Mimo wszystko i tak odrobinę się martwiła. Wiedziała, że dzisiaj to prawdopodobnie Giotto zniszczyłby całą ziemię i okoliczne planety zostawiając tylko ten skrawek nienaruszony, gdyby tylko ktoś próbował mu w tym przeszkodzić. Była spokojna, nie panikowała, zresztą w Palermo nigdy nie czuła większych obaw, choć sensu nie miało to żadnego. Jej rodzinne miasto nie uratuje jej, bo tu się urodziła. Tu też z pewnością były potwory i inne rzeczy, które im zagrażały, ale tu poza obozem czuła się najbezpieczniej. Wiedziała, że najchętniej widziałby ją teraz (i nie tylko teraz) nago, ale stety bądź niestety czasu na to nie mieli. I prawdopodobnie była to bardzo dobra sytuacja, bo inaczej mogliby nie zdążyć na własny ślub, gdyby zatracili się w sobie na miękkim łóżku. Dlatego tylko się zaśmiała nie spodziewając się innej odpowiedzi, a ta zawsze będzie ją mimo wszystko bawiła. To chyba miłość. Skinęła głową przyjmując do wiadomości taki stan rzeczy. Nie była z tego powodu niezadowolona czy nawet zła, bo świadków miała gdzieś. To za niego chciała wyjść, a nie by konkretne osoby poświadczyły, że będą pilnować tego związku, który i tak mają w dupie. Jeśli miałby być Folk, to by to w pełni akceptowała, bo na to psychicznie była nastawiona. Oczywiście o ile w takiej sytuacji widziałaby go tylko w urzędzie, bo dalej zamierzała spędzić czas tylko z mężem. Miała już nawet pewne rzeczy w międzyczasie pozałatwiane. W samochodzie panowała cisza, choć Elisa trzymała ukochanego cały czas za dłoń robiąc kciukiem kółka na jego dłoni. Gdy już dojechali na miejsce, Gatti pomogła mu opuścić samochód, a następnie wejść do odpowiedniej sali, gdzie stanęli naprzeciwko siebie. Dopiero wtedy Włoszka skinęła głową świadkowi, by ściągnął materiał z oczu Giotto. Uśmiechnęła się ciepło i po kilku chwilach zerknęła na urzędnika, który rozpoczął krótką ceremonię. Przyrzekli sobie miłość, wierność i kilka innych ważnych rzeczy, podpisali dokumenty i w końcu sfinalizowali to namiętnym pocałunkiem. Następna była sesja w plenerze, na której miała wrażenie, że nawet Gio nie jest tak niechętny i ponury jak zwykle. Choć teoretycznie nic się nie zmieniło w ciągu tych kilkunastu minut, to jednak była jeszcze szczęśliwsza niż z poprzednim stanem cywilnym i nazwiskiem. Teraz jest tak, jak powinno być. Po sesji ona miała dla niego niespodziankę i zabrała go na piękny, duży jacht, który był przyozdobiony lampkami i kwiatami. Przez pierwsze kilkanaście minut mieli sesję jeszcze na wodzie, by w końcu zostać (prawie) sam na sam. Kucharze podali im kolację do stolika, w tle grała spokojna włoska muzyka i było po prostu perfekcyjnie.
Nie można się dziwić dobremu nastrojowi Giotto, skoro zrobił w końcu to, czego od dawna chciał, a na co brakowało mu odwagi. Był spokojnym człowiekiem, dlatego też nie stresował się w żaden sposób ślubem. Wiedział, że wszystko się uda, że wszystko im podpowiedzą i ich nakierują oraz że żeni się z najwłaściwszą dla siebie kobietą. Wszystko to wyglądało tak jak powinno i tym samym, Nero zyskał energię również do tego, by nie wychodzić na księcia ciemności podczas ślubnej sesji. Doskonale wiedział, że jego żonie bardzo zależało na tej pamiątce, dlatego też przemógł się i starał się zachowywać normalnie, choć przed obiektywem czuł się trochę niekomfortowo. To nie był jego żywioł. Widząc jednak szczęście wypisane na twarzy Włoszki, był w stanie to przełknąć i nawet wymusić kilka uśmiechów, które zapewne dodały mu uroku. Kiedy już sesja się skończyła, dotarli na jacht i zostali tylko z obsługą oraz kapitanem tej łajby, Nero poczuł się w końcu wolny. Dopiero teraz zeszło z niego całe napięcie, które nie było mocno odczuwalne, ale jednak mu towarzyszyło. Gdy kucharze przenieśli się do innej części jachtu, nie chcąc im przeszkadzać, Giotto w końcu mógł zachowywać się normalnie i rozmawiać z Elisą tak, jak lubił. Spojrzał na żonę w sukni ślubnej, chcąc dobrze zapamiętać ten widok. Mieli to co prawda na zdjęciach i przyglądał się jej już w urzędzie, ale to nie było to samo. Teraz mieli wieczór dla siebie, który na pewno będzie należał do najlepszych w ich życiu. Szybko przeniósł wzrok na jej rozanieloną twarz, która zdradzała tyle pozytywnych emocji i która tak emanowała miłością, że aż serce zabiło mu mocniej. Tylko Elisa potrafiła patrzeć na niego w taki sposób. Mimowolnie uśmiechnął się lekko, prezentując jeden z najbardziej uroczych uśmiechów, jakie pojawiły się na jego twarzy w całym życiu. Naprawdę rozczulił go ten widok. - Smacznego, żono - zwrócił się do niej jej oficjalnym tytułem i zanim chwycił sztućce, przejechał palcem po swojej obrączce, której potem zaczął się intensywnie przyglądać. W dalszym ciągu z uśmiechem na ustach. W pewnej chwili jego oczom ukazało się coś dziwnego. Nietoperz siedział na poręczy jachtu, spoglądając spokojnie na nich jedzących kolację. - Nietoperz tutaj? - spytał ukochaną, cały czas spoglądając na zwierzę. Po chwili dopiero zrozumiał, o co tu chodzi, gdy już nietoperz odleciał. - Miałem dziś koszmar - zaczął. - Ojciec rozmawiał ze mną - dodał. - Jak widać twoja matka też już wie - zasugerował, bo obecność nietoperza na ich jachcie w tak nietypowej pozycji wiązała się tylko z jednym: nad wyraz dziwną aktywnością nocnego zwierzęcia, którymi jak wiadomo często wysługiwała się Nyks. - Więc jednak patrzą - rzucił niedbale, bo nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia i wrócił do konsumpcji, zachwycając się przygotowanym daniem. Ale czegoż mógł się spodziewać po swojej żonie? Było przecież wiadome, że Elisa wybierze coś totalnie pod jego gusta kulinarne. Jak widać już zaczęła się spełniać w roli małżonki, której obowiązkiem jest dbać o swojego męża. Pan Nero złapał Panią Nero za dłoń i pogłaskał ją kciukiem po niej, delektując się nie tylko pastą, ale również swoją żoną w tym pięknym wydaniu.
Elisa też się nie denerwowała, jak to niektóre panny młode. Z drugiej strony tak naprawdę Giotto zrobił jej przysługę i nie miała czym się stresować. Męża ma idealnego, miała piękną suknię, a o samą krótką ceremonię się nie bała. To, co mogłoby jej momentami ciśnienie podnieść, to ewentualnie wpadki tuż przed weselem. A to nie dojechała suknia, a to tort spieprzyli i tak dalej i tak dalej. To wesele chyba bardziej stresowało, bo każda kobieta chciała, by było idealne, a nie sam ślub. Przynajmniej ona tak myślała, bo nie miała pojęcia czego się stresować, jeśli bierze się ślub z odpowiednią osobą. Pani Nero też odetchnęła z małą ulgą, gdy wreszcie zostali sami. Nie musieli zachowywać się w konkretny sposób w urzędzie czy nawet trochę na sesji, gdzie fotograf momentami sugerował im jak się ustawić, by zdjęcia wyszły pięknie. To ostatnie jej się podobało, ale co by nie mówić, chciała pobyć sam na sam ze swoim świeżo upieczonym mężem i swobodnie się przy nim zachowywać. Ona za to przyglądała się jemu zapamiętując każdy szczegół jego przystojnej buźki z tym pięknym ciałem w idealnie skrojonym garniturze. Ten lekko uniesiony kącik ust, cieszące się oczy pełne miłości. Wszystko próbowała sobie osadzić głęboko w pamięci, by zawsze z nią było. Dlatego gdy uśmiechnął się nieco bardziej, jej serce zabiło szybciej na ten widok. Chyba pierwszy raz widziała na jego twarzy tak duży (jak na niego) uśmiech i tak uroczy. Naprawdę kochała go całym sercem. - Smacznego, mężu - odpowiedziała dumnie ciesząc się z tego, że wreszcie mogą tak się do siebie zwracać i jest to prawda, a nie takie tylko pieszczotliwe zwroty. Zerknęła na jego obrączkę, której się przyglądał i później swojej. Musiała przyznać, że były bardzo ładne. Była ciekawa czy się do niej przyzwyczai i miała już o to pytać, gdy mężczyzna się odezwał pierwszy. Obejrzała się przez ramię dostrzegając wzbijające się do lotu zwierzę, by wrócić do niego spojrzeniem pełnym zdziwienia. Nie spodziewała się, by jej matka na tyle się nią interesowała, by chcieć zobaczyć córkę w sukni ślubnej czy inne dla nich farmazony. Wolała jednak tą wersję od tego, co chwilę później padło z ust Gio. Westchnęła cicho nie mając pojęcia jak postąpić. Wizje ukochanego zawsze ją niepokoiły i nie wiedziała czy powinna o nią teraz pytać czy jednak przynajmniej dzisiaj odpuścić. - Co to za koszmar? - spytała w końcu cicho wcześniej wzdychając nad swoim charakterem. Nie umiała odpuścić wiedząc tyle i bardziej by się martwiła nie wiedząc, niż wiedząc o najgorszej przyszłości jaka ich czeka. Nie panikowała jednak póki co, dlatego też powoli zajęła się zajadaniem. Niemniej oczekiwała od niego konkretnej odpowiedzi i Nero nie chcąc przedłużać o tym dyskusji, powinien doskonale to wiedzieć. Może uda im się po tym na nowo odzyskać dobry nastrój pomimo tych okropieństw, które najwyraźniej na nich czekały w przyszłości?
