Mieliśmy razem podbijać świat Czw 04 Lip 2019, 22:55
Joanne Collins & Seth Royce
12 maj 2016, obrzeża obozu herosów
Czy żeby zrobić coś dobrze wystarczy to dobrze zaplanować? Cóż, Seth Royce w swojej tendencji do tworzenia idealistycznych scenariuszy był pewien, że jego plan odejścia z obozu herosów został skonstruowany bez zarzutu. Było to jak próba stworzenia żartu obejmującego całą tą społeczność, którą miał dzisiaj zostawić za sobą i ta wizja wydawała się piękna. Budziła w nim ekscytację, jakby ta nowa przygoda była po prostu ciekawą wycieczką, a nie początkiem całkowitej zmiany życiowego celu. Nie żeby posiadał jakiś konkretnie wyznaczony... i być może dlatego opuszczenie obozu i przejście na stronę No Gods było dla niego takie proste. Nie potrafił stworzyć w swoim życiu spójnej relacji przyczynowo-skutkowej, drogi która prowadziła do konkretnie wyznaczonego punktu końcowego i Seth wciąż utrzymywał, że ułatwiało mu to wiele rzeczy. Kiedy stał na leśnej polanie skąpanej w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, patrząc w gęsty las przed sobą, za którym kończyły się granice obozu, czuł doskonale że był gotowy do odejścia. Znajome podniecenie i adrenalina w żyłach sprawiały, że miał świetny nastrój. Musiał tylko załatwić ostatni mały szczegół, który miał dopełnić jego plan, a nietrzeźwy przez emocje umysł nie dopuszczał do siebie możliwości niepowodzenia. Wszystko szło jak dotąd idealnie. Przed wyjściem napisał krótkiego smsa do Joanne Collins. "Polana. Teraz.". Nie miał wątpliwości, że doskonale wiedziała o jakie miejsce mu chodziło, ponieważ to właśnie tutaj zaszywali się przez ostatnie 10 lat, za każdym razem kiedy chcieli potrenować czy też upić się do upadłego w swoim mało skromnym towarzystwie. Jakże poetyckie miejsce do rozpoczęcia wspólnej przygody! Stał więc, tyłem do obozu, przodem do wszystkiego co znajdowało się poza nim i czekał. Tego wieczoru czuł się niczym bóg. Nic nie mogło pokrzyżować jego planów.
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 10:10
Od paru dni myśli w głowie Joanne toczyły nieustanną walkę. Przeplatały się między nimi dwa lęki, gdzie jeden z nich stanie się rzeczywistością, kiedy przyjdzie jej podjąć w końcu decyzję. Chciała to odwlekać najdłużej jak się dało, jednocześnie przeklinając dzień, w którym powstał genialny plan ucieczki z obozu. Nim wreszcie miała paść decyzja o dołączeniu do NoGods, była wielce przekonana, że to jest właśnie to, co chce zrobić. W momencie, gdy wszystko stawało się coraz bardziej realne, zaczęło powstawać coraz więcej obaw i wątpliwości. Czy gniew i niechęć do własnych rodziców były wystarczającym powodem, by rezygnować z dogodności, jakie dawał im obóz? Zabrzmiał nagle dzwonek telefonu oznaczający przyjście nowej wiadomości. Joanne sięgnęła po telefon i przeczytała treść sms'a, której z resztą się i tak już spodziewała. Poczuła dziwny ścisk w gardle i strach. Musiała wybrać czy opuścić bezpieczną przystań czy stracić najdroższego przyjaciela. Choć nadal nie wiedziała co zrobić, spakowała do końca swój plecak i ruszyła na miejsce spotkania. Wszystko robiła w dziwnym amoku. Nie umiała przejrzeć własnego umysłu ani nazwać tego, co nią właśnie kierowało. Nie chciała odchodzić, a mimo to spakowała już plecak i była w drodze do polany. Stała na skraju przepaści, której dna nawet nie widziała. Mogła się wycofać i pozostać na stabilnym gruncie albo skoczyć w nieznane. Dotarła na polanę, dostrzegając już z oddali szerokie ramiona i ciemne włosy Setha. Podeszła odrobinę bliżej i zatrzymała się. - Seth, ja...- zaczęła mówić, jednak ścisk w gardle jakby odebrał jej mowę, choć może była to też wina tego, że najzwyczajniej nie wiedziała co powiedzieć. Przyjaciel był zdecydowany i pewien swego, chciał odejść i wyglądał jakby nic nie było w stanie go już zatrzymać. A ona? Tonęła we własnym strachu. Już nawet nie wiedziała czy chodzi tu o jej chęć przystąpienia do NoGods, czy o wybieranie między Roycem a obozem herosów. - Jesteś pewien, że to dobry pomysł?- zapytała, a w jej głosie dało się dosłyszeć zawahanie, chyba ten pierwszy raz od bardzo dawna. W końcu nie chciała być tak postrzegana, musiała być silna, ale ta sytuacja jako jedna z niewielu, jakie ją w życiu spotkały, ją przerastała.
