Droga do otrzeźwienia DpyVgeN
Droga do otrzeźwienia FhMiHSP


 

Droga do otrzeźwienia

Gość
Gość
avatar
Droga do otrzeźwienia Sob 01 Sie 2020, 16:34

48dec21987d69bfdd0e59fa14abb3b6f.jpg
Folklore Galichet


27.07-13.08, Mongolia


Dzień po spotkaniu ze swoją drużyną i rezygnacji ze stanowiska kapitana, Folk obudził się w posiadłości Dionizosa. Najwyraźniej dnia poprzedniego musiał zachlać mordę tak bardzo, że jedyne miejsce, do którego drogę pamiętał to mieszkanie swojego opiekuna. Po otwarciu oczu leżał jeszcze w bezruchu paręnaście minut kiedy w końcu postanowił zmienić pozycję na sofie z leżącej na siedzącą. Uczynił to i spojrzał przed siebie. Na stoliku przed nim znajdowała się jajecznica i dosyć ciepła herbata, zaś w fotelu za stolikiem siedział sam Dionizos. Mężczyzna nie wyglądał na złego, jego oczy były raczej pełne swojego rodzaju politowania. Ciszę w pokoju przerwał głos Galicheta:
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć Dionizosie… Może to wszystko było po prostu już zbyt wiele dla mnie. – Sięgnął po herbatę i upił dwa łyki ciepłego napoju. Niemalże natychmiastowo poczuł skurcz w żołądku, który w przypadku mało wprawnego alkoholika oznaczałby nadchodzące wymioty – tak się jednak nie stało. – Pamiętasz jak kiedyś opowiadałeś mi o pewnym miejscu, w którym mogą pomóc mi sobie z tym poradzić? Chciałbym spróbować. – Spojrzał na swojego wieloletniego opiekuna.
Na twarzy Dionizosa pojawiło się niemałe zdziwienie.
- Jesteś tego pewien Folklore? To nie będzie ani łatwa, ani przyjemna „przygoda”. Wiele osób nie poradziło sobie w tamtym miejscu i skończyło jeszcze gorzej niż przed trafieniem tam. Jesteś świadom tego, że jeśli Ci się nie uda to staniesz się już całkowicie bezużyteczny jako heros?- czekał na odpowiedź byłego kapitana.
Folk wziął głęboki wdech.
- Już w tym momencie jestem bezużyteczny. Dionizosie, kurwa! Ten obóz potrzebuje wojowników, a nie alkoholików oraz pizd… Muszę to zrobić, więc tak, jestem pewny. – oparł się o oparcie sofy.
- Niech tak będzie… Wyruszysz jeszcze dzisiaj. – Po tych słowach bóg podniósł się z fotela i wyszedł z pomieszczenia.
Jeszcze tego samego dnia Folklore spakował w swoją torbę podróżną wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a następnie udał się do miejsca, w którym znajdowały się portale. Tam czekał na niego Ignacy, satyr, który był stałym pomocnikiem Dionizosa. Bez słowa włączył jeden z portali, a następnie nakazał Galichetowi przejście przez niego. Kiedy Folk doszedł do portalu satyr rzucił jedynie „Powodzenia”, a następnie zniknął tak jak cały otaczający mężczyznę świat.
Cała podróż trwała dosłownie chwilę, a na końcu jej Folk znalazł się w miejscu, w którym nigdy jeszcze nie był. Góra, na której się znalazł była cała zaśnieżony, a widok wokół robił ogromne wrażenie. Cały teren wyglądał zupełnie jak Jotunheim, lodowy wymiar nordów. Nic jednak bardziej mylnego, gdyż miejsce, w którym aktualnie znalazł się Folk to jedyna prawdziwa Mongolia.
Byłemu kapitanowi jednak nie było dane długo podziwiać pięknych widoków, gdyż mroźne powietrze i niska temperatura dosyć szybko dały o sobie znać. Rozglądając się wokół siebie dostrzegł ścieżkę, która prowadzić powinna na szczyt góry. Nie tracąc więc więcej czasu Folk ruszył dróżką. Cała podróż nie trwała więcej niż godzinę, a przed oczami Folka pojawiła się ogromna świątynia. Zaciekawiony Galichet pchnął ogromne drzwi bramy wejściowej i zajrzał do środka. Całe miejsce wewnątrz posiadało magiczny klimat, a mieszkańcy placówki wyglądem przypominali mistycznych mnichów. Jeden z łysych, przypominający trochę Johnnyego Sinsa, od razu podszedł do Galicheta i przywitał się. Dzięki znajomości języka mongolskiego Folk był w stanie bez problemów odpowiedzieć oraz wyjaśnić cel swojej podróży do tego miejsca. Mnich uśmiechnął się i poprosił herosa, aby ten udał się z nim do środka świątyni.
Miejsce było piękne, wszędzie stały figurki greckich bóstw, a na samym środku ołtarz z podobizną samego Zeusa. Przed ołtarzem znajdował się też jeszcze jeden mnich. Był jednak starszy od pozostałych, a wyglądem przypominał bardziej mistrza Pai Mei. Po wysłuchaniu Galicheta mężczyzna przejechał parę razy swoją dłonią po brodzie i rzekł, że zgodzi się przyjąć herosa. Zapewnił jednak, że droga, którą będzie musiał tutaj odbyć będzie ciężka i mordercza. Poinformował również pół boga o tym, że istnieje duże prawdopodobieństwo zgonu. Folk nie mając nic do stracenia zgodził się na te warunki.
Po dogadaniu wszystkich szczegółów „Łysy” odprowadził Folka do jego nowego pokoju i poinstruował o wszystkich zasadach panujących w świątyni. Przedstawił także Galichetowi pełną rozpiskę czynności, które będą działy się z mężczyzną podczas pobytu w placówce. Po wyjaśnieniu wszystkiego zasugerował chłopakowi przespanie się, a następnie odszedł zostawiając Folka samemu.
Cały pobyt w tym miejscu Folk mógłby opisać jednym słowem – piekło. Na samym początku chłopak zmuszony został do całkowitego odstawienia alkoholu. Proces ten zajął niemalże dwa tygodnie. Przez cały ten czas Folk kurwił, walił w ściany, wymiotował i rozpierdalał wszystko co stanęło na jego drodze. Nie zabrakło również w tym czasie spotkań z mnichami, których zadaniem była pomoc Folkowi w przezwyciężeniu nałogu. Mnisi nie raz stosowali metody podchodzące pod tortury – przywiązywali go do pali w śnieżne noce i zostawiali w samej bieliźnie aż do poranka, zmuszali go do tytanicznego wysiłku, który miał zapobiec myśleniu o alkoholu, itp.
Po tym czasie przyszedł czas na przywrócenie dawnego Folka do życia. Przez swoje „nawyki” Folk strasznie osłabił swoje ciało, a więc konieczne było przywrócenie do go dawnej formy. Każdego dnia, przez wiele godzin Folk trenował z mnichami sztuki walki. Odbywał również próby wytrzymałości, na które składały się chociażby takie rzeczy jak okładanie metalowymi pałkami czy chodzenie po rozżarzonych węglach. Wszystko to miało na celu przywrócenie ciała herosa do jego dawnej twardości i wytrzymałości. Reszta czasu poświęcona została przez Folka na ćwiczenie sztuk walki oraz walki orężem, a także nauczenie się sztuki medytacji. Celem jej miała być pomoc Folkowi w zbieraniu myśli i walki z nałogiem kiedy ten chciałby znów wziąć górę.
Wszystko zajęło Galichetowi około czterech miesięcy. Były to cenne cztery miesiące, w których dziecko Tartaru mogło zaatakować obóz i zniszczyć go doszczętnie. Na szczęście Folk dowiedział się od Pai Meia, że miejsce to rządzi się zupełnie innymi prawami, a jeden rok tutaj to zaledwie kilka dni w świecie poza murami świątyni. Uspokojony tym faktem odnowiony Galichet postanowił powrócić do obozu.
Na następny dzień zebrał swoje rzeczy i udał się do świątyni. Tam podziękował mistrzowi za wszystko co dla niego uczynił. Następnie opuścił świątynię, aby powrócić do domu. Problem w tym, że portal działał tylko w jedną stronę więc Folk musiał poradzić sobie bardziej tradycyjnymi metodami, a co za tym idzie podróż do obozu zajęła mu jeszcze kilka dni…
Droga do otrzeźwienia
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Similar topics
-
» Droga



Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Fabuła-
Skocz do: