Mieszkanie 11 - Marc Deverill - Page 3 DpyVgeN
Mieszkanie 11 - Marc Deverill - Page 3 FhMiHSP


 

Mieszkanie 11 - Marc Deverill

Idź do strony : Previous  1, 2, 3
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sro 08 Cze 2022, 09:56

Olivia i może była na swój sposób konserwatywna, zwłaszcza w odczuciu kogoś, kto w obozie spędził niemal całe życie, ale to nie oznaczało, że nie lubiła seksu i że ta sytuacja ją nie podniecała. Nie była w końcu zakonnicą i nie złożyła ślubów czystości. Była po prostu zdecydowanie nie tak rozwiązła, jak większość półbogów z tego miejsca.
Widziała jego zaskoczenie i przez moment obawiała się, że zrobiła coś nie tak. Zaraz jednak jego uśmiech i całus sprawił, że zapomniała kompletnie o tej obawie. Gdy Marc jej potwierdził niejako opuszczenie wanny i przejście na łóżko, brunetka ostrożnie wyszła z urządzenia. Wytarła się pobieżnie i już chciała iść do sypialni, kiedy to Deverill zaczął ją dotykać i całować. Gale rzecz jasna temu nie oponowała i nie była też mu dłużna, dlatego też droga do sypialni zajęła im zdecydowanie więcej czasu, niż trwałoby to normalnie. Z jednej strony to głupie, skoro wiadomo na czym im teraz zależało, a z drugiej strony czy można im się dziwić?
- Tutaj - odpowiedziała nieco rozbawiona, chwilę wcześniej zerkając na znajdujące się za nią łóżko. Na szczęście na tym nie leżały żadne klamoty, bo to mogłoby być nieco deprymujące. Marc jednak zaraz zaskoczył ją nieco tym bardzo otwartym pytaniem, na które ona nieco się zawstydziła, ale czy podniecony mężczyzna w ogóle to wyłapie?
- Niecierpliwię - odparła po chwili cicho z małym uśmiechem i chwytając go za dłoń przyciągnęła go do siebie. Sama też podeszła bliżej łóżka , jednak nie rzucała się na nie, tylko pocałowała ukochanego namiętnie. Po chwili jednak usiadła na łóżku, a potem zaczęła się cofać starając się jednak nie przerwać pocałunku. Czując za sobą poduszki, dopiero się położyła i nieznacznie rozchyliła nogi ułatwiając brunetowi zrobienie tego, czego oboje od dawna już bardzo pragnęli.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sro 08 Cze 2022, 11:34

Podniecenie naznaczało wszystkie ich poczynania, dlatego droga do sypialni zajęła im dużo dłużej niż normalnie, ale na to narzekać nie zamierzali, wszakże zajęli się sobą w najlepszy możliwy sposób. Marc nigdy nikogo nie całował z taką pasją i zaangażowaniem jak właśnie Olivię, co tylko potwierdzało, jak bardzo jej pragnął i jak cieszył się z faktu, że w końcu się zeszli. Był nią zauroczony już od dawna, od jakiegoś czasu również ją kochał, co było coraz trudniejsze do ukrycia. Pojawiły się te akty zazdrości, dziwne i przede wszystkim głupie kłamstwa, ale jak widać bogowie im sprzyjali, skoro przysłali Afrodytę, by naprawiła to za nich. Teraz pozostało im tylko skupić się na sobie i na tym, że w końcu będą parą, którą być powinni już od dawna.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Pon 27 Cze 2022, 18:15

Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Wto 28 Cze 2022, 12:49



Zt x2
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Pią 21 Kwi 2023, 15:51

Wystarczyło teraz spojrzeć na Marca, by zorientować się, że mężczyzna przeżywa jeden z najlepszych okresów w swoim życiu. Rozterki odnośnie pozostania w obozie minęły najpewniej bezpowrotnie, a wszystko to za sprawą Olivii, która wprowadziła wiele kolorów do jego egzystencji. Odkąd tylko wyznali sobie uczucia i zeszli się (w końcu), nabrał całkowicie nowej energii do życia, a jego dotychczasowe problemy zostały zażegnane. Skupiał się bowiem jedynie na tym, by wracać do swojej ukochanej po każdej misji i spędzać z nią jak najwięcej czasu. Choć wiadomo, dawał jej też trochę przestrzeni, nie był przecież nie wiadomo jakim zazdrośnikiem.
Dzisiaj nie różniło się od pozostałych dni, bo i ten rozpoczął się od porannego treningu, a później miał popołudniowy patrol i cały wieczór dla siebie. To oznaczało spędzenie czasu z Gale, która ostatnio też miała nieco więcej obowiązków z racji jej rosnącego stażu w obozie. Byli jednak na tyle elastyczni i skuteczni, że potrafili dostosowywać „dyżury” wszędzie tak, aby spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Duża była w tym zasługa Corvusa, który unowocześnił pracę w obozie i dzięki temu można było też często wybierać sobie odpowiednie pory do obowiązków takich jak patrole, misje czy treningi z młodymi. Oni dość szybko złapali odpowiedni rytm i dzięki temu cieszyli się sobą więcej, aniżeli inni spotykający się ze sobą półbogowie.
Patrol minął szybko i bezproblemowo, bo spotkali raptem kilka troglodytów, którzy nie stanowili większego wysiłku dla doświadczonych herosów. Jednocześnie nie było też dzięki nim nudno, bo przy braku jakiejkolwiek akcji patrol mógłby się po prostu dłużyć. Deverill zatem pojawił się w obozie gdzieś w okolicach godziny 15:00, co oznaczało, że do spotkania z Olivią zostały mu dwie godziny. Nie chciał przeszkadzać ukochanej, więc od razu udał się do mieszkania i tam postanowił na nią zaczekać, w międzyczasie biorąc prysznic oraz podgrzewając sobie posiłek z kantyny, po który zaszedł po drodze.
Nagle usłyszał dzwonek do drzwi i zaskoczony odwrócił głowę w stronę wejścia, nie spodziewając się żadnej wizyty. Pomyślał jednak, że może udało się jakoś córce Ullra skończyć wszystko wcześniej, dlatego też od razu na jego usta wstąpił uśmiech. Jakież było jego zaskoczenie, gdy po otwarciu drzwi zamiast dostrzec ukochaną, zobaczył… swoje odbicie. Początkowo uznał to za jakiś żart, jednak od razu złapał o co chodzi i nim przybysz się odezwał, Deverill od razu wrócił do neutralnego wyrazu twarzy.
- Jesteś mną z innych czasów, prawda? – było to pytanie retoryczne, bo nie sądził, że jakieś dziecko Lokiego robi sobie z niego żarty.
Drugi Marc kiwnął twierdząco głową, po czym od razu dodał.
- Tak dokładniej, to z przyszłości – i rzeczywiście, jak teraz heros się przyjrzał dostrzegł odrobinę więcej blizn i zmarszczek oraz przede wszystkim dłuższą brodę niż ta jego w okresach, kiedy decyduje się na zapuszczanie (ostatnio nie, bo Olivia nie lubi jak drapią go jego włosy tam).
Syn Eris westchnął zrezygnowany i zaprosił przybysza do środka, jednocześnie oferując mu jakiś napój. Było to dość dziwne, że mówił do samego siebie, ale też szybko zrozumiał, że może to być zupełnie inna osoba. Doszły przecież do niego słuchy, że chociażby taki Scott z innej linii czasowej nie zachowuje się tak samo gburowato jak jego tutejszy odpowiednik.
- Pojebana sytuacja, co? – zagaił, choć tak naprawdę nie wiedział, o czym ma rozmawiać z przybyszem. Otworzył mu natomiast butelkę piwa zgodnie z życzeniem, bo to też go wcale nie dziwiło, że wobec takich wydarzeń chciał golnąć sobie.
- Gdzie Olivia? – spytał po chwili, dostrzegając kobiece ubrania leżące na sofie, w tym charakterystyczny koronkowy stanik Gale, który najwidoczniej był też noszony przez nią w rzeczywistości przybysza.
- Skąd wiesz, że to jej? – odpowiedział Marc.
- Pamiętam wszystkie jej ciuchy, no może z małymi wyjątkami – rzekł spokojnie, jednak można było wyczuć jakąś dziwną aurę u tego osobnika. Deverill zaczynał nabierać podejrzeń, gdyż gość zachowywał się trochę dziwnie. Nie oceniał jednak zbyt pochopnie, gdyż sam przecież przechodził przez wiele złych okresów i może jego odpowiedni właśnie w takim był. Zastanowiło go natomiast to, że mówił o Gale tak, jakby coś się zadziało z nią w jego czasach. Przynajmniej tak to zinterpretował, bo nie powiedział mu tego wprost.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Nie 23 Kwi 2023, 19:49

- 11 -

Olivia była naprawdę szczęśliwa, a to wszystko za sprawą Deverilla, który mało tego, że rozkochał ją na zabój, to jeszcze odwzajemniał uczucie, dbał o nią i generalnie robił wszystko jak należy. Była więc szczęśliwa, choć nadal wolałaby być szczęśliwa w Nowej Zelandii, jak tutaj, no ale mieli co mieli.
Prawdę mówiąc obecna sytuacja z półbogami z innych czasów ją mocno przerażała, choć starała się tego po sobie nie pokazywać ani Marcowi, ani nikomu innemu. Pierwszego nie chciała niepokoić, a reszta mogłaby to wykorzystać. Nie żeby była szczególnie nielubiana, ale świrów to tu nie brakowało. Zwłaszcza w obecnych czasach. Trenowała intensywniej, jakby to miało jej w czymś pomóc, a także skrywała się w swoim miejscu w lesie, którego nawet ukochany nie znał. Tam zwyczajnie leżała w ciszy albo siedziała oparta o drzewo i wsłuchiwała się w naturę, w ciszę. To koiło nerwy, przynajmniej na kilka chwil.
Dzisiaj jednak po porannym treningu, miała swoje obowiązki. A polegało to poniekąd na kolejnym szkoleniu, ale i pracy jednocześnie. A mianowicie uczyła się i pomagała tworzyć eliksiry. Ciekawiło ją to, dlatego postanowiła iść w tym kierunku mając kilka opcji. Nie była typowym wojownikiem jak Marc, więc wolała szukać zadań wewnątrz, choć treningów nie odpuszczała. Wiedziała, że umiejętności bojowe mogą albo ją wepchnąć do grobu albo ocalić.
Towarzyszyła więc dzisiaj doświadczonemu herosowi podczas zbioru roślin, a następnie przy przygotowywaniu przeróżnych eliksirów. Oczywiście ona głównie była przy tych najprostszych, ale starała się pomagać Alecowi przy tych bardziej skomplikowanych chociażby wymierzając mu różne składniki. To niesamowite, co natura potrafiła zdziałać.
- To gdzie Olivia? - dopytał ponownie, bo nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie, a przecież doskonale znał te ubrania. Jego tutejszy odpowiednik nie miał co łgać, zresztą chyba nie było nic złego w tym pytaniu. Upił nieco piwa, by ukryć uśmiech na samą myśl, że Gale jeszcze żyje w tych czasach. No, ale oni byli w obozie, nie NoGods. Móc ją znowu zobaczyć żywą... To byłoby coś.
Pół godziny później córka Ullra nacisnęła na klamkę od mieszkania ukochanego, chcąc go zaskoczyć szybszym spotkaniem. Udało im się przygotować szybciej wywary, a teraz pozostało im czekać, więc Alec zwolnił ją szybciej z dyżuru, o ile można tak to nazwać. Żwawym krokiem weszła do mieszkania, lecz gdy tylko spojrzała na kanapę, przystanęła i poczuła, że robi jej się słabo. Najbardziej bała się dwóch przybyszów - swojej i Deverilla.
- Powiedz, że dwoi mi się w oczach... - powiedziała słabym głosem czując się coraz gorzej. Sytuacja ją przerastała, więc organizm postanowił ją ochronić - zemdlała padając jak długa na podłogę.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sro 26 Kwi 2023, 16:31

Do dziś Marc nie zastanawiał się mocno nad tym, jak zachowałby się w momencie otrzymania informacji, że ktoś ważny dla niego odbył podróż w czasie i teraz przyjdzie mu się z taką osobą spotkać. Za nic też nie spodziewał się, że przyjdzie mu stanąć w oko z samym sobą. Marc, mimo kilku drobnych różnic, wyglądał i nawet mówił niemal identycznie co Deverill z tych czasów. To dawało mu sporo do myślenia, jednakże cały czas gdzieś tam w środku starał się trzymać od tego na dystans i przede wszystkim nie zaufać zbyt szybko przybyszowi.
Stąd właśnie brak jakichkolwiek odważniejszych reakcji ze strony „tego prawdziwego” syna Eris, który bardziej przyglądał się swojemu sobowtórowi, niż wchodził z nim w jakiekolwiek dyskusje. Co prawda o kilka rzeczy wstępnie musiał zapytać, ale gdy tylko padły słowa o Olivii, brunet momentalnie nabrał jeszcze większego dystansu. I pewnie trwałoby to jeszcze znacznie dłużej gdyby nie fakt, że niedługo po tym pytaniu w mieszkaniu pojawiła się właśnie córka Ullra.
Starał się ukryć swoje zdenerwowanie, dlatego jedynie przywitał się skinieniem głowy z ukochaną, jednak zaraz zerwał się z fotela, kiedy ta zemdlała. Rzecz jasna nie zdążyłby jej złapać, dlatego z pomocą umbrakinezy stworzył jej przestrzeń, na którą ta mogła opaść i dzięki temu nie rozbiła sobie głowy. Od razu ruszył do niej i objął ją. Tutaj pojawił się pierwszy poważny zgrzyt między nim a Deverillem z innych czasów, bo ten również wyciągnął swoje ręce ku Gale, chcąc zrobić dokładnie to samo.
[i]- Kimkolwiek jest dla ciebie w twoich czasach, tu nią nie jest i pamiętaj o tym[/b] – choć ton był spokojny, dało się odczuć w nim pewien element groźby ze strony właściciela lokum, na co drugi Marc zareagował tylko prychnięciem i powrotem na swoje miejsce.
By nie niepokoić ukochanej, syn Eris od razu zaniósł ją do sypialni, po czym zamknął się z nią w pokoju i ułożył ją na łóżku. Przez moment gładził ją delikatnie dłonią po policzku, by zaraz cichymi szeptami próbować ją ocucić w jakiś sposób. To nie przyniosło jednak oczekiwanych rezultatów, więc postanowił zadziałać nieco inaczej. Zaczął do niej mówić w miarę normalnym tonem i cmokał ją w policzek raz po raz, jednocześnie odgarniając kosmyki włosów za jej ucho.
- Kochanie, obudź się – rzucał raz po raz i gdy brunetka w końcu otworzyła oczy, Deverill odetchnął cicho z ulgą. - Nastraszyłaś mnie – dodał nieco ciszej i pocałował ukochaną tym razem w usta klęcząc cały czas przy brzegu łóżka.
Na razie nie poruszał kwestii pozostawionego samemu sobie w salonie Marca, jednak powoli musiał przechodzić do tematu, gdyż to była bardzo ważna sprawa.
- Musimy o czymś pogadać... – zaczął cicho i niepewnie, po czym spojrzał za siebie na drzwi, które były cały czas zamknięte. - W salonie czeka na nas Ja z przyszłości – rzucił od razu i pogładził brunetkę po głowie. - Chce z nami rozmawiać i pyta się o ciebie... – dodał już mniej pewnie. Na razie jednak nie miał zamiaru decydować za nią, czy od razu pójdą tam, czy może raczej w jakikolwiek sposób przygotują się na debatę. Był jednak pewien, że czeka ich wiele nerwów, zwłaszcza biorąc pod uwagę reakcję Olivii, która zemdlała przy nim pierwszy raz.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Wto 23 Maj 2023, 21:19