Seth Royce
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 16:07
Zachód słońca wydawał się sprzyjać snuciu planów na przyszłość. Wielka niewiadoma, którą Seth widział przed sobą była ekscytująca. 13 lat w obozie, w końcu musiało mu się to znudzić. I tak nigdy nie popierał głównych założeń całej tej społeczności. Stojąc teraz na polanie widział to wyraźnie. Słysząc kroki Joanne uśmiechnął się pod nosem, odwracając się dopiero gdy zatrzymała się kilka metrów od niego i wypowiedziała jego imię. Kiedy spojrzał na blondynkę z plecakiem na ramieniu, zdawałoby się gotową do wyruszenia razem z nim w nieznane w jego oczach pojawiły się iskierki. - Jest idealnie - przywitał ją z uśmiechem, zdawało się nie widząc zawahania w jej głosie. Był za bardzo skupiony na sobie i po raz kolejny miało to skomplikować mu życie, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedział. - Nie sądziłem, że dasz radę spakować się w jeden plecak. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Sam również miał jedynie plecak ze sobą. Nie przywiązywał zbyt wielkiej wartości do przedmiotów, więc większość swojego dobytku zostawiał w obozie, skupiając się na wybraniu tylko tych najważniejszych rzeczy. Jej pytanie nie zdołało go otrzeźwić. Podszedł kilka kroków do Jo i uśmiechnął się szeroko. - Jedyny właściwy.. - zaczął, lecz gdy spojrzał jej z bliska w oczy, w końcu dostrzegł to, czego wcześniej chyba nie chciał widzieć. Całe morze wątpliwości i strach w miejscu, w którym on czuł ekscytację. Przez chwilę tylko patrzył na nią badawczo, a jego uśmiech powoli schodził z wykrzywionych ust. - Jo - mruknął, jakby prosił ją żeby przestała sobie z niego żartować. - Uciekamy stąd tak jak chcieliśmy. Nie dopuszczał do siebie myśli, że dziewczyna mogłaby się rozmyślić. Wiedział, że przecież z nim pójdzie, musiał tylko wybić jej ten strach z głowy. Royce położył jej ręce na ramionach i spojrzał w te migdałowe oczy. - Zostawmy w końcu ten irytujący obóz za sobą, co ty na to?
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 16:39
Odwrócił się w jej stronę i wreszcie mogła zobaczyć jego twarz, na której były wymalowane zadowolenie i ekscytacja. Zacisnęła zęby i odchrząknęła cicho, próbując wziąć się jakoś w garść i pozbyć się postawy spłoszonej myszy. Kącik jej ust drgnął ledwie do góry w wymuszonym nikłym uśmiechu. Czuła, że on już odszedł z obozu, choć fizycznie nie przekroczył nadal granicy. Przez jej umysł przelatywały dziesiątki myśli wprawiając ją tym w jeszcze większy amok. Nie umiała nawet przywołać dnia, w którym czuła się tak zagubiona jak teraz. Rozchyliła lekko wargi, bo czuła potrzebę albo nawet obowiązek, by odpowiedzieć coś na jego uwagę o plecaku, bo przecież normalnie by tak zrobiła. Niestety z jej ust nie wydobyło się nawet słowo. Spoglądała ja jego twarz szeroko otwartymi oczami i szukała w nim czegoś, co pomoże jej zdecydować, która droga okaże się dla niej najlepsza. - Wiem.- odpowiedziała na jego słowa po tym jak dotarło do niego, że dziewczyna się waha. W tym momencie poczuła się jakby stała pod ścianą, co łatwo dało się wysłuchać z jej żałosnego tonu głosu.- Cholera jasna, no wiem. Taki był nasz plan.- przyznała odwracając jednocześnie wzrok. Nabrała więcej powietrza do płuc chcąc w ten sposób uspokoić swój oddech, który był napędzany razem z rytmem rozszalałego ze strachu serca. Spojrzała na niego z powrotem, gdy poczuła jego dłonie na swoich ramionach. - Ale tylu rzeczy nie przemyśleliśmy. W obozie jesteśmy bezpieczni.- powiedziała z nadzieją, że jej głos brzmi choć odrobinę przekonująco. Z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak beznadziejnie brzmiały słowa, które wypowiedziała. - Poza tym, skąd możemy mieć pewność, że oni nas przyjmą? Jeśli się nie uda, nie będziemy mogli już tu wrócić.- kontynuowała wpatrując się jednocześnie w jego zielone oczy z nadzieją, że dostrzeże tam choć cień zrozumienia. Czuła, że cokolwiek by teraz nie zrobiła, będzie i tak przegrana. Seth zdawał się być stworzony do takiego życia jakie mieli członkowie NoGods. Joanne uważała, że ją uznają za zbyt słabą i to w każdym calu. Przez myśl przemknęło jej nawet, że o ile jego przyjmą, ona zostanie odrzucona. Obóz wiązał się z bezpieczeństwem, którego nic nie było jej w stanie zapewnić poza nim.
Seth Royce
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 17:47
Król Złodziei i Król Kłamstwa. Tak o nim mówili, a on chełpił się tym, że potrafił przejrzeć i oszukać każdego. Dlaczego więc tak powoli docierało do niego, że Joanne Collins wcale nie chciała opuszczać obozu herosów razem z nim? Być może dlatego, że ten jeden raz próbował oszukać samego siebie. Widział jak Jo unika jego wzroku, jak bardzo niepewna jest swojej decyzji, odmawiał jednak przyznania tego przed sobą. Joanne go przecież nie zostawi, a jego idealny plan pozostanie idealny. Z takim przekonaniem Royce zdołał się uśmiechnąć blado kiedy przyznała mu rację, jednak gdzieś w głębi duszy poczuł nieprzyjemne ukłucie, niewielką igiełkę wątpliwości i strachu, której nie zdołał wystarczająco szybko wyrzucić ze swojego umysłu. Słysząc jej kolejne słowa pełne niepewności, Seth uśmiechnął się nieznacznie, starając się żeby w tym uśmiechu przesłać jej odrobinę odwagi. - Przecież dobrze wiesz, że nie da się zaplanować każdego szczegółu naszego życia - zaczął spokojnym, niemalże cierpliwym głosem, o ile kiedykolwiek można by posądzić Royce'a o posiadanie dozy cierpliwości. - Jesteśmy tutaj bezpieczni? Raczej zamknięci w kloszu iluzji bezpieczeństwa. Nie dusisz się? Nie czujesz się jakby wpajali ci wizję świata, który tak naprawdę nie istnieje? Nikt nas tu nie ochroni, a już na pewno nie bogowie. - Zsunął dłonie na jej przedramiona, jakby chciał ją nakłonić do tego żeby wzięła go za rękę i pozwoliła mu wyprowadzić się za granice obozu. Na jego ustach wciąż tlił się lekki, obiecujący uśmiech. Urokliwy, pełen zaufania, że dziewczyna wybierze odpowiednią drogę. - Nie są na tyle głupi żeby nas nie przyjąć, jesteśmy skarbnicą informacji i wyszkolonymi herosami - odpowiedział na jej kolejne wątpliwości jak zwykle nie dopuszczając chociażby myśli o tym, że mógłby się mylić. Znał się na ludziach i potrafił chłodno, obiektywnie ocenić sytuację i miał zaufanie do samego siebie. - A nawet jeżeli coś pójdzie nie tak.. - wzruszył ramionami. - Wszystko wydaje mi się lepsze niż powrót do obozu. Żądny przygód i poczucia wolności i niezależności nie miałby nic przeciwko żeby poszwędać się z Joanne po świecie. Nawet w sytuacji, w której ktoś brałby pod wątpliwość ich kompetencje i przydatność dla NoGods, on był pewien, że szybko udałoby im się znaleźć sposób na wyprowadzenie tej osoby z błędu. Spojrzał Joanne w oczy, zastanawiając się jakim cudem nigdy wcześniej nie zauważył, że na nią jego manipulacyjne sztuczki i kłamstwa nigdy nie działały tak jak na innych. Ne potrafił jej okłamać, a ta świadomość uderzyła w niego niczym cios obuchem prosto w czoło. - Ucieknij ze mną - poprosił nieco ochrypłym głosem, kiedy igiełka strachu, że dziewczyna nie zdecyduje się na ucieczkę wbiła się odrobinę głębiej.
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 18:20
Znała Jonathana już niemal osiem lat i wiedziała, że bez niego życie w tym obozie nie będzie takiego samo. Nigdy jego cwane sztuki na nią nie działały, przez co wiedziała też, kiedy miał szczere intencje. Dlatego tym trudniej było jej się mu sprzeciwić, kiedy namawiał ja do ucieczki. Czasami miała wrażenie, że jako jedyna widzi jego prawdziwą twarz. Zastanawiało ją czy to dlatego, że go tak dobrze zna, czy może dlatego, że on jej na to pozwalał. Ciągnął ją zawsze za sobą, co nigdy nie zadziałało na jej niekorzyść. Można rzec, że sprawił, iż Joanne poczuła w końcu, że jest w odpowiednim miejscu. Mimo to nadal miała wątpliwości i bała się uciec. Wierzyła, że Seth nie próbuje jej zwieść, a namówić na życie, które jego zdaniem było lepsze. Nie wątpiła w jego intencje, ale w to czy to życie, którego pragnie jej przyjaciel jest akurat tym, którego potrzebuje także ona. - Tu wcale nie jest tak źle...- mruknęła lekko zrezygnowana. Obawiała się, że jakkolwiek by nie chciała iść i tak da mu się namówić. Kiedy wspomniał o bogach, natychmiast na myśl przyszedł jej ojciec, który nienawidził wszystkich pozostałych bogów, a nawet swoje dzieci, które winne były tylko temu, że się urodziły. Zrobiła jeden krok za nim, kiedy chciał ją prowadzić dalej. Spojrzała na jego dłoń, która trzymała jej rękę. Zacisnęła zęby próbując powstrzymać w ten sposób falę presji, która na nią spadła w tym momencie. Ostatecznie wyrwała swoje ręce z jego uścisku i cofnęła się parę kroków wstecz. - Nie mogę.- powiedziała podniesionym tonem w odpowiedzi na jego prośbę. Czuła jak gula w gardle rośnie, a oczy zaczynają piec pod wpływem narastających emocji.- Ja nie mogę, rozumiesz? Moje miejsce jest tutaj.- dodała. Chciała zabrzmieć stanowczo i zdecydowanie, ale jej postawa i drżący głos mówiły o niej coś zupełnie przeciwnego.- Ja sobie tam nie poradzę.- jej głos się lekko podłamał, jakby fakt, że wyraziła na głos swoją prawdziwą obawę napełniła ją dodatkowym bólem. Słowa, w których musiała się przyznawać do swoich słabości z trudem przechodziły jej przez gardło. - Zostań. Chcesz porzucić wszystko co tu masz?- spytała, choć wiedziała, że chłopak i tak podważy jej słowa. Był sprytny i bardzo bystry, przez co miał zawsze odpowiedź na każde jej słowa.
Seth Royce
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 19:53
Dzień, który zaczął się dobrze i miał się równie dobrze skończyć, teraz zdawał się szydzić z naiwności Setha. Kiedy Joanne zrobiła krok w jego stronę, w jego oczach coś błysnęło, a cień nadziei z pewnością dało się zauważyć na jego twarzy. Była to piękna ale i krótka chwila, która prysnęła niemalże tak szybko jak się pojawiła. Gdy Jo wyrwała swoje ręce z jego dłoni, spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy. Na jego twarzy pojawił się nieco chłodny wyraz lekkiego rozbawienia. - Jo, proszę cię, chociaż ty jedna nie daj im się zaślepić. Posłuchaj sama siebie. Nie jest tak źle?. Powiedz mi, jak źle twoim zdaniem musi być, żebyś uwierzyła mi, że należy wziąć sprawy w swoje ręce? Być może nuta złości w jego głosie przechyliła szalę tej rozmowy na jego niekorzyść? Nie bywał cierpliwy i nie potrafił hamować swoich negatywnych emocji, a naiwność blondynki wyprowadziła go z równowagi. Jak mogła mu nie ufać, że ucieczka to jest odpowiednia decyzja do podjęcia? Jak mogła zostawić go teraz, w momencie w którym ten cholerny indywidualista tak bardzo jej potrzebował? Jej kolejne słowa, zdawały się odbijać od niego niczym od muru. Serce waliło mu po części ze złości, po części ze strachu. Nie tak miało być. Pokręcił głową z niewesołym grymasem na ustach, kiedy zapewniała go, że jej miejsce jest w obozie i być może gdyby nie był taki rozgoryczony, dostrzegłby, że dziewczyna potrzebowała go wtedy równie mocno co on jej. Obawa wypisana w jej oczach była oczywista, lecz on jak zwykle postanowił być ślepym egoistą, dla którego liczyły się własne cele. - Trzymasz się tego obozu jak azylu i boisz się wystawić nos poza jego granice. Chcesz tak spędzić całe życie? - spytał ze zrezygnowaniem rozkładając ręce. - Miałem cię za odważniejszą osobę. Ostatnie słowa zawierały w sobie dość sporo goryczy, której później tyle razy żałował. Wbił w nią swoje spojrzenie, przez chwilę milcząc z nieprzeniknioną maską na twarzy. Mógłby zostać dla niej. Nigdy wcześniej nie musiał wyobrażać sobie swojego życia bez jej osoby w nim, teraz to co widział przed sobą szczerze go przerażało. Zostawienie jej za sobą nigdy nie było częścią planu. Pokręcił głową. - Szczerze? Teraz już nie wiem czy kiedykolwiek coś tutaj posiadałem - przyznał niechętnie, a jego własny głos zabrzmiał mu obco w uszach. Był chłodny, jakby zwracał się do kogoś innego niż Joanne. - Mieliśmy razem podbić świat. Tutaj? Tutaj możemy co najwyżej bawić się w fałszywych superbohaterów. Tym razem to on cofnął się o krok do tyłu. W jego oczach pojawił się cień smutku pomieszanego z nadzieją. Ta znajoma uwielbiana twarz na którą spoglądał setki razy, teraz wydawała mu się równie piękna co smutna.
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pią 05 Lip 2019, 23:37
Cały czas kontrolował ją chaos powstały w jej głowie w wyniku dylematu, przed jakim stała. Musiała wybierać między przyjacielem a obozem. Bała się świata, w którym nie może wrócić do miejsca otoczonego ochronną barierą. Tak samo nie była w stanie wyobrazić sobie swojego życia wśród herosów, gdy nie ma obok jej przyjaciela. Jednak nowe chłodne spojrzenia, jak dotąd obce dziewczynie wprawiło ją w jeszcze większy niepokój. Wiedziała, że ta jedna krótka chwila i strach jej towarzyszący sprawił, że nagle zaczęli się od siebie oddalać. Karciła się w myślach i pogrążała w postępujących wyrzutach sumienia za to, że zawodzi swojego przyjaciela. Czuła jednocześnie, że nie jest w stanie wyrzec się tego tak, jak on. - Weźmiesz sprawy w swoje ręce i co dalej zrobisz? Co zmienisz? Pomożesz zniszczyć obóz, a potem?- gniew, który wyczuwała ze strony Royce'a, automatycznie przelewał się w jej słowa jakby mimowolnie przejmowała teraz jego nastrój. Nie umiała zdefiniować swoich obecnych uczuć ani wyjaśnić ich pochodzenia. Cokolwiek by teraz nie wybrała wiedziała, że odniesie porażkę. Jego kolejne słowa nasycone goryczą były niczym oliwa dolana do ognia. Myśl, że powinna zostać w obozie coraz silniej się w niej zakorzeniała i nawet podważenie jej odwagi nie było w stanie nic tu zdziałać. W myślach zgadzała się z nim i była w stanie śmiało nazwać siebie śmierdzącym tchórzem. Dlaczego więc miała odejść stąd i nieustannie zadręczać się, że zrobiła to nie dlatego, że szczerze tego pragnęła, ale dlatego, że nie chciała stracić Setha. Była zawiedziona zarówno sobą jak i nim, bo żadne z nich nie potrafiło poświęcić się na rzecz drugiego. Zostali wystawieni na ciężką próbę. Joanne widząc nagłą zmianę z Jonathanie zrozumiała, że już oblali ten test. Z każdym kolejnym słowem wydawał jej się coraz bardziej obcy. Widziała go w jego wielu obliczach, ale w stosunku dla niej samej nigdy nie był taki jak teraz. Kolejne jego słowa były niczym nóż zbity w plecy. Dziewczyna przełknęła ślinę i spojrzała ponownie na jego twarz. Po jej minie dało się spostrzec, że niewytłumaczalny strach zaczął powoli znikać, a na jego miejscu pojawił się dziwny zawód. Można by rzec, że niemal wszystkie emocje nagle ją opuściły. - Nie, ty najzwyczajniej nigdy nie byłeś w stanie dostrzec ani tym bardziej docenić tego, co tutaj miałeś.- zaprzeczyła ponurym i oschłym tonem. Miała wrażenie, że klamka już zapadła. Nie byli w stanie dojść już do porozumienia przez co Joanne czuła jak zapada się w środku. Dopadła ją dziwna pustka, która odbierała jej zdolność prawidłowego interpretowania obecnej chwili. - To nie obóz czyni nas fałszywymi superbohaterami, ale my sami. Jeżeli na siłę masz tu siedzieć właśnie takim się staniesz.- odpowiedziała na jego następne słowa, a jej wzrok był utkwiony w jednym punkcie. Docierało do niej, że Seth nigdy nie zazna szczęścia, jeśli będzie musiał pod przymusem pozostać w obozie herosów. Tym większy smutek oplatał jej myśli, gdy wiedziała, że nie potrafi samej siebie zmusić, by uciec.
Seth Royce
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Nie 07 Lip 2019, 11:39
Seth i Joanne przez ostatnie 8 lat byli nierozłączni, kompani w zwycięstwach i porażkach, w radości i niedoli. Zawsze blisko siebie, zawsze razem, zawsze po tej samej stronie. A jednak Royce stał na środku polany patrząc na swoją bratnią duszę i widział jak każde jego kolejne słowo oddala ich od siebie. Jakby w końcu jakimś cudem dotarli do miejsca, w którym nie potrafią iść w tą samą stronę. Patrząc na ich wspólną przeszłość wydawało się to niemalże niemożliwe, a jednak im dłużej Seth przyglądał się tym dużym oczom, które przecież znał na pamięć, tym wyraźniej widział przepaść, która tak niespodziewanie pomiędzy nimi wyrosła. A być może wcale nie było to aż taką niespodzianką? Co jeśli to on był zbyt pogrążony w swoich marzeniach na przyszłość, że nie dostrzegł w którym momencie przestały one pokrywać się z potrzebami Jo? Myśl o tym, że coś takiego mogło umknąć jego czujnej uwadze przyprawiała go o mdłości. Jej gniew powinien go wtedy otrzeźwić, sprawić żeby cofnął się krok w tył w swoich przemyśleniach, jednak zamiast tego tylko wzbudził w nim większą rezygnację i złość. - Wezmę sprawy w swoje ręce i zacznę żyć swoim a nie cudzym życiem - wycedził nieprzyjemnie. - Chcesz tutaj zostać i pozwolić innym decydować za ciebie? Proszę bardzo. Ostatnie słowa były dobitne, jakby nie miał problemu z tym, że mogła go zostawić, jednak Joanne jako jedyna z pewnością była w stanie dostrzec w jego oczach jak wielkie oszustwo to było. A jednak trzymał się go, jak idiota, który wiedział że tonie ale jego duma odmawiała przyjęcia pomocy. Zawód widoczny w oczach Joanne był bolesny, jednak wolał pomieszać go z bólem związanym z poczuciem zdrady. Tak było łatwiej, mimo że z pewnością robił po prostu kolejny błąd. Jej kolejne słowa tylko przepełniły szalę goryczy. Roześmiał się, a w tym śmiechu było całe zrezygnowanie i chłód, który miał przykryć smutek i rozczarowanie. - Ty naprawdę wierzysz w to co mówisz - stwierdził z pustym rozbawieniem w głosie. - Jeżeli faktycznie miałem kiedyś coś wartościowego w tym obozie, to tylko ciebie, Joanne, ale jak widać nawet to byli mi w stanie prędzej czy później odebrać. - Jego głos był chłodny, jednak pod koniec ten lód załamał się i spod spodu dało się usłyszeć smutek. - Fałszywy bohater... brzmi jak ja, co nie? - spytał z niewesołym rozbawieniem. Odwrócił wzrok w stronę lasu, który ciemniał pod wpływem zapadającego zmroku. Emocje tworzyły chaos w jego głowie, jednak gdy spróbował się ich pozbyć żeby trzeźwo myśleć, pozostała mu jedynie zimna pustka. Nie było sensu się oszukiwać, Joanne postawiła na nim krzyżyk, a jedyną osobą której mógł za to podziękować był on sam. Jednak jego podświadomość wolała oskarżyć wszystkich naokoło, prawda? Obóz, bogów, a nawet Joanne. Taki już był, a swój błąd miał dostrzec dopiero później. - Powinienem się spieszyć? - spytał chłodno, nie patrząc na nią, a jego pusty głos dokładnie sugerował co mężczyzna miał na myśli: skoro zostajesz w obozie to pozwolisz mi odejść w spokoju czy poinformujesz kapitana drużyny o dezerterze uciekającym przez las? Był to kolejny cios w jej stronę, którego nie potrafił powstrzymać. Czy to jednak miało znaczenie? Czuł że ten most już spłonął, a przepaść między nimi była nie do przejścia.
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pon 08 Lip 2019, 15:57
Joanne w pewnym stopniu rozumiała jego niechęć względem obozu. Jednak kolejne argumenty, jakich używał próbując ją namówić do odejścia stawały się dla niej coraz mniej jasne i przekonujące. Trudno było stwierdzić czy było tak z powodu kłótni i narastających przez nią emocji, czy może próbowała przekonać samą siebie, że robi postępuje słusznie i ma rację. Prychnęła słysząc jego odpowiedź na jej lawinę pytań kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. - Czy ty siebie słyszysz?- rzuciła z dziwną pogardą w głosie. Sama sobie się odrobinę zdziwiła, gdy uświadomiła sobie jak to mogło zabrzmieć, ale wzrastająca w niej złość nie pozwalała jej ustąpić. Brnęła w to tak samo zagorzale jak Seth nie potrafiąc przez cały ten czas pojąć, jak mogli przegapić moment, z którym coś tak mocno ich poróżniło. - Bo brzmisz jakbyś sam nie wiedział co zrobisz jak tylko do nich dołączysz.- rzuciła święcie przekonana o tym, że ma rację. W tej chwili była niemal pewna swoich słów i była w stanie wmówić sobie jak jest wśród NoGods, choć w gruncie rzeczy nie miała przecież o tym żadnego pojęcia. Poczuła nagle dziwny ścisk w klatce piersiowej, jakby ktoś złapał jej serce i zacisnął na nim swoją dłoń. Gdy wytknęła mu jego brak spostrzegawczości, gdzieś w myślach miała na myśli siebie, bo ze wszystkich powodów, dla których nie chciała, by odchodził to właśnie swoją tęsknotę uważała za najgorszą do zniesienia. - A może sam pozwoliłeś sobie to odebrać?- uniosła się znowu i tym razem brzmiało to jakby miała do niego o to osobisty żal. Uświadomiła sobie jak daleko zabrnęła w swoich słowach, po czym zgasiła na moment swoje rozszalałe emocje, by znów nie powiedzieć zbyt wiele.- Wychodzi na to, że oboje nie umiemy zadbać o to co jest dla nas ważne.- przyznała. Tym razem potrafiła odnaleźć także w sobie tą niewdzięczność i głupotę. Smutek zdążył już zawładnąć jej umysłem. Jej wzrok opadł gdzieś w kierunku ziemi, bo nie umiała już spoglądać na jego bezlitosną i rozgniewaną minę. Uniosła ponownie wzrok dopiero, gdy usłyszała jego pytanie. Poczuła się odrobinę zmieszana, bo doskonale zdawała sobie sprawę ze znaczenia jego słów. - Skądże, bierz los w swoje ręce.- odpowiedziała mu jednocześnie siląc się na choć nutkę ironii i cynizmu w swoim głosie, by zatuszować pogłębiający się żal. Jeśli tak miało wyglądać ich pożegnanie, nie chciała płakać, a zamiast tego pokazać mu, że właśnie decyzja, którą podjęła sprawia, iż jest silniejsza niż mu się wydaje. Zwłaszcza po tym jak podważył jej odwagę i zdolność decydowania za siebie.
Seth Royce
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pon 08 Lip 2019, 18:46
Seth już od jakiegoś czasu widział obóz jako obraz miejsca, w którym tworzono i szkolono żołnierzy do walki w wojnie, która ich nie dotyczyła. Poświęcenie herosów, których rodzice nawet nie spojrzą w ich stronę, gdy tamci będą umierać w imię ich chwały. Idiotyczna wizjonerska społeczność robiąca młodym półbogom sieczkę z umysłu już od samego początku. Do tej pory był pewien, że Joanne również to dostrzegała. Uśmiechnął się do niej z udawaną uprzejmością, a w jego oczach błyszczały ogniki złości. - Cóż, najwyraźniej ciebie tam nie będzie żeby się o tym przekonać na własne oczy, prawda? - odpowiedział jej kpiącym pytaniem na oskarżenie, że po dołączeniu do NoGods nie będzie wiedział co dalej robić. Być może Joanne miała odrobinę racji, jednak dla Setha liczyło się tylko to, żeby każdą kolejną decyzję podejmować z myślą o swoich potrzebach. Tylko w ten sposób mógł odnaleźć sens i cel, które zgubił gdzieś po drodze swojego obozowego życia. Czy NoGods będzie lepsze niż obóz herosów? Może tak, może nie. Musiał spróbować. Seth dopiero widząc reakcję Jo na swoje słowa, zastanowił się czy nie powiedział zbyt wiele. Nie planował uświadamiać blondynki jak wiele znaczyła w jego życiu, czuł jednak że w obecnych okolicznościach nie miało to już większego znaczenia. Stracił już wszystko co miał do stracenia. - Jak miałbym cię zatrzymać przy sobie? - spytał nie patrząc na nią, a jego głos był dziwnie spokojny i racjonalny, mimo że wciąż dało się słyszeć w nim złość. - Siłą? - uniósł lekko brwi, a jego usta wykrzywił grymas. - Najwyraźniej nawet ja nie jestem aż takim egoistą. Nie było sensu przyznawać Joanne racji, że faktycznie nie potrafili zadbać o siebie nawzajem. Zdaje się, że najlepszym dowodem na to była zaistniała sytuacja. Royce żałował, że nie potrafi odwrócić się i odejść bez słowa, zostawić Joanne za sobą, z drugiej strony nie mogąc również poświęcić się i pozostać dla niej w obozie, w którym się dusił. Jego idealny plan brzmiał teraz jak naiwny żart. Jego niecierpliwe ręce wyciągnęły z kieszeni kurtki paczkę papierosów działając zupełnie bez wiedzy umysłu. Odpalił go i zaciągnął się dymem, niestety nie odczuwając z tego względu żadnej ulgi. Pokiwał głową słysząc przyzwolenie od Joanne na odejście. W końcu spojrzał na nią. - Tak zrobię - odpowiedział oschle, mając jednocześnie ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że powinna się wściec, podnieść alarm, zwołać kapitanów, dać mu powód do tego, żeby zostawienie jej było dla niego łatwiejsze. Wypalił papierosa w ekspresowym tempie, a niedopałka zgasił przydeptując na mokrej trawie. Jego umysł działał w spowolnionym tempie, jak we śnie, kiedy uciekasz przed czymś, jednak twoje ciało porusza się ociężale, jakbyś próbował biec pod wodą. Powinien już odejść, jednak nie potrafił zmusić swoich nóg do poruszenia się. Jakaś daleka cząstka jego umysłu miała wciąż cień nadziei, lecz kiedy spojrzał na Joanne, ta nadzieja rozpłynęła się w wilgotnym leśnym powietrzu. Cholerny idiota.
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Pon 08 Lip 2019, 19:46
Miała dziwne przeczucie, że mimo kłótni nadal próbował ją podpuścić do tego, by odeszła z obozu. Brzmiało to dla niej jednak jak dziwna manipulacja, która miała sprawić, że dziewczyna ulegnie jego presji. Przez to, że takie myśli zaczęły ją nachodzić odnośnie słów, które były do niej kierowane jeszcze bardziej upierała się w tym, że powinna zostać. Nie chciała odchodzić tylko po to, by zadowolić Seth'a. Trudno jej było nawet uwierzyć, że właśnie czeka aż ona wymięknie i zgodzi się pójść. Jego gniew stał się nagle ciężarem, którego nie umiała udźwignąć na swoich barkach. Wzbudzało to w niej ogromne wyrzuty sumienia. Wiedziała, że w tej chwili zawiodła go w najgorszy możliwy sposób, ale mimo to nie umiała wyprzeć się własnych obaw i nowej myśli o tym, że w tej chwili nie da sobą dyrygować. - Lepiej nawet na tym wyjdziesz. Żadna kula u nogi nie będzie ci wadzić po drodze.- powiedziała cynicznie, tym samym potwierdzając, że nie będzie jej obok, by sprawdzić czym będzie zajmował się Seth po dołączeniu do NoGods. W tej chwili nie zdawała sobie nawet sprawy z tego jak idiotycznie musiały brzmieć jej słowa. Była w silnym amoku i łapała się czego popadnie, by jakkolwiek podeprzeć swoją postawę w tej kłótni. Gdy mówił o niej poczuła znowu tą nieprzyjemną gulę w gardle. Nie umiała mu nawet odpowiedzieć, bo doskonale wiedziała, że zaciąganie jej siłą byłoby jeszcze gorsze od tego co się obecnie między nimi dzieje. Poza tym działało to we dwie strony, a jego słowa uświadomiły ją, że jeśli żadne z nich nie poświęci się dobrowolnie to muszą się pożegnać. Właściwie i tak zabrnęło to już tak daleko, że żadne prawdopodobnie nie mogło się wycofać. Na myśl o tym wszystkim jej oczy mimowolnie się zaszkliły, co Joanne natychmiast próbowała ukryć, więc zamrugała szybciej. Stała jak wryta, gdy Royce oświadczył stanowczo, że odchodzi, co było skwitowaniem ich całej kłótni. Patrzyła w jego stronę i przygotowywała się z bólem w piersi na to, że syn Lokiego zaraz odwróci się na pięcie i zniknie gdzieś w leśnej gęstwinie. Toczyła wewnętrzną walkę, bo choć czuła w sobie silne rozgoryczenie, towarzyszyła temu także potrzeba zachowania Setha przy sobie. Z jednej strony chciała odejść udowadniając mu, że nie będzie gonić za jego zachciankami, a z drugiej miała ochotę rzucić mu się na szyję i błagać by został. Nie umiała już nawet wydobyć z siebie żadnego słowa. Bała się wyobrazić sobie jak zabrzmiałby teraz jej głos stłumiony żalem, który ją obezwładniał.
