Wstał jeszcze najebany. To nie było najprzyjemniejsze uczucie, zwłaszcza, że wszystko go bolało. Otworzył oczy, czego szybko zaczął żałować: od razu go zaczęło mdlić - pobiegł do łazienki. Zwymiotował i odetchnął z niejaką ulgą. Ogólnie problem zaczynał się w miejscu, gdzie nie pamiętał nic z ostatnich dwóch dni. Nie zdarzało mu się to często, więc uznał, że ktoś musiał go lekko potruć. Albo może jakaś pigułka gwałtu i więcej, o wiele więcej alkoholu niż powinien. Powodów tego stanu mogło być źle, a najgorszy był stan przejściowy od bycia pijanym po obudzeniu a przemianą tego stanu w kaca. Swoją drogą - takie zjawisko powinno mieć, ułatwiłoby to komunikację między kimkolwiek. W porywie rozsądku zdjął z siebie ubrania, wchodząc pod prysznic, w którym otworzył lodowatą wodę. Myślał, że będzie to bardzo oczyszczające dla ciała i duszy. Srogo się pomylił. Zimna woda otrzeźwiła jego skóra, przyprawiła o ból jakby polewał się kwasem. Miał na ciele kilka poparzeń, więcej zadrapań, jakiś ran z rankami i podbitą twarz. Westchnął z rozczarowaniem na siebie, zarzucił jakieś przyzwoite ubranie, okulary przeciwsłoneczne i bez namysłu ruszył do obozowego szpitala, wpraszając się na łóżko umiejscowione w wolnej sali oddziału toksykologii. Ano i tak sobie czekał na jakiegoś zbawcę, który odda mu atencję, zajmie i dowie, co siedziało w jego organizmie. Został nieźle sponiewierany w ciągu tych ostatnich dwóch dób, zatem coś musiało być na rzeczy. Czy ktoś go nienawidził? Z pewnością! Oh, zapewne wiele osób. Problem zaczynał się w tym, że nienawiść polegała na sporej niechęci względem wspólnie spędzanego czasu. Raczej nikt nie życzył Leonardo tak nielekkich obrażeń. I kaca, najgorsza była wizja nadchodzącego kaca.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Wto 18 Maj 2021, 13:27
Niepodważalne były piękno oraz możliwości Alchemii - nauki wszystkich nauk (spadaj matmo, jesteś passé). Nie oznaczało to jednak, że trzeba się do niej ograniczać na długiej drodze samodoskonalenia zwanej Życiem. Czasami warto było spróbować swoich sił w czymś innym, a równie fascynującym. Jak chociażby medycyna - rzecz podobna, a zarazem zgoła inna. Też się tu dużo mieszało i eksperymentowało, też do tego drugiego trzeba było znaleźć ofiar-... chętnych i nieustraszonych. Tylko, że tutaj horyzont był nieco bardziej zawężony. Miało się jasny cel - leczyć - co na dłuższą metę brzmiało nudno i bez wyobraźni, ale za to miało szansę uratować komuś życie zamiast je zepsuć. W obozie samych bohaterów wizja zostania kimś docenionym i pochwalonym za bardzo kusiła. Rene nie w smak było pytać o zgody i wierzyć, że znający jego wybryki lekarze dopuszczą go do pacjentów. Wykorzystał, więc fakt, że w szpitalu raczej nie robiono łapanek i przesłuchań i każdy mógł przebywać na jego terenie dopóki nie przeszkadzał. Usiadł grzecznie w kącie by nie zwracać na siebie uwagi i... czyhał. Dosłownie. Niczym przyczajony gepard, obserwował otoczenie gotów rzucić się (z pomocą) na pierwszą osobę, która, jak on, zajmie miejsce dalej od reszty "stada" i będzie zdawała się na tyle zmęczona by nie zwracać uwagi na to kto przyjdzie jej z pomocą. Szczęście się wreszcie do niego uśmiechnęło, gdy na aktualnie pustym oddziale wyłożył się mężczyzna wyraźnie niezainteresowany szukaniem pomocy, ale ewidentnie jej wymagający. Rudy nastolatek założył maseczkę na twarz, rękawice na dłonie i ruszył ze swoim podręcznym tobołkiem (spakowanym w profesjonalnie wyglądającą torbę z wielkim, czerwonym plusem na boku). - Woah, z bliska wyglądasz jeszcze gorzej. - jasne oczy chłopaka aż rozbłysły na ten widok. Dobrze, że nie było widać jak bardzo się szczerzy. - Ale nie martw się już - jesteś w dobrych rękach! Nawet nie musisz mówić mi co ci jest. Serio, widać to jak na dłoni. Zrelaksuj się i wystaw rękę. - pierwszym artefaktem wyłonionym z torby okazała się strzykawka. - To będzie jak ukłucie maciutkiego komarka. Nawet go nie zauważysz. - zapewnił. Wolną dłoń wsadził pod płaty grubego, skórzanego płaszcza by wyciągnąć... dwie fiolki. Najprawdopodobniej nie jedyne jakie się tam chowały.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Wto 18 Maj 2021, 22:02
Komentarz względem jego wyglądu zdawał się zupełnie zbędny, ale już zacisnął zęby i postanowił tego nie komentować. Zwłaszcza, że chłoptaś przebrany za doktora zdawał się emanować jedynie średniej jakości pozorami. Zaś niepokojące było dopiero niezapytanie o jakieś podstawowe informacje. Wywiad lekarskim, żeby dowiedzieć się o niezbędnym minimum. Pierdolić nazwisko, byli w Obozie, raczej oczywistym, iż nie przypałętał się tutaj przypadkowy człowiek. Tylko pytanie o alergie na składniki najpopularniejszych leków? Oh, niepotrzebne? Tragedia. Leonardo aż wzdrygnął się na tym łóżku, widząc tę całą farsę związaną ze strzykawką Syknął przy tym boleśnie i postanowił już wstać z łóżka i przenieść się na to obok lub jakkolwiek zacząć uciekać. Nie czuł się przy tym, miejmy nadzieję, lekarzu bezpiecznie. W normalnych warunkach by się nawet nie zniżył do poziomu zachodzenia do szpitala i wyleczyłby się sam, ale kac, jakieś poparzenia, obita twarz. Potrzebował kroplówki, takie było założenie Włocha gdy zjawił się na oddzielne. Ano i chciał się dowiedzieć czy ktoś go serio podtruł czy to jedynie alkohol. Złapał rękę chłopaka, w której trzymał strzykawkę i spojrzał na niego zimnym spojrzeniem z wyraźnie zaciśniętą żuchwą. Nawet zapewne pochylił się nieco na łóżku, schodząc do pozycji półsiedzącej. - Nie dam sobie wstrzyknąć czegoś przypadkowego do organizmu - zastrzegł, puszczając rękę i opadając na łóżko. Przekręcił głowę, by wyjrzeć czy nie ma na korytarzu kogoś, kto chociaż zdawał się znać na tej pracy. - W ogóle jesteś lekarzem? Leczyć mnie bez wywiadu? Chociaż mogę się domagać jakieś kroplówki czy chociażby jakiegoś wylegitymowania się? - Może coś mu już wchodziło na mózg, bo mylił instytucji lekarza z policjantem, ale to mało istotne. Ważne, ze ciągle spinał twarz i mięśnie, by jakoś opanować fale bólu, który przeszły przez ciało, gdy się zaczął tak z lekka rzucać. - Cokolwiek, kurwa, żebym chociaż się łudził na fakt, że znasz się na zawodzie - wycedził błagalnie.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Wto 18 Maj 2021, 22:43
Reakcja pacjenta była do przewidzenia - wszak po Francuzie widać było młodość, a z nią wiązało się ograniczone doświadczenie. Rene nijak to jednak nie zraziło. Nawet uśmiech nie zszedł mu z twarzy, gdy ten obcy mu, dorosły, poobijany facet o, jak wszyscy w okolicy, nadprzyrodzonych zdolnościach złapał go za rękę i powstrzymał. - Oh, nie, nie, nie. Źle mnie zrozumiałeś, ale to nic dziwnego. Ewidentnie zatrucie pomieszało ci zmysły. Ja nie zamierzam ci nic wstrzykiwać. Chcę pobrać krew do badań. W końcu jak inaczej mam się dowiedzieć co ci w niej pływa? Wiesz, na oko ciężko odgaduje się takie drobiazgi. - zaśmiał się, czekając aż zostanie uwolniony. Nie widział sensu w wyrywaniu się, pomimo iż gonił go czas. W każdej chwili do sali mogły wejść kolejne osoby. Ile z nich uwierzyłoby, że Dubois nie miał złych zamiarów? - Spójrz, te fiolki są puste. Bębenek też. Igła wciąż zabezpieczona. A wywiadu się jeszcze doczekasz, w swoim czasie. To jak, chcesz by ci pomóc czy nie? - chłopaczek miał za dobry humor mimo okoliczności i w jego głosie próżno było doszukiwać się zniecierpliwienia. Mimo to wyraźnie starał się pospieszyć dorosłego do podjęcia decyzji - wóz albo przewóz. Zgadza się na badania, albo nie. W przypadku drugiego wyboru albo czekałby go powrót do siebie z nadzieją, że "samo przejdzie" albo czekanie nie wiadomo ile czasu na kolejnego medyka, który ani nie wiadomo za ile mógł się tu zjawić, ani wcale nie musiał okazać się wzbudzać większego zaufania. C'est la vie!