Olivie to wszystko przerosło, choć starała się oswoić siebie z myślą, że taki scenariusz może się ziścić. A jednak jej to nie wychodziło i nawet bardziej jak swojej kopii, bała się tej Marca. A co jak będzie się podszywał pod jej ukochanego? Wydawało jej się, że bardzo dobrze zna ukochanego, ale już słyszała o przypadkach, gdzie przybysz był identyczny nie tylko z wyglądu, ale też charakteru. Jak wtedy mieć pewność z kim rozmawia? Oszaleć można. Jak widać pojawił się fatal error i mózg zadziałał od razu wyłączając się na krótką chwilę.
Deverill z przyszłości patrzył z pewną zawiścią na to, jak jego odpowiednik zanosi Olivię do sypialni. Nawet nie zdążył się jej przyjrzeć. Też chciał ją trzymać w ramionach. Przeklął pod nosem i nasłuchiwał, bo nic innego mu przecież nie zostało. Może powinien wyjść, ale za bardzo chciał znów na nią popatrzeć. Czekał więc.
Gale nagle otworzyła oczy i w pierwszej chwili ściągnęła brwi nie rozumiejąc czym takim nastraszyła ukochanego. Zaraz jednak wszystko do niej wróciło.
- Zemdlałam - niby stwierdzała fakt, ale w jej tonie było mnóstwo niedowierzania. Tylko dlaczego? Nim jednak Marc powiedział o co chodzi, jej się przypomniało te dwojenie w oczach. I znowu ją zmroziło, choć nie na tyle, by znowu zemdleć.
- Dlaczego ze mną? - odpowiedziała niepewnie powoli podnosząc się do pozycji siedzącej. Poprawiła włosy i westchnęła, bo mogła się domyślić, że jej ukochany nie wie. - Chodźmy pogadać, ale pozbądźmy się go szybko. Nie chcę go widzieć - może to była dziwna reakcja, bo pewnie niektórzy by się ucieszyli z dwóch ukochanych w cenie jednego, ale ona widziała w tym same kłopoty i chciała trzymać się od niech z dala. Podniosła się więc z łóżka i splatając palce z ukochanym, wróciła do salonu. Siadła razem z nim na kanapie cały czas nie puszczając jego dłoni.
Przybysz wydawał się wręcz oczarowany i zapatrzony jak w obrazek odkąd Gale pojawiła się w jego polu widzenia. Dłuższą chwilę siedział więc tylko i patrzył, dopóki sama ona się nie odezwała.
- Chciałeś pogadać? - ton miała niepewny, cichy, bo było to dla niej co najmniej dziwne. Dobrze, że właściwy mężczyzna siedział u jej boku.
- Tak, chciałem. Jednak tak po prostu, o niczym specjalnym zdaje się - zamilkł na chwilę i jakby się zawstydził. - Tęskniłem Olivio - wykrztusił wreszcie, a brunetka spojrzała na niego znad uniesionych brwi.
- Dopiero się poznaliśmy - mógł wyglądać i brzmieć jak jej Marc Deverill, ale nim nie był. Nie znała go, ani on jej.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Czw 25 Maj 2023, 14:26

Marc naprawdę zmartwił się całą tą sytuacją, bo dotąd Olivii nie zdarzyło się mdleć przy nim, jednak dopuszczał do siebie możliwość, że tego typu szok był właśnie zapalnikiem do utraty przytomności. On sam uodpornił się już na wiele podobnych rzeczy, ale Gale nie miała takiego obozowego stażu jak on, więc koniec końców powinno się ją traktować znacznie lżej w kwestii reakcji. Ponadto, każdy człowiek czy półbóg nieco inaczej reagował na różne bodźce i tak jak u herosów omdlenia z emocji były rzadkością, tak dalej się zdarzały i można było uznawać to za coś, co nie zdarzało się raz na dekadę.
Deverill pogładził ukochaną po włosach, ale cofnął rękę, gdy córka Ullra podniosła się do pozycji siedzącej.
- Nie powiedział – rzucił spokojnie Marc, bo sam też nie prowadził jakichś wielkich dyskusji z samym sobą z innych czasów. Tak po prawdzie, to podzielał zdanie ukochanej i też miał ochotę się go pozbyć, gdyż zdołał dostrzec niemal od razu, w jaki sposób patrzy i reaguje na Olivię przybysz. Żaden mężczyzna nie chciał, by ktokolwiek patrzył na jego kobietę w ten sposób. No ale samemu sobie w ryj nie da, w końcu on mógłby zachować się podobnie w analogicznej sytuacji.
Skinął porozumiewawczo głową, zgadzając się w zupełności z Gale, że rozmowę należy przeprowadzić w miarę krótko, konkretnie i szybko, by pozbyć się drugiego Deverilla z mieszkania. Mocno splótł ręce z Olivią, gdy ta w geście niepokoju złapała go za rękę i tym samym okazał jej również takie wsparcie. Udali się więc do salonu, w którym przez zaledwie chwilę stali, a następnie postanowili usiąść na sofie blisko siebie. Marc cały czas nie puszczał dłoni ukochanej, która trochę pewniej czuła się ze splecionymi dłońmi. Postanowił też troszkę podgrzać atmosferę i dodatkowo przesunął wolną dłoń na kark ukochanej, który zaczął masować swoim kciukiem. To jednak w ogóle nie został odnotowane przez drugiego Marca, który wpatrywał się intensywnie w twarz Olivii.
Przez chwilę nie wtrącał się do rozmowy, jednak nie dało się nie zauważyć, iż stwierdzenie „stęskniłem się”, trochę podjudziło syna Eris. Dlatego też poprawił swoją pozycję na sofie i tym razem usiadł nieco bardziej wyprostowany, a jednocześnie przerzucił rękę przez ramię Olivii, dzięki czemu nie tylko splatał z nią swoją jedną dłoń, ale również obejmował ją drugą ręką.
- To nie jest twoja Olivia, więc nie traktuj jej tak – rzucił z ewidentną groźbą w głosie Marc, na co ten drugi uniósł brew i spojrzał tym razem na swojego odpowiednika z tych czasów.
- Wygląda jak ona – chciał być trochę bezczelny w tym momencie i sprowokować Marca, co jednak mu się nie powiodło. Wszystko za sprawą Olivii, która zareagowała w porę i ścisnęła mocniej jego dłoń jakby sugerując mu, że nie chce żadnego konfliktu i czuje się bezpieczniej, gdy są w miarę spokojni. Jemu to wystarczyło, by chociaż w części ochłonąć i nie zareagować na taką zaczepkę.
- Nie wiem, jak się tutaj dostałem, ale pierwsze co chciałem zrobić, to znów cię zobaczyć – odparł po chwili. - Minęło tyle czasu... – rzucił już nieco smutniejszym tonem i rozejrzał się wokół siebie, gdyż wyglądało to trochę tak, jakby zaraz miał się rozkleić. Jego wzrok utkwił na zdjęciu Marca i Olivii, które leżało na stoliku kilka metrów dalej.
- Wiesz, że nawet zdjęć twoich nie mam? – wypalił nagle i spojrzał na samego siebie z innych czasów. - Masz takie szczęście… zazdroszczę ci – czemu mówił ogólnikami? Cholera wie.
- Do rzeczy – ponaglił przybysza Deverill, po czym spojrzał kątem oka na Olivię.
- Mówiłem już, chciałem cię po prostu zobaczyć i z tobą trochę pobyć. To tyle – stwierdził to tak, jakby miał zamiar zostać tutaj na trochę dłużej niż te kilka minut rozmowy.
- Więc już ją zobaczyłeś i to wszystko. Wynoś się stąd – synowi Eris przeszkadzała obecność podróżnika, więc zgodnie z życzeniem ukochanej wyjawionym jeszcze w sypialni, Marc chciał się pozbyć samego siebie z mieszkania, na co ten drugi nie zareagował pozytywnie.
- Zmusisz mnie? – spytał kpiąco, jak gdyby wątpiąc w jakiekolwiek skuteczne środki ku temu. Przez moment „ten prawdziwy” Marc zaczął zastanawiać się, czy on też był takim bucem dla wszystkich poza Olivią?
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sob 19 Sie 2023, 12:29

Olivia nie bała się tej sytuacji, ale zdecydowanie czuła się w niej nieswojo. Nadal miała też wrażenie, że to jakiś sen albo gra w filmie, bo w jakim świecie ludzie podróżują w czasie i wyglądają tak samo? Nie zakładała, że jest to możliwe i mimo, że wie o tym od kilku dni, to nadal tego nie przetrawiła. Coraz bardziej popierdolony był ten świat, a co za tym idzie, coraz mniej chciała mieć z nim wspólnego. Splecione dłonie nie były jedynie wsparciem dla niej, ale też jasnym sygnałem, że swojego Marca ma przy sobie. A tamten to ktoś obcy i tyle. Kącikiem uśmiechnęła się mimowolnie, gdy Marc zaczął masować jej kark.
Gale kątem oka dostrzegła, jak zwrot o tęsknocie podziałał na ukochanego, zresztą zaraz znacząco zmienił pozycję, co też wiele mówiło.
Wkurzył ją tamten Marc, że tak prowokował ukochanego, ale tylko ścisnęła jego dłoń chcąc go uspokoić. No i jakby się tak zastanowić, to znała postawę przybysza. Widziała ją u swojego Deverilla w stosunku do innych. To wcale nie było pocieszające, że na pierwszy rzut oka byli bardzo podobni. Wolałaby dwie kompletnie różne osoby.
- Wygląd to nie wszystko - rzuciła spokojnie, choć jej spojrzenie posłało mężczyźnie ostrzeżenie. Nie chciała tu takich sugestii, tym bardziej, że obaj panowie trochę się zapominali i rozmawiali o niej jak o jakiejś rzeczy.
Nie potrzebowała wiele, by domyślić się, że ona sama w jego świecie odeszła. Trochę ją to rozmiękczyło, bo wyobraziła sobie siebie w analogicznej sytuacji. Na pewno chciałaby jeszcze raz zobaczyć Marca, nawet jeśli tylko wyglądałby jak on.
- Przestańcie! - rzuciła ostro, gdy w czasie jej zamyślenia panowie znów zaczęli skakać sobie do gardeł. Westchnęła cicho i spojrzała na to samo zdjęcie, na które przed chwilą jeszcze patrzył przybysz.
- Od jak dawna nie żyję w twojej rzeczywistości? - spytała spokojnie, bo skoro przykuła ich uwagę, to zamknęli się na chwilę.
- Wiele lat, nie wiem ile. Wolę nie liczyć... Ale dla mnie to jest tak, jakby to było wczoraj - przyznał spokojnie, a po chwili Gale wstała. Dała ukochanemu znać, że wszystko jest ok i zniknęła na chwilę w sypialni. Było słychać, że coś tam przerzuca i przesuwa. Po krótkiej chwili wróciła ze swoim zdjęciem sprzed kilku dobrych lat. Zwykłe zdjęcie portretowe, proste ubrania i lekki uśmiech w kierunku obiektywu. Podała fotografię mężczyźnie i wróciła do ukochanego.
- Możesz ją zatrzymać, ale więcej ode mnie nie oczekuj. Przykro mi, ale nie jestem twoją Olivią, a ty moim Marciem - wyjaśniła spokojnie, ale mężczyzna chyba był zbyt skupiony na zdjęciu, by to przyswoić albo tylko takie wrażenie sprawiał.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Czw 21 Wrz 2023, 14:30

