Od dłuższego czasu Joanne miewała takie dni, w które kompletnie nie umiała sobie zagospodarować czasu. Towarzyszyło jej dziwne uczucie pustki i znudzenia, jakby sama nie wiedziała jaki sens ma jej egzystowanie. Nie w głowie jej były żadne depresyjne myśli, skądże. Po prostu włóczyła się pod obozie, szukając czegoś, co ją jakoś bardziej zainteresuje. Tego dnia zdążyła już odbyć swój indywidualny trening i odwiedzić nawet strzelnicę, gdzie sprawdzała, czy jej oko przypadkiem nie straciło na celności. Jak już odhaczyła wszystkie rzeczy, które mieściły się w programie standardowego dnia z życia herosa, wróciła do szwędania się. Przeszła się po jadalni, strefie dla greków, a nawet po bibliotece. Nic jednak nie przykuło dostatecznie jej uwagi i nie spotkała nikogo z kim chciałoby jej się w ogóle rozmawiać. Szła więc dalej. Nogi poniosły ją też do koloseum, gdzie też przemierzała wszelkie zakątki, jeden po drugim, aż wreszcie dotarła na widownię. Zajęła miejsce na pustej ławce, opierając na udach łokcie, a na dłoniach swój podbródek. Właśnie na arenie odbywał się jakiś trening dla młodych herosów, więc postanowiła sobie poobserwować ich starania. Nie była krytyczna wobec nich, bo jeszcze mieli przed sobą długą drogę. Wzgardzała jedynie pojedynczymi młodziakami, którzy ewidentnie się lenili, kiedy tylko ich trener spuszczał z nich oko. Joanne zawsze wymagała od siebie wiele, więc nie lubiła, kiedy otaczali ją herosi dający z siebie dosłownie minimum. Potem, w obliczu walki, dawali totalnie ciała albo chowali się i uciekali. Przychodzi taki czas, kiedy jest za późno, by wziąć się w garść, bo rówieśnicy są daleko do przodu. Córka Heliosa coś o tym wiedziała, bo kiedy dołączyła do obozu, osoby w jej wieku już dobrze sobie radziły, a ona była jeszcze zielona.
Gość
Gość
Re: Widownia Pią 14 Sie 2020, 22:06
Wczorajszy dzień był pełen wrażeń, a spotkanie z Corvem i pozostałymi w barze przyniosło wiele zmian w związku z życiem w obozie. Było to coś czego Folk nie mógł do końca przetrawić, a świadomość poważnych decyzji jakie z czasem wylądują na jego barkach mogła zniechęcić niemalże każdego. W związku z tym były kapitan dionizosów postanowił udać się w miejsce, w którm rozpoczęła się jego kariera jako kapitana drużyny dionizosa, czyli areny znajdującej się w obozie. Kiedy wszedł na ubitą ziemię poczuł jak wracają wspomnienia. Ogromn tego miejsca był wręcz przytłaczający, a atmosfera jaka na nim panowała miała w sobie coś niezwykłego. Folklore z początku poobserwował młodych herosów, którzy trenowali fechtunek przeróżną bronią, zjebał paru leniów, a następnie rozejrzał się po widowni. Mijając pustkę w końcu dostrzegł swoją byłą podopieczną - Joanne. Co prawda Folklore miał mieszane uczucia co do ich konfrontacji. Wciąż pamiętał bowiem twarz Jo na spotkaniu w strefie komfortu. Wtedy Folk nawet nie wyobrażał sobie jak bardzo mógł zranić dziewczynę. Teraz jednak było inaczej, po miesiącach na odwyku w końcu zrozumiał jak lekkomyślne było jego zachowanie. Nie ma teraz czasu na strach, a więc trzeba złapać byka za rogi i stawić czoła wszelkim przeciwnościom losu! Kiedy znalazł się już na widowni spokojnym krokiem podszedł do Joanne, a następnie zapytał: - To miejsce jest wolne? Po czym nie czekając na odpowiedź po prostu usiadł. To był jeden z niewielu momentów w życiu Folka kiedy te nie wiedział co powiedzieć.
Joanne Collins
Re: Widownia Pią 14 Sie 2020, 22:34
Joanne penetrowała swoim wzrokiem całą arenę, analizując każdego młodziaka po kolei. W myślach przypisywała im nawet jakieś głupie pseudonimy albo najzwyklejsze odzywki na podstawie tego jak ćwiczyli i wyglądali. Wśród nich znalazł się Marchewa, który miał tak rude włosy, że wydawało jej się niemożliwie, by naturalnie osiągnąć taki odcień. Zaraz obok niego stał Pan Salceson, który, jak sama nazwa wskazywała, był trochę tłuściutki, ale i tak był bardziej zawzięty od leniuchów, którzy wzbudzali w niej automatyczną niechęć. Była jeszcze Sadako, czyli dziewczynka z długimi czarnymi włosami, które zasłaniały prawie całą jej twarz, a to w dodatku z jej bladą cerą natychmiast kojarzyło się córce Heliosa ze słynną postacią z horroru, która wychodziła ze studni, a potem przecierała się przez ekran telewizora, by zabić swoje ofiary. Niebieskie tęczówki wędrowały dalej po arenie, aż zatrzymały się na osobie, która kompletnie nie wpasowywała się w ten cały zespół ćwiczeniowy. - Kurwa, no nie.- burknęła pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, że stał tam były kapitan Folklore Galichet we własnej osobie. Co gorsza, chyba wyłapał jej spojrzenie i zaraz po tym postanowił opuścić arenę, by przemieścić się na widownię. Kiedy Folk zmierzał w kierunku blondynki, jej spojrzenie nadal było zamieszone na trenujących dzieciakach, jakby próbowała zignorować jego obecność. To, że się do niej odezwał i nie czekając nawet na odpowiedź usiadł, zdecydowanie utrudniło jej zadanie. - Chyba nie potrzebowałeś odpowiedzi.- prychnęła, nadal patrząc przed siebie, jakby widok jego twarzy miał ją doprowadzić do natychmiastowego omdlenia albo torsji. To nie było nic innego jak nadproduktywne uprzedzenie po ich ostatnim spotkaniu, nic więcej.- Ale skoro spytałeś, to odpowiem.- odparła z pewną dozą irytacji w głosie. Wyprostowała się i w końcu spojrzała na Galicheta.- To zależy od tego kto zamierza tu siąść. Kapitan, któremu powierzałam swoją lojalność czy może nadęty buc ze skłonnościami do zjebanych teatrzyków?- rzuciła, nie kryjąc frustracji, która trzymała się jej odkąd doświadczyła nieprzyjemnego zebrania drużyny Dionizosów, kiedy to Folkklore oznajmił, że odchodzi. Z trudem przychodziło jej okazywanie takiej złości wobec niego, zważywszy na to ile on dla niej zrobił i na to ile ona była w stanie zrobić dla niego. Gorycz, która jej towarzyszyła od jego odejścia była jednak tak silna, że nie mogła powstrzymać tego odruchu, kierowanego tym okrutnym niesmakiem.
Gość
Gość
Re: Widownia Pon 17 Sie 2020, 17:36
Mężczyzna w spokoju wysłuchał tego co blondyna miała mu do powiedzenia. Zasługiwała na to tak samo jak każdy członek drużyny dionizosa. Ponadto Folk nieźle spierdolił na tym spotkaniu i był tego świadom. Intencje miał dobre, ale wykonanie jak często to się w jego przypadku zdarzało - chujowe. Dlatego też postanowił Jo wytłumaczyć to tym razem w zupełnie inny sposób, z nadzieją iż tym razem kobieta go zrozumie i wybaczy mu jego poprzednie zachowanie. W końcu wszystko robił w dobrej wierze. Patrząc na młodych herosów, którzy trenowali w końcu rzekł do kobiety: - Wiem, że zawsze byłaś mi lojalna Joanne. Wiesz o tym, że do niedawna każdy mógł wyzwać poprzedniego kapitana i zwyciężając z nim zostać jego następcą. Ja zdobyłem ten tytuł w taki sam sposób, zabijając mojego poprzednika. Niezależnie od tego jakie rządziły wtedy mną intencje to nie zmienia to faktu, że go zabiłem.. uciąłem mu łeb na oczach całego obozu. - Wziął wdech.- Widzisz tych herosów, część z nich jest członkami naszej drużyny. Czy byłabyś gotowa oddać za nich życie? Bronić ich przed jakimkolwiek zagrożeniem? W spokoju czekał na odpowiedź kobiety.
Joanne Collins
Re: Widownia Czw 20 Sie 2020, 08:26
Dotychczas Joanne nie miała innego kapitana niż Folka. O jego zwycięstwie się obecnie tylko opowiadało, a historia ta potrafiła przybierać w nowe elementy z biegiem czasu. Opowiastka przekazywana od osoby do osoby robiła się coraz bardziej zdeformowana, ale to jak było naprawdę wiedział tylko Galichet i herosi, którzy byli tego świadkami. Córka Heliosa przez chwilę nie wiedziała do czego ma nawiązywać przypomnienie jej o jego przejęciu drużyny. W końcu nie była zła o to, że ktoś wymagał od niej poświęcenia i lojalności wobec pozostałych członków jej drużyny. Prawdopodobnie było to bardziej osobiste rozgoryczenie, spowodowane tym w jaki sposób Folklore ich wtedy potraktował. - Czy byłabym w stanie oddać życie?- powtórzyła po nim to jedno z zadanych pytań, bo ono chyba pozostawiało najwięcej pola do przemyśleń.- Nie wiem. Uważam, że na takie pytanie nie da się odpowiedzieć, gdybając sobie na ławeczce. Doskonale wiesz, że na polu walki wszystko się zmienia.- odparła zupełnie szczerze. Nie zamierzała mu mówić, że oddałaby swoje życie za któregoś z herosów, którzy właśnie trenowali na arenie. To byłaby wątpliwa obietnica, bo bywali tacy, którzy teraz powiedzieliby wszystko, by zabrzmieć jak bohaterowie, a w obliczu walki instynkt przetrwania wziąłby górę.- Co nie znaczy, że nie walczyłabym za nich.- dodała, zerkając ponownie na młodszych półbogów. Doskonale pamiętała walkę w obozie, kiedy syn Tartara zaatakował. Wtedy Collins walczyła w imię obozu i nie posyłała strzał tylko w potwory, które nacierały bezpośrednio na nią. Robiła to za każdym razem, gdy znalazła się na to sposobność. Zrobiła kilkusekundową przerwę, bo potrzebowała chwili, by jeszcze o tym pomyśleć. Kiedy się nad tym zastanawiała, powoli się uspokajała. Folklore wydawał jej się jakoś spokojniejszy niż go pamiętała i może właśnie jej się to udzielało. - A ty? Gdy wyzywałeś poprzedniego kapitana, wiedziałeś, że będziesz w stanie skrócić go o głowę?- spytała, unosząc jedną brew.- Zresztą, nieważne. Najwyraźniej dobrze przemyślałeś swoje kroki, więc nie widzę sensu, by o tym dyskutować.- dodała po chwili, bo nie miała ochoty teraz polemizować na temat ostatnich zdarzeń. Nie czekając na odpowiedzi byłego kapitana, wstała z ławki i opuściła widownię.