Giotto nie mógł przyznać, że podobała mu się cała ta otoczka, bo tak naprawdę ta ceremonia była dla niego pewnego rodzaju problemem. To, że nie okazywał swojego niezadowolenia, nie oznaczało, że jest zwolennikiem tego typu pierdół. Jeśli o niego chodziło, to on wolałby po prostu podpis pod papierami i tyle, resztę już powinni w swoim gronie załatwiać. Tymczasem te wszystkie deklaracje, obrączki, świadkowie... Nero był pozbawiony takich uczuć jak potrzeba dostosowywania się do obyczajów, dlatego też nie robiło to na nim wrażenia. Wiedział jednak, że Elisa tego chciała, a to z kolei był już argument nie do przebicia - musiał z tym żyć, co wcale nie było takie trudne. Pytanie o koszmar go nie zaskoczyło, bo Giotto jako dziecko Fobosa miał tylko takowy kontakt ze swoim ojcem. Były to najczęściej wizje, mające wzbudzić u niego uczucie strachu, dotyczące zawsze Elisy i ich nienarodzonego jeszcze dziecka, bo tak naprawdę to były jedyne strachy Włocha. Wiedział też, że żona nie odpuści i że nie ma sensu zachowywać tego dla siebie, tak jak miało to miejsce przeważnie. Czasem jednak jej o czymś mówił i w tym wypadku również postanowił. - To co zwykle - odparł spokojnie. - Ty i dziecko. Oddalacie się ode mnie i gdy tylko już was doganiam, znikacie, a w wasze miejsce pojawia się mój ojciec - dodał, nie chcąc robić z tego żadnej afery. - To przekleństwo bycia potomkiem boga strachu. Tylko w taki sposób Fobos się z nami kontaktuje - przyznał, bo nie było to dla niego coś nowego. Nie robiło też na nim wrażenia to, że ojciec autentycznie zainteresował się w jakiś sposób jego życiem i postanowił zjawić się akurat w dzień ślubu pod postacią mrocznej wizji. Dostrzegając niepokój i troskę na twarzy Elisy, powoli położył swoją dłoń na jej i pogłaskał ją po niej, by później unieść jej rękę delikatnie i wymusić wysunięcie palca, na którym miała obrączkę. - To nie żadne wizje - zaznaczył. - Fobos nie czyta przyszłości, tylko strach - Giotto wyraźnie dojrzał w czasie związku z Elisą, bo był w stanie wyjawić jej nawet swoje strachy, do których przecież nikomu się nie przyznawał. Chciał być postrzegany jako silny wojownik bez strachu, jednakże doskonale oboje wiedzieli, że takowy nigdy nie istniał i nie będzie istnieć. - Nie stanie wam się krzywda. Urodzi się, wychowamy je i zestarzejemy się razem. To jest moja wizja na naszą przyszłość - powiedział pewnie, chcąc ostatecznie zażegnać ten nieciekawy temat i skupić się na czymś, co jest dużo istotniejsze. Córka Nyks powinna docenić to, że Nero pogodził się już z decyzją o dziecku i teraz nie ukrywa nawet swojej niecierpliwości, by w końcu je zobaczyć. Rok temu przecież inna nosiła jego dziecko w swoim łonie i niestety nie było im dane się poznać. Po chwili splótł palce ich dłoni i spojrzał spokojnie w oczy Elisy, chcąc w ten sposób zaszczepić jej swoje opanowanie. - Cieszę się, że zostałaś moją żoną - przyznał, co było dość dziwne jak na niego, bo nie dość, że uzewnętrznił się nienormalnie jak na niego, to jeszcze zakończył to wszystko czarującym uśmiechem, który także nie był do niego w żaden sposób podobny. Ale cóż, ten dzień był magiczny i warto było, by dalej taki był, nieważne że już powoli zapadał zmrok.
Jasne, że Elisa zdawała sobie sprawę, że dla Giotto podsunięte pod nos papiery do podpisu, choćby podczas zwyczajnego obiadu załatwiłyby sprawę. Wiedziała, że to nie jest jego żywioł, więc tym bardziej doceniała te wszystkie starania i w związku z zaręczynami i ślubem. Niemniej Elisa doskonale wiedziała, że jej już mąż doskonale wiedział, o jakim ślubie kobieta myślała, bo marzyła o tym dawno temu i jednak zgoła wyglądał on inaczej. Przede wszystkim nie byli herosami, więc takie to marzenie było właśnie. Włoszka byla nieco zaniepokojona tym, co właśnie zobaczyła i usłyszała, chociaż jak już było zaznaczone, nie panikowała. Nie można było jednak się dziwić, że spytała o słonia w pokoju, bo wiadomym było, że to pytanie padnie. Była więc mu wdzięczna, gdy zaczął cokolwiek odpowiadać, choć początek nie wskazywał na to, że dowie się czegoś konkretnego. - Rozumiem - mruknęła, chociaż ta odpowiedź nie do końca ją satysfakcjonowała. Wiedziała, że to jedyna forma kontaktu i że ukochany prawdopodobnie nie wciska jej teraz kitów. Mimo wszystko coś jej w tym wszystkim nie pasowało, stąd tez pewnie niepokój malujący się na jej twarzy w tym momencie. Gdy pogładził ją po dłoni, posłała mu ciepły uśmiech wdzięczna za to, że próbuje ją w jakiś sposób uspokoić. Na niewiele jednak to się zda, póki nie pozna odpowiedzi na kłębiące się w niech od kilku chwil pytanie. Miała wrażenie, że Włoch nie mówi jej wszystkiego w tym momencie. - Powiedziałeś, twoja matka też już wie. To nie brzmi jak coś, o czym Fobos by jej powiedział. O twoich obawach po prostu. Brzmi to poważniej - zauważyła, bo chociaż nie chciała psuć im dnia i wieczoru, to jednak nie chciała być też oszukiwana, nawet "dla własnego dobra". Nie chciała jednak wyciągać z niego tego siłą, więc liczyła na to, że po prostu powie jej to, co powinna usłyszeć i oczywiście będzie to prawda. Uśmiechnęła się lekko na ten pozytywny jego obraz mając nadzieję, że tak właśnie będzie wyglądać przyszłość ich i dziecka. Prawda jednak była taka, że nie zamierzała teraz godzinę dywagować nad wizją Giotto czy też Fobosa, wiadomo o co chodzi, a jedynie chciała poznać jej treść. Rozmowy o tym mogą toczyć za kilka dni, gdy wrócą do szarej rzeczywistości. - Ja też się z tego powodu cieszę - uśmiechnęła się szeroko zerkając to na ich splecione dłonie, to na jego czarującą twarz. Po kilku chwilach podniosła się z miejsca i podeszła do ukochanego sugerując mu, by trochę odsunął się od stołu. Wtedy rozsiadła się na jego kolanach ewidentnie zadowolona. - Państwo Nero jedzą z jednego talerza, czyż nie? - uśmiechnęła się słodko wiedząc, że ryzykuje ubrudzeniem tej cudownej sukni, ale z drugiej strony istniały pralnie. Choć wolałaby aby ukochany ściągał z niej czystą suknię, a nie w sosie, to jednak większa chęć była do jedzenia z jednego widelca.
Giotto Nero
Re: Włochy - Elisa i Giotto Sob 03 Paź 2020, 23:59
Młode małżeństwo nie zrozumiało się w tej kwestii, co było winą oczywiście lakonicznych odpowiedzi Giotto. Elisa błędnie zinterpretowała wszystkie jego słowa, przez co musiał to wszystko skorygować i nic w tym dziwnego, skoro operował takimi ogólnikami. Dobrze chociaż, że córka Nyks nie wykazywała jakiegoś mocnego zdenerwowania, bo to by była dopiero akcja, gdyby przez pewne niedomówienie pani Nero zaczęła się mocno niepokoić i wyrażać to nie tylko poprzez mimikę twarzy, ale również werbalnie. - Wybacz - zaczął. - Mówię mało konkretnie, bo dobrze mnie znasz i zawsze wiesz, co mam na myśli - dodał. - Fobos wie, że się pobraliśmy. I Nyks również, o to mi chodziło - sprostował, nie chcąc dalej dywagować nad tą kwestią, bo resztę już Włoszka sama sobie dopowie. Wizje przesyłane przez Fobosa w formie koszmarów to była standardowa procedura, gdy bóg strachu chciał się w jakiś sposób porozumieć ze swoim potomkiem. Giotto doświadczał tego zaledwie kilka razy do roku, choć często można było to uznać za zły omen. Ostatnim razem, gdy Fobos mu się objawił we śnie, sprzedał mu wizję śmierci jego dziecka, co wkrótce potem się wydarzyło. Giotto nie wierzył jednak w żadne zabobony i proroctw ojca nie traktował aż tak poważnie, wszakże prekognicja nie była jego domeną. Kiedy Elisa podniosła się i zaczęła obchodzić stół, Nero odsunął się wraz z krzesłem, by ukochana mogła zająć miejsce na jego kolanach. Doskonale przecież wiedział, że o to chodzi i już chwilę później brunetka była bardzo blisko niego. To tak a propos tej wcześniej wspomnianej wiedzy na temat tego, co druga połówka ma na myśli. Widząc jej słodki uśmiech, po raz kolejny w trakcie tego weekendu rozczulił się w jakiś sposób, czego oczywiście nie dał po sobie poznać. Mimiką twarzy nie zdradzał tego, że serce biło mu mocniej, a myśli zmierzały w tak przyjemne rejony, że aż trudno byłoby Nero posądzić o takie wizje. Ponadto fakt, że wypowiedziała kwestię, która należała głównie do niego i od niego w ogóle wyszła, tym bardziej podobało mu się to wszystko. Objął za plecami żonę i spojrzał na talerz, który zawierał jeszcze jakąś 1/3 porcji. Skinął porozumiewawczo głową, nie siląc się na żadne słowa, skoro oboje wiedzieli, jaka jest jego odpowiedź. Nim jednak nałożył makaronu na widelec, najpierw położył na udach Elisy swoją czystą serwetkę, by ewentualny kapiący sos nie poplamił jej sukni. Miało być przecież idealnie, więc za kilka godzin miał z niej ściągać czystą suknię. Nałożył makaronu wraz sosem na widelec i zaczął karmić nim swoją żonę, mając przy tym nienaturalny dla siebie wyraz twarzy - delikatny uśmiech. Następny kęs należał już do niego. - Teraz dużo lepsze - stwierdził spokojnie, jak gdyby faktycznie ślina Elisy na jego widelcu miała sprawić, że potrawa stała się dużo lepsza. Wiadomym było, że to była zwykła kurtuazja, ale kto mu tego zabroni? No i czy żona ma coś przeciw, gdy mąż stwierdza, że to ona jest najważniejszym składnikiem dania? - Muszę ci się przyznać do czegoś - zaczął po chwili. - Miałem problem z wyborem miejscem oświadczyn. W pierwszej chwili chciałem to zrobić nad wodospadem, ale uznałem, że to miejsce ma już swoją magię i pora dać ją kolejnemu. Wyglądało to chociaż w połowie tak jak marzyłaś? - spytał szczerze, będąc trochę niepewnym tego, czy Elisa doceniła to wszystko, co zrobił dla niej tego weekendu. Oczywiście podświadomie wiedział, że Włoszka jest wniebowzięta i że wszystko poszło tak jak należy, ale chciał to usłyszeć bezpośrednio dla spokoju ducha. To była jedyna rzecz, do której przyłożył się nie tylko fizycznie czy mentalnie, ale również uczuciowo. Wykrzesał z siebie maksimum i chciał, by zostało to docenione. Może trochę egoistycznie, ale co z tego?
Elisa Nero
Re: Włochy - Elisa i Giotto Nie 04 Paź 2020, 23:07
- Ach, okej. To brzmi lepiej - przyznała z małym uśmiechem, dopiero po chwili przetrawiając to i aż zerknęła w miejsce, gdzie chwilę wcześniej siedział nietoperz. Doprawdy zadziwiło ją to, że ich rodzice zainteresowali się nimi do tego stopnia, by dowiedzieli się o ich ślubie i postanowili ich na swoje sposoby ich odwiedzić. Chociaż tak prawdę mówiąc wolała nietoperza za gościa czy nawet prawdziwą wersję Nyks - o ile byłaby dosłownie na moment, by za bardzo im nie przeszkadzać - która teoretycznie miała ją całe życie w dupie, niż jej "troskliwego" ojca. Od razu też się uspokoiła, bo choć nie był to nie wiadomo jaki poziom niepokoju, to jednak nieco się przestraszyła tego, co Fobos mógł mu przekazać podczas koszmaru. Zwykle to nie były za przyjemne rzeczy, więc nawet nie dopuściła możliwości, że zrobił to tylko po to, by pogratulować synowi. Stąd między innymi to drobne nieporozumienie. Wiedziała, że zwykle to jego rolą jest podkreślać to, że jadają dosłownie razem, dlatego między innymi postanowiła to wypowiedzieć. Wszak teraz jego słowa były w zupełności prawdziwe biorąc pod uwagę, że od kilku dobrych godzin byli państwem Nero. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, gdy rozłożył na jej nogach sporą materiałową serwetkę, by chociaż spróbować uchronić tę część sukni. Przypadłby się jakiś fartuszek albo... śliniaczek, gdyby chcieli uchronić tą najbardziej zagrożoną część. Istniała jednak spora szansa, że nic z widelca nie spadnie i nie odbije się od jej części gorsetowej. W końcu na co dzień rzadko to się zdarzało. Ostrożnie zjadła zawartość widelca przyglądając się ukochanemu z zafascynowaniem. Nigdy w życiu nie widziała, by tyle się uśmiechał. Nawet za dziecka, gdzie przychodziło mu to z większą łatwością niż obecnie. - Cieszę się, że pomogłam - stwierdziła tuż przed tym cicho i krótko się śmiejąc. Słyszała to już nie raz i jak na totalnie nieromantycznego Giotto, było to coś, przez co ten romantyzm i czułość się na co dzień przebijała. - Kochanie, było o niebo lepiej, niż to sobie wyobrażałam - uśmiechnęła się ciepło głaszcząc go kciukiem po policzku. - Zresztą niezależnie czy wybrałbyś wodospad czy Palermo czy nawet nasze łóżko, nie mogłabym być bardziej szczęśliwa, niż mając ciebie za męża - wyjaśniła dokładnie jak to wyglądało z jej perspektywy i pocałowała go czule chcąc podkreślić i przypieczętować to, co właśnie powiedziała. Nie rozpędzała się jednak i po krótkim, czułym pocałunku wrócili do jedzenia jego porcji, a następnie jej. - Panie proszą panów - szepnęła wstając z jego kolan i czekając aż złapie jej wyciągniętą dłoń jasno sygnalizując, że chciałaby się pobujać to lecącej spokojnej muzyki bądź nawet do szumu morza. Obojętnie, byle w jego objęciach.[/b]
Informacja o tym, że oświadczyny się udały i że wyglądało to jeszcze lepiej, niż Elisa sobie wyobrażała, była miodem na jego serce. Co prawda spodziewał się, że jest w tym dużo kurtuazji i pewno gdyby kobieta się dobrze zastanowiła, to jednak wymyśliłaby jeszcze lepszą wersję tego wydarzenia. Wszakże to ona była tą bardziej romantyczną personą w ich towarzystwie. Giotto jednak wystarczyło to co usłyszał, by wszelkie niepewności i głupie myśli zostały w mig zażegnane. Wiedział doskonale, że ukochana jest w cudownym nastroju i że on walnie się do tego przyczynił, co napawało go dumą, skoro ostatnio trochę ją zaniedbywał. Kiedy pocałowała go czule, przeszedł go przyjemny dreszcz po kręgosłupie, a sam akt został przez niego celowo przedłużony. Dawno stracił już zainteresowanie kolacją, przenosząc je całkowicie na swoją żonę, która teraz była namiętnie całowana przez niego. Dobrze, że miała profesjonalny makijaż, bo przy tej łapczywości jego ust łatwo byłoby o rozmazanie chociażby pomadki czy szminki. Teraz jednak nie musiała się tym martwić, a Nero korzystał z tego jak zawsze, gdy tylko miał okazję ją pocałować. Spojrzał na nią niezadowolony, gdy oderwała się od niego, spodziewając się, że już wymyśliła coś innego. Jemu w zupełności wystarczyłby ten pocałunek, który z pewnością przerodziłby się w stosunek seksualny za kilka chwil. Widząc jednak minę Elisy i jej oddanie się tej chwili, a także skończony posiłek, westchnął lekko, wiedząc co go czeka. - Tak, tak... - rzucił zrezygnowany, bo nie miał jakiegoś gigantycznego nastroju na taniec. Z resztą - nigdy nie miał. Wiedział jednak, że w tym wypadku nie może jej odmówić, a nawet jeśli by chciał, to nie byłby w stanie tego zrobić, bo pani Nero miała za sobą kilka kluczowych argumentów, począwszy od diabolicznego spojrzenia skończywszy na rozkazach, które dziwnym trafem Giotto chyba tylko od niej przyjmował. Syn Fobosa podniósł się z krzesła i położył jedną dłoń na talii Włoszki, drugą zaś ujął jej, by poprowadzić ją w tym chwilowym tańcu. Szybko jednak znudziła mu się ta pozycja i czując ogromną potrzebę pocałowania swojej żony, przeniósł obie dłonie na jej biodra i prowizorycznie objął ją, by od razu przysunąć się i obdarować ją czułym, a jednocześnie z sekundy na sekundę coraz bardziej namiętnym pocałunkiem. Oderwał się od niej dopiero po kilku długich chwilach, nie odsuwając się jakoś znacznie. Dalej poruszali się w rytm wolnej piosenki, a brunet dodatkowo spoglądał w jej oczy, opierając swoje czoło o jej. - Kocham cię, Eliso Nero - szepnął czułym tonem, niepodobnym do niego. Ponownie zainicjował pocałunek, który tym razem był bardzo delikatny. Nie przerywając go, obrócił ukochaną tak, by oparła się o niego plecami i objął ją, splatając palce obu dłoni na jej podbrzuszu. Pocałunek wciąż trwał, tylko wymagał od Elisy nieco większej gibkości zwłaszcza szyi. Minęło kilka chwil i Giotto w końcu się od niej oderwał, by od razu przenieść muśnięcia swoich ust na skórę jej szyi, policzek oraz okolice kącika ust czy skroni. Nie wypuszczał jej z objęć, ale też nie dociskał jej bardzo mocno do siebie, by było jej jednocześnie miło, ciepło i komfortowo.
Elisa uwielbiała całować się ze swoim - w końcu - mężem. Było to przyjemne doznanie nie tylko na tej płaszczyźnie podstawowej, odczuwania fizycznie przyjemności, ale też na wielu innych. A w tym momencie bardzo ważny, o ile nie najważniejszy było kontekst emocjonalny - bardzo się kochali i właśnie się pobrali. Zdawało się przy tym, że zdecydowanie mocniej odczuwała nawet pocałunki. Ciekawe. Włoszka zdawała sobie sprawę, że jej mąż nie lubi tańczyć. Nic dziwnego, bo w ogóle za jakimikolwiek innymi akcjami nie przepadał poza pocałunkami i seksem. Jedno i drugie jeszcze ich czeka tej nocy i to nie raz, a brunetka chciała wykorzystać jeszcze szansę na coś, do czego później go nie namówi, gdy się rozkręcą. A przecież wcale taka pewna nie była czy urządzą wesele dla obozowiczów, jeszcze o tym nie rozmawiali przecież. Była pewna, że część będzie się tego domagać i że Gio nie ma na to ochoty. Ona sama lubi takie imprezy, bo to daje pozytywnego kopa, ale cholera wie czy im się to uda. Wolała więc chociaż chwilę pobujać się z ukochanym na kołyszącym się jachcie. Uśmiechnęła się uradowana, gdy zaczęli się bujać być może nawet w rytm lecącej w tle muzyki. Kobieta nie była pewna, bo praktycznie jej nie słyszała, tylko szum fal i przede wszystkim swojego świeżo upieczonego męża. Gdyby jednak się nieco ocuciła, z pewnością usłyszałaby muzykę, która nie grała tak znowu cicho. Gdy mężczyzna ją do siebie przyciągnął, uśmiechnęła się rozbawiona wiedząc, co się szykuje, by zaraz skupić się jedynie na pocałunku i jego bliskości. - I ja ciebie, Giotto Nero - uśmiechnęła się rozczulona zarówno jego wyznaniem, jak i tonem głosu, który nie wskazywał na robota (jak to zwykle bywa), a na istotę czującą. Wiedziała doskonale, że Gio ją kocha, ale ten ton to coś niezwykłego. Oczywiście chętnie uległa pocałunkowi, by chwilę później nieco odchylać głowę tylko po to, by ich usta się nie rozdzieliły. To było przyjemne, co tu dużo kryć. Przymknęła oczy i nieco odchyliła szyję, gdy mężczyzna zaczął pieścić ją po niej i okolicznych fragmentach skóry. Tkwiła tak w jego objęciach zadowolona, że może go wreszcie nazywać swoim mężem. W końcu jednak ponownie zwróciła się w jego kierunku zarzucając mu ręce na szyję. - Co powiesz na to, żebyśmy wzięli tą butelkę wina, jakieś przekąski i przenieśli się do sypialni? - wyszeptała muskając usta męża przy każdym słowie. Giotto nie zdawał sobie do tej pory sprawy, że to tu minie ich pierwsza noc i wszystko, co jest im potrzebne znajduje się już w szafach w sypialni czy łazience.
Giotto Nero
Re: Włochy - Elisa i Giotto Nie 11 Paź 2020, 21:21
Dziś wszystko było inne - dużo lepsze. Giotto wspiął się na wyżyny swoich możliwości, by tylko Elisa zapamiętała ten dzień jako jeden z najlepszych w swoim życiu. Jemu jako minimaliście wystarczył fakt ślubu, ale skoro nadarzyła się okazja, by upiększyć w jakiś sposób ten dzień i uszczęśliwić swoją żonę, to Nero chociażby miał stanąć na głowie, zrobiłby wszystko to, co brunetka by chciała. Stąd więc ta troska o drobiazgi, kolacja zaręczynowa, taniec, deklaracja założenia rodziny czy choćby cały dzisiejszy wieczór. Raz na ruski rok Nero mógł być wzorowym mężczyzną dla swojej kobiety i najwidoczniej dzisiaj właśnie ten dzień wypadał. Paradoksalnie wszystko to, co miało tu miejsce, przychodziło mu dużo łatwiej niż normalnie. Giotto wiele chował w sobie, ale miał jakieś uczucia i zdarzało się, że w jakiś sposób je okazywał. Było więc w nim trochę romantyzmu czy czułości, których aż tak bardzo nie okazywał dotąd Elisie. Miłość teoretycznie wynagradzała brak tego wszystkiego, ale jako małżeństwo musieli pracować na dobre samopoczucie nie tylko swoje, ale również swojego współmałżonka. Szykowały się ogromne zmiany w życiu Giotto Nero. Całował ją czule, namiętnie i jakby chcąc pokazać jej każdym kolejnym ruchem swych warg, że jest największą miłością jego życia i że zrobi wszystko, by ukochana była szczęśliwa u jego boku. Chciał też przekazać tym pocałunkiem całą swoją miłość, której nie był w stanie przeliczyć w żaden sposób. Gdy już zaczął się nakręcać, trochę przystopował z muskaniem jej szyi, co najwidoczniej spotkało się z dezaprobatą Elisy. Ta zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała na niego, a Giotto od razu domyślił się, o co w tym wszystkim chodzi. Czuł przyjemne dreszczyki z każdym muśnięciem jego warg, gdy proponowała mu przeniesienie się do sypialni. Wpadł zarazem na głupi pomysł, który bez odpowiedniej kontroli może się skończyć niezłymi siniakami. - Pieprzyć te wino i przekąski - stwierdził zdecydowanie i niezbyt poetyckim językiem, jak to on. - Chcę się z tobą kochać, żono - powiedział spokojnie, swoim standardowym tonem, który miał dodać powagi do całej tej wypowiedzi. Bez jej pytania wziął ją na ręce, uważając na to, by nie znieść jej w żaden sposób sukni i powoli ruszył w stronę ich sypialni na jachcie, uważając na każdym kroku, by nie uderzyć o coś, wszakże było tu mało miejsca, a w dodatku bujało. Gdy weszli do kabiny, Nero natychmiast położył na łóżku swoją żonę, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął się do niej dobierać. W tym momencie suknia była już dla niego ogromnym problemem, dlatego nie robił tego na siłę, a delikatnie z jej pomocą, chcąc pozbawić ją stroju bez jakichkolwiek uszkodzeń materiału. Zatrzymał się więc na... początku, spoglądając zrezygnowany, a jednocześnie z ogniem w oczach na ukochaną. - Zdejmij ją i chodź tu - stwierdził, po czym sam zaczął zrzucać z siebie marynarkę, buty, spodnie, krawat, koszulę i zostając w samej bieliźnie. Był ciekawy, czy Elisa jeszcze chwilę się z nim podroczy, czy napalona zedrze z niego bokserki i zaczną się kochać. Obie wersje mu odpowiadały, choć w przypadku tej pierwszej, liczył na jakiś mały pokaz w bieliźnie czy bez, może nawet na jakiś taniec. Był zachłanny i liczył na nagrodę za organizacje poprzedniego dnia oraz pierwszej części tego. Pytanie, co na to Elisa Nero?
Elisa Nero
Re: Włochy - Elisa i Giotto Nie 11 Paź 2020, 23:33
Elisa wiedziała przecież o jego uczuciach. To, że dzieci Fobosa były uznawane za bezduszne nie oznaczało, żeby sądziła, że jej mąż nie jest w stanie kochać. Kochał i ona doskonale o tym zarówno wiedziała, jak i odczuwała to. Może nie był on romantykiem, może nie okazywał jej miłości w tradycyjny sposób, ale to nie oznaczało, że w nią wątpiła. Gdyby tak było, nie byłoby ślubu. Ba, nie byliby razem, gdyby tak stereotypowo na niego patrzyła. Niewiele się w tej kwestii różnili, bo dokładnie tak samo całowała go kobieta, a raczej odwzajemniała jego pocałunki. Było w nich tyle miłości, czułości i pragnienia, ile tylko była przekazać tak pozornie prostym gestem. Miała nadzieję, że to odczuwał. To nie tak, że muskanie jej bardzo wrażliwej szyi spotkało się z dezaprobatą. Wolała jednak te pieszczoty przenieść w bardziej intymne miejsce, nim skończy się to tak, że ich noc poślubna zostanie skonsumowana na środku pokładu, na teoretycznie widoku całej załogi obsługującej ten jacht, która nie była znowu tak mała. Co prawda nie wchodzili im w paradę od przyniesienia posiłku, ale nie wątpiła w to, że tu zerkali, by sprawdzić czy czegoś nie potrzebują. Uśmiechnęła się rozbawiona, gdy typowo po swojemu zaczął wypowiedź. Dalsza część zmieniła ten rozbawiony uśmiech, w zadowolony i trochę rozczulony, gdy tak ładnie się do niej zwrócił. Zarówno chodziło o "żono", jak i "kochać", w końcu z jego ust zwykle to drastycznie inne określenia padając, choć pani Nero wie, że nie chce on umniejszyć temu aktowi miłości. Po prostu taki był. Objęła go w szyi, gdy wziął ją na ręce i w ten sposób dostali się do kajuty. A w tej łóżko zajmowało niemal całą powierzchnię i był dość spory, zajmując niemal cały dolny pokład. Elisa jednak wiedziała o co musi zadbać, jeśli to na jachcie miała być ich noc poślubna. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Giotto przeniósł ją przez ich pierwszy próg będąc jednocześnie ciekawą, czy jakimś cudem będzie pamiętał o tym, by zrobić też to w ich mieszkaniu. Obstawiała, że nie i nie żeby miała mieć o to żal. W końcu to tylko tradycja i towarzyszące temu zabobony, w które nie wierzyła. Zaśmiała się cicho zarówno na jego zrezygnowany wyraz twarzy, jak i słowa. Podniosła się z łóżka i stanęła na środku wolnej przestrzeni ich tymczasowej sypialni, tyłem do ukochanego. Złapała jego dłoń swoją i powoli nakierowała go na materiał zaczynający się u dołu jej pleców. Tam wyczuwając palcami, wskazała na ukryty zamek. Gdy Gio go rozpiął, Elisa odwróciła się wreszcie przodem do niego. Powoli zsunęła ze swoich ramion ramiączka, tym samym pozwalając materiałowi opaść na ziemię. Z racji tego, że była to suknia, materiał nie rozłożył się płasko na podłodze, a suknia wciąż do kolana mniej więcej ją przysłaniała. Wydostała się z jej środka i zamiast zająć się ukochanym, sięgnęła po przygotowany wieszak, na którym umieściła od razu suknię wieszając ją na drzwiach szafy. Uśmiechnęła się do męża pozostając jedynie w białych majtkach i pończochach w tym samym kolorze - częściowo, część na nogach była cielista, jedynie pasek był śnieżnobiały. - Czy może być? - spytała cicho powoli podchodząc do swojego męża zmysłowo przy tym kręcąc biodrami.
Od kiedy się zeszli, Giotto nigdy nie ukrywał tego, jakim uczuciem darzy Elisę, ale jego podejście mogło czasem denerwować. Nie miał w sobie przecież tyle czułości, miłości czy romantyczności, ile można byłoby wymagać od zakochanego mężczyzny. Od zawsze był przecież samotnikiem, chodził własnymi ścieżkami i odbiło się to na jego kontaktach międzyludzkich, które nie były aż tak zaawansowane i normalne, jak wszyscy by chcieli. Żona jednak potrafiła to docenić i dzięki temu, że z drobnych gestów wyłapywała te wszystkie wyznania miłości czy jakąś uczuciowość, syn Fobosa nie musiał się o nic martwić. Elisa czytała go doskonale i gdy tylko chciała, z łatwością mogła dostrzec chociażby to, jak Nero na nią patrzy. Spojrzenie pełne miłości, pożądania i pewności, że to wszystko jest prawdziwe, a ona jest i będzie najważniejszą kobietą w jego życiu. No oczywiście o ile nie pojawi się córeczka, to wtedy będzie musiała się podzielić pierwszą lokatą. Gdy już znaleźli się w kajucie, Giotto czekał zniecierpliwiony na to, aż ukochana zrzuci z siebie suknie, co nie było wcale takie łatwe. Musiał jej pomóc w rozpięciu jej, co tylko komplikowało sprawę. Poradzili sobie jednak z tym, a pani Nero dość sprawnie zrzuciła z siebie materiał, umieszczając ją od razu na wieszaku, a później na drzwiach szafy. Nie ukrywając podziwu, syn Fobosa spoglądał na swoją małżonkę, zachwycając się każdym skrawkiem jej ciała. Znał je na wylot, a mimo to ciągle potrafiła go czymś zaskoczyć, a także podniecać do takiego stanu, że gdyby od jego dobrego zachowania zależałby seks, to byłby nawet miły dla ludzi! Tak był na nią napalony. Usiadłszy na dolnym krańcu łóżka, cały czas obserwował uważnie powolnie podchodzącą do niego Elisę, która przy okazji kokietowała go ruchem swoich bioder. Nero niemalże jak zahipnotyzowany spoglądał na jej ciało, a z każdym kolejnym krokiem, gdy Włoszka była coraz bliżej, serce biło mu mocniej i robiło mu się goręcej.
Każdy widział, co chciał widzieć. Może i Giotto nigdy nie ułatwiał zadania innym za bardzo, ale byli nieliczni, którzy przez to się przebili i nie miała tu na myśli siebie. Łatwiej jednak było osądzić kogoś powierzchownie bądź nawet po stereotypach, co było tak debilne, że nie powinno mieć miejsca u tych "podobno bardziej inteligentnych niż ludzie". A jednak byli takimi samymi debilami wierząc w to, że dzieci Afrydyty chcą tylko uprawiać seks z każdym kto się napatoczy, są uczuciowe czy że każde dziecko boga wojny musi szukać konfliktów na siłę. Zabawnie było, gdy na takiego debila ktoś inny spojrzał schematycznie i wtedy to przestawało się podobać. Hipokryci, wszędzie hipokryci. Pani Nero gdyby się uparła poradziłaby sobie sama dokładnie tak samo, jak przy nakładaniu jej. Chciała jednak jego dotyku i tym samym spowolnienia tempa, bo przecież nigdzie im się nie śpieszyło, tak? Być może najbardziej romantyczne nie było zajęcie się od razu suknią, ale nie mogła pozwolić, by leżała i gniotła się na ziemi. To ukochany musiał jej akurat wybaczyć. Po chwili była uwaga Włoszki skupiona całkowicie na nim, więc mogli się bawić tak, jak tylko na to mieli ochotę. Uwielbiała to robić, tak wolno do niego podchodzić. Wtedy doskonale widziała rosnące w jego oczach pożądanie i to, jak on ją widzi. Nie miała wątpliwości, że był to obraz zakrzywiony i wyidealizowany, ale lubiła to poczuć. Zresztą która kobieta tego nie lubiła?
Giotto nie należał do ludzi najcierpliwszych, dlatego też Elisa musiała uważać, by tą kokieterią nie doprowadzić do takiego stanu, w którym jej mąż ewidentnie nie jest zadowolony z przeciągania struny. Na jego szczęście jednak kobieta lubiła i potrafiła to robić w taki sposób, by oboje byli z tego zadowoleni. Wpatrywanie się w ciało Elisy było jednym z ulubionych zajęć Giotto, bo doskonale wiedział, że jego ukochana jest prawdziwą seksbombą. Każdy facet oglądał się za nią, a syn Fobosa miał to szczęście, że miał to na wyłączność i w dodatku w rozmaitych formach. Mógł wpatrywać się w nią do woli, mógł ją dotykać, całować, pieścić czy fantazjować o niej. Teraz dodatkowo wszyscy widzieli, że Włoszka jest zajęta, bo miała na palcu obrączkę. To również bardzo mu się podobało.
Elisa Nero
Re: Włochy - Elisa i Giotto Nie 18 Paź 2020, 23:47
Pani Nero doskonale wiedziała na ile i kiedy może sobie w tej kwestii pozwolić. Rozpoznawała dni, kiedy jej mąż bywał całkowicie niecierpliwy, a kiedy zaczynał tracić cierpliwość z jakiegoś powodu. Wbrew pozorom i tej jego masce obojętności, to akurat było wręcz banalne do wywnioskowania, także Włoszka pozwalała sobie na tyle, na ile oboje byli wciąż z tego zadowoleni.
Po namiętnym seksie świeżo upieczonych małżonków, nadszedł czas na odpoczynek, który mógł się odbyć w dwojaki sposób. Albo mogli poleżeć i się poprzytulać, albo pójść pod prysznic. Te drugie w sumie go trochę dziwiło, bo dotąd nie przebywał na żadnym luksusowym jachcie i tak jak własna kajuta byłą w jego zasięgu, tak już własna łazienka była czymś, co ciężko byłoby mu sobie wyobrazić. Elisa jednak zadbała, by ta noc była wyjątkowa i żeby poczuli chociaż namiastkę tego, co ze swoim budżetem mogą zrobić w Palermo. Gdy zaczęła go zaczepiać, Nero doskonale wiedział, że jego żona albo będzie chciała coś porobić, albo pójść pod prysznic. To był ich taki rytuał, że po kilku orgazmach szli sobie razem się popluskać, po czym kontynuowali seks jeszcze w łazience. Giotto nie zamierzał kończyć w żaden sposób ich stosunków dzisiaj, bo prawdę powiedziawszy, dalej był napalony na swoją żonę. Noc poślubną mieli tylko jedną i należało ją wykorzystać w najwłaściwszy sposób. - Chodź pod prysznic - zarządził, jednocześnie podnosząc się z łóżka. Chwilę później pociągnął za nogi Elisy, przyciągając ją do siebie i nachylił się, by złożyć na jej ustach pocałunek, a także podnosząc i ją z wyrka. Postawił ją na nogi i objął w dole pleców, przeciągając ile się da całą scenę pocałunku. Dopiero gdy poczuł, że jest usatysfakcjonowany nim, udał się z córką Nyks pod prysznic, a tam jak to zawsze w ich przypadku bywało, było dziko i namiętnie. Kąpiel była dość długa i chyba oboje zdążyli dojść po kilka razy. Później wrócili do łóżka, poprzytulali się, popieścili i finalnie znowu zaczęli się seksić, jak to państwo Nero. Zasnęli bardzo późno i dlatego obudzili się również dopiero koło południa. Giotto udał się rano pomedytować, zjedli później śniadanie, pokorzystali jeszcze z wynajętego jachtu (oczywiście bzykali się, bo co oni innego mogli robić?) i przed obiadem zacumowali do portu, dziękując za bardzo dobrą obsługę i za nie przeszkadzanie przez te dwa wyjątkowe dla nich dni. Wrócili do swojego apartamentu, zjedli obiad, spakowali się i później mieli jeszcze chwilę dla siebie (zgadnijcie, co robili). Przed godziną dwudziestą byli już z powrotem w obozie. Wyszli z portalu trzymając się za ręce i mając na palcach obrączki, których od teraz nie zamierzali w ogóle zdejmować. Wiadomym było, że będzie im się to zdarzać z różnych przyczyn, ale najbliższe tygodnie miały polegać na chwaleniu się wszem i wobec zmianą statusu. Następny przystanek? Wesele w obozie!