Marca zdecydowanie niepokoiło zachowanie jego odpowiednika z przyszłości, bo już w zaledwie kilka wypowiedzi zdołał go do siebie zrazić swoją arogancją oraz wrogością. Nie żeby sam Deverill był oszczędny w słowach, ale póki co powstrzymywał się od pyskówek, jedynie mocno naciskał na to, by mężczyzna opuścił ich mieszkanie. Ten jednak był w całości skupiony na Gale i tym samym lekceważył w dość widoczny sposób wszystko to, co mówił Marc.
Z pytającym spojrzeniem syn Eris spojrzał na ukochaną, gdy ta zacisnęła mocniej dłoń, wskazując mu tym samym, by starał się być spokojny. Nie sądził, by on zachowywał się w taki sposób wobec innych, toteż jego zdaniem, gdyby zostało poczynione jakieś porównanie ich, byłoby po prostu nie trafione. Skinął natomiast głową, gdy brunetka potwierdziła jego wersję i również przyznała, że to nie jest ta Olivia, w której kocha się Deverill z innych czasów.
W pewnej chwili Gale wydarła się na nich, by przestali się kłócić, na co oboje zareagowali. Mieli przecież do niej szacunek i akurat jej słowo miało dla nich znaczenie, więc mimo niemal otwartego konfliktu, dali radę nie skakać sobie do gardeł chociaż przez moment.
Przez całe te zdenerwowanie syn Eris nawet nie połączył faktów i nie domyślił się, że Olivia z rzeczywistości jego klona już nie żyła. Gdy tylko ta kwestia została poruszona przez jego ukochaną, od razu wszystko się rozjaśniło i nawet spojrzał odrobinę łaskawszym okiem na przybysza, choć dalej miał ochotę go udusić.
Kiedy córka Ullra się podniosła, Marc tylko spytał wzrokiem, czy wszystko w porządku i gdy okazało się, że tak, z powrotem przeniósł spojrzenie na swojego wroga.
- Więc tym bardziej nie jest to twoja Olivia – zwrócił się w kierunku Deverilla z przyszłości, na co ten spojrzał tylko na niego ni to arogancko, ni to kpiąco. Było to bardziej tajemnicze spojrzenie, które dawało powody do niepokoju.
Rozumiał zachowanie swojej ukochanej, która z racji tego samego wyglądu co Olivia z innych czasów, postanowiła wręczyć Marcowi swoje zdjęcie, bo chociaż w ten sposób mogła mu pomóc poradzić sobie z cierpieniem, jakie niewątpliwie odczuwał do dziś. Z pewnym zainteresowaniem patrzył jednak na swojego rywala, który od momentu otrzymania fotografii nawet na nich nie patrzył. To go nawet zabolało, bo odczuł w jakiejś małej części jak bardzo musi być Deverillowi źle i przez moment przemknęła mu myśl, że w tym świecie historia mogłaby się powtórzyć. On by tego nie wytrzymał, albo tak przynajmniej myślał.
- Masz jej zdjęcie, rozmawiałeś z nią, wystarczy. Wynoś się – powtórzył, choć tym razem z nieco mniejszą stanowczością niż wcześniej, uwzględniając samopoczucie Marca z przyszłości.
- Dziękuję, Olivia – wydukał w końcu po kilku chwilach ciszy. - Do zobaczenia – uśmiechnął się na koniec i wyszedł jak gdyby nigdy nic.
Marca wręcz wryło, kiedy z taką pewnością jego klon stwierdził, że jeszcze zobaczą się z Olivią, co rzecz jasna nie było mu na rękę.
- Chyba nie zamierzasz się z nim spotkać jeszcze raz? – zapytał z niepokojem, jednocześnie wiedząc, że po Gale można się spodziewać odpowiedniej postawy i że na pewno nie zrobiłaby nic przeciw ich relacji, przynajmniej świadomie.
- Uważaj na niego, nie ufam mu – dodał po chwili i od razu pomyślał o jednym: Deverill jest synem Eris, więc będzie mógł wpływać w różny sposób na Nowozelandkę, która w przypadku mocniejszych mocy perswazyjnych może nie mieć szans się im przeciwstawić. A tu w dodatku mówiliśmy o jego sobowtórze, więc nawet podświadomie Gale mogła go traktować znacznie pobłażliwiej chociażby z racji posiadania tej samej twarzy co jej ukochany.
- Mam nadzieję, że znajdą sposób, żeby ich odesłać. I to szybko – rzucił na koniec i nerwowo ścisnął dłoń ukochanej.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sob 23 Wrz 2023, 20:40

Gale wiedziała, że nie jest nic winna z powodu samego wyglądu przybyłemu herosowi, ale tak po ludzku było kobiecie szkoda Marca. Postanowiła więc w choć niewielkim stopniu mu pomóc i zapewnić mu fotografię, co prawda swoją, ale którą mogła równie dobrze wykonać jego Olivia. Miał teraz pamiątkę, do której mógł wracać. Gale sama była zdania, że o ile byłaby w stanie przeżyć śmierć ukochanego (co samo w sobie jest wątpliwe), to ona właśnie spaliłaby wszystko, co z nim związane. Na pewno też nie mieszkałaby w obozie albo na ukochanych Wyspach, bo unikałaby wszystkiego, co nasuwałoby bolesne skojarzenia. Byli jednak inni i skoro on rozpaczał nad brakiem fotografii, to w tym zakresie przynajmniej mogła mu pomóc.
Skinęła tylko głową na jego podziękowania i choć kolejne słowa nieco w pierwszej chwili ją zdziwiły, tak w kolejnej już nie, więc się nimi nie przejęła. Najważniejsze było to, że opuścił już mieszkanie. Westchnęła nawet ciężko, jakby próbując wyrzucić z siebie cały ten ciężar tego spotkania.
- Oczywiście, że nie. Zakładam, że chodzi mu o obóz, raczej siłą rzeczy będziemy się na jego terenie widywać - wyjaśniła, jak ona to zrozumiała, choć być może to ukochany miał rację i o planowane spotkania tamtemu chodziło. Gale jednak nie zamierzała się z nim umawiać w żaden sposób.
- Wiesz, że ja nikomu z tych przybyłych nie ufam. Rozmawialiśmy już o tym i w jego przypadku nie ma zmiany w tej kwestii - przyznała spokojnie chcąc go uspokoić.
- Też mam taką nadzieję - przyznała szczerze i zbliżyła się do ukochanego wtulając się w zasadzie w niego. Trwało to dłuższą chwilę nim się nie uspokoiła i nie odsunęła odrobinę, by spojrzeć mu w oczy.
- Kocham ciebie i tylko ciebie. Żaden podrabianiec tego nie zmieni - przyznała spokojnie i cmoknęła go w usta.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Wto 26 Wrz 2023, 14:50

Deverill z pewnością wyglądał na zaniepokojonego i ciężko było mu się dziwić, w końcu jakiś „podrabianiec” otwarcie startował do jego ukochanej, powołując się w dodatku na jakieś wyimaginowane prawo, bo ta wygląda jak Olivia z jego czasów. Tylko obecność Gale spowodowała, że te spotkanie nie zakończyło się bijatyką, w której zapewne żaden z nich nie cofałby rąk, a może nawet poszliby o krok dalej.
Uspokoiło go trochę to, że Nowozelandka wprost zaprzeczyła możliwości spotkania się z nim sam na sam. Musiał jednak zdzierżyć to, że siłą rzeczy będą się widywać w obozie, póki zarządcy nie znajdą jakiegoś sposobu na odesłanie przybyszów do swoich czasów.
- I tego się trzymaj – przestrzegł ją, bo naprawdę nie chciał, by Olivia utrzymywała z nim jakiekolwiek kontakty. Sam gest ze zdjęciem i tak był już czymś nader stan, bo jego kopia nie zasługiwała na to, by otrzymać jakąkolwiek uwagę ze strony Gale. Dobrze więc się stało, że brunetka nikomu z tej grupy nie ufała, bo to oznaczało, że oboje będą czujni.
Trzymanie Olivii w objęciach było mu potrzebne, gdyż dzięki temu uspokoił się jeszcze bardziej i przede wszystkim skupił jedynie na tym, żeby czuć jej bliskość przy sobie. Na nią również zadziałało to kojąco, co tylko potwierdzało, jak bardzo się potrzebują w tych trudnych chwilach.
- Ja ciebie też kocham – odpowiedział jej równie spokojnie, wystawiając lekko usta do cmoknięcia, które chwilę później nastąpiło.
Jemu było jednak mało i obrócił ciało nieznacznie w kierunku Gale, by zaraz wpić się w jej usta i obdarować ją namiętnym pocałunkiem, który skończył się dopiero po kilkunastu sekundach. Na sam koniec uśmiechnął się lekko.
- Teraz lepiej – westchnął tuż po tym i znów objął ukochaną. Po chwili naparł na nią i tym samym położyli się na sofie.
- Zmartwiło mnie to, że zemdlałaś – zaczął temat. - To nie jest normalne wśród półbogów – dodał, zdając sobie sprawę z tego, że Olivia wciąż była niedoświadczona, jednak to nie usprawiedliwiało aż takiej reakcji. Wiadomo, że każdy był inny, ale akurat omdlenia z emocji u półbogów zdarzały się bardzo, bardzo rzadko. - Dobrze się czujesz? – spytał kontrolnie, choć sam nie dopuszczał do siebie myśli, by córka Ullra miała na coś chorować. To przecież też nie było tak popularne w ich świecie.
- Bo kiedy się nie widzimy, to dalej jesz i pijesz normalnie? – dopytał z troską w głosie i instynktownie zaczął ją głaskać dłonią po głowie, gdy ta wtulała się w jego klatkę piersiową.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Pią 10 Lis 2023, 21:59

Olivia co prawda uważała, że nieco zbyt krytycznie oceniał jej ukochany swoją kopię. W zasadzie facet zachowywał się tak samo z tą różnicą, że cierpiał po jej utracie. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, co czułaby w takiej sytuacji i jak łaknęłaby kontaktu, gdyby ktoś chociaż dawał złudzenie, że jest nim. Nie zamierzała jednak mówić tego głośno wiedząc, że Marc jest zdenerwowany.
Uśmiechnęła się lekko jak zawsze, gdy słyszała te słowa. Mogła to słyszeć i trylion razy, a i tak jej reakcja będzie taka sama - nieopisana radość, jakby za każdym razem dowiadywała się tego na nowo. Choć tak nie było, bo Deverill umiał okazywać miłość. Nigdy w jego uczucia nie wątpiła, odkąd o nich wiedziała.
Nie oponowała, gdy ukochany zainicjował kolejny, tym razem dłuższy pocałunek. Ochoczo go odwzajemniła posyłając mu na koniec podobny uśmiech, jak ten jego.
Nieco zmuszona położyła się na plecach na sofie ciesząc się bliskością mężczyzny. Lubiła czuć ten lekko ciężar jego ciała na sobie. Zaraz jednak uśmiechnęła się ciepło na jego słowa i wzruszyła lekko ramionami, jakby to miało wyjaśnić jej stan.
- Cóż, może zapomniałam, że już nie jestem człowiekiem? - zażartowała sobie, bo przecież nie umiała tego wyjaśnić. Wiedziała, że było to na tle nerwowym, ale jak sam Marc zauważył i tak niemal to się nie zdarzało. Wolała więc obrócić to w żart niż się martwić. Miała nadzieję, że nie wkurzy tym chłopaka.
- Dobrze, nie musisz się martwić - odpowiedziała spokojnie posyłając mu blady uśmiech. Nie dlatego, że coś ukrywała, a dlatego, że dziwnie się czuła. Jakby była jakimś dziwolągiem. Wcześniej odstawała od ludzi i o tym wiedziała, a teraz zaczyna odstawać od herosów. To gdzie ona miała pasować?
- Kochanie tak, nie bądź niemądry - próbowała być rozbawiona, ale widząc jego minę westchnęła i nieco zmarkotniała. - Daj spokój, nic się nie stało. Nie ma o czym dyskutować - rzuciła poważnie mając nadzieję, że pewny ton pozwoli mu to odpuścić. Na pewno teraz nie zamierzała biec do lekarza i się badać.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sro 22 Lis 2023, 14:51

Deverill nie potrafił podejść do tej sprawy ze zrozumieniem lub chociaż z jakimś dystansem, bo rozchodziło się tutaj o Olivię, na której bardzo mu zależało. Był osobą terytorialną i nieco zaborczą, więc każda próba zyskania uwagi jego ukochanej była traktowana przez niego jak swego rodzaju atak. Tutaj w dodatku drugi on otwarcie mówił o tym, że nie widzi różnic między Oliviami i zasugerował tym samym, że zamierza traktować ją jak tą swoją. A co to oznaczało? Flirty, podryw i ciągłą obecność w jej życiu, o którą sama ukochana nie zamierzała zabiegać.
Marc nie był tak oszczędny w swoich słowach jak inne obozowe persony w stylu Giotto, ale całkowicie rozumiał radość i jednoznaczne, pełne miłości spojrzenia Olivii, gdy odwzajemniał jej uczucia. Bo najczęściej to ona jako pierwsza mówiła, że go kocha, a on jej na to odpowiadał. Rzadko zdarzało się, by robił to bez tego wyzwalacza, co wcale nie oznaczało, że nie czuł takiej potrzeby. On po prostu nie był aż tak wylewny, by mówić to tak często sam z siebie, co z kolei nie było równoznaczne z tym, że nie robił tego nigdy. Jemu też się zdarzało powiedzieć to pierwszemu, nie był w końcu robotem jak Nero.
Kiedy ułożyli się na sofie, Deverill spojrzał na nią z uniesioną brwią nie kryjąc swojej irytacji z powodu tego, że ukochana zdawała się bagatelizować poważny problem.
- Nie żartuj sobie z tego, to poważna sprawa – skarcił ją, choć jego ton był bardziej troskliwy, aniżeli krytyczny względem jej zachowania.
Jej słowa jednak nijak go uspokoiły, bo widział swoje i choć dopuszczał do siebie możliwość, że przyczyną omdlenia mogły być zszargane nerwy, tak z doświadczenia trudno było mu w to do końca uwierzyć. To się nie zdarzało półbogom, a jeśli już, to w ekstremalnie stresowych sytuacjach, do których ta z pewnością należała. Może to był po prostu jej jakiś wewnętrzny bezpiecznik?
Mężczyzna uniósł dłoń i zaczął gładzić ukochaną po policzku, co w tej pozycji było średnio wygodne, bo musiał się przy okazji zapierać jedną ręką, by jej nie przygnieść. Na razie jednak nie odczuwał jakiegoś mocnego dyskomfortu z tego faktu.
- I tak będę – odpowiedział spokojnie, bo sama doskonale wiedziała, że to nie działa tak, że wystarczy coś powiedzieć i nagle przestaje się o czymś myśleć lub zamartwiać. Olivia pewnie nie raz nie dwa drżała ze strachu o niego podczas patrolu czy misji mimo zapewnień, że jest to coś rutynowego i istnieje nawet spora szansa na to, by niczego nie spotkać podczas obchodów.
Po poprawieniu pozycji gładził ją cały czas po głowie, a w pewnym momencie zaczął ją nawet drapać, o czym doskonale wiedział, że córka Ullra to uwielbia. Chciał ją zrelaksować, a to była najmniej kosztowna, a zarazem najbardziej efektywna możliwość ze wszystkich obecnie dostępnych.
- Kochanie… – rzucił nieco podirytowany, jednak dalej z troską w głosie. - To nie jest normalne wśród herosów – powtórzył się, jednak tym razem położył większy nacisk na swój ton i wszystkie pojedyncze słowa, by znacznie lepiej to wybrzmiało.
Zaraz jednak przekręcił głowę i rozszerzył źrenice nie kryjąc zdziwienia, a po czym uniósł za podbródek głowę ukochanej, by ta na niego spojrzała.
- A może ty jesteś w ciąży? – przyszło mu to do głowy, bo biologia ciężarnych półbogiń była dość skomplikowana i tak jak różniła się od tej ludzkiej choćby łagodniejszym przebiegiem, tak pojawiały się też różne skrajności, które czasem nawet nie były obecne wśród zwykłych kobiet. Może omdlenie było jednym z objawów rozwoju płodu w jej ciele?
Mimo tego, że Gale nawet nie zdążyła jeszcze nic odpowiedzieć, jego głowę zalały już dziesiątki myśli. Jedne dopuszczały możliwość bycia ojcem, inne zaś kompletnie temu zaprzeczały, co idealnie odzwierciedlało jego potencjalny stan w takim przypadku.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sob 30 Gru 2023, 17:03

