Thomas nigdy nie był osobą, która dosyć często odwiedzała obozowy szpital, nie można było nazwać go stałym bywalcem. W życiu jednak bywało różnie, a tym razem stało się tak, że chcąc czy nie chcąc, musiał trochę przeleżeć w tym miejscu. Niby od zawsze lubił leżeć, aczkolwiek, wolałby we własnym łóżku niż takim szpitalnym. A wszystko zaczęło się przecież dosyć niewinnie, od pewnej misji, na której Blackwilda drasnął potwór, prosto w brzuch, zahaczając po drodze o ramie. Cóż, wypadki chodzą po ludziach. Jednak na całe szczęście obozowa medycyna miała się bardzo dobrze. Thomas nie miał zatem żadnych obaw dotyczących tego w kogo ręce trafia. To profesjonaliści, aż chciałoby się rzec.
Od czasu pamiętnego wypadku z potworem minęło kilka lub kilkanaście dni. Prawdę mówiąc syn Posejdona stracił trochę poczucie czasu. Mimo wszystko jednak pobyty w szpitalach były trochę nudne, na pewno istniało wiele rzeczy, które można by zrobić zamiast bezczynnie leżeć. W każdym razie co było dosyć ważne, raczej jego leczenie dobiegało już końca. Kto wie, może to już ten dzień, kiedy opuści szpitalny budynek? Pytanie tylko na jak długo, choć, znając jego szczęście to raczej za szybko tutaj nie wróci.
-I jak, będę jeszcze żyć, "doktorku"? - rzucił nieco ironicznie, aczkolwiek w formie żartu, w kierunku pierwszej lepszej osoby, która weszła do szpitalnej sali. Właściwie te określenie "doktorku" to pamiętał jeszcze za czasów dzieciństwa, z jakiejś bajki i o ironio, zwrot ten pasował idealnie, więc czemu by go nie użyć. Od poczucia humoru jeszcze nikt nie zachorował. Właściwie to miał cichą nadzieję, że ktoś mu zaraz powie że wychodzi. Ale cóż, równie dobrze mógł spędzić tutaj jeszcze jeden dzień albo dwa. Wszystko tak naprawdę zależało od medyków, którym mimo wszystko Thomas ufał, aczkolwiek, pewnie jak większość pacjentów, nie lubił długo przebywać w szpitalu.