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Sro 19 Maj 2021, 19:34
Leonardo stwierdził niechętnie, że lekarz jest jakoś dziwnie zagubiony w swoich zeznaniach. Z jednej strony słuszność - Włochowi mgło się przywidzieć, iż ten ma zamiar mu coś od razu wstrzykiwać, a pozory lubią mylić. O ile samoświadomy był, mógł jedynie opierać się na tym, że może polegać na sobie tylko do pewnego stopnia, a sama reakcja obiektywnie też mogła być niekoniecznie na miejscu, nieco przesadzona. Zaś w końcu chodziło o rannego herosach, w niby przyjaznych sobie szeregach szpitala. Wciąż jednak z lekarzem pochodzenia niewiadomego. Własnie to stanowiło większe lęki. Podejrzenia o nieznajomość swojego fachu, wiek królowania głupoty czy słowa chłoptasia. Raz mówi, że już wie wszystko o dolegliwościach Petrarki, a następnie, że dopiero będzie pobierać mu krew? Trochę zdawało się to niedorzeczne. - Możesz mieć rację - wydukał przez zaciśniętą szczękę, luzując ją następnie kilkoma włoskimi przekleństwami rzuconymi do siebie. Spojrzał nieufanie na fiolki i teoretycznie mogły być puste, praktycznie mogły być jakoś zaczarowane. Tylko czemu ktoś miałby go krzywdzić w takim miejscu? Brunet postanowił nieco przystopować ze swoją nieufnością, co jednak nie oznaczało całkowitego odrzucenia sceptycyzmu. Prawie wszystko go bolało lub piekło, a opanowanie w takim stanie nie jest czymś prostym - Chcę - powiedział dumnie, rozrywając rękaw swetra, wyeksponować ramię i zacząć poszukiwania żyły. Jedna nawet wyłoniła się spod skóry, kusząc sterylną igłę do nadzienia. - Ale ja chcę to zrobić - oznajmił, z nadzieją, że będzie dane mu dostać strzykawkę i samodzielnie pobrać krew od siebie. Ano i jeśli tak się stało to zapewne włożył sobie igłę gdzieś przy zgięciu łokciowym, uprzednio wiążąc ramię oderwanym kawałkiem materiału. Igłę wyciągnął, pozwalając krwi spływać z jego ramienia. Uwielbiał uczcie wyjmowania igły z żyły. Samą strzykawkę przed oddaniem lekarzowi oglądał przed oczyma, popuszczając z niej trochę krwi na podłogę. - Oddaje, byle w dobre ręce.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Sro 19 Maj 2021, 23:31
To się zawzięty pacjent trafił! Ale lepszy taki niż żaden - oto motto rudzielca. Szkoda tylko, że facet zachowywał się jak dziecko i marnował swoją półboską krew rozchlapując ją na posadzkę. Nastolatek powstrzymał się od zwrócenia mu uwagi, choć przyszło mu to z niejakim trudem. Gdyby byli teraz w pracowni (czyli pokoju) Francuza, Rene nie zdzierżyłby podobnego zachowania. Ale w szpitalu coś takiego było nawet na miejscu. - Oczywiście, że mam rację. - rzucił dziarsko i odebrał strzykawkę. Jej zawartość przelał do dwóch fiolek, równo po połowie, po czym wywalił zużyty sprzęt do kosza. - I, uwierz mi, trafiłeś w najlepsze możliwe ręce. - kontynuował samozachwalanie sprawnie żonglując buteleczkami między palcami, ani na moment nie odkładając na bok żadnej z nich, a mimo to bez najmniejszego trudu wyjmując z wnętrza płaszcza kolejne, podobne, lecz tym razem zapełnione kolorowymi, nieopisanymi płynami. Na tym jednym ewidentnie się znał - pewność z jaką wybierał odpowiednie substancje, mieszał je trzymając wszystko w dwóch tylko rękach i obserwował wyniki przypominał doświadczonego naukowca. Jasne, może odrobinę szalonego. I czerpiącego z tego stanowczo za wiele satysfakcji. Ale zapał do pracy to przecież dobra cecha, a nie wada! - Tak jak myślałem... - mruknął pod nosem i niczym magik zwinnie pochował parę fiolek po kieszeniach, inne powymieniał na kolejne, jakąś chyba wyrzucił... - Do utylizacji. Wiem już co potrzebowałem, ale dla stuprocentowej pewności - czy jest szansa, że podpadłeś komuś i przy okazji nie pilnowałeś swojego drinka podczas ostatniej doby? Jakaś imprezka na której cię poniosło przy kieliszku? A może poczęstowałeś się winem z otwartej butelki zaproponowanej ci przez ładną nieznajomą? - chłopak przewrócił oczami i westchnął. - Który z nas tak nigdy nie miał? - podczas tej gadaniny coś błysnęło w jego dłoni. Strzykawka. Tym razem była już pełna, a on wcale nie kwapił się pomachać nią przed nosem poszkodowanego i wyłuszczyć mu jej skład i ewentualne efekty uboczne. Rzecz jasna nie oznaczało to od razu, że ten mały krętacz próbował wstrzyknąć Leonardo coś z zaskoczenia i bez jego zgody. Pewnie po prostu się zagadał przeprowadzając tak wymagany przez mężczyznę "wywiad". No, bo przecież byli w szpitalu w obozie. Tutaj Włochowi (teoretycznie) nic nie groziło...
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Czw 20 Maj 2021, 01:31
Chyba zbyt śmiałym życzeniem Leonardo wykazałby się, gdyby poprosił o uchylenie rąbka tajemnicy tajemnicy w sprawie tego, o czym tak młody lekarz myślał, mrucząc sobie pod nosem. Już pomijając fakt, że gdyby naprawdę trafił w najlepsze ręce to leżałby na tym fatalnym łóżku, wierzgając się niekiedy w wymuszonej agonii przy znajomym lekarzu. Chciał czy nie chciał - niektóre mordy w tym przybytku znał. Może nie od razu z sal operacyjnych i jakiś wielkich osiągnięć obozowej medycyny, ale lepszego asystenta niż Petrarka w polowym szpitalu stworzonym w kwadrans na misji szukać zgubnie. - Nie zatrzymasz mi krwawienia? - zapytał, spoglądając na miejsce, z którego wyjął sobie wcześniej strzykawkę. Coś tutaj śmierdziało i poza rozkładającym się w pewien sposób ciałem Włocha było to zachowanie tego niefrasobliwego typa w fartuchu. Dalej czekał, czując jak ucieka z niego krew, a nawet jeśli miał wykazywać silną tendencję do samoregeneracji to ją usilne powstrzymywał by dostać jakiś ładny plasterek. Już pomijając, że kuł się sam w nieodkażone miejsce... - Chyba potrzebuję kroplówki. Zapewne od ciebie już tylko kroplówki, pomijając ten cały cyrk - spojrzał krytyczne na obracane przez chłopaka w ręku szkiełka, próbówki czy cokolwiek to było. Zaczynał czuć się bardziej jak w zoo niżeli w poważnym miejscu, gdzie chciał jedynie uzyskać pomoc. Wyjrzał jeszcze raz przez drzwi na korytarz, z nadzieją, że wyjrzy herosa lub magiczne stworzenie, które pała większym zaufaniem i profesjonalizmem. Jeszcze ten kretyński wywiad. - Nie pamiętam ostatnich dwóch dni. Znając się to mogłem chodzić po jakimś barze. O bogowie, oby to nie był patologiczny klub. Zapewne dopijałem pozostawione drinki, shoty i piwa ze stolików. Ale poza wenflonem i twoim wyjściem nie marzę o niczym więcej.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Czw 20 Maj 2021, 04:48
Czy ten facet się zaciął? Już któryś raz wspominał o kroplówce, a przecież nie on był tutaj znawcą medycyny! W sumie Dubois również, ale młody i tak święcie wierzył, że skoro potrafi wyczarować eliksir zasklepiający rany czy nawet kości, to w zasadzie wszelkie inne sposoby uzdrawiania także powinien mieć już opanowane, bądź ogarnąć w przeciągu kolejnych pięciu minut. A ten tutaj mu tylko śmie nie ufać i gadać o... - Kroplówka. Jasne. W sumie tak też można. - przyznał rudzielec po chwili namysłu i rozejrzał się za wymaganym przedmiotem. Przy okazji sprawdzania szafek znalazł też bandaże, więc rzucił rolką w skomlącego mężczyznę. Biedak krwawił - też coś. Z jego biologią mikroskopijna ranka po wkłuciu już dawno powinna się zasklepić. No, ale klient chce to klient dostaje... czy jak to tam niby szło. - Jeśli dopijanie drinków w jakimś szemranym miejscu jest u ciebie normą to nie dziwne, że aż tak ogarniasz te wszystkie procedury tutaj. - skomentował Francuz, powracając do poszkodowanego z zamówionym przez niego woreczkiem. Tyle ogarniał, że wiedział iż należy go zawiesić na "tym takim pałąku", a nawet pamiętał z wcześniejszych prób poznania interesującego go zawodu w jaki sposób go przygotować do podania. Ale łap już nawet nie próbował wyciągać do Włocha. - Wenflon też sam chcesz sobie wbić, czy jednak zaufasz trochę profesjonaliście? - zapytał z lekkim rozbawieniem.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Czw 20 Maj 2021, 17:57
Nie wzgardził rzuconym bandażem. Myślał jednak, że bandażowanie jest na niskim poziomie umiejętności medycznych i lekarz sobie poradzi z takim drobiazgiem, zakończy pracę nad Leonardo wenflonem i tyle się dziś widzieli. Same sukcesy: przeżyć w dziczy i nie umrzeć w szpitalu. Bać się o życie w szpitalu z tak błahym problemem. To dopiero było straszne, ale skoro świat schodzi na psy to Obóz zapewne też, w końcu jakąś częścią tego świata był. Petrarka odgryzł sobie kawałek materiału i jakoś nieporęcznie, jedną ręką obwiązał zakrwawione miejsce. Nie ma chuja, że to jego ostatnia wizyta w szpitalu na najbliższy czas. - Znam się medycynie, co akurat nie ma związku z moimi hulankami po barach. Gdybym często doprowadzał się do stanie nieużyteczności i przychodził na toksykologię to byś mnie kojarzył, prawda? Bo ty tu pracujesz, tak? Jesteś jakimś internistą? - Mógł się zapytać o te rzeczy od razu, ale chyba było zbyt późno, a organizm zdawał się pozbawiony większości normalnych oporów czy blokad przed ludźmi. Raczej krzyczał o pomoc do kogokolwiek i jedynie resztki rozsądku kazały Leonardo trzymać pozory kontaktowanie we wspólnej gęstości z lekarzem. Następnie mruknął coś pod nosem, zamykając oczy, by nie widzieć całej tej szopki z kroplówką i wenflonem. Przynajmniej była jakaś kroplówka, ku nadziei, że nie jest napełniona kwasem. - Chyba dobrze wiemy, że nie wsadzę sobie wenflonu samodzielnie - parsknął, wyciągając rękę. Głowę włożył głębiej w poduszkę, wyczekując aż odstawi się cyrk. - Nie obraziłbym się, jakbyś zawołał do tego pielęgniarkę, one mają w tym więcej obeznania. Zapewniam, robią to od dawna, przynajmniej wielokrotnie i codziennie. Bynajmniej się nie ograniczaj.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Czw 20 Maj 2021, 19:50
Serio użył bandażu do takiej pierdoły? Co za beksa. Rene nawet na to nie patrzył, mając o wiele ważniejsze rzeczy do roboty. Jak chociażby nieodpowiadanie na pytania Włocha i próba szybkiego przypomnienia sobie jak krok po kroku zakładało się to małe cholerstwo. Chyba trzeba było założyć opaskę uciskową, ale akurat żadnej nie miał pod ręką (czyli w kieszeni, bo w szafce obok z pewnością leżał cały ich zapas). I pewnie gość znowu zacznie mu psioczyć, że go nie odkazi, ale przecież tu chodziło o ratowanie mu życia! Czas leciał, Kostucha się zbliżał, więc nie było czasu na drobiazgi! - Nie ma sensu nikogo wołać. Tuż przed twoim przypałętaniem się tutaj akurat trafił im się większy priorytet. - rudzielec zaśmiał się pod nosem. - Przecież w innym przypadku dawno ktoś by tu zajrzał. Miałeś farta, że trafiłeś chociaż na mnie. - zapewnił, sięgnął po dłoń pacjenta i... zawahał się. Pierwszy raz odkąd podjął się zabawy w medyka w prawdziwym szpitalu przed faktycznie chorą osobą. To jednak co innego przeprowadzić wywiad czy zrobić zastrzyk - to były rzeczy, których przecież nie dało się zjebać, co nie? Ale otwieranie komuś żyły, gdy, jak sam dopiero co zauważył, byli tu sami i tymczasowo zdani jedynie na siebie? A co jeśli gościa wykrwawi? Albo gorzej - pobrudzi sobie płaszcz jego posoką? Francuzowi nie przeszkadzała krew skapująca na kafelki, ale wizja zalewającego go strumienia czerwieni zaczął jednak przyprawiać o lekkie mdłości. - ...a w sumie to jesteś pewien, że chcesz akurat kroplówkę? Nie wolisz proszka przeciwbólowego? Albo może jakiegoś eliksiru? Wiesz, alchemia jest w zasadzie jak medycyna, tylko lepsza.
Dzisiejszy dzień zaskoczył pogodą. Nie spodziewała tak pięknej pogody, więc nic dziwnego, że z wielką chęcią wskoczyła w spodenki. Na szczęście obozowy szpital to nie ten na zewnątrz, więc panował dość mocny luz jeżeli chodzi o ubiór. Były ważniejsze elementy jak fartuch i plakietka z danymi. Niby głupota, bo medyków było na tyle mało, że obozowicze powinni ich kojarzyć. Wiadomo, że gówniaki się co rusz szkolą, ale gówniaki nigdy nie mają samowolki. Zawsze są pod nadzorem, więc z nimi zagrożenia też nie było. Grey niemal cały czas spędziła na oddziale toksykologii, ale ze względu na potrzeby personelu, zajrzała też na transplantologię. No i najwyraźniej ktoś to wykorzystał. Ale gdzie do cholery reszta personelu? Nie była jedyną pracującą na oddziale. Po kilkunastu minutach wróciła na właściwy oddział i stanęła jak wryta widząc dwie osoby w pustej w teorii sali. Po chwili jednak gdy zrozumiała, że odwala się w niej coś nie tak, weszła szybko przyzywając jedną ze swoich zjaw, która ruszyła na dzieciaka. - Kim wy kurwa jesteście i co robicie na moim oddziale?! - warknęła wściekła domagając się odpowiedzi. Niemniej jednak ze względu na fakt, że dzieciak wyglądał na niepoczytalnego, zjawa złapała go za szyję i przygwoździła z ogromną siłą do ściany. Zerknęła na tego na łóżku, który wyglądał jakby zaraz miał zejść. Dla pewności jednak wyciągnęła swój boski miecz, który skierowała w stronę mężczyzny. - Ty. Gadaj co się tu odwala - powiedziała ostro nie przejmując się za bardzo tym, że w innej rzeczywistości lekarz musiał wchodzić w szpitalu wszystkim w dupę. To był jej teren i ona nie będzie akceptować zabaw w lekarza i pacjenta. Z takimi rzeczami to niech do domu spierdalają. A jak się Elisa dowie... Aż trochę im współczuła.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Pią 21 Maj 2021, 11:53
Bardzo chciał wątpić w to, co powiedział chłopak. Większy priorytet, ot, jakby jakiegoś boga mieli na oddziele to owszem, może i Leonardo byłby w stanie uwierzyć, że jakaś równość pacjentów może zostać zachwiana a priorytety się zmieniają. Jednak jeśli każdy heros jest tak samo, niedorzecznie wartościowy to słowa lekarza zdawały się co najmniej głupie. W ogóle ta cała sytuacja zakrapiała o taki absurd, że gdyby w swoim lokum Petrarka posiadał kroplówkę to z pewnością zrobiłby wszystko, by wstać ze szpitalnego łóżka i wrócić do swojej jaskini. - Gdybym potrzebował eliksiru albo proszka to chyba nie przyszedłbym do szpitala? - Głos mu się złamał, co zapewne zaczęło przypominać jakiś lament. Czy ten, kurwa, chłopczyk nie umiał naprawdę nic zrobić? Bo to zaczynało być już bardzo niepoważne i gdyby Włoch nie bał się, że może stracić przytomność w czasie ewentualnej bójki to śmiało rozważyłby przyłożenie chłoptasiowi w twarz. Zanim jednak to wszystko się zdarzyło do sali weszła jasnowłosa wybawicielka, być może ratując życie syna Hel przed nieodpowiednim personalem medycznym. Później wyciągnęła miecz. Super - szpital szybko zmieniał się w grecką tragedię. Leonardo w całej swojej niemocy przyłożył zimną rękę do rozgrzanego czoła, westchnął bezsilnie i zamknął oczy, żeby widok sufitu nie bolał go w źrenice. - Wszystko - odpowiedział kobiecie bez przekonania. - Założyłem, że ktoś mnie podtruł, wstałem bez pamięci, co działo się ostatnie dwa dni i jakoś tak, kurwa, wymyśliłem, że toksykologia będzie miejscem, które mi pomoże. Przyszedłem. Nikogo nie było. Położyłem się na łóżku i zjawił się on. Przysięgam, nie wiem kto go zatrudnia, ale powinien rozważyć swój personel - wolną ręką machnął gdzieś w stronę chłopaka, jakby już nie miało to znaczenia. Jeśli któreś z nich chce go skrzywdzić - niech się lepiej podzielą, bo najwidoczniej jest kolejka.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Pią 21 Maj 2021, 19:28
No i zjawiła się kawaleria. Dzięki Bogom! Nie żeby nie uważał, że dałby sobie radę, ale szczerze jakoś odwidziała mu się ta zabawa. I tylko trochę głupio było przyznać się przed poszkodowanym, któremu w zasadzie jedynie zmarnował czas. Skoro jednak na sali był już (chyba) prawdziwy lekarz to Rene nie widział powodu do kontynuowania tej szarady. Zostawił nieswoje szpargały, zdjął rękawiczki (ale maseczkę zostawił, bo kto wie, może ten chory to jednak ma jakiegoś wirusa?) i jak gdyby nigdy nic już miał ruszyć się z zamiarem eleganckiego opuszczenia sali, gdy na jego drodze pojawiła się jakaś maszkara. - Erm. Halloween będzie dopiero za parę miesięcy. Możesz to zabrać? - odezwał się do kobiety. Słysząc żałosne wyjaśnienia swojego ex-pacjenta odwrócił twarz i dodał pod nosem; - Nigdy nie twierdziłem, że mnie tu ktoś zatrudnia... "Albo może..? Nie, chyba nie." Zmarszczył brwi. Tak się wciągnął w swoją rolę, że sam nie był pewien czy czegoś nie chlapnął. Kurczę, a tak starał się być zawsze szczery! Niekoniecznie wylewny, ale przynajmniej niekłamliwy.
Jade Grey
Re: Oddział toksykologii Sob 22 Maj 2021, 13:52
Zostawić tylko ten grajdoł na kilka minut i już debile się schodzą. Czy naprawdę oboje mieli tak zlasowany mózg albo byli na tyle naiwni (albo jedno i drugie), by myśleć, że tak to właśnie funkcjonuje? Po tym, jak Corvus zinformatyzował cały obóz, a Elisa wprowadziła nowe metody prowadzenia szpitala? - Ty się zamknij - warknęła na młodszego, a zjawa przycisnęła go mocniej do ściany chcąc mu utrudnić oddychanie na tyle, by właśnie na tym się skupił, a nie głupim paplaniu. Zaraz jednak skupiła się na tym na łóżku i chociaż musiała przyznać, że wyglądał źle, to nie mogła się powstrzymać od zaśmiania się nad jego głupotą. No nie dało się! - Wyglądasz na starego i nie wiesz, że do szpitala przychodzi się na oddział ratunkowy, a stamtąd kierują dalej? Albo jak masz taką pilną potrzebę, to idziesz na oddziale do gabinetu lekarskiego, a nie kładziesz się na randomowym łóżku oddziale, który jest praktycznie pusty? Skąd miałam wiedzieć, że tu jesteś niby? - czy naprawdę nikt w tym obozie nie myślał? Potrząsnęła lekko głową zastanawiając się jak to rozegrać. - Założę, że cokolwiek ci jest, to ci zlasowało mózg, a nie że jesteś taki głupi. Zaraz się tobą zajmę, spokojnie - schowała nawet boską broń i skupiła się na gówniarzu, od którego wyczuwała złe wibracje. Zjawa zgodnie z jej myślami rzuciła chłopaka na wolne łóżko naprzeciwko Leonarda. Jade w międzyczasie z szafki z lekami (na kod) wyjęła ampułkę, z której od razu odpowiednią ilość odmierzyła strzykawką. Gdy tylko młodzieniec znalazł się na łóżku, kobieta wbiła mu igłę w udo, gdzie zaaplikowała lek. A co to było? Mała dawka leku zwiotczającego mięśnie, więc na pewno nie spierdoli, ale żadnych innych problemów nie powinien mieć. No, pewnie wolniej będzie mówił. - Jak się nazywasz? - spytała go, chociaż właściwie był to rozkaz, a w międzyczasie trochę nim pomiatając ściągnęła z niego ten podejrzany płaszcz, który rzuciła kilka metrów dalej na podłogę. Tuż po tym podeszła do Leo, u którego zmierzyła bezdotykowym termometrem temperaturę ciała. - Jeszcze raz, powoli. Co piłeś, jadłeś. Mówiłeś, że ile dni nie pamiętasz? - spytała spokojnie w tym samym czasie przygotowując sobie probówki i igłę do pobrania krwi. Odkaziła mu rękę w zgięciu łokcia, a następnie sprawnie i bezboleśnie wbiła igłę podkładając do niej 4 próbówki po kolei. Po tym przykleiła gazik z plasterkiem i ruszyła ponownie do szafki z lekami. - Tamten gówniarz udawał lekarza? - spytała zerkając na jednego i drugiego. Nie miała pojęcia, że w obozie takie cyrki się działy. Powiesiła zaraz torbę z płynem i mężczyzna o ile był nieuważny, nawet nie zauważył kiedy został mu podłączony wenflon w zgięciu łokcia na drugiej ręce. - To ogólny antybiotyk, który powinien ci pomóc, póki nie dowiem się, co tobie jest - wyjaśniła mu ściskając lekko torbę z lekiem, by szybciej przez rurkę dopłynął do jego krwi. - A ty masz mi coś do powiedzenia? - zerknęła na młodego chłopaka zastanawiając się czy powinna w jego sprawie od razu pisać do Corvusa czy tylko do Jellala.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Nie 23 Maj 2021, 19:30
Próżno szukać powodu czemu Włoch postanowił się od razu położyć w szpitalnym łóżku niżeli przyjąć jakieś normy i jak człowiek znaleźć się na obecnym miejscu. Może akurat nie spotkałby go incydent z dzieciakiem, którego uznał za lekarza. Warto zacząć od tego, że uznał dziecko za lekarza i prawie pozwolił mu wbić w siebie igłę. Dziecko. Za. Lekarza. Zatem absolutnie nie dziwił się, że jego poczynania zostały skomentowane w taki a nie inny sposób. Na miejscu kobiety zapewne kazałby sobie wyjść z sali, stanąć w kolejce na ratunkowym i dopiero po odpokutowaniu wrócić na oddział toksykologii. Szczęśliwie blondynka nie była Leonardo. Nawet kazała się zamknąć Rudzielcowi! To już były plusy dodatnie tej sytuacji. - Moja głupota, ale myślenie mnie dziś wyjątkowo boli. Nie chce być większym kłopotem - wystosował w nikłej linii obrony. Właściwie nawet nie musiał kłamać, bo każda myśl w jakiś sposób przybliżała go do migreny. Alkohol z niego schodził, cały organizm zdawał się bardziej odwodniony, chciał łaknąć protein, usta zaczynały nieprzyjemnie wysychać. A ostatnia osoba, która w tym pomieszczeniu określiła się niemalże jako profesjonalista - wyszarpała z Petrarki ostatnie krztyny energii. Gdyby pani doktor miała się teraz okazać partnerką w zbrodni poprzedniego młodzieniaszka, cóż, Leonardo zapewne przyjąłby to pokornie, dając sprofanować swoje żyły, czy co tam jeszcze mógł zaoferować, do działań pseudomedycznych. - Dziękuję - dodał jeszcze bardziej półszeptem, bo mówienie też zaczęło mu wychodzić równie nieznośnie co myślenie. Następnie oddał się działaniom półbogini, które jego przyćmiony mózg jeszcze rejestrował jako prawidło. Czy w ogóle jako działania słuszne i adekwatne do obecnej sytuacji. Nawet zrobiło mu się lepiej na myśl, że w końcu zajmuje się nim ktoś, kto wie co robi. - Przypadkowy alkohol, to na pewno - zmarszczył brwi, myśląc o tym, co pamięta, ale to tylko potęgowało cierpienie i raczej oddalało wspomnienia niżeli miałoby coś podziałać. - I mam dwa dni wyjęte z życiorysu, może trzy. Pamiętam jak wieczorem byłem w barze. Był wtorek, dziś mamy czwartek. Ah, oby był jebany czwartek - wypuścił z ust powietrze, wyzbywając się w ten sposób fali zimnych dreszczy. - Nie powiedział, że jest lekarzem. Nie wiem czemu tak pomyślałem, ale nie wyprowadził mnie z błędu. Miał strzykawkę. Nazwał się profesjonalistą - burknął jedynie, wtapiając głowę w poduszkę.
Rene Dubois
Re: Oddział toksykologii Sro 26 Maj 2021, 12:22
Super, duszą go. Za co? Za próbę pomocy poszkodowanej osobie? Był na miejscu, gdy ktoś obok cierpiał! Oczywiście, że chciał pomóc. Jego półboska krew aż rwała się do tego! Kurczę, zaczyna mu się robić słabo. Ciemność przesłania wizję i te sprawy. W ostatniej sekundzie świadomości dotarło do niego, że chyba jednak nie mdleje. To jego "półboska krew" właśnie dawała o sobie znać. Aktywowana przez mały pobór tlenu, zbyt dużą dawkę ekscytacji i dziwnie wygodną ścianę w którą go wgniatali postanowiła skorzystać z okazji i uciąć sobie drzemkę. Jak zwykle w idealnym momencie. Pomyśleć, że wychlał dziś tyle kawy i dalej go to nie uratowało... Podczas wymiany zdań pani lekarz z pacjentem, rudy nie-medyk nadzwyczajnie grzecznie i, biorąc pod uwagę okoliczności, dziwnie spokojnie regenerował siły. Jak zawsze w takich momentach, towarzyszyły mu przy tym dziwnie realistyczne sny na które zawsze się nabierał, choćby nie wiadomo ile razy okazywały się potem mieszać mu w głowie. Tym razem w jego wyobrażeniach agresywna kobieta od zjawy ostatecznie postanowiła go puścić i mu podziękować, gdy zorientowała się, że próbował uratować współobozowicza. Ba, zaprosiła go nawet do siebie na oddział i poczęstowała ciastem! A potem opowiadała jak bardzo przydałby im się ktoś taki jak on - odważny i zmotywowany. Musiał jej wielokrotnie odmawiać tłumacząc, że jednak woli pozostać przy alchemii. Tak ją tym zainteresował, że sama rzuciła swoją pracę i to ona została jego uczennicą! Najpierw szło jej średnio, ale potem okazała się nawet kompetentna. Wreszcie oboje wsiedli na wyczarowanego miksturami smoka i polecieli ratować innych, porzuconych na oddziałach biedaków. A to był dopiero początek ich wspaniałych przygód.