- Jednorazowe omdlenie nie jest poważną sprawą - powiedziała spokojnie chcąc brzmieć rozsądnie, bo tak przecież było. Nie chciała słuchać o tym, że półbogom się to nie zdarzało. W takim razie może nie była PÓŁbogiem, a ćwierćbogiem? Niezależnie od przyczyny nie chciała słuchać, że jest kolejne środowisko, w którym będzie odstawać. Wolała nic z tym nie robić, aniżeli ogłaszać w całym szpitalu, że omdlała.
- Zrozumiałam! - fuknęła, gdy znów powiedział, że to nie jest normalne wśród herosów. - Najwidoczniej i tu nie pasuję - powiedziała ostrzej niż miała to w planach, ale była tym wszystkim poirytowana i zdenerwowana. Może faktycznie nie pasowała, zresztą i tak nie chciała tu żyć, więc może to była jakaś odpowiedź? Wrócić na swoją ukochaną wyspę, do rodzinnego domu i żyć wśród tych, od których też odstawała?
Spojrzała mu w oczy, gdy to na niej wymusił. Obserwowała zdziwienie na jego twarzy, jakby właśnie zrozumiał co z nią było nie tak. Otworzyła szerzej oczy, bo z całą pewnością nie spodziewała się takiego pytania. Zaśmiała się rozbawiona na tą możliwość, nim zdążyła się powstrzymać. Widząc jego niepewną minę, westchnęła i przybrała poważny wyraz i ton.
- Kochanie gwarantuję, że to nie jest to - zabezpieczali się, bo przecież ona nie chciała mieć dzieci. Nie chciała sprowadzać tej klątwy na kolejne pokolenia. Poza tym dla pewności badała się regularnie i tak się składało, że raptem dwa dni temu wykonywała test ciążowy. Cmoknęła go na złagodzenie swojego wcześniejszego śmiechu. Nie miała jednak ochoty na kontynuowanie tego tematu, więc owinęła mocniej wokół jego szyi ramiona i wciągnęła go w namiętny pocałunek.


Ostatnio zmieniony przez Olivia Gale dnia Wto 23 Sty 2024, 21:07, w całości zmieniany 1 raz
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Pon 01 Sty 2024, 17:05

Olivia mogła próbować przekonać Marca do tego, że omdlenie nie było niczym poważnym, ale on znał świat herosów znacznie lepiej od niej i jeśli istniała jakaś mała możliwość na utratę przytomności, to była ona na tyle mała, że wręcz nieprawdopodobna. To był tylko taki dupochron, by nikt nie przypieprzał się, że półbogowie nie mają 100% odporności na wiele rzeczy i że dopuszcza się pewne odchyły od normy, między innymi w sprawie omdleń czy chorób, które zdarzały się bardzo, bardzo rzadko tutaj. Niepokój więc go nie opuszczał, a sam Deverill mimo próby ukrócenia tematu przez ukochaną, cały czas myślał o tym mniej lub bardziej intensywnie.
Uniósł lekko brew, gdy córka Ullra fuknęła na niego, bo przecież nie chodziło mu o to, by robić z niej jakąś idiotkę. On się o nią martwił i z tego też powodu cały czas wyrażał swój niepokój, co dla niego było całkowicie normalne. Sama Gale przecież niemal co wyjście na patrol czy misje wyrażała swoje obawy, przestrzegała go przed wieloma rzeczami i prosiła o to, by dbał o siebie i wracał cały i zdrowy. Teraz w końcu on miał "okazję" pomartwić się o nią i ta próbowała przenieść jego uwagę na co innego? Nie z nim te numery.
Posmutniał lekko, gdy Nowozelandka stwierdziła, że nie pasuje do obozu. Znał jej problemy z tożsamością i brak możliwości znalezienia odpowiedniej społeczności, w której czułaby się jak w domu, toteż zabolało go te stwierdzenie. Tym bardziej, że on sam przecież przez wiele lat miał wątpliwości co do swojej obozowej kariery i tylko jej przybycie tutaj zmieniło jego myślenie. Swego czasu był przecież bardzo blisko NoGods i gdyby nie odpowiednie wyczucie czasu z przybyciem córki Ullra, to być może nie byłoby im dane się spotkać tutaj, a na polu bitwy.
Wsunął rękę pod tą jej i pogładził ją najpierw po brzuchu, następnie przejechał nią po jej piersiach, które były przysłonięte przez materiał ubrania i w końcu ujął jej dłoń w swoją, jednocześnie zaciskając odrobine swoje palce.
- Tu pasujesz - uśmiechnął się lekko. - A przynajmniej twoja dłoń pasuje jak ulał do mojej - cmoknął ją czule w policzek, starając się nieco załagodzić temat. - To, że jesteś wyjątkowa, nie oznacza, że nie pasujesz do obozu - rzucił po chwili i przeniósł dłoń, tym razem wsuwając pod ubranie ukochanej, chcąc pogładzić ją po brzuchu i po staniku w ramach pieszczoty.
- Obóz to co prawda nie Wanganui, ale na razie musi nam wystarczyć - celowo położył nacisk na słowa "na razie", bo wiadomym było, że planowali wyprowadzkę na Nową Zelandię za jakiś czas. Musiała się tylko uspokoić sytuacja z synem Tartaru oraz Olivia musiała nabrać więcej doświadczenia jako heros, by mogła bez problemu poradzić sobie na zewnątrz. Gdyby to zależało tylko od ich zachcianki, to prawdopodobnie już by się stąd wyprowadzili.
Obserwował ją uważnie i intensywnie, bo dla niego temat jej omdlenia nie był żartem, a że wyobraźnia zaczęła płatać mu figle, to pojawiły się również myśli o dziecku. Nie był na to gotowy, ale też o dziwo nie negował tego w żaden sposób, jak gdyby dopuszczał do siebie możliwość, że mogliby kiedyś mieć potomstwo razem.
- Na pewno? - nie żeby jej nie wierzył, ale przydałoby się jakieś potwierdzenie tych słów, na przykład wieść o zrobionym teście ciążowym niedawno.
On dla odmiany chciał o tym chwilę porozmawiać, bo naszło go na kilka pytań, ale Gale nie dała mu sposobności, by je zadać, gdyż zaraz zarzuciła na niego swoje ramiona i pocałowała go namiętnie, na co syn Eris mógł odpowiedzieć tylko w jeden sposób - odwzajemnieniem gestu i pogłębieniem. Brunet wplótł jedną dłoń we włosy Nowozelandki, dociskając odrobinę jej głowę do siebie i wsuwając język nieco głębiej do jej ust, drugą zaś trzymał swobodnie w okolicach jej kości ogonowej, pozwalając sobie od czasu do czasu na przejechanie po jej udzie czy plecach. Olivia wiedziała, jak go uspokoić i przenieść na coś jego uwagę, bowiem wkręcił się w ten pocałunek niesamowicie. No i jak to zawsze miało miejsce w przypadku dłuższych pieszczot, zaczął się też nakręcać, co półbogini mogła trochę poczuć pod swoimi pośladkami.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Wto 23 Sty 2024, 21:35

Widziała, że nieco go zabolały słowa o tym, że do obozu też nie pasuje, ale nie zamierzała przepraszać za to, jak się czuje. Doskonale wiedział, że chciała wrócić na wyspę i rozmawiała z nim o tym na długo przed tym jak się zeszli. Ba, nie ruszyłaby się z domu, gdyby to sam Marc się przed nią nie pojawił i nie próbował jej namówić na dołączenie do obozu. Jego poprzednikom to się nie udało i tylko jego osoba była w stanie to zmienić. Co nie zmienia faktu, że obozie czuła się źle i to nie tylko w kontekście społeczności, ale i klimatu. Całe życie mieszkała w innym, a nie tak jak większość tutaj jedynie przez krótkie 10 lat swojego życia.
Nie mogła nie uśmiechnąć się ciepło, gdy Deverill stwierdził w słodki sposób, że do niego właśnie pasuje. Westchnęła zaraz cicho słysząc o swojej "wyjątkowości". Teraz tak to nazywał, a przed chwilą jeszcze panikował z powodu jej omdlenia. Całe życie spędziła poza obozem dorastając i wychowując się w określony sposób mimo wiedzy, że odstaje od ludzi w jakiś sposób. Im jednak dłużej żyła w obozie, tym częściej myślała o tym, że bardziej odstawała. Niepotrzebnie wybudzała potencjał. Wolała lekko odstawać od ludzi, niż tak jak teraz na kilometr zarówno od nich, jak i od półbogów.
Zacisnęła usta w wąską linię, by nic nie odpowiedzieć na to, że obóz musiał im wystarczyć. Musiał wystarczyć bo potrzebowali jej w ramach mięsa armatniego, musiał wystarczyć bo była zbyt słaba; musiał bo wojna z synem Tartaru; musiał bo przybyli bogowie i będzie musiał bo kolejna sprawa się pojawi. Nie chciała się jednak kłócić, dlatego nie powiedziała nic.
- Na pewno - powiedziała z naciskiem i chcąc zakończyć temat zajęła się pocałunkiem. Zgodnie z planem mężczyzna porzucił wszelkie dywagacje i skupił się na niej, co było podwójną korzyścią, bo przecież samą w sobie jego bliskość uwielbiała. Wsunęła więc palce jednej dłoni w jego włosy zaciskając się lekko na nich, a drugą wsunęła pod jego koszulkę, by dotknąć twardych jak skala mięśni brzucha. W końcu się od niego odkleiła z małym, psotnym uśmiechem.
- Może zaniesiesz mnie do sypialni? - zaproponowała tylko wiedząc, że na jego reakcję nie będzie musiała długo czekać.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill Sro 24 Sty 2024, 12:59

Marc nie odczuwał ogromnego niepokoju związanego z tożsamością obozową Olivii, bo znał doskonale jej podejście do tej sprawy i wiedział, że dziewczyna traktuje pobyt tutaj jako coś tymczasowego. Powrót na Nową Zelandię był celem samym w sobie i z tego poniekąd mogła wynikać mniejsza chęć przystosowania się do zasad tutaj panujących oraz mniejszy nacisk z jej strony na zżycie się z innymi obozowiczami. Nie zmieniało to jednak faktu, że było mu po prostu smutno z tego powodu, bo przecież żaden chłopak nie chciał tego, by jego ukochana czuła się niepożądana, niedoceniana lub niechciana w danym towarzystwie, nie mówiąc już o tym, że nie chciał, by czuła się po prostu źle. A z tego niestety wychodził taki wydźwięk, że Gale jest tu tylko z przymusu, by zdobyć odpowiednie umiejętności, aby przygotować się do życia na zewnątrz.
Jej wyjątkowość nie do końca wiązała się z omdleniem, bo to był negatywny jej aspekt. Bardziej chodziło mu o to, że przybyła do obozu jako dorosła kobieta i tak naprawdę należała do mniejszości, pewnego promila herosów, którym udało się przeżyć przez lata poza obozem nawet pomimo braku odpowiedniego przeszkolenia. Co prawda brunetka miała mnóstwo szczęścia, czy może raczej szczęścia w nieszczęściu, że trafiała do środowisk, które skutecznie maskowały jej zapach, ale sam fakt przeżycia tak mnogiej liczby lat bez większego narażenia życia był już sam w sobie wyjątkowy.
Widział jej spojrzenie, kiedy przyznał, że na razie obóz jest jedyną możliwością, ale w żaden sposób go to nie ruszyło, przynajmniej widocznie, bo w środku trochę się martwił. Deverill zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nacisk na sprowadzenie kolejnych herosów i uporządkowanie spraw ze „spóźnialskimi” lub „porzuconymi” przez satyrów nie do końca związany jest z potrzebą odbudowy społeczności wewnątrz. Nie mówiło się o tym głośno, ale tylko dureń nie powiązałby faktów i wierzył Juarezowi we wszystko to, co mówił. Każdy kolejny heros nie był tylko dodatkową parą rąk do pracy w środku, ale też dodatkową pięścią, nogą, szablą, pistoletem czy innego rodzaju orężem, którego można było użyć podczas nieuniknionej wojny z synem Tartaru. Stąd też ogromny nacisk Marca na to, by Olivia szkoliła się i szkoliła, bo im więcej się nauczy i włoży od siebie, tym większa szansa na to, że przeżyje starcie. Z drugiej strony… zawsze mogli przecież uciec przed bitwą (lub bitwami), prawda?
Na szczęście temat się zmienił i przenieśli się w przyjemniejsze rejony, czego oboje potrzebowali po dniu pełnym wrażeń. Z ogromną ochotą i rosnącym cały czas podnieceniem przyjmował kolejne pieszczoty, które serwowała mu Gale i nawet westchnął cicho z przyjemności, kiedy wsunęła dłoń pod jego koszulkę, dotykając wrażliwszego punktu jego ciała – brzucha.
- Może zaniosę – powiedział nieco prowokacyjnie, choć oboje zdawali sobie sprawę, jak syn Eris się zachowa.
Przesunął się nieznacznie na sofie, by znaleźć wygodną pozycję do podniesienia się wraz z Olivią. Wsunął jedną rękę pod jej nogi, a drugą pozostawił pod jej plecami, dzięki czemu bez problemu wstał razem z nią i uśmiechnął się lekko, kiedy już nie siedzieli.
- Wolisz, żebym przeniósł cię przez próg jak swoją żonę, czy nie wytrzymasz tych kilku sekund bez całowania mnie? – jego uśmiech zmienił się w pewny, gdyż spodziewał się odpowiedzi Gale. Nie zakładał jednak do końca, że ukochana obróci się przodem do niego i oplecie go nogami, inicjując kolejny pocałunek, więc zostawił też furtkę do tego, by przenieść ją w taki sposób.
Zależnie od tego, którą możliwość wybrała Nowozelandka, w ten właśnie sposób została przeniesiona przez syna Eris do sypialni, a gdy tylko znaleźli się przed łóżkiem, Marc ostrożnie rzucił brunetkę na pościel, a następnie położył się na nią.
- Wolisz odpocząć czy znajdziesz siły na seks ze swoim facetem? – spytał bez żadnej negatywnej konotacji. Deverill w dalszym ciągu martwił się o swoją największą miłość, więc dopuszczał do siebie możliwość, że mimo początkowych chęci półbogini może nie czuć się na siłach, by się z nim kochać. Nie będzie mieć o to do niej żalu, wszakże nie było to najważniejsze w ich związku. Olivia zaspokajała go praktycznie zawsze, kiedy tego chciał, więc jeśli raz czy dwa mu odmówi, to nic się nie stanie przecież. Rozumiał to.
Sponsored content
Re: Mieszkanie 11 - Marc Deverill

Mieszkanie 11 - Marc Deverill
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3
Similar topics
-
» Marc Deverill
» Marc Deverill
» Mieszkanie 9 - Jin Kyoya
» Marc Deverill
» Marc Deverill



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Dzielnica Grecka :: Strefa Mieszkalna-
Skocz do: