robić? A tak, jeszcze ewentualnie mogą go obrzygać). Tak więc nawet nie udawał zainteresowanego, kiedy Nyks przemykała między kolejnymi półbogami chcącymi z nią o czymś porozmawiać i tylko kątem oka zarejestrował ją, kiedy już znalazła się przed Elisą. I siedział tak póki bogini nie postanowiła podjąć interakcji z jego dziećmi. Przeszywającym wzrokiem spoglądał na matkę swojej żony, której nie podejrzewał o nic głupiego, ale w przypadku nadopiekuńczego papy-Gio wystarczyło tylko zwrócić uwagę na jego dzieci, by ten był już gotów zabić drugą osobę. Na szczęścia dla Nyks i całego przedsięwzięcia zorganizowanego przez zarządców i Corvusa, bogini nie zrobiła nic głupiego, a jedynie wręczyła Lunie i Luce zabawki, co było dość miłym gestem. To jednak nie zmieniało w żaden sposób faktu, że chuja im da taka babcia, bo jak będą chcieli wyskoczyć do kina czy Elisa postanowi zrobić wieczór pokazowy zmysłowej bielizny dla swojego męża, to raczej nie będzie jak podrzucić maluchów na księżyc czy też do Tartaru, bo tylko tam Nyks bywała. O ile oczywiście nie rypała właśnie jakiegoś śmiertelnika i nie tworzyła jego żonie dodatkowego rodzeństwa. Kiedy został wywołany do tablicy, spojrzał tylko tym samym chłodnym wzrokiem co zawsze na swoją, jakby nie patrzeć, teściową i prychnął, nie mając zamiaru wchodzić w polemikę. Mogła sobie pierdolić co chciała, go to w żaden sposób nie ruszało. Za coś go ta Elisa kochała i nic Nyks do tego. Druga kwestia go jednak w pewien sposób zaintrygowała, a jednocześnie podirytowała, bo to było umniejszanie mu i jego umiejętnościom, a tego syn Fobosa nienawidził. Był zbyt pewny siebie, by pozwolić sobie na takie komentarze, dlatego już do drugiej części tej krótkiej wypowiedzi musiał się odnieść. - Nie zauważyłem - odparł tylko kąśliwie, bo w jaki sposób ona mu pomagała? Pomogła mu nie stracić oka? Nie połamać żeber i kilku kości twarzy? Pomogła im w zdobyciu Mrocznej Esencji? Dobre sobie. Pierdoliła jak potłuczona i tyle. Nic, co Giotto dokonał przez ostatnie dziesięciolecia nie było nawet w mikrym procencie jej zasługą. Po chwili znów stracił zainteresowanie teściową i wrócił do poprzedniej pozycji, czyli skrzyżowanych na klatce piersiowej rękach w delikatnym pochyleniu i z przymknięciem oczu. Na następne słowa Nyks nawet nie zareagował. Odwrócił się dopiero, kiedy żona poprosiła go o przyniesienie nektaru. Podniósł się z siedzenia i schował obie ręce do kieszeni. Spojrzał najpierw z chłodem w oczach na teściową, później bardziej neutralnie na swoje dzieci i na koniec na Elisę. Nie był na nią zły o to, że de facto wykonała polecenie matki. To były ich sprawy, on tu był tylko żeby w razie czego zabić boginię, jeśli ta choćby krzywo spojrzy na jego żonę. - Pilnuj ich - rzucił chłodnym tonem, mając na myśli rzecz jasna dzieci. Wiedział doskonale, że Elisa nie pozwoli na to, by spadł im włos z głowy, dlatego też nawet nie czekał na odpowiedź i po prostu powędrował w kierunku baru, przy którym zrobiła się duża kolejka. Syn Fobosa nie należał do najcierpliwszych, dlatego wszystkich przed sobą i dodatkowo kilka osób wokół sparaliżował mocami swego ojca do tego stopnia, że z bólu zemdleli i tym samym... nie mogli zostać obsłużeni. Dzięki temu oszczędził na czasie i już po chwili był znów przy stoliku, a kiedy dostrzegł jak Luna wyciąga w jego kierunku ręce i uśmiecha się do niego, od razu rozczulił się tym widokiem. Położył nektar na stole i nie zwracając uwagi na wszystko inne, wziął córeczkę na ręce, po czym zajął się tylko i wyłącznie nią. Nic nie musieli mówić, wystarczyły te ojcowskie spojrzenia, by zrozumieć, że nie powinno im się teraz przeszkadzać.
Jennifer de Villiers
Re: Stoły Sro 27 Paź 2021, 00:44
Pewność siebie czy też siła charakteru, w połączeniu z urodą oraz umiejętnościami, które idą w ślad za tą pewnością siebie wydawały się Jennifer cholernie seksowne, szczególnie, że mało kto posiadał kompilację tych cech na odpowiednim poziomie. Mikheela za to zaliczała się do tej szczególnej kategorii. -Zdecydowanie dobrze, że się przysiadłaś odparła nieco niższym tonem niż zazwyczaj, zdecydowanie uwodzicielskim, a na jej ustach zagrał zadziorny uśmiech. A owa tajemniczość kobiety, była intrygująca by jeszcze bardziej zwrócić uwagę Jennifer, nie była tak oczywista i przez to nieciekawa jak większość męskich podrywaczy w obozie, którzy sprawiali, że poza okresami, kiedy Jennifer napadła jakaś duża chcica na seks, kobieta zostawała w swoim pokoju. Jennifer miała identyczne wrażenie, i z każdą krótką chwilą jaką przebywała w towarzystwie Mikheeli, była pewna, że dziewczyna dałaby sobie radę doskonale z jej szalonymi pomysłami, co więcej obydwie mogłyby realizować to na co mają ochotę. I cóż Jennifer zawsze była otwarta na nowe, alkoholowe doznania, w końcu to jedna z lepszych metod, żeby poznać kulturę danego kraju, smakowanie jego alkoholi, prawda? A ci co nie chcieli się przekonać do tego alkoholu, ani nawet spróbować, to cóż ich strata. I cóż, Mikheela nie pozostała w pocałunku dłużna, co więcej pokazała odpowiedni kunszt i technikę by Jennifer chciała więcej. Córka Hel zrobiła więc wszystko co w jej mocy by pocałunek szybko się nie skończył, przy okazji najwyraźniej robiąc niezłe widowisko. Cóż niech patrzą i się uczą. Jak tylko skończyły pocałunek, do Jennifer odezwała się ładna kobieta o latynoskiej urodzie. -Ależ nie ma potrzeby być zazdrosna powiedziała i również obdarowała ją intensywnym pocałunkiem, ściskając jej cycki w trakcie pocałunku. Po czym obróciła się z powrotem do Mikheeli i nachyliła w jej stronę. -Byłam pierwsza. I obiecuję tak się tobą zająć, że już nie będziesz miała siły na innych w kolejce. Dokończymy też butelkę. Na osobności. powiedziała delikatnie kładąc dłoń na jej brzuchu i uśmiechając się zadziornie. Po czym przechyliła głowę i z niesmakiem obserwowała awanturnika. Zdecydowanie nie lubiła jak ktoś jej przeszkadzał w układaniu sobie potencjalnie przyjemnej nocy.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Stoły Sob 08 Sty 2022, 22:38
Magni na zaczepkę swojego syna, tylko prychnął pod nosem częstując się kolejnymi butelkami whisky, które otwiera i wypijał kilka łyków z gwinta. Marudził coś pod nosem po każdej, że jak coś takiego można pić i że herosi nie wiedzą jak smakuje dobry napój. To jednak nie przeszkodziło mu testować kolejnych butelek. Zbliżył się do Francuza chcąc mu najwyraźniej coś zakomunikować. - Pomożesz mi zdobyć młot, ale to jeszcze nie teraz - rzucił jeszcze do Alaude niemal tonem rozkazującym zatrzymując na dłuższą chwilę obojętne spojrzenie na synu. Mówił to jednak bardzo cicho woląc, by nikt niepowołany o tym nie usłyszał. - Lepiej namów tych baranów do tego, by stanęli u twego boku. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, chcę armii - dodał jeszcze tonem nieznoszącym sprzeciwu, nie sądząc nawet przez sekundę, że Laborde może nie wypełnić jego rozkazu. Tuż po tym wziął losową butelkę i wrócił do stołu z bogami mając w dupie zarówno swoje dzieci, które odganiał od siebie - jeżeli odważyły się podejść - a także innych ciekawskich.
Baldur uśmiechnął się, gdy do niego podeszła grupa jego dzieci. Bóg pytał wszystkie swoje dzieci jak się mają i zapewniał, że śledzi ich losy i życzy im dobrze. Nikt jednak, a na pewno nie Mia, nie spodziewał się, że Baldur w pewnej chwili położy dłoń na brzuchu swojej córki, co samo w sobie było dziwne, ale mówimy o bogach. - Jesteś brzemienna, gratuluję - odparł z małym uśmiechem, by zaraz uścisnąć nawet krótko Gordon. Dało się jedynie zauważyć jej spanikowane spojrzenie, którym obdarzyła Luke'a, swojego brata. Ten zdawał się nie być zachwycony (delikatnie mówiąc), co nawet sam ojciec wyłapał. - Synu, spokojnie. Ty też kiedyś będziesz miał syna. Tylko się postaraj - odparł spokojnym tonem błędnie odczytując reakcje Kinga. Uwaga skupiła się na innych dzieciach, a to spotkanie trwało chyba najdłużej ze wszystkich goszczących tu bogów. W końcu jednak z uśmiechem pożegnał się i wrócił na swój tron, gdzie skupił się bardziej na rozmowach z bogami, aniżeli bawiących się półbogach.
Nyks, właściwie nie interesowało nic więcej poza tą jedną córką oraz dwójką wnucząt. Bogini przyglądała się dłuższą chwilę Elisie, by w końcu na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Bo jesteś kimś, sporo osiągnęłaś. Tylko to ma znaczenie - odparła spokojnie kątem oka zerkając jedynie na Włocha, który zajął się córką. Pewne zdziwienie wywołała w niej czułość mężczyzny, której po synu Fobosa się nie spodziewała. Twarz Nyks jednak nie wyrażała nic z tych rzeczy, jedynie odnotowała to sobie w głowie. Skinęła za to nieco popędzająco córce w kierunku przyniesionego nektaru, by ta do nalała i podała im obu, skoro jej mąż nie dokończył swego zadania. Upiła odrobinę napoju, obserwując swoją córkę jak i ona tego próbuje. - Już czas na mnie. Do zobaczenia córko, wnuczęta - po tym odwróciła się na pięcie i wróciła do stołu bogów.
Afrodyta natomiast skupiła się na Balthazarze, który do niej podszedł. Uniosła swoją idealną brew, a na jej twarzy ciężko było nie zobaczyć uśmiechu satysfakcji. - Nie wypada tak niekulturalnie traktować bogów chłopcze. Jesteś jedynie PÓŁbogiem, nie zapominaj o tym - odparła nie przejmując się ani jego prośbą, ani tym, jakie emocje wyczuwała w jego osobie. Afrodyta była bliska dalszego upokarzania herosa, gdyby nie fakt, że podszedł do niej Tyr z prośbą, by obniżyła poziom napięcia seksualnego, bo impreza nieco zmienia charakter. Bogini rozejrzała się wokół z małym uśmiechem postrzegając pary albo i grupy, które rozpoczęły grę wstępną nie przejmując się nikim i niczym. Skinęła jednak głową, a wszyscy mogli poczuć, jak uczucie drastycznie spadło, jednak wciąż było wyczuwalne napięcie zwłaszcza, gdy ktoś spojrzał na nią. - Może nie złamie ci serca - rzuciła jeszcze do Balthazara zerkając na Joanne. MacGrioghair mógł poczuć swobodę zachowania oraz uderzenie miłości, które nagle wróciło nie zmieniając się ani odrobinę. Odwróciła się do Carli i Jina, który podszedł, jednak nie upiła ani odrobinę alkoholu. Wszak prosiła o wino dla siebie i córki. Nie komentowała już tego bardziej, rozumiała w pewnym sensie, że mógł być rozkojarzony po jej dotyku. - Do zobaczenia Carla. Obyś i ty Jinie przeżył - rzuciła jeszcze i z gracją wróciła do stolika dla bogów.
Godzinę później bogowie się ulotnili - goście wrócili tam, skąd pochodzili, a boscy zarządcy do swoich mieszkań. Pozostawili więc imprezę samopas licząc na to, że półbogowie będą umieli się zachować. I tak o dziwo było. Większych burd nie było, a po wyjściu bogów sami herosi zaczęli systematycznie opuszczać teren imprezy. ____________________ ZT
Każdy z uczestników otrzymuje: 20 punktów zwykłych 10 punktów boskich