Jade Grey
Re: Oddział toksykologii Nie 30 Maj 2021, 18:44
Pokiwała tylko głową, nie wdając się w dalszą sprzeczkę na temat słuszności poczynań mężczyzny. Koniec końców nie został zamordowany przez dzieciaka czy co ten sobie tam planował, a otrzyma właściwą pomoc. Oby, o ile dowie się co pływa w jego krwi, bo przecież poskładać półboga nie jest tak łatwo. Bardzo możliwe, że w grę wchodziły eliksiry i od razu dwa jej przyszły do głowy. Nastolatek zdawał się nie być obecny i nie odpowiedział na jej pytanie, ale póki co było to jej wręcz na rękę, więc nie tykała go. Mogła w spokoju zająć się pacjentem, który potrzebował faktycznej pomocy, a nie jakiejś zabawy nastolatka. O ile faktycznie to była wyłącznie dla niego jakaś zabawa, a nie cel. Wiedziała, że Juarez boi się o kretów w obozie i niepozorny dzieciak, który być może samodzielnie podtruł drugiego faceta to brzmiało jakoś sensownie. Póki co jednak nie wszczynała alarmu, bo musi się dowiedzieć, co pływało w krwi starszego i czego młodszy tu naprawdę szukał. - Eee... Poniedziałek. Na pewno to był wtorek? - to by oznaczało, że toksyna nie działa jakoś szczególnie szybko. Może słaba dawka, a może słaba substancja. Wszystko jednak było do sprawdzenia. - Profesjonalista - parsknęła śmiechem na to, bo brzmiało to nieodrzecznie. - Dobra, idę zanieść krew do badań, zaraz wracam - rzuciła, gdy nieprzytomny sprawca nie odpowiedział znowu na jej pytanie. Zaniosła krew do laboratorium, gdzie w panelu substancji do wyszukania w obozie były z automatu też eliksiry. W tym miejscu nigdy nie wiadomo. Już po chwili wróciła z kocem, tabletem i plastikowym kubkiem. Przykryła pacjenta widząc jego drżenie, a następnie podała mu kubek wypełniony kostkami lodu. - Lek już powinien cokolwiek zadziałać, jak się czujesz? A kostki lodu possij, pomagają na usta i boleśnie suche gardło - powiedziała spokojnie dostrzegając wcześniej, że już sporo kroplówki upłynęło. - Musisz mi podać swoje imię i nazwisko - dorzuciła zaraz wklepując w ekran objawy i chcąc je połączyć z fizyczną osobą. Dzięki temu wszyscy, którzy zarządzają czyjąś pracą będą w systemie widzieli, że mężczyzna jest niedostępny w tym momencie. W międzyczasie podeszła do młodszego chłopaka, którego spoliczkowała dwukrotnie, by ten odzyskał przytomność. Dziwne w ogóle, że odpłynął, za wiele środka to mu nie dała. - Jak się nazywasz i co tu robiłeś? - spytała ostro znowu, gdy młodzieniaszek wreszcie otworzył oczy.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Wto 01 Cze 2021, 12:59
Pytanie herosa, który dopiero dziś wrócił do samoświadomości i ledwo wiedział jaki jest dzień tygodnia, o to czy na pewno był jakiś konkretny dzień tygodnia, gdy się zatracił było dość ironiczne. W końcu jakby miał tego świadomość to podzieliłby się wiedzą bez żadnych oporów. A tak pozostawało mu zgadywać i bardziej uświadamiać siebie samego, że wtorek był wtorkiem i dziś prawdopodobnie jest czwartek. Albo może w ogóle jakiś inny szalony miesiąc, ale już nie należy popadać w takie skrajności. - Wtorek - powiedział po przemyśleniach całkiem pewien odpowiedzi. Jeszcze pamiętał jak o poranku piłował kosę, a jako zwierze o pewnych rytuałach robił to regularnie z należytą pieczołowitością. Nigdy zaś w poniedziałki, bo był to dzień wymyślony przez bogów z najokrutniejszych czeluści Tartaru lub co gorsza - ludzki wymysł. Znów zaczął masować czoło okrążanymi ruchami wewnętrzną częścią dłoni. Nie wiedział czy ten gest pomaga mu z bólem czy to jednak kroplówka. Wierzył w moc lekarstw, ale nie mógł teraz zaakceptować, że działają tak skutecznie. Kiedy Pani Doktor sobie wyszła, Leonardo pozostał sam sobie, korzystając z mentalnej nieobecności wcześniej wspomnianego profesjonalisty. Przynajmniej Włoch pozostał teraz z uczuciem, że nikt go nie chce zabić. Tymczasowo, bo jednak wkroczenie do sali z mieczem i zjawą robi swoje. Przez moment Petrarka chciał nawet przywołać szkielet, co jednak na drugim piętrze szpitala w jego stanie mogło poskutkować czymś nieciekawym. - Działa - wyjąkał, biorąc w rękę kostkę lodu i sugerowane ssanie zdawało się ostatnim zastosowaniem lodu jakie przyszłoby mu do głowy. Jednak kto nie ryzykuje - nie pije szampana. Zaczął ssać i okazało się, że kolejna rzecz przyniosła mu ulgę w tym dniu rozpoczętym bezbożnymi cierpieniami. - Leonardo Petrarka - odpowiedział i aż kostka wyleciała mu z ust, spadając na podłogę. Wziął kolejną, bez siły by się martwić pierwszą. Pomijając, że w normalnych warunkach zapewne też by się nie przejmował.
Jade Grey
Re: Oddział toksykologii Pon 07 Cze 2021, 23:53
Może i było to ironiczne, ale dawało jej pewien pogląd o ile był święcie przekonany, że to był wtorek. To by oznaczało, że czymkolwiek był zatruty działało dużo wolniej, aniżeli zakładane na początku dwa dni. Niemniej jednak też nie oczekiwała od mężczyzny za wiele, bo przecież widziała w jakim jest stanie. Coś jednak musiała się dowiedzieć. Pokiwała tylko głową słysząc pewność bijącą z jego tonu, co działało na jego korzyść. Organizm zatruwał się wolniej, a więc i szansa na wyzdrowienie wzrastała. Zastanawiające było to czy ktoś chciał jedynie sprawić, żeby źle się poczuł czy to jednak był zamierzony (ale może nieudany) wyrok śmierci. Niemniej nie ona była tu od tego typu dochodzenia, więc to może sobie wyjaśni z generałem, o ile ten dopatrzy się tu właśnie próby zabicia. Nie żeby to była pierwszyzna, sama przecież całkiem niedawno próbowała zabić innego półboga, no ale jednak nie było na to za bardzo przyzwolenia. A szkoda. - To dobrze - rzuciła z cieniem uśmiechu i to nie tak, że Grey była skończoną chamówą. Nie widziała jednak sensu, by uśmiechać się do dorosłych ludzi, jakby faktycznie miało im to nagle poprawić zdrowie. Co innego dzieci, bo ich komfort psychiczny był równie ważny, co fizyczny. No ale on raczej na doświadczonego herosa wyglądał, co zostało jej zaraz potwierdzone, gdy po wpisaniu danych wyświetliły jej się podstawowe informacje oraz historia pobytów w szpitalu. Kiedy kostka lodu spadła na ziemię, jedynie kopnęła ją pod jego łóżko, by nikt się na niej nie przejechał. Sprzątane jest tu często, więc kilka kropel wody nikomu krzywdy nie zrobi. Jak widać gówniarz źle tolerował leki zwiotczające, bo po chwili znowu odpłynął nim zdążył udzielić jej jakiekolwiek informacje. Machnęła ręką, bo w sumie miała teraz problem z głowy do odebrania przez Corvusa czy innego jego sługusa. - Dobra, a miałeś jeszcze jakieś objawy? Wymioty czy coś? - zwróciła się znowu do Petrarki przysiadając na skraju jego łóżka, oczywiście tam, gdzie nie leżał rozwalony. Na szczęście tu mogła sobie pozwolić na takie zachowanie, bo poza obozem już dawno dostałaby naganę. - Wyniki krwi powinny niedługo przyjść. Sądząc po twoich objawach, ktoś próbował ciebie otruć eliksirem. Proponuję pogadać o tym z generałem, choć nie sądzę, by wykryli kto to był, o ile to nie ten młody cymbał. Może młody eksperyment na tobie robił? - wzruszyła lekko ramionami, bo póki nie mieli wyników jego krwi, mogli tylko sobie tak gdybać.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Wto 08 Cze 2021, 17:20
Zazwyczaj to by się buntował ze względu na tak bezpośrednie zagarnianie sobie jego przestrzeni osobistej, ale miał do czynienia z lekarzem. W sumie to może umierał, więc nie było czasu na strojenie foszków i bycie sobą. Właściwie to na nic nie było czasy, a jego mózg w dziwny sposób zaczął nucić refreny piosenek pokroju time to die, born to die czy, o Ironio, A little party never killed nobody. Tak teraz myślał, że o ile warstwa tekstowa i merytoryczna ostatniej piosenki zwykle stanowiła pewnego rodzaju hymn imprezowy, tak teraz Leonardo mógł się kłócić z jej przesłaniem. - Mogłem wymiotować, ale myślałem, że to kac. chociaż nie rzygam na kacu, szkoda alkoholu. Nie pamiętam dobrze poranka. Właściwie to wie, że się tutaj znalazłem. Było mi źle, wariat chciał mi coś robić ze strzykawką. Przyszłaś ty i poratowałaś mnie kroplówką. - Jęknął sobie ostentacyjnie z bólu gdy przypadkiem poruszył nogą. - I chyba ważne będzie to że mam kilka poparzeń - ręką niepodpiętą do kroplówki chwycił sweter, ukazując kilka poparzeń na torsie. W tym całym zamieszaniu o nich zapomniał. Zaś odklejające się od nich ubranie łaskawie przypomniało, że rano jego kondycja była co najwyżej okropna i zasłanianie oprzeń przyległymi swetrami mija się z rozsądkiem równie bardzo co bogowie z dobrymi decyzjami. Gdy przestał pojękiwać, a oparzenia były odsłonięte, mógł pomyśleć o rozmowie z generałem. - Myślę, że nie ma powodów do obaw i to raczej były jakieś osobiste zatargi - uśmiechnął się szelmowsko pod nosem i spojrzał na lekarkę tymi swoimi brązowymi oczętami. - Krzywdzenie tych oczu powinno być uznawane za grzech, ale co ja tam wiem. Jeśli ktoś pokusił się o pobicie mnie to rozumiem, obiektywnie można uznać, że zasłużyłem. Jak pisał Wilde: Jedynym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej. Bo nie wiem czy komuś przyświecałby większy cel otrucia mnie. No, a gdyby to był jakieś zmasowane ataki - zapewne nie bylibyśmy na pustym oddziale. Więc czy rozsądne jest powiadomienie generała? - Znów jęknął, chowając głowę bardziej w poduszkę. - Pytam poważnie, ja dziś nie potrafię złączyć wątków.
Jade Grey
Re: Oddział toksykologii Nie 20 Cze 2021, 10:27
Jade co do zasady te z była zdania, że mała imprezka nikogo nie zabiła... A potem została obozowym lekarzem i pielęgniarką na zewnątrz. Teraz już mocno polemizowałaby z tym stwierdzeniem mając w głowie setki przypadków poimprezowych czy to tu, czy w normalnym świecie. To jednak nie był czas na debatowanie nad takimi rzeczami, musiała mu pomóc na to zatrucie, czymkolwiek ono było. - Okej - mruknęła wklepując w tablet i wymioty. Zaraz jednak podniosła na niego spojrzenie, gdy wspomniał o poparzeniach. Szybko się z tym obudził, ale nie zamierzała po raz kolejny go krytykować, bo mózg zdawał się obecnie pracować na innych częstotliwościach. Aż się skrzywiła lekko, gdy doskonale widziała jak ten sweter polubił się z ranami. - I nałożyłeś sweter? O ludzie... Chyba naprawdę nieźle ciebie trzasnęło - skomentowała chwilę przyglądając się wszystkim poparzeniom. - Kupisz sobie nowy - mruknęła sięgając po nożyce do cięcia tkanin radząc sobie ze sweterkiem. Oprócz torsu przecięła także rękawy wzdłuż, by przypadkiem nie przykleił się ponownie do rany. - Zaraz wracam - dobrze, że oddział poparzeń to to samo piętro, to szybko wróciła z całym potrzebnym grajdołem. Przysunęła sobie taborecik do łóżka mężczyzny i rozpoczęła oczyszczanie ran między innymi z włosków od swetra. - To zależy od tego czy chcesz, by wyciągnął konsekwencje od tego kogoś - rzuciła, choć najpierw parsknęła śmiechem na jego słowa. - Jeżeli będzie chociaż kilka podobnych akcji, obligatoryjnie to zgłoszę Corvusowi, ale w tej sytuacji w teorii jest to twoja sprawa. Juarez pewnie i tak swoimi drogami się o tym dowie, ale ty nie musisz nic z tym robić - wyjaśniła pokrótce cały czas oczyszczając rany i starając się zrobić to jak najdelikatniej potrafi. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, dlatego przeszła do nakładania maści na poparzone miejsca.
/ Przepraszam, że tak długo.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Pon 21 Cze 2021, 01:44
Zaśmiał się, słysząc komentarz o swetrze i prędko tego pożałował, bo mimo zbawiennej kroplówki ból w mięśniach się odezwał niczym kolejny spazm. Trwało to tylko chwilę, ale z pewnością było warte tej odrobiny śmiechu. Już abstrahując od sytuacji to Leonardo nie umiał sobie przypomnieć kiedy się śmiał. Uznał to za miły dodatek do swojego jestestwa. - Nie powiem, że to mój najlepszy miesiąc - oznajmił trochę bezcelowo. Zapewne Pani Doktor nie musiała o tym wiedzieć, a taka informacja była nader zbyteczna. To jednak przywodzi na myśl filozofię Leonardo, który nie rozumiał tych wszystkich bezsensownych wymian zdań, by wyrazić swoją sympatię lub podtrzymać kontakt tak dla samego kontaktu. Teraz, gdy Włoch był pod wpływem leków, trucizny i bogowie wiedzą co jeszcze, sprawiało mu to jakieś względne radości. - Poza tym nie umiałem przyjść tu toplees - zreflektował się trochę, bo absolutnie nie widział się w sytuacji, gdzie ostentacyjnie przemierza pół Obozu z nieodzianym torsem. Pozostawił ten temat w swoich niewypowiedzianych myślach. Czym się przecież zając musiał gdy ta pozbawiała go ubrania i tak nagle wyszła. Następnie sobie trochę popłakał, gdy przyszło mu oddać się oczyszczaniu ran. - Prześpię się z tym. Twoje słowa zlewają się teraz bezsens słów z imionami i nazwiskami. Chociaż chyba lepiej, gdyby wiedział szybciej - zaczął głośno myśleć. Chociaż gdyby okazało się, że Leonardo w czasie swojej niedyspozycji narozrabiał też mogłoby być nieciekawie. Oh, tyle możliwości, że strach wybrać którąkolwiek.
/Nic się nie stało! Daj sobie tyle czasu ile potrzebujesz <3
Jade Grey
Re: Oddział toksykologii Nie 27 Cze 2021, 23:55
Uśmiechnęła się tylko rozbawiona na jego próbę zaśmiania się. Najmądrzejszy pomysł to nie był, ale nad rozbawieniem akurat ciężko było zapanować. A raczej nad tym, by pamiętać, że aktualnie nie wolno tego robić. W obozie, szczególnie na oddziale chirurgicznym często można było z sal pacjentów dosłyszeć typowe "ej, nie rozśmieszaj mnie". Czasami jakieś inwektywy przy tym szły, różnie bywało. - Następnym razem bawełniana koszulka będzie lepsza, albo satynowa koszula. Najlepiej jednak topless - zaśmiała się na koniec, bo przecież w tym obozie różne rzeczy się działy. Facet bez koszulki maszerujący po obozie to wręcz codzienność. Chwilę później wyszła na chwilę, by zaraz wrócić i poznęcać się trochę nad mężczyzną. Nie robiła tego specjalnie, starała się być jak najdelikatniejsza, ale poparzenia to poparzenia. - Pociesz się tym, że większy problem mielibyśmy, gdybyś tego bólu nie czuł - mruknęła w międzyczasie, bo jednak ból był im w życiu potrzebny. Alarmował, że coś jest nie tak, dlatego dziwiła się ludziom - co widziała pracując poza obozem - którzy przy najmniejszym dyskomforcie sięgali po tabletki. A później wjeżdżali z guzami wielkości piłki, kiedy przeciwbólówki już nie pomagały. Ból, zwłaszcza notoryczny, jest alarmem, którego nie powinno się ignorować. - Nie martw się tym, na razie to wracaj do zdrowia - uśmiechnęła się lekko i sięgnęła po tablet, który wydał z siebie dźwięk sygnalizujący, że są już wyniki badań. Zapoznała się uważnie z nimi unosząc w pewnym momencie brwi w geście zdziwienia. Obstawiała jakiś eliksir, ale nie dwa. Na szczęście mężczyzny, ktoś nieumiejętnie to robił, więc były słabsze, niż powinny być. - Dobra wiadomość jest taka, że wiemy już co ci podano. Zła, że jest to trucizna i eliksir zapomnienia. Na szczęście ktoś nie umiał do końca tego przygotować, więc słabsze jest ich działanie - wiedziała przynajmniej jak go leczyć, więc sięgnęła do szafki po kilka strzykawek, które jedną po drugiej wstrzyknęła do kroplówki. - Kilka godzin i powinno być już lepiej. A poparzenia to poparzenia, goją się w swoim tempie. Potrzebujesz jeszcze czegoś czy chcesz się zdrzemnąć? - spytała zatrzymując na nim spojrzenie.
Leonardo Petrarca
Re: Oddział toksykologii Wto 29 Cze 2021, 17:31
Nie ukrywał, że może być trudno mu zapamiętać rzeczy na "następny raz". Szczególnie, gdy zdolności poznawcze ograniczą się to rozpoznawania ubrań jedynie po ich nazwie. Pomijając fakt, że satynowej koszuli zapewne nawet nie posiadał. Chociaż może okazać się też, iż nie zdaje sobie sprawy z tym, czym satyna właściwie jest. Owszem, pogłoski o niej słyszał, ale czy rozpoznałby ją, gdyby stała przed nim w pełni swojego jestestwa? Zapewne nie. - Nie mogę obiecać, że zapamiętam. Mimo to postaram się nie zaszkodzić sobie bardziej przy następnym wypadku - oznajmił jakże olśniony swoim pomysłem. Nieszkodzenie sobie przy wypadku brzmiało bardzo dobrze. Ogólnie to warto wspomnieć, iż Leonardo wiedzę o medycynie względnie posiadał. Także potrzeba wyjaśniania niektórych rzeczy była zbędna. Jedynie z uwagi na swój zły stan i niemożność w kontaktowaniu zamiast udawania, że poradzi sobie w domu - postanowił udać się do szpitala. Zdając sobie sprawę jak to brzmi, Włoch po prostu wolał polegać na sobie niżeli na osobnikach, o których umiejętnościach, wiedzy i zamiarach pojęcia nie miał. Co też w świetle wcześniejszych wydarzeń zdawało się uzasadnione. Uzasadnione, co przyprawiłoby go o obawę w innych okolicznościach. A tak grzecznie poddawał się poleceniom doktor, ufając, że gorzej z nim i tak nie będzie. Zaś fakt, że uchroniła go przed obłąkanym pseudo stażystą świadczył o niej dobrze. Petrarka zaś powinien być jej nader wdzięczny. Ano i był. Natomiast jeśli chodzi o te wszystkie sytuacje pokroju wchodzenia/wychodzenia z sali to nieszczególnie mężczyzna zwracał na to uwagę. Ewentualnie alarm z tabletu nieco go zaniepokoił, dając silny bodziec, którego leki nie przyćmiły. - Połączanie eliksiru zapomnienia z trucizną wydaję się dość banalne, ale szczęśliwie trafiłem w dobre ręce. Przemyślę sprawę czy to zgłaszać. I dziękuję za oszczędzenie mnie od miecza - rozbawiło go to, lecz nauczony doświadczeniem, starał się wstrzymać kompulsje od śmiechu. Pojęczał jej coś jeszcze, zgadzają się ze stwierdzeniem względem bólu. Przynajmniej, kurwa, żył. - Chyba nie mam potrzeby cie dłużej niepokoić. Jedyne o czym marzę to sen. Pokusiłbym się o życzenie sobie snu nieboszczyka, ale w tej sytuacji zdaje się to niekoniecznie rozsądne. Naprawdę, dziękuję. - Już dodał, nie widząc sensu w trzymaniu kobiety ani minuty dłużej. Ona miała swoje zajęcia. On chciał się przespać. Ona go wyleczy. On zostanie uzdrowiony. Idealnie.