Seth Royce
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Wto 09 Lip 2019, 10:04
Słysząc jak Jo nazywa siebie kulą u nogi skrzywił się, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ta rozmowa zaszła zdecydowanie za daleko i przez pryzmat gniewu zaczynali dostrzegać wszystko jak przez zakrzywione lustro. Z drugiej strony nie było możliwości żeby to odwrócić czy powstrzymać. - Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia - uznał tylko, a Joanne mogła się jedynie domyślać co miał na myśli. Być może w kilku kwestiach jednak udało mu się ją okłamać? Sięgnął po swój plecak z ziemi i zarzucił go sobie na ramię. Cisza która między nimi zapadła była jak wyrok oznaczający, że jedyne co mogą teraz zrobić to rozejść się na swoje strony. Royce wyprostował się i spojrzał na Joanne. Jej oczy lśniły i chociaż jeszcze nie płakała, Seth przez chwilę miał ochotę rzucić plecak i wziąć ją w ramiona. Nie poruszył się jednak, zamiast tego odwracając wzrok i marszcząc lekko czoło, jakby tym gestem mógł narzucić sobie obojętne emocje. - Mógłbym powiedzieć, że zawsze możesz zmienić zdanie ale.. To chyba nie ma znaczenia. - Wykrzywił usta w czymś na wzór uśmiechu. Nie potrafił się zmusić do tego żeby znowu na nią spojrzeć. - Wracaj, zanim ktoś zacznie mnie szukać - odparł cicho w stronę pustki między nimi i odwrócił się do blondynki plecami. Poprawił plecak i zmusił nogi do ruszenia przed siebie, chociaż wydawało mu się, że każdy kolejny krok przychodził mu coraz trudniej. Powstrzymał w sobie chęć odwrócenia się za siebie i wszedł między drzewa po kilku krokach znikając w leśnym mroku.
/zt
Joanne Collins
Re: Mieliśmy razem podbijać świat Wto 09 Lip 2019, 11:26
Z jej perspektywy Seth mógł mieć na prawdę wiele rzeczy na myśli. Jedna z nich wydawała się być może najbardziej oczywista, ale czy to właśnie nie ona powinna sprawić, że wolałby zostać zamiast teraz odchodzić? Było to bardzo egoistyczne postrzeganie tej sprawy ze strony Joanne, ale w inny sposób nie umiała wyprzeć tego dziwnego wrażenia jakby wiedziała o co w tej chwili mu chodziło. Wolała to przykryć zupełnie innymi podejrzeniami i pozwolić mu myśleć, że ma rację. Być może rzeczywiście dostrzegali wszystko przez zakrzywione zwierciadło, ale najwyraźniej stali po jego przeciwnych stronach, gdzie każde kierowało się podobnymi emocjami i powodami, ale dążyli za to do zupełnie innych celów. Rozchyliła delikatnie wargi chcąc coś powiedzieć, ale jednocześnie nie wiedziała jakich słów mogłaby teraz użyć. Próbowała ostatni raz dostrzec jego szmaragdowe oczy, jednak nie śmiał teraz nawet na nią spojrzeć. Pokiwała głową z rezygnacją, co było oznaką, że zdążyła już zrozumieć, że to co zostało dziś powiedziane pozostało nie do odwrócenia. Tu ich drogi się rozchodziły w przeciwnych kierunkach. Gdy usłyszała jego ostatnie słowa, wzięła głębszy wdech chcąc powstrzymać emocje przed wydostaniem się na zewnątrz. Widziała tylko jak Seth odwraca się do niej plecami i rusza przed siebie. Wpatrywała się pustym i beznamiętnym wzrokiem jak znikał. W końcu pozostała przed nią jedynie granica polany, która kończyła się gęstym lasem. Dopiero wtedy pozwoliła uwolnić żal i przeklinała siebie w myślach za to, co się stało. Zrezygnowana i pozbawiona swojego kompana odwróciła się w stronę obozu i ruszyła przed siebie.